niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 32

"Sam widok uśmiechu na jej twarzy wystarcza, 
żebym był zadowolony przez resztę życia. 
Świadomość, że ona znowu jest szczęśliwa, 
to najwspanialsze uczucie na świecie. 
Za nic nie chciałbym zobaczyć, że jest smutna."


-Powiedziałam, że już mam kogoś- powiedziałam. Jego mina wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Było mu smutno. Ale nie powiem mu przecież, że to jego miałam na myśli. 
-A co on na to? -Zapytał się czy to ten chłopak za mną. 
-To byłem ja- oznajmił. 
-Wiem- powiedziałam ze słabym uśmiechem.
 -I co mu odpowiedziałaś?- zapytał. 
-A jak myślisz?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Uśmiechałam się słabo. Nie wiedziałam już co mam robić. Wyznać mu prawdę czy nie? 
-Pytanie powinno brzmieć: co chciałbym, żebyś mu powiedziała- stwierdził. 
-Co chciałbyś, żebym mu powiedziała?- zapytałam z cichą nadzieją, że jednak coś do mnie czuje. Ale czy to możliwe? On jest światowej klasy piłkarzem, a ja zwykłą dziewczyną, która uciekła przed problemami do miasta, gdzie gra jej ulubiona drużyna piłkarska. 
-Chciałbym, żebyś mu powiedziała, że to ja jestem dla ciebie ważny, że to mnie kochasz i że nigdy w życiu nie zamienisz mnie na niego bo jestem twój... Problem tylko w tym, że z tym ostatnim nigdy byś nie skłamała bo już dawno należę tylko do ciebie i nie chcę nawet tego zmieniać- wyznał, a mi zaparło dech w piersiach. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Patrzyłam na niego nie wierząc, że to powiedział. On. Osoba, która nie za często mówi o swoich uczuciach. Osoba, która ufa tylko nielicznym. Osoba, która tyle przeżyła. Osoba, którą kocham.
-Dokładnie to chciałam mu powiedzieć, a potem cię pocałować- powiedziałam to na głos zanim zdążyłam pomyśleć. Nie wiem czemu to powiedziałam. To miało zostać tylko dla mnie. Co jeśli on tylko żartował? Co jeśli będę tylko zabawką? Co jeśli zniszczę tym naszą przyjaźń?
-Życzenia się spełniają- szepnął i wpił się w moje usta. Pocałunek cały czas rósł na sile. Chłopak podniósł mnie jedną ręką i oparł o jakiś budynek. Jednak to się nie liczyło. Poczułam smak jego ust i chciałam coraz więcej. On chyba też. Łapczywie pragnęliśmy siebie. Wodziłam jedną ręką po jego policzku, a drugą po karku. On trzymał mnie za tyłek zdrową ręką. Chciał zrobić coś drugą, ale cicho syknął w moje usta. Nie chciał, żebym tego zauważyła. Wszystko działo się bardzo szybko. Nawet nie spostrzegłam, gdy siedzieliśmy w samochodzie. Marc pocałował mnie namiętnie po raz ostatni i ruszył w drogę. Co chwila na mnie zerkał. Ja tymczasem patrzyłam na niego cały czas. Pociągał mnie jak nikt w życiu. Ale to nie było tylko to. Ja go kochałam. Naprawdę się zakochałam i to nie był jakiś tam Adrian, przy którym nie czułam się bezpiecznie, udawałam kogoś kim nie byłam. Po miesiącu odkryłam, że Adrian to było tylko głupie zauroczenie. Jednak Marc to zupełnie co innego. Przy nim nie muszę nikogo udawać. Wiem, że lubi mnie taką jaką jestem. Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. Marc nachylił się w moim kierunku i mocno wpił się w moje usta. Oczywiście odwzajemniłam pocałunek. Oboje byliśmy w małym amoku. Jego źrenice były nienaturalnie powiększone. Ktoś zaczął trąbić. Zrozumiałam, że to na nas. Spojrzałam kątem oka na sygnalizację świetlną. Paliło się zielone.
-Marc... Zielone- wyszeptałam w jego usta. On jednak zachowywał się jakby tego w ogóle nie słyszał. Odsunęłam go lekko od siebie- Zielone. Trąbią na ciebie- wyjaśniłam. On jedynie cmoknął mnie w usta i uśmiechnął się zabójczo, po czym ruszył na przód. Po chwili byliśmy pod jego domem. Tylko wysiedliśmy, a ja stanęłam na palcach i objęłam jego kark, tak aby się schylił. Szybko złączyłam nasze usta w jedno. Oparł mnie o swoje auto i całował jakby jutra miało nie być. Tak się przynajmniej czułam. Jakby jutra miało nie być. Jakby dziś było ostatnim dniem, kiedy się widzimy. W końcu oderwał mnie od maski swojego cacka i podniósł mnie od góry. Objęłam nogami jego biodra, trzymając się jednocześnie jego szyi. Przeszedł ze mną pod drzwi, cały czas mnie całując. W międzyczasie otwierał dom. Gdy mu się to udało, wszedł do środka i kopniakiem zamknął drzwi. Klucze rzucił chyba gdzieś na podłogę. W tym momencie całą swoją uwagę skupił na mnie. Ja zrobiłam to samo. Byliśmy tylko my i nasze usta. Zrzucił wszystko z komody i posadził mnie na niej. Wszedł między moje nogi i pozwalał mi oraz obie zatracić się w pocałunkach. Pieścił moją szyję. Gryzł ją i ssał na zmianę, a mi sprawiało to niezwykłą przyjemność.  Odchyliłam głowę do tyłu, dając mu tym samym większy dostęp. Byłam w niebie. Liczył się już tylko on. Wszystkie inne obawy zniknęły. Wyłączyłam całe swoje myślenie. Jego ręce powędrowały pod moją sukienkę. Zeszłam z mebla i pokierowałam się w stronę schodów. On nie puszczając mojej dłoni, zrobił to samo. Przycisnął mnie do ściany całym swoim ciałem i pocałował w usta tak namiętnie, a zarazem delikatnie jak jeszcze nigdy. Chciał zdjąć sobie temblaka niepostrzeżenie, ale nie zbyt dawał sobie z tym radę. Odsunęłam się od niego i pomogłam mu z tym. On tylko zalotnie się do mnie uśmiechnął , gdy temblak wylądował na podłodze. Chwycił mocno moją sukienkę na końcach ramiączek, przy dekolcie i jednym ruchem ją rozerwał. Spojrzałam na jego rękę. Bałam się czy sobie czegoś w nią nie zrobił. Marc szybko chwycił moja brodę w swoją rękę i delikatnie odwrócił mi głowę w swoją stronę. Zszedł stopień niżej i zaczął całować mnie po szyi. Zdjął mi jedno ramiączko od stanika i wycałował mnie po każdym milimetrze mojego nagiego ramienia. 
-Nie przejmuj się ręką. Zaopiekuj się lepiej sercem- wyszeptał rozpalony. 
-Nie wiem czy mogę. To była moja ulubiona sukienka- powiedziałam z uśmiechem na ustach. 
-O wiele lepiej mi się podobasz w takiej wersji- stwierdził i znowu mnie pocałował. Chciał mnie wziąć na ręce, ale mu na to nie pozwoliłam. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do góry. Odwrócił mnie jednym zwinnym ruchem i wpił się w moje usta. Zdjęłam mu w międzyczasie koszulkę, która wyleciała za barierkę. Weszliśmy już na górę. Na korytarzu rozpięłam mu rozporek przy spodniach. Zrzucił je szybko i stał już przede mną w samych bokserkach. Tym razem to on pociągnął mnie za rękę w stronę jego sypialni, w której aktualnie i ja śpię. Popchnął mnie delikatnie na łóżku. Po chwili położył się na mnie i całował każdy milimetr mojego ciała. Po chwili przekręciłam się tak, że to ja byłam na górze. Siedziałam na nim okrakiem i postanowiłam, że to ja teraz wycałuję jego ciało. Szkoda, że nie można zrobić tego samego z charakterem. Mogłabym wtedy zacałować go na śmierć. Podobało mu się to, a najlepszym potwierdzeniem mojej tezy były jego tłumione jęki. Specjalnie lekko przejechałam paznokciem przy gumce jego bokserek. Szybkim ruchem przerzucił mnie na materac, a sam znów zaczął górować. Popatrzył mi głęboko w oczy.
-Kocham cię- powiedział. Moje serce właśnie fikało koziołki. 
-Ja ciebie też- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Kochałam go jak wariatka. On uśmiechnął się szczerze i wróciliśmy do pocałunków. Oboje zostaliśmy już bez bielizny. Marc się jednak zawahał.
-Na pewno tego chcesz?- zapytał. I za to go kocham. Martwi się o mnie zawsze i wszędzie. Chce, abym była szczęśliwa.
-Na pewno- odpowiedziałam.
-Ale jestem pierwszym facetem.
-Pierwszym i ostatnim- rzekłam, a wtedy Marc już nie miał wątpliwości. Widziałam w jego oczach całą tą miłość. Tą ulgę. Radość. Szczęście. Wszystkie te emocje wyczytałam z jego oczu. To niesamowite jak możesz poznać niektórych ludzi. Teraz możecie się tylko dowiedzieć co było dalej. Kochaliśmy się całą noc. Jeździłam paznokciami po jego plecach, ale jemu to nie przeszkadzało. Poszliśmy spać dopiero nad ranem. Usnęliśmy wtuleni w siebie. Przed snem usłyszałam jeszcze, że mnie kocha. On ode mnie usłyszał to samo. 


