niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 13

 "Najsilniejsi ludzie to ci, którzy 
czują jak umierają od środka a mimo tego 
nadal wstają rano,ubierają się i wychodzą z domu."


Oczywiście nie mogłam dzisiaj dłużej pospać. Oficjalnie zaczęły się wakacje, a już ktoś ściąga mnie z łóżka. Otworzyłam jedno oko, aby zobaczyć kto robi tyle hałasu w moim pokoju. Ujrzałam uśmiechniętego Sergiego z garnkiem i łyżką do zupy w ręce. Można się domyśleć, że ta nędzna kopia piłkarza uderzała łyżką o garnek. Myślałam, że oszaleję.
-Czemu zawdzięczam tą jakże beznadziejną wizytę?- zapytałam zaspana. Wyobraźcie to sobie. Śpicie sobie spokojnie. Chcecie wypocząć, ponieważ poprzedniego dnia położyliście się późno spać. Jednak wasze plany ktoś psuje. Facet ma szczęście, że jest moim najlepszym przyjacielem.
-Zbieraj się mała bo jedziemy na plaże- odpowiedział wesoły i na mnie skoczył. Wtedy do sypialni weszła Coral i się zaśmiała.
-Błagam weź to coś, co waży ze sto kilo- wyjęczałam. Nie powiem, żeby piłkarz był lekki. On tylko tak niepozornie wygląda.
-Zejdź z niej już. Miałeś ją obudzić normalnie- zaczęła dziewczyna tego mośka. On podszedł szybko do niej i objął ją  w talii. Namiętnie ją pocałował, a między tymi pocałunkami powiedział, że ważne, iż zrobił to skutecznie.
-Dobra, dobra idźcie się lizać gdzie indziej, a ja się ubiorę- stwierdziłam i wystawiłam w ich stronę język. Cóż za dorosłe zachowanie. Dwójka zakochanych, śmiejąc się ze mnie, zeszła na dół. Miałam się zapytać, kto tam jeszcze jedzie czy tylko my, ale zapomniałam. W końcu skleroza nie boli. Poszłam do łazienki, aby się wykapać. Po szybkim prysznicu rozczesałam włosy i umyłam zęby. Z garderoby wyjęłam swój kostium kąpielowy. Ostatnio mam na nie niesamowitą fazę. Cały czas mogłabym je kupować. Ale nie ma co się dziwić. Nareszcie mogę skorzystać z cudownego słońca i nieziemskiego morza. Na kostium ubrałam wcześniej naszykowanubrania. Zeszłam na dół i skierowałam się od kuchni. Coral zrobiła dla nas jogurt truskawkowy z płatkami owsianymi. Przygotowała mi również wodę, winogrona oraz jabłko na plażę.
-Dziękuję kochana- powiedziałam i pocałowałam w policzek dziewczynę, gdy skończyliśmy śniadanie.
-Nie ma za co piękna- odpowiedziała. Chciała mi pomóc w posprzątaniu bałaganu, który po sobie zostawiliśmy, ale odmówiłam. W końcu udało nam się wyjść z domu. Zabawne jest to, że to Sergi zawsze prowadzi. Pomyślelibyście? Ja też nie. Dobra. Aktualnie robię wszystko, aby nie myśleć o kłótni z Marciem. Wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina. Nie potrafię się dogadywać z ludźmi. Jestem mega dziwna.
-Barcelona wygrała ekstraklasę!- zawrzeszczał Sergi, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Dobrze się czujesz?- zapytałam niepewnie. Nie wiem o co mu chodzi, ale to nie było zbyt normalne. Chwila, moment. Przecież to Sergi, a on nie jest całkowicie zdrowy umysłowo. Ledwo co wymówił nazwę polskiej ligi. Z kim ja żyję?
-Zadawaliśmy pytania, a ty nic. Rozumiem, że fantazjowałaś o uroczym, miłym, kochanym i seksownym piłkarzu Barcelony o niesamowitych oczach i z motorem w garażu, ale zapewniam cię, że jego brat jest dużo lepszy- wygłosił swoją przemowę. Że co? Nie wierzę, że on jest w stanie wymyślić coś takiego.
-Mogłeś mnie po prostu szturchnąć bo nie wiem jak ty, ale ja czasem się zamyślę, ale do tego jest potrzebny mózg drogi, lepszy bracie- wyrecytowałam, a Coral zaczęła się śmiać z naszej kłótni. Wysiedliśmy z samochodu, ponieważ byliśmy już na miejscu.
-A mówiłam, że jak ci kupię mózg to zrobię lepszy interes- oznajmiła dziewczyna pomocnika.
-Nie wiem czy to pomoże. Wydaję mi się, że Sergi cierpi na groźną chorobę. Może załatwimy mu psychiatrę?- zwróciłam się do pięknej modelki. Piłkarz gromił nas tylko wzrokiem.
-Jeszcze byśmy miały psychiatrę na sumieniu, przecież by popełnił samobójstwo po pięciu minutach od spotkania z nim- nabijała się nadal, a ja się śmiałam. Znaleźliśmy się obok naszych przyjaciół. Nawet nie wiem kiedy to się stało. Na nasze spotkanie udali się Rafinha, Marc, ter Stegen z Danielą i oczywiście nasze zabójcze trio w postaci Coral, Sergiego i mnie. Przywitałam się ze wszystkimi i rozłożyłam się między Marciem, a Coral. Oczywiście ręcznik zabrała mi partnerka życiowa mojego braciszka. Sama bym raczej tego nie zrobiła. Było mi strasznie głupio za to jak się wczoraj zachowałam.
-Marc one mnie obrażają!- zawołał Sergi i wskazał na nas palcem. Patrzyliśmy się na siebie z Bartrą jak dzieci, które zobaczyły ducha.
-Musisz z tym żyć- odpowiedział bratu. W tym momencie pomocnik Barcelony zaczął gonić swoją kobietę. W sumie nie miałam nic przeciwko temu. Chyba to nawet lepiej.
-Możemy pogadać?- spytałam niepewnie. Nie wiedziałam jak mam się zachować ani jak on zareaguje. Wczoraj zrobiłam awanturę o nic. Dosłownie o nic. Zaczęło się od głupich papierosów, a skończyło na tym, że wręcz żądałam, żeby na mnie krzyczał. Sama nie wiem o co mi chodziło.
-To przebierz się bo się ugotujesz i możemy gadać- stwierdził, a ja zrobiłam tak jak powiedział.
-Idziesz gdzieś?- zapytała Daniela.
-Porozmawiam z Marciem i zaraz będziemy- oznajmiłam i usłyszałam głośne "uuu" wszystkich zebranych. Przewróciłam oczami i odeszłam z piłkarzem. Bez słowa szliśmy wzdłuż brzegu morza, aż usiadłam na wielkim głazie.
-Przepraszam- powiedziałam cicho. Nie dlatego, że nie byłam pewna swoich słów. Chciałam, aby to usłyszał i mi wybaczył, ale bałam się... Bałam się, że jego reakcja będzie inna, niż mam nadzieję na to jaka będzie.
-Co się dzieje mała?- tego się akurat nie spodziewałam. Spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc.
-Co?- naprawdę nie wiedziałam o czym on teraz mówi.
-Wczorajsze zachowanie nie było normalne jak na ciebie- wyjaśnił, a ja pokiwałam głową. Pomyślałam chwilę nad odpowiedzią. Co miałam powiedzieć? Sama o tym dobrze wiem.
-Miałeś wczoraj rację. Nie radzę sobie z przeszłością. Kiedy zapominam nagle wydarza się coś, co mi o tym przypomina. Jak ty sobie z tym radzisz?- wyznałam szczerze. Nie chciałam go okłamywać. Wiedziałam, że kto jak kto, ale on mnie zrozumie. Ufam mu i to bardzo. Chociaż nawet z Sergim o tym nie rozmawiałam, a powinnam. Znowu te wyrzuty sumienia. Nie chcę, aby Roberto dowiedział się o tym wszystkim od kogoś innego. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby dowiedziałby sięprzez głupi przypadek. Sama bym sobie tego nie wybaczyła.
-Wiesz to co mnie spotkało zdarzyło się, gdy byłem dzieckiem. Teraz mam 24 lata. Ty masz dopiero 18, a wszystko jest świeże. Ja nie jestem taki silny jak ty- powiedział, a ja nie rozumiałam dlaczego tak uważa. To nie miało sensu. Ja jestem słaba. To on walczy.
-Ja silniejsza? O czym ty mówisz? To tylko pozory. Jedyny sposób w jaki sobie jako tako radzę to picie, palenie, płacz, uciekanie i... I tyle- kurde za bardzo się zapędziłam. Jeszcze chwila i powiedziałabym coś, czego miałam nigdy nikomu nie mówić. Coś, czego nie chciałam pamiętać.
-Co miałaś na myśli?- dopytywał zaintrygowany, a ja miałam ochotę walnąć się w głowę i to tak porządnie. Jednak jestem głupia.
-Nic- odpowiedziałam. Widziałam po jego minie, że mi nie uwierzył.
-Co się wtedy działo, gdy on cię bił?- zapytał. Nie mogę go okłamywać. Nie chcę i nie potrafię. To jedyna osoba, która tak dużo o mnie wie.
-Cięłam się i... Raz chciałam skończyć z tym wszystkim- wyszeptałam. Bardzo się tego wstydziłam. To było głupie. Nic nie pomagało, a tylko uzależniało. Niestety tak to już jest- Popatrz- odsłoniłam rękę, która zawsze była pokryta bransoletkami. Każdemu mówiłam, że nigdy ich nie zdejmuję bo są dla mnie ważne. Były, ale tylko dlatego, że zakrywały moje blizny- Nie są już takie widoczne. Mam maść na blizny- wytłumaczyłam, a on mnie przytulił. Schowałam się w jego ramionach i poczułam się tak jakbym ukryła się przed całym światem. Oderwaliśmy się w końcu od siebie i postanowiliśmy wracać do reszty. Zaraz pewnie zaczną się jakieś spekulacje na nasz temat.
-Zabiłbym tego debila, gdybym go spotkał- powiedział trochę zły, gdy szliśmy z powrotem.
-Nie ma co się złościć. Nie ma go tu na szczęście- stwierdziłam, a on przystanął na chwilę.
-Masz rację!- wykrzyczał z tym swoim łobuzerskim uśmiechem. Chwycił mnie jedną ręką i pobiegł w stronę morza. W końcu oboje się przewróciliśmy. Śmialiśmy się jak szaleni. Zaczęliśmy się chlapać jak małe dzieci bez zmartwień. Już widzę te wszystkie zdjęcia. Zawsze chodzimy na prywatną plażę. Nie wiem jak oni to robią. Albo wiem- magia Barcelony. Mniejsza o to. Teraz poszliśmy trochę dalej, więc Marc musiał rozdać kilka autografów i zrobić sobie zdjęcia z fanami. Po kilku minutach byliśmy już obok naszych przyjaciół.
-Wreszcie jesteście!- zawołał uradowany Sergi. Zaśmiałam się z jego reakcji. Moja kochana panda.
-Chodźcie, coś sobie przeczytacie- powiedział rozbawiony niemiecki bramkarz. Z czystej ciekawości oboje usiedliśmy obok niego, aby zobaczyć, co chce nam pokazać.
-Kochanie włączysz tą stronkę?- zwrócił się do swojej ukochanej. Dziewczyna natychmiast podeszła do Marca, wzięła od niego tableta i coś wpisała.
-Proszę bardzo- odpowiedziała z wielkim uśmiechem i odeszli. Zostaliśmy sami i coś czuję, że to nie jest informacja roku. Nic nie widzieliśmy, więc położyliśmy się na brzuchu i narzuciliśmy na siebie i na urządzenie Dan ręcznik. Musieliśmy wyglądać kosmicznie. Stronka się załadowała, a my zaczęliśmy czytać.

"Marc Bartra (24 l.) ostatnio wdał się w bójkę z jednym z gościu klubu, w którym bawił się z przyjaciółmi. Podobno chłopak obraził hiszpańskiego piłkarza. Co się dzieje z obrońcą? Odkąd pojawiła się w jego życiu Victoria Malicka jest zupełnie innym człowiekiem. Nastoletnia Polka dobrze dogaduje się z piłkarzami, co można zobaczyć na poniższych fotografiach. Zdobyliśmy także informację czym zajmuje się dziewczyna. Victoria jest opiekunką Thiago Messiego.. Czym mu tak zawróciła w głowie? Dziewczyna dzięki bogatemu chłopakowi mogła skorzystać z możliwości spotkania Antonelli Rocuzzo, Raquel Mauri lub Rafaelli Beckran. Ale czy to dobre dla siostry Neymara? Przypomnijmy, że jest ona w związku z Rafinhą, a jak widać na zdjęciach Victorię i Rafaela łączy zażyła relacja."

To tylko kolejny głupi artykuł. Popiszą sobie i przestaną. Nie mam zamiaru się tym przejmować. Nie jestem jego dziewczyną i nic do niego nie czuję oprócz przyjaźni, więc nie mam się czym martwić. Poniżej przedstawiono nasze zdjęcia.
1. Przytulam się z Marciem.
2. Przytulam się z Sergim.
3. Przytulam się z Neymarem.
4. Przytulam się z Rafinhą.
5. Żegnam się z Rafaellą.
6. Opiekuję się Thiago.
7. Wspólne zakupy z Anto i Raquel.
8. Marc nosi mnie na plecach.
9. Wychodzę z mieszkania Marca w jego ubraniach.
10. Ja, Sergi i jego brat jedziemy jednym samochodem.

Naprawdę tym ludziom się nudzi. Osobiście to mi by się nawet nie chciało robić tylu zdjęć. To jest kompletnie bezsensu. A co najlepsze to co napisali to same kłamstwa. Zaczęłam się śmiać, a razem ze mną mój towarzysz. Nie mogliśmy wytrzymać po prostu. Cała sytuacja tak nas bawiła, że ze śmiechu tarzaliśmy się po piachu. Zaplątaliśmy się w ręczniki, co wywołało jeszcze większy napad naszej głupawki.Paczka naszych znajomych, gdy to zobaczyła również dołączyła do nas. Wyszło w końcu na to, że wszyscy śmialiśmy się ze mnie i z Marca. Gdy się już uspokoiliśmy porozmawialiśmy trochę o tym artykule. Okazało się, że obrońca bał się mojej reakcji. Powiedział, że mu ulżyło, gdy zaczęłam się chichrać jak głupia. Dużo myślałam o poprzednim materiale popularnej w Barcelonie gazety. Uznałam wtedy, że nie mogę się tym przejmować. Mam przyjaciół, którzy wiedzą jaka jestem i nie obchodzi mnie zdanie ludzi, którzy nawet ze mną nie rozmawiali. Zawsze znajdzie się ktoś, kto jest zazdrosny, a dziennikarze zrobią wszystko, aby tylko zarobić pieniądze. Sama świata nie zmienią, chociaż nie pasuje mi czasami to w jaki sposób funkcjonuje. Jestem sobą i taka chce pozostać. Jestem najlepszą wersją siebie. Poszliśmy jeszcze na obiad. Znaczy ja i Sergi jedliśmy lody, a reszta normalny posiłek. Zamówiliśmy sobie największe lody jakie mieli w karcie, a do tego koktajl. Kelner dziwnie się na nas patrzył, ale co ja mogę? No nic. To takie dziwne? Dużo się śmialiśmy podczas jedzenia, ale nikomu to nie przeszkadzało. Ludzie uśmiechali się, gdy nas widzieli. Nie wiem czy to dlatego, że przechodzili obok piłkarzy czy dlatego, że byliśmy tacy szczęśliwi. Takie chwile powinny trwać wiecznie. To najlepsze, co może być. Spędzanie czasu w gronie przyjaciół i wspólne wygłupy. Chyba nic tego nie może przebić. W końcu przyszedł czas, aby się rozstać. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i rozeszliśmy się. 
-Mała wiesz jak cię kocham?- zapytał Sergi i już wiedziałam, że coś chce. Jakby nie mógł od razu określić się o co mu chodzi. To takie zabawne. 
-Sergi zawieziesz ją, a potem my pojedziemy jasne?- powiedziała twardo Coral, a my byliśmy pod wrażeniem.
-Przejdę się miśki, przecież mam niedaleko, a ty zawieź ją na super randkę bo jak coś zwalisz to skopie ci ten tłusty tyłek- zagroziłam. Domyśliłam się o co chodzi młodej parze. W sumie to kochane. 
-Ale...- nie pozwolono nawet dokończyć mojemu kochanemu braciszkowi.
-Ja ją odwiozę- przerwał mu Marc. Wszyscy się zgodzili i po chwili siedzieliśmy już w samochodzie Hiszpana. Piłkarz jeździ naprawdę szybko. Jak on nie zdobywa mandatów to ja nie wiem.
-Już wiem dlaczego to zawsze Sergi robi za kierowce- wyznałam, a on się uśmiechnął pod nosem. Akurat w radiu leciała świetna piosenka, więc zaczęliśmy krzyczeć bo śpiewem się tego nie dało nazwać. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce. 
-Weź na przebranie coś sportowego i zaraz jestem po ciebie z powrotem- nakazał, a ja nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy. 
-A gdzie?- zapytałam ciekawa. Taka już moja natura niestety.
-Pokazać ci jak sobie radzę z problemami- odpowiedział, puścił mi oczko i już zmierzał do swojej rezydencji. Postanowiłam uczynić to samo bo coś mi mówi, że on wcale nie żartował. Ledwo przeszłam przez próg, a już dostałam sms-a. Wyjęłam telefon i zobaczyłam, że nadawcą wiadomości był nie kto inny jak mój dzisiejszy szofer.

