środa, 27 lipca 2016

Rozdział 40

"Nie lubię niepewności. Nie jestem z tych kobiet, 
które wciąż żyją pod znakiem zapytania. ja muszę mieć pewność 
- że będę Cię mieć w środę, piątek czy w Wielkanoc. 
Ja muszę wiedzieć czy Ty będziesz tu na pewno, 
bo muszę też wiedzieć, czy mam o co walczyć, 
i czy warto brudzić sobie życiorys kimś takim jak Ty."


-Opowiadaj, co się dzieje?- zaczęłam temat, a Anto głośno westchnęła. Mam nadzieję, że nie jest to nic poważnego. Chociaż po minie Antonelli już sama nie wiem czego mam się spodziewać.
-Martwię się o Leo. Dla niego występy w reprezentacji są bardzo ważne, a sama wiesz, że niestety, ale Argentynie nie idzie za dobrze. On się bardzo o to obwinia. Ludzie go wspierają, ale on sam sobie wmawia, że to jego wina. Nie mogę mu tego wytłumaczyć. Załamał się kompletnie po ostatnich meczach. Każdy zauważył, że to nie ten sam Leo. Odbył nawet rozmowę z trenerem, ale przez to był jeszcze bardziej zły na siebie. Ostatnio słyszałam jak rozmawiał przez telefon z bratem. Mówił Matiasowi, że go zaniedbuję. Faktycznie trochę tak było. Musiałam się zająć Thiago, a jemu nie wiedziałam co powiedzieć i jak pomóc. Chciałam go pocieszyć, ale nie miałam pojęcia jak to zrobić. On zaczął wychodzić z domu coraz częściej. Wolał zabrać gdzieś Thiago i mnie zostawić w domu. Tylko, że dopiero teraz wiem dlaczego. On poczuł, że mi już nie zależy. A ja po prostu nie chciałam go bardziej drażnić- gdy skończyła opowiadać to po jej policzkach ciekły łzy. Mimowolnie płynęły jak rzeka. Uśmiechnęła się smutno, a ja ją mocno przytuliłam. Wiem, że właśnie tego potrzeba jej w tej chwili.
-Naprawdę go kocham i nie chcę, aby czuł się przeze mnie źle. Wiem, że kryzysy się w związkach zdarzają, ale ja już go nie chcę. Niech ten kryzys weźmie sobie ktoś inny. Ja chcę Leo i naszą miłość- mówiła jak małe dziecko. Rozumiałam ją. Musiała czuć się paskudnie. Tym bardziej, że partnerka Lio jest bardzo wrażliwa. Poruszają ją najmniejsze gesty. Nie pomaga tutaj także fakt, że za Leo oddałaby życie. Zrobiłaby wszystko, aby on był szczęśliwy... Nawet jeśli oznaczałoby to, że sama będzie najbardziej nieszczęśliwą kobietą w całym wszechświecie.
-Miłość nadal masz. To, że macie kryzys nie oznacza, że Leo już cię nie kocha. Jestem pewna, że nigdy to się nie zdarzy. Mówiłaś, że musiałaś opiekować się Thiago- zaczęłam temat.
-Tak. Wiesz, był chory i marudził. Nie chciał jeść, wymiotował, gorączka, zły humor i tak dalej. Potem już mu się poprawiło, ale dalej był marudny. Musiałam stawać na rzęsach, żeby go zadowolić. Ulubione zabawki przestały być ulubionymi. Bajki, które zawsze oglądał były już beznadziejne. Zabawy, które sam wymyślał stały się okropne. Jedzenie było jego najgorszym wrogiem, a mamusia musiała być przy nim non stop. Leo też zajmował się małym, ale sama wiesz jak to wygląda. Dwa razy dziennie trening, przychodził zmęczony i zdołowany, a to miał jakieś spotkanie, sesję lub kręcił reklamę- opowiedziała. Było mi jej strasznie żal. Musiała ogarnąć wszystko sama. Nie mogła liczyć na niczyją pomoc. Czasami jest ciężko. Tym bardziej, że martwiła się o dwójkę najdroższych jej mężczyzn.
-Mam pewien pomysł- oznajmiłam- Kiedy ostatnio gdzieś byliście z Leo?- zapytałam. Anto chwilę się zastanowiła.
-Nie wiem, ale dość dawno. Nie liczę oczywiście wyjść, gdzie wypadało się pokazać jako para. Na randce nie byliśmy już dawno- westchnęła. Nie mogłam patrzeć w jej smutne oczy.
-Wyjdzie dzisiaj gdzieś. Jakaś restauracja, kino- zaproponowałam.
-Chętnie bym to zrobiła, ale co z Thiago? Nie mogę podrzucać go ciągle Shakirze- powiedziała zrezygnowana.
-Ja może nie mam dziecka, ale obiecuję ci, że zajmę się nim najlepiej jak tylko potrafię- dla mnie to nic wielkiego, a im przyda się taka mała odskocznia. Oboje tego potrzebują. Powinni porozmawiać i pobyć ze sobą.
-Ja wiem, że ty się wspaniale nim zajmiesz. Macie świetny kontakt, ale nie chcę ci robić problemu. Masz studia, egzaminy. W dodatku chłopaka piłkarza. Wiem jak trudno pogodzić te wszystkie rzeczy, a jesteś młoda i powinnaś się wyszaleć w klubie lub nawet na domówce- stwierdziła. Ona zawsze myśli o innych. Nie wiem jak ta kobieta to robi, ale jest wspaniała.
-Bądź choć raz w życiu egoistką!- rozkazałam- Dla mnie to nie problem. Na studiach mam trochę luźniejszy okres, a z Marciem mogę się spotkać w każdej chwili. Nie mamy do siebie daleko. Wiem, że sama mówiłam, że trudno nam to wszystko ze sobą pogodzić, ale dajemy radę. Teraz wy z Leo musicie dać- wyjaśniłam jej wszystko.
-Taka przyjaciółka to skarb- powiedziała rozanielona.
-Uważaj bo popadnę w samozachwyt- roześmiałyśmy się obydwie. Wreszcie zobaczyłam jej uśmiech. Szczery i piękny. Musi się udać. Muszą wreszcie wyjść na prostą- To zaraz opracujemy plan gdzie się wybierzecie. Informuję cię mamuśko, że po zwrot syna możesz się ubiegać dopiero jutro od godziny piętnastej. Wcześniej nie oddam- zarządziłam, a ona zaczęła się śmiać.
-Kocham cię wariatko. I wiesz co? Mam pomysł na randkę. Mamy takie miejsce, gdzie oznajmiłam Leo, że jestem w ciąży. To nad morzem w resturacji Mogłabym tam pójść z Lio- miała naprawdę dobry pomysł. To będzie genialne. Mam przynajmniej taką nadzieję.
-Wiesz jego ulubione dania, wino. Wszystko romantycznie- podłapałam jej pomysł. Zaklaskałyśmy w dłonie i wzięłyśmy się za planowanie randki. Oczywiście nie obyło się bez śmiechu i wygłupów. Anto znacznie poprawił się humor. Zadzwoniłyśmy do kogo trzeba było. Musiałyśmy wynająć restaurację tylko dla nic. To nie było zbyt trudne. Nazwisko Messi mówi samo za siebie. Argentynka jako wspaniała matka spakowała swojego synka na dzisiejszą nockę u mnie. Powiadomiła również opiekunkę w przedszkolu, że to ja go dzisiaj odbiorę. Jak dobrze, że jutro sobota. Inaczej musiałabym iść na uczelnię. Dzięki ci Boże za coś takiego jak weekend! Pomogłam przyjaciółce wybrać strój na wieczór. Dałam jej jakieś wskazówki dotyczące makijażu i fryzury.
-Zadzwoń, gdyby coś się działo. Kocham cię i dziękuję- powiedziała, gdy już miałam wychodzić z domu.
-Nie będzie takiej potrzeby. Też cię kocham i nie ma za co. Trzymam kciuki- wyszeptałam, gdy się przytulałyśmy. W końcu się rozstałyśmy i skierowałam się na przystanek. Musiałam odebrać przecież Thiago. Pytanie czy ja w ogóle trafię do tego przedszkola. Jeszcze mnie tam nie było. Puściłam się pędem przed siebie, gdy tylko zobaczyłam autobus, którym według Anto miałam dojechać na miejsce. Na szczęście kierowca na mnie poczekał. Podziękowałam mu i zajęłam miejsce przy oknie. Spojrzałam na ekran telefonu, który wskazywałam godzinę czternastą trzydzieści. Marc powinien właśnie skończyć trening. Muszę do niego zadzwonić, aby odwołać nasze spotkanie. Po kilku sekundach chłopak odebrał.
-Witam kochanie- przywitał się.
-Cześć ska... Skarpetko- dokończyłam, a on wybuchnął śmiechem.
-Skarpetko?- zapytał rozbawiony.
-To pierwsze co przyszło mi do głowy- wyjaśniłam również rozbawiona. Co ja mam w głowie?
-Miałem cichą nadzieję, że zapomnisz- oznajmił, a ja uśmiechnęłam się sama do siebie- Zaraz po ciebie przyjadę- dodał. Natychmiast spoważniałam. Nie chciałam, aby Marc się na mnie gniewał, ale nie mogłam zostawić przyjaciółki w potrzebie.
-No właśnie o to chodzi, że... No... Nie możemy się dzisiaj spotkać- powiedziałam niepewnie. Oj, zbiorę burę, zbiorę.
-Dlaczego? Stało się coś?- zapytał zmartwiony. Ochh... Niech ktoś przywali mi czymś ciężkim w głowę. On się o mnie martwi, a ja co? Mam wyrzuty sumienia, ale jeśli miałabym zrobić to samo po raz drugi to zrobiłabym to bez zastanowienia. Przyjaciele od tego są.
-Nie, nic się nie stało- zapewniłam szybko.
-Więc dlaczego dzisiaj nie masz dla mnie czasu?- zapytał.
-Obiecałam coś Anto i...- nie dane było mi dokończyć. Jest cholernie zły.
-Obiecałaś coś Anto?- zapytał niedowierzająco- A ja? Umawialiśmy się, a ty i tak mnie zlewasz?- nie mógł nic zrozumieć. Nie chciał rozumieć. Wiem, że gdyby wiedział jak jest to by nie był taki wściekły.
-Marc...- i znowu mi przerwał.
-Ja się staram, a ty? Zlewasz mnie, dzięki- w ostatnie słowo wlał tyle sarkazmu, ile chyba tylko zdołał- Nie chcę mi się z tobą gadać. Odezwę się może jutro- zakończył swoją wypowiedź i jednocześnie połączenie. Co za uparty osioł. Ughhh... Miałam ochotę rzucić tym telefonem o podłogę. Policzyłam w myślach do dziesięciu, ale i tak byłam zdenerwowana. Czy on może mnie posłuchać choć raz w życiu? Jeden pieprzony raz. I jak mógł pomyśleć, że go zlewam? Wysiadłam z autobusu i od razu zauważyłam przedszkole, do którego uczęszcza nie tylko Thiago, ale i synek Sofii i Luisa Suareza. Budynek był ogrodzony. Zadzwoniłam dzwonkiem. Ze środka wyłoniła się jakaś pani.
-Dzień dobry. Pani jest opiekunką któregoś z dzieci?- zapytała mnie podejrzliwie. Nic dziwnego. Tu chodzą dzieci różnych rodziców, którzy oczekują opieki na najwyższym poziomie.
-Nie. Nazywam się Victoria Malicka. Mam odebrać Thiago. Thiago Messiego. Antonella państwa informowała- odpowiedziałam. Byłam mega zestresowana, chociaż to nic takiego. Kobieta musiała mi zadać takie pytania.
-Proszę wejść- otworzyła mi drzwi, naciskając jakiś guzik. Pociągnęłam za klamkę i skierowałam się do środka- Zapraszam panią. Musi mi pani okazać dowód osobisty lub paszport, a ja muszę zadać pani kilka pytań. Dobrze?- poinformowała mnie uczciwie.
-Oczywiście- zgodziłam się uśmiechnięta.
-Skąd pani pochodzi?
-Z Polski.
-Gdzie obecnie pani mieszka?
-W Barcelonie.
-Obok kogo?
-Słucham?- zapytałam zdziwiona. O co tu chodzi?
-Pani Antonella przekazała mi te pytania. Proszę odpowiedzieć- powiedziała z uśmiechem.
-Obok Marca i Sergiego- odpowiedziałam w końcu. 
-Zgadza się- oddała mi dowód- Zaraz zawołam Thiago- powiedziała i już jej nie było. Po chwili wróciła, trzymając chłopca za rączkę. Ten szybko się jej wyrwał i rzucił się w moim kierunku.
-Cioooociaaa!- krzyknął, a ja go podniosłam i okręciłam wokół własnej osi, a następnie pocałowałam. Wtulił się we mnie jak w koalę, a ja odwzajemniłam ten mocny uścisk.
-Mogłam pani nie przepytywać tylko pójść po Thiago i wszystko byłoby jasne- stwierdziła roześmiana przedszkolanka. Chwilę z nią porozmawiałam, gdy mały się ubierał, a potem oboje się z nią pożegnaliśmy i wyszliśmy z przedszkola.
-Ciociu- zaczął chłopiec.
-Tak?- cały czas trzymał mnie za rączkę i grzecznie przy mnie maszerował.
-A czemu mama mnie nie odebrała?- spytał. No tak, powinnam mu to od razu wyjaśnić.
-Zaproponowałam twojej mamie, że dzisiaj z tobą spędzę trochę czasu, a mamusia wtedy odpocznie z tatusiem. I wiesz co? Zgodziła się, żebyś u mnie spał, ale nie wiem czy ty chcesz szkrabie- odpowiedziałam. Teraz tylko czekać na jego reakcję. Może albo zacząć płakać, że chce iść do swojego domu albo zacznie się cieszyć.
-Super! A wtedy mamusia będzie odzywać się z tatusiem? Bo wiesz ciociu oni chyba się pokłócili, ale nie chcą mi powiedzieć- oznajmił smutny. Zrobiło mi się go po prostu żal.
-Szkrabie oni się nie pokłócili. Czasami tak między dorosłymi bywa, że nie umieją porozmawiać ze sobą o problemach. Pamiętasz jak mówiłeś mi, że pewien chłopiec zabiera ci zabawki?- zapytałam.
-Pamiętam, powiedziałaś, żebym z nim porozmawiał, że nie podoba mi się jego zachowanie, a teraz bawimy się razem- jaki on jest mądry.
-Widzisz i po sprawie, prawda? Ale na początku nie wiedziałeś co masz zrobić. Twój tatuś ma problem bo myśli, że nie jest już najlepszym piłkarzem, a to przecież nie prawda. Nie wiedział jak powiedzieć o tym twojej mamie, więc się do niej nie odzywał- wyjaśniłam.
-A powiedziałaś mamie, żeby to ona porozmawiała z tatą?- przejęty zadał pytanie. Cicho się zaśmiałam.
-Powiedziałam. Ale dość tych smutków. Idziemy an gorącą czekoladę? Tutaj mają dobrą- zaproponowałam, gdy znaleźliśmy się blisko małej kafejki, która mieści się niedaleko mojej uczelni. Czasem odwiedzam ją z Fabio, gdy razem idziemy na wykłady lub z nich wracamy. Synek młodej pary chętnie się zgodził i weszliśmy do środka.



