piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 29

W każdym detalu, akordzie i dźwięku, 
bez Ciebie życie nie miałoby sensu.


-Dzięki za wszystko, ale idę do domu- stwierdził. Piłkarze nie mogli go zrozumieć. Postanowili jednak iść z nim. Nie mogli go zostawić...

*Victoria*
Oglądałyśmy film, ale niezbyt długo. Rozkleiłam się jak mała dziewczynka, a Anto próbowała mnie pocieszać. 
-On nie widzi poza tobą świata- mówiła, a ja zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
-Ale ja nie chcę, żeby tak było- załkałam żałośnie. 
-Ale dlaczego? Nie kochasz go?- spytała, a ja pociągnęłam żałośnie nosem. 
-Poczekaj, przyniosę wino- powiedziałam i poszłam do kuchni. Po chwili wróciłam do przyjaciółki z butelką czerwonego wina i dwoma kieliszkami. Anto nalała nam po lampce.
-A teraz opowiadaj- zarządziła. Wzięłam głęboki wdech.
-Bardzo mi na nim zależy. Jest dla mnie jedną z najważniejszych osób na świecie. Wydaję mi się, że traktuję go lepiej, niż rodziców. Wiem, że ja też jestem dla niego ważna. Może nie tak jak on dla mnie, ale jednak... Tylko, że to go do niczego dobrego nie doprowadziło. Adrian mógł go zabić. On nawet o tym nie pomyślał- wyznałam szczerze. Ona mocno mnie przytuliła, gdyż nie mogłam przestać płakać. Może jestem histeryczką, ale nic na to nie poradzę. Po chwili trochę się uspokoiła, choć nadal byłam roztrzęsiona. Gdy tylko pomyślałam sobie, ze mogłam go stracić...
-Nie myślał o sobie tylko o tobie. Chciał, abyś była bezpieczna- wytłumaczyła mi ze współczuciem wymalowanym na twarzy.
-Jestem bezpieczna przy nim- stwierdziłam pewna siebie. Tak się przecież czułam. Gdy był obok, wiedziałam, że nie mogło mi się nic stać. Antonella uśmiechnęła się słodko do mnie.
-A wiesz czemu czujesz się przy nim bezpieczna? Bo mu cholernie ufasz. On nie pozwoliłby ci zrobić krzywdy. Myśli najpierw o tobie, a dopiero potem o sobie. Zmienił się dla ciebie- powiedziała. 
-To nie jest dla niego dobre. Powinien myśleć najpierw o sobie, przecież mógł zginąć- odpowiedziałam. 
-Co ty byś zrobiła na jego miejscu? Dobrze wiem, że byłabyś pierwszą osobą, która by mu pomogła. Nie zastanawiałabyś się nad niebezpieczeństwem. Zrobiłabyś wszystko, aby on był szczęśliwy- tutaj miała rację. Dobrze o tym wiedziałam. 
-Okłamał mnie- przypomniałam jej. 
-Kochanie, a ty co byś zrobiła? Marc źle zrobił, ale wyobraź sobie jak to w nim musiało siedzieć. Zaczekał, aż zaśniesz. Najpierw się zaopiekował tobą, a dopiero potem wziął sprawę w swoje ręce. Mówiłaś, że udawał, że nie jest zdenerwowany. Chciał ci dodać otuchy, wesprzeć cię. To i tak jest jakiś cud, że tak długo to w sobie tłumił. Dobrze wiesz, że Marc najpierw robi, potem myśli. Nigdy nie należał do cierpliwych osób. Szybko puszczają mu nerwy, ale przy tobie próbuje się hamować. Najpierw jesteś ty, dopiero potem cokolwiek innego- powiedziała, a ja spuściłam wzrok. Jeśli tak jest... To... To w jakimś stopniu się cieszę, że też jestem dla niego ważna- Pozwala ci na naprawdę wiele rzeczy. Przecież mówił ci, że żadna kobieta go nie dotykała tak jak ty. Nie widzieliśmy nigdy, żeby szedł z kimś za rękę. Nikogo nie przytulał. Podrywał dziewczynę i szedł z nią do łóżka. Po wszystkim kazał jej spadać. A z tobą? Z tobą jest zupełnie inaczej. Zrobi dla ciebie wszystko. Pozwala ci się dotykać tak jak nikt go nie dotykał. Sam kładzie cię w swoim łóżku. A na wakacjach robił wszystko, żebyś spała na łóżku mimo że się pokłóciliście. Dla niego istniejesz tylko ty- dodała, a ja upiłam łyk alkoholu. Ona zrobiła to samo. Chciałam już coś powiedzieć, gdy zadzwonił mój telefon.
-To Leo? Odbiorę, może to coś ważnego- powiedziałam i przeciągnęłam zieloną słuchawkę.
-Vic?- zapytał od razu.
-Tak?