"Nie bierz kąpieli kochanie XD"
"Śledzisz mnie? Poza tym widzę, że tryb dureń znowu się włączył :)"
"Serio nie idź pod prysznic tylko się przebierz i zejdź na dół kochanie"
"Sugerujesz, że prysznic będzie mi dopiero po tej wycieczce potrzebny?"
"Jak ty mnie dobrze znasz kochanie"
"Idę się spakować mośku"

Jak napisałam tak też uczyniłam. Poszłam więc na górę i spakowałam potrzebne ubrania. Wzięłam także żółte bandeau, które mam zamiar założyć pod koszulkę. Nerkę przewiesiłam przez ramię i byłam gotowa wyjść. Wtedy na górę wszedł Marc. Spojrzałam na niego zdziwiona, ponieważ zamykałam wcześniej drzwi. 
-Jak ty tu wszedłeś, przecież zamknęłam drzwi?- zapytałam zdziwiona. Czy ze mną jest coś nie tak? 
-To ty nie wiesz?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-A wyglądam jakbym wiedziała?- spytałam, a on wydawał się zdezorientowany.
-Myślałem, że Sergi ci powiedział- oznajmił, a ja nadal nie wiedziałam o czym mówi.
-Dlaczego to zawsze Sergi musi maczać w czymś swoje brudne łapska?- zadałam retoryczne pytanie.
-Może dlatego, że jest kochanym upierdliwcem- odpowiedział jednak na nie hiszpański obrońca. 
-Powiedz mi o czym miałam wiedzieć- poprosiłam. On wyjął klucze z kieszeni. To były moje klucze!
-Sergi ma drugi zestaw i nie wiem skąd bo po twojej reakcji sądzę, że mu ich nie dałaś, a on mi dał te klucze, mówiąc, że na wszelki wypadek jakby co i tak dalej. Naprawdę się nie skapnęłaś?- wyjaśnił trochę rozbawiony. Dopiero teraz wszystko do mnie dotarło. Oni wchodzili sobie do mojego domu, kiedy chcieli, a ja nawet na to uwagi nie zwracałam.
-Zostawiłam klucze pani Manueli, a co on z nimi zrobił to ja nie wiem. Na pewno mi ich nie oddał. Wcześniej mnie jakoś nie zastanawiał fakt, że zjawiacie się w mojej sypialni o ósmej rano- stwierdziłam i zaczęłam się sama z siebie śmiać. 
-Jesteś stuknięta mała- powiedział rozbawiony.
-Uczę się od mistrza- wyszczerzyłam się po tych słowach.
-Dobra, nie susz już tych ząbków tylko chodź już- nakazał i tak też zrobiliśmy. Zeszliśmy na dół i znowu wsiedliśmy do jego samochodu. Powiem szczerze, że bardzo mi się on podoba. W sensie auto. Kiedyś, tak około za 100 lat jak mnie już będzie stać to taki sobie kupię. 
-Gdzie jedziemy?- zaczęłam wypytywać piłkarza, a on pogłośnił muzykę. Myślałam, że zabiję go gołymi rękami. Powstrzymał mnie fakt, że gdybym teraz to zrobiła to oboje byśmy zginęli. W końcu kieruje.
-Nic ci nie powiem- odpowiedział wesoło i zaczął nucić.
-Ale ja cię tak ładnie proszę- powiedziałam słodziutko i popatrzyłam na niego maślanymi oczami.
-Te oczka zadziałają na Sergiego- odparł i puścił mi oczko. Walnęłam go w ramię i oboje zaczęliśmy się śmiać. Zrezygnowałam z dalszego wypytywania, ponieważ zrozumiałam, że nie powie mi nic więcej. Jak niespodzianka to niespodzianka.


Mamy 13! Jak wam się podoba? Gdzie zawiezie ją Marc? Czego może się spodziewać Vicki po piłkarzu? Czy jego przeszłość jest przeszłością czy może znowu stała się teraźniejszością? Czy to, gdzie ją wiezie zagrozi jego karierze, a może jej samej?




















czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 12

"Doceniaj każdy błąd, 
zrozumieć go jest mistrzostwem."

W tym momencie odsłonił mi oczy. To co tam zobaczyłam to... Wow. Zazdroszczę sama sobie. Stwierdzam wszech i wobec, że mam najlepszych przyjaciół na świecie. Przede mną stał uśmiechnięty Grzesiek Krychowiak.
-Cześć Vicki- przywitał się piłkarz Sevilli. Oczywiście mówił po polsku- Jak dobrze czasem użyć ojczystego języka- dodał i oboje się zaśmialiśmy.
-Tak, coś o tym wiem. Kiedy następny odcinek #KrychaWie?- zapytałam roześmiana.
-Kiedy Krycha będzie coś wiedział- odpowiedział rozbawiony. To naprawdę pozytywny człowiek- Ale przerzućmy się może na hiszpański bo Marc nie może podsłuchiwać- dopowiedział. Cały czas się śmialiśmy.
-To co zdjęcie mistrzu?- spytałam tym razem po hiszpańsku.
-Z ładnymi paniami zawsze- stwierdził i wziął ode mnie mój telefon.
-Powiem wszystko Celii- zagroziłam.
-A ja bratu- dopowiedział Bartra i wystawił język- Dajcie to wam zrobię to fotkę- zaproponował i po chwili już staliśmy objęci z wielkimi bananami na twarzach.
-Jesteś z Sergim?- zapytał Polak, a ja wybuchnęłam śmiechem. Podobnie uczynił Marc.
-Nie, Sergi uznał mnie za siostrę i jako straszy brat próbuje być opiekuńczy- wyjaśniłam. Grzesiek także zaśmiał się, gdy zrozumiał co powiedział. Wzięłam swój telefon, aby zobaczyć jak wyszła nasza fotografia. Nie było najgorzej. Pomijając fakt, że jest mecz Fc Barcelona kontra Sevilla. Krycha ma na zdjęciu koszulkę swojego klubu, a ja ukochanej Blaugrany.
-Śmiesznie wyglądasz przy mnie. Taka malutka- śmiał się mój rodak. Wyglądałam przy nim podobnie jak przy Marcu. Bowiem Hiszpan jest tylko trochę niższy od polskiego pomocnika. Dosłownie kilka centymetrów. Zrobiliśmy sobie jeszcze zdjęcie we trójkę. Dostałam również autograf z dedykacją od jednego z moich ulubionych pomocników.
-O kurde. Trener mnie zabije. Muszę lecieć, miło było- powiedział i już go nie było. Popatrzyliśmy na siebie z Aregallem na siebie i zaczęliśmy się śmiać.
-Kto to wymyślił?- zapytałam Marca, gdy już się uspokoiliśmy. On unikał mnie wzrokiem.
-Któryś z chłopaków, nie wiem kto do...- nie dane było mu dokończyć swojej wypowiedzi.
-Dziękuję- przerwałam mu i się do niego przytuliłam. Chłopak odwzajemnił mój uścisk. Dobrze wiedziałam, że to on. Chciałam mieć tylko pewność. Kiedy unikał mnie wzrokiem wszystko stało się jasne.
-Kurde chciałem pozostać anonimowy- oznajmił i się zaśmiał. W końcu się od siebie oderwaliśmy.
-Czy ty mnie właśnie prosisz o dyskrecję przed chłopakami?- zapytałam niczym człowiek z licencją detektywistyczną.
-Chyba jej żądam- odpowiedział, a ja walnęłam go w ramię.
-Nic nie powiem bohaterze- zapewniłam, używając określenia wymyślonego przez Thiago. Musieliśmy już wrócić do szatni. Ja oczywiście po dziecko Leo, a Marc do drużyny- A czy ty nie powinieneś być teraz przypadkiem z drużyną i trenerem?- dopytałam, chociaż znałam odpowiedź na to pytanie. Piłkarz podrapał się po głowie jak to miał w zwyczaju i uśmiechnął się łobuzersko.
-Jakieś dobre wymówki?- co za człowiek. Doceniam, że chciał spełnić moje marzenie, ale nie kosztem samego siebie.
-Zgubiłam się?- zaproponowałam, a on przybił mi żółwika. Jak Luis to kupi to będzie cud. Weszliśmy do szatni chłopaków i zobaczyliśmy na środku trenera. Spojrzał on gniewnym wzrokiem na swojego podopiecznego.
-Przepraszamy, ale zgubiłam się, a Marc mi pomógł- zaczęłam od razu od wyjaśnień.
-Tak długo ci pomagał?- powiedziałabym, że to podchwytliwe pytanie panie Enrique. Myśl, myśl, myśl. Szybko. Wiem!
-Jakiś chłopak jak się zgubiłam mnie zaczepił. Był pijany- wymyśliłam coś na szybkiego. Będę się smażyć w piekle za te wszystkie kłamstwa. Chociaż teoretycznie rzecz biorąc to kiedyś mnie obronił przed takim pijaczyną. Może rzec, że trochę pomyliły mi się miejsca tych zajść, ale... Dobra, nie będę pogrążać się jeszcze bardziej.
-Pogadamy potem- powiedział i zajął się tłumaczeniem taktyki chłopakom. Miałam ten przywilej, że mogłam zostać z nimi i posłuchać. Błagam, znajdźcie mi osobę, która o tym  nie marzy. Dzisiaj jest jakiś dzień dziecka dla Malickiej? W sumie muszę przyznać, że niezbyt mi to przeszkadza. Przyszła chwila na to, że piłkarze mieli opuścić szatnię. Wszyscy wychodziliśmy z tego pomieszczenia, ale Luis nas zatrzymał.
-Leo, Marc, Vicki!- zawołał, a my jak na zawołanie odwróciliśmy się w jego stronę- Leo weź na chwilę Thiago, a ja z nimi pogadam- zwrócił się do naszej pchełki. Wyczuwam kłopoty i to duże. Coś mi mówi, że Lucho nie łyknął naszej, a raczej mojej ściemy- Chcę wam tylko powiedzieć, że to fajnie, że się dogadujecie. Bardzo mnie to cieszy. Super, że ten dureń wreszcie zaprzyjaźnił się z dziewczyną, a nie zaciągnął ją do łóżka. Sorry Marc to było nie na miejscu... Dobra. Chodzi mi o to, że jak następnym razem będziesz chciał zaimponować Vicki to może nie wciągaj jej w kłamstwa tylko przyznaj się na Boga, że załatwiałeś jej spotkanie z Krychą- wyrecytował, a nam opadły kopary. Jak? Skąd on wie? Co za wtopa- Uprzedzam wasze pytanie. Widziałem was. Wersja jest taka, że o tym zapominamy i idziemy na mecz. Ale mieliście miny- dodał ze śmiechem. Wyszliśmy w końcu z tej szatni bez słowa. Wzięłam od Messiego jego synka i poszłam na trybuny. Sędzia rozpoczął po kilku minutach drugą połowę tego spotkania. Coś niedobrego dzieje się z naszą obroną. Przeciwnicy w mgnieniu oka przedarli się w pobliże pola bramkowego Barcelony. Wszyscy wstrzymują oddech, gdy piłkę w stronę bramki posyła Kévin Gameiro. Nie. Jednak Gameiro zdobywa jedną bramkę dla swojej drużyny. W tym samym czasie przysiada się do nas Anto. Przywitałam się z dziewczyną i obydwie zajmujemy się meczem. Swoją drogą Thiago jest zachwycony obecnością swojej mamy. Trzymam mocno kciuki za chłopaków. Dosłownie. Bolą mnie już palce. Wiem, że wygrywamy, ale jednak czuć presję. Przez większą część tej połowy tylko się bronimy. Sevilla bardzo na nas napiera. Zafundowali kilka akcji, które zatrzymywały serca kibiców Azulgrany. Jednak jak to bywa nasi chłopacy zaskoczyli nas po raz tysięczny. W 80 minucie do z piłką do bramki wpada Leo. Jak to mówią oko za oko, ząb za ząb. W tym przypadku była to bramka za bramkę. Natychmiast dostaliśmy odpowiedź. Tym razem Krychowiak zdobywa gola. Tak bardzo jak go lubię tak bardzo chciałam, aby dzisiaj nie strzelił. Mimo to jesteśmy spokojni. Wygrywamy. I nagle fatalny błąd popełnia jeden z piłkarzy Sevilli. Sędzia słusznie odgwizduje rzut karny dla Barcelony. Kto będzie strzelał? Messi czy Neymar? Nie od wiary! Grają w kamień, papier, nożyce. Co za głąby pospolite moje kochane. Mimowolnie roześmiałam się, gdy to zobaczyłam. Założę się, że to był pomysł Neya. Wygrywa Leo, który ustawia sobie piłkę i patrzy prosto w oczy bramkarza. Dopinguje go cały stadion. Cały stadion trzyma za niego kciuki. Cały stadion jest razem z nim. Cały stadion w niego wierzy. Jak nie Leo to kto? Lekki rozbieg i piła wpada w prawe okienko! Gol! Gol! Gol! Już nic nie może się stać. Lio dedykuje bramkę Antonelli i Thiago. Camp Nou oszalał. Skaczemy, jednocześnie przytulając się z dziewczynami. Mecz jeszcze oficjalnie się nie zakończył. Korzystając z okazji wszyscy kibice zaczynają śpiewać hymn Barcelony. I koniec. Barcelona wygrywa z Sevillą 5 do 2. To był dobry mecz. Nie było dziewczyny, która by się nie cieszyła. Mówię tu oczywiście o trybunie WAGS. Nie wiem dlaczego siedzę na tej trybunie, ale chyba nie mogę tym gardzić. Dostaję bilety tylko dlatego, że chłopaki mają dobre serce. Chociaż muszę przyznać, że zawsze te dziewczyny wydawały mi się puste. Akurat nie te z Barcelony, ale na przykład polskie kobiety piłkarzy to po prostu porażka. Według mnie to puste panny, które nie robią nic poza promowaniem się na nazwisko męża. Takie jest moje zdanie. Oczywiście nie wszyscy muszą się ze mną zgadzać. Mimo to uważam, że żadna z nich nie zrobiłaby takiej kariery, gdyby nie to z kim się spotykają. W Barcelonie dziewczyny są normalne. Nie wywyższają się, dążą do wszystkiego same, nie pchają się do świata show biznesu, a tym bardziej nie są głupie. Postanowiłyśmy poczekać, aż każdy wyjdzie ze stadionu jak to miałyśmy w zwyczaju. Tak, na pewno ja mam w zwyczaju. Byłam dopiero drugi raz na meczu Barcelony. Mniejsza o to. Poczekałyśmy, a gdy większość już opuściła świątynię futbolu, wyszłyśmy na zewnątrz. Thiago nie mógł się ze mną rozstać. Trzymałam go na rękach, a ten mnie przytulał. W końcu przyszli wszyscy nasi królewicze. Znowu razem. Miłe zaskoczenie. Gdy już tam staliśmy ktoś rzucił pomysł, aby zrobić sobie zdjęcie. Tak też zrobiliśmy. Dziewczyny, narzeczone, żony, dzieci, piłkarze i ja z synkiem Leo oraz Anto na rękach. Dowiedziałam się, że Rafa ma zaraz samolot do Brazylii. Szkoda, że nie może tu zostać. Bardzo się z nią zżyłam. Stwierdziłam, że pojadę z Neyem i Davim, aby odwieźć ją na lotnisko. Każdy miał zamiar iść do domu ze swoją drugą połówką. Jednak na razie staliśmy i rozmawialiśmy.
-Nie myślałaś nigdy o dziecku? Do twarzy ci- zaczął sobie ze mnie żartować Pique. Zmierzyłam go wzrokiem i kopnęłam, ponieważ znajdował się dość blisko mnie, aby moje krótkie nogi mogły wykonać ten ruch. On na to zareagował tylko śmiechem. Zresztą reszta zrobiła to samo.
-Nie myślałeś, żeby kupić sobie mózg? Fajnie by było- odgryzłam się. Oczywiście żartowałam sobie. Chociaż dla kogoś z boku mogłoby to oznaczać naszą kłótnię. Nic bardziej mylnego.
-Niektórzy by ci w tym pomogli- tym razem w rolę Gerarda wcielił się Sergi. Mówił to, udając, że kaszle.
-Szkoda, że ty nie pomożesz w tym swojej dziewczynie- odpowiedziałam i wystawiłam mu język. Znowu zaczęliśmy się śmiać. Chyba trzeba to przyznać. Mamy dziwne poczucie humoru. W końcu musieliśmy się już zbierać. Rafinha chciał jechać ze mna, Davim i Neymarem, aby odwieźć Rafe. Pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i pojechaliśmy. Zaczęłam pisać sms-y z moją przyjaciółką.