No i zakończę w tym momencie, ponieważ... Mama każe kończyć bo rano muszę wstać XD Powód godny... Mnie XD Postaram się dodać coś jutro :)

P.S prosiłyście o zdjęcie Fabio :) Bądźcie pewne, że on nie będzie przypadkową postacią w tym opowiadaniu :)






























wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 39

"Znajomi mogą cię zawieść,
przyjaciele mogą cię zawieść,
faceci mogą cię zawieść,
ale siostra jest siostrą do końca życia"



*Kilka miesięcy później*

Ludzie mówią, że po pewnym czasie w związku zaczyna się coś psuć. Człowiek jest pewny tego, co posiada i przestaje się starać. Już tak często nie wychodzicie na romantyczne kolacje we dwoje, nie robicie tych wszystkich głupich rzeczy razem, nie staracie się tak jak na początku i tak dalej. Ale to nie sprawdza się w naszym przypadku. Oczywiście mieliśmy okres, gdzie było nam bardzo ciężko. Ja miałam egzaminy i wykłady wtedy, gdy on miał czas. Kiedy zaś ja go miałam, wtedy Marc był na meczach wyjazdowych. Mijaliśmy się. Byliśmy zmęczeni. On wyczerpany treningami i poprawą swojej formy. Ja natomiast nauką nawet i niekiedy do trzeciej rano. Ale nie chodziło tylko o zmęczenie fizyczne. Oboje męczyło nas to, że nie spotykaliśmy się tak często jak kiedyś. Poznaliśmy się w wakacje, gdy żadne z nas nie miało żadnych obowiązków. Jednak wytrwaliśmy. Nie wiem jak to się stało, ale znaleźliśmy dla siebie ten cenny czas. I nie było to tak, że od "30 sierpnia" spotykamy się jak dawniej. Nie. Nie pamiętam jak to się stało. Z dnia na dzień każde z nas się wyluzowało. Każde z nas pogodziło pracę z wyjściami z przyjaciółmi, ze znajomymi oraz ze spędzaniem wspólnie pięknych chwil. Marc nadal zaskakuje mnie niespodziewanymi randkami lub formą owych randek. Pomaga mi się nie raz uczyć, ale kiedy trzeba potrafi zabrać mi książkę, wziąć za rękę, kazać się ubrać i wyjść ze mną na głupi spacer. Poznałam jego znajomych z dawnych lat. W sumie jego i Sergiego. Kiedy może przyjeżdża po mnie na uczelnie. Nie raz także mnie do niej zawozi. Prawi mi komplementy. Sprawia, że czuję się naprawdę kochana. Bo która by się nie czuła z takim mężczyzną jak on? Potrafi przyprzeć mnie do ściany i namiętnie wpić się w moje usta niczym pijawka. Umie złapać mnie za tyłek bez żadnego skrępowania, ale za to z tymi iskierkami w oczach. Ale również potrafi pocałować mnie bardzo delikatnie jakbym była z najdroższej porcelany. Czasami przychodzi do mnie, siada na kanapie i po prostu mnie przytula albo kładzie się mi na kolanach. A ja? Ja mam wrażenie, że nie daję mu takiego wsparcia jakie on mi daje. Chociaż zapewnił mnie, że wcale tak nie jest. 

-Kochanie jak możesz tak twierdzić? Jesteś na każdym domowym meczu, wyjazdowe oglądasz w tv. Pojawiasz się na treningach. A wiesz, że kiedy cię widzę to chcę, abyś to ty widziała we mnie najlepszego piłkarza, choć zdecydowanie nim nie jestem. Jednak ty dajesz mi niesamowitą wiarę w siebie. A wiesz dlaczego? Bo wierzysz we mnie jak nikt inny. Nie przesadzam w tym momencie. Dosłownie jak nikt inny. Wspierasz mnie jak tylko możesz. Kiedy miałem gorsze dni i nic mi się nie udawało, a miejsca w pierwszym składzie znowu nie udało mi się wywalczyć to kto był przy mnie? Oczywiście, że ty. Zrobiłaś wszystko, żebym tylko zapomniał o problemach i zrobiłaś to mega skutecznie. Dajesz mi takie wsparcie, jakiego nikt mi nigdy przez całe życie nie dał. Wielu piłkarzy mi ciebie zazdrości. Bo nie dość, że jesteś piękna, mądra to jeszcze masz taki cudowny charakter. Uwierz, że było wielu wybitnych i utalentowanych piłkarzy, którzy nie zaszli tak daleko jak mogli bo nie mieli odpowiedniego wsparcia. Wiesz jak miło mi się wraca do domu, gdzie na mnie czekasz? Co z tego, że z książką w ręce albo z laptopem, gdy pracujesz. Wchodzę do domu i krzyczę "jestem kochanie", a to jedno z najlepszych uczuć. Nie proszę cię o to, a ty i tak u mnie sprzątasz. Wiele razy mówiłem ci, żebyś tego nie robiła bo nie będę cię wykorzystywał, a poza tym mogę kogoś zatrudnić. Zawsze otrzymywałem tę samą odpowiedź. "Ale ja to lubię i to nic wielkiego kochanie". A nie raz każesz mi umyć ręce bo jeszcze obiad zrobiłaś. Nie włóczę się po mieście jak niektórzy z chłopaków bo wiem, że ty na mnie czekasz. Bo wolę iść z tobą do kina lub na zwykły głupi spacer. Nie miałaś do mnie nawet pretensji, gdy spóźniłem się godzinę przez to, że za późno wyjechałem. Tak, wiem, wiem. Były też korki, ale mogłem wcześniej się zebrać. Wiem, że mogę przyjść i bez skrępowania się do ciebie przytulić lub pocałować. Jeśli mam jakiś problem to wiem, że mnie wysłuchasz i pomożesz jak tylko będziesz umiała. Dla mnie wszystko co robisz jest wspaniałe bo widzę, że robisz to dla mnie. Nie odpychasz mnie, choć wiem, że czasami wolałabyś już zostać sama lub wyjść z dziewczynami. Liczą się kochanie nawet najdrobniejsze gesty. Ale zrobiłaś dla mnie coś niesamowitego. Będę ci wdzięczny za to do końca życia. Zmieniłaś mnie. Twoja miłość do mnie. Kochasz mnie bezwarunkowo. Nie ma jakiegoś powodu. Po prostu. I ja też cię tak kocham. Nigdy nie myśl, że odczuwam z twojej strony brak zainteresowania. Powiem ci o tym, gdy tak będzie. Na razie jednak dajesz mi wszystko, co czyni mnie szczęśliwym...

O tak. Pamiętam te słowa. Pamiętam jak rozpłakałam się, gdy skończył i mocno się w niego wtuliłam, a on roześmiał się i jeszcze mocniej mnie do siebie przytulił. W naszym związku nie ma czasu na nudy. Marc omija z daleka Fabio, chociaż ten próbował mu wyjaśnić, że jest tylko moim przyjacielem. A i ja staram się nie opowiadać o koledze z uczelni za wiele. Wiem, że samo imię działa na Marca jak płachta na byka. Myślę jednak, że jeśli mój chłopak lepiej by poznał przyszłego dziennikarza to nie byliby mega przyjaciółmi. To dwa różne światy. Marc kocha piłkę i motoryzację. Fabio lubi tylko biegać i spędzać czas na siłowni, a na samochodach zna się tyle, ile ja na komputerach. A nie znam się wcale. Najprostszych rzeczy nie potrafię czasem ogarnąć, ale na szczęście mam od tego chłopaków z Barcelony. Marc lubi założyć dresy lub luźny, stary t-shirt, który lubi. Fabio za to zawsze wygląda jak wyjęty z czasopisma dla pań, które mogłyby podziwiać jego urodę. Jeśli chodzi o politykę to trzeba się przeżegnać. Każdy z nich ma kompletnie inne zdanie od drugiego. Różni ich dosłownie wszystko. Dlatego też nie naciskam na Bartrę, aby zmienił podejście do studenta. Raczej nie wiele by to dało. 