-Chodzi o Marca, ale nie odkładaj słuchawki, proszę- mówił bardzo szybko. Ledwo go zrozumiałam.
-Nie chcę o nim dzisiaj rozmawiać- stwierdziłam. Anto do takiej rozmowy mi w zupełności wystarczy.
-Jesteście w domu?- zapytał nagle.
-Tak- odpowiedziałam niepewnie. Nie wiedziałam do czego zmierza. 
-Błagam cię wyjdź przed dom. Z Marciem jest naprawdę źle- powiedział i się rozłączył. byłam przerażona. Nawet się nie zastanawiałam nad tym, co mam zrobić. Ja to wiedziałam.
-Leo powiedział, że z Marciem jest źle i że mam wyjść przed dom!- wykrzyczałam w biegu. 
-Idę z tobą!- usłyszałam Anto. Po chwili byłam już na zewnątrz. Zobaczyłam Marca na motorze. Przed nim stał Sergi i Rafinha. Oboje trzymali motor. Leo próbował jakoś zdjąć Hiszpana z maszyny.
-Jesteś pijany! Nie możesz nigdzie jechać idioto!- krzyczał Sergi. 
-A właśnie, że mogę!- odkrzyknął pewny siebie.
-Pomyśl o Vic- poprosił go łagodnie Lio. 
-Myślę! Chcę jechać! Wyjadę i więcej nie będę sprawiał jej problemów!- krzyczał. Podbiegłam do niego najszybciej jak tylko umiałam. Stanęłam przed nim zapłakana. Patrzyłam na niego, a on na mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że jego bandaż cały przesiąkł krwią. Zresztą stróżka krwi wydostała się spod bandaża i spływała mu po ręce. 
-Marc- szepnęłam na tyle głośno, aby mnie usłyszał- Nie jedź nigdzie, proszę- powiedziałam błagalnie. Po moich policzkach nadal spływały łzy, ale to nie było teraz ważne. 
-Chcę jechać- teraz również i on szeptał. Widziałam w jego oczach cierpienie. 
-Błagam, zostań ze mną- poprosiłam po raz kolejny. Podeszłam do niego i popatrzyłam prosto w oczy. Chłopak przełknął głośno ślinę.
-Nie płacz... Nie rań mnie tym, proszę- po tych słowach zszedł z motoru, a ja mocno się w niego wtuliłam. 
-Nie zostawiaj mnie nigdy- wyszeptałam i zalałam się łzami.
-Nie zostawię, obiecuję- powiedział i pocałował mnie w czoło. Odsunął się trochę ode mnie i położył swoje dłonie na moich policzkach- Skarbie miałaś nie płakać- dodał, po czym kciukiem starł moje łzy.
-Zadzwoniłem po taksówkę, zaraz pojedziemy do szpitala- przerwał nam Rafael. 
-Nigdzie nie jadę- zaprotestował Marc.
-Musisz, pojedziemy razem- stwierdziłam i dotknęłam jego policzka. Pod wpływem mojego dotyku Marc przymknął oczy, a jego mięśnie się napięły. 
-Będziesz przy mnie?- zapytał zdziwiony.
-Zawsze- odpowiedziałam- Pójdę tylko ubrać buty- powiedziałam. Wyszłam na bosaka. Nawet nie myślałam o tym, aby ubrać coś na stopy. Pocałowałam go w policzek i poszłam do domu. Ubrałam buty, wzięłam torebkę, do której spakowałam potrzebne rzeczy. Zamknęłam drzwi i wróciłam do Marca.
-My pojedziemy drugą taksówką- poinformowała mnie Antonella i posłała pokrzepiający uśmiech. Przytuliłam ją i wsiadłam do samochodu z obrońcą Barcelony. Poprosiłam kierowcę, aby zawiózł nas do szpitala. Marc objął mnie zdrową ręką, a ja wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia. On co chwila całował mnie w głowę. 
-Nie boli cię ta ręka?- zapytałam zmartwiona.
-Nie- odpowiedział szczerze. Wtedy wystraszyłam się jeszcze bardziej. Powinien coś czuć. Krew mu leci w końcu. Jest jej już dość sporo. Zapłaciłam taksówkarzowi i wyszliśmy. Wtedy Marcowi zaczęło robić się słabo. Nic nie mówił, ale widziałam to po nim. Oddychał coraz szybciej, walczył z opadającymi powiekami... Podbiegli do nas piłkarze, którzy wcale nie byli tak bardzo pijani jak on. Pomogli mi zanieść go do środka. Lekarz, widząc jego stan, natychmiast chciał go zbadać. Był to podobno ten sam doktor, który zajmował się wcześniej jego ręką. Czekaliśmy na niego przed salą. Wszyscy się o niego baliśmy. Po około godzinie pojawił się lekarz. 