"3 słowa: randka, ty, Rafinha"
"Pytasz jak było?"
"Owszem :)"
"Cudownie :)"
"Ochh... Tak się rozpisałaś, że się domyśliłam"
"Całowaliśmy się"
"I?"
"Nie spaliśmy ze sobą XD"
"Ejj ja nie jestem tymi idiotami zwanymi piłkarzami. Pytam czy jesteście razem XD"
"W takim razie to pytanie skieruj do niego bo sama nie wiem"
"Jak to?"
"Pocałowaliśmy się, poszliśmy do niego i oglądaliśmy filmy. Rano odwiózł mnie do domu. Nie rozmawialiśmy o tym wszystkim. Poza tym co by powiedział Ney?"
"Że chce, żebyś była szczęśliwa"

Jak to nie rozmawiali? Czy temu idiocie kompletnie odbiło?
-Rafuś- tak go nazywam. Chyba każdemu z piłkarzy wymyśliłam już jakąś nową ksywkę- Co z tobą i...- nie dane było mi dokończyć, ponieważ Rafa zamknęła mi buzię ręką. Zaśmiałam się z jej reakcji. Piłkarz chyba też się domyślił o co mi chodzi bo zrobił się czerwony. A to dobre! Widzieliście przecież tego mośka. Ma ciemną karnację. Wiecie jak wyglądał w tym momencie? Aż żałuję, że nie mam jak zrobić mu zdjęcia. Daliśmy sobie z tym wszystkim spokój. Jak będą chcieli to sami nam opowiedzą o tym jak bardzo się kochają. Nic na siłę. Na nasze nieszczęście dojechaliśmy właśnie na lotnisko. Nie chciałam rozstawać się z przyjaciółką. Jednak wiedziałam, że tu wróci. Leci do Brazylii, aby załatwić kilka spraw przed przeprowadzką do brata. Davi zostaje na razie z Neyem i Jotą. Szkoda, że go tu nie ma. Chętnie bym go poznała. Carolina (mama blondyna) przyleci tutaj już razem z siostrą Brazylijczyka. To dobrze. Nareszcie rodzina będzie razem. Dobrze wiem, że Ney i Carol nie są razem. Liczy się fakt, że mają ze sobą dziecko. Robią to wszystko dla jego dobra. Davi nareszcie będzie miał tatę na pełny etat. Chociaż nie wiem jakby mama się starała nie zastąpi również ojca. Każde z nich przez takie rozwiązanie cierpiało. Ney też tęsknił za synkiem. Teraz będzie tylko lepiej. Każdy już pożegnał się z Rafą oprócz mnie i Rafaela. Przytuliłam się do dziewczyny i nie chciałam jej puszczać. Dobrze się dogadujemy, a nie wiadomo ile potrwa jej powrót. Najważniejsze jest to, że tu wróci. Obiecałyśmy sobie, że będziemy do siebie codziennie dzwonić i rozmawiać przez Skype. Tylko z dwoma dziewczynami tak się tu zżyłam. Jest to oczywiście brazylijska piękność i Anto. Uwielbiam także Raquel i Coral, ale... Ale siostrę napastnika i mamę Thiago traktuję jak siostry. Są dla mnie bardzo ważne. Wiem, że mogę na nie liczyć w każdej sytuacji. Niedawno opowiedziałam jej o moim byłym. Obiecały nikomu nie mówić i wiem, że dotrzymają słowa. Wiedzą tylko trzy osoby z Barcelony. Czuję się okropnie, że Sergi o tym nie wie. Powiedziałam nawet Marcowi, a nie wie o tym mój najlepszy przyjaciel, mój brat. Z drugiej strony co mam mu powiedzieć? "Hej Sergi, wiesz mój były mnie bił dzień w dzień. W sumie uciekłam tutaj także przed nim"? To nie wchodzi w grę. Powiem mu to kiedyś. Muszę. A może chcę? Po prostu czuję się beznadziejnie z tym faktem, że on nic nie wie. Tak się o mnie troszczy, opiekuje, zawsze przy mnie jest, a ja zachowuję się tak jakbym mu nie ufała, co oczywiście nie jest prawdą. Staliśmy tak z Neymarem i Davim, patrząc na zakochanych.
-Ty też to widzisz?- zwróciłam się do brazylijskiego napastnika. On tylko się uśmiechnął.
-Deklu może w końcu ją pocałujesz bo nie mamy tu całego dnia?- zawołał do swojego przyjaciela. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco, a on wzruszył tylko ramionami.
-No co? Ślini się na jej widok, a przy mnie udaje, że nie. Sęk w tym, że kiepski z niego aktor- wyjaśniła mi klubowa "11". W końcu ją pocałował. To było tak piękne, że aż zrobiłam im zdjęcie. Będą mieli co pokazywać dzieciom. Musieliśmy jednak wrócić do domu. Widziałam jaki przygnębiony był Rafael. Naprawdę ciężko znosił wyjazd Rafy. Było mi go tak cholernie szkoda.
-Ney, zawieziesz nas do mnie?- zapytałam w ogóle nie informując o moich planach pomocnika z numerem 12. On nawet nie protestował. Po drodze zadzwoniłam do Marca. Każdy z chłopaków miał dzisiaj jakieś zajęcia, a on siedział sam. Jest też opcja, że wyszedł gdzieś do klubu lub do jakiś znajomych nie powiązanych z piłką nożną.
~Rozmowa telefoniczna~
-Hej, co robisz?- zapytałam, gdy tylko odebrał.
-Hej, mam tyle zajęć, że nie wiem w co ręce włożyć, a konkretnie nie wiem, który kanał wybrać- odpowiedział znudzonym głosem i oboje zaczęliśmy się śmiać. Też mam tak często. Tak naprawdę w Barcelonie znam tylko ich. A oni? Oni są starsi, ustatkowani (przynajmniej większość), mają rodziców, rodzeństwo, dzieci i swoje ukochane. Czuję się przy nich czasem jak sierotka. Długo nie rozmawiałam z rodzicami. I chociaż nie powinnam to trochę mi ich brakuje. Nie tego ciągłego krzyku i kierowania moim życiem. Chciałabym mieć normalny dom. W takich momentach jeszcze bardziej tęsknie za babcią. To była jedyna osoba, która mnie rozumiała. Tylko jej tak naprawdę na mnie zależało. Gdy jej zabrakło moje serce rozdarło się na miliony kawałków. Czułam jakby było ono tylko nic nie znaczącym narządem w moim ciele. Udawałam silną, a w rzeczywistości nie mogłam sobie poradzić. Przywiozłam tu ze sobą pudełko pełne pamiątek po babci. Nigdy ich nie odpakowałam. Bałam się wspomnień. Może to tchórzostwo, ale nie chciałam cierpieć jeszcze bardziej. Moi rodzice nawet się za bardzo tym nie przejęli. Ważniejszy był spadek. Pieniądze zawsze były dla nich na pierwszym miejscu. Dlatego nigdy nie potrafili mnie pokochać. Jak mogli kochać kogoś, kto nie przynosi pieniędzy, a wręcz im je zabiera? Praca ich pochłaniała. Czułam się jak w marnym reality show, w którym rodzice udają, że nie mają dziecka. Nie zauważyli nawet, że tak długo byłam bita... I to nie przez nich. Gdyby nie babcia już dawno bym uciekła z Polski. Nie wiem co by ze mną było, gdyby nie ona. To właśnie ta kobieta trzymała mnie codziennie przy życiu. To ona dawała mi nadzieję na lepsze jutro, chociaż nigdy ono nie nastąpiło. To dzięki niej mogłam żyć marzeniami. Była dla mnie wszystkim. Mimo to Bóg postanowił mi ją odebrać. Może i jest w tym jakiś sens, jakiś ukryty plan. Może Ktoś u Góry chciał, abym tutaj zaczęła nowe życie, żebym tu w Barcelonie była szczęśliwa. Może On chciał, abym pozbyła się smutku i spełniała marzenia. Nie wiem i nie dowiem się tego, ale nie pozostaje mi nic innego jak tylko w to wierzyć. To sprawia, że mam chęć wstać rano z łóżka. A jeśli chcesz wstać rano z łóżka to jesteś najsilniejszą osobą jaką możesz być. Kiedyś przeczytałam, że ludzie, którzy nie ścielą łóżek żyją tylko po to, aby do nich wrócić. To smutne. Jednak ja żyłam tak przez większość mojego życia. Tutaj musi się to zmienić.
-Jesteś tam?- z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Hiszpana.
Tak, tak, zamyśliłam się. To co? Ty, ja, Rafinha i piwko?- spytałam.
-Zaraz będę- odpowiedział i się rozłączył. Pożegnaliśmy się z Neymarem oraz jego synkiem i udaliśmy się do mnie. Przy bramie spotkaliśmy się z Hiszpanem.
-Cześć, wchodźcie- powiedziałam, gdy już uporałam się z zamkiem. Teraz został jeszcze jeden. otworzyłam drzwi i weszliśmy. Zaraz po przekroczeniu progu zdjęłam buty, a torebkę położyłam na komodzie. Chciałam rzucić się na łóżko i nic nie robić, ponieważ byłam zmęczona tym dniem. Chyba zabawa z Thiago tak mnie wykończyła, ale wiedziałam, że Raf potrzebuje naszej pomocy. Trzeba go czymś zająć. Poza tym nie chciałam, żeby nasza trójka siedziała sama w domu. W ich przypadku w ogromnych domach. 
-Chcecie coś do picia, jedzenia?- zapytałam. Wiecie te maniery i polska gościnność. 
-Mała wiemy gdzie co jest- poinformował mnie Marc. Ochh do prawdy? Przecież bym się nie domyśliła. 
-Nie mów tak do mnie- poprosiłam. Nie zbyt mi się to podobało. Dużo osób tak do mnie mówiło, ale z jego ust brzmiało to naprawdę dziwnie, inaczej. Nie wiem dlaczego tak czuję. Chyba nie mogę na to nic poradzić.
-Ok mała- odpowiedział, a ja przewróciłam tylko teatralnie oczami. Jaki on kochany. Czujecie ten sarkazm?
-W sumie to ja jestem głodny po meczu- przerwał naszą wymianę zdań Rafinha. Ja chyba też już coś odczuwałam. Zjadłam dzisiaj tylko śniadanie i lody. Posiłek miesiąca. Co ja będę robić przez całe wakacje? Do pracy idę dopiero, gdy chłopcy zaczną treningi. Mam więc jeszcze sporo czasu.
-Ugotujesz coś?- dopytywał Marc, a zaczęłam się śmiać pod nosem. Zajrzałam do lodówki, aby jakiś pomysł wpadł mi do głowy. Przeważnie gotuję na spontanie. Jedynym powodem, dla którego nie robię wszystkiego z przepisem w dłoni jest fakt, że wcześniej musiałabym iść do sklepu, a i tak bym kilku rzeczy zapomniała. Także jeśli gotuję dla siebie to robię to z głowy. Stwierdziłam, że zrobię grillowanego kurczaka z batatami i surówką, która składała się z rzodkiewki, pomidorów, ogórków i jogurtu naturalnego. Ja zajęłam się mięskiem, Marc krojeniem warzyw potrzebnych do suróweczki, a Rafael obierał bataty. Było przy tym dużo zabawy. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i robiliśmy sobie głupie zdjęcia. Nie wiedziałam nawet, że można się tak dobrze bawić w kuchni z dwójką mężczyzn. Po czterdziestu minutach siedzieliśmy już przy stole i jedliśmy, popijając wino. Podobno oni piją je do obiadów i kolacji. To u nich zupełnie normalne. Tak też jest w innych krajach śródziemnomorskich. Zawsze podobała mi się ich kultura oraz mentalność. To zupełne przeciwieństwo naszych polskich tradycji jak i samych Polaków. Może dlatego tak mnie tu ciągnęło. Potem poszliśmy  obejrzeć coś w telewizji, ale nic nam się nie podobało. Siedzieliśmy tak i się nudziliśmy. Za to w jakim wyborowym towarzystwie to robiliśmy. 
-Byłoby źle, gdybym zaproponował Rafie, żeby ze mną zamieszkała po przylocie?- zapytał nagle Rafael. Zna ją bardzo długo, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że ją kocha. Było mu też głupio bo przecież to siostra jego kumpla. Uczucie względem Brazylijki wygrały. 
-Ty tak na poważnie?- odpowiedział pytaniem na pytanie Marc. Był naprawdę zdziwiony słowami swojego klubowego kolegi.
-To, że ty nie masz dziewczyny nie znaczy, że inni nie mogą mieć- syknął. Te ich temperamenty... Co ja z nimi mam?
-Może zrób sobie od razu dziecko i ślub weź- szedł w zaparte Bartra. Ochh, błagam niech przestaną się kłócić. Zachowują się jak małe dzieci.
-Mogę ją wypytać- zaproponowałam i się uśmiechnęłam. Chociaż byłam tego samego zdania co Marc. Może nie aż tak ostro reaguję, ale myślę, że powinni obeznać się w nowej sytuacji, jaką jest ich związek. Co innego mieć dobrego kumpla, a co innego chłopaka i mieszkać z nim pod jednym dachem. Weźmy jeszcze pod uwagę, że ja jestem dziwna i negatywnie nastawiona do ludzi zakochanych. Jak to powiedział Damon z "Pamiętników Wampirów": "Kochałem. To bolesne, bezsensowne i przereklamowane". Czy jakoś tak. Whatever. 
-Ale co ty jako dziewczyna o tym myślisz?- zapytał Raf, a ja wzięłam głęboki oddech. Nie wiedziałam co mu teraz powiedzieć. Postanowiłam być z nim szczera.
-Raf, ja nie jestem idealną osobą, aby odpowiadać na takie pytania. Jestem młoda i nastawiona przeciwko facetom- oznajmiłam. Mogłam mu powiedzieć, że nie jestem fanką jego pomysłu, ale po co? Nie jestem obiektywna. Ja bym się nie zgodziła, ale na razie ja nie potrafię dać mężczyźnie coś oprócz przyjaźni. Nie umiem poradzić sobie z własną barierą co do takich spraw, więc nie powinnam mu udzielać jakichkolwiek rad. 
-Nie miałaś nigdy faceta?- dopytywał, a ja coraz bardziej żałowałam, że mu nie odpowiedziałam w normalny sposób tylko się wykręciłam.
-Właśnie o to chodzi, że miałam. Jeśli chcesz wiedzieć to ja bym się nie zgodziła bo na razie nawet nie powiedziałeś jej na czym stoi tylko pocałowałeś dwa razy- oznajmiłam. Miałam wielką ochotę, aby zapalić papierosa. 
-W sumie to masz rację. Dzięki mała- usłyszałam od Rafaela. Dostał właśnie sms-a- Rafa napisała, że czeka na Skype, więc pójdę już do domu. Bajos misiaczki- powiedział rozanielony. Nagle stał się wesoły. Jak niewiele potrzeba mu do szczęścia. Kiedy pożegnałam się z tym zakochańcem, poszłam do ogrodu. Usiadłam na huśtawce i wyjęłam papierosa z paczki, którą wzięłam z szuflady. Kiedyś dużo paliłam. To była moja ucieczka od problemów. Kolejny głupi nawyk. Jednak rzuciłam ten syf. Palę tylko w wyjątkowych okolicznościach. Obok mnie przysiadł Marc i rozbujał naszą machinę zła. Rzuca mi się chyba na mózg. Odpaliłam papierosa i się nim zaciągnęłam. Piłkarz wyrwał mi z rąk używkę i sam włożył sobie ją do ust. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Wziął kilka machów, a ja wyjęłam z jego buzi papierosa.
-Ty nie możesz- upomniałam go niczym dobra mamusia. Jest sportowcem i lepiej, aby tego nie robił. Jego kariera jest teraz najważniejsza.
-Ty też nie- stwierdził i ponownie wziął ode mnie papierosa, a ja mu go wyrwałam. 
-Ty jesteś sportowcem, a ja nie- odpowiedziałam. Tym razem on mi go wyrwał i zgasił. Popatrzył na mnie surowym wzrokiem, a jego kości policzkowe stały się jeszcze bardziej widoczne. Był zdenerwowany. Cudnie po prostu.
-Ile ty masz lat? Nie martw się o mnie tylko o siebie. Ja sobie dam radę, ale ty sobie nie dajesz jak widać- powiedział, a ja wiedziałam, że ma rację. Jego ton głosu był... Inny. Przyzwyczaiłam się już, że jest dość miły dla mnie. Pomińmy oczywiście nasze pierwsze spotkania. Teraz był zirytowany moim zachowaniem. Nic nie mówiłam. Milczałam. Nie byłam w stanie zrobić jakikolwiek ruch. 
-Gdybyś sobie radził to nie siedziałbyś tu ze mną- zawsze taka byłam. Nie umiałam się nigdy przyznać do błędu. Jestem upartą idiotką. Atak jest najlepszą obroną. 
-Bo do mnie zadzwoniłaś- syknął. Wcale mu się nie dziwiłam, że ma mnie dość. Westchnął głośno zrezygnowany i przeczesał swoje włosy- Gdybym nie chciał to by mnie tu nie było- dopowiedział nieco ciszej. Chyba chciał się uspokoić, żeby nie wybuchnąć. Starał się kontrolować.
-Czemu na mnie nie nawrzeszczysz? Wiem jaki jesteś, a ze mną obchodzisz się jak z jajkiem- palnęłam. Byłam teraz zła na cały wszechświat, a wyżywałam się na nim. 
-Bo kurwa nie chce cię zranić!- podniósł głos, ale nie krzyczał. Zrobiło mi się głupio. Nawet bardzo, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, on wychodził. Mogłam za nim iść. Ja jednak usiadłam z powrotem na huśtawce i zaczęłam się huśtać. Tym razem byłam zła sama na siebie. Postanowiłam o tym nie myśleć. Nie chciałam. Wzięłam laptopa oraz koc z domu i znowu wyszłam na ogród. Sprawdzałam kilka stron. Na Instagramie zatrzymałam się dłużej. Krycha dodał ze mną zdjęcie z dopiskiem: "Z rodakami najlepiej :)". Marc wstawił naszą wspólną fotkę z Grześkiem i podpisał: "Wspaniali ludzie, wspaniały mecz. Trzymaj się Krycha i dzięki za dzisiaj :)". Byłam również oznaczona na zdjęciu, gdy wszyscy staliśmy przed stadionem. Rafinha dodał także foteczki z naszych wygłupów w kuchni i napisał pod nim: "Najlepsi przyajciele ever <3 Dzięki mała za odwrócenie uwagi!". Czyli domyślił się co do tego, że chciałam, aby nie myślał o Rafie. A to cwaniaczek. Wstawił też zdjęcie naszej kolacji, pisząc "Aż szkoda jeść". Taaa... Szkoda. Jasne. Jadł, aż mu się uszy trzęsły. Robiłam wszystko, aby nie myśleć o tej bezsensownej kłótni z Marciem, ale nie potrafiłam. Nawet chciałam do niego iść i go przeprosić, ale uznałam, że zrobię to jutro. Dzisiaj było już dość późno i może położył się spać. Bałam się też trochę tej rozmowy. Poszłam na górę, umyłam się, przebrałam w piżamkę i poszłam spać. Miałam nadzieję, że jutro będzie tylko lepiej.



