środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 7

"Jebać co o mnie myślą,z nam swoją wartość. 
Przecież za dom zawsze mogłem mieć pieprzony karton".

Obudziły mnie jakieś dziwne dźwięki. Na początku to zignorowałam, ale gdy poczułam, że coś po mnie chodzi stwierdziłam, że zobaczę co się dzieje. Uwierzcie, że wolałam nie wiedzieć. Wszędzie było pełno żab. Natychmiast poderwałam się z łóżka i zaczęłam piszczeć. Nie lubię takich zwierząt. Chwyciłam mój telefon i stanęłam na komodzie, na której jeszcze nie było żadnej z ropuch. Wybrałam numer do Messiego i czekałam, aż odbierze.
-Hejka Vicki co tam?- zagadał wesoło Lio. Jak ja mu zazdrościłam tej radości w głosie.
-Błagam przyjedź do mnie szybko- powiedziałam jakbym miała zaraz umrzeć i się rozłączyłam. W sumie kto wie co przyjdzie do głowy tym zielonym stworzeniom. One są okropne. Pomyśleć, że one po mnie chodziły. Ten ich obrzydliwy śluz i te oczy. Są po prostu obleśne. Po dziesięciu minutach przyjechał Leo z Antonellą. Gdy weszli do naszego pokoju reakcja dziewczyny była taka sama jak moja sprzed kilku chwil. Wskoczyła jak zwinna kocica na komodę i się do mnie przytuliła.
-Zabierz to stąd!- wykrzyczała Anto, a piłkarz pokładał się ze śmiechu. Jednak uspokoił się trochę i przyniósł worek, w który zbierał żaby. 
-Ale wiecie, że to tylko małe zielone stworzonka, które nic wam nie zrobią?- zapytał, aby upewnić się, że jesteśmy tego w pełni świadome. Owszem, byłyśmy, ale to nie zmienia faktu, że żadna z nas nie chciała tego dotknąć. Gdy chłopak złapał ostatnią z bestii wystawił rękę z nią w naszym kierunku- Patrzcie jaka fajna- ledwo dokończył swoją wypowiedź, a my już przeraźliwie piszczałyśmy. Leo zaśmiał się głośno i schował żabę. Kiedy upewniłyśmy się, że każda z nich spokojnie siedzi w worku, zeszłyśmy na podłogę. 
-To chyba dla ciebie- powiedział wesoło i podał mi kartkę, którą przed chwilą przeczytał. Co mógł oznaczać jego śmiech? Karteczka była zielona i miała wydrukowaną żabkę. Mimo to zwierzątko, które wcale nie skakało wyglądało dużo lepiej. Spojrzałam na litery, które układały się w słowa, a te z kolei w zdania. Chciał wojny to będzie ją miał.

"Hej, kochanie :) Wczoraj powiedziałaś, że wolałabyś pocałować żabę zamiast mnie, więc wybierz sobie którąś. Mam nadzieję, że niespodzianka się podoba... Kochanie :*"

Miałam ochotę go zabić. Dałam liścik Anto, aby także mogła to przeczytać. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i pokiwałyśmy głowami.
-Zemsta!- krzyknęłyśmy jednocześnie. Muszę wymyślić jakiś plan, aby zrobić mu na złość. To musi być naprawdę dobre.
-Wow, jaki synchron- powiedział Lionel i po chwili zagwizdał. Podziękowałam im, a raczej piłkarzowi za pomoc. Argentynka zaoferowała się, że zrobi nam śniadanie bo oni jeszcze nic nie jedli, a Thiago jest już w przedszkolu. Zgodziłam się na to, ponieważ miałyśmy wymyślić naszą zemstę. Anto kazała wystawić żaby przed drzwiami Bartry, ponieważ ona nie chciała ich dotykać nawet przez worek. Ten potulnie się zgodził i ze śmiechem spełnił prośbę swojej ukochanej. Ja w tym czasie wzięłam krótką kąpiel. Nie moczyłam włosów, więc wystarczyło zdjąć gumkę i je rozczesać. Zostawiłam je rozpuszczone i ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania. Umyłam również zęby i pomalowałam rzęsy tuszem. Zeszłam do kuchni, a tam właśnie moja przyjaciółka wykładała śniadanie na talerze. Dzisiaj jedliśmy omleta ze świeżymi pomidorami i bazylią. Do tego piliśmy latte macchiato. Niestety nic nie przychodziło nam do głowy, aby zemścić się na tej nędznej kreaturze człowieka. Wiedziałam jedno. Lio włączył sobie laptopa, ponieważ trochę mu się nudziło, ale nie chciał nas zostawić samych. Stwierdził, że razem wpadniemy na bardzo głupi pomysł, który skończy się katastrofą. To się nazywa wiara w drugiego człowieka według pana Messiego. Wymyślałyśmy, co możemy zrobić, aby się odegrać, gdy Leoś zawołał nas do salonu, w którym siedział. Kazał nam usiąść obok siebie i pokazał nam jakiś artykuł. Były tam zdjęcia z Instagrama, które dodawaliśmy, jak śmiejemy się z Marciem na plaży, gdy leżeliśmy na kocu, potem jak mnie niesie, jak skacze ze mną z klifu, jak trzymam go za szyję w wodzie, jak wchodzimy razem do klubu, jak wsiadamy do jednej taksówki, jak podwozi mnie na motorze... Właśnie przestałam być anonimowa. Nie zbyt się z tego cieszyłam. Co ja mówię? W ogóle się z tego nie cieszyłam. Wolałam być zwykłą Polką, która przyjechała spełniać marzenia. Dobrze, że siedziałam bo po przeczytaniu artykułu na pewno bym leżała na podłodze.

"Marc Bartra (24 l.) zaczął spotykać się z Victorią Malicką (18 l.). Dziewczyna jest z Polski i przyjechała do Barcelony na wakacje. Para nie rozstaje się ani na chwilę. Czy ten związek ma szansę przeżyć? Piłkarz jest starszy o 6 lat i na pewno ma inne poglądy, niż młodziutka nastolatka. Czy zawróciła mu w głowie tylko po to, aby wspiąć się na sam szczyt kariery? Czy przedłuży swoje wakacje dla rozwoju swojej kariery? Mamy jednak nadzieję, że Marc skupi się na klubie. Ostatnio można zauważyć go rozkojarzonego. Teraz już wiemy z jakiego powodu!"

Myślałam, że wybuchnę. Zrobili ze mnie zwykłą puszczalską dziewczynę, której zależy tylko na pieniądzach. Znowu sama siebie pytałam czy przyjazd tutaj był dobrą decyzją? Kiedy już wszystko jest dobrze nagle coś się psuje. Jeden dzień jest wspaniały, a drugiego chcę wyjeżdżać. Nie wiem ile dam radę tak pociągnąć. 
-Mała nie przejmuj się, przecież każdy dobrze wie, że nie zależy ci na naszych pieniądzach- powiedział Leo. Co jeśli inni myślą inaczej? Dla mnie liczy się tylko to jakimi oni są ludźmi, a nie to ile zarabiają. Dobrze jest kogoś oceniać, gdy się go w ogóle nie zna.
-Dziękuję, że ty tak myślisz, ale inni mogą uważać inaczej- stwierdziłam. Humor mi się trochę popsuł. Anto mnie przytuliła i pocałowała mnie w głowę jak starsza siostra.
-Wszyscy uważają tak jak my. Każdy dobrze wie, że kochasz nas za to jacy jesteśmy głupi, a nie za ich majątek- oznajmiła i wszyscy się roześmialiśmy. Tak, ma rację. Kocham ich za ich głupotę. Nigdzie indziej przecież nie znajdę takich głupków. Leo zrobił nam we trójkę zdjęcie. Siedzieliśmy wszyscy na kanapie w salonie. On obejmował swoją ukochaną od tyłu, a ona mnie. Później wstawił je na portale społecznościowe i pokazał mi co napisał.

"Jeśli kogoś nie znacie to nie oceniajcie. Media lubią nami manipulować. Czy ja już nie byłem narkomanem, seksoholikiem i alkoholikiem? To były tylko wymysły ludzi trzecich. Myślę, że rozumiecie co chcę wam powiedzieć... Z moją ukochaną i naszą najlepszą przyjaciółką <3". 

