poniedziałek, 7 marca 2016

Rozdział 24

"Nie żałuj umarłych Harry, żałuj żywych, 
a przede wszystkim tych, którzy żyją bez miłości

W nocy kilka razy się budziłam. Tym samym wyrwałam ze snu śpiącego na kanapie Marca. Chłopak zrobił mi kakao, porozmawiał, a potem zaproponował, że się ze mną położy. Skorzystałam z tej propozycji, ponieważ nie dość, że się boję ciemności to jeszcze jestem w nowym miejscu. Wiem, że jestem dziwna. Obudziłam się dopiero po dziesiątej, ale Marca nie było obok. Wyjęłam ubrania z walizki i skierowałam się do łazienki, gdzie zrobiłam poranną toaletę. Ubrałam się dzisiaj w spódnicę. W sumie to nawet nie wiedziałam czy chłopaki mają jakieś plany na dzisiejszy dzień. Wyszykowana postanowiłam zejść na dół. Na schodach wpadłam na Sergiego.
-Hejka pando- przywitałam się z nim mocnym przytulaskiem.
-Hejka mała- odpowiedział również wesoło- Właśnie szedłem cię obudzić bo zaraz będzie śniadanko- zakomunikował mi lokowaty.
-To dobrze bo umieram z głodu- powiedziałam. Zaraz znaleźliśmy się w kuchni. 
-Cześć Vic- przywitała się ze mną ciocia Manuela.
-Dzień dobry ciociu- odpowiedziałam- Pomóc ci w czymś?-zapytałam. W tej samej chwili do domu wszedł mokry Marc. Zgaduję, że pływał. Podszedł do mnie ucieszony i pocałował w policzek, a potem szybko gdzieś uciekł. 
-Nakryjesz do stołu w ogrodzie chudzinko?- spytała.Widziałam ten wzrok Roberto, gdy Marc do mnie podszedł. Czy on za wszelką cenę chce nas zeswatać?
-Jasne- wzięłam talerze, szklanki oraz sztućce i udałam się z nimi na zewnątrz. W mgnieniu oka siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się pyszną zapiekanką. Kocham kuchnię cioci Manueli. Po posiłku pomogłam cioci posprzątać, a potem wszyscy rozmawialiśmy. To chyba element główny tego domu, tej rodziny. Podoba mi się takie coś. O trzynastej Sergi pojechał podwieźć swoją mamę do pracy. Niestety, ale nie dostała ona urlopu na czas pobytu u niej synów. Lokowaty miał jeszcze jechać gdzieś do kolegi, więc byłam skazana na towarzystwo Marca. Nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało. Oglądaliśmy jakiś głupi serial typu "trudne sprawy". Wtedy zaczęłam rozmyślać. Czy zapytać o to Marca? Nie obrazi się? Trudno, raz kozie śmierć. 
-Byłeś może odwiedzić swoich rodziców?- spytałam i wyczekiwałam odpowiedzi.
-Nie- odpowiedział krótko. Chyba nie chce o tym rozmawiać, ale ja jestem zbyt ciekawską osobą, aby to uszanować. Powinni mi zakleić buzię i to tak porządnie.
-Czemu?- dopytywałam.
-Oglądaj- tymi oto słowami uciął rozmowę. Ja jednak nadal się nad tym zastanawiałam. Nie chciałam jednak już się nic odzywać. Jeśli będzie chciał to powie mi sam. Jeśli nie to trzeba to uszanować. Nie na wszystkie tematy musimy rozmawiać. Wróciłam do oglądania serialu.
-Od kilku lat tam nie byłem- odezwał się po kilkunastu minutach. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Nie wiedziałam o czym on mówi- U rodziców- dodał, widząc, że nic nie rozumiem.
-Dlaczego?- zapytałam nieśmiało. On się uśmiechnął słabo pod nosem.
-Bo się bałem- odpowiedział- Bałem się, że nie wytrzymam tam, że znowu będę o tym wszystkim myślał, że będę chciał wrócić do głupich zemst, że znowu odczuje ich brak- dopowiedział już nieco ciszej. Zrobiło mi się go tak szkoda. On na to nie zasłużył. Jest naprawdę dobrym człowiekiem. Tyle mi pomógł, był zawsze obok mnie. 
-Przecież i tak o tym myślisz, musisz odczuwać ich brak- powiedziałam, a on odwrócił głowę w stronę okna. 
-Nie myślę- zaprzeczył. Kłamał. Przysiadłam się do niego na kanapę, ponieważ wcześniej siedziałam w fotelu. Nawet nie wiem czemu to zrobiłam.
-Gdybyś nie myślał to byś nic nie czuł, nie miał uczuć- stwierdziłam. Czekałam na jego reakcję. Nie miałam zielonego pojęcia co teraz zrobi. Może za dużo powiedziałam. Może coś zrobiłam źle, ale ja tylko głośno myślę. A za swoje zdanie nie można przepraszać. 
-Może ich nie mam- odpowiedział pewny siebie i spojrzał mi w oczy. Nie był to wzrok taki jak zawsze. Chciał, aby jego spojrzenie było puste, bez wyrazu. Próbował wymazać wszystkie uczucia... Nawet z oczu, ale one są zwierciadłem naszej duszy. Widać było w nich ból i tęsknotę. Gdybym tylko mogła to zwróciłabym życie jego rodziców. Zrobiłabym wszystko, aby byli teraz obok niego.