Witam wraz z rozdziałem 12 :) Jak wam się podoba misie? Jak myślicie co będzie dalej? Jakieś spekulacje, domysły? 
Jak tam po meczu Polski i Barcelony? Kto co oglądał? Szkoda tego półfinału. Szkoda chłopaków. Chorwaci zrobili sobie po prostu trening. Karolek Bielecki i Dzidziuś byli już bardzo zmęczeni. Nie pokazali siebie na parkiecie. To były zupełnie inne osoby. Sami zawodnicy Vive nie wygrają ME. Jednak bardzo was proszę kochani, abyście głosowali na naszych zawodników! Zasłużyli na wyróżnienia bo są niesamowici i zostawili całe serducho na boisku. Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce! Viva la Polonia!

GŁOSUJ :)



















poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 11

"Dziś będę po prostu szczęśliwa.
 Dziś problemy nie istnieją".

Obudziły mnie promienie słoneczne, które oświetlały moją twarz. Chciałam jeszcze trochę pospać, ponieważ siedziałam do późna z Marciem. Teraz tego żałuję bo przecież ma dzisiaj trening, a o 20:20 jest mecz z Sevillą. To już ich ostatni mecz w sezonie. Mam nadzieję, że to wygrają. Dzisiaj będę chciała dostać autograf Grzegorza Krychowiaka. Uwielbiam go po prostu. Jest naprawdę wspaniałym piłkarzem, a jeszcze lepszym człowiekiem. Dobra, trzeba się w końcu ogarnąć. Chwyciłam telefon, który leżał na stoliku. W tym samym czasie ktoś wszedł, a raczej wparował do mojego domu. Odwróciłam się zdezorientowana w tamtym kierunku i zobaczyłam Daniego z Sergim. Posłałam im pytające spojrzenie. Musiałam wyglądać jak widmo. Nie odpowiadam za koszmary nocne. Powinnam sobie wywiesić tabliczkę na ogrodzeniu z napisem "wchodzisz na własną odpowiedzialność".
-Czemu zawdzięczam tą wizytę?- zapytałam jeszcze nieźle zaspana. Oni popatrzyli na mnie, a potem przenieśli wzrok na śpiącego Bartre. Swoją drogą pokój wyglądał jakby przeszło tu tornado.
-Bilet ci przywieźliśmy- odpowiedział Sergi- Ale chyba ci już ktoś go wczoraj dał- dodał rozbawiony i poruszył brwiami. Wstałam z podłogi, poprawiłam spodenki i ruszyłam w jego kierunku. Wyrwałam mu bilecik z ręki i ładnie się uśmiechnęłam.
-Przyszedł i zrobił tylko bałagan, a biletu brak. Dziękuję braciszku- powiedziałam i pocałowałam Hiszpana w policzek.
-A ja?- dał o sobie znać Alves. Roześmiałam się na to i również dałam mu całusa w policzek.
-O kurde!- wydarł się nagle Roberto. Popatrzyliśmy na niego jak na idiotę.
-Fuck!- wykrzyczał Dani.
-O co chodzi?- zapytałam zdziwiona. To nie było normalne.
-Jest dokładnie- zaczął Brazylijczyk i spojrzał na zegarek- 11:55, a Marc jeszcze śpi. Spóźnimy się wszyscy- wyjaśnił. No to ładnie.
-Kretynie wstawaj!- krzyczał do ucha Marcowi jego brat. Ale tamten odwrócił się tylko na drugi bok. Coś czuję, że będzie tego żałował.
-Dani idź po jego torbę- rozkazałam i rzuciłam mu kluczyki do mieszkania Hiszpana. On uśmiechnął się i bez słowa wybiegł z domu- A ty idź mu zrób śniadanie- zwróciłam się do Sergiego. Ten popatrzył na mnie jakby zobaczył ducha. Fakt, kazałam mu właśnie przyrządzić jakiś posiłek- W lodówce jest jakiś jogurt, wyjmij coś na szybko mistrzu- wyjaśniłam.
-Tak jest szefie!- zasalutował i zniknął w kuchni. Postanowiłam sama obudzić tego śpiocha. Zaczęłam go szturchać.
-Kochanie twój syn spóźnił się na mecz Ligi Mistrzów- wypowiedziałam te słowa,udając, że jestem przerażona. Piłkarz z prędkością światła poderwał się z poduszek.
-Co?! Jak to się spóźnił?- dopytywał, a ja zaczęłam się z niego śmiać. Nie mogłam się powstrzymać- Nie mam syna- powiedział jakby chciał sam siebie uświadomić w tym fakcie.
-Ale masz trening za 2 minuty- oznajmił mu Dani i rzucił w jego kierunku torbę treningową. Piłkarz natychmiast stanął wyprostowany.
-Lecimy!- zawołał i chciał wybiec z domu.
-A ja to co? Masz tu pyszny serek, zjesz w samochodzie- wyjaśnił mu Sergi.
-W torbie jest pasta i szczoteczka do zębów- dodał Alves. Nie mogłam się z nich nie śmiać. Poszłam do kuchni wzięłam łyżeczkę i telefon Marca.
-Trzymaj i na trening- powiedziałam i podałam mu owe rzeczy, posyłając mu przy tym szczery uśmiech. Wyglądał wręcz komicznie. Widać było, że jest trochę zaspany i nie wie jeszcze do końca co się dzieje.
-Dzięki mała- podziękował, pomachał mi ręką, w której trzymał większość rzeczy i wybiegli niczym torpeda. Zamknęłam za nimi drzwi i postanowiłam posprzątać cały ten bałagan. Skończyłam dopiero po godzinie, ale efekt był zadowalający. Następnie zjadłam śniadanko,oglądając mój ulubiony serial "Pamiętniki wampirów". W końcu musiałam się ubrać, więc poszłam na górę. Wzięłam długą kąpiel z dużą ilością piany. Po umyciu zębów i wysuszeniu włosów trzeba było się ubrać. Postanowiłam, że pójdę dzisiaj na miasto albo odwiedzę jakąś dziewczynę. Miałam już wychodzić, gdy zadzwonił mój telefon. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Anto. Uśmiechnęłam się i przeciągnęłam zieloną słuchawkę na wyświetlaczu.
-Cześć piękna- przywitałam się. Miałam dzisiaj naprawdę dobry humor. Chyba wczorajsza rozmowa z Marciem dobrze mi zrobiła. Każdy potrzebuje czasem wyrzucić z siebie negatywne emocje.
-Cześć mała, masz może czas?- zapytała trochę zdenerwowana.
-Stało się coś?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Zaniepokoiła mnie tym telefonem.
-Muszę pojechać do Mataró w sprawie sesji zdjęciowej. Zgodziłam się wziąć udział,ponieważ to akcja charytatywna, a nie mam z kim zostawić Thiago. Przepraszam, że dzwonię. Wiem, że jesteś młoda i chcesz szaleć, a nie zajmować się cudzym dzieckiem, ale naprawdę nie mam ich z kim zostawić- tłumaczyła Argentynka, a ja byłam w drodze do domu państwa Messich.
-To jest dziecko moich przyjaciół i chętnie się nim zajmę. Powiedz mi tylko czy zdążysz na mecz- powiedziałam i wsiadłam do autobusu, który podwiezie mnie kilka ulic dalej. Takim oto sposobem będzie dużo szybciej. Odkąd jestem w Barcelonie ogarniam tylko jak jeżdżą trzy autobusy i to nie do końca. Wiem, że jeden jedzie do centrum, a gdzie dalej to nie wiem. Drugi kieruje się na Camp Nou, a trzecim dostanę się w miejsce, gdzie niedaleko jest park, a stamtąd spokojnie dojdę do większości posiadłości chłopaków.
-Zrobię wszystko, żebyś poszła- zakomunikowała przejęta.
-Nie o to mi chodzi. Naszykuj Thiago ubranka i jak coś to spotkamy się już na stadionie albo odbierze go po meczu Leo- przedstawiłam swój plan działania.
-Jezu kocham cię Vic! Nawet nie wiem jak ci dziękować- zawołała do słuchawki, a ja się roześmiałam.
-Zaraz będę kochana- poinformowałam przyjaciółkę.
-Czekam- odpowiedziała, a ja się rozłączyłam. Opieka nad dzieckiem to wyzwanie. Jednak dam radę. Wiem, że gdybym ja była w takiej sytuacji to każda dziewczyna chciałaby mi pomóc, a na pewno Anto. Wysiadłam z autobusu i wstąpiłam do sklepu, gdzie kupiłam chłopcu coś słodkiego. Ja jak byłam dzieckiem zawsze lubiłam takie przekupstwa. Trzeba sobie przygotować grunt. Po około piętnastu minutach byłam już przed domem argentyńskiej rodzinki. Weszłam oczywiście bez pukania. Zastałam tam Antonellę, która tłumaczyła synkowi, że ma być grzeczny.
-Cześć łobuziaku- przywitałam się z dzieciakami i wręczyłam Thiago czekoladę. Widziałam ten uśmiech na jego ustach. Od razu się przytulił do mnie, a ja wzięłam go na ręce.
-Ciocia jest najlepsza- powiedział, a my się zaśmiałyśmy. Chyba nie będzie tak trudno jak myślałam. Może być nawet ciekawie. Wpiszę sobie w CV "Opieka nad dzieckiem najlepszego i najbardziej popularnego piłkarza na tej planecie- Thiago Messim". Zbiłabym wtedy fortunę. Nie,dobra. Więcej nie myśl. To było takie bezsensu. Zaśmiałam się sama z siebie w duchu.
-Kochana ubranko jest w pokoju Thiago. Chyba cię tam jeszcze nie było, ale on ci pokaże wszystko. Jadł obiad, więc nic nie musisz gotować. Postaram się dotrzeć na mecz. I dziękuję kochana- przekazała mi wszystkie istotne informacje i mogła zacząć się martwić. Nie no to tylko taki żarcik.
-Spokojnie Anto, załatw wszystko, a my sobie damy tutaj radę co nie książę?- zwróciłam się do małego brzdąca, którego trzymałam na rękach.
-Jasne, że tak ciociu- zakomunikował i przybiliśmy sobie piątkę. Jego mama uśmiechnęła się na ten gest.
-Trzymajcie się skarbeczki- powiedziała i pocałowała najpierw Thiago, a potem mnie w czoło. Jaka kochana.
-Papa mamo!- zawołał za nią jeszcze mały Messi.
-Papa pani Messi!- także zawołałam na co głośno roześmiała się partnerka piłkarza. Drzwi się zamknęły, a my zostaliśmy sami.
-To co chcesz robić robaczku?- zapytałam malca, a ten nad czymś myślał.
-Pójdziemy na spacer?- odpowiedział pytaniem na pytanie nieśmiało.
-Ty tu rządzisz szefie. Bierzemy piłkę?- dopytałam. On tylko pokiwał głową na znak, że jest za. Wzięłam wózek i zapięłam w nim małego. Do koszyka włożyłam piłkę oraz chusteczki nawilżające. Do swojej torebki wrzuciłam klucze do domu Leo i Anto oraz sok owocowy dla ich synka. Ustawiłam sobie alarm w telefonie, aby wrócić na czas do domu. W końcu musieliśmy zdążyć na mecz. Kierowaliśmy się w stronę parku cały czas rozmawiając. Mały jest bardzo ciekawy świata i o wszystko pyta. Opowiedział mi także kilka zabawnych sytuacji z życia swoich rodziców. Zatrzymaliśmy się na placu zabaw, na którym obydwoje się świetnie bawiliśmy. Jednak malec wolał coś innego. Dużo większą frajdę sprawiało mu kopanie piłki. Nie miałam innego wyjścia jak grać z małym mistrzem futbolu. Widać, że naśladuje tatusia. Dla mnie to była sama przyjemność poodbijać z nim futbolówkę. Jego radość była niesamowita. Potem pobawiliśmy się w berka, więc również było przy tym dużo śmiechu. Kupiłam mu balona ze Spongebob'em, którego przywiązaliśmy do wózeczka.
-Ciociu, możemy odwiedzić tatusia i wujków?- zapytał, a ja uznałam, że to dobry pomysł.