Gdy to przeczytałam byłam bardzo wzruszona. Przytuliłam się do niego i podziękowałam. W końcu tuliliśmy się wszyscy. To było takie kochane. Do mojego domu nagle jak tornado wpadł Sergi. Spojrzeliśmy zdziwieni na niego, a on podbiegł do nas i klęknął przed nami. Teraz to już w ogóle nie wiedzieliśmy o co chodzi lokowatemu.
-Kochanie moje najdroższe, najpiękniejsza siostro- taaa... Bo jedyna, pomyślałam- Jesteś najwspanialsza, najsłodsza, najfajniejsza, najulubieńsza- ooo... Sergi właśnie wymyśla swoje słowa. Ewidentnie ma do mnie jakiś interes- Kocham cię jak nikogo innego, pomogę ci w zemście na Marcu i...- stwierdziłam, że muszę mu przerwać. Widać było, że mu się śpieszyło, ale jak on się rozgada to jego monolog będzie trwał do końca dnia. Ciekawiło mnie co takiego wymyślił.
-Co chcesz?- zapytałam przewracając oczami, a dwójka zakochanych się roześmiała.
-Ugotuj mi pyszny obiad- wypalił. Mina Leo, Anto i moja była bezcenna. Czy ja jestem w ukrytej kamerze? Zaraz ktoś wyskoczy zza kanapy i powie "Mamy cię!". 
-Chyba śnisz ćwoku- odpowiedziałam. Wiem, że on nie ma jakiś zdolności kulinarnych, ale coś prostego sam sobie będzie umiał przyrządzić. Sergi nie ma za grosz talentu do gotowania, ale tylko dlatego, że zawsze jest rozkojarzony, chce robić tysiące rzeczy na raz i buzia mu się nie zamyka.
-Błagam cię, zrobię wszystko... Zaprosiłem Coral na obiad do mnie, a przecież ja mam dwie lewe ręce jak flądra i nic nie potrafię zrobić w kuchni. Jedyne co umiem to przypalić wodę na herbatę- mówił, mówił i mówił. Jego monologi są kosmiczne. Zaczęliśmy się śmiać z jego tekstów, które nie świadomie wypowiadał. 
-Coral to dziewczyna z plaży?- zapytałam, aby się upewnić. Wszyscy byliśmy tego ciekawi.Widziałam to po wyrazie twarzy państwa Messich. Czasami sobie ich tak nazywam.
-Tak, tak... Wiesz jaka ona jest wspaniała. Spotkałem się już z nią na mieście, cały czas piszemy sms-y i gadamy na facebooku, zaprosiłem ją do siebie i nie wiem skąd mi przyszedł tak beznadziejny pomysł stwierdziłem, że ugotuję jej obiad. Czaisz to? Ja i obiad to jak Real i Barca. To znaczy obiad zawsze mnie pokonuje tak jak my Real. Nie chciałbym tak wielkiej wtopy przy niej, oczywiście powiem jej kiedyś, że ten pyszny obiadek to twoje dzieło, ale wtedy już będzie moją żoną i będziemy mieli dwójkę dzieci... Ewentualnie może być ze mną w ciąży i być moją narzeczoną, ale...- paplał jak najęty. Ledwo nadążaliśmy nad tym wszystkim co mówił. Znowu wpadł w słowotok. Nie wiedziałam, że można tak szybko mówić. Miałam tylko nadzieję, że mu przejdzie i zacznie się zachowywać normalnie. Zawsze tak dużo mówił, gdy się denerwował. Oczywiście jest gadułą, ale gdy się stresuje potrafi przekroczyć wszelkie granice. 
-Ona jest wegetarianką?- spytałam, aby nasza panda naprawdę się nie skompromitowała. 
-Nie, jest mięsożerna- to co powiedział wywołało długotrwały śmiech w moim salonie. To jest kobieta czy zwierzę? Powinnam nosić ze sobą notes i zapisywać w nim wszystkie śmieszne teksty pomocnika. Uzbierałoby się tego bardzo dużo i to w krótkim czasie. 
-To ugotuję coś- zadeklarowałam się. Widziałam jak się cieszył. Na jego głupiej mordce zagościł duży uśmiech. Rzucił się na mnie, susząc swoje idealnie białe zęby. Pomińmy fakt, że mnie przewrócił. Poszłyśmy z Anto do jego domu, aby zrobić dla nich coś pysznego. Leo zaś pojechał do chłopaków. Okazało się, że Roberto ma kompletny burdel w domu. Postanowiłyśmy, że najpierw ugotujemy, a potem posprzątamy. Ja robiłam obiadek, a Antonella deser. Sergi wcześniej zrobił zakupy. Nawet ich nie rozpakował. Czy on wykupił cały supermarket? Kiedy wszystko powkładałyśmy do szafek i lodówki, zabrałyśmy się za gotowanie. Zrobiłam kurczaka w sezamie z pastą z bakłażana. Do tego świeżo wyciskany sok pomarańczowy, który wstawiłam do lodówki. Roccuzzo zrobiła coś na zimno. Był to jogurt przekładany musem z jagód. Wyglądał wręcz obłędnie. Stwierdziłyśmy, że zrobimy na przystawkę truskawki z bitą śmietaną i czekoladą. Byłyśmy zadowolone ze swojej pracy. Potem zaczęłyśmy sprzątać. Włączyłyśmy na głos muzykę i robiłyśmy za sprzątaczki. Wszystko bardzo dobrze nam poszło. Skończyłyśmy w dość szybkim czasie. Wzięłam klucze, które przekazał mi Sergi i zamknęłam jego dom. Minęłyśmy z Anto dziewczynę w ciąży i wtedy do głowy przyszedł mi szatański pomysł. Opowiedziałam o nim przyjaciółce.
-Nonono młoda, jestem z ciebie dumna- stwierdziła i przybiła ze mną piątkę. Śmiałyśmy się jak głupie. Zadzwoniłyśmy po koleżankę Antonelli i po chłopaków i ich partnerki. Wszyscy przyznali, że plan jest genialny. 
-Ja z tobą nie będę zadzierał- powiedział ze śmiechem Dani, a reszta go poparła. Brakowało tylko dwóch piłkarzy. Był to oczywiście Marc i Sergi, który był już na swojej randce. Trzymam za niego kciuki. Po wtajemniczeniu Marceli bo tak miała na imię koleżanka Argentynki, przystąpiliśmy do działania. Schowałam się wszyscy w ogrodzie Marca. Na początku miał wszystko nagrać Neymar, ale on się już śmiał przed wykonaniem planu, więc kamerę przekazaliśmy Claudio. Wszyscy mieliśmy niezły ubaw jeszcze przed całą akcją. Uspokoiliśmy się, a Marcela zadzwoniła do drzwi Marca. Dodajmy, że dziewczyna była w siódmym miesiącu ciąży, a brzuszek był bardzo duży. Otworzył jej Bartra, który był bardzo zdziwiony wizytą jakiejś ciężarnej dziewczyny w swoim domu.
-Cześć Marc... Wiem, że to była tylko jedna noc, ale... Zrobiłam testy i dziecko jest twoje- wypowiedziała te słowa z nutą smutku i strachu. Grała po mistrzowsku. Chyba zostanę reżyserem filmowym. Moje pomysły są wręcz znakomite. Będę je sprzedawała i zarabiała na nich grube miliony. To jest mój pomysł na biznes. Mówiłam już, że jestem bardzo utalentowana? Jego mina była bezcenna. Jak dobrze, że wszystko się nagrywa. Myślałam, że mu oczy wyjdą z orbit.
-Dziecko?- zapytał jakby był niepełnosprawny umysłowo. 
-To siódmy miesiąc- dodała dziewczyna i pogłaskała się po brzuchu. 
-Ale ja z tobą?- dopytywał, a my wszyscy powstrzymywaliśmy się, aby nie wybuchnąć śmiechem. 
-Nie pamiętasz mnie?- spytała i się rozpłakała. Widać było, że nie wie co robić. Chciał coś powiedzieć, ale zaczął się jąkać, tłumaczyć i znowu jąkać. Nagle złapał się ściany i dotknął swojej pustej czaszki. Chyba mu się z wrażenia zakręciło w głowie. Gdy się otrząsnął znowu zaczął się jąkać. W końcu postanowiłam się nad nim zlitować i dałam znak całej reszcie. 
-Mamy Cię!- wykrzyczeliśmy wszyscy. On popatrzył na Marcelę, która tylko się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami. On odetchnął z ulgą i popatrzył na nas jeszcze zdezorientowanym wzrokiem. 
-Zabiję Cię!- krzyknął i rzucił się w pogoń za mną. Biegłam ile miałam sił w nogach. Miałam cichą nadzieję, że jednak mnie nie złapie. Chowałam się za Gerim, Cludio i ter Stegenem, ale to nie pomogło. Wbiegłam do ogrodu i myślałam, że go zgubiłam. Jakże byłam głupia, że w ogóle ośmieliłam się tak pomyśleć. On wyskoczył zza drzewa i jedną ręką chwycił mnie w pasie. Zaczął kręcić się w kółko razem ze mną. Nie powiem, żeby to było coś fajnego. Znaleźliśmy się przed jego dużym basenem. 
-Mam telefon w kieszeni!- krzyknęłam, aby się uratować. On wyjął mi wystający przedmiot i rzucił go na leżak. Przeżyłam zawał, gdy mój Iphone szybował w powietrzu. Na szczęście wylądował na miękkim podłożu. Też tak macie, że bardziej dbacie o swój telefonik, niż o siebie? Marc próbował wrzucić mnie do wody. Wreszcie udało mu się odczepić mnie od swojej szyi. Leciałam już do basenu, gdy złapałam go za rękę. On również wpadł do cieczy. Kiedy tylko się wynurzyłam, zaczęłam się z niego śmiać. 
-Zemszczę się - zagroził mi i w tym samym czasie co ja przeczesał swoje włosy, które podobnie jak moje opadły mu na oczy. 
-Żaby wystarczą- stwierdziłam, a on wybuchnął śmiechem.
-Jak ci się podobali nowi przyjaciele?- zapytał z miną psychopaty. Może on jest takim groźnym psychopatą. Kto go tam wie.
-Leo bardzo się podobały- odpowiedziałam i się roześmiałam. Rozmawialiśmy trochę i robiliśmy sobie zdjęcia. W końcu wyszliśmy z basenu i wszyscy rozeszli się do swoich domów. Przebrałam się w piżamkę i zrobiłam sobie na kolację tortillę. Oglądałam jakąś komedię i czekałam na Sergiego. Miał przyjść i zdać mi relację z randki. Wpadł do mojego domu po 22 szczęśliwy jak nigdy. Rzucił się na kanapę z maślanymi oczami i zaczął mi wszystko opowiadać. Głównie wychwalał dziewczynę, a ja co chwilę się z niego śmiałam. Nasza gaduła się zakochała. Jak się okazało wszystko im smakowało, ale piłkarz przyznał jej się, że nie zrobił tego sam. Ona jednak nie obraziła się tylko stwierdziła, że to słodkie, iż tak się dla niej starał. W sumie to miała rację. Po dwóch godzinach opowieści Roberto poszedł do siebie. Zamknęłam za nim drzwi i poszłam do swojej sypialni. Położyłam się do łóżka i wzięłam telefon. Widniała tam jedna nieodebrana wiadomość.

Od: Nieznane
"Dobranoc kochanie <3"

Dobrze wiedziałam, kto wysłał tego sms-a. Ciekawe tylko skąd ma mój numer. Zapisałam sobie go jako "Staruch". Tak mnie wzięło po dzisiejszym artykule. Ustawiłam jeszcze jakieś jego zdjęcia do kontaktu.

"Dobranoc mój chłopaku"

Odpisałam i czekałam na odpowiedź. Byłam niemalże pewna, że wyśle mi jeszcze sms-a. Nie myliłam się. Po niecałej minucie przyszła nowa wiadomość.

"Czytałaś?"

Nie. Nazywam cię tak bo mi się to podoba. Czujecie ten sarkazm? Miałam być miła dla chorych umysłowo. Jakoś przy nim o tym zapominam. 

"Z Leo i Anto"

Napisałam. Jak widać potrafię się dobrze zachowywać. Korciło mnie, żeby wysłać mu to, co pomyślałam, ale jednak zrezygnowałam z tej opcji. 

"To jak zareagowałaś na to moja dziewczyno? :)"

On jest niemożliwy. Ja jego dziewczyną? I może jeszcze frytki do tego.

"Jesteś dla mnie za stary :)"

"To ty jesteś za młoda kochanie"

"W twoich snach"

"Nie odpowiedziałaś mi na pytanie kochanie"

"Oberwiesz za to kochanie"

"Zaryzykuję kochanie :) To jak?"

"Normalnie"

"To znaczy?"

"Dziwnie się poczułam jak przeczytałam, że lecę tylko na waszą kasę"

Chciałam mu na początku napisać jakieś kłamstwo, ale stwierdziłam, że nie ma co go kłamać. Znając życie będzie wiercił dziurę w brzuchu Leo, aby wszystko mu powiedział. 

"Nie interesują nas te wymysły kochanie"

"Mam na imię Vicki jakbyś zapomniał"

"A ja Marc kochanie"

"Idź spać"

"Z tobą?"

"Z Marcelą XD"

"Mówiłem, że się zemszczę :)"

"Nie boję się :)"

"Małe dziewczynki powinny już dawno spać :P"

"A więc czemu nie śpisz?"

"Ha ha ha. Bardzo śmieszne"

"I tak wiem, że się śmiejesz ćwoku :P Dobranoc"

"Dobranoc kochanie"

Nic mu już nie odpisałam. Odłożyłam telefon i poszłam spać. W krainę Morfeusza odpłynęłam bardzo szybko. Miałam nadzieję na jeszcze lepszy dzień, niż ten dzisiejszy. 


Jest i siódemeczka. Jak wam się podoba? Co myślicie o tych zemstach XD Wiem, że nie mam po kolei w mózgu nie musicie tego mówić :) Właśnie dlatego piszę takie rzeczy XD Mam nadzieję, że Wam się podobało, buźka :*



































Rozdział 6

"Żyję dla takich chwil, kiedy bierzesz 
haust powietrza i krzyczysz: 
chwilo, proszę bądź wieczna!"