Dzisiaj muszę oddać pracę zaliczeniową. Mieliśmy przeprowadzić z kimś wywiad i wręczyć go naszemu wykładowcy. Co jak co, ale mam ogromnego farta. Znajomość piłkarzy bardzo mi pomaga w studiach. Oczywiście pan Matos, czyli nasz wykładowca, zaznaczył, że nie mogę złożyć starej pracy. Musiałam przeprowadzić nowy wywiad, ale dla mnie to była czysta przyjemność. Postanowiłam, że tym razem przepytam naszego trenera i jego małżonkę. Luis chętnie się zgodził na wywiad, a jego żona Elena tylko go poparła. Swoją drogą bardzo miła z niej kobieta. Jest już koniec października. Za dwa dni będziemy mieli listopad. Ten czas bardzo szybko zleciał. Niestety, ale i pogoda dała znać, że coraz bliżej do zimy. Skończyły się krótkie spodenki i bluzeczki na ramiączkach. Mimo to Hiszpania ma swój klimat. Jesień jest tu wspaniała. Nie ma takiej pluchy jak w Polsce. Również jest kolorowo. Nie jestem jednak obiektywna. Dla mnie Barcelona już na zawsze będzie lepsza i to pod każdym względem. Wstałam wreszcie z łóżka i poszłam umyć zęby oraz się uczesać. Pomalowałam również zęby i usta. Następnie stwierdziłam, że to już czas na ubranie się. Ostatnio dużo chodzę w wysokich butach. Nie koniecznie na szpilkach, ale do mojej garderoby trafiło kilka par koturn lub obuwia na słupku. Lity akurat bardzo lubię. Wzięłam swój telefon i sprawdziłam godzinę. Moim oczom ukazała się 7:25. Czas idealny. Zdążę jeszcze coś zjeść. Zapomniałam powiedzieć! Wzięłam w kampanii organizowanej przez Javiera. Po długich i męczących namowach dziewczyn, Sergiego, Javiera i rzecz jasna Marca, który był jak najbardziej na tak, uległam i się zgodziłam. Po całej tym zamieszaniu byłam nawet z siebie dumna. Akcja osiągnęła swoje cele. Po ukazaniu zdjęć zalała mnie fala hejtu, ale pojawiły się też głosy, które wyrażały aprobatę dla mojego udziału. Pozytywnych opinii było ZNACZNIE mniej, ale bliskie mi osoby szybko wybiły mi z głowy zadręczanie się. Nie zdążyłam jeszcze popaść w rozpacz, a już śmiałam się jak głupia i zapomniałam o negatywnych stronach. To była akcja charytatywna, z której dochody przekazane zostały ofiarom przemocy rodzinnej. Myślę, że to szczytny cel i cieszę się, że mogłam pomóc. Przyzwyczaiłam się, że w internecie wylewa się na mnie wiadro pomyj. Wystarczy wpisać w Google "dziewczyna Marca Bartry". Dlaczego mnie tak nie lubią? Trudno stwierdzić. Z tego co piszą to nie ma we mnie choć jednej dobrej cechy.
"Robione usta"
"Robione piersi"
"Robione policzki"
"Wybielane zęby"
"Nienaturalna"
"Ubiera się jak licealista, a powinna już wydorośleć"
"To wciąż dziecko"
"Za młoda"
"Jest z nim dla kasy"
"Pusta lala, która nie widzi poza sobą nikogo innego"
"Chce zostać dziennikarką, dlatego jest z Marciem. Z nim jest prościej"
"Nie wiem co Marc w niej widzi"
"Pewnie  tylko Marc ją lubi z drużyny. Reszta chłopaków nie jest taka głupia"
"Ciuchy za tyle kasy? Ciekawe skąd ona na to wszystko ma"
"Studia pewnie załatwiane"
"Boże... Jak ona się ubrała"
"Wygląda jak pierwsza lepsza z ulicy"
"Tylko czekać, aż złapie go na dziecko"
"Wiadomo fajnie się pokazać z taką laską, ale poważnego związku to ona nigdy nie stworzy"
"Pytania do wywiadów ktoś jej pisze, a ona tylko je zadaje"
"Nawet pracy sobie nie potrafiła załatwić sama"


To tylko niektóre z komentarzy. Staram się tego nie czytać. Jednak nie jest to takie proste. Wystarczy wejść na Facebook'a. Są oczywiście osoby, które twierdzą, że jestem ładną, dobrą dziennikarką i dobrą dziewczyną. Szczerze? Mam już gdzieś tą opinię. A przynajmniej chciałabym. Staram się nie przejmować, ale nie jest to takie proste. Na początku ignorowałam te komentarze. Kiedyś na kilka odpowiedziałam. To nic nie dało. I tak źle i tak. Dostaję zaproszenia do różnych telewizyjnych programów, ale nawet nie rozważam takich ofert. Nie interesują mnie. Chcę być dziennikarką, a nie pseudo gwiazdką, która nic takiego nie robi oprócz chodzenia za rękę ze swoim ukochanym. Jest to dość przykre bo ludzie wypisują jakieś kłamstwa. Nie byłam nigdy u żadnego chirurga plastycznego. Nie jestem z Marciem dla pieniędzy. Ja najzwyczajniej w świecie się w nim zakochałam. Złapać go na dziecko nie mam zamiaru. Zresztą sam Marc powiedział, że możemy o tym myśleć dopiero, gdy skończę studia i będę już gotowa. Na razie nie widzę siebie w roli matki. Pytania układam ja sama. Ciekawe kto miałby zrobić to za mnie? Echh... Szkoda nawet cokolwiek mówić. Zjadłam musli z jogurtem i owocami, a do tego wypiłam sok pomarańczowy. Wzięłam także swoją teczkę, w której znajdował się mój wywiad. Sprawdziłam czy wszystko jest tak jak należy, a potem już wyszłam z domu. Skierowałam się w stronę przystanka autobusowego. Poczekałam dwie minutki i wsiadłam do komunikacji miejskiej. Dość często tak podróżuję. Marc coś tam wspomniał o tym, abym w końcu zapisała się na kurs prawa jazdy, ale spokojnie. Zbieram na to pieniądze. Nie chcę, aby to on go opłacił bo wiem, że by to zrobił. Po kilku minutach ze słuchawkami w uszach kierowałam się już w stronę uczelni. Termin składania prac 30 październik godzina 9:00. Będę chwilę po ósmej, więc nie będzie najgorzej. Dzisiaj nie mam żadnych wykładów, więc dzień będzie luźny. Złożyłam swoją pracę i wyszłam z uczelni. Mam nadzieję, że dostanę za ten wywiad dobrą ocenę. Ja jestem zadowolona z mojej rozmowy z trenerem i Eleną. Jednak nie mnie oceniać jak wypadłam. Marc ma trening na 9:30, więc postanowiłam wysłać mu sms-a.

"Dzień dobry kochanie :) Jak spałeś?"