-Pewnie, ale najpierw lody dla księcia bo gorąco dzisiaj- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Ale dla ciebie też- powiedział maluch, a ja mu przytaknęłam. To było słodkie. Nie tylko na te oczy polecą kiedyś dziewczyny. Jeśli będzie taki kochany, gdy dorośnie to każda będzie go chciała mieć tylko dla siebie. Dlaczego ja nie jestem w jego wieku? Stanęliśmy przy budce z lodami. Ja wybrałam smak miętowo-cytrynowy, a Thiago czekoladowy. Razem z naszymi zdobyczami skierowaliśmy się na Camp Nou. Z tego co wiem to chłopcy mieli ostatni trening przed meczem. Była już 18, więc nie ma się co dziwić. Ochroniarz wpuścił nas bez problemu. Zostawiliśmy wózek w biurze Pedro, który uwielbia synka Lio. W dobrych humorach wyszliśmy z jego gabinetu i poszliśmy w stronę wejścia na murawę.
-Ciocia lubisz wujków?- spytała. Czyżby to jakiś test?
-Lubię, a ty?- odpowiedziałam mu szczerze.
-A którego najbardziej?- dopytywał.
-Wszystkich tak samo- powiedziałam dyplomatycznie. trzeba trzymać fason.
-A nie wujka Marca?- pytał dalej. Coś czuję, że jego rodzice coś tu namieszali- Ale wujka Bartre- dodał. Nie ma co, mądry z niego chłopiec.
-A czemu tak myślisz?- tym razem to ja zadałam pytanie. Miałam nadzieję, że mały zdradzi powód swojej ciekawości.
-Bo tata mówił, że wujek wczoraj cię obronił przed panem,który źle się zachowywał- wyjaśnił, a mi trochę ulżyło.
-Tata powiedział ci prawdę- oznajmiłam i wzięłam malca na ręce. On objął mnie za szyję tymi swoimi drobnymi rączkami.
-To wujek Marc jest bohaterem- stwierdził- Ja cię też obronię ciocia- dopowiedział, a moje serduszko właśnie tańczyło kankana. Thiago to cudowne dziecko. Nagle ktoś zabrał mi go z rąk. Okazało się, że to osoba,o której rozmawialiśmy.
-Nie zabieraj mi pracy mały- powiedział obrońca, grający z numerem 15 na koszulce. Zaśmiałam się na te słowa, a mały do mnie dołączył, gdy tylko piłkarz zaczął go łaskotać. W końcu wszyscy się uspokoiliśmy i mogliśmy iść dalej.
-Wujek czemu nie przywitałeś się z ciocią?- no tak. Nie mogliśmy się spodziewać niczego innego po dociekliwym księciu.
-Masz rację mały- przyznał Marc. Po tych słowach postawił go na ziemi i podszedł do mnie. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Bartra dał mi całusa w policzek i przerzucił mnie przez ramię, a następnie wziął na ręce, a raczej na rękę trzylatka- Więc rozumiem, że ciocia robi dzisiaj za nianię Thiago- zaczął z nim rozmawiać.
-Pewnie, nie przejmujcie się mną- moje słowa spotkały się z ich śmiechem.
-Nie mamy zamiaru maluchu- odpowiedział mi Hiszpan. Chłopcy nadal rozmawiali. Tak też weszliśmy, a raczej Marc wkroczył na murawę.
-Tata!- zawołał malec i pobiegł do swojego rodzica.
-Sergi!- zrobiłam to samo co mój poprzednik i wyciągnęłam ku pomocnikowi ręce, co spotkało się z salwą śmiechu wszystkich zgromadzonych, również moją. Trzeba się czasem pośmiać. W końcu zostałam postawiona na ziemi.
-Dzięki za opiekę nad nim Vic. Jest grzeczny?- zagadał Leoś.
-Oczywiście, że tak- odpowiedziałam zgodnie z prawdą- Chyba wam go ukradnę- dodałam i się zaśmialiśmy. Dołączył do nas Luis Enrique.
-Cześć Vicki, co tam?- przywitał się.
-Wszystko dobrze, a u ciebie?- na początku mówiłam mu na "pan", ale uznał, że staro się wtedy czuje, więc nie miałam innego wyjścia jak zwracać się do niego na "ty". Już mi to nie -przeszkadzało, ale wcześniej miałam z tym mały kłopot.
-U mnie tak samo- powiedział uśmiechnięty. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, aż zarządził chłopakom koniec treningu bo i tak nic nie robią. Chyba im go trochę rozwaliłam. Zaczęłam grać z chłopakami w koszykówkę. Gdy rzuciłam za trzy byli pod niemałym wrażeniem.
-Gdzie ty się tego nauczyłaś?- zapytał Ivan.
-Blondyno grało się kiedyś w kosza- odpowiedziałam mu z uśmiechem, a następnie ominęłam jednym prostym, ale efektownym zwodem, podałam do Sergiego, a on zrobił dwutakt i "profesjonalnie" rzucił. Wiadomo, że nasza panda także trochę grywała w tą dyscyplinę sportu.
-Vicki, Anto nie wyrobi się na mecz- powiadomił mnie Lionel. Nie przeszkadzało mi to. Wiadomo, że lepiej bym się czuła w towarzystwie mojej przyjaciółki, ale nie mogę na to nic poradzić.
-To nawet lepiej, wykorzystam waszego syna- zakomunikowałam, a wszyscy popatrzyli na mnie zdezorientowani.
-To znaczy?- dopytał Lio.
-Jego ładne oczka załatwią mi autograf od Krychy- wyjaśniłam, a on nadal nie wiedział o czym mówię. Zresztą jak reszta piłkarzy- Od Grześka Krychowika- powtórzyłam poprawną formę i usłyszałam jedno głośne "aaa". Mogłam się tego spodziewać. Nagle usłyszałam piosenkę Shakiry, którą ustawiłam sobie, gdy dzwoni alarm.
-Dobra my się z Thiago zbieramy bo musimy się przyszykować- powiadomiłam ich i życzyłam im szczęścia Po pożegnaniu ruszyliśmy z księciem do mojego domu. Założyłam tam moją koszulkę klubową, którą podarował mi braciszek. Potem udaliśmy się do Messich. Gdy się tam znaleźliśmy, zrobiłam kolację dla maluszka. Mianowicie razem przyrządziliśmy kanapkowe biedronki. Do tego wypiliśmy po szklance soku pomarańczowego. Najedzeni udaliśmy się do pokoju chłopca. Tam czekał na nas trykot Fc Barcelony. Tatuś będzie dumny, nie ma co. Zrobiłam nam jeszcze zdjęcie, które wstawiłam na portale społecznościowe z dopiskiem: "Mały aniołek ♥ Visca el Barca!". Małego podobało się robienie fotografii, więc troszkę powygłupialiśmy się przed kamerką telefonu. Zamówiłam taksówkę, ponieważ inaczej nie zdążylibyśmy na mecz. W między czasie do torebki wsadziłam sok dla małego, chrupki kukurydziane oraz chusteczki nawilżające. Po dwudziestu minutach byliśmy już na stadionie. Poszłam z małym na nasze miejsca, a tam spotkałam inne dziewczyny i żony piłkarzy. Przywitałam się z nimi i zaczęłam rozmawiać z Sofią, ponieważ Thiago i Benjamin bardzo się lubią. Fajna z niej kobieta. Jest ode mnie trochę starsza, ale jednak można z nią porozmawiać. Chyba przyzwyczaiłam się już, że między mną, a moimi znajomymi z Barcelony jest dość spora różnica wieku. Do naszych ploteczek przyłączyła się także Coral. Jak ja ją uwielbiam. To jest dziewczyna idealna. Kilka minut przed rozpoczęciem meczu przyszła także Raquel z córeczką, więc dzieci wariowały. Nie przeszkadzało nam to. Widok ich roześmianych twarzyczek wywoływał uśmiech na naszych. W końcu spotkanie się zaczęło, a piłkarze wyszli na murawę. Synek Leo krzyczał "tata" i skakał mi na kolanach, gdy go tylko zobaczył. Argentyńczyk pomachał nam, a dzieciaczek był zachwycony. Rozpoczynała drużyna gości. Od pierwszych minut widać było, że mecz będzie bardzo zacięty. Każdy chciał wygrać. Jednak pierwszą bramkę zdobył Luis Suarez z asysty Leo Messiego. Trybuny oszalały, a my razem z nimi. Gol był przepiękny z przewrotki w samo okienko. To było perfekcyjne zagranie. Nie mogliśmy spocząć na laurach. Sevilla nie poddaje się tak łatwo. Szybko wznowili grę i wydawało się to niemożliwe, ale grali na jeszcze większych obrotach. Swoimi umiejętnościami popisał się Grzegorz Krychowiak. Bałam się tylko, aby nie zapakował nam piłki w siatkę, ale został sfaulowany. Sędzia odgwizdał karnego. Na bramce stoi jedyny Niemiec w naszych szeregach. Oby dał radę. Tak! Marc broni! Widziałam już tą piłkę w bramce, ale jednak. To napędziło tylko nasz chłopaków. Kiwali obrońców przeciwników jak tylko mogli. Czyżby Sevilla zwątpiła w swoją siłę? Wszystko jeszcze przed nimi. Dani biegnie wręcz przez całe boisko z futbolówką u nogi, a żaden z piłkarzy wrogiej drużyny nie jest w stanie mu jej odebrać. Wykopuje piłkę, która dociera do Neymara. Bramkę z główki zdobył Brazylijczyk. Oczywiście taniec strzelca i asystenta tej brameczki został wykonany. Minutę przed końcem pierwszej połowy gola strzelił Leo. To był dopiero popis. Bramkarz nie wiedział co się dzieje. Mistrz futbolu pokazał na co go stać! Gwizdek sędziego zakończył tą połowę. Na prośbę Thiago udaliśmy się do szatni naszego ukochanego klubu. Gdy tam weszliśmy, zobaczyliśmy zmęczonych chłopaków. Na kolanach Leosia zaraz znalazł się jego synek. 
-Świetny mecz, oby tak do końca chłopaczki moje- powiedziałam, a oni posłali mi szeroki uśmiech. Porozmawialiśmy krótką chwilkę i wtedy przyszedł Marc. Nawet nie zauważyłam jego nieobecności.
-Chodź Vic- nakazał Bartra i pociągnął mnie za rękę.
-Ale Thiago...- nie dane było mi dokończyć swojej myśli.
-Idź mała i zaraz po niego wrócisz- przerwał mi Leo i się wyszczerzył. Co oni kombinują? Poszłam za piłkarzem.
-Gdzie idziemy?- zapytałam, mając nadzieję, że zaraz mi powie.
-Jestem bohaterem, więc chcę utrzymać swoją posadę- odpowiedział ze śmiechem. Nie wiedziałam do czego on zmierza. Ale muszę przyznać, tekst był dość zabawny.
-Pomyliło ci się z kim rozmawiasz- powiedziałam ze śmiechem. On odwrócił się do mnie i popatrzył na mnie badawczo.
-Fakt, ale jesteś taka mała, że łatwo was pomylić maluchu- stwierdził i dostał za to w ramię. 
-Nie zabijaj maluchu- wypowiedział te słowa, udając, że bardzo go to bolało- A teraz zamknij oczy i nie podglądaj- rozkazał. Oczy zamknęłam, ale natychmiast je otworzyłam. On westchnął i ze śmiechem pokręcił głową. Zaszedł mnie od tyłu i zakrył swoimi dłońmi moje oczy. Szliśmy wolno i prawie weszłabym w ścianę, ale co tam. Stanęliśmy.
-Nędzna piłkarzyno czy mogę już otworzyć swe zacne oczęta?- zapytałam, udając poważną. 
-Będziesz żałować tych słów maluchu- ostrzegł mnie, ale jak to ja, nie posłuchałam go. Zaśmiałam się z jego słów. W tym momencie odsłonił mi oczy. To co tam zobaczyłam to... Wow. Zazdroszczę sama sobie. Stwierdzam wszech i wobec, że mam najlepszych przyjaciół na świecie. 



Jest 11. Nie jestem zbytnio zadowolona z tego rozdziału :/ Jest tak naprawdę o niczym... Przepraszam, że w ogóle dodaję coś takiego. Miejmy nadzieję, że następny będzie dużo lepszy. Jak myślcie, kogo lub co zobaczyła Vicki? 































niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 10

"Czasami czuję jakby w moim sercu deszcz padał.
 Jakbym całe życie biegł, biegł i nie stawał".