Obudziłam się w swoim łóżku obok Rafaelli. Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Wczoraj zrobiliśmy sobie maraton filmowy, a potem chyba usnęłam. Ciekawe kto mnie zaniósł do mojej sypialni. W tym samym momencie obudziła się siostra Neymara. Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i przetarła oczy. Chyba była tak samo zdziwiona jak ja, gdy wstałam.
-Cześć mała- przywitała się z uśmiechem Brazylijka. Według mnie była idealna. Nie interesują mnie dziewczyny. W sensie jestem hetero. Mimo to uważałam, że ta dziewczyna już niejednemu chłopakowi zawróciła w głowie. Jest naprawdę śliczna. Ma długie włosy, pełne usta,które świetnie współgrają z resztą jej twarzy. Rodzinne u nich są te oczy. Poza tym jako kobiecie niczego jej nie brakuje. Ma bardzo ładne ciało. Popadam przy niej w kompleksy.
-Hejka. Wyspałaś się?- zapytałam również z uśmiechem. Nie ma co popadać w depresję z powodu wyglądu. Nigdy nie uważałam się za jakąś urodziwą dziewczynę, więc już się przyzwyczaiłam. O moim braku urody świadczy chociażby fakt, że zawsze przyciągam do siebie dziwnych mężczyzn. Kiedyś stwierdziłam właśnie, że to ze mną musi być coś nie tak.
-A powiem ci, że tak. Wiesz może, który z chłopaków mnie tu przyniósł?- zadała pytanie, na które także i ja chciałam poznać odpowiedź.
-Dobre pytanie. Wychodzi na to, że mnie ktoś dźwigał wczoraj- oznajmiłam- Dobra zbieraj się śliczna bo idziemy na zakupy dzisiaj- powiedziałam ochoczo. Rafie nie trzeba dwa razy powtarzać. Zbiegła szybko na dół i tyle ją widziałam. Musiała się przebrać i odświeżyć. Bardzo chętnie pożyczyłabym jej jakieś ubrania, ale jak to wczoraj stwierdziła "chyba mi szyją ubrania na zamówienie bo mam taki mały rozmiar". Tak ,ja też się uśmiałam. Boki zrywać normalnie. W końcu wstałam i poszłam pod prysznic. Uwielbiam takie poranki. Włosy wysuszyłam i rozczesałam, aby zostawić je rozpuszczone. W moim ulubionym ręczniku z logiem Fc Barcelony udałam się do garderoby. Stamtąd wzięłam zestaw ubrań,które następnie ubrałam. Do małej torebeczki spakowałam chusteczki, telefon, power banka, słuchawki i portfel. Zeszłam na dół, gdzie panował istny bałagan. Spojrzałam na zegarek czy zdążę jeszcze to ogarnąć. Okazało się, że mam jeszcze trochę czasu. Nie lubię bałaganu. Nie sprzątam co dwa dni w domu, ale też nie rozrzucam, gdzie popadnie swoich rzeczy. Po ogarnięciu salonu poszłam do kuchni, aby przygotować sobie śniadanie. Dzisiaj poszalałam i zrobiłam sobie dwa tosty z Nutellą. Potem będę narzekać, że jestem gruba i zazdrościć innym dziewczynom. Taka już jestem. Wyszłam z domu i wyrzuciłam śmieci. Chciałam zadzwonić po taksówkę, gdy obok mnie zatrzymał się jakiś motocyklista. Motor prezentował się naprawdę wspaniale. Zawsze chciałam nauczyć się jeździć na takim sprzęcie. Chłopak,który jak mniemam był właścicielem owej maszyny zdjął kask. Dopiero wtedy zobaczyłam, że to Marc Bartra we własnej postaci.
-Podwieźć cię?- zapytał z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem. Czasem go nie rozumiem. Jakie są plusy i minusy, gdy wsiądę na motor z tym piłkarzykiem? Wreszcie przejadę się motocyklem. On może nas zabić. W końcu chyba planuje na mnie jakiś zamach. Najpierw ten balkon, a potem klif. Nie będę traciła pieniędzy na taksówkę. Będę tam o dużo szybciej, a zostało mi już mało czasu.
-A szybko jeździsz?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Pewnie i tak nie powie mi prawdy.
-Zobaczysz, a teraz wskakuj bo zaraz się spóźnię na przedłużenie własnego kontraktu- powiedział od niechcenia. Ciężko mi go rozgryźć. Raz jest miły, a czasem doprowadza mnie do szału. Przypomniałam sobie słowa Sergiego "zgrywa bad boya". A więc to tak. Lubi pobawić się w groźnego chłopca. Ale czy ta panda dobrze rozszyfrowała jego zachowanie? Może Marc wcale nie udaje i jest niegrzecznym chłopcem. W końcu wsiadłam na ten motor, a on podał mi kask. Obejrzał się do tyłu na mnie i zdjął mi moją opaskę z kwiatkami z włosów- Będzie ci wygodniej- wyjaśnił i podał mi moją własność, którą schowałam do torebki- A więc do centrum handlowego?- zapytał, a ja przytaknęłam głową. Skąd on wie, gdzie jadę? A no tak wczoraj namawiałam Rafe, aby z nami poszła- Obejmij mnie- polecił mi.
-Chyba śnisz kochany- odpowiedziałam i złapałam się z tyłu. On nic nie powiedział tylko ruszył z piskiem opon. Jechał bardzo szybko. Stwierdziłam, że nie będę ryzykowała swoim życiem i obejmę go w pasie. Jak zrobiłam tak pomyślałam. świat z tej perspektywy wyglądał dużo inaczej. Spodobała mi się jazda motorem. Można się poczuć naprawdę wolnym. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Zsiadłam z pojazdu i oddałam kask jego właścicielowi.
-Dzięki za podwózkę, ale nigdy więcej- powiedziałam ze śmiechem. Założyłam moją opaskę, przeglądając się w jego lusterku.
-Podobało ci się- oznajmił pewny siebie. Uniosłam brwi w geście niedowierzania, że to zasugerował.
-Nigdy więcej nie wsiądę na motor z tobą- poprawiłam się. Postanowiłam nie dać mu tej cholernej satysfakcji. Musiał zrozumieć, że nie jestem laską, która będzie mu cały czas przytakiwać.
-Jeszcze zobaczymy kochanie- wypalił z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem, a we mnie aż się gotowało. Miałam już pewien plan, który zrealizuje, robiąc mu na złość za ten tekst.
-Mówił ci ktoś, że jesteś aroganckim dupkiem?- zadałam mu pytanie. Nie oczekiwałam inteligentnej odpowiedzi. Wszystko tylko nie to.
-Aroganckim? A może raczej przystojnym kochanie?- myślałam, że się przesłyszałam. Kto go tak okłamał? Kurde, zauważył, że zdenerwowałam się, gdy nazwał mnie kochaniem. Teraz będzie to perfidnie wykorzystywał.
-Nie nazywaj mnie kochaniem- wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Miałam ochotę się na niego rzucić z pięściami, ale trzymałam fason. Udawajmy normalną kobietę.
-Masz bilet na mecz kochanie- powiedział, podając mi karteczkę. Zanim zdążyłam coś powiedzieć on już odjechał.
-Cholerny dupek- wyszeptałam pod nosem. Poszłam w stronę głównego wejścia do galerii. Dziewczyny już na mnie czekały.
-Nareszcie- powiedziała uradowana Rafaella. Przywitałam się z każdą dziewczyną buziaczkiem w policzek.
-Co tak długo?- zapytała Anto. Opowiedziałam dziewczynom dlaczego się spóźniłam, a one się tylko zaczęły śmiać. Stwierdziły, że muszą mi koniecznie wyjawić jeden prosty sposób jakim mulat podrywa każdą dziewczynę. Przyda się to do mojego planu. Mianowicie zawsze mówi potencjalnej kandydatce na maskotkę w jego łóżku, że nigdy nie spotkał tak pięknej dziewczyny jak ona. Potem wychodzą z klubu pod pretekstem pokazania jej czegoś pięknego. Następnie mówi, że nie zna takiego miejsca, które by ją mogło jakoś urzec, ale chciał pobyć z nią choć przez chwilę sam na sam. Dziewczyna wymięka i idzie z nim do łóżka. Co za palant. Chodziłyśmy kilka godzin po sklepach i rozmawiałyśmy. Kupiłam sobie nową bluzkę, bluzę, dresy i trampki. Reszta moich towarzyszek kupiła znacznie więcej, ale mi się dzisiaj jakoś niezbyt wiele rzeczy podobało. Jestem trochę wybredna, jeśli chodzi o zakupy. Poszłyśmy jeszcze do kawiarni na pyszną kawę i kawałek ciasta. Następnie zamówiłyśmy taksówki i pojechałyśmy do domów. Musiałyśmy się przygotować na mecz. Już nie mogę się doczekać. Kiedy dotarłam do swojego mieszkania zostało mi już niewiele czasu, aby się wyszykować na spotkanie mojej ukochanej Barcelony z Bayernem Monachium. Jak ja nie cierpię tego klubu. Mówię od razu nie lubię także Lewandowskiego. Według mnie chłopak się sprzedał. Najpierw Borussia, dzięki której stał się prawdziwym piłkarzem, a potem przechodzi do najgorszego wroga BVB. Nienawidzę takich rzeczy. Może i jestem głupia. Może nic nie rozumiem, ale dla mnie wierność klubowi to świętość. Jeszcze otwarcie mówił, że jeśli zdobędzie bramkę w meczu przeciwko żółto- czarnym to będzie ją celebrował. Śmieszny z niego gość. Wracając, nienawidzę Bayernu. Ma po mnie przyjechać Rafaella i Antonella. Poszłam na górę, aby ubrać się w zestaw wiernego kibica. Bardzo się cieszyłam, że zobaczę grę chłopaków na żywo. Zeszłam na dół i zatrąbiła już Rafa. Wyszłam z domu, biorąc tylko telefon i klucze. Dojechałyśmy an Camp Nou po dziesięciu, może piętnastu minutach. Weszłyśmy tylnym wejściem. Ochroniarz wpuścił nas tylko się z nami witając. Skierowałyśmy się na lożę VIP. Antonella i Shakira przyszły z dziećmi. Pokochałam małego Thiago i Milanka. Urocze z nich dzieciaczki. Kiedy zobaczyli swoich tatusiów na boisku od razu zaczęli się cieszyć, skakać i piszczeć. Po chwili cały stadion wyśpiewał hymn naszego klubu. Chyba zdarłam gardło przy samym hymnie. Byłam taka szczęśliwa i dumna, że jestem w tym miejscu i kibicuję swojej ukochanej Azulgranie. Jak widać marzenia się spełniają. Czasem trzeba im trochę pomóc, ale jednak stają się rzeczywistością. Trzeba mocno wierzyć, że wszystko jest możliwe. Pierwszą bramkę strzelił Leo Messi po asyście Neymara. Stadion oszalał, a my razem z innymi kibicami. To było niesamowite uczucie. Wszyscy krzyczeliśmy nazwisko naszego króla futbolu, a potem śpiewaliśmy klubowe przyśpiewki. Oprawa stadionu była po prostu wspaniała. Bawarczycy nie potrafili rozpocząć gry na naszej połowie. Byłam wniebowzięta. Bardzo dobrze szło Barcelonie. Marc przejął piłkę i podał ją Ivanowi. Ten z kolei trochę pobawił się z rywalem i oddał długim podaniem piłkę Neymarowi, który zwodem ominął obrońców Bayernu. Wydawało się, że sam będzie wykańczał akcję, ale w ostatniej chwili podał Luisowi, który zapakował piłkę prosto w stronę bramki. Goooooool! Tak! Wygrywamy 2:0. Co za emocje. Gra została wznowiona. Piłkarze z Monachium wymieniają się podaniami, ale popełniają błąd i Dani zabiera im piłkę. Biegnie z nią i biegnie, nie zatrzymuje się. Podaje Barcie, a ten strzela piękną bramkę sprzed pola karnego. Wszyscy chłopcy go przytulają. Zdobył dla nas trzecią bramkę. Pierwsza połowa się skończyła, a my bawiłyśmy się z dziećmi i komentowałyśmy grę zawodowców. Sędzia zagwizdał i dał tym samym znak, że rozpoczęła się druga połowa. Lucho wpuszcza na boisko Sergiego. On wita się z kibicami i wbiega na boisko. Mojej radości nie ma końca. Krzyczę z całych sił, a dziewczyny razem ze mną. W końcu cały stadion dopinguje młodego pomocnika. Nasza panda spisuje się genialnie. Świetnie daje sobie radę na swojej pozycji. Rywale nie mają z nim szans. Popełniliśmy jednak fatalny błąd, który wykorzystali Bawarczycy. Robert Lewandowski jest w polu karnym. Bierze zamach i strzela. Claudio Bravo broni! Mamy wspaniałego bramkarza. Komentatorzy, kibice i piłkarze są dumni i zachwyceni postawą Chilijczyka. W 89. minucie meczu prowadzenie podwyższa Neymar. Mecz kończy się wynikiem 4:0 dla niepokonanej Barcelony. Jedyne co nam zostało to świętować. Jestem taka dumna. Nie potrafię opisać swojego zadowolenia. Zeszłyśmy z dziewczynami do szatni chłopaków. Na początku nie chciałam tam iść bo nie jestem nikim ważnym dla nich, ale z Antonellą nie ma dyskusji. Otworzyłyśmy drzwi i pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na szyję Sergiemu.
