niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 3

"Świat byłby nudny bez paru sekretów".

Dzisiaj miałam bardzo dziwny sen. Śniła mi się moja babcia Alinka. Nie wiem gdzie byłyśmy. To była jakby pustka. Otoczenie było białe. W niektórych miejscach przedzierały się promienie słoneczne. Babcia była ubrana w długą sukienkę w kolorze śniegu. Siedziała na swoim starym bujanym fotelu.
-Dziecinko musisz mi obiecać, że będziesz szczęśliwa- odezwała się po chwili z wyraźnie wyczuwalną nadzieją w głosie.
-Nie potrafię... Dobrze wiesz, że nie umiem wymazać złych wspomnień z głowy- odpowiedziałam płacząc. Byłam przerażona poleceniem jakie wydała mi ukochana starsza kobieta.
-Umiesz, ale musisz pozwolić do siebie dotrzeć- pouczyła mnie. Zawsze tak robiła. Zawsze miała dla mnie mądre rady. Nigdy mnie nie zawiodła.
-Dotrzeć?- powtórzyłam nie wiedząc, co chce mi przez to przekazać.
-Otwórz się na ludzi, poznaj ich. Nie każdy jest taki sam jak Adrian uwierz mi- wypowiedziała te słowa z taką lekkością.
-Wierzę, ale...- nie dane było mi jednak skończyć. Spojrzałam na nią zdziwiona. Jeszcze nigdy mi nie przerwała. Starała się mnie wysłuchać, a dopiero potem przedstawiała swoje zdanie.
-Obiecaj, że będziesz szczęśliwa- powtórzyła swoją wcześniejszą prośbę. Nie pozostało mi nic innego jak spełnienie tego o co mnie poprosiła.
-Obiecuję babciu- powiedziałam.
-Teraz mogę być spokojna na tamtym świecie. Tutaj jest twoje miejsce. Tutaj w Barcelonie. Pamiętaj o tym dziecinko. Kocham cię- powiedziała to tak jakby się żegnała. Nie chciałam, aby odchodziła.
-Też cię kocham babciu. Bądź tam szczęśliwa- wyszeptałam szybko.
-Jestem dziecino- po wypowiedzeniu tych słów zniknęła, a ja wtedy się obudziłam. W pokoju było ciemno. Chwyciłam mój telefon,który leżał na szafce nocnej. Była godzina druga w nocy. Zeszłam na dół do kuchni i zrobiłam sobie kakao. Zawsze, gdy nie mogłam spać piłam tą brązową ciecz. Podobno pierwszy sen w nowym miejscu jest proroczy albo ważny. Coś takiego... Ponownie położyłam się o trzeciej. Tym razem nic mi się nie śniło. Mogłabym spać, ale oczywiście nie mogło tak być.
Spałam sobie spokojnie, gdy nagle poczułam na mnie coś ciężkiego. Nie powiem, przestraszyłam się. W końcu kto może być w moim domu. Nikogo tu nie znam. Otworzyłam szybko oczy i zaraz tego pożałowałam. Słońce świeciło dzisiaj bardzo mocno. Ktoś odsłonił mi zasłony przez co na chwilę oślepłam. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do panującej w sypialni jasności, mogłam spojrzeć kto był tak "inteligenty", aby mnie obudzić o tak wczesnej porze.
-Cześć mała czarna- zawołał radośnie Sergi. Nie dowierzałam własnym oczom. Nie, nie chodziło mi o to, że mój idol właśnie siedzi na moim łóżku, a raczej na mnie. Nie mogłam uwierzyć w to, że nie wzruszony siedzi sobie u mnie w sypialni i mnie budzi, a w dodatku jest w dobrym humorze z samego rana. Spojrzałam na zegarek i z przykrością musiałam stwierdzić, że to nie rano. Jest godzina 9:22.
-Cześć pando, co tu robisz?- zapytałam w końcu. Nie będę przecież cały czas milczała.
-Idziemy biegać- oznajmił mi ochoczo. Popatrzyłam na niego moim spojrzeniem numer 101 "Z choinki się gościu urwałeś?"- No dawaj ubieraj się i idziemy, a potem śniadanko mojej mamy- zakomunikował.
-Miałam się nie zgodzić, ale jeśli w grę wchodzi śniadanie twojej mamy to co innego- powiedziałam i wstałam z łóżka, tym samym zrzucając z siebie piłkarza.
-A ja nie wystarczam?- zapytał jak dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki.
-Śniadanie wygrało pando- oznajmiłam wesoło. Oboje byliśmy w bardzo dobrych humorach.