Pukali, ale nikt im nie otwierał. Czwórka przyjaciół stała pod drzwiami i niecierpliwili się, aż właściciel domu otworzy im drzwi. Rafaela postanowiła oprzeć się o klamkę. Ku zaskoczeniu jej i pozostałej trójki, drzwi były otwarte. Zaskoczona Brazylijka popatrzyła pytająco na swojego ukochanego, na Leo i Antonelle. Lio wzruszył ramionami i wszedł do środka, a za nim cała reszta. Ich miny były warte sfotografowania. Ubrania były porozrzucane po całym domu. Klucze rzucone niechlujnie na podłogę obok lampy. Każdy but w innym miejscu. Ktoś z komody zrzucił wszystko na ziemię. 
-Nie wierzę, że zaliczył jakąś laskę- powiedział zrezygnowany Rafael. Chłopak bardzo kibicował Victorii i Marcowi. Wyzywał przyjaciela w myślach od idiotów i debili. Nie mógł zrozumieć dlaczego przespał się z jakąś dziewczyną.
-Kogo zaliczył mój braciszek?-do domu wparował uśmiechnięty Sergi. Chciał iść do kuchni, jak to miał w zwyczaju, ale raptownie stanął obok swoich przyjaciół- Chwila, chwila. Powiedzcie mi, że tą laską jest Vicki bo inaczej dam mu w mordę- dodał.
-Nie sądzę, żeby mała się z nim przespała- zaczął Rafinha.
-To nie byłoby do niej podobne- poparł przyjaciela Leo.
-Zabiję go- wysyczał przez zęby Roberto.
-Chyba będziesz musiał z tym poczekać- stwierdziła Anto.
-Niby dlaczego?- zapytał trochę zirytowany Sergi.
-Popatrz co Anto trzyma w rękach- podpowiedziała mu Rafa.
-No sukienkę tej...- nie dane było mu skończyć.
-Nie obrażaj siostry- skarciła go szybko Argentynka. 
-Co?- jak jeden maż cała trójka piłkarzy zadała pytanie. Nie wiedzieli o co chodzi.
-To sukienka Vicki- wyjaśniła Antonella.
-Kochanie takich sukienek jest setki milionów- stwierdził beznamiętnie Leo.
-Przecież Vicki nawet nie dała się pocałować temu idiocie- zauważył Rafinha.
-Nie dała mu się pocałować bo była wtedy na niego zła- broniła przyjaciółki Rafa.
-To chodźmy na górę się przekonać- stwierdził z uśmiechem Sergi. Za nim poszedł Leo i Rafinha.
-Nie idźc...- jednak dziewczyn nikt nie słuchał. Postanowiły iść za swoimi mężczyznami, aby ci nie zrobili nic głupiego. Oni, niczym detektywi, którzy realizowali właśnie arcyważną misję, szli na paluszkach, dając sobie różne sygnały rękami. Rafa i Anto wiedziały, że to przypadkowe znaki, ale nic nie mówiły tylko obydwie wywróciły oczami. Zawsze tak robi Vicki. Niektóre zachowania naszych przyjaciół przechodzą i na nas. Loczek ostrożnie otworzył drzwi od sypialni brata i długo stał w progu. Chłopaki w końcu się przepchnęli do środka pokoju. Oczywiście narobili przy tym trochę hałasu. Załamane dziewczyny weszły za nimi z gracją i zobaczyły, że Marc obejmuje Vicki, a ta jest w niego wtulona. Nic nadzwyczajnego w ich przypadku, gdyby nie fakt, że byli nadzy i przykryci tylko kołdrą. Marc zaczął się budzić, a zaraz po nim Vicki. Piłkarz zobaczył swoich przyjaciół z klubu i zaraz naciągnął na swoją... No właśnie. Znajomi nie wiedzieli jak mogli nazwać teraz Vicki. W każdym razie naciągnął na nią kołdrę i mocniej przytulił. Polka po chwili również otworzyła oczy i ujrzała piątkę przyjaciół. Była jednak nieco zawstydzona, ponieważ była naga, a po drugie to nigdy w życiu nie była w takiej sytuacji. 
-Chłopaki chodźcie, dajmy się im ogarnąć- poprosiła ich Rafaela i wyszła z sypialni razem z Anto. 
-Nie no stary gratuluję- zaczął Rafinha.
-Ja im pierwszy pogratuluję- stwierdził Sergi i chciał już skoczyć na łóżko.
-Sergi!- ryknął Marc- Nie waż się tu nawet skakać, a teraz wypad na dół- powiedział surowo.
-Ktoś tu jest zazdrosny- zaświergotał Lio, ale widząc wzrok Marca, podniósł ręce do góry w geście obronnym i wyszedł.
-A już miałem ci w mordę dać- dodał Rafa i także wyszedł.
-Ja tak samo- rzucił Sergi i para została sama w łóżku.
Chłopaki wyszli, a Vick wtuliła twarz jeszcze bardziej w klatkę Marca. Była naprawdę zestresowana i zawstydzona.
-Kochanie, przepraszam- Marcowi było naprawdę przykro. Miał już plan na ten poranek. Chciał wstać, iść do kwiaciarni po kwiatki, zrobić śniadanie kobiecie swojego życia, przynieść je jej do łóżka, pocałować i popatrzeć na swoje szczęście.
-Za co? Przecież to nie twoja wina- powiedziała z uśmiechem. Pogładziła go po policzku z oczami przepełnionymi miłością. 
-Kocham cię skarbie... Mój skarbie- wyznał i mocno ją przytulił.
-Kocham cię moje szczęście- powiedziała cicho. Mógłby słuchać jej głosu godzinami. Była dla niego portem. Można wypłynąć w daleką podróż. Wyjechać gdzieś. Zapomnieć się. Można przegrać ciężki mecz. Można pokłócić się z najlepszym przyjacielem. Jednak cokolwiek by się nie działo, zawsze wraca się do portu. A dla niego port był domem. A dom był oazą spokoju, którą tworzył on i bliscy ludzie. Ona tworzyła jego port. Gdyby nie ona już dawno jego port pochłonęłoby słone morze. Ona dawała mu szczęście. Już nie jest taki pewny, że w Barcelonie jest jego miejsce na ziemi. Kiedyś tak twierdził, ale dzisiaj wie znacznie więcej. Teraz jego miejsce na ziemi jest tam, gdzie jest ona. Mała Polka, która odmieniła jego życie. Nauczyła go ufać i kochać. Nauczyła go być dla kogoś zawsze i wszędzie. Kochał ją jak wariat. Był dla niej gotów zabić. I wiedział, że ona zabiłaby za niego. Pocałowała go w usta. Miał to być niewinny całus, ale on zamienił go w pełen namiętności, ale przede wszystkim miłości, długi pocałunek. W końcu oderwali się od siebie. Sięgnęła po kołdrę i się nie owinęła.
-Ej! A ja?- jęknął, a Vicki wzruszyła tylko ramionami z uśmiechem. Piłkarz szybko wyskoczył z łóżka. Chwycił Polkę za nadgarstki i rozchylił jej ręce. Przycisnął swoje ciało do jej i chwycił za końce kołdry tak, że to on teraz opatulał ich ciepłym materiałem.



Jest i 32 :) Myślę, że to miłe zaskoczenie :) Jak wam się to podoba? Komentujcie! Dokończę resztę kiedy indziej. Dodaję niedokończony rozdział, ponieważ nie mogę go dzisiaj nie dodać. Nieźle się między nimi porobiło. Ciekawe jak będzie teraz :) 






























niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 31

"Nie jestem księżniczką, ani nie jestem piękna. 
Jestem zwykłą dziewczyną, która potrzebuje tylko osoby,
 dla której będzie najważniejsza."


