niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 4

"Bo myśli prują, a blizny pozostają, 
znacząc ciało i naszą niedoskonałość"


Naprawdę spało mi się bardzo dobrze. Chyba każdy wie, że jestem śpiochem. Moje życie zaczynało się nocą. W Hiszpanii co prawda tak nie było, ale jestem tutaj dopiero trzeci dzień. Do mojej sypialni wparował uśmiechnięty Sergi. Budzi mnie już od dziesięciu minut. Zabrał mi nawet kołdrę, ale od czego ma się prześcieradło. Poduszkę też mi zabrał, ale dla chcącego spać nie ma nic trudnego, aby nadal spać. Na chwilę sobie odpuścił. Mogłam więc dalej zostać pogrążona w krainie Morfeusza. Myślałam, że pomocnik pojechał już na trening, gdy zostałam gwałtownie poderwana z łóżka. Spojrzałam na osobę, która to zrobiła i ujrzałam Marca. Trzymał mnie na rękach i wyszedł na balkon. Wystawił ręce tak, że trzymał mnie poza barierką. Byłam pewna, że dostanę zawału. Jednak się udało. Nie miałam nagłej arytmii serca. Mocno objęłam jego szyję i odwróciłam głowę od mojego ogrodu, który znajdował się pode mną.
-Marc co ty robisz?!- usłyszałam krzyk jego mamy.
-Bawimy się mamo!- odkrzyknął radosny.
-Postaw ją na ziemi i na trening idźcie- powiedziała i wyszła chyba z balkonu. Kiedy tylko poczułam chłodne płytki natychmiast zaczęłam bić Bartre. On się jedynie ze mnie śmiał.
-Idź się ubierz bo Sergi robi nam śniadanie i jedziemy na trening- poinformował mnie. Byłam na niego taka wściekła.
-Po pierwsze ty jeść nie będziesz, a po drugie to ja nigdzie nie jadę bo idę na plaże- wyjaśniłam mu niemalże plując jadem. Co on sobie wyobrażał? Nienawidzę takich facetów.
-Zaraz zrobię to samo co przed chwilą, więc radzę się iść umyć- odpowiedział ze stoickim spokojem. Przemyślałam to w jakiej pozycji się znajduję i stwierdziłam, że lepiej będzie zrobić to co mi kazał. Nie cierpię, gdy ktoś mi każe coś robić. Bez słowa jednak weszłam do mojej garderoby, a potem udałam się do łazienki.
-Weź kostium kąpielowy!- krzyknął za mną Marc i wyszedł z mojego pokoju. Dopiero teraz zauważyłam jaki bałagan tu panuje. Sergi to wszystko wysprząta na błysk. Wzięłam prysznic, rozpuściłam włosy i ubrałam się. Wcześniej jeszcze założyłam strój kąpielowy. Do torebki spakowałam portfel, telefon, power bank'a, klucze, słuchawki i inne potrzebne rzeczy. Zeszłam na dół, gdzie czekało na mnie pyszne śniadanie. Sergi przygotował grzanki z pomidorem i jamón serrano. Do tego jeszcze sok pomarańczowy. Mogłam umierać. Niebo w gębie. Marc właśnie chciał wziąć swoją grzankę.
-Przepraszam bardzo czy ja ci nie mówiłam, że nie będziesz jadł?- zapytałam nadzwyczaj spokojnie. Jego brat popatrzył na mnie jak na idiotkę. Wcale się mu nie dziwię.
-Czemu ma nie jeść?- zapytał mnie ze śmiechem.
-Gdyż, iż, ponieważ masz debila, a nie brata...- tak oto zaczęła się moja opowieść. Ja mówiłam i nawet nie zauważyłam, że Marc też mnie słuchał i jadł jednocześnie śniadanie. Jedynym pocieszeniem jakie dostałam od mojej pandy było stwierdzenie, że jestem miłosierna i dzięki mnie nie umrze z głodu jeden z piłkarzy Barcy. Kupił mnie też lodami. Obiecał, że po treningu dostanę największe cytrynowo- miętowe lody jakie tylko będą. Nie powiem, ale propozycja pandy była kusząca. Po kilkunastu minutach zebraliśmy się na trening. Nadal się stresowałam, ale starałam się tego nie pokazywać.