-Zapraszam państwa do gabinetu- powiedział surowo i ruszył, a my za nim. Ja i Anto zajęłyśmy miejsca siedzące, a chłopaki stali za nami. 
-Któraś z pań to Vic?- zapytał.
-To ja- odpowiedziałam. Mężczyzna pokiwał tylko głową ze zrozumieniem.
-To teraz mam inne pytanie. Wiedzieliście państwo, że pan Marc przyjmuje leki?- zapytał, ale czułam, że to było pytanie retoryczne.
-Tylko my. Dziewczyny nie wiedziały- wyjaśnił Leo.
-Jakie leki?- zapytałam przerażona.
-Spokojnie. Pan Marc musi przyjmować leki z powodu urazu ręki. Ponadto miał unieruchomioną tą rękę i miał nic ni dźwigać. Nie wolno mu nawet wziął butelki z wodą. Panowie jak mniemam pili z panem Bartrą- odpowiedział lekarz.
-Tak- potwierdził Sergi.
-W takim razie gratuluję głupoty. Mogliście panowie zabić waszego przyjaciela. Szwy popękały, co oznacza, że musiał coś dźwigać. Poza tym alkohol w połączeniu z lekami mógł być dla niego zabójczy. Szczęście w nieszczęściu, że nie wziął kolejnej dawki lekarstw. Chociaż to, że ich nie wziął wcale nie poprawiło jego sytuacji. Musieliśmy go reanimować. Całe szczęście, że trwało to naprawdę krótko- opowiedział o wszystkim, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Mógł umrzeć dwa razy w ciągu jednego dnia. Mogłam go stracić...
-Nie pomyśleliśmy o lekarstwach... Wyprowadzał motor z garażu- wyznał widocznie przybity Rafael. Widziałam, że Sergi miał świeczki w oczach.
-Panowie to nauczka na przyszłość. Wasz przyjaciel jest już bezpieczny, nic mu nie zagraża. Dzisiaj jeszcze wyjdzie do domu, ale najpierw musi mu się skończyć kroplówka- oznajmił- Poza tym uważam, że waszym przyjacielem powinien się ktoś zaopiekować. Nie może nic dźwigać, więc będzie mu dość trudno. Trzeba go pilnować, żeby zażywał leki. Należy również zmieniać opatrunki- stwierdził.
-Ja się nim zajmę- powiedziałam natychmiast.
-Miałem nadzieję, że zaoferuje się któraś z pań. Wyglądacie panie na odpowiedzialne osoby- powiedział i wymownie spojrzał na piłkarzy, którzy i tak stali ze skruszonymi minami- Pani Victorio. Proszę wejść do pacjenta. Cały czas pytał o panią- dodał, gdy już wychodziliśmy.
-Dziękuję bardzo- po tych słowach wyszłam z gabinetu, a za mną cała reszta. Antonella zaraz po tym zaczęła krzyczeć na chłopaków. 
-Jesteście tak nieodpowiedzialni!- złościła się Argentynka.
-Anto daj spokój. Zobacz jacy są przerażeni. Nie pomyśleli. Też jestem na nich zła, ale nawet Marc o tym nie pomyślał. Chcieli dla niego jak najlepiej- powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.
-Masz rację- stwierdziła i westchnęła. Zdaje się, że zaczęła przepraszać chłopaków, a ja poszłam do mojego piłkarza. Usiadłam na krześle i złapałam go za rękę. 
-Usiądź obok mnie- poprosił i posunął się na łóżku. Zrobiłam tak jak chciał. Był jeszcze pijany, więc nie podejmowałam żadnych prób rozmowy z nim. Po prostu się w niego wtuliłam. On także nic nie mówił. Był zmęczony. Wcale mu się nie dziwię. Po godzinie przyszedł lekarz z wypisem, rozpiską leków i wszystkimi zaleceniami. Za tydzień Marc ma się zgłosić na kontrolę. Pożegnaliśmy się z naszymi przyjaciółmi i pojechaliśmy do niego. Piłkarz położył się do łóżka. Pomogłam mu się przebrać. Oczywiście bokserki zostały na jego ciele. Położyłam się obok niego, ponieważ stwierdził, że inaczej nie zaśnie. Jednak po jakimś czasie wstałam i udałam się do sklepu. Jego lodówka świeciła pustkami, więc trzeba było zrobić jakieś zakupy. Po niecałej godzince byłam już w domu. A raczej w domu Hiszpana. Rozpakowałam zakupy, a potem trochę posprzątałam. Marc zrobił ogromny bałagan. Większość rzeczy leżała na podłodze. Musiał być wściekły i to zapewne moja wina. Byłam już zmęczona, ale postanowiłam jeszcze do niego zajrzeć. Zaniosłam mu wodę i tabletki, które niewątpliwie mu pomogą. Leki, które przepisał mu lekarz musi wziąć jutro po śniadaniu. Pocałowałam go w policzek i przykryłam dokładnie kołdrą. Zeszłam na dół i włączyłam sobie telewizor. Musiałam się jakoś odmóżdżyć. 


