niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 22

"Mama mówiła chuligani to zła sztuka, 
dziś każda z nas w chuliganie miłości szuka"

Chłopaki dokończyli grę i Leo pojechał z Anto do mieszkania. Czeka mnie teraz rozmowa z braciszkiem i przyjacielem. Ciekawe o co chodzi...
Poszliśmy do domu Marca. Nie wiem po co. Chłopaki po prostu tak chcieli. Nie pytałam już o nic. Rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie. Sergi siadł obok mnie. Zostałam przez niego objęta ramieniem. W sumie nawet ładne ma perfumy. Nie powiem, że nie. Marc usiadł na fotelu. 
-Co tam chłopaczki chcieliście mi powiedzieć?- zapytałam wesoło. Nie wiem czemu, ale dzisiaj byłam jakaś taka radosna. To coś odmiennego w ostatnich dniach. Mam nadzieję, że taki humor będę miała jeszcze długo.
-To będzie coś strasznego- zaczął Roberto, a Bartra spiorunował go wzrokiem. 
-Już jej powiedziałem, że to nic z tych rzeczy- poinformował go braciszek. 
-Musiałeś? Boże widzisz i nie grzmisz! Zawsze psuje mi zabawę- lamentował tamten. Oczywiście na żarty. Długo też nie pozostał poważny i zaczął się śmiać sam z siebie, a my z niego. Kocham tego pozytywnego człowieka.
-Nadal tu jestem mośku- powiedziałam i dałam mu kuksańca w bok. On za to zmierzwił mi włosy. Trochę się poszturchaliśmy, a potem znowu zaczęłam się zastanawiać co chcą mi przekazać.
-Więc Coral pojechała do rodziców- zaczął Sergi.
-Nie wiem czy wiesz, ale codziennie rozmawiam z twoją dziewczyną- poinformowałam go. Wiecie tak na wszelki wypadek.
-Jestem zazdrosny! Ale to nie o tym... Więc Coral pojechała do rodziców i my też jedziemy- wyznał. Ciekawie, ciekawie. Co mam z tym wspólnego?
-Potrzebujecie mojego błogosławieństwa? Krzyżyk na drogę- powiedziałam i zrobiłam znak krzyża jak ksiądz w kościele. 
-Ale sobie też dałaś błogosławieństwo?- spytał lokowaty. Coś dzisiaj milczący ten nasz Marc. Cały czas to Sergi mówi. 
-Ja nie ruszam się z Barcelony. Moi rodzice niezbyt mnie teraz lubią- zdobyłam się na mały żarcik. Widziałam wtedy to spojrzenie Bartry. Jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymywał. Było mu mnie żal? A może uważa, że się mylę? Być może jest mu to zupełnie obojętne...
-Ale jedziesz z nami- zakomunikował mi pomocnik. W pierwszym momencie zaczęłam się śmiać. Musiało to wyglądać komicznie. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to nie był żart.
-Nie, nie, nie- zaczęłam, gdy tylko zorientowałam się, że on mówi to na poważnie.
-Lubisz mnie?- spytał Sergi.
-No tak, ale...- nie dane było mi skończyć. Kto by się spodziewał.
-A kochasz?
-Kocham.
-A chcesz dla mnie jak najlepiej?
-No chce.
-A wiesz, że bardzo stęskniłem się za mamą i chcę się z nią spotkać?
-Teraz już wiem.
-A wiesz, że nie wpuści mnie do domu bez ciebie?- zapytał po raz kolejny, a ja zgłupiałam. Dlaczego zawsze głupieję jak rozmawiam z Sergim? On zawsze wybiera drogę na około. Jakby czasem poszedł na skróty to byłoby fajnie. On nawet nie idzie normalna trasą tylko ją wydłuża. Moje metafory są... Dziwne. Tak, to chyba bardzo dobre słowo. 
-Powiedz mi proszę ile wynosi twoje IQ?- zaczęłam się trochę z niego nabijać.
-Serio, mama powiedziała, że nie chce nas widzieć bez ciebie- powiedział uśmiechnięty Marc. Odezwał się w końcu. Ten uśmiech był taki szczery. Lubię go takiego. Jak nikogo nie udaje jest taki nie do opisania. Po prostu zaufałam mu właśnie za jego prawdziwy charakter. 
-Ale to jest wasza mama, nie moja- zaprotestowałam. Nie chciałam im psuć wyjazdu. To oni będą w u siebie w domu. Ja nie mam prawa tam jechać. Nie jestem ich rodziną. W sensie... Echh... Traktuję ich jak rodzinę. Wskoczyłabym za nimi w ogień, ale nie łączą nas więzy krwi. Poznałam ich nie tak dawno. Chyba każdy mnie teraz rozumie. 
-To twoja ciocia- wypalił Sergi. Ten jak się na coś uprze to nie ma zmiłuj.
-Ja się bardzo cieszę, że chcecie tam ze mną jechać, że wasza mama mnie tam zaprosiła, ale myślę, że powinniście spędzić ten czas rodzinnie- wyjaśniłam. To cała prawda. Właśnie takie miałam zdanie na ten temat. Rodzina to rodzina.
-Ktoś tu mówił, że jesteśmy rodziną- stwierdził Marc. Tu mnie miał. Zależało im i to cholernie. Te ich spojrzenia wypalały mi dziurę w oczach. 
-To tylko tydzień- dodał Roberto i znów zrobił tą słodką minkę. Przewróciłam oczami, a oni zaczęli się cieszyć. Dobrze wiedzieli jaka będzie moja odpowiedź.
-Kiedy jedziemy?- zapytałam. Sergi zaczął zbierać się ostrożnie do wyjścia. To nie znaczyło nic dobrego. 
-Dokładnie to jutro o 7, cześć!- wykrzyczał, trzasnął drzwiami i tyle go widziano. Wyjęłam telefon i poprzez szybkie wybieranie zadzwoniłam do niego. Natychmiast odebrał.
-I tak cię zabije piłkarzyno- zakomunikowałam i się rozłączyłam. Usłyszałam wtedy głośny śmiech Bartry.
-Kocham te wasze rozmowy- powiedział, śmiejąc się. Rzuciłam go poduszką, ale ten złapał. Ten jego pieprzony refleks. Tak samo było z czapką. Co ten chłopak ma w głowie? Pewnie więcej od ciebie Vic, he he he... Moja podświadomość wpędza mnie w kompleksy. Piłkarz stanął na równe nogi i odłożył telefon na półkę, cały czas na mnie patrząc.
-Czy to jest czas, kiedy mogę zacząć uciekać?- spytałam jak małe dziecko. 
-5, 4, 3...- zaczął odliczać z miną seryjnego zabójcy. W sumie kto go tam wie. Wychował się z Sergim. Nie ma opcji, że jest normalny. Dlatego też zaczęłam uciekać. Chciałam się gdzieś schować, więc pobiegłam do ogrodu. Tam mam dużo możliwości. On chwilę potem ruszył za mną. Jednak zdążyłam się ukryć za ścianą. Zaczęłam iść tyłem, gdyż patrzyłam czy on tu nie idzie. Wtedy na kogoś wpadłam. Okazało się, że on zrobił to samo. Szedł tyłem tak jak ja. Zapiszczałam i podskoczyłam, a on wtedy roześmiał się i mnie złapał w pasie. Chwycił mnie w połowie ud i uniósł jedną ręką do góry.
-Nie, błagam Marc, proszę. Puść mnie albo daj drugą rękę- prosiłam przerażona. Nie wiem dlaczego. Bałam się trochę. Dobra. Bałam się bardzo, ale to bardzo. 
-Przecież już cię nosiłem jedną ręką- stwierdził roześmiany.
-Ale nie tak- odpowiedziałam przerażona. 
-Mała, spokojnie siedzisz mi na ręce, a ja trzymam cię za kolana- zakomunikował. Jakbym tego nie wiedziała. 
-Proszę- spróbowałam po raz kolejny. On nadal rozbawiony przewrócił oczami jak to ja miałam w zwyczaju. Podrzucił mnie do góry, a ja zaczęłam krzyczeć. Normalnie arytmia serca. Z kim ja żyję? Jednak mnie złapał i teraz trzymał mnie w inny sposób. Ten był dużo bezpieczniejszy.
-Już się nie boisz?- zapytał, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Oj zbiera mu się, zbiera. 
-Jakbyś mnie jeszcze postawił na ziemię to byłoby idealnie- stwierdziłam, ukazując rząd swoich białych ząbków. 
-Nie ma opcji mała- stwierdził i nadal mnie gdzieś niósł. 
-Gdzie idziemy? Tylko nie prysznic ani basen- modliłam się tylko, żeby to nie była żadna z tych rzeczy. 
-Mam lepszy pomysł- powiedział. wtedy postawił mnie na ziemi i kopnął w moją stronę piłkę.
-O nie, nie, nie. Ja nie gram- stwierdziłam pewnie. Wszystko tylko nie to. Lubię, ale naprawdę się stresuję tym bo nie umiem grać. To jest aż żałosne- Ten basen lub prysznic to nadal aktualny?- zapytałam z nadzieją w głosie. Chyba jeszcze nie było na ziemi takiego fana futbolu. Kocham ich oglądać, żyję Barceloną. To mnie trzymało przy życiu. Wszystkie mecze oglądałam. Znałam wszystkie daty na pamięć, piłkarzy. To było coś jak obsesja, która mi nie przeszkadzała. Lubiłam grać, ale żebym to robiłam jakoś dobrze to bym nie powiedziała. Wiecie jak to jest. Naoglądasz się czegoś i chcesz tak samo, a talentu brak. 
-Nigdy nie był. Szkoda mi wody na ciebie- wypalił, a ja kopnęłam w niego piłką.
-Jaki głupek!- wykrzyczałam ze śmiechem. On również zaczął się chichrać.