-Byłeś świetny pando!- wykrzyczałam. Byłam taka podekscytowana meczem, że musiałam to zrobić. Poza tym Sergi spisał się dzisiaj wzorowo. Grał tak jakby robił to od kilkudziesięciu lat. On podniósł mnie do góry i się obrócił ze mną wokół własnej osi.
-Widziałem jak się darłaś siostra- oznajmił nadal mnie przytulając.
-To był doping brat- mówiłam uradowana.
-A nas to nikt nie pochwali- powiedział udając smutnego nie kto inny jak Neymar. W tym samym czasie cała drużyna rzuciła się na mnie pod pretekstem zrobienia zbiorowego niedźwiedzia. Oficjalnie informuję, że właśnie zostałam nową maskotką tej bandy. Potem ustawiliśmy się w kółeczko i tańczyliśmy w kółko, śpiewając "Visca el Barca y visa Catalunya", a następnie krzyczeliśmy "Baaarcaaa". Dani zarządził imprezkę w klubie, więc wszyscy pojechaliśmy się przygotować. Zabrałam się z Sergim i Marciem. W samochodzie śpiewaliśmy to samo co w szatni. Umówiłam się z chłopakami, że zamówimy jedną taksówkę za godzinę i udamy się na miejsce, które wybrał Dani. Był to ten sam klub, co ostatnio. Stwierdziłam, że nie chcę się dzisiaj jakoś stroić. Wzięłam szybki prysznic. Włosy wysuszyłam i pokręciłam. Następnie ubrałam się, a potem pomalowałam. Zrobiłam sobie zdjęcie, które dodałam na różne portale społecznościowe z dopiskiem "Idziemy świętować zwycięstwo 👌". Przejrzałam się jeszcze w lustrze i poprawiłam włosy. Uznałam, że lepiej już nie będzie, więc zabrałam telefon i zeszłam na dół. Na dole pomalowałam jeszcze usta szminką i uznałam, że jestem gotowa do wyjścia. Gdy miałam wychodzić ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam je i w progu ujrzałam Sergiego.
-Jaką mam piękną siostrę- stwierdził i zagwizdał na znak uznania- Taksówka już czeka- dodał cały czas się uśmiechając. Widać było, że cieszy się ze zwycięstwa. Teraz przypomniało mi się, że miałam go wypytać o tajemniczą dziewczynę z plaży, ale zrobię to jutro.
-Zamykam dom i idziemy braciszku- zakomunikowałam. Jak powiedziałam tak zrobiłam. Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie.
-Cześć kochanie- wypalił Marc. Nie wiedziałam czy rzucić się na niego z pięściami teraz czy może poczekać aż będziemy sami. Vicki policz do 3... W cięższych przypadkach do 10... Ten przypadek jest beznadziejny, więc policz do 1000.
-Czy ja o czymś nie wiem?- zapytała nasza panda, która jeszcze chwilę temu zakrztusiła się własną śliną po słowach tego piłkarzyny.
-Twój zidiociały braciszek robi mi na złość- wyjaśniłam. Nie chciałam mirć Sergiego na sumieniu.
-Już nie jestem przystojny?- zapytał Marc. Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo mnie denerwował.
-Czemu go okłamałaś?- zadał mi pytanie nasz pomocnik. Roześmiałam się wesoło, a razem ze mną on. Bartra za to uderzył swojego brata w głowę. Mimo to ten nadal się śmiał. Trzeba mu przyznać, że to było dobre.
-Ochh Sergi- westchnęłam teatralnie- On sam siebie kłamie. Znasz mnie... Ja jestem szczerą osobą i powiedziałam mu, że jest aroganckim dupkiem- poinformowałam mojego przyjaciela. On pokiwał głową niczym wielki myśliciel. Zapłaciliśmy kierowcy i udaliśmy się w stronę wejścia do klubu.
-Przeginasz kochanie- zawołał wesoło.
-Oberwiesz z to kochanie- stwierdziłam i ruszyłam w kierunku dziewczyn. Wzięłam na bok Rafe i Anto, aby opowiedzieć im o moim planie zemsty na Marcu. Wróciłyśmy do stolika cały czas chichotając. Pozostali dziwnie się na nas patrzyli, ale nie przeszkadzało nam to. Przywitałam się z piłkarzami i ich partnerkami. Porozmawialiśmy chwilkę i wypiliśmy zdrowie Fc Barcelony. Potem dopiero zaczęliśmy się bawić. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy i piliśmy alkohol. Zabawa była naprawdę wspaniała. Właśnie szalałam na parkiecie z Danim, gdy podbiegła do mnie Rafa i powiedziała, że nadszedł na realizację naszego planu. Przeprosiłam Alvesa i ruszyłam w kierunku Bartry, który właśnie chciał opuszczać klub z jakąś długonogą blondynką. Była naprawdę ładna, ale miała za mocny makijaż i za dużo odsłonięte. Podbiegłam do nich i rzuciłam się Marcowi na szyję. Był zaskoczony moim zachowaniem i przytrzymał mnie, tym samym podnosząc jedną ręką jak małe dziecko, abym nie spadła.
-Kochanie chodźmy zatańczyć- poprosiłam patrząć mu w oczy i próbując nie wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Jego mina była bezcenna. Szkoda, że nikt nie zrobił mu zdjęcia. Powiesiłabym sobie je w pokoju i codziennie na nie patrzyła, aż by mi się nie znudziło. Potem przekazałabym ową ramkę jakiemuś piłkarzowi, a on innemu i tak w kółko. Dlaczego ja mam takie świetne pomysły po fakcie? To nie jest fair.
-Co? Masz dziewczynę i ciągniesz mnie do łóżka?- krzyczała. Była wściekła. Wcale jej się nie dziwię.
-To nie jest moja dziewczyna- powiedział Marc, ale dalej trzymał mnie na rękach. Chciało mi się z tego śmiać, ale grałam dalej. Jak nic dostanę Oscara za najlepszą rolę żeńską w minionym stuleciu. Organizatorzy mogą już rozkładać czerwony dywan. Zeskoczyłam na podłogę i popatrzyłam na niego, udając smutną i złą jednocześnie.
-Co ty mówisz?- zapytałam jakbym miała się zaraz rozpłakać. On nie wiedział co miał robić, więc wymyślił jakieś kłamstwo na poczekaniu.
-To moja siostra i jest zazdrosna o inne dziewczyny- wykombinował. Był taki zmieszany jak jeszcze nigdy. W tym momencie podeszły do nas Anto i Rafa.
-Jak to twoja siostra dupku?!- wykrzyczała wściekła partnerka Leo. Robi mi się tu konkurencja do tego Oscara.
-Od kiedy to się siostrze oświadcza co?- wykrzyczała równie wkurzona co Argentynka Rafaella. Przedstawienie jest idealne. Zauważyłam, że piłkarze się na nas patrzą i ich partnerki. Nie za bardzo odpowiadała mi taka publiczność, ale trudno.
-One kłamią bo się z nią przyjaźnią. Zapytaj kogo chcesz, a każdy powie ci, że to nie jest moja dziewczyna- powiedział błagalnie. Chyba miał już dość tej całej komedii. Cóż, ja nie zaczęłam.
-To jest jego dziewczyna?- blondi zapytała Sergiego. Popatrzyłam na niego groźnym wzrokiem, ale to samo zrobił Marc. W sumie to mu współczuje. Cokolwiek powie i tak mu się dostanie od jednego z nas. Ciężkie ma życie ten Roberto.
-Yyy... Ja ich nie znam- wypalił, a ja ledwo powstrzymywałam się od śmiechu. Kątem oka zobaczyłam, że cała drużyna cicho chichota lub powstrzymuje się od śmiechu. To jest po prostu mistrz.
-Jak to nie znasz, przecież grasz z nim w klubie i widziałam jak z nią tańczyłeś!- wykrzyczała. Jak się to już skończy to będę się śmiała jakieś pół godziny.
-Co? Nie słyszę!- nasza panda zaczęła udawać, że muzyka zagłusza wszystko. Wygrał to. Jego tekstów nic dzisiaj nie pobije.
-Dobra uznajmy, że mówisz prawdę...- zaczęła nowa zdobycz Marca, ale nie dane jej było dokończyć.
-I ty chcesz mu wierzyć? Myślisz, że siostra tak by go pocałowa?- przerwała jej Shakira, która niewiadomo skąd się tam wzięła- Mdlej- wyszeptała do mnie i popchnęła mnie w ramiona Marca. On mnie złapał, abym nie doznał bliskiego spotkania z ziemią, a ja złapałam się za głowę.
-Vicki co z tobą?Ona chyba zaraz zemdleje- swoją rolę idealnie odegrała Antonella. Takie przyjaciółki to skarb pod każdym względem. Kiedy to powiedziała, udałam, że mdleje. Słyszałam pisk dziewczyn i krzyki chłopaków. Jak widać każdy wczuł się w przedstawienie. Wszyscy naskoczyli na Marca, że to przez niego zemdlałam i nakazali mu mnie zanieść do jego pokoju bo jak to powiedział Leo "do cholery to twoja narzeczona, zaopiekuj się nią". Owa blondynka zwyzywała go jak się tylko dało, a on wziął mnie na ręce i gdzieś poszedł.
-Musiałaś?- zapytał mnie Bartra, gdy mnie niósł.
-Ja zemdlałam cicho- powiedziałam. W końcy Marc położył mnie na jakimś łóżku. Rozejrzałam się wokół i domyśliłam się, że to tak jakby pokój schadzek.
-Mdlejesz na samą myśl, że mnie pocałujesz nieźle- powiedział. Zrobił nam po drinku, którego chwilę potem sączyłam z uśmiechem na ustach.
-Wiesz jesteś taki paskudny, że mdleję. Nic nie poradzę na to, że wolałabym pocałować żabę, niż ciebie- oznajmiłam. Byłam z siebie niewyobrażalnie dumna. Mój plan był po prostu genialny.
-Mam rozumieć, że to była zemsta za kochanie?- dopytał. On dzisiaj myśli. Zapiszmy to w kalendarzu. Wywieśmy flagi narodowe. Kupmy mu tort.
-A jednak nie jesteś taki głupi- odpowiedziałam. Miałam świetny humor.
-Zemszczę się- zagroził. Boję się bardzo. Mojego pomysłu nic nie przebije. Był najlepszy i koniec kropka.
-Tylko nie mieszaj w to Sergiego bo powie, że cię nie zna- stwierdziłam ze śmiechem. Śmialiśmy się tak i piliśmy kolejne drinki, aż nie przyszedł po nas Lio, mówiąc, że zbieramy się do domu. Podziękowałam dziewczynom za pomoc i pożegnałam się z resztą. Razem z Marciem i pijanym w cztery dupy Sergim wsiedliśmy do taksówki. Kierowca zawiózł nas na wskazaną ulicę i odjechał. Marc miał zaprowadzić brata do domu i przespać się u niego w razie, gdyby loczkowi odbijała palma.
-Kochanie dzięki za ratunek bo ta dziewczyna była w sumie brzydka- powiedział Marc. Myślałam, że zwariuje, chociaż dobrze wiedziałam, że zrobiłam mu trochę na złość.
-Wal się Bartra- syknęłam i poszłam do domu. Usłyszałam jeszcze jak mi odpowiada "z przyjemnością". Zdjęłam szpilki i jak to miałam w zwyczaju rzuciłam je na podłogę w salonie. Zawsze gdzieś rzucałam buty na obcasie. Zmęczona powędrowałam do mojej sypialni. Przebrałam się w swoją piżamkę, zmyłam makijaż, umyłam zęby i położyłam się spać. To był naprawdę męczący, ale również wspaniały dzień. Ten mecz zapamiętam na zawsze. W końcu to był pierwszy nój mecz oglądany z trybun świątyni takiej jak Camp Nou.