Takie wiadomości to u nas normalne. Z rana lub na dobranoc. Niby nic wielkiego, ale uwielbiam budzić się i przeczytać sms-a od niego. To nie jest tylko pokazanie, że mu zależy, że mnie kocha, że się mną interesuje, że chce żebym była szczęśliwa lub nawet że się o mnie troszczy. To także taka mała wiadomość "jesteś moją pierwszą myślą po przebudzeniu". Jestem prawdziwą szczęściarą. Nagle zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu ujrzałam zdjęcie Antonelli.
-Cześć skarbie- przywitałam się wesoło. Z Argentynka mamy bardzo dobry kontakt. Naprawdę często się spotykamy i nigdy, ale to nigdy nie możemy się rozstać. Możemy rozmawiać cały dzień i nie brakuje nam tematów. Baa... My nawet ich za mało przegadamy. Wiem, że mogę na nią liczyć w każdej sytuacji. Jest dla mnie jak siostra. Trzyma moją stronę nawet, kiedy nie mam racji, a dopiero potem mi tłumaczy. Zupełnie jak Marc i Sergi. Jestem jej pewna. Wskoczyłaby za mną w ogień, a ja zrobiłabym to samo dla niej. Ufam jej bezgranicznie.
-Cześć kochanie. Oddałaś już pracę?- zapytała. Cała ona. Musi wszystko wiedzieć. Jak taka starsza siostra. Martwi się o mnie i troszczy, więc mega to doceniam.
-Tak, właśnie wracam z uczelni- odpowiedziałam szczęśliwa. Miałam dobry humor dzisiaj. 
-Na pewno dostaniesz najlepszą ocenę. Nie ma bata, że będzie inaczej- stwierdziła. Kochana. Mój wywiad czytała tylko Argentynka i oczywiście Elena z Luisem. Leo, Marcowi i Sergiemu obiecałam, że przeczytają go dopiero po wystawieniu ocen. Niechętnie, ale się zgodzili. Nie mieli innego wyjścia.
-Mam taką nadzieję. A jak tam u ciebie? Thiago zdrowy?- dopytywałam, ponieważ mały ostatnio trochę chorował. Poszedł do przedszkola i złapał jakiegoś wirusa.
-Na szczęście już tak. Nie mógł się doczekać, aż wróci do przyjaciół. A u mnie dobrze, ale martwię się trochę o Leo- odpowiedziała. Z jednej strony się ucieszyłam. Mały jest zdrowy. Ale z drugiej coś się dzieje z Lio.
-Co się stało?- zapytałam.
-Sama nie wiem- westchnęła. Słychać było po niej, że się o niego martwi.
-Zaraz u ciebie będę i wszystko mi opowiesz- zarządziłam.
-Serio przyjedziesz?- spytała z jakąś nadzieją w głosie.
-Jasne, że tak- oznajmiłam pewna siebie. Dla mnie to było czymś oczywistym. Prawda jest taka, że Anto zrobiłaby dla mnie to samo, a nawet więcej. Stanęłaby na rzęsach, aby mi pomóc.
-Miałam cichą nadzieję, że mnie odwiedzisz- stwierdziła ze śmiechem. 
-Szykuj lody, a ja już jadę- powiedziałam i akurat wsiadłam do autobusu, dzięki któremu dostanę się do domu przyjaciółki. 
-Jasna sprawa szefowo. Do zoba- po tych słowach się rozłączyła, a do mnie tym razem zadzwonił Marc. Odebrałam oczywiście.
-Cześć kochanie- przywitałam się.
-Witam słońce. Nie mogłem się do ciebie dodzwonić- żalił się. Rzecz jasna chciał wiedzieć dlaczego. Niby o nic nie pyta, ale delikatna aluzja jest. Kocham to w nim. Chociaż znowu nie jestem obiektywna. Kocham w nim wszystko. I zalety i wszystkie niedoskonałości. 
-Rozmawiałam z Anto i nie ogarnęłam, że mam drugi telefon- odpowiedziałam.
-I jak tam rozmowa?
-Dobrze, ale teraz do niej jadę. Martwi się o Lio.
-Czemu?- zapytał zdziwiony.
-Sama nie wiem. Obiecałam jej, że zaraz przyjadę i wtedy się wszystkiego dowiem. Nie mów mu nic na razie- poprosiłam, choć wiedziałam, że nie muszę. Marc i tak nie wygadałby niczego Atomowej Pchle. 
-Dobrze, ale jak będzie źle to mi wszystko opowiedz.
-Wiesz, że i tak to zrobię.
-Wiem skarbie. A jak z twoją pracą? Kiedy oceny?- zapytał. Uwielbiam, gdy się tak o mnie troszczy. Niby taki bad boy, a pod tą skorupą to niezwykle troskliwy człowiek. Zrobiłby dosłownie wszystko dla osób, które kocha.
-Dobrze, oceny będą za dwa dni- odpowiedziałam.
-A tak na marginesie to spałem nawet dobrze, ale i tak wolę z tobą- stwierdził, a ja się cicho zaśmiałam.
-Też cię kocham- powiedziałam. Niewiarygodne jak bardzo można się przywiązać do jakiejś osoby. Z dnia na dzień kocham go jeszcze bardziej i dziwię się, że to jeszcze możliwe. Jak mocno człowiek potrafi kochać drugiego człowieka. Kiedyś powiedziałabym, że miłość to ból. Mogę się założyć, że niejedna z was nadal tak twierdzi. Wszystko jednak zmieni się, gdy poznasz odpowiednią osobę. Czasami spotykamy na naszej drodze ludzi, którzy udają naszych przyjaciół. Niby nas kochają, niby pomagają, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Kto z nas nie pomylił przyjaźń z ludzką zazdrością, zawziętością i egoizmem? Chyba nie znam takiej osoby. Nie ma czegoś takiego jak byli przyjaciele. Przyjaciel jest na zawsze, a jeśli nie to nigdy nim nie był. Może trudno w to uwierzyć, ale fałszywe mordy tez wiele mogą nauczyć. Dzięki nim kształtuje się nasz charakter. Przez nich upadamy, ale potem się podnosimy. A każdy upadek kształtuje charakter. Z każdego należy wyciągnąć wnioski. Nie wszyscy ludzie są bezinteresowni. To nie twoja wina, że ktoś cię zostawił. Jeśli kiedykolwiek tak pomyślałaś to wiedz, że mam ochotę porządnie skopać ci tyłek! To nie ty tracisz. Owszem na początku jest ciężko. Jesteśmy ludźmi, którzy czują, a nie zdalnie sterowanymi maszynami. Po pewnym czasie wszystko wraca do normy. To nie my coś straciliśmy, ale osoba, która ciebie zostawiła. Ty zyskałaś jednie nowe doświadczenia, które na pewno w jakiś sposób, większy lub mniejszy, na ciebie wpłynęły i dzięki temu jesteś silniejsza. Wierzę, że Ktoś u góry ma dla każdego z nas genialny plan. Może jednak należy Mu trochę pomóc? Wszystko będzie dobrze, jeśli tylko uwierzysz, że tak może być. Pamiętaj, że nie odpowiadasz za zachowania innych osób. Bądź sobą zawsze i wszędzie. Udawanie kogoś innego jest dla ludzi słabych. A ty nie jesteś słaba! Nie jesteś słaba! Pamiętaj!
-Może przyjadę po treningu do Anto i gdzieś wyskoczymy?- zaproponował, a ja udałam, że się zastanawiam- Okej, to nie było pytanie tylko stwierdzenie- dodał po chwili.
-Ejj! To będzie porwanie- powiedziałam roześmiana. 
-Myślę, że mogę zaryzykować- oznajmił, a ja czułam, że się uśmiecham.
-Wiem, że się uśmiechasz.
-Skąd?
-Po prostu wiem.
-Rozumiem, kobieca intuicja i inne duperele.
-Raczej to, że cię znam.
-Aż za dobrze. Serio się uśmiechałem.
-Wykonałabym taniec radości, ale jestem w autobusie i raczej nie wypada.
-Byłabyś sławna, ale swoją drogą zapisz się na kurs prawa jazdy bo jak nie to ja to zrobię.
-Wolę sama.
-Jakaś aluzja?
-Pieniężna.
-Możemy iść na kompromis.
-Tak? Jaki?
-Ty idziesz na ten pieprzony kurs i płacisz sama...- zaczął, a ja się bardzo ucieszyłam, że to usłyszałam i mu przerwałam. To był mój błąd.
-W takim razie zgadzam się na wszystko- wypaliłam.
-Obiecujesz?- zapytał podejrzliwie.
-Obiecuję.
-W takim razie ty płacisz za ten kurs, a ja za twój samochód-oznajmił. Dobrze, że siedzę i że go tu nie ma. Zabiłabym tego głupka. Zawsze musi mnie podejść. Tak samo było z sukienką. Wiedział, że mi się podobała, chociaż próbowałam to ukryć. Marc stwierdził, że to idealny prezent dla Coral, która ma przecież urodziny. Zgodziłam się oczywiście. Dał mi kartę i powiedział, że ja jej kupię coś innego. Zgodziłam się. Poszłam do kasy, a on do toalety. Potem oznajmił mi, że Coral kupimy coś innego bo przecież sukienek ma pełno, a ja będę wyglądać w tej sukience dużo lepiej. Zrozumiałam aluzję. Chciałam nawet oddać tę sukienkę, ale przekonał mnie, że nie będzie to taktowne wobec ekspedientki. Trochę mnie namawiał, ale udało mu się. Nie wiem jak on to robi, ale potrafi nieźle mnie omamić. 
-Śmieszne. W takim razie nie robię kursu- zarządziłam pewnie.
-Będzie ci wygodniej z samochodem- przekonywał mnie dalej. Oczywiście, że o tym wiedziałam, ale nie chciałam, aby wszystko mi sponsorował.
-Sama na siebie zarobię- oznajmiłam.
-Coraz mniej podoba mi się ta twoja niezależność i upartość- powiedział ze śmiechem.
-Ja uparta? To ty nie odpuszczasz kochanie.
-Ja uparty? Nie w tym życiu.
-Chyba sam nie wierzysz w to co mówisz.
-Kurde. Za dobrze mnie znasz.
-Mogę powiedzieć to samo o tobie.
-Wiesz co?
-Co?- zapytałam ciekawa, co zaraz usłyszę. Wysiadłam już z autobusu i kierowałam się w stronę domu argentyńskiej pary, który był trochę oddalony od przystanku.
-Kocham cię, ale jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
-Ja ciebie też.
-Umiejętnie zignorowałaś drugą część zdania.
-Ciesz się, że nie zignorowałam tej pierwszej- powiedziałam ze śmiechem.
-Nie mogłabyś- powiedział pewny siebie.
-Tak?
-Oczywiście. Za bardzo mnie kochasz- stwierdził. Jego pewność siebie jest zniewalająca. 
-Zakład?
-O co?- no tak. On i bezinteresowny zakład to dwie różne rzeczy. Jak to on kiedyś powiedział... "Zakład o nic nie jest zakładem".
-Wymyśl coś.
-Jeśli przegram to przez miesiąc nie będę chodził na żadne imprezy.
-Nie wytrzymasz.
-Ale jeśli wygram to będę miał swoją nagrodę niespodziankę.
-Niech będzie.
-Deal?
-Deal.
-Kocham cię- wyznał.
-Zakład już aktualny?
-Dopiero po zakończeniu tego telefonu.
-To ja ciebie też- odpowiedziałam, a on zaczął się śmiać- A jakie są w ogóle zasady?
-Nie możesz mnie pocałować ani powiedzieć, że mnie kochasz ani nazwać mnie kochaniem, skarbem i tak dalej- zarządził.
-Spoko. Ja już kończę bo właśnie doszłam do Anto. Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię. No to pa kochanie- pożegnałam się z nim jak wariatka, a on tylko się śmiał.
-Wszystko dobrze?- zapytał.
-Przygotowałam się tylko do zakładu- oznajmiłam.
-Czas do 00:00. Też cię kocham skarbie. Przyjadę po ciebie po treningu. Kocham cię- powtórzył ostanie dwa słowa.
-Miłego treningu- po tych słowach się rozłączyłam. Wpisałam kod, dzięki któremu weszłam na posiadłość Messich. Anto podała mi go już dawno temu. To bardzo wygodne rozwiązanie. Bez pukania weszłam do ich wielkiego domu. 
-Jestem Anto!- zawołałam i skierowałam się do salonu. Moja intuicja mnie nie zawiodła. Tam tez znalazłam Argentynkę. Dziewczyna siedziała na kanapie przykryta kocykiem. Na stoliku leżało opakowanie z lodami o smaku czekoladowym i dwie łyżeczki. Żeby nie było. Lody to nie słodycze. Z takim podejściem żyje się lepiej. Obok tego leżał także laptop.
-Nie słychać cię wieśniaku- stwierdziła i posłała mi ogromny uśmiech. Takie teksty to u nas na porządku dziennym. Kocham ją i tak.
-Wiem mośku- po tych słowach przywitałyśmy się całusem w policzek i wielkim przytulasem. 
-Bierz łyżeczkę i jemy- zarządziła mama Thiago. Mnie dwa razy nie trzeba powtarzać takich rzeczy.
-Opowiadaj, co się dzieje?- zaczęłam temat, a Anto głośno westchnęła. Mam nadzieję, że nie jest to nic poważnego. Chociaż po minie Antonelli już sama nie wiem czego mam się spodziewać.


Jest i 39 :) I jak? Wiem, że to nie jest szczyt marzeń ani nawet jakiegokolwiek poziomu, ale jest już chyba za późno, żebym myślała. Obiecuję, że 40 dodam najszybciej jak to tylko możliwe :)


























wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 38

"Nie wymażę niczego z mojego życia. 
Każda rzecz, nawet najmniejsza rzecz doprowadziła mnie do tego, 
kim jestem teraz. Rzeczy piękne nauczyły mnie kochać życie. 
Rzeczy złe nauczyły mnie jak żyć."



Minęły już dwa tygodnie od pierwszej randki z Marciem. W tym czasie zaczęłam pracę w klubie oraz zapisałam się na studia dziennikarskie. Na razie miałam prowadzić stronę internetową Fc Barcelony. Moim zadaniem było przeprowadzanie wywiadów i ich redagowanie. Podoba mi się to, choć muszę przyznać, że znajomość ze mną bardzo ośmiela chłopaków, co niekiedy jest nawet przeszkodą. Jednak po jakimś czasie każdy z nich potrafi się uspokoić i odpowiedzieć mi na zadane pytania bez podtekstów, żartów lub opowiadania o tym jak to pięknie wpadła im dzisiaj piłka do bramki podczas treningu. Przynajmniej zawsze jest zabawnie. Punktem pierwszym w moim dzisiejszym planie dnia są wykłady. Następnie ruszam na Camp Nou, gdzie przeprowadzę wywiad, z którymś z piłkarzy. Potem muszę ten tekst skleić w spójną całość. Po tym wysyłam wywiad do naczelnego, który daje mi zielone światło, a ja wstawiam to na oficjalną stronę klubu. Gdy skończę swoją pracę Marc obiecał mi, że pokaże mi, gdzie w Barcelonie jest dobra biblioteka, ponieważ wykładowca kazał nam przeczytać pewną książkę. Dlatego trzeba wreszcie wstać i się przyszykować. Najpierw się oczywiście umyłam, a później uczesałam. Włosy związałam w luźnego warkocza. Musiałam się także ubrać. Do tego zestawu chwyciłam jeszcze swoją torebkę, do której spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy zarówno na wykłady jak i do klubu. Chwyciłam swój telefon i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie kawę, którą od razu wypiłam oraz spakowałam sałatkę do pojemnika. Chwyciłam jeszcze butelkę wody z lodówki i już wychodziłam. W drzwiach zderzyłam się z Marciem.
-Cześć mała- przywitał się i mnie pocałował. I ja wtedy przestałam się gdziekolwiek śpieszyć. Ostatnio układało nam się bardzo dobrze. Chociaż to tylko dwa tygodnie naszego związku. Mimo moich studiów, pracy oraz treningów Marca, po których jest wykończony, znajdujemy czas dla siebie. Podobno przygotowanie przed sezonem jest najgorsze, a potem już jest z górki. Przynajmniej tak twierdzi Antonella i Marcuś.
-Witam pana- powiedziałam z wielkim uśmiechem na ustach, gdy tylko się od siebie oderwaliśmy.
-Chciałem zaoferować pięknej pani podwózkę- oznajmił, a ja przewróciłam oczami. Rozmawiałam z nim o tym i wcale nie była to najprzyjemniejsza rozmowa w moim życiu. Owszem, nie pokłóciliśmy się, ale jednak Marc chce postawić na swoim.
-Kochanie...- zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć.
-Wiesz, że jestem uparty i będę przychodził codziennie, aż się zgodzisz?- zapytał dla upewnienia.
-Tłumaczyłam ci, dlacze...- i znowu mi przerwał! Jezu Chryste!
-Bo nie chcesz wzbudzać sensacji- po tych słowach tylko westchnął. Zrobiło mi się go trochę żal. Jednak jeśli zacząłby mnie podwozić to zaraz zwróciłabym na siebie uwagę innych. Co nie oznacza, że teraz jestem całkowicie anonimowa. Oczywiście, że nie, ale połowa osób nie wierzy, że to ja albo mnie nie poznaje. Co innego widzieć kogoś w gazecie, a co innego na żywo. Inni naprawdę nie wiedzą kim jestem. Cóż, a pozostali? Omijam ich szerokim łukiem, ale spławiam jednym słowem. Często w takich sytuacjach pomaga mi Fabio. Studiujemy ten sam kierunek, ale on jest o rok starszy i na drugim roku. Dobrze się rozumiemy i ma kompletnie w tyłku z kim chodzę, a przynajmniej czy jest to ktoś sławny. Chwała mu za to! Jednak było mi szkoda Marca. Nie pierwszy raz próbował mnie namówić. To fakt, że nie chcę wzbudzać sensacji, ale chyba muszę się poświęcić. Nic takiego mi się nie stanie, a jeśli on ma być z tego powodu szczęśliwy to czemu nie. Pożrą mnie żywcem w tej uczelni, ale to się nie liczy.
-Czy to takie dziwne, że twój własny chłopak chce cię podwieźć do szkoły?- zapytał jakby już nic nie rozumiał ani nie miał pomysłów, co ma dalej mówić, abym się wreszcie zgodziła.
-Nie, nie jest dziwne. To kochane- odpowiedziałam- Jedziemy?- spytałam tym razem ja. Ominęłam go i ruszyłam w stronę jego domu, gdzie zapewne na podjeździe stoi zaparkowany któryś z samochodów piłkarza. Chwycił mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie.
-Co się stało, że zmieniłaś zdanie?- zapytał radosny. Gdybym wiedziała, że aż tak bardzo mu na tym zależy... Był szczęśliwy jak małe dziecko.
-Pomyślałam, że i tak ludzie mnie kojarzą i będzie tak dopóki będziemy razem i że Fabio pomoże spławić mi kilka natrętnych lasek w razie czego... No i że tobie zależy- odpowiedziałam. Pocałował mnie delikatnie i krótko, ale i tak to odwzajemniłam.
-Kocham cię, skoczę tylko po torbę i możemy jechać- powiedział i wziął mnie za rękę.
-Ja ciebie też, otwórz mi to poczekam w samochodzie- kiedy doszliśmy do jego domu, a droga zajęła nam całą minutę! Wtedy wręczył mi kluczyk do auta. Dałam mu jeszcze buziaka w policzek i zajęłam miejsca pasażera. Marc udał się do domu po rzeczy na trening. W tym czasie sprawdzałam różne portale społecznościowe. Nic nowego. Skrzętnie omijałam "nowinki" o mnie i o moim chłopaku, kiedy dostałam sms-a od "Przyszły ojciec moich dzieci <3". Tak, sam się tak zapisał. A raczej zmienił swoją nazwę.