Jak Wam się podoba 29? Co myślicie o zachowaniu Marca? A Vic? Czy między nimi będzie już wszystko dobrze? 































środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział 28

"Zawsze jest chwila ciszy, przed uderzeniem burzy. 
Świat należy do odważnych nikt nie pamięta tchórzy."

-Nigdy więcej tego nie rób!- wykrzyczałam i wyszłam z jego domu. Wybiegła za mną Antonella. Z moich oczu płynęły łzy. Jestem beznadziejna. Nie powinnam go w ogóle poznać. Jak mogłam być taka głupia? Jak mogłam narazić go na takie niebezpieczeństwo? Weszłyśmy do domu, a ja rzuciłam się na szyję mojej przyjaciółce. Płakałam jak nigdy.
-Ciii... Malutka... Zjemy lody, zrobimy kakao i obejrzymy jakąś komedię, chodź- prosiła po kilkunastu minutach mojego płaczu.
-Dobrze, ale może być wyciskacz łez zamiast tej komedii?- zapytałam z nadzieją. Ona tylko się uśmiechnęła szeroko.
-Dzisiaj to ty tu rządzisz szefowo- zasalutowała- Wybierz film, a ja wszystko przyniosę kochana- dodała i poszła do kuchni. Wybrałam "3 metry nad niebem". Wiele razy oglądałam go z Marciem. On komentował jazdę bohaterów na motorze i mówił, że żadnego motywu miłości tu nie widzi, ale mówił to, aby się ze mną podrażnić. W scenie, w której umiera Pollo zawsze mnie przytulał, całował w czoło i tłumaczył, że to tylko film, a ja płakałam. Może powinnam przynieść kołdrę, poduszki i ułożyć je na podłodze, ale... Ale czułam, że to jest tylko moje i jego. Boję się, że ta kłótnia zmieni wszystko między nami. Boję się, że ten pocałunek zmieni wszystko między nami. Boję się, że moja przeszłość zmieni wszystko między nami. Boję się, że będzie mi kazał zapomnieć o tym, co między nami było. Uwielbiałam, gdy brał mnie w ramiona i całował w czoło. Zawsze uważałam, że nie ma nic bardziej męskiego, a jednocześnie słodkiego jak taki właśnie gest. Gdy mnie przytulał czułam, że jestem bezpieczna, że nic nie może mi się stać. Rozśmieszał mnie, gdy miałam gorszy dzień. Zabierał w ważne dla niego miejsca. Kocham, gdy się śmieje. Jego oczy wtedy tak błyszczą. Kiedy gra mecz zawsze się o niego boję. Krzyczę, kiedy ktoś go fauluje. Cieszę się jeszcze bardziej, gdy to on zdobędzie bramkę. Jestem dumna z niego za każdą minutę, którą spędza na boisku. Jestem niezmiernie szczęśliwa, gdy wiem, że praca sprawia mu przyjemność. Jeśli byłoby inaczej, byłabym pierwszą osobą, która kazałaby mu rzucić nielubianą pracę. Nie jestem obiektywna. Nie powiem kto naprawdę jest najlepszy w piłce nożnej. Dla mnie to zawsze będzie on. Uważam go za wojownika. Myślę, że zdobyłam jego zaufanie. W końcu powiedział mi tyle rzeczy, tyle pokazał. Doceniałam to jak chyba jeszcze nic w życiu bo wiedziałam, że dla niego to jest wyczyn. Cieszyłam się z każdego takiego z pozoru małego kroku. W rzeczywistości był to dla niego bardzo duży krok. Za każdym razem przepływał dla mnie ocean, kiedy nikt inny w moim życiu nie przeskoczył dla mnie nawet malutkiej kałuży. Na początku nie chciałam, aby mówił na mnie skarbie, kochanie i tak dalej, ponieważ nie chciałam się do niego przyzwyczaić. Jednak uwielbiam, gdy tak do mnie mówi. Był dla mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam. Bronił mnie tyle razy. Zawsze z taką zaciekłością, jakby chciał mnie obronić przed całym światem. Rozumieliśmy się bez słów. Oboje dzięki sobie dowiadywaliśmy się, co to znaczy bliskość drugiej osoby. Żadne z nas tego nie zaznało. Każdy mi powtarzał, że to zły chłopak, że nie liczy się z innymi, że jest egoistą, że traktuje wszystkich z góry, że nie ma serca, uczuć, że to typ spod ciemnej gwiazdy. Mówili to o nim, a w ogóle go nie znali. Nie wiedzieli co przeszedł. Nie wiedzieli ile włożył wysiłku, aby odbić się od dna. Nie wiedzieli, że dzieciństwo wpłynęło na całe jego życie. Bo dzieciństwo wpływa na dorosłe życie. Nie wierzcie nikomu, kto twierdzi inaczej. Jeśli dziecko wychowa się w domu pełnym miłości, akceptacji, życzliwości i wzajemnego szacunku to w przyszłości będzie postępowało dobrze. Jeśli rodzice faworyzują jedno swoje dziecko, używają przemocy nie tylko fizycznej, ale i słownej dziecko wyrośnie na zamkniętego w sobie dorosłego. Może kiedyś będziesz matką. Proszę cię, bądź dobrym przykładem dla swojego dziecka! Akceptuj jego słabości i pomóż mu z nimi walczyć. Kochaj je bezwarunkowo i bezgraniczne. Okazuj swoją miłość. Dziecko niczego się nie domyśli. Nie bij swojego dziecka tylko dlatego, że jesteś silniejsza. Ono kiedyś dorośnie. Będzie młodą osobą w pełni sił. Ty się zestarzejesz. Własne dziecko odpłaci ci tym samym. Nie obrażaj swojego dziecka. "Dziecko krytykowane uczy się potępiać.