-Gramy bo inaczej ogłoszę oficjalnie całemu światu, że jestem z tobą w związku- zaszantażował mnie. O nie, panie Bartra to cios poniżej pasa.
-Dobra, jeszcze twoje fanki mnie zjedzą- jak z nimi jest wesoło. Jak oni to robią? Cała barcelońska rodzinka taka jest. 
-Już chcą to zrobić kochanie- znowu włączył mu się ten upierdliwy tryb. Co on ma z tym kochaniem? Mimo to już się chyba do tego przyzwyczaiłam. Co innego, jeśli któryś z chłopaków tak do mnie powiedział. Wtedy to by było dziwne, ale z ust Marca brzmi to wręcz naturalnie. Po kilku naszych spotkaniach zaczął mnie tym denerwować, a teraz już na to uwagi czasem nawet nie zwracam. 
-Nie możesz powiedzieć, że chcesz ze mną zagrać, a nie wymyślać?- spytałam z uśmiechem pod nosem. Byłam niezmiernie ciekawa co teraz zrobi. Mógł się obrazić, rzucić jakiś chamski tekst i tak dalej. To w końcu nasz nieprzewidywalny Marc.
-Tak, chcę z tobą zagrać kochanie- odpowiedziała i uśmiechnął się szeroko. To mnie trochę zaskoczył. Spodziewałam się nieco innej odpowiedzi, ale ta mnie w pełni usatysfakcjonowała. W końcu postanowiłam z nim zagrać. Nie będę tak chłopaka w niepewności trzymać. Niech zna moje miłosierne serce. Powiedzmy, że się trochę pokiwaliśmy. To znaczy Marc to robił, a ja próbowałam mu zabrać piłkę. Co kończyło się postawianiem mu nóg, lekkimi kopnięciami w kostkę lub wkładaniem mu nogi między jego. Jakkolwiek ostatnia czynność nie brzmi to miała  miejsce. Czasem udało mi się nawet trafić w piłkę i potrzymać ją chwilkę pod własnymi nogami. Oczywiste było to, że Bartra dawał mi fory. Gdyby grał tak jak na meczu to bym tej piłeczki nawet nie dotknęła. 
-Koniec!- zarządziłam- Muszę się iść spakować- zakomunikowałam. 
-Pomogę ci- stwierdził wesoły. Dać facetowi piłkę i już jest szczęśliwy. To jest wręcz niesamowite. Poszliśmy, więc do mnie. Od razu udaliśmy się do mojej sypialni. Marc rozsiadł się na łóżku, a ja podłączyłam telefon do ładowarki. Wzięłam krzesło, aby zdjąć z górnej, zamykanej półki w garderobie walizkę.
-Daj ja to zrobię bo jeszcze spadniesz- powiedział Marc. Stanął na palcach i jednym zwinnym ruchem zdjął mój bagaż.
-Uważasz, że jestem fajtłapą?- zapytałam ze śmiechem. Wymierzyłam w jego stronę palec, który zaraz znalazł się na jego umiesnionej klatce piersiowej.
-Przecież wiesz, że tak- drażnił się ze mną. Skąd wiem, że to tylko wygłupy? Prawie dusił się ze śmiechu. On i to jego poczucie humoru. Zaczęłam się pakować, a piłkarz tylko mi się przyglądał. Kocham jego pomoc. Chociaż gdyby się zabrał do pomocy to mógłby wyrządzić jeszcze więcej szkody. Przynajmniej przyda się do zniesienia walizki. Trzeba umieć się w życiu ustawić. Wreszcie skończyłam. Zostało mi tylko dosunięcie walizki. Wtedy z jak mniemam wygodnego łóżka wstał pan Bartra. Podszedł do mnie i jedna ręką przytrzymał klapę walizki, a drugą ją zasunął. Jeszcze miał na twarzy wymalowany ten swój triumfalny uśmieszek.
-Skończyłeś się podpisywać Marcuś?- spytałam, specjalnie naciskając na ostatnie słowo. Przez chwilę na jego twarzy można było ujrzeć grymas, ale trwało to tylko przez ułamek sekundy. Zaraz znowu się uśmiechał. Czyżby pomylił swoje leki z lekami Sergiego?
-Już tak kochanie- odpowiedział pewny siebie. Obserwował moją reakcję, ale nie zdał sobie sprawy z tego, że już się do tego słowa przyzwyczaiłam. Niestety, ale 1:0 dla mnie. To się nazywa dopiero mieć chorą psychikę.
-To mógłbyś znieś tą walizkę na dół Marcuś?- ponownie zapytałam z miną niewiniątka. Wstał z podłogi i na mnie patrzył. Dobrze wiem, że nie podoba mu się, gdy tak do niego mówię. Co oczywiście oznacza, że nie przestanę go tym dręczyć. Wiem, wiem, jestem zła. Otworzył buzię, aby coś powiedzieć, ale zaraz ją zamknął. Czyżby zrezygnował?
-Oczywiście skarbie- odpowiedział, a teraz to ja miałam ochotę mu coś zrobić. Jednak to ja wymyśliłam tą taktykę. On mnie tylko naśladuję. Jaka jest taktyka? A no taka, że ignoruję jego słowa i udaję, że wcale nie mam ochoty rzucić w niego jakimś bliżej niezidentyfikowanym przedmiotem. Na razie chyba mi dobrze idzie. Piłkarz spełnił moją prośbę, a ja zeszłam na dół, aby przygotować nam coś na kolację. Stwierdziłam, że tosty z Nutellą będą idealnym rozwiązaniem. Wiem, że Marc nie powinien jeść takich rzeczy, ale chyba jak raz zje to nic mu się nie stanie. Do kuchni wszedł chłopak i usiadł na krześle przy wyspie kuchennej na przeciwko mnie. Popatrzyłam na niego spod rzęs, ale on nie reagował. Albo mi się zdaje albo o czymś intensywnie myślał. Włożyłam w końcu kanapeczki do tostera i chciałam wziąć talerze, ale w tej samej chwili oderwałam się od ziemi. Myślałam, że zawału dostanę. Możecie się domyślić, że Bartra podniósł mnie tak, e znowu siedziałam mu na jednej ręce. Jak ja się tego bałam. Poszedł w stronę salonu z uśmiechem na twarzy, a ja cały czas piszczałam. Prawie ze mną biegł. Kto go spłodził? A no tak, to nie jest takie ważne, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt kogo ma za brata. Kocham się nabijać z Roberto. Moja kochana panda. Piłkarz rzucił mnie na łóżko i usiadł na mnie, podpierając się kolanami, aby mnie nie zgnieść. Chwała mu za to. W jednej chwili byłam już łaskotana. Płakałam ze śmiechu.
-Tosty- przypomniałam mu, gdy udało mi się cokolwiek wypowiedzieć. Wtedy mnie puścił, a ja pobiegłam do kuchni. W ostatniej chwili wyjęłam naszą kolację. Włożyłam kolejną porcję, a wtedy Marc znów zaczął się do mnie zbliżać. Szłam do tyłu z rękami uniesionymi na wysokości klatki piersiowej.
-Nie, nie, nie- mówiłam jak w amoku, ale byłam roześmiana jak nigdy. Śmieszyła mnie ta cała sytuacja. Jego również. W końcu natknęłam się na blat. Kiedyś to musiało się stać. Stanął na przeciwko mnie i się śmiał.
-Wiesz, że nie lubię jak ktoś tak do mnie mówi?- zapytał już trochę uspokojony. Próbował być poważny. Dobra, może nawet był.
-Ale nikt do ciebie nie mówi Marcuś- powiedziałam, kolejny raz dając nacisk na zdrobnienie jego imienia. Oj grabię sobie, grabię.
-Oprócz ciebie- zauważył. Trafne spostrzeżenia panie Bartra.
-Ale ja jestem twoją ukochaną psiapsi i ja mogę- stwierdziłam i się wyszczerzyłam. on zareagował na to tylko śmiechem.
-Od kiedy ukochana psiapsi kopie mnie po kostkach?- spytał. Od dzisiaj jak widać.
-Od kiedy dajesz mi fory- odpowiedziałam, a on popatrzył na mnie miną, która mówiła "miałaś o tym nie wiedzieć".
-Nie chciałem cię zabić- bronił się. W sumie mi to nawet nie przeszkadzało.
-I bardzo dobrze- powiedziałam uśmiechnięta i wyłożyłam na talerze tosty. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy się zajadać posiłkiem.
-Wiesz, że Sergi cię wymęczy na tym wyjeździe?- zapytał z mądrą miną.
-Będzie miał do wyboru mnie albo ciebie- stwierdziłam z mądrą miną.
-Wybierze ciebie- oznajmił szczęśliwy. Wcale mu się nie dziwię. Już widzę te pobudki o siódmej. Jeśli ktoś ucierpi to nie będzie moja wina.
-Na pewno ma to w planach, ale młodsza, kochana i najlepsza siostrzyczka może go namówić, żeby podręczył trochę swojego brata- wyjaśniłam mu. Ja i moje szatańskie plany.
-Mam większą siłę przebicia mała- zakomunikował wesoło.
-Mam większą siłę przekupstwa duży- powiedziałam wesoło. Chwilę tak jeszcze rozmawialiśmy, aż stwierdziliśmy, że oboje będziemy starać się nie paść ofiarą numer 1 Sergiego.  Takie rozwiązanie jest dobre, dopóki nasza blondynka nie zacznie jeszcze bardziej myśleć, co by tu zrobić. Wtedy to będzie tak poplątane, że ja się na pewno nie połapię. Dobra, koniec tych rozmyślań. Marc poszedł do siebie do domu, a ja na górę. Wzięłam prysznic, umyłam zęby, rozczesałam włosy i przebrałam się w piżamkę. Szybko odpłynęłam w krainę Morfeusza. Chyba dzisiejsze zakupy mnie tak wykończyły. Jutro za to będzie ciekawie.