"Wziąć ci jogurt?"
"Tak :)"

Jak proponuje to biorę. Zresztą znając jego to nawet gdybym zaprzeczyła to i tak wziąłby mi ten jogurt i stwierdził, że wypiję najwyżej później. Po chwili wyszedł z domu, torbę wrzucił na tylne siedzenie, a sam zasiadł za kierownicą. Podał mi jogurt o smaku pomarańczowo-mangowym.
-Nie piłam jeszcze takiego- oznajmiłam zadowolona, a on się uśmiechnął.
-Niesamowite jest to jak bardzo je lubisz- powiedział rozbawiony.
-To prawdziwy cud- stwierdziłam i oboje się roześmialiśmy.
-Mógłbym podyskutować- zabrzmiał jakby miał naprawdę jakieś mocne argumenty.
-Tak?- byłam ciekawa co zaraz usłyszę.
-Cudem to jestem ja. Tylko popatrz na tą mordkę. Czyż jej można nie kochać?- jak to dobrze, że postanowiłam wypić ten jogurt na uczelni, a nie teraz. Śmiałam się jak głupia, a on razem ze mną.
-Oprócz mnie? Nie, nie można jej kochać- wyjaśniłam krótko, a on pogładził kciukiem moje udo. Zawsze jak jedziemy samochodem to kładzie rękę na moim udzie. Sergi ostatnio się śmiał, że szybko sobie nawyk wyrobił. Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce. Odpięłam pasy.
-To co? Widzimy się na stadionie maluszku- usłyszałam. Posłałam mu promienny uśmiech.
-Jedź ostrożnie- powiedziałam.
-Zawsze to mówisz, gdy jadę sam samochodem- zauważył. Byłam zdziwiona. Nawet ja na to nie zwróciłam większej uwagi. Te słowa same mi się nasuwały.
-Uwielbiam cię- po wypowiedzeniu tych słów, wpiłam się w jego usta. Odpiął sobie pasy, a potem już całował mnie jakby miało nie być jutra.
-Teraz też mnie tylko uwielbiasz?- zapytał, gdy skończyliśmy się całować.
-Jesteś bardzo przekonywujący- stwierdziłam uśmiechnięta.
-Dzwoń jak coś albo pisz. Jak będę mógł to odbiorę- zapewnił. Dobrze o tym wiedziałam, ale i tak było to kochane. Zawsze mnie o czymś zapewnia.
-Tak jest- zameldowałam jak żołnierz. Wtedy zobaczyłam znajomą postać- Ooo... Fabio idzie- powiedziałam.
-Poznaj mnie z nim- wypalił. Wahałam się trochę czy to aby na pewno dobry pomysł. Co innego podwózka pod szkołę, a... Nie mogłam nawet spokojnie przemyśleć sprawy. W sumie nawet nie miałam czasu, aby jakoś dłużej nad tym myśleć- Ludzie i tak będę gadać, a my nie musimy się ukrywać. Gdyby nie fakt, że te hieny już wiedzą, gdzie chodzisz do szkoły to bym cię nawet nie podwoził, ale nie da się inaczej. Żyjmy normalnie i nie myślmy o innych. Dobrze?- jego propozycja była, aż nadto kusząca. Po prostu miał rację. Jesteśmy razem i mamy prawo zachowywać się jak każda inna para zakochanych.
-Masz rację kochanie- powiedziałam- Chodź- wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się w stronę Fabio, który opierał się o murek. Zawsze w tym miejscu na mnie czekał. Marc mocniej ścisnął mnie za rękę, gdy się do niego zbliżyliśmy.
-Witam najlepszą dziennikarkę- przywitał się ze mną i jak zwykle przytulił. Marc objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.
-Fabio to jest Marc, kochanie to Fabio- przedstawiłam sobie chłopaków.
-Cześć- odezwał się pierwszy mój kolega z uczelni. Piłkarz skinął głową i wymamrotał po cichu coś w rodzaju przywitania. Student podał mu rękę, ale Marc udawał, że tego nie zauważył. Dosłownie porozmawialiśmy pięć minut, a potem Fabio musiał już iść. Mimo to dało się zauważyć, że obrońca Barcelony nie pała entuzjazmem do nowo poznanego chłopaka. Był starszy, a zachowywał się jak dzieciak. Jednak podejrzewałam co może być tego przyczyną.  Gdy tylko zniknął z pola widzenia odwróciłam się do Marca.
-Czy to nie był twój pomysł, aby go poznać?- spytałam zdziwiona. Zazwyczaj się nie zachowuje w ten sposób. Fabio wystawia do niego rękę, a on nic.
-Bo nie wiedziałem jak wygląda- odpowiedział.
-Czekaj... Co?- byłam tak zdziwiona jego słowami, że przez chwilę nie wiedziałam czy mówimy o tym samym.
-Jak zobaczyłem jak on wygląda to... Spodziewałem się niskiego, grubego chłopaka w okularach i niezbyt ciekawą osobowością, a tymczasem on wygląda jak ci goście z okładek gazet i w dodatku jest strasznie miły... Nawet dla mnie, a próbowałem mu trochę zrobić na złość, gdy rozmawialiśmy- wyjaśnił, a ja wtedy wszystko zrozumiałam.
-Jesteś zazdrosny- powiedziałam ze śmiechem- Kochanie po pierwsze to ja na razie ciebie widziałam na okładkach gazet i niejedna do ciebie wzdycha, a po drugie wiesz, że cię kocham i to się nigdy nie zmieni- oznajmiłam.
-Tobie ufam, ale jemu nie- zaznaczył. Pocałował go w policzek.
-Ja tobie też ufam, ale twoim fanką już nie. Zachowałeś się jak burak, ale i tak cię kocham- powiedziałam i poszłam w stronę budynku.
-Ja ciebie też- usłyszałam. Odwróciłam się, aby zobaczył, że śmieję się i kręcę głową. On także zaczął się cicho śmiać, włożył ręce w kieszenie i wzruszył ramionami. Stał tam, aż nie weszłam do środka. W pewnych ilościach zazdrość jest dobra w związku. Trzeba być choć trochę zazdrosnym o drugą osobę. Wtedy wiemy, że komuś na nas zależy. Ja się tak poczułam. Kochana i ważna. Chociaż Marc udowadnia mi swoją miłość na każdym kroku. Nie będę w stanie nigdy mu się za to odwdzięczyć. Jedyne co mogę mu dać to moja miłość do niego.
Na wykładach było nawet okej. Przeprosiłam Fabio za zachowanie mojego chłopaka, ale kumpel nie okazał się być zły. Stwierdził, że rozumie Marca i że piłkarz musi mnie bardzo kochać. Na jednej z przerw zadzwoniłam do mojego zazdrośnika. Chwilę porozmawialiśmy, ale zaraz potem musiał wracać do treningu. Po godzinie czternastej udałam się na stadion. Wsiadłam w autobus linii 112 i po piętnastu minutach wsiadłam na przeciwko pięknego Camp Nou. Wyjęłam swój identyfikator i pokazałam go ochroniarzom, ponieważ byli jacyś inni, niż przez ostatnie dwa tygodnie. Weszłam na murawę i przywitałam się z trenerem.
-Dzień dobry trenerze- byłam dość zmęczona na uczelni, ale tutaj od razu nabrałam nowych sił. To miejsce, aż emanuje energią. Poza tym moja praca sprawia mi wiele radości.
-Cześć Vicki. Jak na uczelni?- zapytał. Jak zwykle miły i towarzyski. Luis z każdym zamieni chociaż kilka słów.
-Dziękuję, dobrze. A co u Pana... Znaczy co u ciebie?- zapytałam. Musiałam się poprawić, ponieważ Luis już jakiś czas temu poprosił, abym zwracała się do niego na "ty". Czasami jednak o tym zapominam.
-Bardzo dobrze. Jutro mecz. Będziesz?- zapytał uśmiechnięty. To kolejna jego zaleta. Zawsze jest zadowolony. Oczywiście opieprza zawodników, każe im poprawiać najdrobniejsze błędy, ale generalnie jest bardzo pozytywnym człowiekiem.
-Oczywiście, że tak- wyszczerzyłam się. Od dziecka byłam Cule i teraz też nią jestem. Od kołyski, aż po grób, Barcelona to mój klub! Zarówno kilka lat temu jak i dzisiaj kibicowanie Dumie Katalonii sprawia mi bardzo wiele radości i satysfakcji.
-Dzisiaj przeprowadzasz wywiad z Sergim- zaśmiał się trener.
-Będzie ciekawie- stwierdziłam.
-To na pewno. Dlatego się śmieję. Sergi to straszna gaduła, a w szczególności, gdy kogoś polubi. Traktuje cię jak siostrę- powiedział. Dobrze o tym wiedziałam i byłam szczęśliwa, że mam kogoś takiego obok. Był dla mnie bardzo miły od samego początku. To taka pozytywna duszyczka, która jest bardzo ufna wobec innych ludzi. 
-A ja go jak brata- odpowiedziałam z uśmiechem. Taka była prawda. Kochałam go jak starszego brata. Jest zabawny i wiecznie uśmiechnięty, ale kiedy trzeba potrafi być również poważny i pomóc przyjaciołom. W ogóle to taki typ człowieka, który chętnie pomaga wszystkim wokół i to jest piękne. Wierzy w ludzi, a oni w niego- Pójdę przygotować się do wywiadu- powiedziałam i poszłam na trybuny. Wyjęłam zeszyt A4, w którym miałam zapisane różne pytania. Skleiłam listę, która pomoże mi przeprowadzić wywiad z Sergim. W międzyczasie piłam jogurt, którego nie zdążyłam wypić. Musiałam wyglądać komicznie z tymi zakreślaczami, długopisami i kartkami, a w dodatku z jedzeniem. Po kilku minutach byłam już gotowa.
-Vicki! Sergi już jest gotów!- zawołał mnie trener.
-Już idę!- odkrzyknęłam i popędziłam na dół. Luis poszedł do pozostałych chłopaków i zaczął im coś tłumaczyć i pokazywać.
-Cześć siostra- przywitał się Sergi i mnie przytulił, jednocześnie podnosząc do góry.
-Cześć brat- powiedziałam i pocałowałam go w policzek. 
-Jak tam moja studentka?- zapytał wesoło.
-Studentka dobrze- wyszczerzyłam się- A mój piłkarz?
-Ja chce wakacje- zajęczał, a ja zaczęłam się śmiać. Cały Sergi. Kocha piłkę i wszystko z nią związane. Także treningi, ale zdecydowanie woli grać w nogę bez obowiązków. Wiecie... Przyjść na mecz, pograć, wygrać oczywiście i do domu, a może nawet na Seszele. Ale kto tak nie ma? Przeszliśmy do pokoju, gdzie przeprowadzane są wywiady. Przywitałam się tam z fotografem- Javierem. Chłopak robi zdjęcia podczas wywiady, wybiera kilka i pomaga mi je wstawić na stronkę. Takie urozmaicenie tekstu. Osobiście lubię, gdy są jakieś fotki, więc jestem zadowolona. 