Obudziłam się w jego ramionach. Zaspana, ale szczęśliwa. Czasami budzisz się i wiesz, że to będzie twój dzień. Tak było i tym razem. Byłam pewna, że dziś należy do mnie. Nie była to kwestia godziny, dnia, szczęśliwej liczby lub innych rzeczy, w które wierzą inni ludzie. Ja po prostu przespałam całą noc spokojnie. Nie budziłam się w środku nocy. Ostatnio była to dla mnie rzadkość. Przynajmniej raz w tygodniu miałam jakiś okropny koszmar. Jednak czułam, że to się kończy. Już wszystko będzie dobrze. Obudzić się po spokojnie przespanej nocy i ujrzeć bliską osobę obok siebie to niezwykłe uczucie.
-Dzień dobry mała- usłyszałam jego melodyjny głos. On również miał chyba dobry humor. Uśmiech nie schodził mu z ust.
-Dzień dobry duży. Długo już nie śpisz?- zapytałam, ponieważ niewątpliwie obudził się pierwszy.
-Dłuższą chwilę, ale byłaś do mnie tak przyssana, że nie miałem się jak ruszyć- powiedział i zaczął się śmiać. Gdyby ktoś go nie znał, mógłby pomyśleć, że zachowuje się okropnie. On jednak robił mi tylko na złość. Uwielbia się ze mną przekomarzać.
-To ty mnie nadal obejmujesz kotku- oznajmiłam z uśmiechem na ustach i chciałam zejść z łóżka. Stałam na materacu i chciałam tak przejść, aby nie zmiażdżyć nóg obrońcy Barcelony i aby nie upaść. To się nie udało i to nie z mojej winy. Marc złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w dół.
-Jak zwykle subtelny- stwierdziłam, a on przekręcił głowę na bok i uśmiechnął się pod nosem.
-Jak zwykle ucieka- powiedział i się na mnie położył. Podpierał się zdrową ręką i kolanem. Nawet nie chcę wiedzieć jak my wyglądaliśmy.
-Jesteś stuknięty- powiedziałam przez śmiech.
-Muszę ci jakoś dorównać wariatko- stwierdził niby od niechcenia.
-Zaraz tu wparuje Sergi i zapytania czy znowu o czymś nie wie- powiedziałam rozbawiona.
-On zawsze przerywa w najmniej odpowiednich momentach.
-Przyzwyczajaj się- rzuciłam u wyszłam spod niego. On tylko cicho jęknął i położył się leniwie na plecach. Poszłam do łazienki. Po porannej toalecie, ubrałam się. Włosy związałam w luźnego kucyka. Wyszłam właśnie z łazienki i zobaczyłam, że Marc nadal leży na łóżku, ale był już ubrany i mam nadzieję, że umyty. Miałam już mu coś powiedzieć, gdy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Anto, wiec szybko odebrałam.
-Co tam kochanie?- zapytałam wesoła. Marc wtedy zastygł w bezruchu. Jaki on jest głupi! Chciało mi się z niego śmiać. Jednak postanowiła zachować powagę.
-A dobrze. Dzwonię, żeby ci przypomnieć, że miałyśmy dzisiaj iść do tej szkoły tanecznej, ale jak nie chcesz zostawiać swojego ukochanego samego to mogę iść sama i potem ci zdać relację przy winku- powiedziała. Chciałyśmy się zapisać na lekcję tańca latino. Obydwie od jakiegoś czasu o tym myślałyśmy i postanowiłyśmy, że możemy spróbować.
-O której idziemy?- spytałam z uśmiechem na ustach. Już nie mogłam się doczekać.
-O 15 pod domem twojego piłkarza?- odpowiedziała pytająco. Wypowiadając dwa ostatnie słowa próbowała się nie roześmiać. Co za kobieta! 
-Mnie pasuje- odpowiedziałam. Wtedy kątem oka spojrzałam na Marca. W tym momencie stał oparty o łóżko i uważnie mi się przypatrywał. Dużo mnie kosztowało, aby nie wybuchnąć śmiechem.
-A zmieniając temat to jak dzisiejsza noc minęła?- zapytała rozbawiona, a ja stwierdziłam, że mogę jeszcze trochę podrażnić Marca.
-Myślałam o tobie- powiedziałam nieco ciszej, ale na tyle głośno, aby piłkarz to usłyszał.
-Ćpałaś coś mała?- Anto nie wiedziała o co chodzi. Mam nadzieję, że ogarnie bo inaczej wyjdę na idiotkę. Nie żebym nią nie była, ale...
-To słodkie- stwierdziłam uroczo. Marc zaciskał już dłonie w pięści.
-Dobra są dwie opcje, które wyjaśnią twoje zachowanie. Jesteś stuknięta i poraziła cię klata Marca albo ten osobnik stoi obok i podsłuchuje- oznajmiła. Bingo!
-Druga opcja jest bardziej kusząca- powiedziałam uwodzicielsko. Anto chyba chciała coś powiedzieć, ale nawet nie wiem co bo ktoś wyrwał mi telefon z ręki. Oczywiście tą osobą był Bartra. 
-Zadzwoń jeszcze raz, a nogi z dupy ci powyrywam!- krzyknął zły do telefonu, a ja wybuchnęłam śmiechem. Anto musiała coś do niego powiedzieć bo jego mina zmieniła się w jednym momencie. Widać było, że był zakłopotany. 
-Przepraszam Anto. Dobrze. Pa- pożegnał się z nią, a ja wyciągnęłam rękę po telefon. Nadal byłam bardzo rozbawiona. Marc z niechęcią zwrócił mi moją własność. Założę się, że gdyby miał zdrową rękę, drażniłby się ze mną i odzyskanie telefonu nie poszłoby mi tak łatwo. 
-Anto kazała ci przekazać, że będzie o 15- powiedział- Czemu mi to robisz niedobra kobieto?- zapytał i się we mnie wtulił. To było tak miłe, że aż brak słów. Mocno go przytuliłam.
-Ale co?- spytałam bo nie byłam do końca pewna o co mu teraz chodzi.
-Znęcasz się nade mną. Myślałem, że gadasz z jakimś facetem- wyjaśnił. Z jednej strony się cieszyłam, ale z drugiej...
-Nie jesteśmy razem- przypomniałam mu. Przez chwilę panowała cisza. Marc chyba myślał, co ma mi odpowiedzieć. Ewentualnie nie chciał już nic mówić.
-Co nie zmienia faktu, że musiałbym najpierw poznać twojego faceta. Zabrałbym go do lasu i sprawdził w walce z niedźwiedziem. Potem wymyśliłbym 101 zadań sprawdzających i po zdaniu mojego egzaminu mogłabyś się z nim spotykać- stwierdził, a ja cicho zachichotałam.
-Nie wiem czy ktokolwiek poradziłby sobie z niedźwiedziem głupku- zauważyłam.
-Dlatego dla pewności walczyłby z trzema niedźwiedziami- oznajmił dumny ze swojej wypowiedzi.
-Dobrze, że nie z dziesięcioma- znowu zapanowała cisza.
-A tak na poważnie... Gdybym upewnił się, że cię kocha to nie miałbym nic przeciwko temu- powiedział. Słyszałam jak głośno przełyka ślinę.
-Twoja laska nie miałaby tak dobrze- stwierdziłam.
-Dlaczego?- zdziwił się. Chyba nie spodziewał się w ogóle czegoś takiego z moich ust.
-Bo musiałaby żyć nie tylko z tobą, ale i ze mną. Nie zrezygnowałabym z ciebie- odpowiedziałam. Mogłabym przysiąc, że właśnie się uśmiecha.
-Ja z ciebie też- zapewnił. Poprzytulaliśmy się jeszcze trochę, a potem zrobiłam nam śniadanie. Następnie dałam piłkarzowi leki i zmieniłam mu opatrunek. Nadal udawał, że nic go nie rusza. Jest uparty jak osioł. Poszłam do domu po torbę sportową, do której spakowałam wszystko co będzie potrzebne mi na pierwszy trening. Przyszłam z powrotem do Marca i usiadłam obok niego na kanapie. Chłopak przyciągnął mnie jedną ręką do siebie, tak abym oparła się o niego plecami. A że piłkarz prawie leżał to i ja sobie poleżałam. Oczywiście ściągnął mi z włosów gumkę.
-Wiesz, że uwielbiam gdy masz rozpuszczone włosy- wyszeptał mi do ucha i zaczął bawić się moimi włosami. Nie przeszkadzało mi to. W sumie to nawet lubiłam, gdy to robił.
-Zauważyłam- powiedziałam z uśmiechem na ustach.
-A tak w ogóle to mogę wiedzieć, gdzie idziesz z Anto?- zapytał niepewnie. Chyba nie chciał wyjść na wścibską osobę. 
-Na pierwszy trening do szkoły tańca- odpowiedziałam. Chłopak wyraźnie się zdziwił.
-Szkoła tańca? Jaki styl?- zainteresował się.
-Latino- powiedziałam.
-Będziesz świetna- stwierdził i pocałował mnie w głowę. Z uśmiechem na utach, wtuliłam się w niego. Antonella weszła w tej chwili bez pukania do domu Marca. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest zła. Za nią szedł zirytowany Leo.
-Cześć- powiedzieliśmy równocześnie z Marciem. Byliśmy trochę zdezorientowani takim widokiem. Wiadomo, że oni też się czasem kłócą, ale nie jest to do nich zbyt podobne. Poza tym jeszcze dwie godziny temu wszystko było dobrze. Anto była radosna jak nigdy.  
-Hej- rzucił Leo.
-Cześć- odpowiedziała Anto.
-Widzę, że przyprowadziłaś niańkę dla Marca- powiedziałam uśmiechnięta.
-Ejj! Nie potrzebuję niańki, ale w fifę mogę zagrać- stwierdził rozbawiony.
-Nie wiem. Przywiózł mnie i tyle- powiedziała oschło Argentynka.
-Okeeeej... To ja idę po torbę- stwierdziłam i wyplątałam się z objęć piłkarza. Po chwili przyszłam z torbą na ramieniu.
-Może was zawieziemy? Nie jest ci ciężko z tą torbą?- zapytał troskliwie Marc.
-To tylko strój, woda i buty- odpowiedziałam ze śmiechem.
-Wolałem się upewnić- stwierdził, po czym przytulił mnie i pocałował w czoło- Powodzenia- dodał.
-Nie dziękuję. Wrócę o... Jak wrócę. Jak coś to dzwoń- oznajmiłam.
-Będę czekał, ale nie śpiesz się. Zróbcie coś dla siebie- powiedział obrońca. 
-Mój kotek taki kochany- wyszeptałam mu do ucha. Chłopak musiał się nieźle schylić, ale co ja na to poradzę.
-Moja kochana myszka. Czekam- on także wyszeptał mi to cichutko do ucha. 
-I ty jej na to pozwalasz?- zapytał nie dowierzając Leo.
-Ale że co?- Marc był naprawdę zbity z tropu. Zresztą nie tylko on.
-Pozwalasz, żeby poszła na te zajęcia?- zapytał zły, zdziwiony i bezsilny. Zanim Marc zdążył mu cokolwiek odpowiedzieć, wtrąciła się Anto.
-Niektórzy mają do siebie zaufanie idioto- powiedziała, pociągnęła mnie za rękę i wyszłyśmy. Czekałyśmy właśnie na taksówkę, ponieważ nasza para trochę się spóźniła.
-O co poszło?- zapytałam. 
-Uważa, że nie powinnam tam tańczyć. Stwierdził, że ty nie jesteś w związku, więc ok, ale ja mam jakieś zobowiązania. Chociaż dziwi się Marcowi, że ci pozwolił. Uznał, że mu nie powiedziałaś, dlatego pojechał ze mną. Poza tym stwierdził, że on pójdzie do klubu i mnie zdradzi i będziemy kwita- mówiła rozemocjonowana. W pełni ją rozumiałam. Też byłabym na jej miejscu zła.
-To zwykły taniec. Jeszcze cię przeprosi, a jak nie to mu poprzestawiam tą buźkę- powiedziałam zdziwiona zachowaniem Lio. Przytuliłam przyjaciółkę.
-Ale nie psujemy sobie humoru. Ciekawe jak będzie na zajęciach- tak też zaczęłyśmy naszą rozmowę. Rozumiałam, że Antonella chociaż na chwile chce się od tego wszystkiego oderwać, dlatego nie poruszałam tematu Lionela. Po chwili przyjechała taksówka i ruszyłyśmy w drogę.