A więc pojawił się kolejny rozdział :) Wydaję mi się, że jest trochę dłyższy, niż poprzednie. Chciałabym Wam podziękować za ponad 1000 wyświetleń, ponieważ to absolutnie wspaniałe ❤ Bardzo mnie cieszy również aktywność, która udziela się poprzez komentarze. Jesteście wspaniali :) Oddaje wam w ręce 6 rozdział i czekam na jego ocenę :)


































poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 5

"Czasem czułam ból, lecz byłabym innym człowiekiem, 
gdyby nie tych kilka zdarzeń i słów".

Kolejny dzień i kolejna pobudka w wykonaniu Sergiego. Mogłam się tego spodziewać, ale dzisiaj jak jeszcze nigdy pragnęłam nie widzieć mojego przyjaciela. Chyba tak mogę go nazwać. Wiem, że mogę na niego liczyć w każdej chwili. Nie chciałam, aby oglądał mnie w takim stanie. Nikt rano nie wygląda jak ósmy cud świata, ale ja wyglądałam gorzej, niż zombie. Moje włosy postanowiły zrobić gniazdo dla ptaszków na mojej głowie, pod czerwonymi od płaczu oczami miałam wory, pognieciona i poplamiona sukienka, a do tego kac. Dziwiłam się, że Roberto się jeszcze nie przestraszył i nie uciekł. Każdy normalny człowiek tak by zrobił, ale jak powszechnie wiadomo on do tych ludzi się nie zalicza. Tak dla jasności- uwielbiam tego loczka, ale żarty z niego są fajne. To coś jak żarty o Peszko- nigdy się nie znudzą. Peszko nigdy nie marnuje setek (hehehe). Co ja mam w tej głowie? Chyba za dużo tego wina. Przynajmniej piłam jak dama, a nie jak Polka. Nie żebym miała coś do Polek bo sama nią jestem, ale ogólny stereotyp jest taki: Polka-Rusek=wódka. Dobra, stop. Chyba będzie lepiej, jeśli nie będę za dużo myślała bo niezbyt mi to dzisiaj wychodzi.
-Z tego co pamiętam to wczoraj wracałaś dosyć trzeźwa do domu, a przynajmniej kontaktowałaś- odezwał się w końcu. Przed nim nic się nie ukryje. Postanowiłam grać na czas. Może coś lub ktoś uchroni mnie od spowiedzi przed tym panem.
-Też mi cię miło widzieć pando. Fajnie, że postanowiłeś robić za mój prywatny budzik, ale z łaski swojej nie budź mnie przed 10- zironizowałam. Kocham swoje poczucie humoru. Powinnam występować w kabarecie.
-Jest dokładnie 14:27. Co się wczoraj stało?- dopytywał. Kurcze, spałam tylko dziewięć godzin, ale nie zmienia to faktu, że jest dość późno. Zapewne chłopcy są już po treningu. Wiedziałam, że piłkarz nie odpuści i będzie chciał za wszelką cenę wiedzieć co się wydarzyło. Opowiedziałam mu o wczorajszym zdarzeniu w toalecie. Jak mus to mus.
-Czy ciebie ktoś wcześniej zgwałcił bo...- zapytał Sergi. Wiedziałam, że chodzi mu o moje zachowanie. Naprawdę aż tak ze mną źle?
-Nie, ale on mnie uderzył i...- musiałam wziąć głęboki oddech, aby móc mówić dalej- Mój tata kiedyś mnie bił, a potem mój były chłopak. Opowiedziałabym ci więcej, ale jak dla mnie to trochę za wcześnie- wyjaśniłam najszybciej, ale i najciszej jak tylko umiałam. On zaczął mnie pocieszać. Mówiłam, że jest moim najukochańszym psiapsi. Naprawdę mu ufam i wiem, że mogę powiedzieć o wszystkim, a on mnie wysłucha, pocieszy i powie co mam dalej robić. 
-Nie rozumiem tylko dlaczego Marc mi o tym nie powiedział, przecież bym do ciebie przyjechał- powiedział trochę zdziwiony, ale także zawiedziony. Zrobiło mi się strasznie głupio z tego powodu. Nie chciałam, aby Sergi złościł się na Bartrę.
-To moja wina. To ja poprosiłam Marca, żeby nikomu nie mówił- wyjawiłam mu całą prawdę. On tylko pokręcił ze śmiechem głową.
-Ubieraj się bo wyglądasz koszmarnie, a ja zrobię ci coś na kaca i idziemy na miasto- zakomunikował. Sergi Roberto jak zwykle delikatny. Uwierzcie, że jedyne na co miałam w tym momencie ochotę to na leżenie w łóżku. Jednak mój przyjaciel niezbyt lubi leniwy wypoczynek. Przewróciłam teatralnie oczami i udałam się na górę. Najpierw weszłam do garderoby, aby wybrać ubrania na dziś. Wyciągnęłam jakiekolwiek ubrania. Jakoś zepsuł mi się humor. Nie chodzi tu już o wczorajszą sytuację. Jestem jakaś zła i wszystko mi przeszkadza. Nie mam siły na żadne wyjścia. Jestem śpiąca,głodna i źle się czuję. Jednak nie miałam nawet ochoty kłócić się z tym wielkoludem. Wiadome jest to, że bym przegrała. On jest gotowy zaciągnąć mnie siłą w sobie tylko wiadome miejsce. Stwierdziłam, że pójdziemy na plażę. Sergi będzie sobie pływał, a ja pośpię na ręczniku. Układ idealny czyż nie? Poszłam pod prysznic, aby chociaż w małym stopniu wyglądać jak człowiek. Chłodna woda trochę mnie orzeźwiła, ale nadal byłam śpiąca. Nie chciało mi się nawet związać włosów, więc jedynie je rozczesałam. Uznałam, że nie opłaca mi się ich suszyć, jeśli mamy pływać. Chwyciłam swoją torebkę, do której wrzuciłam telefon, słuchawki, portfel i klucze. Zeszłam do kuchni. Stamtąd do torebki zapakowałam butelkę wody, zaś drugą wypiłam. Usiadłam na krześle przy wyspie kuchennej i spojrzałam na pomocnika, który jak na zawołanie odwrócił się do mnie i podał mi jakąś szklankę z lekko żółtawym płynem. Patrzyłam na to i zastanawiałam się czy mam wypić zawartość naczynia.
-Pomaga na kaca- zakomunikował wesoło Sergi. W tym momencie zaufałam mu bezgranicznie i po prostu wypiłam wszystko. Nigdy w życiu nie piłam czegoś równie okropnego. Mam nadzieję, że poczuję się po tym trochę lepiej.
-Jedziemy na plażę- oznajmiłam, a on jedynie w odpowiedzi wyszczerzył się i pokazał mi kciuka w górę. Chłopak postawił przede mną miskę z sałatką owocową. W czasie, gdy ja jadłam, Sergiusz (tak sobie czasami go nazywam) zaczął sprzątać. Mówiłam mu, żeby tego nie robił, ale mnie nie słuchał. W końcu mogliśmy wyjść. Piłkarz niósł duży worek na śmieci. Swoją drogą nawet nie wiedziałam, że mam takie coś w domu. Ja niosłam dwie puste butelki mojego wczorajszego, a raczej dzisiejszego trunku w ręce, ponieważ nie zmieściły się w worku. Dopiero teraz zorientowałam się, że na całe wydarzenie patrzy Marc. Taaa... Wydarzenie. Zapiszmy to w kalendarzu jako "Wielkie wydarzenie- Vicki wynosi śmieci". Faktycznie to coś niespotykanego.
-Cześć- przywitał się Hiszpan. Zbił ze swoim bratem piątkę i go przytulił tak po męsku. Błagam nie mam siły dzisiaj nawet gadać. Co nie powiem, a raczej pomyślę to kompletna bzdura. Jeśli nie chcę się skompromitować, chociaż już dawno to zrobiłam to powinnam dzisiaj trzymać język za zębami.
-Hej- wychrypiałam i wrzuciłam butelki do śmietnika.
-Widzę, że pobalowaliście wczoraj- stwierdził Bartra. Kolejny raz tego dnia przewróciłam oczami i wyszłam. Słyszałam jeszcze co powiedział Sergi.
-To ona sama po wczorajszym zdarzeniu- nie wiem jak wy, ale ja kocham tą dyskrecję niektórych osób.
-Powiedziała ci?- zapytał ten wyższy. W sumie Marc miał 21 cm, wzrostu więcej ode mnie. Wyglądałam przy nim jak karzeł.
-Nie, wyśpiewała- zironizował blondyn. Bo on chyba jest blondynem. Tak mi się przynajmniej wydaję. Sergi dużo się ode mnie uczy. Nie powiedziałabym, żeby ta zmiana była korzystna, ale jak tam woli. Oczywiście to tylko żarty. To nadal ta sama "najsłodsza" zwariowana i wiecznie uśmiechnięta panda. Dobra, chcę już na tą plażę. Chcę spać. Nic innego nie potrzebuję do szczęścia. Wsiedliśmy do samochodu. Ja usiadłam na tylnym siedzeniu i wręczyłam pieniądze przyjacielowi. On popatrzył na mnie zdziwiony.
-Najsłodsza pando błagam kup mi wodę- poprosiłam. On pokręcił głową i się zgodził. Co ja zrobiłam w tym czasie, gdy on kierował? Położyłam się na trzech miejscach i próbowałam usnąć. Kiedy mi się to udało, piłkarz zatrzymał samochód. Podniosłam głowę i otworzyłam oczy. Sergi zatrzymał się przed jakimś sklepem i wysiadł z samochodu. Ja natomiast znowu opadłam na siedzenia. Musiałam wyglądać gorzej, niż źle. Od dzisiaj będę się inaczej przedstawiała. Witam, jestem Victoria Mała Czarna Żywy Trup Malicka, miło mi poznać.
-Po co żeś się tak nawaliła?- moje wręcz idiotyczne przemyślenia przerwał głos pana Bartry. Nie chciałam z nikim rozmawiać, a tym bardziej o tym co zrobiłam. I ten jego głos, gdy to powiedział. Miałam wrażenie, że jest aż za bardzo poważny i zaraz zacznie się ze mnie śmiać. Pewnie sobie pomyślał, że jestem głupią laską, którą chciał przelecieć jakiś obleśny facet bo przecież żaden inny na nią nie poleci, a poza tym nie potrafię pić. Brawo ja.
-Nie twoja sprawa rycerzyku- odparłam. Byłam mu cholernie wdzięczna za to co wczoraj zrobił, ale nie będę się mu spowiadała z mojego życia. Nie czuję potrzeby, aby mu się zwierzać.
-Owszem nie moja, ale mój brat lata przy tobie jak piesek- odpysknął. Miałam go już serdecznie dosyć. Byłam gotowa wysiąść z tego auta i iść na piechotę do domu.
-Z tego co wiem to Sergi ma 24 lata podobnie jak ty i wie co robi- powiedziałam dość spokojnie. Czułam, że jestem jeszcze pijana. Gdyby było inaczej nie odzywałabym się tak.
-A ty co myślisz? Że każdy cię tak lubi? Opiekują się tobą bo są debilami, a mój brat to już nie wiem co w tobie widzi. Stwierdzili, że trzeba wziąć za ciebie odpowiedzialność bo jesteś głupią osiemnastoletnią smarkulą, która wyjechała sobie od tak i zostawiła rodzinę- tymi słowami zranił mnie bardziej, niż ten facet z klubu. Szkoda, że to nie jest tylko głupi sen, z którego zaraz się obudzę. Chciałam coś mu odpowiedzieć, gdy do swojego Audi A7 wsiadł Sergi. Postanowiłam się nie odzywać. Podziękowałam chłopakowi za wodę, którą mi kupił. Dostałam również coś do jedzenia, chociaż nie prosiłam go o to. To było kochane. Dobrze mieć takiego przyjaciela. Podczas jazdy Sergiusz cały czas próbował zacząć z nami rozmowę, ale ani ja ani Marc nie mieliśmy ochoty na jakąkolwiek dyskusję. Było mi trochę głupio, że tak na niego naskoczyłam. Przynajmniej dowiedziałam się dlaczego wszyscy są dla mnie tacy mili. Staliśmy w korku, gdy zadzwoniła moja mama.
-Hej Vicki- przywitała się.
-Cześć mamo, co tam u was?- zapytałam. Ucieszyłam się, że zadzwoniła. Potrzebowałam usłyszeć głos osoby, która kocha mnie bezgranicznie i bezinteresownie.