-Sergi, jak oceniasz przygotowanie do jutrzejszego meczu?
-Vickuś... Wiesz, że cię kocham- zaczął, a ja miałam ochotę go już udusić. 
-Ja ciebie też, ale wiesz, że ty sobie pójdziesz do domku, a ja będę musiała to jeszcze napisać i wrzucić na stronę?- zapytałam, aby był tego świadomy. Lojalnie go uprzedziłam. 
-Kocham cię- powtórzył i posłał mi buziaka w powietrzu, a ja udałam, że go złapałam- Nasze przygotowanie uważam za bardzo dobre, ale Villareal jest dobrą drużyną.
-Powroty po wakacjach bywają ciężkie. Damy radę?
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, abyś ty i inni kibice Barcelony mogli świętować- uśmiechnęłam się na te słowa i pokręciłam głową. 
-Krążą plotki o twoim domniemanym transferze. Fani są ciekawi twojego stanowiska w tej sprawie.
-Wiedziałabyś o tym. Nie, nie przenoszę się nigdzie. Mój dom jest w Barcelonie. Odejdę wtedy, gdy klub będzie tego chciał. Mam nadzieję, że nigdy to nie nastąpi.
-Nie tylko kibic, ale i fan.
-Od dziecka i już na zawsze.
-Ciężko o pierwszy skład w takiej drużynie jak Barcelona. Myślisz, że będziemy oglądać cię coraz częściej.
-Tego nie wiem, ale zrobię wszystko, aby tak było. Dlaczego twierdzisz, że ciężko o pierwszy skład?
-Mamy świetnych zawodników na każdej pozycji- odpowiedziałam i tym samym poczułam się jkaby to on przeprowadzał ze mną wywiad.
-Podoba mi się to.
-Co takiego?
-Zawsze jak mówisz o Barcelonie to słyszę mamy, będziemy, damy i tak dalej. Nie jesteś tylko dziennikarką, ale i prawdziwą Cule z krwi i kości.
-Od dziecka i już na zawsze- powtórzyłam jego słowa- Nie odczuwasz presji ze strony kibiców?
-Nie wiem czy mogę nazwać to presją. Chyba nie. Wiem, że liczą na nas i żaden z nas nie chce ich zawieść.
-Kibice są dla ciebie ważni?
-Bardzo. Najważniejsza w futbolu jest według mnie pasja i kibice. Bez jednego i drugiego nie ma po co wychodzić na boisko.
-Barcelona ma szczęście. stadion zawsze jest pełny.
-I za to chciałbym podziękować każdemu kto chociaż raz podziwiał nas na Camp Nou. Dziekuję również kibicom, którzy oglądają nasze zmagania w tv. Tobie też Vicki.
-Myślisz, że wsparcie bliskich osób jest dla piłkarza ważne?
-Szalenie! Bez tego byłoby każdemu z nas bardzo ciężko. Dlatego chciałbym skorzystać z okazji i podziękować. Mogę?
-Oczywiście.
-Dziękuję mojej mamie, która zawsze wspiera mnie i mojego brata. Marc tobie też dziękuję. Mojej dziewczynie, Coral, dzięki której się nie poddaję. Tobie Vicki także. I całej drużynie oraz trenerowi.
-Nie ma za co- posłałam mu ogromny uśmiech- Z twojej wypowiedzi można wywnioskować, że zarówno zawodnicy jak i trener pozostają w świetnych relacjach.
-Bo tak jest. Każdy z nas wzajemnie się wspiera. Starsi zawodnicy pomagają młodszym. Trenera mamy wspaniałego. Potrafi nie tylko kogoś porządnie zbesztać, ale i pocieszyć, jeśli jest to konieczne. W tym klubie czujesz się jak w domu. To fantastyczne, że mogę tu grać oraz, że mogę ich nazwać moją drugą rodziną.
-Jak myślisz, co znaczy dla innych Camp Nou?
-Dla kibiców Realu to znienawidzony stadion, na którym ich drużyna od czasu do czasu przegrywa. Dla kibiców Barcelony to świątynia. Mimo to trzeba przyznać, że Camp Nou jest piękne. Nie ważne komu kibicujesz, ten stadion i tak robi wrażenie. 
-A dla ciebie co on znaczy?
-Jest moim drugim domem. Uwielbiam go. Nie. Teraz skłamałem. Ja go kocham. Ta atmosfera jest nie do podrobienia. Żaden inny stadion nie ma tego czegoś, co ma Camp Nou. Tam wyczuwa się jakąś magię. Murawa jest tam inna, bramka, światło... Wszystko wydaje ci się znajome, takie samo jak na każdym innym stadionie, ale nie jest. To magiczne miejsce. Odkąd pamiętam marzyłem, aby tu grać.
-Jak widać marzenia się spełniają. Musiałeś ciężko na to zapracować.
-Każdy z nas na to ciężko pracował. Na treningach dajemy z siebie wszystko.
-Wymagania rosną z wiekiem?
-Hmm... Myślę, że raczej nie. Stają się większe to prawda, ale nie odczuwasz tak tego, ponieważ im jesteś starsza, tym więcej potrafisz wziąć na swoje barki. Poza tym Barcelona od zawsze była wymagającym klubem.
-Masz jakieś przeczucia co do tego sezonu?
-Że będzie niezapomniany. A ty?
-Będzie jednym z najlepszych. Przynajmniej taką mam nadzieję.
-Ja również.
-Chciałbyś dodać coś na koniec?
-Tak, przecież mnie znasz. 
-Dlatego pytam- roześmiałam się, a on ze mną.
-A więc chciałbym powiedzieć, że to był mój najlepszy wywiad w życiu i liczę na więcej z tobą w roli dziennikarki- zakończył, a ja wyłączyłam dyktafon i uściskałam Sergiego.

-Kocham cię, ale i tak jesteś niemożliwy- powiedziałam rozbawiona.
-Ja ciebie też dziennikareczko. Serio podobały mi się pytania- przyznał.
-Victoria, mogę cię prosić?- usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam redaktora naczelnego. Czyżbym miała kłopoty? Coś źle zrobiłam? Nie mówcie, że on tu stał. 
-Przepraszam- zwróciłam się do Roberto i podeszłam do mojego szefa- Tak?
-Nie bój się- roześmiał się, gdy zobaczył moją minę- Chciałem ci tylko powiedzieć, że dobrze by było, gdybyś podesłała mi tekst bez pomijania pytań Sergiego. Myślę, że dobrze by było, gdybyśmy pokazali waszą relację. Wywiad będzie ciekawy- powiedział. Byłam zaskoczona, ale nawet nie miałam nic do powiedzenia. To mój szef.
-Oczywiście- potwierdziłam i się uśmiechnęłam- A teraz przepraszam, ale wrócę do pracy- dodałam.
-Powodzenia- stwierdził i już go nie było. Czyli był podczas wywiadu.
-Czego chciał?- zapytał od razu Sergi.
-Żebym nie pomijała twoich pytań ani wypowiedzi typu "tobie też dziękuję"- wyjaśniłam.
-A chciałaś to pominąć?- udawał obrażonego.
-A nie?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie ze śmiechem.
-W takim razie lubię tego gościa- wyznał ze śmiechem- Powiem Marcowi, że już skończyliśmy- oznajmił i pocałował mnie w policzek. Ja natomiast zasiadłam obok Javiera, który wrzucał zdjęcia na swojego laptopa i miał zamiar je obrobić. Ja musiałam napisać ten tekst i wysłać naczelnemu. Zajęło mi to dwadzieścia minut. Teraz tylko czekałam na odpowiedź od szefa. Javier miał dużo większą swobodę i sam wybierał zdjęcia.
-Skończyłem- wyznał zadowolony.
-Mogę spojrzeć?- zapytałam.
-Pewnie- odpowiedział i odwrócił lapka w moją stronę. Muszę przyznać, że fotki wyszły naprawdę ładnie. Uśmiechnięci, roześmiani, kontakt wzrokowy. Jest super- A na koniec to- pokazał mi zdjęcie, na którym przytulam się z piłkarzem.
-Świetna robota mistrzu- pochwaliłam go. Musiałam się przyzwyczaić do tych wszystkich zdjęć.
-Dziękuję. Tobie też wywiad wyszedł. Będzie mega. Mało który dziennikarz może pochwalić się takimi relacjami, a kibice to cenią. Wiem po sobie. To chwyta. Coś ci powiem tylko nie krzycz, ok?- zapytał.
-Zaczynam się bać.
-Po prostu znam twój stosunek do takich rzeczy.
-No dawaj, może oboje przeżyjemy to pytanie- po tych słowach oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Nadawałabyś się na modelkę. Jesteś bardzo fotogeniczna. Zaangażowałem się w pewien projekt czysto charytatywny. Robimy zdjęcia ze znanymi kobietami i nie mów mi, że nie jesteś znana. Czasami mam wrażenie, że WAG's wyskoczą mi z lodówki- zażartował- Malujemy modelki tak, aby wyglądały na pobite i promujemy akcję "stop przemocy wobec kobiet". Co ty na to? Myślałem również o Antonelli, Shakirze, Raquel, Romarey, Joanie, Rafelli, Sofii,  Coral, Aslihan, Danielli i Elenie. Wszystkie WAG's. Do mnie należy wybranie modelek. Co o tym myślisz? Oczywiście dam ci czas na zastanowienie się- wyjaśnił. Nie powiem, zaskoczyła mnie jego propozycja. Nie wiem czy bym się w tym odnalazła. Nie jestem modelką. 
-Myślę, że powinnaś wziąć w tym udział- usłyszałam głos mojego ukochanego. Odwróciłam się do niego zdziwiona. Nie słyszałam jak tu wchodził. Co się dzisiaj ze mną dzieje?
-Cześc Marc- przywitał się z nim uśmiechnięty Javier.
-Siemka Javi- widać, że miał dobry humor.
-Ja się do takich rzeczy nie nadaję. Nie wiedziałabym co mam robić. Zdecydowanie lepiej się czuję w innej roli. Nie wiem... Mogę ci pomóc nagłośnić całą akcję- zaproponowałam. 
-Vicki ja robię wam zdjęcia. Znasz mnie i chętnie ci pomogę podczas sesji. Nie będę was wszystkich traktował jak Joany czy Shakiry. Spokojnie. Po prostu się zastanów i daj mi znać. Stoi?- zapytał i wyciągnął do mnie rękę.
-Stoi- podałam mu dłoń, choć byłam pełna obaw. Marc pociągnął mnie do góry, a sam usiadł na krześle, po czym posadził mnie sobie na kolanach. Porozmawialiśmy trochę na różne tematy. Po jakimś czasie dostałam wiadomość od szefa.