-Policzymy się kiedy indziej, a teraz chodź na selfie bo masz fajną piżamkę- tak jak poprosił, tak zrobiłam. Sergi dodał zdjęcie na Instagrama z dopiskiem "Kto mi kupi taką piżamkę?". Ja w tym czasie poszłam się wyszykować. Postanowiłam nie brać kąpieli. W końcu i tak idziemy biegać. Umyłam się,a włosy związałam w kucyka. Następnie ubrałam się w sportowy strój, aby było mi wygodnie. Nie wyglądam jak super top modelka, ale nie uważam, abym miała się czego wstydzić. To jest skutek moich wszystkich problemów. Zazwyczaj uciekałam w sport. Wyszłam z łazienki i znowu Sergi zrobił nam zdjęcie. Tym razem to ja wstawiłam je na swój profil z podpisem "Z wesołą Pandą ♥". W końcu wyszliśmy biegać. Trenowało nam się naprawdę dobrze, a przynajmniej mi. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Dużo dowiedziałam się o Sergim. Jutro ma trening i namawia mnie, żebym przyszła. Powiedziałam mu, że się zastanowię. Poznać ich wszystkich to moje marzenie, ale boję się spotkania z tyloma ludźmi. Boję się, że oni nie okażą się tacy jak ta zwariowana panda. Co jeśli mnie nie polubią? A jeśli są zapatrzonymi w siebie gwiazdkami? Nie chciałabym się rozczarować. Po dwóch godzinach biegania udaliśmy się na obiecane śniadanie cioci Manueli. Przed tym jeszcze wzięłam prysznic i przebrałam się w czyste ubranka. Zamknęłam dom i poszłam do cioci Manueli. Otworzył mi uradowany Sergi.
-Aż tak się cieszysz, że mnie widzisz?- zapytałam ze śmiechem. Naprawdę szczerzył się jak głupi do sera. On niech lepiej uważa bo w wieku trzydziestu lat będzie miał więcej zmarszczek, niż nie jeden siedemdziesięciolatek.
-Mam niespodziankę- mówił uradowany. Myślałam, że zaraz mi to wyśpiewa. Pokręciłam tylko ze śmiechem głową.
-Załatwiłeś mi ten czołg?- zadałam pytanie z udawaną nadzieją w głosie.
-Tak... Co? Nie! Ale załatwię- powiedział dumny. Oto przedstawiam wam zdecydowanie, podzielność uwagi i zdolność słuchania pana Roberto.On nic nie powiedział tylko pociągnął mnie za rękę w stronę jadalni. Wepchnął mnie do pomieszczenia, a ja odwróciłam się do niego i spojrzałam jak na wariata.
-Wiem, że ty nie jesteś normalny, ale może z łaski swojej pójdziesz wziąć leki?- zapytałam retorycznie, ale oczywiście on nie pochwycił aluzji. Znaczy na pewno załapał o co mi chodzi, ale udawał głupiego.
-Skończyły się czarna- odpowiedział z uśmiechem. Chwycił mnie za ramiona i odwrócił tyłem do siebie. Musiałam mieć niezłą minę. Przy stole ujrzałam siedzącego Marca Bartre. Myślałam, że moje oczy wyjdą z orbit.
-Cześć, jestem Vicki Malicka- przedstawiłam się piłkarzowi. Byłam w szoku, że go widzę na żywo, ale jeszcze większy szok przeżyłam, gdy jako pierwsza się do niego odezwałam. Nie spodziewałam się tego po sobie.
-Marc Bartra- odpowiedział. Był jakiś dziwny. Nie wiem czy to dobre określenie. Był zupełnie inny, niż Sergi. On jest bardziej poważny, stonowany i chyba smutny.
-Braciszku kochany- zaczął drugi piłkarz i objął klubową 15 ramieniem- Ona wie kim jesteś bo... Jest Cule!- wydarł się uradowany na całą okolice. Na Camp Nou go chyba słyszeli. W tym samym czasie usłyszeliśmy głos pani Manueli dobiegający z kuchni.
-Roberto przestań krzyczeć!- zganiała go jak małe dziecko.
-Słuchaj się mamy mały- powiedział do niego Marc. Wreszcie się trochę uśmiechnął. Nie był to duży uśmiech, ale zawsze coś.
-Idę pomóc cioci- zakomunikowałam i wyszłam. Zastanawiało mnie dlaczego Sergi mówił do Marca "braciszku", ale postanowiłam się nie wtrącać w nie swoje sprawy. Może to tylko dlatego, że się przyjaźnią.
-Idziemy ci pomóc!- usłyszałam jeszcze za sobą krzyk pomocnika. Weszliśmy we trójkę do kuchni, gdzie ciocia coś gotowała.
-Dzieciaki śniadanie za 10 minut będzie na stole- powiedziała starsza kobieta, gdy nas tylko zauważyła. Posłała w naszą stronę również ciepły uśmiech. Nic dziwnego, że Sergi jest taki wesoły. Wychował się w domu, w którym panował optymizm. Przynajmniej tak myślę.