Jest i 22 :) Jak wam się podoba? Wiem, że nadal jest o niczym tak naprawdę, ale mam już pewien plan. W ogóle zdałam sobie sprawę, że w opowiadaniu o Marice i Neymarze w 22 rozdziale bohaterka wróciła po 2 latach do Barcelony, była już po zerwaniu z Neymarem XD A tu nawet pocałunku nie było XD Szczerze to zastanawiałam się czy Marc ma jej nie pocałować jak rzucił ją na łóżko, ale stwierdziłam, że nie będzie tak łatwo :) Ja zła ;') Jak myślicie co będzie dalej? Czy Sergi i Marc zabierają Vicki do swojej mamy tylko ze względu na odwiedziny? A może jest jeszcze jakiś inny, ważniejszy powód? Dlaczego Marc jest taki miły dla dziewczyny? Zmienił się? Jeśli tak to dlaczego?




















środa, 24 lutego 2016

Rozdział 21

"Nie byłem dobry z chemii,
nie znam wzoru na miłość".

Rano poczułam coś na sobie i jakieś śmiechy, więc postanowiłam wstać. Oczywiście zasnęłam na podłodze, gdyż z Marciem zrobiliśmy sobie maraton filmowy. A wiadomo, że wtedy układamy poduszki i koce na ziemi. Tak jest idealnie. Powoli zaczęłam otwierać oczy, a pierwsze co zauważyłam to Sergi, Leo i Anto. Zaraz obejrzałam się w lewo i zobaczyłam przytulonego do mnie Bartre. Położyłam palec na ustach, aby dać im do zrozumienia, że mają być cicho. Wzięłam delikatnie jego rękę do swojej i położyłam ją na poduszce. Przykryłam go jeszcze kocem i podeszłam do naszych przyjaciół. Przywitałam się z każdym całusem w policzek.
-Czymże zawdzięczam sobie tą miłą wizytę?- zapytałam, idąc jednocześnie do kuchni. Oni jak cienie poszli za mną. Wiedziałam, że to zrobią.
-No bo ten... No- zaczął jąkać się Lio. Ciekawe o co chodzi tym razem.
-Przeglądali Instagrama i chcieli cię nakryć z Bartrą- oznajmiła lekko rozbawiona Argentynka. Roześmiałam się cicho na te słowa. Co za idioci kochani.
-Kawy?- zaproponowałam, a oni przytaknęli. 
-Do niczego nie doszło?- dopytywał Sergi.
-Jak nie?- zdziwiłam się. Cała trójka popatrzyła na mnie jakby zobaczyli właśnie ducha- Doszło do przeprosin- dodałam obojętnie i podałam im ich napoje.
-Bardzo śmieszne Malicka- powiedział Messi, ale zaraz zaczął się śmiać, a z niego Roberto.
-Cicho- skarciłam ich. 
-Już powinien wstać, więc może go obudzę- stwierdził mój, a zarazem braciszek Marca. Kochany, co nie? Co on ma z budzeniem ludzi?
-Wiem, że twoją życiową misją jest budzenie ludzi, ale Marc poszedł spać o... No ja usnęłam o trzeciej- oznajmiłam. Oni wybałuszyli swoje oczy. 
-Co on tak długo robił?- zapytał Leo.
-Przyszedł dopiero po 23- odpowiedziałam.
-Jaki kochany- zachwycała się Antonella, co spotkało się z groźnym wzrokiem Leo. Czyżby ktoś tu był zazdrosny.
-Też mogę obudzić cię o 23 i przepraszać- powiedział dumnie najlepszy piłkarz na świecie. 
-A masz za co?- zapytała rozbawiona dziewczyna i wystawiła mu język. Ten jednak wcale się nie zraził, a wręcz przeciwnie. Przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta. 
-Ludzie nie przy mnie- zakomunikowałam i wyszłam z kuchni.
-Gdzie idziesz?- zapytał radośnie Sergi.
-Ubrać się, więc macie być cicho- zagroziłam i poszłam na górę. Miałam tylko nadzieję, że dwójka wariatów nie obudzi Marca. Czasem mają naprawdę dziwne pomysły, więc mogłam się bać. Na górze od razu w oczy rzucił mi się mój misiu, którego dostałam wczoraj od piłkarza. Siedział sobie na łóżku i spoglądał na mnie. Obok na szafce nocnej stał wazon z różami. Wzięłam ubrania na dziś z garderoby i skierowałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Włosy wysuszyłam i rozczesałam. Umyłam ząbki, a następnie pomalowałam rzęsy tuszem. Potem się ubrałam się we wcześniej przygotowane ciuszki. Gotowa zeszłam na dół, gdzie siedzieli już wszyscy w salonie łącznie z Marciem, który jak widać już wstał. Nie wnikam czy z własnej woli.
-Cześć- przywitałam się z obrońcą. Oczywiście on także odpowiedział. Był jeszcze nieco zaspany.
-Co ty taka wystrojona siostra?- zapytał Sergiusz. 
-Bo idziemy z Anto na zakupy- oznajmiłam. Widziałam ten błysk w oczach Argentynki. Ona uwielbia zakupy. Chociaż nie wydaje milionów to i tak lubi sobie kupić coś fajnego. Czasami nawet chodzi tylko po galerii, żeby pooglądać, ale nic nie kupuje. 
-A my?- spytał pomocnik z miną zbitego psa. 
-Sorry chłopaki, ale Vicki sama z siebie chce iść na zakupy, więc trzeba korzystać- wtrąciła się Anto i mnie przytuliła.
-Macie klucze, zamknijcie!- krzyknęłam, gdy wychodziłyśmy. W progu zatrzymał mnie Marc.
-Poczekaj!- podszedł do mnie i stał tak, a dziewczyna odeszła od nas kawałeczek. Czekała przy bramie. Wariatka, ale kochana, najukochańsza. 
-Co tam bohaterze?- zapytałam roześmiana. On także się szeroko uśmiechnął.
-Potem musimy ci coś powiedzieć z Sergim- zakomunikował. Przestraszyłam się trochę. Któryś z nich odejdzie z Barcelony? Stało się coś? 
-Mam się bać?- spytałam tym razem już poważna. Bałam się usłyszeć, co mają mi do powiedzenia.
-Ejj, uśmiech to pozytywna wiadomość- stwierdził chłopak cały czas się uśmiechając.
-Od razu lepiej- powiedziałam. 
-Udanych zakupów- po tych słowach mnie przytulił- Pięknie wyglądasz malutka- szepnął mi na ucho. Zarumieniłam się. Wiedziałam o tym, ale na szczęście w jego ramionach prawie w ogóle mnie nie widać. 
-Dziękuję- odpowiedziałam niepewnie. W końcu się od siebie oderwaliśmy. Poszłam w stronę mojej przyjaciółki. Postanowiłyśmy się przejść.
-Wiesz, że Marc nigdy nie przeprasza?- zapytała, a ja się lekko uśmiechnęłam. 
-Wiem, dlatego jeszcze bardziej doceniam jego przeprosiny- odpowiedziałam. Taka była prawda. Uwielbiam go i wybaczyłabym mu bardzo wiele.
-I dał ci cudownego misia- powiedziała rozanielona. Zaśmiałam się z jej reakcji.
-Nie sądziłam, że tak fajnie to zrobi- wyznałam.
-Nie jesteś mu obojętna- stwierdziła Antonella. Mam taką nadzieję bo on mi nie jest. To najlepszy przyjaciel. 
-Powiedział mi wczoraj, że jestem dla niego ważna- oznajmiłam. Takie słowa docenia się jeszcze bardziej, jeśli wiesz, że wypowiedziała je osoba, która nie za często mówi o tym, co czuje. Marc jest taką osobą.
-Zmienia się przy tobie... Świetnie byście razem wyglądali- rozmarzyła się Argentynka. Co za dużo to nie zdrowo. Nie ma tak dobrze. Weszłyśmy właśnie do galerii.
-To tylko przyjaciel- powiedziałam. Potem nasze rozmowy toczyły się na przeróżne tematy. Jak zawsze z przyjaciółką miałyśmy sobie tysiące rzeczy do powiedzenia. Nawet, gdy się musimy rozstać po kilku godzinach rozmów, nadal chcemy sobie jeszcze o czymś opowiedzieć. Rozumiemy się jak nikt inny. Traktuję ją jak starszą siostrę. Kocham ją. Wróciłyśmy do mnie do domu po kilku godzinkach obładowane torebkami z zakupami. Jak szaleć to szaleć. W salonie siedzieli chłopaki i grali w Fife. jak widać nawet nie chciało im się ruszyć nigdzie tyłka. Ewentualnie gdzieś byli, ale wrócili. Marc na pewno był u siebie bo jest inaczej ubrany. Chłopaki dokończyli grę i Leo pojechał z Anto do mieszkania. Czeka mnie teraz rozmowa z braciszkiem i przyjacielem. Ciekawe o co chodzi...


Taki krótki 21. Przepraszam Was, że naprawdę krótko dzisiaj, ale niestety brak czasu. Gimnazjum daje w kość :/ Na weekendzie może będzie lepiej :) Oby do piątku XD Co mają do powiedzenia chłopaki? Czy Marc okłamał Vicki, że to coś pozytywnego? A może mówił prawdę? Co kryje się za jego zachowaniem? 

Jeszcze jedno: Jak wam się podoba postać Marca i jego zachowanie w stosunku do Vicki?

wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział 20

"To jak piszesz i jak mówisz, 
świadczy o tym jak myślisz. 
To jak dotykasz i patrzysz, 
świadczy o tym co czujesz 
i jak odczuwasz."

Zobaczyłam piłkarza, który leżał na łóżku. Wzięłam rozbieg i rzuciłam się obok niego. Nie zareagował na to. Byłam pewna, że powie zaraz coś głupiego, ale tak się nie stało. Nie próbował być poważny. Dzisiaj nic nie udawał. Przerażało mnie to.
-Co się stało braciszku?- zapytałam zatroskana. Martwiłam się o niego. Jest mi najbliższą osobą. Nie mogę patrzeć na niego, gdy jest smutny. 
-Ty mi powiedz- po tych słowach już wiedziałam, że rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Jeszcze kilka godzin było tak cudownie, a teraz wszystko zwala mi się na głowę. Co ja znowu zrobiłam? Mam nadzieję, że go czymś nie zraniłam. Wszystko tylko nie to. On nie zasługuje na jakiekolwiek cierpienie. Jest najlepszą osobą jaką znam. Kocham go. Jak brata, ale jednak kocham. 
-Co się stało?- powtórzyłam. On zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Nie był tyle co zły, a smutny, zawiedziony, zraniony. 
-Rozumiem, że świetnie dogadujesz się z Marciem, ale jestem o niego zazdrosny. Rozmawialiśmy coś i temat zszedł na ciebie, a on mi powiedział, że Adrian był idiotą. Nawet nie ogarnął, że to powiedział. Zacząłem pytać, ale przecież to jemu powiedziałaś, a nie mi. Nie wiem o co chodzi i nie żądam, żebyś mi o tym opowiedziała bo nie mam takiego prawa. Zastanawiam się tylko, co zrobiłem źle. Dlaczego straciłaś do mnie zaufanie?- gdy wypowiedział ostatnie zdanie chciało mi się płakać. Łzy zebrały się w moich oczach. On nie może tak nawet myśleć. To nie prawda. Podeszłam do chłopaka i złapałam go za ręce.
-Ufam ci bezgranicznie i dobrze o tym wiesz. Jesteś moim bratem, moją rodziną. Pokochałam cię od pierwszego spotkania. Nie byłam gotowa opowiedzieć ci o Adrianie. Nie wiem dlaczego powiedziałam o tym Marcowi. Tak wyszło, przepraszam. Miałam ci opowiedzieć o wszystkim po wakacjach, żeby nie psuć ci humoru, ale niestety już się dowiedziałeś. Jeśli nadal chcesz wiedzieć, co się wtedy działo w moim życiu to chętnie ci opowiem- wyjaśniłam. Na jego miejscu też bym czuła się źle. Rozumiałam go doskonale. On w odpowiedzi jedynie pokiwał głową. Usiedliśmy na łóżku i zaczęłam moją opowieść. Za każdym razem, gdy do tego wracam trochę to boli. Jednak wierzę, że z każdym razem coraz mniej, a kiedyś może nawet o tym zapomnę. Sergi nie mógł zrozumieć jak ktoś mógł mnie tak traktować. Było mu mnie żal. Pocieszał mnie bardzo długo. Czułam, że nie jest smutny tylko z mojego powodu.
-Co się jeszcze dzieje?- zapytałam, a on popatrzył na mnie zdziwiony- Przecież widzę, że to nie tylko przez to chodzisz przybity- dodałam. On spuścił wzrok i nie wiedział co powiedzieć. Niestety miałam rację. Wolałam się mylić i żeby wszystko było u niego w porządku.
-Miał nikt o tym nie wiedzieć, ale... Pokłóciłem się z Marciem- wyznał, a ja nie wiedziałam jak mam się teraz zachować. To nie jedyna osoba, z którą się pokłócił ten idiota. Był jakiś nieswój, a teraz dowiaduję się, że nie tylko ja jestem z nim na etapie fochów.
-Nie ty jeden... O co?- spytałam.
-Wy też?- nie wiedziałam czemu się tak dziwi. 
-Rozmawiałam z mamą przez telefon. Podała mój adres Adrianowi i złożyła sprawę do sądu o to, że za dużo dostałam w testamencie od babci. Pokłóciłyśmy się, a on stwierdził, że to i tak moja wina. Nawet nie zapytał o co chodziło. Od razu uznał, że to przeze mnie. Pierwszy raz w życiu na mnie krzyknął. Zrobiło mi się jakoś dziwnie wtedy- wytłumaczyłam. Na samo wspomnienie niedawnych wydarzeń popadałam w dość melancholijny nastrój. 
-To się nazywa smutek mała. Nie chcę go bronić bo zachował się głupio, ale daj mu czas. Zrozumie co zrobił i jeszcze będzie cię na kolanach przepraszał- pocieszające, nie powiem. Mimo to wątpię w jego przeprosiny. On przecież tak rzadko przeprasza. Chłopaki już się przyzwyczaili, ale opowiadali mi jak to było na początku. Usłyszeć od niego to głupie słowo "przepraszam" było niewykonywalne. Najpierw się na niego złościli, ale gdy go lepiej poznali, zrozumieli, że on już taki jest. 
-A ty o co się z nim pokłóciłeś?- spytałam. 
-Chciałem, żeby o czymś zapomniał, ale on nie potrafi. Tylko przy jednej osobie to robi, ale nie mogę ci nic powiedzieć. Obiecałem mu, że się nie wygadam- powiedział. Kochany z niego przyjaciel. Nie doszukujcie się w tych słowach żadnego sarkazmu. Naprawdę tak myślę. Dotrzymuje danego słowa i to jest wspaniałe. Chociaż nie ukrywam, że mówił do mnie jakimiś zagadkami. W ogóle nie rozumiem o co mu chodziło. Mam nadzieję, że kiedyś się dowiem.