*W tym samym czasie*
-Nie rozumiem jak mogłeś się na to zgodzić! Przecież to najgłupszy pomysł na jaki wpadły! Jeśli Anto chciała wzbudzić we mnie zazdrość to się jej udało!- krzyczał jakby właśnie go zdradziła. Marc nie wiedział o co do końca chodzi przyjacielowi.
-To tylko taniec- powiedział i wzruszył ramionami. Nie widział w tym nic złego. Leo, który do tej pory chodził w kółko, stanął raptownie.
-Tylko taniec? A Vicki pokazała ci ten taniec?- zapytał.
-Nie, mówiła tylko, że to latino- zanim zdążył dokończyć Leo był już na górze. Po chwili wrócił z laptopem. Potem odpalił go bez słowa.
-Masz i patrz na ten niewinny taniec- powiedział wściekły. W trakcie oglądania Marc zaciskał zęby i pięści. Czuł jak żołądek mu się kurzy, a serce podchodzi do gardła. Jednak nie był zły, a zawiedziony i smutny. Pragnął wziąć Vicki w ramiona i jej tego zabronić, ale wiedział, że dziewczyna go nie posłucha. Nie miał do niej żadnych praw. Ta świadomość bolała go najbardziej. W jego oczach można było dostrzec wszystkie te emocje. Był również zazdrosny o każdego faceta, który dotknąłby tak jego... No właśnie... Kogo? Koleżankę? Nie. Przyjaciółkę? Przecież tak jej nie traktuje. Dziewczynę? To za duże słowo. Przecież nie są razem. Nie mógł znieść myśli, że ktoś może ją tak dotykać. Że będzie komuś patrzyła prosto w oczy i rytmicznie wyginała swoje ciało przy innym. Zdawał sobie sprawę jednak z tego, że nie może za wiele zrobić. Odsunęłaby się od niego, gdyby zrobił to na co ma teraz ochotę. W tym momencie najchętniej pojechałby do tej szkoły tanecznej, wpadł na salę, wszem i wobec oświadczył, że jest tylko jego i ją pocałował. Wiedział jednak, że to mogłoby się równać z tym, że więcej by już jej nie zobaczył. 
-Pojedźmy tam, ale nie róbmy awantury. Popatrzmy tylko- zaproponował Marc.
-Jak je ktoś maca?- zapytał drwiąco Lio.
-Może nikt nie będzie je macał... Nie pozwoliłby na to. Anto na pewno by na to nie pozwoliła- powiedział i wyszli. Pojechali do szkoły tanecznej. 