 Dziecko wyśmiewane uczy się nieśmiałości.
 Dziecko żyjące w nieprzyjaźni uczy się agresji.
 Dziecko zawstydzane uczy się poczucia winy."
Nie ma złych ludzi. Są tylko ludzie pogubieni. Marc stracił rodziców. Zabili mu mamę i tatę! Pozbawili go szczęśliwego dzieciństwa. Miał przy sobie Sergiego i Manuelę, ale chciał mieć przy sobie prawdziwych rodziców. On tak bardzo przeżywał dzień, w którym minęła kolejna rocznica ich śmierci. Gdy się o tym dowiedziałam... To było straszne. Pragnęłam wskrzesić jego rodziców. Nie zdążył się nawet z nimi pożegnać. Niejedna osoba by się po takim czymś załamała, ale nie on. Zbłądził, to prawda. Szukał zemsty już jako młody chłopak. Nie był grzecznym chłopcem. Dał popalić Manueli. Mimo to wyrósł na dobrego człowieka. Przyjaciele i rodzina, którą niewątpliwie jest jego brat i przyszywana mama, pomogli mu wyjść z tego bagna. Musi wytrwać w tym! Nie może do tego wrócić. Jest silny. Jest tak cholernie silny, ale zdaję sobie sprawę z tego, że go zraniłam. Widziałam ten ból w jego oczach. Musiałam stamtąd wyjść bo inaczej rozpłakałabym się przy nim, a on by mnie przytulił i szeptał, że wszystko będzie dobrze. Zmiękłabym wtedy i nie mogłabym go odepchnąć. Wiem o tym doskonale. Nie mogę jednak dalej się z nim przyjaźnić. To jest dla niego zbyt niebezpieczne. Poza tym okłamał mnie. Obiecał mi coś, a po kilku minutach złamał przysięgę. Ufałam mu, a on naraził się na... Nawet na śmierć. Gdyby nie chłopaki. Gdybym się nie obudziła. Gdyby nie ten telefon. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Chciałam wiedzieć jak się czuje, co robi, co teraz myśli czy poukładał to sobie jakoś w głowie, czy zrozumiał co mi zrobił, co zrobił sobie.

*Narrator*
Antonella stała oparta o futrynę i patrzyła na zapłakaną przyjaciółkę. Dziewczyna cały czas płakała i wpatrywała się w płytę z filmem. Argentynka postanowiła nie podchodzić do niej. Wysłała sms-a do swojego partnera, że nie wraca na noc. Ten ją poparł i napisał, że ją kocha. Wiedziała, że młoda Polka nad czymś intensywnie myśli. Rozumiała ją, ale wiedziała również jak tej dwójce na sobie zależy. Rozumiała także Marca. Ona wścieka się bo się o niego martwiła, a on ją okłamał. Bała się, że go więcej nie zobaczy. On zaś bał się o nią. Nie chciał pozwolić, aby ktoś zrobił jej krzywdę. Nie dbał o siebie, ale o nią. Nie mógł tak tego zostawić. Każde z nich miało swoje racje. Jeszcze ten pocałunek. Anto dobrze wiedziała, że obydwoje boją się zaangażować. Boją się cierpienia. Boją się, że coś pójdzie nie tak i kontakt im się urwie. Są skryci, zamknięci w sobie, niełatwo zdobyć ich zaufanie, ale oni sobie nawzajem ufają jak nikomu innemu. Argentynka podeszła w końcu do przyjaciółki. Usiadła na przeciwko niej i popatrzyła głęboko w oczy.
-Kochasz go?- zapytała prosto z mostu. Zdziwiła tym pytaniem swoją przyjaciółkę.
-Nie wiem- odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie miała pojęcia co takiego do niego czuje. Nie chciała pomylić przyjaźni z miłością.