-Spokojnie nie będziemy cię dzisiaj gryźć- powiedział cicho Marc. Słyszała to tylko nasza dwójka. Sergi już podskakiwał wesoło, idąc w stronę wejścia na Camp Nou. Powiedział coś ochroniarzowi i weszliśmy bez problemu. Zapomniałam cokolwiek odpowiedzieć Barcie. Moja inteligencja mnie czasem przeraża. Sergi pokazał mi, gdzie mam iść, a oni poszli do szatni się przebrać. Weszłam na murawę i byłam w szoku. Wreszcie widzę Camp Nou z bliska. Zachwycało mnie dosłownie wszystko. Dla mnie krzesełka, ławka rezerwowych, murawa, bramki- to wszystko było piękne. Serce biło mi dwa razy szybciej, niż normalnie. Poczułam, że marzenia się spełniają. To było coś niesamowitego. Być tu, gdzie ja to marzenie każdego kibica Blaugrany. Jestem szczęśliwa, że mogłam je spełnić.
-Pierwszy raz tutaj?- dobiegł do moich uszu poważny głos. Gdy spojrzałam w bok okazało się, że to trener mojego ukochanego klubu.
-Dzień dobry, tak pierwszy raz- przywitałam się i odpowiedziałam na wcześniejsze pytanie.
-Widziałem, że przyszłaś z Marciem i Sergim- zagadał.
-Tak, jestem nową sąsiadką Sergiego, więc nie odpuszcza mi od dwóch dni pobudki- powiedziałam ze śmiechem. On również się roześmiał.
-Od dwóch dni jesteś w Hiszpanii?- spytał żartując. W końcu zna chłopaków bardzo dobrze.
-Od 3, ale gdy byłam tu pierwszego dnia poznaliśmy się wieczorem- poinformowałam rozbawiona. Świetnie rozmawiało mi się z Lucho. Był dla mnie bardzo miły. nareszcie księżniczki wyszły z tunelu. Sergi od razu podbiegł do trenera.
-Możesz- wydał mu pozwolenie Luis jakby czytał mu w myślach. Trener zagwizdał i kazał się chłopakom ustawić w szeregu. Było bardzo zabawnie. Neymar bił się z Suarezem. Oczywiście tylko sobie żartowali. Pique zabrał buta Albie. Gerard wyciągnął rękę do góry i kazał mniejszemu skakać. Po kilku minutach uspokoili się. Zapanowała cisza i wszystkie oczy  zwróciły się  na mnie. Wyobraźcie to sobie. Wielka banda facetów, którzy są waszymi idolami patrzy na was. Czułam się jak wystawa w muzeum.
-No to głupki to jest moja tak jakby siostra. Nie jest ze mną ani z Marciem spokrewniona, ale jednak to moja siostra. Obiecałem jej największe lody cytrynowo-miętowe, gdyż musiałem ją obudzić, a że nie dałem rady to poprosiłem Bartre. Nie powiem, żeby był jakiś delikatny. Potem idziemy na plażę, więc jeśli chcecie iść z nami to zapraszam. Chciałbym zaznaczyć, że mimo iż ma tylko 162 cm wzrostu to jest pełnoletnia dokładnie od czterech dni. Jeśli którykolwiek z was ją tknie to zabiję moimi tajnymi technikami sztuk walki czy coś takiego. Nie pamiętam jak to dokładnie szło bo to tekst mojego kochanego braciszka, ale...- szykowała się dłuższa opowieść, ale na szczęście ktoś się nad nami zlitował i przerwał zanim Sergi opowie cały mój życiorys.
-Cześć jestem Marc Andre ter Stegen- przywitał się ze mną wysoki bramkarz. Widząc minę pandy po prostu nie mogłam się nie roześmiać. Każdy zrobił to samo co ja.
-Victoria Malicka- przedstawiłam się, a każdy z piłkarzy mnie uścisnął. Potem zaczął się trening. Podczas, gdy chłopaki ćwiczyli ja rozmawiałam z Luisem. Fajny z niego gość. Nie daje ci odczuć, że jest dużo starszy od ciebie. Po kilku godzinach poszliśmy wreszcie na plażę. Wybrałam się oczywiście ja, Sergi, Marc i Neymar. Reszta chłopaków nie miała spodenek. Umówiliśmy się dzisiaj na wyjście do klubu. Dzisiejszy dzień zapowiada się ciekawie. Nad morzem było wspaniale. Woda była cieplutka. Prawie w ogóle z niej nie wychodziłam. Cały czas pływałam z Neymarem. Oboje kochamy morze. Spoko z niego chłopak. Można z nim porozmawiać. Media mówią jaki to on nie jest, ale to nie prawda. Wystarczy spędzić z nim tylko trochę czasu. Była już godzina osiemnasta, więc postanowiliśmy się zbierać do domu. Nie mogliśmy, przecież spóźnić się na imprezę. Mi nie zależało tak jak chłopakom, ale co miałam na to poradzić. Wolałam wrócić z nimi, ponieważ nie miałam pojęcia jak wrócić z plaży do mojego domu ani nie miałam czym. Bezpieczniejsza jednak była opcja powrotu z chłopakami. Sergi odwiózł najpierw Neymara, a potem podjechał pod swój dom.