*Vicki*
Trening okazał się bardzo ostry. Nasz nauczyciel, Brian, dużo wymaga. Oczywiście na razie nie tańczymy z partnerami, ponieważ ich nie mamy. Chłopaki z nami by nie poszli. Dlatego zostałyśmy przydzielone do grupy solowej, która uczy się kroków, a potem przydzielą nam partnerów. Brian właśnie pokazywał mi jak mam ruszyć nogą, aby było dobrze. Położył swoją rękę na moim udzie i pomógł mi w wykonaniu kroku. Czułam się dość dziwnie, ale wiedziałam, że robi to tylko po to, abym dobrze zatańczyła. Czułam na sobie wzrok innych, ale usilnie to ignorowałam. 
-Dobra! Na dziś to koniec! Było dobrze, ale będzie jeszcze lepiej! Vicki podejdziesz do mnie?- zapytał, a ja posłałam mu nieśmiały uśmiech i podeszłam do niego tak jak prosił.
-O co chodzi?- zapytałam.
-Nie chciałabyś pójść ze mną na kawę?- spytał prosto z mostu. 
-Zależy w jakim charakterze- powiedziałam bezpośrednio. Nie chciałam żadnych niedomówień.
-W charakterze randki- stwierdził.
-Miło mi, ale niestety mam już kogoś- skłamałam, choć nie do końca. W sumie mam bliską osobę obok, która jest dla mnie bardzo ważna.
-To ten chłopak?- zapytał i skinął głową. Odwróciłam się w tamtym kierunku. Wysoki chłopak w czapce zasłaniającej twarz, koszulce z Nike, krótkich spodenkach i sportowych butach stał oparty o ścianę i ukradkiem mi się przyglądał. Już po postawie można było poznać, że to Marc. Zresztą miał to samo ubranie i temblaka.
-Tak, przeproszę cię teraz- powiedziałam z uśmiechem.
-Chłopak ma szczęście. Do zobaczenia!- rzucił na odchodne. Podeszłam do piłkarza szybszym krokiem i wtuliłam się w niego ufnie. 
-Gdzie Anto?- zapytałam. 
-Poszła się przebrać, a Leo czeka na zewnątrz- odpowiedział i pocałował mnie w czoło- Musimy pogadać- oznajmił.
-To coś poważnego?- spytałam.
-Też... Coś bardzo dla mnie ważnego, ale nic strasznego. Chcę cię po prostu o coś prosić. Ale idź się przebierz malutka- powiedział i słabo się uśmiechnął. Bał się tej rozmowy. Widziałam to po nim. Poszłam więc do szatni. Siedziała tam na mnie Antonella. Wszyscy już wyszli.
-A ty co? Leo czeka na ciebie na zewnątrz- powiedziałam, gdy weszłam.
-Wiem- jej głos chyba trochę drżał.
-Wiesz, ale się boisz?- zapytałam, a ona pokiwała głową.
-Nie chcę się z nim kłócić. Poza tym nie było tak fajnie jak myślałam. Ale boli mnie to co powiedział wcześniej- wyjaśniła. 
-Wiesz, że nie musisz tu już nigdy przychodzić- powiedziałam z uśmiechem. 
-Wiem, ale nie chcę cię zawieść. To ja tak naciskałam, a teraz...- nie dane było jej skończyć.
-Kochana to normalne, że coś ci się mogło nie spodobać. Nie winię cię za to- powiedziałam i dałam jej całusa w policzek- A z Leo musicie porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić- dodałam. Przyjaciółka mnie przytuliła.
-Ok, ale poczekam na ciebie. Tylko rusz tyłek- powiedziała już w nieco lepszym humorze. Przebrałam się szybciutko i wyszłyśmy. Pożegnałam się z Argentynką i jej partnerem. Marc chwycił mnie za rękę.
-Idziemy na jakiś obiad bo na pewno jesteś głodna- oświadczył. Nawet nie zapytał mnie o zdanie, ale nawet nie chciałam protestować. Byłam już trochę głodna.
-Ok, a o czym chciałeś porozmawiać?- zapytałam.
-Najpierw jedzenie- zarządził- Jak ci się podobało?- zapytał. 
-Było nawet fajnie. Anto zrezygnowała bo nie zbyt jej się to już podoba. A ja muszę trochę poćwiczyć, żeby wyrobić sobie zdanie- oznajmiłam zgodnie z prawdą.
-A jak ten facet się nazywa?- dopytywał.
-Ten co nas uczy? Brian- odpowiedziałam.
-Szanowny Pan Brian na ciebie leci- stwierdził, a ja zaczęłam się śmiać. Marc przytrzymał mi drzwi restauracji, a ja rozbawiona weszłam do środka. Usiedliśmy w rogu.
-Aż tak było widać?- spytałam. 
-Czyli ty też o tym wiesz?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Proszę to państwa karty- powiedziała kelnerka i już jej nie było. 
-Zaproponował mi kawę- powiedziałam i wybierałam swój dzisiejszy obiadek. Marc milczał, aż przyszła ponownie blondynka w białym fartuszku.
-Czy mogę już przyjąć zamówienie?- zapytała.
-Tak, poproszę Escalivade- powiedziałam.
-A dla Pana?- dopytała.
-Dla mnie to samo. Co chcesz do picia?- spytał.
-Poproszę wodę z miętą i cytryną- odpowiedziałam.
-W takim razie dwa razy Escalivade i dwa razy woda z cytryną i miętą- piłkarz złożył zamówienie i zaczął się bawić serwetką. Escalivada to typowo katalońskie danie. W sumie to po prostu sałatka z pieczonych warzyw. 
-Więc kiedy randka?- zapytał po chwili. Spojrzałam na niego i zrozumiałam dlaczego nagle stracił humor. 
-Powiem ci w domu- stwierdziłam. Najpierw chciałam z nim porozmawiać o czymś innym- Co chciałeś mi powiedzieć?- zadałam pytanie.
-Chciałem cię poprosić, żebyś na razie nie chodziła do tej szkoły tańca- gdy to usłyszałam, sama nie wierzyłam własnym uszom.
-Tryb Leo ci się włączył?- zapytałam złośliwie.
-Tylko na razie- powiedział błagalnie? Nie wiem. Marc nie za często o coś prosi.
-Dlaczego mam zrezygnować?- chciałam się wszystkiego dowiedzieć. Jego zachowanie nie było dla mnie logiczne. Najpierw życzył mi powodzenia, cieszył się ze mną, a teraz każe mi przestać.
-Dopóki nie wyleczę tej ręki- stwierdził.
-Ale mogę tam chodzić i się tobą zajmować. To tylko sześć albo cztery godziny w tygodniu- powiedziałam- Mogę chodzić na zajęcia rano, a potem...- nie dane było mi skończyć.
-Mała to nie o to chodzi. Wyleczę rękę i pójdę tam z tobą- wytłumaczył.
-Co?- byłam w niemałym szoku.
-Nauczę się tańczyć z tobą- powtórzył.
-Przecież ty nie lubisz tańczyć- przypomniałam mu. Dostaliśmy nasze dania i zaczęliśmy jeść.
-To polubię- szedł w zaparte. 
-A tak na serio to o co chodzi?- znam go już trochę i wiem, gdy coś kombinuje. Teraz coś kombinował i byłam tego pewna.
-Rozmawiałem z Leo i pokazał mi filmik z tym Brianem w roli głównej- zaczął.
-Ten na stronie szkoły tanecznej?- dopytałam.
-Tak. Potem widziałem jak cię dotykał.
-Pomagał mi, żebym dobrze zatańczyła.
-Ale nie z każdą uczennicą chce iść na kawę.
-To nie ma nic do rzeczy.
-Podobasz mu się.
-Ty się podobasz miliardom kobiet na całym świecie.
-Nie o mnie teraz rozmawiamy.
-Ja po prostu nie wiem o co ci chodzi. 
-O nic.
-O coś chyba jednak chodzi.
-Nie chciałbym, żeby ktoś cię tak dotykał.
-Jak?
-Tak jak on to robił.
-A jak on to robił?- chłopak milczał- No doczekam się odpowiedzi?- byłam trochę zirytowana.
-Jakby chciał cię tam przelecieć- wypalił, a ja cieszyłam się, że skończyłam już jeść. Wstałam od stołu i wyszłam. Marc pośpiesznie rzucił banknot na stół i wybiegł za mną. Chwycił mnie za rękę i zatrzymał.
-O co się obrażasz? To tak wyglądało i nie mówię, że ty coś złego zrobiłaś. Chodzi mi o niego!- nawet nie zdawał sobie chyba sprawy z tego, że zaczyna krzyczeć. 
-Ty jesteś zazdrosny!- powiedziałam nie dowierzając w to, co sama mówię.
-Co? Nie. Ja chcę cię tylko chronić- stwierdził.
-Gówno prawda. Jesteś zazdrosny i dlatego się tak zachowujesz- wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość. Ale czy to możliwe? On o mnie zazdrosny? 
-A czy ja się umawiam z jakimś idiotą na kawę?- zapytał zły.
-Nie powiedziałam, że się z nim umówiłam.
-Nie rób ze mnie idioty- był już naprawdę wściekły.
-Powiedziałam tylko, że zaprosił mnie na kawę- wyjaśniłam.
-Co za róż...- nie dane było mu skończyć.
-Nie zgodziłam się!- przekrzyczałam go.
-Co?- urwał raptownie.
-To takie dziwne?- spytałam. To nie była jakaś nadzwyczajna rzecz.
-Ale jak to? Czemu się nie zgodziłaś?- zadawał pytania jedno po drugim.
-Powiedziałam, że już mam kogoś- powiedziałam. Jego mina wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Było mu smutno. Ale nie powiem mu przecież, że to jego miałam na myśli.
-A co on na to?
-Zapytał się czy to ten chłopak za mną.
-To byłem ja- oznajmił.
-Wiem- powiedziałam ze słabym uśmiechem.
-I co mu odpowiedziałaś?- zapytał.
-A jak myślisz?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Pytanie powinno brzmieć: co chciałbym, żebyś mu powiedziała- stwierdził.
-Co chciałbyś, żebym mu powiedziała?- zapytałam z cichą nadzieją, że jednak coś do mnie czuje. 


I jest 31 :) Co wy na to? Komentujcie!




























czwartek, 5 maja 2016

Rozdział 30

"Wystarczy jedna osoba, by ożyło pustkowie
 i wystarczy jej brak, aby wielkie miasto wydało się puste."