-Masz- powiedziałam i się lekko uśmiechnęłam. Zmierzwiłam mu włosy i poszłam odnieść szklankę do kuchni. Postanowiłam nastawić zmywarkę. Gdy już ją zamknęłam do pomieszczenia wszedł Marc.
-Pojedziesz tam ze mną?- spytał. Cieszyłam się, że odwiedzi mamę i tatę. On sam tego potrzebuje. Zmarli podobno potrzebują naszej pamięci, ale my również potrzebujemy o nich pamiętać. Marc był taki mały, gdy zmarli jego rodzice. Jako dziecko nie był niczemu winny. Pozbawiono go prawdziwej rodziny, ciepła rodzinnego, rodzinnych wycieczek, całusów od mamy na dobranoc, taty do grania w piłkę. To wszystko próbowała zapewnić mu Manuela, ale wiadomo, że nic ani nikt nie zastąpi biologicznych rodziców. On był taki mały, gdy został na świecie bez rodziny. Nie ma żadnych wspomnień z nimi, a mimo to ich kocha.
-Jasne- odpowiedziałam i pojechaliśmy. Najpierw kupiliśmy największy bukiet herbacianych róż i znicze.
-Denerwuję się zupełnie jak przed meczem z Realem- powiedział, gdy wysiedliśmy z samochodu. Nie wiem dlaczego, ale chwyciłam go za dłoń. Chciałam mu dodać jakoś otuchy. On także złapał mnie mocno za rękę. Denerwował się i to bardzo. Dość szybko odszukał grób swoich rodziców. Leżały tam świeże kwiaty i kilka nadal palących się zniczy. Ktoś tu musiał być niedawno. To pewnie Manuela. Zapaliliśmy także świeczki, które przynieśliśmy i ułożyliśmy kwiatki. Marc stanął za mną i zarzucił mi ręce na moje ramiona. Głowę zaś oparł o moją. Musiał się sporo schylić, aby to zrobić. Objęłam jego ręce i lekko przechyliłam twarz, aby dotykać jego umięśnionych ramion. Poczułam zapach perfum piłkarza, które tak bardzo lubiłam. Oddychał ciężko i jeszcze mocniej mnie przytulił. W końcu zaczęliśmy się modlić. Każde z nas po cichu. 
-Poczekam przy samochodzie, a ty tu jeszcze zostać- powiedziałam i się lekko uśmiechnęłam. Wydaję mi się, że jest mu to potrzebne. Niech porozmawia z rodzicami sam. Powinien powiedzieć im wszystko, co tylko chce, więc nie może mnie tam być. On tylko pokiwał głową na znak, że się zgadza. Miałam już odchodzić, gdy mnie zatrzymał.
-Skarb, weź kluczyki od auta- po tych słowach wystawił rękę z kluczami. Chwyciłam za nie, a on mnie przyciągnął do siebie. Przytulił mnie i pocałował w czoło- Dziękuję- wyszeptał. 
-Nie ma za co Marcuś- nie chciałam zrobić mu na złość. To nie była chwila do śmiechu. Nie przemyślałam chyba tego. Jednak Bartra szeroko się uśmiechnął i pokręcił głową.
-Dlaczego mi to już nie przeszkadza kochanie?- zapytał jakby sam siebie. Nie wiem czy naprawdę tak było czy chciał tylko użyć tego ostatniego słowa. Wzruszyłam ramionami z małym uśmiechem i poszłam do samochodu. Zasiadłam na miejscu pasażera i włączyłam różne portale społecznościowe. Wtedy zadzwoniła do mnie Antonella. 
-Hejka Messi- przywitałam się z przyjaciółką. Cieszyłam się, że pogadamy. Jak ja jej dawno nie słyszałam. Dokładnie jeden dzień. Jestem nienormalna. 
-Cześć mała, co tam u ciebie?- zapytała radośnie. Ona i Leo zawsze są tacy. W sumie to tak samo wychowują Thiago. 
-A bardzo dobrze, a u ciebie?- byłam jakaś weselsza po naszej wycieczce, która się w sumie jeszcze nie zakończyła. Marcowi takie odwiedziny były potrzebne. Wiem, że się powtarzam, ale to chyba z radości.
-Też, ale opowiadaj- rozkazała. Zaśmiałam się do słuchawki.
-Ale co?- zapytałam nieco rozbawiona jej zachowaniem.
-Co robicie? Jak się zachowuje Marc, a jak Sergi? Co tam u cioci Manueli? Co dzisiaj robisz, robiłaś? Jakieś gorące ploteczki?- zadawała pytanie jedno po drugim. 
-U cioci Manueli jak w najlepszym porządku, pracuje, gotuje, rozmawia z nami, dba o nas. Chłopaki zachowują się normalnie jak na siebie. Znaczy nie... Sergiemu odwala. Aktualnie siedzę w samochodzie bo Marc jest jeszcze na cmentarzu u rodziców- odpowiedziałam na wszystkie pytanka.
-Co znowu robi Sergi?- spytała zrezygnowana.
-Próbuje wyswatać mnie z Marciem- powiedziałam, a ona się zaśmiała.
-A to polać mu!- zawołała do telefonu.
-Ee ee jakie słownictwo Messi- zaczęłam się z niej nabijać.
-Spadaj Malicka! A co z tym cmentarzem?- dopytywała. Ona jest taka ciekawska. Pod tym względem jesteśmy niemal identyczne.