-Odpowiedź jest prosta. Tak albo nie?- nie dawała za wygraną.
-Nie jest prosta. Już kiedyś mi się wydawało, że byłam zakochana. A jak to się skończyło? Zrozumiałam, że go nie kocham. On zaczął mnie bić. Teraz przyjechał tutaj i zniszczył wszystko- wyjaśniła zła sama na siebie. Nienawidziła swojej przeszłości. Zastanawiała się co by było, gdyby urodziła się w Hiszpanii. Gdyby Sergiego i Marca poznała wcześniej.
-Nic nie jest zniszczone. Może delikatnie rozsypane, ale to da się jeszcze skleić. Dobrze wiesz, że wystarczy jedno twoje słowo, a Marc stanie na rzęsach, abyś mu wybaczyła- powiedziała pewna swojego.
-I to mnie przeraża. Nie mogę go narażać. Nie pozwolę, żeby coś mu się stało tylko dlatego, że jestem nieodpowiedzialną smarkulą- stwierdziła- Oglądamy film i koniec tematu- zarządziła młoda Polka. Tak też zrobiły, choć Antonella wiedziała już, że ta dwójka bardzo się kocha. Nie chciała dobijać przyjaciółki, więc nic już nie powiedziała. Jednak było jej żal Polki. Chciała jej jakoś pomóc, wesprzeć, pocieszyć, ale zdawała sobie sprawę, że to nie jest najlepszy moment. Znała Victorię i wiedziała, że dzisiaj ta rozmowa nie przyniesie oczekiwanego efektu.

*W tym samym czasie*
Po jej wyjściu kazał opuścić swój dom chłopakom. Chciał zostać sam. Był wściekły sam na siebie. W takich chwilach wsiadał na motocykl i jechał, gdzie go koła poniosły. Dzisiaj jednak nie mógł tego zrobić. Rozcięte ramię mu na to nie pozwalało. Porozrzucał różne przedmioty z szafek po całym domu. Pościel latała po schodach. Stłukł kilka rzeczy, w tym także ramkę z ich wspólnym zdjęciem, ale tego jednak nie chciał zrobić. Od razu zaczął szukać kleju. Znalazł go i skleił ramkę. Wpatrywał się w fotografię i zrozumiał, że nie ma ochoty być sam. Wiedział, że samotność w takim momencie doprowadzi go do szaleństwa. Miał wyrzuty sumienia, że tak potraktował swoich przyjaciół. Poszedł do Sergiego, ale nikogo tam nie było. Wsiadł w samochód i postanowił najpierw przeprosić Leo. Dojechał na miejsce z niemałym trudem. Ręka go bardzo bolała. On był jednak uparty. Stwierdził, że to dobrze. Zranił ją, więc mu się należy. To nie było zdrowe myślenie. Zapukał do drzwi, choć nieczęsto to robił. Otworzył mu gospodarz domu.
-Wchodź. Chłopaki przyjechał!- krzyknął Argentyńczyk. Marc popatrzył na niego zdziwiony i wszedł do środka- Wiedzieliśmy, że przyjedziesz- wyjaśnił.
-Ale skąd?- zapytał zdziwiony.
-Znamy cię nie od dziś- odpowiedział mu jednocześnie Sergi i Rafinha.
-Chłopaki naprawdę przepraszam. Zachowałem się jak kretyn. Dziękuję, że w sumie uratowaliście mi życie- powiedział, a oni tylko się uśmiechnęli. Każdy z nich przybił z Hiszpanem piątkę i po męsku poklepali się po plecach. Leo cieszył się, że przyjaciel przyjechał. Był już o niego spokojny. Wcześniej zawiózł Thiago do Gerarda i Shakiry. Udali się do salonu, gdzie usiedli i rozmawiali. Chcieli zająć czymś Bartre, aby ten nie myślał o Victorii, ale nie udawało im się to. Chłopak wciąż miał w głowie młodą Polkę.
-Marc przestań się zamartwiać. Trzeba żyć dalej- chciał pocieszyć go Rafael. Jednocześnie chciał dowiedzieć się, co tak naprawdę jego przyjaciel czuje.
-Jak mam się nie martwić? Płakała przeze mnie- odpowiedział. A ta odpowiedź trochę zaskoczyła Brazylijczyka. Był pewien, że Marc jest przygnębiony z powodu pocałunku.
-Musisz ją zrozumieć- zaczął Leo.
-Właśnie o to chodzi, że jej nie rozumiem. Okej, obiecałem coś i nie dotrzymałem słowa, ale w dobrej wierze. Chciałem dla niej jak najlepiej. Dlaczego ona nie może tego pojąć?- zapytał zirytowany, ale i smutny.