*Dzień wyjazdu*
Od dnia naszej kłótni z Marciem nie rozmawialiśmy. Sergi pogodził się z bratem wczoraj w nocy. Wysłał mi sms-a, że nareszcie nie są pokłóceni. Prawda jest taka, że blondyn strasznie to przeżywał. Pierwszy raz tak długo się do siebie nie odzywali. Ja i Marc unikaliśmy się nawzajem. Nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. W pokoju hotelowym spał na kanapie. Kilka razy udawałam, że usnęłam na jego łóżku, aby on położył się na tym wielkim i wreszcie porządnie się wyspał, ale on nie dawał się na to nabrać. Niby to przypadkiem wyjął słuchawki z telefonu i muzyka zahuczała w całym pomieszczeniu, upuścił coś, co robi mega hałas, zadzwonił do naszych przyjaciół, którzy wparowali z wielkim hukiem, a potem tłumaczył się, że w sumie to nic nie chciał. Dobrze wiem, że robił to specjalnie. To w nim uwielbiam. Uwielbiam w nim tą cholerną troskę. Pokłócił się ze mną, a mimo to nadal chce dla mnie jak najlepiej. Tak upłynęły nam dwa tygodnie. Dziwnie było. Brakowało mi jego durnych żartów, śmiesznych historyjek, nauki gry w piłkę... Brakowało mi rozmowy z nim. Jemu też nie było łatwo. Za dobrze go znam, aby nie wiedzieć, że nie lubi milczeć. My zawsze o czymś rozmawialiśmy. Mieliśmy tysiące, a może nawet miliony tematów, które musieliśmy przedyskutować. Za dziesięć minut wszyscy powinni być na dole. Jest dopiero przed dziewiątą. To i tak dużo lepiej, niż gdy tu jechaliśmy. Poszłam do łazienki sprawdzić czy wszystko wzięłam. Na szczęście nic nie zostało. Z pomieszczenia wyciągnął mnie Sergi. 
-Chodź mała bo jedziemy- oznajmił radośnie. Ten człowiek zawsze jest tak pozytywie nastawiony do życia. Nie ważne czy jedzie na wakacje czy do domu. 
-Jeszcze moja walizka- przypomniałam mu, ponieważ obiecał mi z nią pomóc. Rozejrzałam się jednak jej nigdzie nie było.
-Chodź już mała i nie pytaj- nakazał rozbawiony moją reakcją na brak bagażu. Zbiegliśmy po schodach, gdyż winda była zepsuta. Podeszliśmy do naszych przyjaciół, którzy o czymś dyskutowali. W końcu zaczęliśmy się rozchodzić do samochodów.
-Dzięki za zniesienie walizki- zwróciłam się do mojego braciszka. On mnie objął i zasłonił oczy. 
-Co ty robisz?- zapytałam zdziwiona jego zachowaniem. Nie wiem, gdzie mnie prowadził, ale już się bałam.
-To nie mi dziękuj bo ja tego nie zrobiłem. Daj mu szansę, on żałuje- ostatnie zdanie wyszeptał mi na ucho i wepchnął mnie do auta Marca. Hiszpański obrońca był tak samo zdziwiony zachowaniem brata jak i ja. 
-Nie zabijcie się razem, pa!- krzyknął i już go nie było. Przewróciłam tylko oczami. Wysłałam sms-a do niego.
"Czego ma żałować?"
"Nie ma tylko żałuje kłótni z tobą"
"Nie zauważyłam"
"Zaufaj mi, znam go od urodzenia"
"Zawsze możesz się mylić"
"Nie w tym przypadku"
Nic mu już na to nie odpisałam. Uważałam, że akurat w tej kwestii Roberto nie miał racji. Przez ponad pięć godzin jechaliśmy razem w samochodzie i nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. To było tak cholernie niezręczne. Dotarliśmy do naszych domów. Opuściłam nogi, które przez większość podróży spoczywały na fotelu i założyłam buty. Sama poszłam otworzyć bagażnik z zamiarem wyjęcia mojego bagażu. Wtedy przyjechał także Sergi z idealnym wyczuciem czasu. Pomógł mi z moimi rzeczami, kręcąc z niedowierzaniem głową. Był pewny, że się pogodzimy. Pokłóciliśmy się tak naprawdę o nic. Podziękowałam pomocnikowi i postanowiłam wziąć kąpiel. Po podróży poszłam spać, ponieważ byłam bardzo zmęczona. Kilka godzin w samochodzie dają się we znaki. Obudziłam się po 22. Ciekawe co ja teraz będę robić. Postanowiłam włączyć laptopa i poprzeglądać najnowsze ploteczki. 

*Narrator*
Bolało go własne zachowanie. Nie rozumiał dlaczego podniósł na nią głos. Chyba nie mógł sobie poradzić z przeszłością. Od czasu do czasu tak ma. Widział jej łzy, a to było najgorszym cierpieniem. Sam nie wiedział dlaczego tak się przejmował tym wszystkim co z nią związane. Dni mijały, a jemu coraz trudniej było przyznać się do winy. Nie chciał się przed nią wygłupić. W samochodzie nie mógł usiedzieć. Chciał usłyszeć jej głos, ale nie mógł. Między nimi wyrosła niewidzialna ściana. Nie pozwalała im na dalszą przyjaźń. Ścianę można było bardzo łatwo zburzyć, ale męska duma wzięła nad nim górę. W domu dużo myślał o tej sytuacji. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Brakowało mu jej. Czuł się winny jak jeszcze nigdy w życiu. Jest jej przyjacielem, więc powinien być obok niej zawsze i wszędzie. Męczyło go to wszystko. Chciał być dla niej kimś lepszym. Przyjaciele chyba tak mają. Przynajmniej on tak myślał. Już wiedział, co ma zrobić.

*Vicki*
Była prawie 23, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, ponieważ z nikim się nie umawiałam. Nie miałam pojęcia kto to mógł być. Przez chwilę bałam się, że to Adrian, ale szybko to wyparłam ze swojej świadomości. Otworzyłam drzwi, a przed nimi stał Marc z dużym białym misiem i kwiatami. Nie spodziewałam się go tutaj. Wpuściłam piłkarza do środka. 
-To dla ciebie- oznajmił i wręczył mi prezenty- Chciałem przeprosić. Zachowałem się jak głupek. Nawet nie spytałem o co chodzi. Jesteś wspaniałą dziewczyną i nie zasługujesz na takie traktowanie. Chcę, żebyś także wiedziała, że to co wtedy powiedziałem było kłamstwem. Nigdy tak o tobie nie pomyślałem. Twoje imię kojarzy mi się tylko z pozytywnymi rzeczami. Naprawdę przepraszam- wyznał. W jego oczach widać było smutek, żal, tęsknotę, niepewność i strach. Nie wiedział czy mu wybaczę. Bał się mojej odpowiedzi. Żal miał sam do siebie. Jego oczy wszystko zdradziły.
-Ja też tak o tobie nigdy nie pomyślałam- powiedziałam zgodnie z prawdą. Może i Marc jest taki jaki jest, ale dla mnie to wspaniała osoba. 
-Jesteś dla mnie bardzo ważna malutka- wyszeptał, a ja rzuciłam mu się na szyję. Cieszyłam się, że przyszedł i mnie przeprosił. Pierwszy w życiu powiedział do mnie "malutka". Nie przeszkadzało mi to. Przyzwyczaiłam się już do ksywek od piłkarzy. To jednak było takie słodkie.
-Ty dla mnie też- wyznałam- Nie kłóćmy się już nigdy- poprosiłam. Prawda była taka, źle zniosłam tą sytuację. Bardzo mi go brakowało. Jest niesamowitą osobą i bez niego nie wyobrażam sobie mojego życia. Zawsze powie lub zrobi coś głupiego, żartuje albo po prostu mnie denerwuje, ale i tak go uwielbiam. Jest moim przyjacielem.
-Zrobię wszystko, żeby tak było- jego słowo było dla mnie wystarczające. Miałam pewność, że tak jak powiedział tak będzie. Marc stwierdził, że zrobi mi zdjęcie z nowym przyjacielem. Oczywiście później ta fotografia wylądowała na jego profilu na różnych portalach społecznościowych z dopiskiem: "Przepraszam i obiecuję. Dziękuję, że jesteś malutka <3". To było takie słodkie. Postanowiliśmy zrobić sobie maraton filmowy. Niestety moja lodówka świeciła pustkami, więc zamówiliśmy pizzę. Oczywiście naszą ulubioną- hawajską. Miałam pierwszeństwo do wybrania filmu, więc mój wybór padł na "3 metry nad niebem". Płakałam jak bóbr, gdy Pollo umarł. Marc zdziwiony przytulił mnie mocno.
-Czemu wybrałaś film, jeśli wiesz, że będziesz płakać?- zapytał zatroskany i trochę rozbawiony. Połączenie zabójcze.
-Bo go lubię, ale to nie sprawiedliwe, że jego najlepszy przyjaciel musiał zginąć- odpowiedziałam i pociągnęłam nosem. Piłkarz odgarnął mi włosy i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. 
-Chcę ci coś jeszcze powiedzieć. Nie chciałbym, żebyś dowiedziała się od kogoś innego- powiedział po zakończeniu filmu. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Oby to nie było nic złego. Błagam, niech to będzie jakaś pozytywna informacja. 
-To mów- stwierdziłam i posłałam w jego stronę uśmiech. 
-W dniu, w którym się pokłóciliśmy była rocznica śmierci moich rodziców. Wariowałem. Zastanawiałem się nad ponowną próbą zemsty. Tym razem nie chciałem się wycofywać. Powiedziałem o tym Sergiemu. On nie chciał o tym słyszeć. Chciał wybić mi ten pomysł z głowy, ale nie potrafił. Brakowało mi tak cholernie rodziców. Chciałem się upić, ale Roberto mnie pilnował. On jedyny o tym wiedział. Nie pozwolił mi zrobić nic głupiego. W pokoju też chciał mi wybić moje głupie pomysły z głowy. Powiedział, że muszę zapomnieć, ruszyć dalej, nie oglądać się za siebie bo mam przyjaciół, którzy kochają mnie jak nikt inny. Stwierdził, że muszę wziąć się w garść. Wymieniliśmy kilka ostrych zdań i doszło do kłótni. Wtedy, gdy rozmawiałaś z mamą to nie wytrzymałem. Przez cały dzień myślałem o tym jak to by było mieć mamę, tatę. Ty się z nimi pokłóciłaś i wybuchnąłem. Jeszcze raz za to przepraszam malutka- wyznał, a ja byłam zszokowana. Nie dziwię się mu. Z moich oczu popłynęły łzy. To co czuł musiało być straszne.
-Nie płacz- poprosił i otarł moje policzki ze słonej cieczy. 
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? Pomogłabym ci jakoś- było mi go tak bardzo szkoda. Nie potrafię wyrazić tego słowami. Teraz po części rozumiem co miał na myśli Sergi.
-Nikomu o tym nigdy nie mówiłem... Wiedziała tylko panda. Już nie płacz, już jest ok- jego słowa sprawiały, że chciałam zrobić wszystko, aby nigdy więcej nie musiał się tak czuć. Naprawdę, oddałabym wszystko, by nigdy więcej nie czuł tego bólu. On na to nie zasłużył. 
-Sergi miał rację. Musisz ruszyć z miejsca. Nigdy nie zapomnisz, ale obiecuję, że zrobię wszystko, żebyś nigdy więcej nie zastanawiał się nad tymi głupimi zemstami- zakomunikowałam. On tylko mnie przytulił i pocałował w głowę.
-Wybiłem sobie to z głowy, przecież beze mnie sobie nie poradzisz maluchu- zażartował. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. 
-Ejj!- walnęłam go w ramię tak dla zasady. 
-Teraz ty mi jeszcze powiedz o co pokłóciłaś się z mamą- poprosił. 
-Złożyła pozew do sądu o testament babci... Wiesz jakie zdanie mają moi rodzice na ten temat, a poza tym podała mój adres Adrianowi- opowiedziałam mu w skrócie, a on wytrzeszczył oczy.
-Temu, który cię bił?- zapytał nie dowierzając.
-Tak- odpowiedziałam zrezygnowana. Myśl, że ten psychopata może się tu pojawić zwyczajnie mnie dobijała.
-Przecież jak tylko się tu pojawi to go zabiję- stwierdził pewnie piłkarz. Można by było pomyśleć, że żartował, ale nie. On mówił to na serio.
-Dobra, już dobra mój bohaterze koniec smutów na dziś- zarządziłam. On zaczął się śmiać.
-Bohaterze mmm- powiedział i zabawnie poruszył brwiami. Pośmialiśmy się trochę, a potem Marc włączył "Szczęki". Coś czuję, że na noc to nie był dobry pomysł...