-Przyjdź do mnie jak się wyszykujesz- zwrócił się do Marca.
-On tu gdzieś mieszka?- zapytałam. Chyba powinnam czasem zamilczeć.
-Na przeciwko mojego domu- odpowiedział mi Roberto. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam niemalże taki sam dom jak ten na przeciwko.
-A co?- dopytał Bartra.
-Nie no nic boję się o swoje życie- stwierdziłam i wzruszyłam ramionami. On jak zawsze odpowiedział poważnie.
-I słusznie- po tych słowach poszedł do domu.
-Lubi cię- odezwał się Sergi. Spojrzałam na niego jak na idiotę- Wiem, że on jest dość specyficzny, ale znam go od początku swojego życia. Wiem co mówię mała czarna. Przyjdziemy po ciebie- powiedział, a ja go przytuliłam na pożegnanie. Najpierw zjadłam lekki posiłek, a potem postanowiłam się zacząć przygotowywać. Wzięłam dość długą kąpiel z pachnącą pianą. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Jedyne co z nimi zrobiłam to je pokręciłam. Zrobiłam sobie lekki makijaż, ponieważ pomalowałam tylko rzęsy i usta czerwoną szminką. Ubrałam się w wcześniej naszykowaną stylizację. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że lepiej nie będzie. Chciałam zrobić sobie zdjęcie, ale przyszli akurat Marc z Sergim. Zrobiliśmy sobie zdjęcie z chłopakami, które wylądowało na portalach społecznościowych z dopiskiem "Rodzeństwo rusza na miasto". Oczywiście pomysłodawcom tego tekstu był nie kto inny jak Sergi, który zdążył mnie skomplementować jakieś trzy razy. Stwierdził, że ma najpiękniejszą siostrę. W końcu udało nam się wyjść z domu. Zapakowaliśmy się do taksówki i udaliśmy się w stronę klubu o nazwie "La vida loca". Weszliśmy do środka i od razu poszliśmy na lożę vip. Przywitałam się z piłkarzami i poznałam ich partnerki. Szybko się zakolegowałyśmy. Stwierdziłyśmy, że musimy napić się za naszą nową znajomość. Najlepiej dogadywałam się z Antonellą i Shakirą. Po kilku drinkach zostałam porwana do tańca przez moich znajomych. Kto by pomyślał, że kiedyś tak nazwę moich idoli. Bawiłam się naprawdę dobrze. Tańczyłam prawie z każdym. W odbijanego zabawił się jakiś facet, którego nie znałam. Przez to, że byłam już trochę pijana to nawet fajnie mi się tańczyło. Nie było mi tak do śmiechu, gdy ręka starszego chłopaka powędrowała na mój tyłek. Chwyciłam za jego rękę i położyłam ją z powrotem na moją talię. Jednak on nie odpuszczał. Przeprosiłam go i poszłam do naszej loży. Tam piłam kolejne drinki i rozmawiałam z moimi towarzyszami. Poszłam do toalety za potrzebą. Gdy już wyszłam z kabiny zobaczyłam tego nachalnego typa, z którym tańczyłam.
-Cześć księżniczko- powiedział przesłodzonym głosem. Alkohol dodał mi odwagi.
-Nie jestem twoją księżniczką palancie- odpysknęłam.
-Nie masz ochoty na małą zabawę?- zapytał poruszając znacząco brwiami. Był taki obleśny, że aż mnie mdliło.
-Z tobą nie- odpowiedziałam pewna siebie.
-Trudno- stwierdził i popchnął mnie na ścianę. Uderzył mnie, gdy zaczęłam się bronić. Błagam czy nie może tu wejść jakaś dziewczyna. Próbował się do mnie dobierać, a ja nie miałam na te siły, aby go odepchnąć. Wypite procenty wcale mi w tym nie pomagały. Byłam bardzo przerażona. Miałam w swojej głowie najgorsze scenariusze. Nie potrafię nawet opisać co czułam w tamtej chwili. 