-To nie chodzi tylko o tą obietnicę. Nie widziałeś jej wtedy, gdy się o tym dowiedziała. Od razu zaczęła płakać. Chodziła nerwowo po pokoju, wyglądała przez okno, ręce się jej trzęsły. Nie mogła się uspokoić. Cholernie się o ciebie bała. Ona na pewno rozumie, że chciałeś dobrze, ale nie dość, że ją okłamałeś to jeszcze naraziłeś siebie na niebezpieczeństwo- wytłumaczył mu Sergi. Marc otworzył szeroko oczy. Nawet o tym nie pomyślał.
-Nie myślałem, że mogła się o mnie martwić- wyznał zmieszany.
-Kochasz ją?- zapytał Leo.
-Skąd takie pytanie?- odpowiedział mu pytaniem na pytanie,
-Pocałowałeś ją- przypomniał mu Raf, choć nie musiał tego robić. On dobrze o tym pamiętał i nie chciał zapomnieć. Co więcej chciał to zrobić po raz kolejny.
-Nie wiem- odpowiedział po chwili.
-Jak to nie wiesz?- dopytywał Lio.
-No po prostu nie wiem. Skąd mam to wiedzieć? Przecież nigdy nie byłem zakochany- powiedział.
-To czemu ją pocałowałeś?- zainteresował się Sergi.
-Nie wiem, to był impuls. Poczułem, że muszę to zrobić- wytłumaczył.
-Ok. Postaramy ci się pomóc. Co czujesz, gdy widzisz Vic?- zapytał Argentyńczyk. Marc spojrzał zdziwiony- Bądź szczery- dodał jego przyjaciel.
-Szczęście. Czuję się wtedy mega szczęśliwy, humor mi się poprawia- odpowiedział.
-Dlaczego namawiałeś ją na studia?- zapytał tym razem Sergi.
-Bo to jest jej przyszłość. Musi mieć dobry zawód, aby było jej chociaż pod tym względem lekko w życiu. Chcę, żeby była zadowolona sama z siebie i nie rezygnowała z niczego- wyjaśnił.
-Czemu tak o nią dbasz?- spytał Rafinha.
-Ja? Dbam o nią?- zdziwił się Hiszpan.
-Każesz jej zakładać czapkę, gdy jest słońce. Nosisz ją na rękach, gdy jest zmęczona. Każesz zawsze zapinać jej pasy w samochodzie, chociaż ty sam tego często nie robisz- wymieniał Brazylijczyk.
-Teraz zapinam. Vic mi kazała i obiecałem, że będę to robił- próbował się obronić Marc.
-No właśnie. Dlaczego?- ciągnął dalej Rafael.
-Bo jest taka bezbronna, kochana, nie wiem jak można ją skrzywdzić. Chcę dla niej jak najlepiej- odpowiedział.
-Co lubisz z nią najbardziej robić?- zapytał tym razem Leo.
-Oglądać filmy, jeździć na motorze, grać w piłkę, robić zdjęcia, rozmawiać, wygłupiać się. Wszystko lubię z nią robić. Nawet sprzątać, siedzieć w miejscu i tylko na nią patrzeć.
-Nigdy nie chciałeś jej dotknąć tak jak nie dotyka się przyjaciółki?- tym pytaniem Sergi zszokował wszystkich, ale Marc postanowił na nie odpowiedzieć.
-Wiele razy, ale zawsze się powstrzymywałem. Nie chciałem jej zranić. Ona jest nieufna. Zwłaszcza pod tym względem. Nie ufa mężczyznom. Nie mógłbym jej tego zrobić. Odsunęłaby się ode mnie.
-Ale chodziliście czasami za rękę, przytulaliście się- zauważył Rafael.
-Tak i czułem wtedy, że...Że mam wszystko przy sobie, że więcej mi nie potrzeba. Pozwalała mi na to i trochę to wykorzystywałem. Jednak najlepiej było ją przytulać w nocy. Vic często usypia na filmach bo oglądamy je dość późno. Wtedy wyłączałem telewizorem, przytulałem ją i kładłem się spać. Nikt na nas nie patrzył, byliśmy tylko my. To było wspaniałe- wyznał.
-A gdyby chciała być z innym?- zadał chyba najtrudniejsze pytanie piłkarz nazywany bogiem futbolu. Marc chwilę pomyślał nad odpowiedzią. Nie zastanawiał się nad tym. W sumie nigdy nie zastanawiał się nad którymkolwiek pytaniem, które dzisiaj usłyszał. Zawsze kierował się instynktem lub jakimś impulsem. Tak jak z tym pocałunkiem. Przełknął głośno ślinę. Właśnie zdał so je sprawę z tego, że taka sytuacja może mieć kiedyś miejsce. Vic jest atrakcyjna, mądra, inteligentna... Dlaczego miałaby być sama?