Taka krótka 20 :) Boże już 20 rozdział, a nadal nie ma pocałunku XD Musiałam ich pogodzić :) Miałam pomysł, aby dłużej byli pokłóceni, ale nie dałabym rady. Słaba jestem, ale cóż :D Jak wam się podoba? Co myślicie o relacji Marca i Vicki? Co miał na myśli Sergi? Kto jest tą jedyną osobą? 

Dzisiaj meczyk z Arsenalem :) Całym serduchem jestem z naszą ukochaną Barceloną. Wierzę, że im się dzisiaj uda. Nie może być inaczej :) Visca el Barca!
























niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 19

"Ograniczaj zaufanie do minimum,
nawet najlepszy przyjaciel zawodzi".


Wyszłam z pomieszczenie i... I wpadłam na Marca. Złapał mnie za łokcie, abym się nie przewróciła. Spojrzałam mu w oczy, a on zrobił to samo. Ma piękne oczy. Szybko jednak ocknęłam się z tego dziwnego amoku. Nie chciałam o nim myśleć. Nie w taki sposób. Nie chciałam myśleć o żadnym mężczyźnie. Jestem tylko ja. Nikt nie będzie w stanie mnie nigdy skrzywdzić. Już na to nie pozwolę. Nie chcę być biedną dziewczynką, którą można wykorzystać. Nie chcę znowu cierpieć.
-Ładnie wyglądasz- powiedział. Wydawało mi się, że chce się uśmiechnąć, ale jednak tego nie zrobił. Jest pełen sprzeczności. Jest zmienny. Nie może się zdecydować kim ma być. Są tylko dwie opcje, które posiada każdy z nas. Możesz być sobą albo założyć maskę i przez całe życie udawać. On też ma taki wybór. Nie może się zdecydować. A ja nie mogę zdecydować się jak żyć i czy w ogóle żyć. Jest pięknie, ale czasami przychodzi taki moment, kiedy chcesz zakopać się pod kołdrę i zapomnieć o swoim istnieniu. W łazience stałam przed lustrem i patrzyłam na siebie. Widziałam kogoś zranionego. Miałam na sobie czerwoną sukienkę, a babcia uwielbiała mnie w tym kolorze. Zawsze mówiła, że barwy Barcelony są święte. Sama jednak wolała inne kolory. Oddałabym wszystko, aby była teraz obok mnie. Powinnam żyć teraźniejszością, ale nie umiem. Myślę o przyszłości, ale moje plany nie mogą się udać. Muszę najpierw uporać się z przeszłością. Jak mogę ruszyć na przód, gdy wciąż oglądam się za siebie? Ktoś może powiedzieć, że babcia umarła dawno. Minęło przecież kilka miesięcy. Owszem, minęło. Czas mija, ale ból nie. Nie wiem z kim mam porozmawiać o swoich problemach. Coś niedobrego dzieje się w mojej głowie. Nie potrafię pozbyć się tych okropnych wspomnień. Czasami budzę się w nocy z koszmarami. To już wcześniej miało miejsce. Chciałabym teraz iść do babci i jej opowiedzieć o tym co czuję. Wiem, że mam Anto, Coral, Rafaelle... Ale one nie wiedzą wszystkiego. Rafie i Anto opowiedziałam skróconą wersję, a Cora nic nie wiem. Nigdy nikomu nie powiedziałam co tak naprawdę czułam przez te wszystkie lata. Nawet babci. Nie chciałam jej martwić. Stop! Masz się dzisiaj dobrze bawić. Bądź wreszcie szczęśliwa. Pamiętaj, że inni mają gorzej. Zaśmiałam się w duchu sama z siebie. Nie lubię tych słów. Każdy ma swoje mniejsze lub większe piekło. Niektórzy sobie tylko lepiej z tym radzą. 
-Dziękuję- odpowiedziałam i odsunęłam się od niego. Za długo tak staliśmy- Założę jeszcze buty i możemy iść- dodałam i skierowałam się w stronę mojej walizki. Wyjęłam z niej czarne koturny, które zamierzałam włożyć. Usiadłam na wielkim łóżku i chciałam zapiąć buty. Moje ruchy obserwował piłkarz. Popatrzyłam na niego, ale on dalej nie odrywał ode mnie wzroku.
-Zostańmy w hotelu- wypalił. Byłam zdziwiona jego propozycją. Wydawało mi się, że cieszył się z wyjścia do klubu z przyjaciółmi- Widzę, że jesteś smutna- dopowiedział. Nie jestem. Zagubiona, a smutna to nie to samo. Czasami trzeba przemyśleć kilka spraw. Ja postanowiłam dzisiaj odciąć się od przeszłości. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale na pewno coś wymyślę. 
-Będzie fajnie, chodź- powiedziałam i się szeroko uśmiechnęłam. Taka zabawa dobrze mi zrobi. 
-Porozmawiasz ze mną o tym jutro?- zapytał. Nie wiedziałam czy ja tego chcę. Nie wiedziałam czy on tego chce. Nie byłam niczego pewna. 
-A będziesz chciał mnie słuchać?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a on tylko posłał mi jeden ze swoich uśmiechów. Wtedy już znałam odpowiedź.
-Ciebie zawsze mała, a teraz idziemy bo i tak jesteśmy spóźnieni- zakomunikował. Tak też zrobiliśmy. Zjechaliśmy windą na dół i poszliśmy w kierunku recepcji. Czekali tam na nas już nasi przyjaciele. Wtedy znowu coś mi się przypomniało. Sergi o mnie tak dba, a ja nadal nie powiedziałam mu o mojej przeszłości. Chcę to zmienić. Po wyjeździe mu o wszystkim opowiem.
-Co wy tak długo zawsze?- zapytał roześmiany Rafael. Chodziło mu tylko o jedno, więc dostał w ramię od swojej dziewczyny. Jednak nie przejął się tym i przyciągnął ją do siebie, aby potem pocałować w czoło. Według mnie to naprawdę słodki gest. 
-Ty sobie uważaj bo to moja ukochana siostrzyczka- zagroził mu Roberto. Hiszpański pomocnik objął mnie jedną ręką, a drugą Coral. Tak też wyszliśmy z hotelu i skierowaliśmy się do najbliższego klubu. Nie chciałam dzisiaj pić alkoholu. Miałam nadzieję trzeźwo myśleć przez cały wyjazd. Szliśmy jakąś uliczką, a z lokali słychać było tradycyjną hiszpańską muzykę. Sergi porwał mnie do tańca już tutaj. To samo zrobili inni chłopcy. Zabawili się w odbijanego i takim oto sposobem każdy tańczył z każdym. Naszych śmiechów nie było widać końca. Piłkarze musieli rozdać kilka autografów, ponieważ zostali rozpoznani. Zrobili sobie także zdjęcia z fanami, którzy byli wniebowzięci. Ja też tak kiedyś miałam. Pamiętam jak zobaczyłam po raz pierwszy chłopaków. Moja mina była zapewne bezcenna. W końcu dotarliśmy do celu. Impreza była naprawdę fajna i cieszę się, że przyszliśmy. Wróciliśmy do hotelu dopiero nad ranem. Byliśmy zmęczeni, chłopaki trochę pijani, ale szczęśliwi. Warto było ruszyć tyłek. Dzień zapowiadał się dobrze. Ale jak to mówią: "Nie chwal dnia przed zachodem słońca". Położyłam się do łóżka razem z Marciem. Jak to brzmi. Odespaliśmy sobie noc, a potem zeszliśmy na śniadanie. Marc był trochę nie w humorze dzisiaj. Może ma kaca. Nie chciałam się nad tym głębiej zastanawiać. Kiedyś mu przejdzie. Przyzwyczaiłam się już chyba do jego humorków. To nie jest żadna nowość. Na dalszy ciąg dnia nie mieliśmy żadnych planów. Każdy wrócił do swojego pokoju. Panowała dość dziwna atmosfera. Czułam, że Sergi jest na mnie o coś zły. Bałam się z nim nawet porozmawiać. Położyliśmy się z Batrą na łóżku i oglądaliśmy jakiś film w telewizji. Nie wiem jaki miał tytuł, ale był w miarę ciekawy. Nagle zadzwonił mój telefon. Myślałam, że to Anto albo Raquel, więc podbiegłam do komody, na której leżała komórka cała w skowronkach. Na wyświetlaczu jednak ukazał się zupełnie inny napis: "Mama". Odebrać czy nie? A może to coś ważnego? Może zmienili zdanie i chcą się pogodzić? Przeciągnęłam zieloną słuchawkę.
-Cześć mamo- przywitałam się. Nie wiedziałam jak mam się zachowywać w stosunku do niej. Byłam zdezorientowana jej telefonem. Długo się nie odzywali. W sumie ja też tego nie zrobiłam.
-Hej, potrzebny mi twój adres- zakomunikowała na wstępie. Pierwsza moja myśl: przyjadą i mnie odwiedzą.
-Nie ma mnie teraz w Barcelonie- poinformowałam rodzicielkę. 
-Ale i tak mi go podaj- poprosiła. W końcu się zgodziłam- Kiedy będziesz w Barcelonie?- spytała.
-Chcecie mnie odwiedzić z tatą? Za dwa tygodnie wracam- wyjaśniłam i czekałam na odpowiedź. 
-Nie, ale Adrian tak- powiedziała, a ja myślałam, że się przesłyszałam. Moje wyobrażenia w jednej chwili przestały istnieć. Rodzice wiedzieli, co mi zrobił. Musiałam im kiedyś powiedzieć. Babcia bardzo na to nalegała. Wiedzą, a mimo to... Nie mieściło mi się to w głowie.
-Nie dawaj mu mojego adresu!- wykrzyczałam do słuchawki. 
-Nie dramatyzuj. Jesteś dorosła i musisz wreszcie z nim porozmawiać- oznajmiła, a ja chciałam zniknąć. Porozmawiać? Ja się go nadal boję. 
-Nie mam o czym z nim rozmawiać- stwierdziłam twardo. Taka była prawda. Nie miałam mu nic do powiedzenia.
-On się zmienił- broniła jego i swojego zdania uparcie. 
-Ale ja się nie zmieniłam i nie chcę go widzieć!- wykrzyczałam kolejny raz dzisiejszego dnia. Zapowiadało się, że będzie tak pięknie.
-Aa i informuję cię, że byliśmy z tatą u prawnika. Spodziewaj się pisma- tego było już za wiele. Rozłączyłam się. Nie chciałam już z nią rozmawiać. Niepotrzebnie odbierałam. Odłożyłam telefon na półkę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Marc cały czas jest w pokoju. Jestem idiotką.
-Przepraszam za tą scenę, ale pokłóciłam się z mamą- powiedziałam. Było mi naprawdę głupio, że musiał tego wszystkiego słuchać. 
-Ostatnio nie jesteś sobą- stwierdził. Czy on właśnie uznał, że to była moja wina? 
-To nie przeze mnie się pokłóciłyśmy- wyjaśniłam. Tak dla jasności. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że właśnie o to mu chodziło. Jednak nic nie trwa wiecznie. Czasami myślisz, że kogoś znasz, ufasz mu, a potem spadasz na ziemię. Takie upadki bywają bolesne. Tan taki był.
-Jasne... Szanuj lepiej rodziców, a nie- powiedział ostro, a mnie zatkało. Przez chwilę zapomniałam języka w buzi. Nie spodziewałam się takich słów po nim.
-Gówno wiesz, więc się nie wypowiadaj!- krzyczałam. Nie mogłam tego znieść. Myślałam, że on jest inny. Uważałam go za przyjaciela. Kolejny raz się pomyliłam. 
-Jesteś gówniarą, która sama stwarza sobie problemy!- pierwszy raz na mnie krzyknął. Nigdy tego nie zrobił. Zawsze się hamował. Nie mieliśmy wiele okazji do kłótni, ale czasami dawałam mu popalić. Jednak to właśnie dzisiaj pierwszy raz w życiu usłyszałam jak na mnie krzyczy. 
-A ty zapatrzonym w siebie dupkiem! Oceniasz wszystkich, ale nie widzisz swoich błędów- musiał już nas słyszeć cały hotel. 
-Idź się poużalaj nad sobą bo starzy są źli! Pomyśl czasem o innych egoistko- każde kolejne słowo bolało coraz bardziej. Oboje rzucaliśmy w siebie coraz to ostrzejszymi słowami. Gdzie jest ta granica?
-Jesteś skończonym kretynem, który myśli, że świat kręci się wokół niego, ale tak nie jest- powiedziałam. Nie mogłam się uspokoić. Widziałam po nim, że on też nie.
-Głupia lalka, która myślała, że ją lubię... Żałosne- te słowa spowodowały, że łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam przy nim płakać. Chwyciłam telefon i skierowałam się do wyjścia. Odwróciłam się jeszcze i na niego spojrzałam.
-Myślałeś, że się przyjaźnimy... Żałosne- powiedziałam coś podobnego, po czym trzasnęłam drzwiami i wyszłam. Na korytarzy wpadłam na Coral. Szła smutna i jakaś nieobecna. 
-Co jest?- zapytałam przyjaciółki. 
-Właśnie do was szłam... Sergi jest jakiś smutny. Nie chce mi powiedzieć o co chodzi- wytłumaczyła. Przypomniałam sobie o zachowaniu przyjaciela przy obiedzie. Już wtedy był cichy, smutny, zły. Odpowiadał półsłówkami. Nie był sobą.
-Pójdę z nim porozmawiać- zaoferowałam. 
-Dziękuję, będę u Rafy- poinformowała i poszła dalej. Widziałam jak się o niego martwi. Kochają się ponad wszystko. Gdy jedno ma zły dzień, drugie także. Gdy się cieszą to razem. Wszystko przeżywają podwójnie. To jest piękne. Zapukałam do drzwi obok, ale nie czekałam na zaproszenie. Sam mnie tego nauczył. Na same wspomnienia, gdy Sergi wchodził do mnie jak do siebie, uśmiech gościł na mojej twarzy. Zobaczyłam piłkarza, który leżał na łóżku. Wzięłam rozbieg i rzuciłam się obok niego. Nie zareagował na to. Byłam pewna, że powie zaraz coś głupiego, ale tak się nie stało. Nie próbował być poważny. Dzisiaj nic nie udawał. Przerażało mnie to.
-Co się stało braciszku?- zapytałam zatroskana. Martwiłam się o niego. Jest mi najbliższą osobą. Nie mogę patrzeć na niego, gdy jest smutny. 
-Ty mi powiedz- po tych słowach już wiedziałam, że rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Jeszcze kilka godzin było tak cudownie, a teraz wszystko zwala mi się na głowę. Co ja znowu zrobiłam? Mam nadzieję, że go czymś nie zraniłam. Wszystko tylko nie to. On nie zasługuje na jakiekolwiek cierpienie. Jest najlepszą osobą jaką znam. Kocham go. Jak brata, ale jednak kocham. 