Obudziły mnie jakieś dziwne dźwięki. Przewróciłam się na drugi bok, ale jak to u mnie bywa po prostu nie mogłam już usnąć. Położyłam się na plecach i wreszcie otworzyłam oczy, a jednocześnie głośno westchnęłam. Był to protest przeciwko wczesnemu wstawaniu. W tym momencie przeżyłam szok. W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Znajdowałam się w obcym pomieszczeniu. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że jestem w pokoju gościnnym obrońcy z numerem 15. Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo cieszyłam się, że nic głupiego wczoraj nie zrobiłam. Kamień z serca spadł mi kiedy z pewnością mogłam stwierdzić, że nie porwał mnie jakiś psychopata, a tylko nocuję u Bartry. Wygodnie mi się leży, ale nie jestem u siebie i powinnam wstać. Spojrzałam na zegarek, który wyświetlał godzinę ósmą rano. Gdy miałam już wychodzić z pokoju, zobaczyłam mój telefon na komodzie. Chwyciłam swoją własność i w ubraniach Marca zeszłam na dół. Piłkarz robił sobie chyba śniadanie. Jak się okazało miałam rację.
-Cześć, siadaj i jemy- przywitał się. Nie mogłam rozszyfrować dzisiaj jego nastroju. Chociaż jak już zdążyłam się przekonać jego humor zmienia się jak u kobiety w ciąży. Może wytłumaczeniem na to będzie to, iż jest jeszcze dzieciakiem. W końcu to u nastolatków buzują hormony.
-Hej, dzięki za transport na górę- powiedziałam. Przede mną stały kanapki z sałatą, serem żółtym, wędliną, pomidorem, ogórkiem, rzodkiewką i kiełkami oraz sok. Czego innego mogłam się u niego spodziewać? Nie żeby mi nie pasowało. Wręcz przeciwnie. Ja również staram się jeść zdrowo, ale te kanapeczki były ogromne.
-To Ney- poinformował mnie. Miał dość obojętny ton głosu. Czyli dzisiaj będzie po prostu sobą. Myślałam, że to jego maska, ale chyba najwidoczniej to jest jego prawdziwe "ja". Zjadłam tylko jedną kanapkę, ponieważ więcej nie dałabym rady. Podziękowałam, zabrałam swoje rzeczy i poszłam do domku. Zamknęłam drzwi i można rzec, że odetchnęłam pełną piersią. Muszę iść dzisiaj poszukać jakiejś pracy. Nie mogę przecież cały czas nic nie robić. Wieczorem jednak wyciągnę chłopców na małą imprezkę w klubie. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam chłodny prysznic dla orzeźwienia. Potem wysuszyłam i wyprostowałam włosy. Pomalowałam jeszcze rzęsy i usta szminką w odcieniu pudrowego różu. Z racji tego, iż idę na spotkanie z potencjalnym pracodawcą. Ubrałam się więc trochę inaczej. Lubię sukienki tego typu, ponieważ pasują do nich zarówno trampki jak i szpilki lub koturny. Przejrzałam się jeszcze w dużym lustrze i postanowiłam wyjść z domu. Dziwnie było patrzeć na swoje odbicie, gdy wygląda się inaczej, niż zwykle. Tak teraz sobie myślę, że mogłam odpuścić sobie tą szminkę. Dobra, trudno. Gdybym to zmieniła to nigdy bym się nie wyszykowała bo zawsze coś by się znalazło do poprawienia. Cóż, jestem nieidealna i nie ma w tym chyba nic złego. Wzięłam swojego tableta, telefon oraz słuchawki i wyszłam z domu. Postanowiłam wejść do Starbucksa, aby tam na spokojnie poszukać ofert pracy przy mrożonej kawie. Wybrałam trzy oferty, które jak dla mnie mogą okazać się dobrym rozwiązaniem. Poszłam więc w podanym kierunku, gdy nagle ktoś zaczął dzwonić na mój numer. Nie patrząc na ekran telefonu, odebrałam. Dziwne było tylko, że miałam ustawiony inny dzwonek, ale pomyślałam, że Sergi coś zmienił. To całkiem w jego stylu.
~Rozmowa telefoniczna~
-Cześć moja piękna pani. Co tam u ciebie?- usłyszałam głos po drugiej stronie słuchawki. Nie miałam już żadnych wątpliwości kto dzwoni.
-Witaj Sergi, ok a ty nie na treningu?- zapytałam. On się tylko nerwowo roześmiał
- Już idę trenerze!- zawołał.
-To do mnie?- zaczęłam się śmiać z chłopaka jak opętana. Musiałam nieźle wyglądać idąc ulicą i śmiejąc się wniebogłosy. Współczuję tym wszystkim ludziom. Składam najszczersze kondolencje z powodu szerzenia się polskiego wariactwa wśród rodowitych Katalończyków.
-Do nas to ty przyjdź- odpowiedział wesoło.
-Nie mogę. Idę na spotkanie w sprawie pracy- poinformowałam go.
-Ale Marcowi potrzebny jest raczej telefon- stwierdził, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
-A co ja mam z tym wspólnego?- spytałam.
-A patrzyłaś na ekran kto dzwoni?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Nie, ale zgaduję, że ty- oznajmiłam niepewnie. Nie wiedziałam czy robi sobie żarty czy naprawdę coś zrobiłam.
-No nie, ty- powiedział.
-Co?- nie rozumiałam go nic, a nic. Wiem, że on jest pozytywnie zwariowany, ale bez przesady. Chyba muszę cofnać się jakieś dziesięć, może piętnaście lat, żeby go ogarnąć.
-Daj to blondyno- usłyszałam czyiś głos. To był chyba Marc, ale nie jestem pewna. Do moich uszu dobiegło jeszcze marudzenie mojego przyjaciela.
-Hej, tu Marc. Wczoraj zamieniliśmy się etui, a Ney potem znowu je zamienił. Dzisiaj podczas śniadania pomyliliśmy telefony- wyjaśnił. W tym momencie słychać było głośne"buuu" w wykonaniu chłopaków. No tak... Banda nie wyżytych facetów właśnie dowiedziała się, że spędziłam wieczór, noc i ranek w towarzystwie ich klubowego kolegi. W sumie to się zgadza, ale ich wyobraźnia jest aż nadto rozwinięta, więc będą upierali się przy swoim. Coś czuję, że nie pomoże mi to, że Marc ostatnio założył koszulkę na lewą stronę. Ta papla Ney na pewno już wszystkim opowiedziała. Walnęłam się w czoło na znak, że oboje z Marciem jesteśmy mało rozgarnięci. Jakaś staruszka uśmiechnęła się na ten gest i pokręciła rozbawiona głową. Przepraszam bardzo, dlaczego pani śmieje się z moich odruchów bezwarunkowych?
-Okej, zaraz będę na Camp Nou- odpowiedziałam i się rozłączyłam. Telefon w tym momencie się zablokował. Swoją drogą ciekawe jak on się pokazuje z moim etui. Ja przynajmniej miałam dość normalne zabezpieczenie jakże pięknego telefoniku. Udałam się, więc do świątyni piłki nożnej. Jednak ochroniarz nie chciał mnie wpuścić. Jakie miałam szczęście, że właśnie szedł rehabilitant chłopaków. Na szczęście on mnie kojarzył i mogłam wejść do środka.
-Dziękuję za pomoc- podziękowałam miłemu mężczyźnie.
-Nie ma za co, czekam na ciebie- powiedział i popędził do swojego gabinetu. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale stwierdziłam, że coś mu się pomyliło. Cóż, muszę przyznać, że przyzwyczaiłam się do takich sytuacji. Wyrobiłam się przy chłopakach. Weszłam tylko na murawę, która jak zwykle zachwycała, a już musiałam się schylić. Ktoś ma szczęście, że mam dobry refleks bo dostałabym w głowę. Spojrzałam w kierunku chłopaków i zobaczyłam Bartre, który odwrócił się w drugą stronę i udawał, że mnie nie widzi. Wszystko byłoby dobrze, ale ma kochanych kolegów z drużyny. Każdy z nich patrzył się na niego i się śmiali, że będzie miał przerąbane. Podeszłam do tych kochanych mośków i przywitałam się ze wszystkimi.
-Wiesz, że cię kocham?- dopytywał Sergi, gdy już wyrwałam się z jego niedźwiedziego przytulaska. Pokiwałam jedynie głową- I wiesz, że jestem dość cenny dla Barcelony?- zapytał ostrożnie. Coś mi mówi, że nasza panda zmajstrowała cosik.
-Podyskutowałabym, ale mów dalej- odpowiedziałam, a cała drużyna zaczęła się śmiać.
-Ale wiesz, że jakby coś to moje fanki zrobią ci krzywdę jak ty mi ją zrobisz?- ponownie zadał pytanie, a ja nie wiedziałam czy mam się bać.
-Co zrobiłeś?- zapytałam prosto z mostu.
-Zniszczyłaś moje dramatyczne przemówienie!- zawołał, a po chwili walnął się z liścia w twarz- Bądź miły bo cię zabije- powiedział sam do siebie i zaczął swój monolog. Wyłączyłam się na chwilkę, a Ney się do mnie przytulił.
-Cześć- wyszczerzył się.
-Siemaneczko, wiesz, że to zamieszanie z telefonami to przez ciebie?- zapytałam rozbawiona.
-A wiesz, że ładnie wyglądasz?- powiedział również wesoło. Nie ma co, kochany z niego chłopak. Wszyscy są tu ode mnie starsi, ale w ogóle tego nie odczuwam.
-Wiem- odpowiedziałam i wystawiłam mu język- Dzięki za transport do łóżka- podziękowałam kolejny raz dzisiejszego dnia. Komuś w końcu musiałam.
-Ale to Marc- stwierdził, a ja popatrzyłam na niego jak na durnia. Kolejny? Im się chyba dzisiaj coś stało w głowę.
-On mi powiedział, że to ty- oznajmiłam, a on wyglądał na naprawdę zdziwionego moimi słowami. Nie wiem o co tu chodzi, ale się dowiem. Tak wiem, zabrzmiało groźnie.
-Wczoraj Marc nas obudził i powiedział, żebyśmy zajęli pokoje, ale stwierdziliśmy, że pojedziemy do siebie. Wtedy ty jeszcze spałaś na dole- opowiedział mi wszystko dokładnie, a ja nie wiedziałam już co myśleć.
-Whatever- popisałam się swoim angielskim- Powiedz mi lepiej o co chodzi tej gadule- rozkazałam. Sergi nadal gadał, gadał i gadał, ale nie wiem o czym. Rozmowa z Brazylijczykiem mnie trochę wciągnęła, a przynajmniej na tyle, aby przestać słuchać Roberto.
-Znalazł ci pracę na Camp Nou- odpowiedział spokojnie. Że co on zrobił? Przecież ja go zabiję na miejscu. Poćwiartuję go, potem złożę, urwę głowę i znowu poćwiartuję. Co za człowiek...
-Co?!- wykrzyczałam nie dowierzając, że był zdolny do czegoś takiego. Mówiłam mu, że chcę zacząć żyć na własny rachunek. Nie chcę żadnych przywilejów. Sama potrafię znaleźć sobie pracę. To, że mam dość zamożnych rodziców i bardzo bogatych przyjaciół nie znaczy, że będę na nich żerować. Wreszcie jestem dorosła i nikt nie ma prawa za mnie decydować. Jak widać chyba niektórzy nabyli takie prawo. Zdenerwowałam się bo Sergi dobrze wiedział, że nie chcę, aby ktoś mi załatwił pracę. Chciałam zacząć żyć jak każdy normalny człowiek. Nie jestem nikim sławnym. Jestem zwykłą dziewczyną z Polski, która przyjechała do Barcelona, aby spełniać marzenia. W tym mieście miałam nadzieję zacząć żyć inaczej, żyć pełną piersią. Chciałam tutaj dojrzeć psychicznie. Chciałam mieć hiszpańskich przyjaciół. Chciałam żyć jak każdy inny mieszkaniec tego jakże pięknego zakątka ziemi. Marzyłam, aby usamodzielnić się w tym mieście, ale jak mam to zrobić, jeśli każdy tu na mnie chucha i dmucha jakbym była małym dzieckiem. Potrafię o siebie zadbać.
-Co? Uważasz, że nie jestem przystojny?- zapytał mój braciszek, a ja nie mogłam uwierzyć, że nadal robi sobie żarty. Popatrzyłam na nich wszystkich pytająco.
-Zapytał się właśnie czy jest przystojny, a ty wtedy krzyknęłaś- poinformował mnie cicho Leo, który stał obok mnie. Posłałam mu wdzięczne spojrzenie, a on obdarowałam mnie uśmiechem przepełnionym nadzieją.
-Ty!- podeszłam do Sergiego i uderzyłam palcem o jego klatkę piersiową- Czy ty jesteś normalny?!- krzyczałam. Nie mogłam uwierzyć, że on to zrobił.
-Nie- odpowiedział z uśmiechem. Nie wierzyłam, że nadal potrafi się z tego śmiać.
-To jest dla ciebie śmieszne? Nara- powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i skierowałam do wyjścia. Pierwszy raz w życiu miałam go dość.
-Zaczekaj!- zawołał, ale ja nie miałam zamiaru stanąć ani na chwilę. Jednak on także jest uparty. Złapał mnie za nadgarstek i odwrócił przodem do siebie. Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam w nich smutek. Nie wiem dlaczego, ale moja złość automatycznie się zmniejszyła. Nienawidzę, gdy jest taki. Sergi to jedna z niewielu osób, które cały czas są wesolutkie. Kiedy widzi się taką osobę przygnębioną, pęka serce. Jest moim przyjacielem. Baa... Traktuję go jak starszego brata, którego nigdy nie miałam. Jest członkiem mojej rodziny. Nie potrafię się na niego długo gniewać, ale dzisiaj przesadził. Dlaczego nie można cofnąć czasu? Zrobilibyśmy wszystko, aby to odwrócić. On nie mieszałby się w moją przyszłość, a ja nie miałabym ochoty go zabić.
-Vic, wiem, że źle zrobiłem. Tym bardziej, że wyraziłaś się jasno, że nie chcesz pomocy, jeśli chodzi o takie sprawy, ale...- przerwał na chwile, aby przeczesać ręką swoje włosy i wziąć głęboki oddech- Chciałem, abyś miała nadal dla nas dużo czasu. Jestem egoistą, ale ty jesteś moją siostrą i chcę cię mieć obok. Gdybyś dostała pracę jako kelnerka czy coś takiego to musiałabyś pracować osiem godzin, potem byłabyś zmęczona i nic by ci się nie chciało. Potem dojdą studia i będziesz kombinować jak się tylko da, aby tylko pogodzić pracę z uczelnią. Nie chciałem, aby było ci ciężko. Przyjechałaś do Barcelony, żeby się bawić, nawiązywać nowe przyjaźnie, przeżyć przygodę swojego życia, zakochać się. Praca i nauka to ma być do tego dodatek, a nie całe twoje życie. Poza tym dla takiego klubu to nie jest problem znaleźć jakąś małą, dodatkową posadę. Później mogą przedłużyć z tobą umowę i będziesz pracowała pod barwami swojego ukochanego klubu. Poza tym ja tylko zapytałem czy nie szukają kogoś takiego jak ty. Jeśli się nie sprawdzisz, zerwą lub nie przedłużą z tobą umowy. Wszystko zależy od ciebie, a ja tylko pomogłem ci w starcie. Nie chcę cię stracić... To dlatego to wszystko. Mógłbym cię też przeprosić, ale tego nie żałuję. Gdybym miał wybór postąpiłbym tak samo mała- wyjaśnił mi krok po kroku. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie wrażenie. To nie były tylko puste słowa wypowiedziane, abym dała sobie spokój. Pod tym monologiem kryła się troska, miłość, przyjaźń, przywiązanie. To były wszystkie te emocje, którymi obdarowuje się rodzeństwo. Nie musiał nic więcej mówić. Zrozumiałam, że chce dla mnie jak najlepiej. Troszczy się o mnie jak nikt inny i muszę to docenić. Pokazał, że jestem dla niego bardzo ważna. Popatrzyłam na niego i nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Widziałam jego wyczekujące spojrzenie.