"O to mi chodziło :) Wrzucajcie tekst i zdjęcia! Miłego dnia dla ciebie i Javiera."

-I co wrzucamy?- zapytał Javier.
-Tak. Szef życzy nam miłego dnia- powiedziałam. Zanim cokolwiek zrobiliśmy Marc musiał przeczytać wywiad, ponieważ Sergi mnie pochwalił. Chłopak pocałował mnie w czoło.
-Moja zdolniacha- wyszeptał i nadal mnie obejmował. Nawet nie chciało mi się schodzić z jego kolan. Szybko skończyliśmy pracę z fotografem i mogliśmy iść do domu. Rozstaliśmy się przed Camp Nou. Pożegnaliśmy się, a Javier jeszcze się odwrócił.
-Zastanów się!- krzyknął i wsiadł do samochodu. Uniosłam kciuka w górę, aby pokazać mu, że zrozumiałam. Marc mnie objął. 
-Naprawdę powinnaś wziąć w tym udział- oznajmił.
-Nie wiem. Popatrz jak inne dziewczyny wyglądają. To super laski, takie 11/10, a ja...- nie zdążyłam nawet dokończyć, a już mi przerwał.
-Jesteś najpiękniejsza. Musisz bardziej uwierzyć w siebie. Możesz komuś pomóc w ten sposób- powiedział.
-Tylko dlatego się nad tym zastanawiam- wyznałam i westchnęłam.
-Nie wiem czemu tak marudzisz. Jesteś śliczna, więc nie ma czego się bać. Zdjęcia wyjdą wspaniale.
-A wiesz, że nie jesteś obiektywny? Jesteś moim chłopakiem. To normalne, że tak mówisz- wyjaśniłam. 
-Javier też tak powiedział. inaczej nie zaproponowałby ci sesji- zauważył. 
-Ochh... Wsiadajmy już i jedźmy- poprosiłam i wsiadłam do auta.
-Do biblioteki piękna?- zapytał, a ja się uśmiechnęłam.
-Oczywiście brzydalu- odpowiedziałam i go pocałował. Po kilku minutach byliśmy już przy budynku. Weszłam sama, ponieważ piłkarza od razu by rozpoznali. Po chwili wyszłam z książką w ręce.
-Sprawdziłem czym możesz tu dojechać. Najlepiej gdybyś wzięła taksówkę, jeśli ja nie będę mógł, ale wiem, że tego nie zrobisz, więc autobus nr 202, 103 i 03- powiedział.
-Kochany jesteś i tak dobrze mnie znasz- uśmiechnęłam się. To naprawdę słodkie, że tak się o mnie troszczy. Przecież mogłam sama sobie sprawdzić, ale i tak mnie wyręczył. 
-Może coś zamówimy na kolację?- zapytał, gdy już jechaliśmy do domu.
-Jasne, na co masz ochotę?- spytałam. 
-Kochanie, pytanie na co ja nie mam ochoty- stwierdził ze śmiechem.
-Trzeba było mówić, że jesteś głodny to byśmy od razu gdzieś poszli i zjedli- stwierdziłam.
-Właśnie dlatego ci nie mówiłem- wyszczerzył się- Fajniej się je, gdy jesteśmy sami. Nikt się na mnie nie gapi, nie robi nam zdjęć, mogę zamówić chińszczyznę i nikt nie będzie opisywał, że nie zbyt umiem jeść pałeczkami i mogę cię pocałować- wymieniał.
-Kuszące, nie powiem, że nie- oznajmiłam- To co zamawiamy?
-Chińszczyzna?
-Chińszczyzna- zgodziłam się. Tak też minął nam dzisiejszy wieczór. Obejrzeliśmy film, zjedliśmy i poprzytulaliśmy się. Marc namówił mnie, żebym dzisiaj u niego spała. Usnęłam dość wcześnie. Nie wiem co mnie tak zmęczyło, ale jednak poczułam się jakbym pracowała od wczesnego ranka, aż do północy. Przyjemnie było zasnąć w jego ramionach.


Taki o niczym, ale jest. Przepraszam za małe opóźnienie. Co o tym myślcie? I jak Wam się podoba długość? Czy Fabio namiesza? A może to Marc coś zepsuje? A może Vicki, która nadal jest bardzo młoda? 



































piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 37

"Swoją drogą, to, co stanowi o uwodzicielskim talencie mężczyzny, 
to nie jego uroda, nie jego kasa, nie jego samochód, 
nie 25 centymetrowy kutas, nie kolekcja statków w butelce. 
Ale zdolność sprawienia,
 by kobieta choć przez moment czuła się przy nim piękna."


Wyszliśmy z restauracji i już miałam go opieprzyć.
-Kochanie musimy porozmawiać jeszcze na temat pieniędzy, ale nie dziś- powiedział i przyciągnął mnie do siebie. Znowu chciał mnie pocałować, ale mu na to nie pozwoliłam.
-Właśnie, że dzisiaj- stwierdziłam hardo. Nie chciałam, aby wydawał na mnie cały czas pieniądze.
-Ok- po tych słowach głośno wypuścił powietrze z ust. Starał się być jak najbardziej opanowany, ale ja i tak widziałam, że trochę się denerwuje- Posłuchaj, jestem piłkarzem i chyba zdajesz sobie sprawę z tego ile zarabiam- zaczął. Zapewne chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ja musiałam się odezwać.
-Owszem, ale to nie oznacza, że masz za mnie płacić na każdym kroku- oznajmiłam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, a była chyba dla każdego oprócz niego.
-Kochanie, jestem facetem i chcę za ciebie płacić bo dla mnie to nie problem. Dać ci moje wyciągi z konta? Poza tym jak się mną zajmowałaś to robiłaś zakupy i płaciłaś swoimi pieniędzmi- odparł. To prawda, ale ja też jadłam.
-A ty zapłaciłeś za moje wakacje z wami i ciągle wydajesz na mnie pieniądze- powiedziałam.
-Mała, stać mnie. Chcesz kłócić się o pieniądze?- zapytał. Chyba każdy znał odpowiedź na to pytanie.
-Oczywiście, że nie...- nie dane było mi dokończyć.
-Dlatego nie psujmy sobie wieczoru- zakończył. Westchnęłam tylko w geście kapitulacji.
-Porozmawiamy jeszcze o tym- ostrzegłam.
-Kiedy tylko będziesz chciała, ale moje zdanie znasz- powiedział i znowu przyciągnął mnie do siebie, a ja zarzuciłam na jego szyję ręce- Jesteś seksowna, gdy tak uparcie bronisz swojego zdania- wyszeptał, a ja się roześmiałam. On zaraz po mnie.
-Jesteś niemożliwy- śmiałam się jak małe dziecko. Ten jego rozbawiony wzrok i drgające kąciki ust, które sugerowały, że próbował się nie roześmiać.
-Wszystko przez ciebie- znowu próbował zachować powagę. Jestem ciekawa na jak długo.
-Przeze mnie?- zapytałam i uniosłam brew.
-Owszem bo zakochałem się w tobie jak wariat- wyznał, a mnie oblało ciepło. Po ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Oczy błyszczały podobnie jak jego- Koooooooooochaaaaaaaam Cię!- wykrzyczał na całe gardło, a ludzie przechodzący obok zaczęli bić brawo i posyłać rozbawione spojrzenia. Kobiety spoglądały na nas z lekką zazdrością. Starsi ludzie kręcili głowami i rozbawieni wypowiadali pod nosem tylko jedno słowo- "zakochani". Ukazałam szereg swoich białych zębów, a potem go pocałowałam. Między pocałunkami wyszeptałam prosto w jego usta dobrze mu już chyba znane trzy słowa.
-Kocham cię wariacie- całowaliśmy się tak kilka minut, a gdy się oderwaliśmy zobaczyłam, że jest ubrudzony moją szminką. Podniosłam dłoń i położyłam mu ją na policzku, a kciukiem starłam kolorowy kosmetyk z jego ust- Ubrudziłam cię- wyjaśniłam.
-Jeśli tak brudzisz ludzi to chcę być brudny do końca życia- stwierdził i znowu mnie pocałował. Nasze języki toczyły zaciętą wojnę o dominację. Przygryzłam delikatnie jego wargę, a on cicho jęknął. Wplotłam dłonie w jego włosy, a on jedną ręką gładził moją w talii, a drugą trzymał na moim policzku. W końcu musieliśmy się od siebie oderwać, ponieważ brakowało mi już powietrza.
-Chodź, coś ci jeszcze pokażę- powiedział i pociągnął mnie za rękę w stronę samochodu. Puścił moją rękę i otworzył tylne drzwi. Wziął swoją marynarkę i zarzucił mi ją na ramiona.
-Kochanie, ciepło mi- powiedziałam i chciałam mu ją oddać.
-Zatrzymaj, będzie ci potrzebna- stwierdził i znowu pociągnął mnie za rękę.
-Wiem, że nic mi nie powiesz, ale chcę cię tylko lojalnie poinformować, że mam krótkie nogi i szpilki, a ty prawie biegniesz- oznajmiłam ze śmiechem. Jego również rozbawiły moje słowa, ale zwolnił.
-Przepraszam, ale wpadłem na genialny pomysł- i wszystko jasne. On i genialne pomysły. Wiedz, że jeśli piłkarz Barcelony mówi "genialny pomysł, który SAM wymyśliłem" to możesz zacząć się bać.
-Ucieknie nam ten pomysł?- zapytałam. Byłam rozbawiona jego zachowaniem. Marc często się śpieszył, gdy na coś wpadł. Nie wiem skąd mu się to wzięło, ale zawsze chce zrealizować swoją ideę tu i teraz, w tym momencie. Chwycił mnie za rękę i pocałował w czoło.
-Jak to możliwe, że nawet na szpilkach jesteś taka niziutka?- spytał z błyskiem w oczach.
-To ty jesteś wysoki, a nie ja niska- stwierdziłam i wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
-Kochanie masz tylko metr sześćdziesiąt dwa- powiedział z ironią.
-Właśnie, że nie bo okazało się, że metr sześćdziesiąt- oznajmiłam.
-Co? Ale jak?- był naprawdę zdziwiony.
-Ostatnio się mierzyłam i wyszło metr sześćdziesiąt. Lekarz z Polski się trochę pomylił bo tak mi wpisał w karcie... Chociaż ta dwójka była trochę poskreślana i przerabiana na 0. Whatever- wyjaśniłam, a Marc zaczął się śmiać.
-Kocham cię- wyznał nadal się szczerząc- Wracając to masz metr sześćdziesiąt, a ja metr osiemdziesiąt trzy- przy nim jestem naprawdę malutka.
-Wiem, ale lubię swój wzrost- to była prawda. Byłam niższa od każdego chłopaka. Od zawsze i chyba na zawsze. Mogłam nosić wysokie buty kiedy tylko chciałam.
-No ja myślę- powiedział to tak jakby mnie ostrzegał, że kiedy tylko będzie inaczej to zrobi ze mną porządek- Ale ja też lubię ten twój wzrost- przyznał po chwili.
-Małe jest słodkie- po tych słowach wyszczerzyłam się w uśmiechu, a on razem ze mną.
-Dla mnie tylko ty jesteś słodka- moje serduszko czuło się właśnie wygłaskane i spełnione. Jak ja go kocham.
-A dla mnie tylko ty jesteś taki seksowny, męski, wspaniały, kochany, troskliwy, opiekuńczy, słodki i tylko ciebie tak kocham. Jesteś tylko ty i nikt więcej i to już na zawsze- wyznałam. Uśmiechnął się słysząc te słowa, ale był to inny uśmiech. Nie cwaniacki. Nie szczerzył się jak głupi do sera. Nie ironiczny. Był za to słodki i naprawdę szczery. Jego mina wyrażała zadowolenie i spełnienie, szczęście i poczucie, że jest się kochanym. Nic już nie powiedział tylko mnie pocałował. W końcu doszliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy się przy szklanym drapaczu chmur. Był naprawdę wysoki. Weszliśmy do środka i wjechaliśmy na ostatnie piętro.
-Co my tutaj robimy?- zapytałam zaskoczona. Wtedy zatrzymał nas pewien ochroniarz. Marc wziął go na bok i po chwili mogliśmy wejść po jakiejś drabince. Chciałam zdjąć buty, ponieważ nie dałabym rady po niej wejść na szpilkach. Złamałabym sobie nogę lub w najlepszym przypadku obcas, a bardzo lubiłam te buty. Marc widząc to, podszedł do mnie, schylił się i chwycił mnie za uda. Takim oto sposobem znalazłam się na jego plecach. Dałam mu całusa w policzek, a on uśmiechnął się pod nosem. Z łatwością wszedł na górę. Ześlizgnęłam się z jego pleców. Staliśmy na dachu tego potężnego wieżowca. Piłkarz narzucił na moje ramiona marynarkę. Tutaj temperatura była zupełnie inna. Chciałam zdjąć okrycie, ale mój ukochany mi na to nie pozwolił.
-Marc rozchorujesz się na sam początek sezonu- skarciłam go i ponownie chciałam mu oddać jego własność.
-Cii... Podziwiam widoki- wyszeptał mi na ucho- Z marynarką na ciele- dodał po chwili i zachichotał. Był niemożliwy. Odwrócił mnie tyłem do siebie, a moim oczom ukazała się wspaniały widok na caluteńką Barcelonę. 
-Wow- tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. To słowo jednak nie okazywało nawet jednej tysięcznej części mojego zachwytu. Byłam wniebowzięta. Chyba pokocham niespodzianki Marca. 
-Sergi zabrał tu Coral- powiedział, a ja odwróciłam się do niego z uśmiechem na ustach.
-Ukradłeś mu pomysł na randkę?- zapytałam wesoło.
-Jak gdzieś z tobą idę to muszę mieć wszystko zaplanowane bo przy tobie słabo idzie mi myślenie o czymkolwiek oprócz o tobie maluszku- stwierdził i wyjął swój telefon. Wszedł w wiadomości i pokazał mi sms-y od Sergiego.