Taakk... 1:10 :) Nie ma to jak obejrzeć film i o 23:51 dostać olśnienia. Jak widać "Tylko ciebie chcę" działa cuda :) Dobra wiadomość to taka, że wiem już jak to się potoczy. A zła, że wracam do szkoły i znowu nauka, co równa się zmniejszeniem czasu na bloga :( Jak myślicie o co chodzi Sergiemu? Czy ma to związek z Marciem? Czy główni bohaterowie się pogodzą? Po co Adrianowi adres Vicki? Jak Polka poradzi sobie z przeszłością i kolejnymi problemami? Wróci do Polski, a może wyjedzie? Zostanie w Barcelonie? Co będzie dalej? Czekam na Wasze pomysły. Buźka ;*



















piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 18

Rozdział dedykowany wszystkim moim czytelnikom, bez których ten blog by nie istniał :) 


"Zapominamy dostrzegać dobre rzeczy,
które dzieją się teraz".

Spało mi się bardzo przyjemnie, co nie było do mnie podobne. Zawsze, gdy zasypiałam w nowym miejscu to w nocy się budziłam. Miła odmiana. Znowu popatrzyłam w okno i ujrzałam ten piękny widok. Mogłabym spędzić cały dzień, gapiąc się na morze.
-Mała bo się zakochasz- usłyszałam głos Bartry. Ten to dopiero potrafi zepsuć chwilę. Nie ma co, prawdziwy facet. Przyjdź, zepsuj i się ciesz. Odwróciłam się do niego i spojrzałam bezsilnie. Nic nie mogłam mu zrobić. Wiecie jak to bolało? Właśnie... Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że chłopak stoi przede mną już ubrany i gotowy do wyjścia. Ja jestem w proszku. Nie umyta, nie ubrana, nie uczesana. Muszę wyglądać jak widmo.
-Psujesz chwile- stwierdziłam, a zaraz po tym poczułam na sobie jego ciężki tyłek. Ile on waży? Co za ciężar.
-Wygodnie?- zapytał ze śmiechem. Co ten człowiek ma w tej swojej pustej głowie? Tyle pytań bez odpowiedzi. Wiem, wiem nie jestem normalna.
-Ważysz chyba tonę- odpowiedziałam, a on podparł się na łokciach.
-Tylko 2 kochanie- kogoś tu się żarty trzymają z rana. To nieprawdopodobne jak można być zmiennym. Ale i tak go lubię. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Złaź już małpo- rozkazałam i zaczęłam się śmiać. Głupota jest chyba zaraźliwa.
-Ta zniewaga krwi wymaga!- krzyczał jak szalony. Popatrzyłam na niego rozbawiona. Fajnie go takiego zobaczyć. Zachowuje się jak dziecko. Wreszcie jest sobą. Śmieje się, żartuje, wygłupia... Podoba mi się to.
-Może potem bo idę się ubrać- oznajmiłam i wyjęłam z walizki ubrania.
-A to dobrze bo miałem cię obudzić bo zaraz idziemy na śniadanie- zakomunikował, a ja rzuciłam w niego poduszką. Tego chłopaka chyba nie da się zaskoczyć. Od razu złapał jaśka. Refleks ma naprawdę świetny.
-Za co?- zapytał zdziwiony.
-Za miłość do ojczyzny! Przez ciebie mam dziesięć minut mniej- krzyczałam już z łazienki.
-Dwadzieścia bo jeszcze sprawdzałem Insta!- wykrzyczał, a ja miałam ochotę mu zrobić krzywdę. Oczywiście i tak zaczęłam się z tego śmiać. Jestem dziwna. Usłyszałam, że dzwoni mój telefon, ale nie miałam jak go odebrać.
-Marc zobaczysz kto to?- zapytałam. Co ja robię? Właśnie pozwoliłam mu dotknąć jedną z moich cenniejszych rzeczy, które posiadam.
-Rafa! Odebrać?- spytał. Przemyślałam szybciutko wszystkie plusy dodatnie i plusy ujemne.
-Tak!- odkrzyknęłam. Słyszałam jak chłopak chwilę rozmawiał z moją przyjaciółką.
-Rafa powiedziała, żebyś wzięła strój kąpielowy i torebkę bo idziemy na miasto, a potem na jakąś tam plażę i żebyś ubrała koturny- poinformował mnie.
-Ok- tak też zakończyła się nasza rozmowa. Na szczęście wybrałam dobry zestaw. Pod spód założyłam jeszcze mój kostium kąpielowy, który dobrałam pod kolor bluzki. Włosy miałam związać, ale moja szczotka została gdzieś w pokoju. Zresztą podobnie jak gumki. Wyszłam więc z łazienki.
-Gotowa?- zapytał Marc, który jak widać już się niecierpliwił.
-Jeszcze zwiążę włosy- odpowiedziałam. Jak mógł nie zauważyć tej szopy, którą mam na głowie? Faceci nie są w pełni normalnym gatunkiem.
-Tak jest dobrze, chodź już- poprosił. Przewróciłam tylko oczami. Co on ma z tymi moimi włosami?
-To chociaż je rozczeszę- stwierdziłam i tak też zrobiłam. Byliśmy już w windzie. Pewnie wszyscy są w hotelowej restauracji. Jesteśmy spóźnieni, ale to nie moja wina. Oczywiście, że Marc mógł mnie obudzić wcześniej.
-Wersja oficjalna, że spałem na kanapie, co?-zapytał po chwili. Coś mi się wydaje, że niezbyt lubi ciszę. Zawsze stara się ją przerwać. Podobnie jak Sergi, ale ten to musi gadać i gadać. Mimo to jest moim najlepszym przyjacielem. Kocham go. Oczywiście jako brata.
-I tak nie uwierzą- odpowiedziałam, a on pokiwał ze zrozumieniem głową.
-Fakt, ale... Gdy nie zaprzeczymy to  dziewczyny cię zjedzą- powiedział, a ja się zaczęłam zastanawiać nad jego słowami.
-Dlaczego?- spytałam.
-Bo nigdy nie spałem z dziewczyną w łóżku, nic z nią nie robiąc- wyznał, a mi się chciało śmiać. W końcu nie wytrzymałam.
-Prawie jak Grey- stwierdziłam rozśmieszona. Jednak widziałam, że jego trochę zabolały moje żarty. Może nie tyle, co zabolały, ale nie śmieszyły. Wyszedł z windy bez słowa. Dogoniłam go i chwyciłam za rękę. Nie o to mi chodziło. Po prostu śmiesznie to powiedział.
-Przepraszam- żałowałam moich słów. On mi tu na poważnie mówi, a ja sobie robię żarty. Jestem dzisiaj taka nieogarnięta. Nie chciałam, aby się na mnie złościł. Daję mu tyle powodów do obrażania się. Jestem głupia.
-Dlaczego z tobą nie da się dzisiaj normalnie porozmawiać?- zapytał wściekły, a ja spuściłam głowę jak małe dziecko. Miał rację. Zachowuję się jak idiotka.
-Nie wiem, co mnie tak śmieszyło... Ja też nie spałam nigdy z chłopakiem w jednym łóżku- wyjawiłam mu prawdę. Nie był to sekret. Co prawda nikomu o tym nie mówiłam, ale też nie ukrywałam. Po prostu z nikim o tym nie rozmawiałam. Z nikim nie zeszłam na taki temat. Mówię mu o wszystkim i to zaczyna mnie przerażać.
-Już nie rób takiej miny- powiedział i mnie przytulił.
-Jakiej?- zapytałam zaciekawiona.
-Takiej smutnej- odpowiedział.
-To ty też masz być wesoły bo jak wstałeś to aż zarażałeś optymizmem- oznajmiłam, a on zaczął się śmiać. Położył swoją rękę na moim ramieniu i tak weszliśmy do restauracji.
-Prawie Grey?- zapytał rozbawiony- Ja jestem lepszy- stwierdził dumnie.
-To aktor- po tych słowach dosiedliśmy się do stolika, przy którym siedzieli nasi przyjaciele. Przywitaliśmy się z nimi i wzięliśmy menu, aby zorientować się, co możemy dzisiaj zjeść.
-A ja piłkarz- kontynuował naszą dyskusję.
-Był przystojny.
-Ja jestem bardziej.
-Miał własną firmę.
-Gram w twoim ulubionym klubie.
-To nie to samo.
-Wiem, to jeszcze lepsze.
-Posiadanie własnej firmy?- przekomarzałam się, chociaż dobrze wiedziałam o co mu chodzi.
-Granie w najlepszym klubie świata.
-On ma helikopter.
-Też sobie kupię.
-On umie nim latać.
-Kupię sobie pilota.
-Chyba do telewizora.
-Bardzo śmieszne Matecka.
-Temu pilotowi możesz jedynie zapłacić.
-To zapłacę.
-Uratował Anastasi życie.
-Twoje ratuje średnio co 2 dni.
-Pracowały u niego kobiety.