-Przyszliśmy ci pomóc mamo- odezwał się Bartra. Wiecie jaka byłam zdziwiona? Postanowiłam jednak grać niewzruszoną jego słowami. Nigdzie nic nie pisali o tym, że Sergi i Marc są rodzeństwem. Nie chciałam jednak zadawać niewygodnych lub głupich pytań. Nie chciałam, aby się na mnie obrazili lub zapanowała dziwna, napięta atmosfera. Wolałam to przemilczeć. Jednak ciekawość zżerała mnie od środka. Byłam taka zamyślona, że nawet nie zauważyłam, gdy znalazłam się na tarasie w towarzystwie loczka.
-Ktoś tu jest ciekawski- zaśpiewał wesolutko. W odpowiedzi tylko zgromiłam go wzrokiem- Żeby zaspokoić twoją ciekawość powiem ci, że Marc to nie jest mój rodzony brat. Miał sześć lat, gdy zginęli jego rodzice. Jego mama pracowała razem z moją. Obydwie bardzo się lubiły i traktowały się jak siostry. Moja mama postanowiła przygarnąć Marca i takim oto sposobem zyskałem brata- opowiedział mi całą historię. 
-Nigdzie o tym nie piszą- zauważyłam. 
-Wiesz nie byliśmy sławni od dziecka. Kto by się zainteresował chłopakami, którzy stają się braćmi? Tak się potoczyło, że zostaliśmy braćmi, ale ja się z tego cieszę. Zawsze kochaliśmy piłkę, trafiliśmy do La Masii, a potem już do pierwszego składu- wyjaśnił. Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.
-Nie znam Marca, ale chyba bardzo różnicie się charakterami- powiedziałam i czekałam na jego reakcję.
-I to jak, ale mimo to bardzo dobrze się dogadujemy. Nawet nie wiesz ile razy mi pomógł- stwierdził z błyskiem w oczach. Widać było, że bardzo kocha swojego brata. Chociaż nie łączyły go z nim więzy krwi to Sergi traktował go jakby było inaczej. To jest dla mnie niesamowite i wspaniałe.
-Ty na pewno też mu wiele razy pomogłeś- odezwałam się.
-Udaje bad boya, więc musiałem- odpowiedział ze śmiechem. Ja również zaczęłam się śmiać. Weszliśmy do środka i nakryliśmy do stołu. Był to bardziej obiad, niż śniadanie, ale co się dziwić skoro było już dobrze po trzynastej. Dziwne tu mają pory spożywania posiłków. Znowu bardzo dużo rozmawialiśmy. Głównie mówił Sergi i ciocia Manuela. Najbardziej milczał Marc. Wydawał się bardzo skryty albo po prostu nie miał ochoty na śniadanie z obcą osobą. Po wyjściu z domu Roberto zadzwoniłam do mamy. Rozmowa niezbyt nam się kleiła. Odkąd jestem w Hiszpanii odzwyczaiłam się od tego. Może dlatego, że mimo iż Sergi i pani Manuela to tak naprawdę dla mnie obcy ludzie to zawsze znajdziemy tematy do prowadzenia konwersacji. Humor trochę mi się popsuł przez to, ale lody załatwiły sprawę. Przynajmniej tak próbowałam sobie wmawiać. Prawda była taka, że bolało mnie to. Włączyłam sobie kilka filmów. Obejrzałam "Cloud9", "Poczuj rytm", "3 metry nad niebem", "Ojciec Chrzestny", "Gol" i "Trener". Tak minął mi cały dzień. Musiałam się trochę odmóżdżyć. Poza tym popisałam trochę z moimi znajomymi z Polski. Nic ciekawego. O godzinie 22 byłam już bardzo śpiąca, więc położyłam się spać.


Jest i rozdział 3 :) Wiem, że on jakoś nie powala i nic się nie dzieje, ale mam zamiar to zmienić. Mamy już postać Marca, więc jesteśmy chyba na dobrej drodze XD A tak na poważnie to dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze. To mnie jeszcze bardziej motywuje do dalszego pisania :) Piszcie jak Wam się podoba :)




























6 komentarzy:

  1. Brak mi slow , jak na razie to opowiadanie jest genialne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No no. Przeczytałam rozdziały i przyznam, że troszkę się pośmiałam. ;) Czekam na rozwój akcji. I zapraszam do mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej hej hej :))
    Zajrzałam przez przypadek i powiem ci, że zaczyna się fajnie :)
    Czekam na następny :) Życzę weny :**
    I może jak będziesz miała chwile zajrzysz do mnie
    --->http://blogolainey.blogspot.com/
    ps. Zostaję :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie to fajne! ❤ / wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)