"Stary"
"Ej"
"Jestem zajebisty"
"Mam genialny pomysł"
"Obok tej knajpki jest ten wieżowiec co Coral tam zabrałem! Pokazywałem ci go"
"Weź tam Vicki"
"Świetne widoki"
'Stary"
"Jestem genialny"

Śmiałam się jak głupia jak to czytałam. Na żadną wiadomość Marc mu nie odpisał.
-Już nie mogłem wytrzymać tych jego wiadomości- wyjaśnił- Ale pomysł miał wspaniały- dodał i mnie pocałował. Usiedliśmy na dachu. Marc opierał się o ścianę, a ja o niego. Wpatrywaliśmy się przed siebie w ciszy. Oboje byliśmy pochłonięci tym gdzie jesteśmy i w jakim towarzystwie. Było tak romantycznie i tak bardzo idealnie. 
-Marc?- zaczęłam niepewnie.
-Hmm?- wymruczał wyraźnie wyrwany ze swojego świata myśli.
-Naprawdę myślałeś o dzieciach czy tak tylko powiedziałeś Thiago?- zapytałam. Nie wiem czemu, ale akurat teraz mnie to zaciekawiło.
-Po naszej wspólnej nocy ty usnęłaś, a ja nadal leżałem. Wtedy pomyślałem... Cholera chciałbym, żeby była jedyną kobietą w moim życiu. Pomyślałem, że chciałbym budzić się obok ciebie każdego dnia i widzieć cię na meczach. Wtedy pomyślałem o wszystkich dziewczynach, które siedzą tam z dziećmi. Maluchy po wygranym meczu wbiegają na murawę i cieszą się z ojcami, a ich matki patrzą na to z uśmiechami na ustach. Doszedłem do tego, że chciałbym mieć syna, ale potem pomyślałem, że nie chcę, abyś była jedyną kobietą w moim życiu. Wolałbym mieć dwie... Ciebie i naszą córkę. Więc naprawdę myślałem o dzieciach- wyznał, a ja byłam taka szczęśliwa. Jego słowa sprawiły, że wiedziałam, iż traktuje mnie jak najbardziej na poważnie. Zakochałam się w nim jeszcze bardziej, chociaż nie sądziłam, że to jeszcze możliwe. Każdego dnia kocham go jeszcze mocniej i każdego dnia dziwię się, że to realne. 
-A ty? Myślałaś o dzieciach?- z moich przemyśleń wyrwał mnie głos mojego kochanego piłkarza. Mojego i nikogo więcej.
-Nie myślałam o tym tak jak ty.  Pomyślałam, że chciałabym mieć z tobą kiedyś dzieci i wziąć z tobą ślub bo cię kocham, ale nie teraz. Chcę skończyć studia- powiedziałam.
-Kochanie nie chciałbym mieć z tobą dzieci zanim skończysz studia. Dziecko to obowiązek, a ty musisz się realizować, musisz być szczęśliwa. A po jakimś czasie można pomyśleć o małym piłkarzu- wyjaśnił, a ja spojrzałam mu głęboko w oczy- Poza tym chciałbym cię o coś zapytać.
-Tak?- byłam ciekawa co to może być. 
-Masz dwie odpowiedzi do wyboru- zaznaczył.
-Logiczne- odpowiedziałam.
-I nie możesz powiedzieć nie- dodał.
-Zaczyna to być coraz bardziej skomplikowane- stwierdziłam rozbawiona.
-Ani może- wypalił.
-Zaczynam się bać- co on znowu wymyślił? 
-Zostaniesz moją dziewczyną?- zapytał, a ja się uśmiechnęłam. Kochany z niego wariat. 
-Tylko twoją- odpowiedziałam i wpiłam się w jego usta. Całowaliśmy się zachłannie, namiętnie i z pasją, aż nie zabrakło nam powietrza.
-Nasz pierwszy pocałunek jako para- zauważyłam. 
-Kocham pierwsze razy z tobą skarbie- wyszeptał i mnie pocałował. Potem jeszcze rozmawialiśmy i się przytulaliśmy. Zeszliśmy z dachu i udaliśmy się do samochodu Marca. W drodze powrotnej buzie się nam nie zamykały. Byliśmy szczęśliwi. Dojechaliśmy wreszcie na naszą dzielnicę. Wysiedliśmy z auta, a Marc mnie o nie oparł.
-Zostań na noc- poprosił. Rozważałam wszystkie za i przeciw, ale niezbyt mogłam logicznie myśleć. Szczególnie dlatego, że był tak blisko.
-Mieliśmy się nie śpieszyć- przypomniałam mu.
-Obiecałem ci to. Nie ukrywam, że chciałbym zrzucić z ciebie tą sukienkę, ale tylko za twoją zgodą. Chciałbym po prostu obudzić się obok mojej dziewczyny- stwierdził.
-Nie dzisiaj kochanie- powiedziałam.
-Jutro?- zapytał jak małe dziecko.
-Zależy.
-Od czego?- nawijał na palce kosmyki moich włosów, a potem je wypuszczał i tak w kółko. 
-Od pana- odpowiedziałam. 
-Czy pani ze mną flirtuje? 
-Nie bardzo.
-Czy aby na pewno?
-Tak na 10%.
-Czyli jednak pani ze mną flirtuje.
-Może troszkę.
-Ja z panią flirtuje całym sobą, a pani ze mną tylko troszkę?- zapytał udając urażonego.
-Pan chce mieć z tego korzyści.
-Tylko niewielkie.
-Czy aby na pewno?
-Pobudka obok pani będzie czymś bardzo wielkim bo kto panią dobudzi- stwierdził i zaczął się śmiać, a ja razem z nim. Dla zasady dostał również w ramię. 
-Idę, dobranoc kochanie- chciałam się pożegnać, ale Marc złapał mnie za nadgarstek i pocałował. Następnie odprowadził pod same drzwi.
-Mieszkam tak daleko, że musiałeś mnie odprowadzić?- byłam rozbawiona jego zachowaniem.
-Wolałem się upewnić i spać spokojnie. Teraz mogę życzyć ci miłej nocy- odparł i mnie pocałował. Całował nieziemsko jak zawsze. Miałam wrażenie jakby jego usta idealnie pasowały do moich ust. Nigdy jeszcze nie przeżyłam czegoś takiego- Słodkich snów skarbie- wyszeptał. Posłałam mu uśmiech i weszłam do domu. To była najlepsza randka w moim życiu. Poszłam na górę. Wzięłam chłodny prysznic. Cały czas się szczerzyłam i nie mogłam przestać. On był jak uzależnienie. Był moim prywatnym i jedynym w swoim rodzaju narkotykiem. Przebrałam się w piżamkę i umyłam. Następnie położyłam się do łóżka i zajrzałam na Instagrama. Antonella dodała nowe zdjęcie. Od razu weszłam na jej profil. Moim oczom ukazała się fotografia, na której znajdowałam się ja, Marc i Thiago. Siedzieliśmy we trójkę na kanapie. Marcuś obejmował mnie lewą ręką, a ja miałam głowę opartą na jego ramieniu. Thiago siedział mi na kolanach i był we mnie wtulony, a jednocześnie zwrócony w stronę swojego wujka. Ja obejmowałam malca. Wszyscy się akurat śmialiśmy. Zdjęcie było idealne. I ten opis...
"Piękny widok..."
Dokładnie. Piękny. Urzekło mnie to zdjęcie, więc je zrepostowałam. Teraz widniało również na moim profilu. Po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącego powiadomienia. Marc oznaczył mnie na zdjęciu. Weszłam w nieznaną mi jeszcze fotkę. Okazało się, że zrepostowaliśmy dokładnie to samo. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Napisałam mu jeszcze sms-a.

"Cóż za synchron :) Kocham cię i dobranoc <3"
"To przeznaczenie :) Ja ciebie też <3"

Nie miałam już siły odpowiedzieć na tę wiadomość. Odpłynęłam w krainę Morfeusza. Ten dzień był idealny i zapamiętam go na długo.




I co o tym myślicie? Siedziałam dla was specjalnie do nocy nad tym rozdziałem :) Może fenomenem jakoś nie pobija, ale myślę, że nie jest najgorszy. Jednak zostawiam Wam to do ocenienia :) Dziękuję bardzo za każdą aktywność- za wyświetlenie, komentarz, wiadomość na fb lub snapie. To dla Was piszę. Dziękuję raz jeszcze :) Od razu chciałabym was kochani poinformować, że nie wiem jak będzie z moim pisaniem 28-17 sierpnia, ponieważ wyjeżdżam i sami wiecie z czym to się wiążę... Jednak postaram się dodawać jak najwięcej :)

P.S. Cytat na początku rozdziału- Piotr C. "Pokolenie Ikea"