-No przyjechaliśmy zapalić znicze na grobie jego rodziców i kwiaty położyć, pomodlić się- stwierdziłam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. W sumie to to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Ale on chyba nie odwiedzał swoich rodziców- zauważyła. Punkt dla niej.
-No nie, ale zaczęłam z nim o tym rozmawiać i poprosił mnie, żebym z nim pojechała- wyjaśniłam.
-A ty się zgodziłaś i cieszysz się, że on jest szczęśliwy- dokończyła za mnie.
-Skąd wiesz?- zapytałam podejrzliwie. Czyżby mnie śledziła? Jest tu jakaś ukryta kamera? 
-Trochę cię już poznałam. Wskoczyłabyś za nim w ogień- stwierdziła pewna siebie.
-Tak samo jak i za ciebie, Leo, Seriego, Rafe...- wymieniałam, ale nie dane było mi skończyć.
-A nie jest tak, że on już nie jest tylko przyjacielem?- spytała. 
-Tylko i wyłącznie przyjacielem- powiedziałam dumnie. 
-Ale jest ci bliski- oznajmiła. 
-Jest, ale jako przyjaciel- odrzekłam. 
-Jeszcze będę się bawić na waszym weselu- stwierdziła, a ja się zaśmiałam.
-Zapisz sobie to w kalendarzu! 10 sierpnia 2016 rok: powiedziałam, że będę się bawić na weselu mojej najlepszej przyjaciółki i Marcucia Bartry- zażartowałam. W tym samym momencie do samochodu wsiadł Marc- Dobra kończę głupku- "pożegnałam się" z nią, a ona się zaśmiała.
-A żebyś wiedziała, że tak zrobię. Papatki maluchu- po tych słowach rozłączyła się, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. To przekroczyło nawet głupotę piłkarzy. Chociaż nie wiedziałam, że tak się jeszcze da. Cóż, człowiek uczy się całe życie.
-I jak tam?- zwróciłam się do Marca.
-Całkiem dobrze- odpowiedział z wielkim bananem na ustach. 
-Jaki radosny- powiedziałam.
-Dobrze mi to zrobiło- stwierdził radosny.
-Nikt cię wcześniej na to nie namawiał?- zapytałam trochę zdziwiona.
-Manuela i Sergi suszyli mi głowę o to bez przerwy przez kilka miesięcy. Potem od czasu do czasu nalegali, żebym jednak tam pojechał, ale zawsze odmawiałam. A ty zadałaś kilka pytań i już miałem cię dość, więc stwierdziłem, że pojadę dla świętego spokoju- wyznał. Ostatnie zdanie mówił na poważnie. Nie śmiał się przy tym. Jednak ja doskonale wiedziałam, że on tylko tak gada. Rzeczywistość jest zupełnie inna.
-Po prostu chciałeś odwiedzić rodziców- powiedziałam trochę rozbawiona zachowaniem piłkarza.
-Nie, chciałem żebyś dała spokój- trzymał się przy swoim, ale kłamał.
-Oficjalnie przyjmujemy twoją wersję bad boyu- oznajmiłam, a on spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
-A jest jakaś nieoficjalna?- zapytał.
-Jasne, że tak. Nieoficjalna brzmi tak, że tęskniłeś za rodzicami i pojechałeś ich odwiedzić, a po tym poczułeś się dużo lepiej- odpowiedziałam pewna siebie i posłałam mu szczery uśmiech. Wtedy dostałam sms-a. Zaczęłam się z niego chichrać jak głupia. Piłkarz popatrzył na mnie zdziwiony. Akurat staliśmy na światłach, więc pokazałam mu, co wysłała mi Argentynka. Było to zdjęcie jej kalendarza. Przy dzisiejszej dacie napisała:
"Jeszcze będę bawić się na weselu Marca Bartry i Victorii Malickiej, wtedy już Bartra. Rodzina Messich :)"
Na początku nie mogliśmy się przestać cieszyć. W sensie było to takie głupie, że aż śmieszne. Opowiedziałam obrońcy skąd taki pomysł Antonelli. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, a potem zapanowała cisza. Nie była ona wcale krępująca. Fajnie było posiedzieć i nic nie mówić. Czasem i to jest potrzebne. Po jakimś czasie Marc zaczął się głośno śmiać.
-Co ci się tak mordka cieszy?- spytałam zdziwiona jego zachowaniem. 
-Bo mogę cię wywieźć, gdzie chcę, a ty i tak nie będziesz wiedziała czy jedziesz do domu czy nie- powiedział nadal się śmiejąc.
-Mam rozumieć, że nie jedziemy do domku?- co za piłkarz. Jak zwykle musi być inny. On tylko pokręcił głową na znak, że wybieramy się gdzieś, ale na pewno nie jest to dom cioci Manueli- Gdzie?- nadzieja matką głupich.
-Ooo... Maluszek myślał, że jej powiem- gadał jak do małego dziecka. Dostał oczywiście za to "cios" w ramię- Uważaj bo umrę zabijako- nabijał się ze mnie. Próbowałam pozostać poważna, ale jak w większości przypadków to bywa- nie udało się. Ciekawe dokąd jedziemy...