-Więc się kłóciły.
-Albo przyjaźniły.
-To niemożliwe. Poproszę więcej argumentów.
-Miał fajny dom.
-Mój też ci się podobał.
-Każdy myślał, że jest gejem.
-Każdy myśli, że jestem hetero.
-Jego mama przyłapała go z dziewczyną.
-Coś sugerujesz? Jak coś to zadzwonię po Manuele i może nas przyłapać na czym tylko chcesz.
-Idiota.
-Gdzie?
-Tu- powiedziałam i wskazałam na niego.
-Słodziutko kochanie.
-Nie jestem twoim kochaniem.
-Nie masz argumentów kochanie.
-Mam.
Słucham.
-Miał super samochód.
-Nawet nie wiesz jaki to model.
-Ale był super.
-Mam lepszy.
-To nie ma sensu.
-Czemu?
-Bo i tak powiesz, że masz wszystko lepsze.
-Nie prawda.
-Zakochał się!- przypomniało mi się.
-W dziewczynie, z którą podpisał umowę, że będzie chodziła z nim do łóżka.
-Ale jednak.
-To jego słabość kochanie.
-A może...- nie dane było nam skończyć. Spojrzeliśmy na osobę, która przerwała nam naszą dyskusję. Wciągnęłam się. Miałam jeszcze tyle odpowiedzi w zanadrzu. Wszyscy patrzyli na nas z szeroko otwartymi oczami.
-Co wy robicie?- zapytał zdziwiony Rafinha. Powiedział to tak jakbyśmy co najmniej zabójstwo planowali.
-Rozmawiamy- odpowiedzieliśmy równocześnie. Cóż za synchron. Brawo my.
-Nie zauważyliśmy- ironizował Brazylijczyk, a ja wyszczerzyłam się w uśmiechu. Widzę, że nie tylko ja mam na drugie imię ironia.
-To jej wina- stwierdził pewnie Marc.
-Czemu?- zainteresował się Sergi. On jak zwykle musi wszystko wiedzieć. Pff... Kopiuje mnie i tyle. Może za dużo przebywałam na słońcu.
-Bo powiedziała, że jestem prawie jak Grey- wyjaśnił. Nie zdziwię się, jeśli pomyślą, że jesteśmy nienormalnie. W sumie to wiadomo nie od dziś. Czy tylko ja słyszę teraz piosenkę z Kubusia Puchatka? Nie było pytania. Mówiłam, że przoduję w głupocie. Dziewczyny zaczęły się znacząco uśmiechać. Moje wariatki kochane.
-I chciałeś udowodnić, że jesteś lepszy?- dopytywał nasz braciszek, a obrońca tylko przytaknął głową.
-Stary z filmowym aktorem nie wygrasz- powiedział mu Rafinha i poklepał go po plecach. Ktoś tu coś o tym wie.
-Dobra, poczekajcie i nic nie mówcie bo idę po śniadanko- oznajmiłam. Nie chciałam, żeby mnie coś ominęło.
-Ja tak samo- stwierdził Marc i udaliśmy się po nasz posiłek. Oboje skusiliśmy się na sałatkę. Później nadrobi się lodami i mrożoną kawą, która jest tutaj pyszna. Wzięłam do tego jeszcze sok pomarańczowy, a Marc jabłkowo-miętowy. Usiedliśmy z powrotem do stołu i zaczęliśmy jeść. Dobre to śniadanko. A jeszcze lepiej, że nie musiałam sobie go sama przyrządzić. Lubię nawet gotować, ale taka przerwa czasami dobrze robi.
-Wy to normalnie jak małżeństwo- stwierdziła Rafa, a ja mało się nie zakrztusiłam. Spojrzałam na nią tylko znacząco, a każdy się roześmiał. Czemu ludzie chcę mnie zawsze zabić, gdy jem? Jakby nie mogli poczekać kilka minut, aż przełknę. Taki już mój los.
-Takie same sałatki, porównywanie się do Greya, przytulanie przy windzie- wymieniała Coral z uśmiechem na ustach. Wiem, że pewnie by się cieszyły gdybym z nim była, ale to byłoby aż śmieszne. To nigdy nie miałoby szans.
-Poczekaj- powiedziałam i wyjęłam swój telefon z torebki. Wybrałam numer Anto i podałam Hiszpance telefon- Porozmawiajcie sobie- stwierdziłam i wróciłam do jedzenia.
-Nie odbiera- zakomunikowała mi Cora.
-Nie kocha mnie- powiedziałam, udając smutną. Muszę do niej później zadzwonić. Już mi jej brakuje.
-Ale o czym miałyśmy z nią rozmawiać?- dopytała Rafaella. No błagam... I to niby ja jestem nieogarnięta?
-O tym jak mnie wyswatać z Vicki- odpowiedział jej Bartra. One spojrzały na niego jakby chciały go zabić. On jednak udawał, że nic nie widzi i zajął się swoim jedzeniem.
-Aaa spoko. Nie trzeba już mamy plan- poinformowała nas modelka. Moja mina pewnie była bezcenna. Czułam jak opada mi szczęka i szoruje po podłodze
-Ja bym się bał- zabrał głos wyraźnie rozbawiony Sergi.
-Ja też- stwierdził Rafinha. Obaj chłopcy dostali po głowie od swoich dziewczyn, a wtedy to my z Marciem zaczęliśmy się z nich śmiać. Pośmialiśmy się jeszcze chwilę, a potem pojechaliśmy na miasto. Dziewczynki chciały sobie kupić kilka rzeczy. Czytaj jako: chłopaki noszą nasze ubrania. Wzięliśmy nasze samochody i ruszyliśmy w drogę. Coral prowadziła samochód Sergiego, w którym siedziałam ja i Rafa, a Marc swój, którym jechał Rafael i Roberto. Wysyłałam chłopakom dużo snapów. Posłuchałam trochę, że pasuję do Marca. Oczywiście wyśmiałam je i wróciłam do swojego zajęcia. Mogłam zabrać się z chłopakami. To tylko taki żarcik. Dziewczyny po chwili się ogarnęły i rozmawiałyśmy już na zupełnie inne tematy. Postanowiliśmy, że pójdziemy do wielkiego akwarium. Było tam cudownie. Gdy duża rybka wypłynęła zza kamienia to aż podskoczyłam. Mega się wystraszyłam. Odwróciłam się i wpadałam na mojego braciszka. Potem się z tego śmialiśmy, ale w pierwszej chwili myślałam, że zejdę tam na zawał. Robiliśmy sobie tam tysiące zdjęć. Muszę przyznać, że pokochałam takie miejsca. W Barcelonie już mi się spodobało. W San Sebastian też było wspaniale. Potem poszliśmy kupić sobie coś fajnego. Laski bardzo się na to napaliły. Ja nie byłam tak pozytywnie do tego nastawiona, ale co ja mogę. Sergi wziął ze sobą przenośny głośnik i chodził z nim wszędzie. Zaczął przy tym głośno śpiewać. Chłopaki oczywiście się do niego przyłączyli. Współczuję tym ludziom. Jeszcze lepiej będzie, gdy ktoś się dowie, że to piłkarze Fc Barcelony. To małe miasteczko, ale jednak ludzie nie są głupi. Załamałam się normalnie.  Rzecz jasna cyknęłam ich kilka fotek i nagrałam te wygłupy. Było śmiesznie. Weszłyśmy z dziewczynami do jakiegoś sklepu. Miałam do wyboru słuchanie z nimi muzyki i śpiewanie lub zakupy. Wybrałam opcję numer 2. To chyba trochę mniejsze zło. Nie żeby coś, ale wolę nie robić z siebie, aż takiej idiotki. Chociaż już ją z siebie zrobiłam, gdy się z nimi spotkała. Gdyby to słyszeli to zaraz wymyśliliby mi jakąś karę. Usiadłam sobie na pufie i przeglądałam Instagrama. Po chwili do pomieszczenia weszli chłopcy. Zepchnęli mnie wręcz z siedzenia. Jedynie Marc stał i nic nie robił. Było mi mega gorąco. Przynajmniej tutaj jest klimatyzacja. Gdybym wzięła te buty na koturnie to bym chyba umarła. Oczywiście Rafa i Coral zwróciły na to uwagę. Wykręciłam się tym, że Marc mi nie przekazał. Jakoś trzeba sobie radzić w życiu.
-Vicki, chodź na chwilkę- zawołała mnie Rafcia. Ciekawe co tym razem. Poszłam do moich przyjaciółek, a one trzymały w ręce dość ładną sukienkę.
-Przymierzysz?- spytała Coral. Spojrzałam dokładnie na ich zdobycz i już wiedziałam, że nie ma mowy.
-Za duże wycięcie na biuście- stwierdziłam i chciałam odejść, ale dziewczyny mnie zatrzymały. Miałam jakiś kiepski nastrój. Mam nadzieję, że to chwilowe.
-To weź sobie jakąś inną, co? Pójdziemy na imprezę w nowych sukienkach?- zaproponowała Rafa. W sumie to nie taki zły pomysł. Oby tylko humor mi się poprawił.