-Powiedz coś, proszę- jęknął. Nie lubił ciszy. Wolał, żebym go nawet porządnie ochrzaniła, ale nie żebym milczała. Przez ten krótki czas bardzo dobrze go poznałam. To jest niesamowite. W końcu zdecydowałam się przytulić do mojego najlepszego przyjaciela. On odwzajemnił uścisk.
-Więcej nie rób nic za moimi plecami- wyszeptałam, a on jeszcze mocniej mnie przytulił.
-Obiecuję- wypowiedział te słowa także szepcząc. Oderwaliśmy się od siebie, ale Sergi nadal mnie obejmował.
-To co to za praca?- zapytałam wesoło, a oni się zaśmiali. Jakoś musiałam wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
-Idź do Pedro to się dowiesz karzełku- odpowiedział mi Geri.
-Dobra wielkoludzie- zaświergotałam i poszłam do rehabilitanta chłopaków. Czyżby moja praca była związana ze zdrowiem chłopaków? Oczywiście ja zawsze muszę coś odstawić. Gdy znalazłam się przed drzwiami prowadzącymi do jego biura po prostu weszłam. Zapomniałam zapukać! Jestem idiotką. Naprawdę... Takie sytuacje to tylko ze mną w roli głównej.
-Jejku przepraszam, zapomniałam zapukać, prze...- nie dane było mi jednak dokończyć. Pan Pedro zaśmiał się jedynie z całej tej sytuacji. Po chwili dołączyli do niego inni. Inni? Dopiero teraz zauważyłam, że siedzi tam również Ignacio Mestre Juncosa. Jest to prezes zarządu. Obok niego podśmiewał się również dobrze mi znany Luis Enrique oraz jego asystent Joan Barbarà. Albo grubo albo wcale.
-Rozumiem, chłopaki. Nam też się to już zdarza- powiedział, a mi ulżyło. Roześmiałam się z całej tej sytuacji i bardziej pewna siebie weszłam do środka gabinetu- Siadaj- dodał wesoło pan Pedro. Tak też zaczęła się nasza rozmowa. Okazało się, że Sergi wspomniał, iż zastanawiam się jeszcze nad rodzajem studiów. Waham się między medycyną, a dziennikarstwem. Miałam więc dwie oferty. Zaproponowano mi abym albo pomagała przy konferencjach prasowych albo przy rehabilitowani chłopaków. Szczerze mówić dużo bardziej zachwycała mnie praca dziennikarki sportowej. Mogło być naprawdę ciekawie z chłopakami. Panowie chcieli mi dać czas do namysłu, ale bez wahania zgodziłam się na pierwszą propozycję. Zamęczę chłopaków moimi pytaniami. Pożegnałam się z mężczyznami i w dobrych nastrojach wyszliśmy z pomieszczenia. Tam czekała na mnie kolejna niespodzianka. Przed drzwiami stała cała drużyna.
-A wy nie skończyliście treningu godzinę temu?- zapytał Pedro. Tak, jestem już z nim na tak.
-Długo kazała na siebie czekać- powiedział radośnie Ivan.
-I jak? Co będziesz robić?- dopytywał Andres.
-Będę męczyć was pytaniami- odpowiedziałam z dumą. W końcu praca w najlepszym klubie na całym okrągłym świecie jest czymś wspaniałym, wyjątkowym. Wiele osób o tym marzy, a ja dzięki chłopakom mogłam dostać szansę, o której nawet nie śniłam. Nie wiem nawet kiedy, ale znalazłam się na rękach chłopaków, którzy zaczęli mnie podrzucać. Uśmiałam się jak nie wiem co. To są jednak kochani wariaci. Wreszcie postawili mnie na ziemię. Nie ma to jak stały grunt pod nogami.
-To co impreza bo Vic ma super prace!- zawołał Neymar. W tym momencie spotkał się z groźnymi spojrzeniami sztabu- W sensie... Bezalkoholowe spotkanie towarzyskie w malutkim gronie?- zapytał zakłopotany. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Zawstydzić Brazylijczyka bez słów! Muszę się jeszcze trochę nauczyć od tych szanownych panów.
-Idźcie już an tą imprezę tylko nie przesadźcie. Jutro trening o 12- zakomunikował im rozbawiony Luis. Wszyscy go wyściskali i podziękowali. W znakomitych humorach skierowaliśmy się na parking. Do klubu umówiliśmy się na 19. Oczywiście miejsce to samo co zwykle. Sergi i Marc oczywiście przyjechali jednym samochodem. Blondyn zaproponował mi podwózkę, z której chętnie skorzystałam. Stanęliśmy jeszcze przed sklepem, aby zrobić małe zakupy. Potem każde z nas rozeszło się do domów. Jest już godzina czternasta. Nie wiem co my tak długo robiliśmy. Nasze rozmowy na parkingu nie kończą się zbyt dobrze. Po chwili odebrałam telefon. Dzwoniła Anto. Miała wpaść do mnie z Raquel, aby przygotować się na imprezkę. Nie miałam nic przeciwko temu. Wręcz przeciwko. Po pół godzinie otworzyłam drzwi dziewczynom. Przywitałyśmy się i poszłyśmy na górę do mojej sypialni. Raquel po zrobieniu makijażu, ubrała się w piękną sukienkę. Anto także nie wyglądała gorzej. Argentynka miała tylko pomalowane rzęsy i cienką kreskę. Wyglądały obłędnie. Ja postawiłam dzisiaj na trochę mocniejszy makijaż. Raquel zrobiła mi także przepiękne paznokcie. Chyba pierwszy raz w życiu wyglądałam tak ładnie. Wszystkie miałyśmy dzisiaj zrobione loki. Sama sobie się podobałam, a to nie zdarza się zbyt często. Oczywiście zdjęcie w moim dużym lustrze to był wręcz obowiązek. Każda z nas wstawiła trochę inną fotografię na portale społecznościowe. Ja dodałam do niej opis, który napisałam z uśmiechem na ustach. Byłam bardzo szczęśliwa, że je mam. W Polsce brakowało mi takich rzeczy. One wsiadły w taksówkę i pojechały z ubraniami do mnie. Każda dziewczyna którąś umalowała i zrobiła jej włosy. Pomogłyśmy sobie z wyborem dzisiejszych stylizacji. Takie chwile w damskich gronie są po prostu magiczne.
"RAV- chłopaki macie konkurencję :)".
W końcu Leo wysłał sms-a swojej ukochanej z informacją, że na nas czekają. Zamówiłyśmy taksówkę i w dobrych humorach wyszłyśmy z domu. Czekając na nasz środek transportu dużo się wygłupiałyśmy. Zrobiłyśmy sobie tysiące snapów. Każdy uważa, że to puste dziewczyny, które są z piłkarzami tylko dla pieniędzy. To nie prawda. Jeśli się je pozna to ma się zupełnie inne zdanie. To wartościowe kobiety, które są w związku z osobami, które kochają. Gdybyście widzieli jak oni na siebie patrzą. Nie ma tu mowy o braku miłości. Tu jest jej aż za dużo. Szczerze mówiąc to nawet trochę im zazdroszczę. Znalazły swoje połówki i się kochają. To nie jest miłość na pokaz. Oni się nawzajem wspierają, pomagają, troszczą, przyjaźnią, kochają, zakładają rodziny. Dziewczyny opowiadały mi jak jest ciężko, gdy chłopcy jadą na zgrupowanie lub jakiś obóz. Czekanie jest dla nich najgorsze. Piłkarz nie ma tyle czasu co inni. Owszem nie pracuje cały czas, ale ma męczące treningi, stałą dietę, muszą prowadzić aktywny tryb życia oraz latają nawet tysiące kilometrów, aby zagrać 90 minut ku uciesze kibiców. To się nazywa poświęcenie. One ich wspierają jak tylko mogą i jak dla mnie to jest niesamowite.
-A ty co o tym myślisz?- zapytała Raquel, jednocześnie wyrywając mnie z moich przemyśleń. Popatrzyłam na nie przepraszająco.
-Co? Przepraszam, zamyśliłam się- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Rozmawiałyśmy o Barcie- powiedziała Antonella.
-Ma czasami te swoje humorki i może dzisiaj kogoś wyrwie bo ostatnio tego nie robił. To okropne jak on się czasem zachowuje. Idzie z dziewczyną do łóżka, a rano albo w nocy każe jej spadać- wyjaśniła mi żona Ivana. Wiem o tym doskonale. Tylko, że wiem też dlaczego to robi. Nie mówię, że to popieram, ale w pewnym stopniu rozumiem. Ja na jego miejscu też bym się załamała. Doznał zbyt dużo cierpienia, aby ot tak o tym zapomnieć i zacząć żyć jak inni ludzie. Poza tym nie można nikogo zmienić.
-Ma swoje powody- stwierdziłam.
-Popierasz to?- zapytała zdziwiona Raquel.
-Oczywiście, że nie, ale dużo przeżył. To jego życie i jeśli chce je niszczyć to proszę bardzo. Nie możemy na to nic poradzić. Mam dość tych jego humorków- wyjaśniłam. Taka była prawda. Taksówka podjechała. Podałyśmy kierowcy adres i kontynuowałyśmy naszą rozmowę.
-Jakie humorki?- dopytywała Argentynka.
-Raz jest miły, a raz obojętny, innym razem chamski. Wczoraj u niego usnęłam bo z Neyem i Rafą oglądaliśmy filmy. Rano podziękowałam mu za to, że przyniósł mnie do łóżka bo obudziłam się w pokoju gościnnym, a on powiedział, że to Ney. Dlatego podziękowałam dzisiaj jeszcze Neymarowi, a on stwierdził, że to Marc bo jak on i Rafa wychodzili to ja jeszcze spałam w salonie- opowiedziałam wszystko dziewczynom. One były widocznie zdziwione moimi słowami- Poza tym jak z nim rozmawiałam kiedyś i się o niego oparłam to powiedział, że z żadną dziewczyną nie był w takiej sytuacji- dodałam. Czekałam teraz na ich reakcję.
-Może mu się podobasz- zaczęła ostrożnie Mauri. To było dobre. Roześmiałam się na jej słowa. To było niedorzeczne.
-Przepraszam, że się wtrącę, ale muszę zapytać. Dlaczego się śmiejesz dziecko? Może on coś do ciebie czuje- zagadał taksówkarz. Byłam bardzo zdziwiona.
-Nie sądzę, abym mu się mogła podobać- odpowiedziałam grzecznie z uśmiechem na ustach.
-Niczego ci nie brakuje. Jestem już stary, ale wzrok mam dobry i widzę, że niejedna może zazdrościć ci urody- powiedział, a ja się zarumieniłam. Nikt mi tego wcześniej nie mówił. W domu zawsze słyszałam, że jestem gruba. Tak właśnie mówiła o mnie rodzina. Miałam prawidłową wagę. Mówili, że wręcz idealną, ale potem wzięłam sobie ich słowa do serca. Przez to prawie popadłam w anoreksję. Dlatego dzisiaj mam niedowagę. Nie jest to już tak groźne jak dwa lata temu. Wtedy było ze mną naprawdę źle. W dodatku rodzice mówili mi, że nie jestem ładna. Niby nic, ale gdy nastolatka usłyszy takie słowa to wszystko staje się inne. Miałam wtedy te naście lat i potrzebowałam zrozumienia, miłości i pomocy, a nie dobijania. Pamiętam jak nie chciałam nic jeść. Wracałam do domu i mówiłam, że jadłam na mieście, a potem ćwiczyłam. Omdlenia zdarzały się często. Wcale mnie to nie dziwi. Nic nie jadłam, a dużo ćwiczyłam. Piłam jedynie wodę. To nie było normalne. Dobra, koniec, dość. Nie chcę już o tym myśleć. Dzisiaj chcę się dobrze bawić.
-To typ podrywacza- zakomunikowałam starszemu mężczyźnie. Zapłaciłyśmy i wysiadłyśmy, ponieważ byłyśmy już na miejscu.
-Jeszcze do tego wrócimy- szepnęła mi an ucho Anto i pociągnęła mnie w stronę wejścia do klubu. Muzyka dudniła, a kolorowe światełka migotały po całym pomieszczeniu. Szłyśmy przez środek parkietu, a wszystkie spojrzenia były skupione tylko na nas. Czułam się jak wystawa w muzeum. Nie lubiłam być w centrum zainteresowania, ale nie mogłam tego chyba uniknąć. W końcu obok mnie szły dwie popularne partnerki jednych z najlepszych piłkarzy na świecie. Wreszcie dotarłyśmy do reszty naszych znajomych. Przywitałam się ze wszystkimi i usiadłam oczywiście obok Sergiego i Antonelli. Miałam miejsce idealne. Na początek wypiłam drinka. Nie mam mocnej głowy, ale dziś chciałam zapomnieć. Miałam przecież zacząć żyć. Kiedy mam się bawić jak nie teraz? Wyciągnęłam Roberto na parkiet. Tańczyliśmy tam nasze szalone wygibasy przy szybkich piosenkach. Dołączyli do nas inni i w taki oto sposób wszyscy ze sobą tańczyli. Ja od czasu do czasu piłam jakiegoś shota. Po kilku godzinach byłam troszeczkę pijana. Podeszłam po raz kolejny do baru, aby znów zamówić kieliszek wódki. Nie byłam jakoś bardzo pod wpływem alkoholu, ale byłam dobrej drodze, aby zaliczyć dzisiaj zgon.
-Ja stawiam dla tej pięknej pani- odezwał się jakiś blondyn siedzący przy barze. Szczerze mówić nie miałam nic przeciwko temu. Jak dają to trzeba brać, a jak nie dają to trzeba brać i uciekać. Nie wiem, ile musiałabym wypić, żeby szpilki wydawały mi się wygodne. Uśmiechnęłam się do chłopaka, który był dla mnie miły. Nagle obok mnie znalazł się Sergi. Wziął mój trunek i wylał na podłogę.
-Tobie już wystarczy mała- stwierdził. Co dziwne był nadzwyczaj poważny. To nie był zbyt codzienny widok. Czyżby postanowił zabawić się dobrego starszego brata?
-Gościu ona jest dorosła- powiedział ostro blondyn, którego w ogóle nie znałam. Lepiej dla niego, gdyby się nie odzywał.
-Zajmij się sobą- odpowiedział mu spokojnie mój braciszek. Ja uznałam, że nie mam zamiaru słuchać ich kłótni. Zaczęłam tańczyć z jakimś chłopakiem, którego poprosiłam, aby pomógł mi wejść na bar. Ten bardzo chętnie się zgodził. Tańczyłam w rytm muzyki, gdy znowu ujrzałam chłopaka od drinka. Podał mi shota, a ja wypiłam to jednym duszkiem. Blondyn wspiął się na bar i zaczął ze mną tańczyć. Przynajmniej tak mu się wydawało. Ja nie miałam na to ochoty. Koniec z mężczyznami. Nie chcę więcej cierpieć. Odepchnęłam go lekko i tańczyłam dalej. On nie dawał za wygraną i się do mnie przysuwał. Zeszłam z mojego "parkietu". Nawet nie wiem jak to zrobiłam. Byłam na dziesięciocentymetrowych szpilkach. To jakiś cud, że nic sobie nie zrobiłam. Facet był taki upierdliwy, że zszedł za mną. W tym momencie ucieszyłam się na widok Sergiego.