-Dobrze, a u ciebie?- wydawało mi się, że ma jakiś dziwny głos. Coś chyba było nie tak.
-Jadę właśnie na plażę- odpowiedziałam i udawałam szczęśliwą.
-Córeczko mam do ciebie prośbę... Czy mogłabyś oddać nam pieniądze, które przepisała ci babcia?- zadała pytanie, a mnie wbiło w fotel. Ja chyba czegoś nie rozumiem- Stwierdziliśmy z tatą, że też nam się coś należy. Nie zrozum nas źle, ale to, że jesteś naszą córką nie oznacza, że nie będziemy walczyli o swoje pieniądze- powiedziała, a ja byłam w niemałym szoku. Przed chwilą zaparkowaliśmy i szliśmy właśnie przez plażę do naszych znajomych. Chłopcy dziwnie się na mnie patrzyli, ale stwierdziłam, że potem im to jakoś wyjaśnię. Zdjęłam buty i szłam dalej, a obok mnie piłkarze.
-Mamo, ale jakie wasze pieniądze?- spytałam.
-Babcia była także naszą rodziną i też nam się coś po niej należy- oznajmiła.
-Przecież pieniędzy wam nie brakuje- zauważyłam. Wszyscy już rozłożyli swoje koce, a ja usiadłam na piasku i słuchałam co ma mi do powiedzenia własna matka.
-Nie brakuje, ale pieniądze babci nam się po prostu należą- powiedziała. Myślałam, że śnię. Bardzo chciałam, aby tak było. Szkoda, że nie mogłam tego zmienić.
-Dam wam te pieniądze, jeśli odpowiecie mi na kilka pytań ok?- postawiłam warunek.
-Nie wygłupiaj się- usłyszałam głos mojego taty.
-Inaczej ich nie dostaniecie- zagroziłam, a oni w akcie desperacji się zgodzili- Jaki był ulubiony kolor babci?- postawiłam im pierwsze pytanie.
-Czerwony? Niebieski?- odpowiedzieli pytająca, a ja się smutno uśmiechnęłam.
-Biały. Ulubiona nalewka babci?
-Nie wiem. Porzeczkowa?
-Piła tylko wino. Ostatnie pytanie. Ile razy ją odwiedziliście bezinteresownie?- spytałam, a wtedy poczułam, że po moim policzku spływa łza. Moi rodzice nie zapytali za co tu żyję, czy na wszystko mi starcza, czy pracuję, jak podoba mi się dom, czy kogoś już tu poznałam, czy byłam na Camp Nou lub chociaż czy podoba mi się w Hiszpanii. Oni chcieli tylko spadku babci Alinki. Nic ich nie obchodziłam.
-Przestań z tymi durnymi pytaniami- usłyszałam głos mamy w słuchawce telefonu.
-One nie są durne tylko podstawowe. Sąsiadki babci o niej więcej wiedzą, niż jej własna córka. A wiecie ile razy ją bezinteresownie odwiedziliście? Dwa razy w roku na święta. Fajnie, że was interesuje- tymi słowami zakończyłam połączenie. Obok mnie został Sergi.
-Co się stało?- zapytał przejęty. Uśmiechnęłam się do niego i opowiedziałam całą historię. Potem przyszła Anto, więc też jej o tym powiedziałam. Czułam, że mogę jej ufać. Zmieniliśmy temat, ponieważ nie chciałam już o tym rozmawiać. Pomocnik poszedł popływać, a do nas przyszła jeszcze Shakira, Daniela (partnerka naszego niemieckiego bramkarza) i Raquel (żona Ivana). Plotkowałyśmy o wszystkim. Bardzo dobrze nam się rozmawiało. To nie są puste laleczki jak to wszyscy mówią. Są zupełnie normalne i bardzo miłe. Umówiłyśmy się jutro na zakupy. Po każdą z dziewczyn przyszedł ukochany mężczyzna.
-Chodź z nami Vicki- powiedziała wesoło Antonella.
-Poopalam się jeszcze- stwierdziłam i posłałam jej szczery uśmiech. To niesamowite jak oni wszyscy się kochają. Leo wziął Anto na ręce i pobiegł z nią w stronę morza. Zaśmiałam się z nich, a potem przewróciłam na brzuch. Po kilku minutach poczułam pojedyncze krople wody na swoim cieple. Spojrzałam w bok i zobaczyłam Marca. Był cały mokry. Położył się obok mnie na plecach.
-A ty nie w wodzie?- spytałam. Tak, już wytrzeźwiałam i mogę być miła.
-Nie chcę im przeszkadzać wszyscy są z dziewczynami- odpowiedział. Rozumiałam go, aż za dobrze. Trochę tak głupio obok nich stać i patrzeć się jak sroka w gnat. Oni się całują, przytulają i patrzą na siebie z taką miłością. Jedyne na co ja mogę spojrzeć z miłością to kakao. Odwróciłam się na plecy i spojrzałam w stronę morza, gdzie bawili się nasi znajomi. To był wspaniały widok. Wszyscy się śmiali i  dobrze bawili. Szkoda, że nie wzięłam aparatu. Następnym razem zrobię im mnóstwo zdjęć.
-Sergi już wyrywa- powiedziałam ze śmiechem, gdy zobaczyłam mojego loczka szeroko uśmiechającego się do szczupłej dziewczyny o brązowych, długich włosach. Marc również zaczął się śmiać, gdy tylko namierzył ich wzrokiem. Trzymałam w duchu za niego kciuki najmocniej jak tylko potrafiłam. Byłoby świetnie, gdyby znalazł swoją drugą połówkę. Już ja go przepytam później.
-Chciałem cię przeprosić- odezwał się po chwili ciszy. Popatrzyłam na niego uważnie, aby upewnić się, że mówi to na poważnie. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Taka już po prostu jestem. To było dość głupie, ale nie mogę cofnąć czasu. W sumie jeśli bym cofnęła to pewnie zachowałabym się tak samo.
-Ja chyba też powinnam. Jestem ci wdzięczna za to, że wtedy mi pomogłeś, ale nie byłam do końca trzeźwa, gdy z tobą rozmawiałam- wyjaśniłam. On tylko się uśmiechnął i wystawił do mnie piąstkę, co miało znaczyć, abym przybiła mu żółwika. Tak też zrobiłam. Nie chciałam się z nim kłócić. Nie chodziło tylko o to, że jest moim idolem, ale o to, że nawet fajny z niego chłopak.
-Jutro jest mecz i w imieniu całej drużyny cię zapraszam... Możesz to także potraktować jako najwspanialszą formę podziękowań an całym okrągłym świecie- stwierdził szczerząc się jak małe dziecko, które dostało lizaka. Chciało mi się z niego śmiać, ale jednak powstrzymałam się. Czuję, że nie na długo. 
-Ale co to za przeprosiny, jeśli będę musiała oglądać twoją krzywą twarz?- zapytałam i się roześmiałam. Nie mogłam się powstrzymać. Fakt jest taki, że nie potrafię udawać poważnej.
-Ta zniewaga krwi wymaga-!- zawołał i wziął mnie na ręce. Próbowałam się mu jakoś wyrwać, ale nie udawało mi się to. Gdyby Sergi nie był tak zajęty rozmową z pewną nieznajomą niewiastą to na pewno zaczęłabym krzyczeć i prosić go o pomoc. Pewnie i tak by mi nie pomógł, ale pomarzyć zawsze można. Jakie było moje zdumienie, gdy Bartra wcale nie kierował się w stronę brzegu. Ten matoł postanowił wspiąć się na klif. Modliłam się o to, aby mnie tam zostawił i sam skoczył jakieś dwadzieścia metrów w dół. Cholernie się bałam. Piszczałam, krzyczałam, biłam go i próbowałam się wyrwać. Zobaczył mnie Leo, który bawił się z innymi w wodzie. Wskazał na mnie palcem i nagle wszyscy na ans patrzyli. Nawet panda i dziewczyna, którą podrywał. Wystawa w muzeum przy tym się kryła. Właśnie oficjalnie zostałam maskotką całej plaży.
-Marc błagam cię, tylko tam nie skacz- prosiłam go. Miałam cichą nadzieję, że jednak mnie posłucha, postawi mnie na ziemię i sam tam skoczy.
-A co boisz się?- zapytał z cwaniackim uśmiechem. Cholernie się bałam, ale nie chciałam mu tego mówić. Chociaż pewnie i tak było to po mnie widać.
-Drugi raz robisz już coś podobnego- stwierdziłam przerażona.
-A stało ci się wtedy coś?- znowu spytał. Niedobrze, niedobrze. Jedno z nas dzisiaj zginie. To jest pewne.
-Nie, ale...- nie zdążyłam dokończyć, a Marc już się rozbiegł i spadaliśmy w dół. Mówiłam, że byłam przerażona, gdy staliśmy na klifie, tak? Cofam to. Dopiero teraz byłam przerażona. Objęłam jeszcze mocniej tego kretyna i krzyczałam jak jeszcze nigdy. Skakałam już do wody i to nie raz, ale nie z takiej wysokości. Umiem pływać, ale nie jestem na tyle siebie pewna, aby wypłynąć na głębsze wody, a co dopiero skakać w nie z wysokiego jak cholercia klifu. Wreszcie wpadliśmy do tej słonej cieczy. Chłopak przez cały czas mnie trzymał, a ja byłam już spokojniejsza. Piłkarz wypłynął na powierzchnię, a tym samym ja zrobiłam to samo.
-Zabiję cię- powiedziałam i zaczęłam go podtapiać i chlapać wodą. W wodzie spędziliśmy kilka godzin. Do domu wróciliśmy dopiero wieczorem. Wzięłam prysznic, włosy wysuszyłam i przebrałam  się w luźniejsze ubrania. Poszłam pożegnać się z ciocią Manuelą, ponieważ dzisiaj już wyjeżdżała. Było mi bardzo szkoda, że tak wspaniała osoba jak ona musi nas opuścić, ale nie mogliśmy nic na to poradzić. Obowiązki ją wzywały. Ciocia zrobiła mi, Sergiemu oraz Marcowi trochę ciast, konfitur i innych swoich specjałów. Taksówka odjechała tak szybko jak przyjechała, a my we trójkę zaczęliśmy machać. Wyglądaliśmy jak rodzeństwo, które żegna swoją ukochaną matkę. Zresztą prawie tak było. Nasza panda zadecydowała, że dzisiaj spędzamy czas na oglądaniu różnych filmów u mnie. Zadzwoniliśmy jeszcze po Neymara, który przyjechał ze swoją siostrą Rafaellą i zamówiliśmy pizzę. Ja z Marciem hawajską, a reszta cztery sery. Jak oni mogą to jeść? Fuuuj... Jak widać nie tylko ja tak myślę, gdyż obrońca skomentował to tak samo jak ja, ale z tą różnicą, że on zrobił to na głos. Zrobiliśmy jeszcze popcorn, przynieśliśmy ciasto od Manueli, butelki z napojami i szklanki. Wymyśliliśmy również, że poustawiamy poduszki i kołdry na podłodze tak, aby opierać się o kanapę. Wzięliśmy również koc, którym mieliśmy się potem przykryć. Gdy dostawca wręczył nam nasze jedzenie, włączyliśmy film wybrany przez Sergiego. Okazało się, że był to "Titanic". Tylko Sergi to oglądał. Nasza czwórka twierdziła, że ten film jest głupi. Ta dziewczyna mogła go uratować, gdyby się przesunęła albo chociaż zejść na trochę, żeby on się ogrzał. Widocznie nie kochała go tak mocno jak mówiła. Bardzo dobrze dogadywałam się z siostrą naszego napastnika. Zaprosiłam ja jutro na zakupy ze mną i dziewczynami. Na początku jak to ujęła "nie chciała się wpraszać", ale dałam radę ją namówić. Przyjechała na kilka dni do brata, a nie ma tu żadnych znajomych. Czasem tylko porozmawia z Antonellą. Jesteśmy w podobnym wieku, więc nic dziwnego, że złapałam z nią taki dobry kontakt. Byłam pod wrażeniem jaką jest ciepłą i kochaną osobą. Potem czas przyszedł na "Szybcy i wściekli". Tak nas to wciągnęło, że obejrzeliśmy 7 części. Ubóstwiam ten film, tych aktorów i reżysera tej ekranizacji. To jest mistrzostwo świata. Pierwsza spać poszła Rafaella, a potem Sergi. Nie wiem co było potem, ale chyba usnęłam.