-To szukam- powiedziałam, a one rzuciły mi się na szyję. Jak niewiele trzeba, aby kogoś uszczęśliwić. Przecież nie będę siedziała i nic nie robiła na wakacjach. Zwłaszcza, że spędzam je w najlepszym towarzystwie. Wybrałam sobie w końcu sukieneczkę  z wyciętymi plecami. Jednak nie mogłam znaleźć swojego rozmiaru. Podeszłam do pani, która pracowała w tym sklepie.
-Przepraszam czy jest rozmiar 34 tej sukienki?- zapytałam i posłałam jej uśmiech.
-Tak, powinien być. Chodź, pomogę ci poszukać- odpowiedziała i także się uśmiechnęła. Faktycznie, znalazłyśmy tą sukienkę w moim rozmiarze. Przymierzyłam ją, a dziewczyny były zachwycone. Chłopaki grali w jakieś gry na swoich telefonach i nie zwracali na nas najmniejszej uwagi. Jednak Coral i Rafa uznały, że to dobrze bo zrobią im niespodziankę swoim ubiorem. Po jakimś czasie mogliśmy wyjść ze sklepu. Po drodze cały czas żartowaliśmy. Rafka zatrzymała się przy jakimś stoisku, ponieważ chciała sobie kupić chustę na głowę. Ona uwielbia takie dodatki. Najlepsze jest to, że wygląda w nich fenomenalnie. Dziewczyny ze swoimi ukochanymi przymierzali chusty i kapelusze, a ja usiadłam sobie na ławce. Dosiadł się do mnie Marc.
-Ja chcę już do wody- zajęczałam jak małe dziecko. W Barcelonie też jest tak gorąco, ale dzisiaj sporo się wychodziliśmy. Jestem już niby do takich temperatur przyzwyczajona, ale jednak na dziś miałam dość. Chciałam tylko pochlapać się w wodzie.
-Zacznij chodzić w czapce bo dostaniesz udaru- pouczył mnie piłkarz. Błagam... Rozumiem, że jest trochę starszy, ale mówi jak moja mama, gdy byłam malutkim dzieckiem.
-Zachowujesz się jak rodzic- stwierdziłam z grymasem na twarzy.
-Trudno- powiedział i wzruszył ramionami. Po chwili dotknął ręką moich włosów- Głowa cię nie boli?- zapytał. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Trochę, a co?- nie wiedziałam o co mu chodzi. Od jakiś kilku minut byłam już w swoim świecie. Myślałam o kilku sprawach.
-Masz- po tych słowach piłkarz włożył mi na głowę swojego full capa. Czapka ładna, ale niepotrzebna. Jednak trochę w niej pochodzić mogę. 
-Jaki troskliwy- zaczęłam się trochę z niego nabijać. Sama nie wiem czemu. Po prostu udaje bad boya, a tak naprawdę zrobiłby bardzo wiele dla swoich przyjaciół. W sumie to nie mam zielonego pojęcia czy tak mogę siebie nazwać. On jest moim przyjacielem, ale czy ja jestem jego.
-Lubisz mnie denerwować- bardziej stwierdził, niż zapytał. Może troszeczkę i czasami.
-Ee tam- odpowiedziałam ze śmiechem. Jemu także złość szybko przeszła. To w nim lubię. Złości się, ale nie długo. Przynajmniej jeszcze się z nim nie pokłóciłam tak, żeby się do mnie nie odzywał. Raczej nie chcę tego robić. Wolę taki stan rzeczy jaki jest. Dobrze się z nim dogaduję i tak musi zostać. Bardzo mu ufam, lubię, szanuję i podziwiam. Chcę się z nim kumplować. Właśnie przyszli do nas nasi przyjaciele. Spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Czy ty masz na sobie full capa Marca?- zapytał Rafinha.
-Taaak- przeciągnęłam, gdyż nie wiedziałam o co mu chodzi. 
-Przecież on nikomu nie pozwalał dotknąć swoich czapek- zakomunikował nam Rafael, a ja zaczęłam się śmiać z niego. Mówił to w taki dziwny sposób. Jakbym co najmniej miała na głowie koronę poświęconą przez papieża. 
-Marc dawał już kiedyś Vic czapkę, ubrania, pozwolił opierać się o maskę Audi, trzymać nogi na siedzeniu- wymieniał Sergi widocznie zadowolony z siebie. 
-Aaa to ja widzę, że ktoś tu się komuś spodobał- zaświergotał Rafinha. Teraz on zaczyna. Szczerze mówiąc już mi się to znudziło. Ile można o tym słuchać? 
-Ty Rafie i nie wiem dlaczego- powiedziałam i wystawiłam mu język. O zrobił to samo. Tak oto zakończyliśmy ten beznadziejny temat. Naszym następnym przystankiem okazała się plaża. Wcześniej jeszcze odniosłyśmy nasze zakupy do aut. Cieszyłam się jak małe dziecko. Dzisiaj wyjątkowo nie mogłam się doczekać kąpieli w słonej wodzie. Od razu poszłam popływać. Spędziliśmy tak kilka godzin. Opalaliśmy się również i rozmawialiśmy na różne tematy. Akurat na kocu zostały same dziewczyny. Chłopaki postanowili poskakać sobie z klifów. Ja nie mam za dobrych wspomnień z tego, więc zostałam z Hiszpanką i Brazylijką. Gadałyśmy o modzie, sporcie, aktorach, filmach. Chyba o wszystkim. Co chwila wybuchałyśmy śmiechem. Chciałyśmy sobie zrobić zdjęcie, ale za nami pojawili się piłkarze. Rafa ich zawołała i zrobiła fotkę, którą wstawiła na portale społecznościowe z dopiskiem: "Piękne i bestie :D". Skąd się jej to wzięło? Rozmawiałyśmy o filmie pod tytułem "Bestia". Taki dla nastolatek, ale mi się akurat spodobał. Rafka i Cor postanowiły go obejrzeć, któregoś wieczoru. Musieliśmy się już zbierać, jeśli chcieliśmy iść do klubu. Szczerze mówiąc ja mogłabym pójść do jakieś nadmorskiej restauracji i posiedzieć z nimi przy lampce wina, ale perspektywa dobrej zabawy przy drinkach także jest spoko. Umówiliśmy się na godzinę 20:30 na dole przy recepcji. Pożegnałyśmy się ze sobą i weszłyśmy do pokoi. Chłopaki jeszcze poszli zobaczyć, gdzie znajduje się jakieś boisko. Oni nie potrafią przetrwać bez piłki. Cała trójka wzięła piłkę. Gdy zobaczyłyśmy ich z okrągłymi przedmiotami pod pachami, wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem. Oni nie wydawali się zrażeni. Swoją miłość zabierają wszędzie. Szczerze mówiąc nie potrafię sobie wyobrazić tych chłopaków, gdy wykonują inny zawód. Ten jest dla nich idealny i świetnie się w nim sprawują. Miałam jeszcze trochę czasu, więc zadzwoniłam do Antonelli. Porozmawiałyśmy tylko chwilkę, ponieważ Thiago dał o sobie znać. Takie życie matki. Mały Messi jest po prostu słodziutki. W między czasie przyszedł Bartra i poszedł do łazienki. Stwierdziłam, że zrobię ten wyjątek i go puszczę. Nadal miałam na głowie jego czapkę. Gapiłam się w ekran mojego tableta i nie miałam już pomysłów, co zrobić ze swoim życiem. W końcu uszykowany chłopak wyszedł. Miał na sobie biały, opinający się t-shirt i jeansowe spodenki. Do tego białe, sportowe buty. On w innych nie chodzi. Chyba, że musi. Posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił i weszłam do łazienki. Wzięłam odprężającą kąpiel. Po wysuszeniu swojego ciała, suszyłam włosy. Postanowiłam je pokręcić. Z natury same się kręcą, ale nie aż tak. Potem się pomalowałam. Założyłam sukienkę, którą kupiłam dzisiaj. Niestety nie wzięłam butów. Musiałam po nie iść do pokoju. Wyszłam z pomieszczenia i...


Przerwę Wam w tym momencie XD Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału, ale nie zdążyłam :/ Jest dzisiaj :) Ostrzegam, że w następnym rozdziale już nie będzie tak kolorowo :) Kilka kłótni nikomu nie zaszkodzi. A może jednak? Dziękuję Wam za wszystkie komentarze. Kiedy je czytam to buźka sama się cieszy. Naprawdę jestem Wam za to wdzięczna. Macie w sobie tyle entuzjazmu, miłości i dobroci, że to nie wyobrażalne. Dziękuję kochani <3