Musiałam usnąć na kanapie, ponieważ poczułam jak ktoś przykrywa mnie kocem. Otworzyłam oczy i ujrzałam Marca. Chłopak widocznie się speszył. Nie wiedział, gdzie ma podziać wzrok.
-Chciałem cię tylko przykryć- powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy. Szybko się odwrócił i wyłączył telewizor. Następnie skierował się do kuchni. Westchnęłam cicho i na bosaka podreptałam za nim. Piłkarz chciał przenieść siatkę, którą widocznie wczoraj musiałam zapomnieć rozpakować. Szybko podbiegłam do niego i nie pozwoliłam mu jej podnieść.
-Co ty robisz?- zapytał zdziwiony- Daj mi tą siatkę i nie dźwigaj kobieto- dodał lekko poirytowany.
-Siadaj- rozkazałam zła. Jego zachowanie wpędzi mnie do grobu. Słowo daję, że z nim zwariuję.
-O co się tak złościsz i co w ogóle u mnie robisz?- spytał ciskając piorunami z oczu.
-Jak chcesz może tu siedzieć zamiast mnie Sergi. Powiedz mi tylko kto tu ma być. Zadzwonię, ta osoba przyjdzie, a ja sobie pójdę- powiedziałam. Zraniły mnie jego słowa. Niby nie powiedział nic szczególnego, ale to w jaki sposób to powiedział.
-A czy ja coś takiego powiedziałem? Okres masz czy coś? Zachowujesz się jak małe dziecko- stwierdził wściekły. Zaszkliły mi się oczy, a serce  rozleciało się na jeszcze mniejsze kawałeczki. Zanim pomyślałam, dałam mu z liścia w twarz. 
-Czy ty coś w ogóle z wczoraj pamiętasz? Najpierw pojechałeś do Adriana, który chciał cię... Zabić... Gdyby nie chłopaki... Dostałeś nożem w rękę. Pojechałeś do szpitala i to jeszcze na siłę. Lekarz dokładnie powiedział tobie i chłopakom co ci wolno, a czego nie. Przepisał ci leki, których nie wziąłeś. Potem się upiłeś. W szpitalu podali ci silne leki, ale przecież ty byś się nie napił? Zalałeś się w trupa i stwierdziłeś, że wyprowadzisz sobie motor, którym pojedziesz daleko ode mnie. Bo przecież to tylko jakiś głupi idiota zwany lekarzem powiedział, że nie możesz pić i dźwigać ciężkich rzeczy. Chciałeś pijany jechać na motorze. Potem spędziliśmy noc w szpitalu. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy. Lekarz powiedział, że się im zatrzymałeś na sali. Mogłeś umrzeć, ale co ci zależy na życiu, nie? Chciałeś, żebym przy tobie była, więc byłam. Lekarz powiedział, że ktoś musi się tobą opiekować. Nie możesz nawet podnieść butelki z wodą. Ale to przecież ja jestem małym dzieckiem- powiedziałam, a z moich oczu popłynęły łzy. Szybko je starłam i odwróciłam się w stronę szafek, aby przygotować dla Marca śniadanie. Najchętniej bym stąd wyszła, ale nie mogę. Nie zostawię go. Piłkarz gdzieś zniknął, a ja stwierdziłam, że przygotuję mu naleśniki. Złość szybko mi na niego przechodzi. Teraz było tak samo. Jednak ból pozostaje. Usmażyłam naleśniki i dodałam do nich jego ulubione owoce, które wczoraj kupiłam. Odwróciłam się z zamiarem postawienia jedzenia na stole i zawołania chłopaka. Jednak zetknęłam się z jego torsem. W ręce trzymał piękne kwiaty.
-Przepraszam- wyznał skruszony. Odstawiłam talerze na blat- Wszystko sobie przypomniałem. Masz rację. Jedyną osobą, która zachowuje się jak dziecko jestem ja. Dziękuję, że chcesz się mną zajmować. Przepraszam za dzisiaj i za wczoraj. Pojechałem do Adriana bo chciałem, abyś była bezpieczna. Potem nie pomyślałem i się upiłem. Za pocałunek też przepraszam. Nie powinienem był... Wybacz mi. Proszę nie bądź na mnie zła- jego przeprosiny były szczere. Bardzo dobrze o tym wiedziałam.
-Czuję się bezpiecznie przy tobie- wyznałam tak jak poradziła mi przyjaciółka. Widziałam ten zaskoczony wyraz twarzy chłopaka. Jednak dostrzegłam również w jego oczach pewien błysk.
-Nie mógłbym cię obronić. Kiedyś bym zawiódł- powiedział.
-Wystarczy, że będziesz, a ja będę bezpieczna- stwierdziłam. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, a ja bałam się tego co myślę. Bałam się tego, co powiedziałam. Przyjeżdżając tutaj, obiecałam sobie, że żaden mężczyzna nie stanie się dla mnie ważny, że będę zimną suka bez uczuć. Ale ja tak chyba nie potrafię. Przerażające jest to w jak krótkim czasie tyle osób stało się dla mnie najważniejszymi. Za tyle osób mogłabym oddać życie.
-Będę, jeśli mi na to pozwolisz i jeśli nie będziesz na mnie zła- przerwał tę ciszę piłkarz, dla którego zrobiłabym wszystko. I to bez wahania.
-Nie jestem na ciebie zła. Dobrze wiesz, że nie umiem się na ciebie złościć- powiedziałam. On spuścił wzrok. Nie wiedziałam dlaczego.
-Miałem nadzieję, że tym razem będzie inaczej- spojrzałam na niego zdziwiona. O co mu chodzi?- Nie jesteś zła, więc jesteś smutna. Przepraszam- dodał. Jak on mnie dobrze zna.
-Po prostu więcej tego nie rób- powiedziałam, mocno się w niego wtulając. Z moich oczu pociekły słone łzy. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że moczę jego koszulkę.
-Maleńka... Nie płacz. To co wczoraj mówiłem było prawdziwe. Ranisz mnie, gdy płaczesz-po tych słowach kciukiem starł z moich policzków łzy. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Wciąż pamiętałam o jego pocałunku, który chcąc nie chcąc wywołał u mnie emocje, o których nie miałam pojęcia. Jego usta tak idealnie pasowały do moich. Całował mnie z taką pasją. Jednak moja podświadomość podpowiadała mi, że całował tak każdą. Czy to możliwe, że bolą mnie własne myśli?
-Co do pocałunku... Zapomnijmy o tym. To był błąd- oznajmił uśmiechnięty i mnie przytulił. Wrócił do tej sprawy jakby czytał mi w myślach.
-Ok- przytaknęłam. Jego słowa odbijały się w mojej głowie jak echo. To był błąd. To był błąd. To był błąd. Ale czy nie tego właśnie chciałam? Żeby zapomniał? Tak to już jest jak się okłamuje samą siebie. Tak naprawdę ten pocałunek... Podobało mi się to. On mi się podoba. Nie jako piłkarz czy przyjaciel, ale jako mężczyzna. Coś mnie do niego ciągnie, choć do końca nie wiem co. Może to te oczy. Albo ten piękny, szczery uśmiech. A może to, że jest opiekuńczy. I męski. Naprawdę męski. Może to, że jest cierpliwy w stosunku do mnie. Chyba wszystko na raz. To jaki jest. To sprawia, że jest wyjątkowy.
-Jedz- powiedziałam i pociągnęłam piłkarza za rękę, aby usiadł na krześle. Tak tez zrobił.
-A ty?- zapytał zdziwiony, widząc tylko jeden talerz dla siebie.
-Nie jestem glodna- skłamałam. Nie zrobiłam nic dla siebie bo byłam na niego cholernie zła. Nie miałam zamiaru nic od niego brać. Wiem, że tak głupie, ale taka już jestem. Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Znam cię mała- powiedział i pociągnął mnie tak, że siedziałam teraz na jego kolanach. Marc zaczął mnie karmić, a ja jego. Jak zawsze dużo się śmialiśmy. Przy nim zapominam o wszystkim. Dosłownie. Nagle do kuchni wparował uśmiechnięty od ucha do ucha Sergi wraz z Coral.
-Cześć gołąbeczki. Czy ja o czymś nie wiem?- przywitał się z nami nasz śmieszek.
-Hej kochani. Jak się czujesz Marc?- zapytała Cora. Przynajmniej ona zachowuje się jak każdy normalny człowiek.