-Zostaw mnie!- krzyknęłam. Łzy leciały mi bez mojej woli. Nie panowałam już nad swoimi emocjami. To było zbyt wiele jak dla mnie.
-Nie słyszałeś co powiedziała!?- wydarł się Marc. Jego oczy ściemniały, a kości policzkowe jeszcze bardziej się uwydatniły. Nie wiedziałam, że to jeszcze możliwe. W jednej chwili pociągnął za ramię mojego oprawce, zamachnął się i z całej siły uderzył go w twarz.
-Wypierdalaj stąd albo dostaniesz jeszcze bardziej- zagroził, a tamten uciekł jak tchórz. Marc w ostatniej chwili ponownie wymierzył mu cios. Tym razem całą swoją siłę wyładował na brzuchu i twarzy tego zboczeńca.
-Odważny jesteś tylko do słabszej kobiety sukinsynu?- zapytał i napluł mu w twarz. Ten wyszedł najszybciej jak się tylko dało. 
-Dziękuję- wyszeptałam. Nie wiedziałam jak mam się teraz zachować. Wszystko zaczęło się sypać.
- Nic ci się nie stało?- spytał niczym dobry brat. Od tej strony go nie znałam. Nie podejrzewałam go o to, że to właśnie on mnie uratuje.
- Nie, nic... Możesz nie mówić nikomu o tym co się tutaj stało?- zadałam mu pytanie. Widziałam po jego minie, że nie wie co ma zrobić. Wahał się. Pewnie chciał o wszystkim opowiedzieć o tym zdarzeniu swojemu bratu.
-Ja mogę nie mówić, ale zmyj makijaż bo sama się zdradzisz- poradził mi i jednocześnie się zgodził. Zrobiłam tak jak powiedział i dopiero teraz zobaczyłam, że mam rozciętą wargę, z której leci krew. Zauważył to także piłkarz.
-Uderzył cię?- zapytał podniesionym głosem i z niedowierzaniem.
-Tylko raz- odpowiedziałam. Udawałam spokojną, ale w środku cała drżałam. Wszystkie wspomnienia do mnie wróciły. Nagle przed moimi oczami pojawił się obraz mojego taty sprzed kilku lat i mojego byłego chłopaka. Czas nagle stanął w miejscu. Łzy mimowolnie spływały po moich policzkach. Zakręciło mi się w głowie, więc podparłam się ręką o ścianę. Marc widząc, że źle się czuję, chwycił mnie w talii i zadzwonił po taksówkę.
-Pojedziemy do domu- zarządził. Powiedział Leo, że jedziemy do domu, a Anto przyniosła mi moją torebkę. Powiedziałam im, że źle się czuję. W sumie nawet nie skłamałam. Czułam się wręcz gorzej, niż źle. Wyszliśmy z klubu i pojechaliśmy zamówioną taksówką na naszą ulicę. Podczas jazdy samochodem nie odezwałam się ani słowem. Nie chodziło o to, że nie ufałam mojemu wybawicielowi albo że nie byłam mu wdzięczna za to co zrobił. Patrzyłam w jeden punkt i nic nie mówiłam, ponieważ wspomnienia zbyt bolały. Miałam być szczęśliwa. Obiecałam to babci, ale nie wiem jak będzie teraz. Najchętniej wyjechałabym na drugi koniec świata. Gdy weszliśmy do domu od razu rzuciłam buty w kąt przedpokoju, a torebkę na kanapę w salonie. Usiadłam na podłodze z podkulonymi nogami i oparłam się o sofę. Marc po kilku minutach przyszedł z dwoma kubkami kakao.
-Zawsze piję kakao jak coś jest nie tak. Nie zbyt rozwiązuje problemy, ale to dobry pretekst, żeby znowu być dzieckiem- powiedział. Pierwszy raz widziałam go takiego. Był miły, troskliwy, delikatny i się uśmiechał.
-Dziękuję- podziękowałam i napiłam się łyka mlecznego napoju. Też tak macie, że jedzenie bądź picie zrobione przez kogoś innego o wiele lepiej smakuje? Ja tak miałam od zawsze.
-Nie dziękuj tylko przestań się zamartwiać. Nic ci nie zrobił- nakazał uśmiechnięty. Gdybyś tylko wiedział... Ale nie wiesz i nigdy się nie dowiesz.