Jest i rozdział 5 :) Co o nim sądzicie? Według mnie jest taki sobie. Jeden z gorszych na tym blogu. Trochę nie miałam weny i sama czułam się jak żywy trup (od niewyspania- żeby nie było) XD Kochani dziękuję za każdy komentarz i wyświetlenie :) Jest tego naprawdę sporo i bardzo mnie ten fakt cieszy :) Oby tak dalej ♥




























niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 4

"Bo myśli prują, a blizny pozostają, 
znacząc ciało i naszą niedoskonałość"


Naprawdę spało mi się bardzo dobrze. Chyba każdy wie, że jestem śpiochem. Moje życie zaczynało się nocą. W Hiszpanii co prawda tak nie było, ale jestem tutaj dopiero trzeci dzień. Do mojej sypialni wparował uśmiechnięty Sergi. Budzi mnie już od dziesięciu minut. Zabrał mi nawet kołdrę, ale od czego ma się prześcieradło. Poduszkę też mi zabrał, ale dla chcącego spać nie ma nic trudnego, aby nadal spać. Na chwilę sobie odpuścił. Mogłam więc dalej zostać pogrążona w krainie Morfeusza. Myślałam, że pomocnik pojechał już na trening, gdy zostałam gwałtownie poderwana z łóżka. Spojrzałam na osobę, która to zrobiła i ujrzałam Marca. Trzymał mnie na rękach i wyszedł na balkon. Wystawił ręce tak, że trzymał mnie poza barierką. Byłam pewna, że dostanę zawału. Jednak się udało. Nie miałam nagłej arytmii serca. Mocno objęłam jego szyję i odwróciłam głowę od mojego ogrodu, który znajdował się pode mną.
-Marc co ty robisz?!- usłyszałam krzyk jego mamy.
-Bawimy się mamo!- odkrzyknął radosny.
-Postaw ją na ziemi i na trening idźcie- powiedziała i wyszła chyba z balkonu. Kiedy tylko poczułam chłodne płytki natychmiast zaczęłam bić Bartre. On się jedynie ze mnie śmiał.
-Idź się ubierz bo Sergi robi nam śniadanie i jedziemy na trening- poinformował mnie. Byłam na niego taka wściekła.
-Po pierwsze ty jeść nie będziesz, a po drugie to ja nigdzie nie jadę bo idę na plaże- wyjaśniłam mu niemalże plując jadem. Co on sobie wyobrażał? Nienawidzę takich facetów.
-Zaraz zrobię to samo co przed chwilą, więc radzę się iść umyć- odpowiedział ze stoickim spokojem. Przemyślałam to w jakiej pozycji się znajduję i stwierdziłam, że lepiej będzie zrobić to co mi kazał. Nie cierpię, gdy ktoś mi każe coś robić. Bez słowa jednak weszłam do mojej garderoby, a potem udałam się do łazienki.
-Weź kostium kąpielowy!- krzyknął za mną Marc i wyszedł z mojego pokoju. Dopiero teraz zauważyłam jaki bałagan tu panuje. Sergi to wszystko wysprząta na błysk. Wzięłam prysznic, rozpuściłam włosy i ubrałam się. Wcześniej jeszcze założyłam strój kąpielowy. Do torebki spakowałam portfel, telefon, power bank'a, klucze, słuchawki i inne potrzebne rzeczy. Zeszłam na dół, gdzie czekało na mnie pyszne śniadanie. Sergi przygotował grzanki z pomidorem i jamón serrano. Do tego jeszcze sok pomarańczowy. Mogłam umierać. Niebo w gębie. Marc właśnie chciał wziąć swoją grzankę.
-Przepraszam bardzo czy ja ci nie mówiłam, że nie będziesz jadł?- zapytałam nadzwyczaj spokojnie. Jego brat popatrzył na mnie jak na idiotkę. Wcale się mu nie dziwię.
-Czemu ma nie jeść?- zapytał mnie ze śmiechem.
-Gdyż, iż, ponieważ masz debila, a nie brata...- tak oto zaczęła się moja opowieść. Ja mówiłam i nawet nie zauważyłam, że Marc też mnie słuchał i jadł jednocześnie śniadanie. Jedynym pocieszeniem jakie dostałam od mojej pandy było stwierdzenie, że jestem miłosierna i dzięki mnie nie umrze z głodu jeden z piłkarzy Barcy. Kupił mnie też lodami. Obiecał, że po treningu dostanę największe cytrynowo- miętowe lody jakie tylko będą. Nie powiem, ale propozycja pandy była kusząca. Po kilkunastu minutach zebraliśmy się na trening. Nadal się stresowałam, ale starałam się tego nie pokazywać.
-Spokojnie nie będziemy cię dzisiaj gryźć- powiedział cicho Marc. Słyszała to tylko nasza dwójka. Sergi już podskakiwał wesoło, idąc w stronę wejścia na Camp Nou. Powiedział coś ochroniarzowi i weszliśmy bez problemu. Zapomniałam cokolwiek odpowiedzieć Barcie. Moja inteligencja mnie czasem przeraża. Sergi pokazał mi, gdzie mam iść, a oni poszli do szatni się przebrać. Weszłam na murawę i byłam w szoku. Wreszcie widzę Camp Nou z bliska. Zachwycało mnie dosłownie wszystko. Dla mnie krzesełka, ławka rezerwowych, murawa, bramki- to wszystko było piękne. Serce biło mi dwa razy szybciej, niż normalnie. Poczułam, że marzenia się spełniają. To było coś niesamowitego. Być tu, gdzie ja to marzenie każdego kibica Blaugrany. Jestem szczęśliwa, że mogłam je spełnić.
-Pierwszy raz tutaj?- dobiegł do moich uszu poważny głos. Gdy spojrzałam w bok okazało się, że to trener mojego ukochanego klubu.
-Dzień dobry, tak pierwszy raz- przywitałam się i odpowiedziałam na wcześniejsze pytanie.
-Widziałem, że przyszłaś z Marciem i Sergim- zagadał.
-Tak, jestem nową sąsiadką Sergiego, więc nie odpuszcza mi od dwóch dni pobudki- powiedziałam ze śmiechem. On również się roześmiał.
-Od dwóch dni jesteś w Hiszpanii?- spytał żartując. W końcu zna chłopaków bardzo dobrze.
-Od 3, ale gdy byłam tu pierwszego dnia poznaliśmy się wieczorem- poinformowałam rozbawiona. Świetnie rozmawiało mi się z Lucho. Był dla mnie bardzo miły. nareszcie księżniczki wyszły z tunelu. Sergi od razu podbiegł do trenera.
-Możesz- wydał mu pozwolenie Luis jakby czytał mu w myślach. Trener zagwizdał i kazał się chłopakom ustawić w szeregu. Było bardzo zabawnie. Neymar bił się z Suarezem. Oczywiście tylko sobie żartowali. Pique zabrał buta Albie. Gerard wyciągnął rękę do góry i kazał mniejszemu skakać. Po kilku minutach uspokoili się. Zapanowała cisza i wszystkie oczy  zwróciły się  na mnie. Wyobraźcie to sobie. Wielka banda facetów, którzy są waszymi idolami patrzy na was. Czułam się jak wystawa w muzeum.
-No to głupki to jest moja tak jakby siostra. Nie jest ze mną ani z Marciem spokrewniona, ale jednak to moja siostra. Obiecałem jej największe lody cytrynowo-miętowe, gdyż musiałem ją obudzić, a że nie dałem rady to poprosiłem Bartre. Nie powiem, żeby był jakiś delikatny. Potem idziemy na plażę, więc jeśli chcecie iść z nami to zapraszam. Chciałbym zaznaczyć, że mimo iż ma tylko 162 cm wzrostu to jest pełnoletnia dokładnie od czterech dni. Jeśli którykolwiek z was ją tknie to zabiję moimi tajnymi technikami sztuk walki czy coś takiego. Nie pamiętam jak to dokładnie szło bo to tekst mojego kochanego braciszka, ale...- szykowała się dłuższa opowieść, ale na szczęście ktoś się nad nami zlitował i przerwał zanim Sergi opowie cały mój życiorys.
-Cześć jestem Marc Andre ter Stegen- przywitał się ze mną wysoki bramkarz. Widząc minę pandy po prostu nie mogłam się nie roześmiać. Każdy zrobił to samo co ja.
-Victoria Malicka- przedstawiłam się, a każdy z piłkarzy mnie uścisnął. Potem zaczął się trening. Podczas, gdy chłopaki ćwiczyli ja rozmawiałam z Luisem. Fajny z niego gość. Nie daje ci odczuć, że jest dużo starszy od ciebie. Po kilku godzinach poszliśmy wreszcie na plażę. Wybrałam się oczywiście ja, Sergi, Marc i Neymar. Reszta chłopaków nie miała spodenek. Umówiliśmy się dzisiaj na wyjście do klubu. Dzisiejszy dzień zapowiada się ciekawie. Nad morzem było wspaniale. Woda była cieplutka. Prawie w ogóle z niej nie wychodziłam. Cały czas pływałam z Neymarem. Oboje kochamy morze. Spoko z niego chłopak. Można z nim porozmawiać. Media mówią jaki to on nie jest, ale to nie prawda. Wystarczy spędzić z nim tylko trochę czasu. Była już godzina osiemnasta, więc postanowiliśmy się zbierać do domu. Nie mogliśmy, przecież spóźnić się na imprezę. Mi nie zależało tak jak chłopakom, ale co miałam na to poradzić. Wolałam wrócić z nimi, ponieważ nie miałam pojęcia jak wrócić z plaży do mojego domu ani nie miałam czym. Bezpieczniejsza jednak była opcja powrotu z chłopakami. Sergi odwiózł najpierw Neymara, a potem podjechał pod swój dom.
-Przyjdź do mnie jak się wyszykujesz- zwrócił się do Marca.
-On tu gdzieś mieszka?- zapytałam. Chyba powinnam czasem zamilczeć.
-Na przeciwko mojego domu- odpowiedział mi Roberto. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam niemalże taki sam dom jak ten na przeciwko.
-A co?- dopytał Bartra.
-Nie no nic boję się o swoje życie- stwierdziłam i wzruszyłam ramionami. On jak zawsze odpowiedział poważnie.
-I słusznie- po tych słowach poszedł do domu.