-Dobrze, dziękuję- odpowiedział. Chciałam wstać z kolan Marca, ale poczułam ucisk w talii.
-Proszę siedź i już się nie wierć- wyszeptał mi do ucha Marc. Patrzyłam na niego jak na idiotę. Trochę się wierciłam, gdy przyszli nasi zakochani, ale czemu nadal mam tu siedzieć. To będzie, już wygląda dwuznacznie. On tylko przewrócił oczami i znacząco spojrzał na swoje spodnie. O Boże! Nie! Jestem idiotką! Skończoną kretynką. Na jego spodniach widoczne było wybrzuszenie i to na kroczu. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Postanowiłam jednak udawać szczęśliwą i nie dać po sobie nic poznać. W kuchni zniknęli nasi goście, a raczej goście Marca.
-Przepraszam- wyszeptałam odwracając się do niego i przytulając.
-Ślicznie się rumienisz skarbie- wypowiedział te słowa cichutko wprost to mojego ucha.
-Ohhh... Jesteś beznadziejny- westchnęłam zawstydzona, a piłkarz zaczął się śmiać. Zachowywał się jakby nic się nie stało. Bo może nic się nie stało? Nie, tylko podnieciłaś swojego przyjaciela. Zabijcie ten głupi głos w mojej głowie. Jeszcze z nikim nie spałam, a tu takie rzeczy. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Niech ten dzień się już skończy.
-Ogólnie to ja nie wnikam. Nie, skądże znowu- zaczął swój wywód Sergi, który zaszczycił nas swoją obecnością wraz ze swoją dziewczyną.
-Bo wiecie Sergi nie wtrąca się do czyjegoś życia- przekomarzać zaczęła się z nim Coral, a my cicho zachichotaliśmy. Dalej czułam się nieswojo, ale nie mogłam nic zrobić.
-Oj cicho kochanie. Wracając. Ja naprawdę nie wnikam, ale wczoraj Vic bardzo, ale to bardzo- widocznie kładł nacisk na słowo "bardzo", choć nie wiem dlaczego- Bardzo, bardzo przejęła się zdrowiem takiego cudownego kretyna jakim jesteś ty kochany braciszku- w tym momencie posłał Marcowi buziaka w powietrzu- Dzisiaj o tak wczesnej... A nie sorki... Dzisiaj o trzynastej przychodzę do ciebie. Sprawdzić jak czuje się moja głupsza i brzydsza kopia, a tu Vic. I nie żeby coś bo nie, ale wiecie. Czemu ty jesteś nieumalowana, nieuczesana i we wczorajszych ubraniach? Bo może ja się mylę, choć w to wątpię, ale kobiety robią takie rzeczy rano- wreszcie zakończył swoją wypowiedź. Nie mam pojęcia czemu, ale wciąż mnie śmieszą jego wywody. Otwierałam już buzię, aby mu odpowiedzieć, ale uprzedził mnie Marc.
-Ty też się martwiłeś, a poza tym Vicki się mną opiekuje na zlecenie tego doktorka- odpowiedział bratu.
-A te kwiaty?- zapytał ucieszony jakby właśnie przyłapał nas na czymś, co faktycznie miało znaczenie dla całego wszechświata. Zadziwiający jest fakt, że nadal kocham tego wariata, mimo iż czasem potrafi doprowadzić ludzi do szału. To samo odczuwa Marc i Coral.
-Na przeprosiny- wybąkał piłkarz.
-A za co przepraszałeś?- dopytywał.
-Sergi!- skarciła go modelka jak małe dziecko.
-Za swoją głupotę- powiedział, a wtedy patrzył cały czas na mnie. Posłałam mu ciepły uśmiech, ponieważ nie chciałam, aby miał sobie za złe swoje zachowanie.
-Dobra zakochańce my będziemy lecieć bo mnie ktoś zaraz tu zabije- po tych słowach znacząco popatrzył na swoją ukochaną. Pożegnali się z nami szybciutko i już ich nie było. Po tym zajściu trochę bałam się zostać z Marciem sam na sam. Strasznie się wstydzę tego co zrobiłam, ale nawet nie pomyślałam, że coś takiego może się stać. Naprawdę jestem idiotką. Stwierdziłam, że wykorzystam ten czas i pójdę do domu się przebrać i umyć. Wstałam z jego kolan, a raczej próbowałam. Chłopak kolejny raz tego dnia jednym zwinnym ruchem ręki pociągnął mnie w dół.
-Co ci się tak ode mnie dzisiaj śpieszy?- zapytał rozbawiony. Jego ostatnio wszystko bawi.
-Muszę dać ci leki, zmienić opatrunek i iść do domu się ubrać i wykąpać bo muszę wyglądać okropnie- wytłumaczyłam i westchnęłam niechętnie.
-Jak dla mnie wyglądasz ślicznie bez makijażu, w rozczochranych włosach i brudnych ubraniach- powiedział i się do mnie uśmiechnął.
-I z brudnymi zębami- dopowiedziałam i zaczęliśmy się śmiać.
-Nawet bez zębów- chichotał dalej, a ja z nim.
-Ale leki ci muszę dać- powiedziałam, ale znowu nie mogłam się podnieść. Spojrzałam na niego pytająco- Przecież Sergi i Coral już poszli- zauważyłam.
-To nie zmienia faktu, że możesz tu jeszcze przez kilka minutek posiedzieć- stwierdził i przytulił mnie od tyłu. Jego ręce ciasno oplatały moją talię. Broda spoczywała na moim ramieniu. Czułam jego oddech na szyi. Było to nawet przyjemne, ale zarazem krępujące. Przez moje ciało przebiegały dreszcze. Trwaliśmy w takiej pozycji przez dłuższą chwilę. W końcu odwróciłam się do niego.
-Dam ci te leki, poczekaj- powiedziałam i wreszcie mnie puścił. Jednak podreptał za mną do kuchni. Otworzyłam szafkę z lekami i wyjęłam z niej te, które powinien dzisiaj wziąć. Podałam mu je wraz ze szklanką wody.
-Nie musisz się tak mną zajmować. Wystarczy, że pokażesz mi gdzie są leki- oznajmił.
-Nie muszę, ale chcę. Poza tym i tak byś o nich zapomniał- odpowiedziałam, a on się uśmiechnął pod nosem. Tym razem poszłam do łazienki, gdzie znajdowało się wszystko, co jest potrzebne do zmiany opatrunku. Następnie pociągnęłam za rękę za sobą Marca, tak aby usiadł na kanapie w salonie. Zmieniając opatrunek, widziałam w jego oczach ten ból. Czasami cicho syknął, ale starał się tego nie okazywać. Cały Marc. Zaczęłam cicho śmiać się pod nosem. Zakładałam mu właśnie temblaka.
-Co cię tak śmieszy?- zapytał zdezorientowany.
-Nic, nic- odpowiedziałam nadal chichocząc. Rozbawił mnie swoim zachowaniem. Nie chce się nawet przyznać, że go to bolało. Każdy odczuwałby ból. Nikt z nas nie jest robotem. Jednak Marc ślepo wierzy, że jeśli to przyzna to ujmie to jego męskości. Poznałam go już na tyle, że wiem, co mówię.
-No powiedz- poprosił.
-Bo udajesz, że cię to nie boli- odpowiedziałam.
-Nie udaję- zaprzeczył szybko, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Nie okłamuj mnie kotku- powiedziałam zanim zdążyłam pomyśleć. Teraz to piłkarz zaczął się śmiać jak głupi do sera.
-Jestem twoim kotkiem- zaczął się nabijać i zabawnie poruszać brwiami.
-Nie jesteś- tym razem to ja zaprzeczyłam.
-Nie okłamuj mnie myszko- powtórzył prawie to samo.
-Jak ja cię nie lubię- stwierdziłam, a on przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
-No teraz to okłamujesz samą siebie- powiedział rozbawiony. Śmialiśmy się jakby właśnie opowiedziano nam najlepszy kawał na świecie. A my? My po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem.
-Dobra, idę do siebie bo muszę coś ze sobą w końcu zrobić- stwierdziłam.
-To idę z tobą, a potem pójdziemy na spacerek- oznajmił.
-Mnie pasuje- powiedziałam z uśmiechem. Udaliśmy się do mojego domu. Poszłam na górę do sypialni, a za mną Marc. Wybrałam ubrania, które miałam zamiar zaraz założyć.
-Ale pamiętaj o mnie i nie siedź w łazience za długo- powiedział wesoło piłkarz, gdy miałam wejść do łazienki. Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam rozbawiona.