-Masz rację, pójdę już spać, jeśli pozwolisz. Za dużo wypiłam i trochę nie kontaktuje już- oznajmiłam- Naprawdę dziękuję za wszystko- dodałam.
-Nie ma za co- po tych słowach wyszedł z mojego mieszkania. Wzięłam butelkę wina i wypiłam całe. Chciałam zapomnieć o problemach, ale alkohol mi nie pomógł. Działo się ze mną coś dziwnego, a ja nie wiedziałam co. Po opróżnieniu butelki wina zaczęłam pić kolejne. Miały one być do obiadu lub na nagły wypadek, na tak zwaną czarną godzinę. Niestety, ale mi nie wyszło. Zaczęła się zastanawiać czy przyjazd tutaj był dobrym rozwiązaniem. Może rodzice mieli racje.  Może wcale nie powinnam wyjeżdżać do Barcelony. Nie radzę sobie już na starcie, a co będzie potem? Powinnam być twarda. Jestem już dorosła i powinnam się tak zachowywać, ale nie potrafię. To co kiedyś przeżyłam nie dawało o sobie zapomnieć. Kiedy myślałam, że jestem na dobrej drodze, aby wymazać ze swojej głowy wszystkie złe wspomnienia, okazało się to nieprawdą. Moje wyobrażenie pękło jak bańka mydlana. Chciałam, aby ktoś teraz był obok mnie. Chciałam poczuć zapach czyichś perfum. Chciałam poczuć czyiś rytm serca. Chciałam poczuć ciepło czyichś ramion. Chciałam poczuć się bezpieczna. Nie czułam tego wszystkiego od bardzo dawna. Nie liczę na to, że może się to jakoś zmienić. Nie mam ochoty na angażowanie się w jakiś bezsensowny związek, który zakończy się moimi łzami. Jestem przeciwko miłości. Ja, Victoria Malicka nie wierzę w miłość. Mówię to wszem i wobec. Mimo że czuję się samotna jak cholera to nie będę się w nic pakować. Zacznę żyć jak normalna, dorosła kobieta. Przestanę być dzieckiem. Czy to w ogóle możliwe? Jak mam zapomnieć? Dlaczego nikt nie wymyślił leku na smutki? Obiecałam babci, że będę twarda, ale nie daję sobie rady. Po prostu nie daję... Każdy mówił o mnie "twarda sztuka", ale czy na pewno? Ludzie widzą to, co chcą widzieć. Jedynie moja koleżanka kiedyś, gdy się kłóciłyśmy powiedziała całą prawdę o mnie. Powiedziała, że udaję szczęśliwą i twardą. Wystarczy spojrzeć w moje oczy, a one zawsze są smutne. Nie daję się poznać ludziom. Jedyne co daję poznać to moją maskę, za którą się ukrywam bo jestem tchórzem. Miała rację, ale nawet wtedy się do tego nie przyznałam. Prawda boli. Przed oczami znowu widziałam wszystkie sceny, gdy tak potwornie się bałam. Przypomniał mi się każdy cios, który otrzymałam od mojego byłego chłopaka, a potem od ojca. Każde złe słowo, które kiedyś mi powiedzieli, wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Ja i moje myśli położyliśmy się spać dopiero o piątej rano. Spałam na podłodze w sukience i z butelkami wina obok siebie. Gorzej być chyba nie mogło. Chociaż... Gdyby nie Marc. Owszem mogło być gorzej.


A więc co myślicie o 4 rozdziale? Jest mała akcja, ale nie myślcie, że już w następnym rozdziale zacznie się wielkie love story.























7 komentarzy:

  1. Cudowny ♥
    Czekam na next ;**
    Gabi :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej! Ale ja chcę tego love story! :p Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosko :) wiesz troche mi to przypomina poczatki Mari i Neya :) Czekam z niecierpliwoscia na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ledwo co zaczęłam czytać 4 rozdział zobaczyłam, że dodałaś 5 xD
    Ten był świetny <3
    Tak wgl to zastanawiałam się czy czytać tego bloga skoro nie jest o Neymarze, ale jak zobaczyłam na tym drugim blogu, że ty go piszesz to postanowiłam czytać xD Masz ogromny talent którego bardzo ci zazdroszczę. Heh <3
    Lecę czytać kolejny nieziemski rozdział :))
    ps. Dodałam cię na Snapie :))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)