-Lubi cię- odezwał się Sergi. Spojrzałam na niego jak na idiotę- Wiem, że on jest dość specyficzny, ale znam go od początku swojego życia. Wiem co mówię mała czarna. Przyjdziemy po ciebie- powiedział, a ja go przytuliłam na pożegnanie. Najpierw zjadłam lekki posiłek, a potem postanowiłam się zacząć przygotowywać. Wzięłam dość długą kąpiel z pachnącą pianą. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Jedyne co z nimi zrobiłam to je pokręciłam. Zrobiłam sobie lekki makijaż, ponieważ pomalowałam tylko rzęsy i usta czerwoną szminką. Ubrałam się w wcześniej naszykowaną stylizację. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że lepiej nie będzie. Chciałam zrobić sobie zdjęcie, ale przyszli akurat Marc z Sergim. Zrobiliśmy sobie zdjęcie z chłopakami, które wylądowało na portalach społecznościowych z dopiskiem "Rodzeństwo rusza na miasto". Oczywiście pomysłodawcom tego tekstu był nie kto inny jak Sergi, który zdążył mnie skomplementować jakieś trzy razy. Stwierdził, że ma najpiękniejszą siostrę. W końcu udało nam się wyjść z domu. Zapakowaliśmy się do taksówki i udaliśmy się w stronę klubu o nazwie "La vida loca". Weszliśmy do środka i od razu poszliśmy na lożę vip. Przywitałam się z piłkarzami i poznałam ich partnerki. Szybko się zakolegowałyśmy. Stwierdziłyśmy, że musimy napić się za naszą nową znajomość. Najlepiej dogadywałam się z Antonellą i Shakirą. Po kilku drinkach zostałam porwana do tańca przez moich znajomych. Kto by pomyślał, że kiedyś tak nazwę moich idoli. Bawiłam się naprawdę dobrze. Tańczyłam prawie z każdym. W odbijanego zabawił się jakiś facet, którego nie znałam. Przez to, że byłam już trochę pijana to nawet fajnie mi się tańczyło. Nie było mi tak do śmiechu, gdy ręka starszego chłopaka powędrowała na mój tyłek. Chwyciłam za jego rękę i położyłam ją z powrotem na moją talię. Jednak on nie odpuszczał. Przeprosiłam go i poszłam do naszej loży. Tam piłam kolejne drinki i rozmawiałam z moimi towarzyszami. Poszłam do toalety za potrzebą. Gdy już wyszłam z kabiny zobaczyłam tego nachalnego typa, z którym tańczyłam.
-Cześć księżniczko- powiedział przesłodzonym głosem. Alkohol dodał mi odwagi.
-Nie jestem twoją księżniczką palancie- odpysknęłam.
-Nie masz ochoty na małą zabawę?- zapytał poruszając znacząco brwiami. Był taki obleśny, że aż mnie mdliło.
-Z tobą nie- odpowiedziałam pewna siebie.
-Trudno- stwierdził i popchnął mnie na ścianę. Uderzył mnie, gdy zaczęłam się bronić. Błagam czy nie może tu wejść jakaś dziewczyna. Próbował się do mnie dobierać, a ja nie miałam na te siły, aby go odepchnąć. Wypite procenty wcale mi w tym nie pomagały. Byłam bardzo przerażona. Miałam w swojej głowie najgorsze scenariusze. Nie potrafię nawet opisać co czułam w tamtej chwili. 
-Zostaw mnie!- krzyknęłam. Łzy leciały mi bez mojej woli. Nie panowałam już nad swoimi emocjami. To było zbyt wiele jak dla mnie.
-Nie słyszałeś co powiedziała!?- wydarł się Marc. Jego oczy ściemniały, a kości policzkowe jeszcze bardziej się uwydatniły. Nie wiedziałam, że to jeszcze możliwe. W jednej chwili pociągnął za ramię mojego oprawce, zamachnął się i z całej siły uderzył go w twarz.
-Wypierdalaj stąd albo dostaniesz jeszcze bardziej- zagroził, a tamten uciekł jak tchórz. Marc w ostatniej chwili ponownie wymierzył mu cios. Tym razem całą swoją siłę wyładował na brzuchu i twarzy tego zboczeńca.
-Odważny jesteś tylko do słabszej kobiety sukinsynu?- zapytał i napluł mu w twarz. Ten wyszedł najszybciej jak się tylko dało. 
-Dziękuję- wyszeptałam. Nie wiedziałam jak mam się teraz zachować. Wszystko zaczęło się sypać.
- Nic ci się nie stało?- spytał niczym dobry brat. Od tej strony go nie znałam. Nie podejrzewałam go o to, że to właśnie on mnie uratuje.
- Nie, nic... Możesz nie mówić nikomu o tym co się tutaj stało?- zadałam mu pytanie. Widziałam po jego minie, że nie wie co ma zrobić. Wahał się. Pewnie chciał o wszystkim opowiedzieć o tym zdarzeniu swojemu bratu.
-Ja mogę nie mówić, ale zmyj makijaż bo sama się zdradzisz- poradził mi i jednocześnie się zgodził. Zrobiłam tak jak powiedział i dopiero teraz zobaczyłam, że mam rozciętą wargę, z której leci krew. Zauważył to także piłkarz.
-Uderzył cię?- zapytał podniesionym głosem i z niedowierzaniem.
-Tylko raz- odpowiedziałam. Udawałam spokojną, ale w środku cała drżałam. Wszystkie wspomnienia do mnie wróciły. Nagle przed moimi oczami pojawił się obraz mojego taty sprzed kilku lat i mojego byłego chłopaka. Czas nagle stanął w miejscu. Łzy mimowolnie spływały po moich policzkach. Zakręciło mi się w głowie, więc podparłam się ręką o ścianę. Marc widząc, że źle się czuję, chwycił mnie w talii i zadzwonił po taksówkę.
-Pojedziemy do domu- zarządził. Powiedział Leo, że jedziemy do domu, a Anto przyniosła mi moją torebkę. Powiedziałam im, że źle się czuję. W sumie nawet nie skłamałam. Czułam się wręcz gorzej, niż źle. Wyszliśmy z klubu i pojechaliśmy zamówioną taksówką na naszą ulicę. Podczas jazdy samochodem nie odezwałam się ani słowem. Nie chodziło o to, że nie ufałam mojemu wybawicielowi albo że nie byłam mu wdzięczna za to co zrobił. Patrzyłam w jeden punkt i nic nie mówiłam, ponieważ wspomnienia zbyt bolały. Miałam być szczęśliwa. Obiecałam to babci, ale nie wiem jak będzie teraz. Najchętniej wyjechałabym na drugi koniec świata. Gdy weszliśmy do domu od razu rzuciłam buty w kąt przedpokoju, a torebkę na kanapę w salonie. Usiadłam na podłodze z podkulonymi nogami i oparłam się o sofę. Marc po kilku minutach przyszedł z dwoma kubkami kakao.
-Zawsze piję kakao jak coś jest nie tak. Nie zbyt rozwiązuje problemy, ale to dobry pretekst, żeby znowu być dzieckiem- powiedział. Pierwszy raz widziałam go takiego. Był miły, troskliwy, delikatny i się uśmiechał.
-Dziękuję- podziękowałam i napiłam się łyka mlecznego napoju. Też tak macie, że jedzenie bądź picie zrobione przez kogoś innego o wiele lepiej smakuje? Ja tak miałam od zawsze.
-Nie dziękuj tylko przestań się zamartwiać. Nic ci nie zrobił- nakazał uśmiechnięty. Gdybyś tylko wiedział... Ale nie wiesz i nigdy się nie dowiesz.
-Masz rację, pójdę już spać, jeśli pozwolisz. Za dużo wypiłam i trochę nie kontaktuje już- oznajmiłam- Naprawdę dziękuję za wszystko- dodałam.
-Nie ma za co- po tych słowach wyszedł z mojego mieszkania. Wzięłam butelkę wina i wypiłam całe. Chciałam zapomnieć o problemach, ale alkohol mi nie pomógł. Działo się ze mną coś dziwnego, a ja nie wiedziałam co. Po opróżnieniu butelki wina zaczęłam pić kolejne. Miały one być do obiadu lub na nagły wypadek, na tak zwaną czarną godzinę. Niestety, ale mi nie wyszło. Zaczęła się zastanawiać czy przyjazd tutaj był dobrym rozwiązaniem. Może rodzice mieli racje.  Może wcale nie powinnam wyjeżdżać do Barcelony. Nie radzę sobie już na starcie, a co będzie potem? Powinnam być twarda. Jestem już dorosła i powinnam się tak zachowywać, ale nie potrafię. To co kiedyś przeżyłam nie dawało o sobie zapomnieć. Kiedy myślałam, że jestem na dobrej drodze, aby wymazać ze swojej głowy wszystkie złe wspomnienia, okazało się to nieprawdą. Moje wyobrażenie pękło jak bańka mydlana. Chciałam, aby ktoś teraz był obok mnie. Chciałam poczuć zapach czyichś perfum. Chciałam poczuć czyiś rytm serca. Chciałam poczuć ciepło czyichś ramion. Chciałam poczuć się bezpieczna. Nie czułam tego wszystkiego od bardzo dawna. Nie liczę na to, że może się to jakoś zmienić. Nie mam ochoty na angażowanie się w jakiś bezsensowny związek, który zakończy się moimi łzami. Jestem przeciwko miłości. Ja, Victoria Malicka nie wierzę w miłość. Mówię to wszem i wobec. Mimo że czuję się samotna jak cholera to nie będę się w nic pakować. Zacznę żyć jak normalna, dorosła kobieta. Przestanę być dzieckiem. Czy to w ogóle możliwe? Jak mam zapomnieć? Dlaczego nikt nie wymyślił leku na smutki? Obiecałam babci, że będę twarda, ale nie daję sobie rady. Po prostu nie daję... Każdy mówił o mnie "twarda sztuka", ale czy na pewno? Ludzie widzą to, co chcą widzieć. Jedynie moja koleżanka kiedyś, gdy się kłóciłyśmy powiedziała całą prawdę o mnie. Powiedziała, że udaję szczęśliwą i twardą. Wystarczy spojrzeć w moje oczy, a one zawsze są smutne. Nie daję się poznać ludziom. Jedyne co daję poznać to moją maskę, za którą się ukrywam bo jestem tchórzem. Miała rację, ale nawet wtedy się do tego nie przyznałam. Prawda boli. Przed oczami znowu widziałam wszystkie sceny, gdy tak potwornie się bałam. Przypomniał mi się każdy cios, który otrzymałam od mojego byłego chłopaka, a potem od ojca. Każde złe słowo, które kiedyś mi powiedzieli, wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Ja i moje myśli położyliśmy się spać dopiero o piątej rano. Spałam na podłodze w sukience i z butelkami wina obok siebie. Gorzej być chyba nie mogło. Chociaż... Gdyby nie Marc. Owszem mogło być gorzej.


A więc co myślicie o 4 rozdziale? Jest mała akcja, ale nie myślcie, że już w następnym rozdziale zacznie się wielkie love story.