-Odwal się od niej!- krzyknął loczek. Jakie ja mam szczęście, że on tutaj był. Chyba trochę dzisiaj daję mu popalić. On także ma prawo do zabawy, a chodzi za mną i mnie pilnuje. Jestem mu za to bardzo wdzięczna, ale powinien pomyśleć trochę o sobie.
-Bo co frajerze?- takimi słowami rozpoczął kłótnie. W dodatku popchnął jeszcze mojego braciszka, a ten zrobił jemu to samo. Nie wiedziałam co mam zrobić, więc weszłam między nich i próbowałam ich rozdzielić. Nieznajomy odepchnął mnie tak mocno, że na kogoś upadłam. Okazało się, że to Marc. Podniósł się z podłogi, pomógł mi wstać i natychmiast dał w twarz chłopakowi, który nie wiedział co się dzieje.
-To za mojego brata- wysyczał i sprzedał mu prawego sierpowego- A to za uderzenie kobiety- kolejny raz oddał cios. Tamten, aż się zataczał.
-Była chętna na seks- prychnął i się zaśmiał- Poza tym uderzę ją kolejny raz jak będę chciał- te słowa przelały szalę goryczy. Bartra wręcz rzucił się na niego. Sam Sergi próbował go odciągnąć, ale było naprawdę ciężko. Odciągnąć złego chłopaka pomógł Sergiemu Geri i Dani. Trzech chłopaków musiało trzymać wściekłego piłkarza. Był piekielnie silny. Wyszłam z nimi z klubu. Reszta naszych przyjaciół zajęła się tamtym pijaczyną. Usiedliśmy na ławce ze gniewnym obrońcą. Oddychał głośno i ciężko. Nie był zmęczony. Był zły, cholernie zły. Na jego szyi można była dostrzec żyłkę, a ręce były zaciśnięte w piąstki tak, że zbielały mu kłykcie. Stałam tak na przeciwko niego i nie wiedziałam jak mam się zachować. Możecie uwierzyć, że wytrzeźwiałam w jednej chwili. A przynajmniej włączyłam myślenie. Powinnam zrobić to wcześniej. Dopiero teraz dotarły do mnie słowa tego chłopaka. Wyszłam na tanią dziewczynkę, którą można się pobawić i rzucić jak zabawkę, gdy już się znudzi. Gdy mnie szarpnął, wspomnienia wróciły. Nie uwolnię się od tego nigdy. To zawsze będzie ze mną. Starałam się o tym zapomnieć. Ale jak? Z reguły, jeśli chcę przestać o czymś pamiętać to nie mogę o niczym innym myśleć. Zraziłam się. Zaufałam komuś, a ta osoba mnie biła. Może i przemoc w domu bym jeszcze przeżyła, ale nie bicie mnie przez własnego chłopaka. Pamiętam te szpitale. Pamiętam te siniaki. Pamiętam ten ból. Pamiętam jak kłamałam, aby tylko go chronić. A potem? Potem było już na cokolwiek za późno. Nie każdą historię da się odwrócić. Nie każde piekło da się zapomnieć. Niektóre rzeczy będą towarzyszyły nam już zawsze. Nie ważne, że tego już nie ma. To jest moja przeszłość. Nie mogę jej wymazać. Muszę z nią żyć, a ona mnie niszczy. Próbowałam z tym walczyć, ale nie umiem. Jestem zbyt słaba. Poczułam jak łza spływa po moim policzku. Nie chciałam, aby którykolwiek chłopak to zauważył, więc odwróciłam się do nich plecami. Nie minęły dwie sekundy, a czułam, że ktoś mnie przytula. Odwróciłam się i zobaczyłam Marca. Nie spodziewałam się akurat jego. Popatrzyłam mu w oczy i mocno się w niego wtuliłam. Nie kontrolowałam swojego ciała. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Chyba po prostu tego potrzebowałam.
-Dlaczego zawsze przyciągam takich facetów?- zapytałam szeptem, mocząc łzami klatkę ramię piłkarza. Miałam na sobie szpilki, a i tak byłam od niego dużo niższa. Jednak był tego plus. Mogłam się schować w jego ramionach tak, aby nikt mnie nie widział.
-Nie myśl teraz o tym- powiedział cicho i pocałował mnie w głowę.
-Dziękuję- dodałam, a on tylko się smutno uśmiechnął.
-Wolałbym, żebyś nie musiała tego robić- odpowiedział i przejechał ręką po moich włosach. Kiedy trochę się od niego oderwałam byłam w dużym szoku. Jego biała koszulka była teraz czarna z dodatkiem złotego brokatu. Ładnie go urządziłam, nie ma co.
-Przepraszam, pobrudziłam ci całą koszulę- przeprosiłam chłopaka, a on zmierzwił moje włosy.
-Upierzesz- powiedział ze śmiechem. Na te słowa nawet ja się roześmiałam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wszyscy na nas patrzą. Marc też wyglądał na zaskoczonego, gdy zobaczył wszystkich naszych przyjaciół. Przetarłam oczy, aby nie wyglądać jak potwór. Widziałam, że wszyscy chcą coś powiedzieć i wiedziałam, że tyczy się to mnie.
-Pogadamy jutro. Jadę do domu, pa- pożegnałam się i poszłam w kierunku postoju taksówek.
-Odwiozę ją- usłyszałam jeszcze deklarację klubowej 15. Dogonił mnie i bez słowa poszliśmy do jego samochodu.
-A ty nie piłeś?- zapytałam, gdy mieliśmy wsiadać do jego Audi.
-Nie jestem idiotą. Jutro mecz, więc nic nie piłem- odpowiedział, a ja pokiwałam głową i wreszcie usiadłam na miejscu pasażera. Zapięłam pasy i oparłam głowę o zimną szybę. Barcelona nocą jest naprawdę niesamowita. Staliśmy na światłach, a ja myślałam o mojej decyzji co do wyjazdu do tego miasta. Dopiero teraz to zrozumiałam. W Polsce zawsze chciałam uciec, ale nie tu. Mimo iż powinnam się teraz zastanawiać czy to był dobry wybór, nie robiłam tego. Zrozumiałam, że to tu jest mój prawdziwy dom. Wróciły wspomnienia, ale tutaj jestem szczęśliwa. Nie chciałabym stąd wyjeżdżać. Nawet jeśli miałabym nigdy nie zapomnieć o zdarzeniach z mojej ojczyzny to wiem, że tu jest moje miejsce na ziemi. W stolicy Katalonii mam ukochany klub, przyjaciół, pracę, chcę tu studiować i żyć. Nie mam zamiaru zostawić tego wszystkiego tylko dlatego, że przyciągam nieodpowiednich mężczyzn. Dojechaliśmy na naszą ulicę. Siedzieliśmy w samochodzie i patrzyliśmy przed siebie. W końcu stwierdziłam, że czas iść do domu.
-Dzięki za podwózkę i za to w klubie, pa- powiedziałam i wyszłam z samochodu, a piłkarz nadal w nim siedział. Weszłam do domu i osunęłam się po drzwiach. Płakałam. Nie chciałam, ale robiłam to. Nie mogłam inaczej. To było dla mnie zbyt wiele. Po dziesięciu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie chciałam nikomu otwierać. Udawałam, że mnie nie ma, ale ktoś był bardzo uparty i cały czas się dobijał. Wstałam z podłogi, potykając się o buty, które przed chwilą zdjęłam. Otworzyłam drzwi i ujrzałam w nich Bartre. Byłam trochę zdziwiona. Potem dostrzegłam, że w jednej ręce trzyma jakieś ubrania, a w drugiej lody czekoladowe. Nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. Zdjął buty i postawił opakowanie lodów na stoliku w salonie.
-Przebieraj się i będziemy gadać... Albo milczeć. Na pewno będziemy jeść lody, szybko- poinformował mnie, a ja zdziwiona poszłam na górę. Może i to nie było do końca normalne, ale kochane. Przebrałam się w coś wygodniejszego, zmyłam makijaż i związałam włosy w luźnego koczka. Wzięłam jeszcze kocyk z logiem Fc Barcelony i zeszłam na dół. W kuchni krzątał się Marc. Piłkarz także zdążył się przebrać. Zamiast koszuli miał teraz na sobie czarny t-shirt z Nike i tej samej firmy szare dresowe spodenki. Weszłam do pomieszczenia, gdzie przyrządza się jedzenie i z zaciekawieniem przyglądałam się Hiszpanowi. Okazało się, że oprócz lodów, znalazł Nutelle, żelki, chipsy i soki. Zrobił także kakao. Pomogłam mu wszystko zabrać do salonu. W domu panowała cisza. Nie włączyliśmy radia ani telewizora, a telefony wyciszyliśmy. Marc przesunął stolik w salonie, a potem razem ustawiliśmy na podłodze poduszki, na których potem siedzieliśmy. Przykryliśmy się jeszcze moim ulubionym kocykiem.
-Fajny koc- zaśmiał się chłopak i upił łyk napoju bogów. Uśmiechnęłam się i także się napiłam. 
-Uwielbiam go- odpowiedziałam. Niby kawałek materiału, ale z logiem ukochanego klubu. To nadawało mu bezcenną wartość. 
-Jak się czujesz?- zapytał po chwili ciszy piłkarz. Bałam się, że o to zapyta. Przygotowałam sobie już wersję, że wszystko jest ok- Ale szczerze- dodał, jakby czytał mi w myślach. Nie musiałam mówić mu prawdy, ale.. Ale co? Chyba nie chciałam go okłamywać. Westchnęłam głośniej, niż zamierzałam i chwilę pomyślałam o tym co mam powiedzieć.
-Czuję się jak szmata. Faktycznie chyba zachowywałam się jak łatwa dziewczyna, ale w życiu nie poszłabym do łóżka z kimś kogo nie znam. Chciałam tylko dobrze się bawić. Przed imprezą wróciły do mnie wspomnienia o... Kiedyś... Kiedyś groziła mi anoreksja. Miałam prawidłową wagę, idealną. Jednak rodzina uważała inaczej. Na początku nic sobie z tego nie robiłam, ale potem było coraz gorzej. Gdy ktoś cały czas ci coś powtarza to zaczynasz w to wierzyć. Zaczęłam się odchudzać. Mówiłam, że już jadłam, a w rzeczywistości się głodziłam, wymiotowałam gdy coś zjadłam. Ćwiczyłam aż nie miałam sił. Często traciłam przytomność. Ogarnęłam się w odpowiednim momencie i walczyłam. Do tej pory nie potrafię uzyskać prawidłowej wagi. Mam niedowagę i nie umiem, a nawet chyba nie chcę tego zmienić. Na imprezie chciałam o tym zapomnieć. Dobrze się sama bawiłam, ale on najpierw postawił mi drinka, a potem wskoczył na bar i zaczął ze mną tańczyć. Odepchnęłam go, ale nie dawał za wygraną. Potem mnie szarpnął i kolejne wspomnienia wróciły. Chyba będą ze mną zawsze. Nie pozbędę się ich bo nie umiem. Czuję się okropnie, jakby cały ten koszmar miał powtórzyć się kolejny raz. Nie wiem ile dam tak jeszcze radę. Te wspomnienia mnie niszczą. Złe wspomnienia zasłaniają te dobre. Czuję, że jestem beznadziejna. Zawsze trafiam na idiotów. Za każdym razem, gdy to wraca, czuję jakbym umierała od nowa- wyznałam ze łzami w oczach. Powiedziałam całą prawdę. To nie był mój dzień. 
-Nie jestem ekspertem w pocieszaniu, ale wiem, że to nie jest twoja wina. Dużo przeżyłaś, przeszłości nie da się wymazać, ale można nauczyć się z nią żyć. Nigdy, ale to nigdy nie mów, nawet nie myśl, że jesteś szmatą albo beznadziejna. Ludzie chcą, abyśmy się czuli jak śmieci, ale trzeba im pokazać, że nimi nie jesteśmy. Nie rozumiem jak można uderzyć kobietę. Mógł zmierzyć się z kimś równym sobie, a nie. To nie był facet mała. To była przegrana pizda. Jak on cię bił to wtedy miałaś problemy z wagą?- dopytał, a ja pokiwałam jedynie w odpowiedzi głową- Prawdziwy facet by ci pomógł. Nie zostawiłby cię samej z problemami, a na pewno nie stwarzałby nowych. Musisz zacząć żyć od nowa. Zasługujesz na więcej. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej- kontynuował. Nikt oprócz  babci nigdy nie powiedział mi tak wiele. Przytuliłam się do chłopaka, a on mnie objął ramieniem. 
-Okłamałeś mnie-zaczęłam po jakimś czasie.
-Z czym?- spytał, nie wiedząc o czym teraz mówię.
-To ty mnie zaniosłeś do łóżka- wyjaśniłam, a on patrzył się przed siebie- Czemu mi nie powiedziałeś?- ciągnęłam temat, który widocznie chciał ominąć. Usiedliśmy na przeciwko siebie i rozmawialiśmy dalej.
-Nie wiem. Nie chciałem, żebyś przyzwyczaiła się do tego. Nie chciałem, żebyś się potem rozczarowała bo w tak naprawdę nie jestem taki miły- odpowiedział, a ja się chytrze uśmiechnęłam.
-Jesteś taki naprawdę. Właśnie taki jest naprawdę Marc Bartra. Marc Bartra piłkarz Fc Barcelony, ale przede wszytskimMarc Bartra to spoko koleś- stwierdziłam pewnie.
-Nie znasz mnie- zauważył.
-Znam na tyle, żeby wiedzieć, kiedy udajesz. Czego się boisz?- zapytałam. 
-Niczego- powiedział dumnie.
-A szczerze?- dopytywałam. 
-Że będę cierpieć- odpowiedział, uciekając wzrokiem. 
-To nic złego- oznajmiłam- A dlaczego nie chcesz rozmawiać na temat założenia rodziny?- zadałam kolejne pytanie. Ryzykowałam, że może mnie znienawidzić. Mógł przestać się do mnie odzywać, ale chyba lubię życie na krawędzi. Musiałam to wiedzieć.
-Nie odpuścisz?- odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja pokręciłam przecząco głową- Nie jestem dobrym facetem. Raczej dupkiem, który wykorzystuje wszystkich. Nie potrafiłbym myśleć o kimś innym, niż o sobie- odparł. Nie wierzyłam w to co mówi. To znaczy wiedziałam, że mówi prawdę, ale wcale tak nie było.
-Jesteś dobry, inaczej by cię tu nie było. Myślisz o mamie, o Sergim, o klubie, o kibicach, o chłopakach... Jedyną osobą, dla której nie jesteś dobry to ty. Bądź dobry sam dla siebie- pouczyłam go. Skąd ja biorę takie rady? Sama nie potrafię swojego życia poskładać w całość, a mówię takie rzeczy. Bywa i tak. On tylko się uśmiechnął i zaczął mnie łaskotać. Śmiałam się jak wariatka. Bowiem mam łaskotki wszędzie. Potem urządziliśmy bitwę na poduszki. Nie sądziłam, że to możliwe, ale pierze sypały się jak w filmach. Potem włączyliśmy sobie "Kac Vegas". Uśmialiśmy się jak wariaci. Nawet nie pamiętam kiedy odpłynęłam w krainę Morfeusza. 


Jest i rozdział 10 :) Przepraszam Was, że tak długo musieliście czekać. Postaram się poprawić. Mam nadzieję, że rozdział będzie się podobał. Proszę Was o komentarze bo to one dają mi motywację do dalszego pisania. Dziękuję za to, że mimo tej przerwy nadal to czytacie, komentujecie i odwiedzacie mojego bloga.