-Zastanowię się- rzuciłam i w końcu weszłam do pomieszczenia. Po szybkim prysznicu wysuszyłam włosy, które potem rozczesałam. Postanowiłam, że zostawię je rozpuszczone. Przyjrzałam się sobie dokładnie. Kiedyś nie lubiłam swoich czarnych włosów, ale teraz cieszę się, że nigdy ich nie przefarbowałam. Podobają mi się. Kiedyś wszystko było inne. Zaczęłam powoli siebie akceptować, chociaż nadal twierdzę, że mam wiele miejsc, które trzeba zmienić. Nie chodzi mi o to, że od razu położę się na stole i podpiszę zgodę na operację plastyczną, ale... Mam po prostu kompleksy, ale kto ich nie ma. Umyłam zęby i pomalowałam sobie rzęsy. Następnie ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania. Wyszłam z łazienki gotowa do wyjścia. Na moim łóżku zastałam piłkarza z laptopem na kolanach, który był odwrócony do mnie tyłem.
-Uważaj bo nie będziesz miał dzieci- wyszeptałam mu to prosto do ucha, a on aż podskoczył ze strachu. Zaczęłam się głośno śmiać, a on na początku udawał obrażonego. Jednak nie minęła nawet minuta, a już chichotał razem ze mną. Mieliśmy już wychodzić, kiedy Marc stwierdził, że nie mogę tak bez przerwy chodzić bez żadnego nakrycia głowy.
-Chodźmy już- jęczałam, nie chcąc nic założyć na głowę.
-No to załóż jakąś czapkę, kapelusz cokolwiek i możemy iść- stwierdził obojętnie. 
-Ale ja nie chcę- powiedziałam i chciałam już wyjść z domu. Miałam nadzieję, że takie zachowanie mnie uratuje. Chłopak przyciągnął mnie jedną ręką, łapiąc za talię. W jednej chwili znalazłam się obok niego. 
-Dla mnie malutka- poprosił i zrobił tą swoją minę. Przewróciłam tylko oczami i poszłam na górę. Po chwili wróciłam z kapeluszem na głowie. Dziwnie się czułam, ponieważ niczego takiego nie noszę. Mam chyba dwa kapelusze, które leżą w szafie i się tylko kurzą.
-Zadowolony?- zapytałam.
-Cholernie- wyszeptał do mojego ucha. Wyjął telefon i zrobił nam zdjęcie. Wyszliśmy z domu i udaliśmy się na miasto. Kupiliśmy sobie lody, które zjedliśmy ze smakiem. Marc nie miał jednak najlepszego humoru. Wydawało mu się, że wszyscy patrzą na jego rękę. W tym przekonaniu utwierdzili go tylko fani, którzy chcieli być mili i zapytali co mu się stało. Oczywiście odpowiedział, ale widziałam jego wyraz twarzy. Gdyby wzrok mógłby zabijać to kilkoro ludzi leżałoby już martwych. Chciałam chwycić go za rękę. Robię tak zawsze, gdy piłkarz się denerwuje, ale nie miałam na tyle odwagi. Wszędzie roiło się od fanów. Nasze zdjęcia będą pewnie jutro w większości gazet i na stronach internetowych. Leo tłumaczył mi, że powinnam się do takich sytuacji przyzwyczaić bo w końcu przyjaźnię się ze światowej klasy piłkarzami i ich partnerkami, ale to chyba nie dla mnie. Ciężko będzie mi to zaakceptować. O ile to w ogóle możliwe. 
-Marc- cicho wypowiedziałam jego imię, kiedy wracaliśmy już do domu. Chłopak przymknął oczy i głośno przełknął ślinę. Robił tak zawsze, gdy próbował się uspokoić.
-Tak?
-Nie bądź już zły- powiedziałam jak małe dziecko. Nie chciałam, aby się złościł. Zabrzmiało to dziecinnie, ale co ja na to poradzę. 
-Nie...- chciał zaprzeczyć, ale wziął oddech i zaczął mówić dalej- Po prostu każdy gapi się na moją rękę. Nie mogę cię wziąć na ręce, zagrać w siatkę, zabrać cię w jakieś fajne miejsce tylko łazimy...- nie dane było mu skończyć. To co usłyszałam było tak kochane. Może nawet sobie nie zdawał z tego sprawy, ale dla mnie takie słowa były niesamowite. Wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia.
-A to za co?- zapytał zdziwiony moim zachowaniem.
-Za te słowa- odpowiedziałam, a on mnie jeszcze bardziej przytulił.
-Muszę chyba częściej tak narzekać i się denerwować skoro takie są tego skutki-  stwierdził i pocałował mnie w policzek. Potem wróciliśmy do domu. Marc był już w dobrym humorze. Chociaż czuję, że jeszcze nie raz ta ręka popsuje mu nastrój. Mimo to postaram się zrobić wszystko, aby tak się nie stało. Wieczorem Marc gdzieś wyszedł i powiedział, że za chwilę wróci. Zrobiłam w tym czasie obiad, a chłopak wrócił jak obiecał, ale z moimi rzeczami.
-Przyniosłem ci szczoteczkę do zębów, szczotkę do włosów, ubrania i ładowarkę do telefonu- oznajmił. Spojrzałam na niego pytająco.
-Mieszkam jakąś minutę drogi od ciebie ciołku- powiedziałam rozbawiona jego zachowaniem.
-Wiem, ale nie powinnaś opuszczać chorego nawet na pół minuty. Co jeśli dostałbym wtedy z tęsknoty za tobą arytmii serca?- zapytał niczym Sherlock Holmes. 
-Idę czegoś poszukać- stwierdziłam i chciałam wyjść z kuchni, ale powstrzymał mnie obrońca Barcelony.
-Czego?- spytał.
-Twojego mózgu bo chyba ci wypadł po drodze- odpowiedziałam. 
-Strzelam focha- oznajmił i odwrócił się do mnie plecami. 
-Lepiej nie bo kolacji nie dostaniesz- zażartowałam.
-No i dobrze. Nie będę jadł- stwierdził pewny siebie.
-Zrobiłam Paelle, ale jak chcesz- rzuciłam niby obojętnie. 
-Myślę, że mogę ci wybaczyć wcześniejszą zniewagę- po tych słowach zaczęliśmy się głośno śmiać. O tak... Marc bardzo lubi to hiszpańskie danie. Zjedliśmy wspólnie kolację, a potem poszłam się przebrać. Przynajmniej taki miałam zamiar. Po chwili wyszłam jednak z łazienki i skierowałam się do sypialni Marca.
-Ja się pytam czemu to grzebałeś mi w bieliźnie?- zapytałam trochę zła. Co jak co, ale takie zachowanie mnie trochę skrępowało, ale i zawstydziło. 
-Mała luzuj. Chciałem ci wszystko przynieść, więc musiałem wziąć też bieliznę- wyjaśniał.
-Szkoda, że piżamę zapomniałeś mi przynieść, a nie bieliznę- powiedziałam z ironią.
-Nie zapomniałem myszko- powiedział i przyciągnął mnie do siebie. Byliśmy zdecydowanie zbyt blisko siebie. Chociaż nie mogę powiedzieć, że mi się to nie podobało. Gdzieś w głębi duszy nawet mnie to cieszyło. Spojrzałam na niego pytająco- Po prostu chciałem dać ci swoją koszulkę- stwierdził i podał mi swoją koszulkę. 
-Masz wybaczone bo Barcelona- stwierdziłam, pocałowałam go w policzek i wróciłam do łazienki. Potem chciałam zejść na dół, ale stanął przede mną właściciel domu.
-Co ty robisz?- spytałam rozbawiona, ponieważ nie chciał mnie przepuścić. Ja w prawo, on w prawo. Ja w lewo, on w lewo. On bez słowa wziął mnie na ręce, a raczej an jedną rękę i zaniósł do swojej sypialni. Położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Sam poszedł zgasić światło, a potem wślizgnął się pod kołdrę. 
-Dobranoc kochanie- po tych słowach pocałował mnie w głowę i mocno przytulił. 
-Dobranoc... Kotku- powiedziałam. Mogłam dać sobie uciąć rękę, że właśnie się uśmiecha. Szczerzy się jak głupi do sera, ale to własnie jego uśmiech jest czymś za co wiele bym oddała. Usnęłam z głową pełną myśli. W sumie to wspomnień. Bo dzisiaj to już historia. Dzisiaj było i minęło. Jednak w głowie pewne sytuacje zostaną na zawsze. Był to bowiem dzień pełen wrażeń.

No i mamy 30 :) Nawet długi ten rozdział. Teraz tylko pytanie: Jak wam się podoba? Liczę na długie komentarze kochani ♥