No i jak Wam się podobają relacje Marca i Vicki? Jakieś spostrzeżenia? Co ta Anto? A zachowanie Marca? Coś do niej czuje czy na razie traktuje ją jak najlepszą przyjaciółkę?



















14 komentarzy:

  1. Ooo <3 Dla mnie to już są zakochańce haha ;3
    Noo ciekawe co wymyślił Marc, czekam z niecierpliwością na kontynuację ;**/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki kochany rozdział ! A gdzie ten pocałunek ? :* \ wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  3. No przecież Marc już ją kocha , a ona jego też :) własnie gdzie ten całus ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aa czyli to już obmyślone ??? to czekam na next :) :) :)

      Usuń
  4. Ja kibicuję Sergiemu w tych jego próbach swatania. ;D To już coś więcej niż przyjaźń - po prostu musi tak być! Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja kibicuję Sergiemu w tych jego próbach swatania. ;D To już coś więcej niż przyjaźń - po prostu musi tak być! Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O jaaa oni są tacy cksnclsls ❤❤ cały czas czytałam i szczerzyłam sie do telefonu jak głupi do sera, aż moja mama stwierdziła że albo przestane albo mam wyjść bo zaczyna sie mnie bać :") xdd czekam na następny skarbie ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam wszystkie Twoje opowiadania ^^ i codziennie wchodzę o patrzę a tam nie ma następnego rozdziału. Hello! Ja tu czekam ^^ Zlituj się nad ludźmi 😀 Życzę weny i pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam wszystkie Twoje opowiadania ^^ i codziennie wchodzę o patrzę a tam nie ma następnego rozdziału. Hello! Ja tu czekam ^^ Zlituj się nad ludźmi 😀 Życzę weny i pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)