-Byłbym wściekły... Ale jeśli ona by go kochała, byłaby z nim szczęśliwa, on by ją szanował, traktował jak księżniczkę i nie stwarzał problemów to... Wspierałbym ją-ostatnie zdanie ledwo co wypowiedział. Nie dlatego, że było ono kłamstwem. Mówił szczerą prawdę, ale zdał sobie sprawę jak ciężkie by to było do wykonania- Albo bym wyjechał- dodał po namyśle. Chłopaki spojrzeli na niego zdziwieni. Takiej odpowiedzi nawet oni się nie spodziewali. Zaskoczył ich.
-Przecież ty kochasz Barcelonę! Zawsze mówiłeś, że kochasz to miasto, że to twój dom, że chcesz tutaj się zestarzeć, umrzeć tu. Nawet gdy jedziemy do mamy na kilka dni ty zawsze mówisz, że Barcelona jest lepsza i widać po tobie, że tęsknisz za tym miastem- wręcz krzyczał Sergi. Nie mógł bowiem zrozumieć co wygaduje jego brat.
-A klub?- swojego zdziwienia nie ukrywał również Rafael. Zapanowała cisza. Marc myślał co powiedzieć. Wiedział już co myśli, ale nie potrafił ubrać tego w słowa.
-Znalazłby się inny klub- powiedział w końcu.
-Ale ty kochasz ten klub!- Sergi niczego nie rozumiał. Jak to? Wychowanek klubu stwierdza, że znajdzie się inna drużyna?
-A przyjaciele?- dopytywał Brazylijczyk.
-Vic też kocha Barcelonę. Dla niej to prawdziwy dom, miejsce na ziemi, azyl, czuje się tu bezpiecznie, beztrosko. Jest zachwycona widokami, ludźmi, kulturą. Zawsze marzyła, aby tu mieszkać. Jej ulubiona drużyna tu gra. Ma tu przyjaciół. Nie mógłbym jej tego wszystkiego odebrać.
-Jesteś zakochany chłopie!- wykrzyczała cała trójka. On patrzył na nich niedowierzająco. Nie wierzył, że kilka pytań mogło o tym zadecydować. Tak szybko? Piłkarze nie spodziewali się takich odpowiedzi. Wiedzieli, że Marc cos czuje do ich wspólnej przyjaciółki, ale nie, że aż tak. Byli zaskoczeni, ale pozytywnie. Uważali, że temu chłopakowi należy się trochę miłości i szczęścia. On jednak nie był taki zadowolony. Siedział z mina obrażonego dziecka.
-A ty co taki?- zapytał Sergi- To było wiadome, że ją kochasz- dodał uśmiechnięty. Bardzo chciał, aby dziewczyna, która nazywa i traktuje jak siostrę zeszła się z jego bratem.
-Może tak, może nie- powiedział tępo patrząc w butelkę z piwem.
-Stary ciesz się, a nie- stwierdził wesoło Rafinha.
-Z czego? Że się niby zakochałem?- zapytał rozdrażniony.
-Chociażby z tego- odpowiedział mu przyjaciel.
-No to nie ma z czego- oznajmił ponuro i napił się alkoholu.
-Czemu tak myślisz?- spytał Leo.
-Bo to całe zakochanie będzie moją słabością. Poza tym nie wiem czy zauważyliście, ale na razie to ona nie chce ze mną gadać,a najchętniej to by mnie zabiła-oznajmił. Bolało go to. Nie lubił się z nią kłócić. Nie potrafił opisać słowami co właśnie czuł. Chciał być silny. Od dziecka taki musiał być. Mężczyzna bez słabości. Jednak to się zmieniło wraz z przyjazdem młodej Polki.
-Daj jej czas- poradził mu Leo.
-Jutro ją przeproszę, ale... Ja jestem dla niej za stary- stwierdził w pewnej chwili. Nie czuł się jakoś staro, wręcz przeciwnie. Jednak Vic miała tylko 18 lat. On 24. Za niedługo 25. Praktycznie miedzy nimi jest prawie 7 lat różnicy.
-Stary odbiło ci- powiedział rozśmieszony Rafinha. Wszyscy byli lekko rozśmieszeni oprócz Marca. Uważali za niedrzeczność fakt, iż ich przyjaciel o tym tak myśli.
-Intelektualnie jesteś dużo młodszy od niej- żartował Sergi.
-Ha ha ha bardzo śmieszne- powiedział rozdrażniony Marc. Jak bardzo chciał, aby była tu Victoria. Miał wielką ochotę ją przytulić. Siedem. Ta liczba utkwiła mu w głowie. Ona jest taka młodziutka.
-Ty wiesz, że miedzy mną, a Rafą jest 5 lat różnicy?- zapytał Rafinha.
-To nie 7- odpowiedział mu Hiszpan.
-A mnie się po prostu wydaje, że nawet gdyby dzieliły was dwa lata to i tak mówiłbyś, że to dużo. Ty się boisz po prostu odrzucenia- stwierdził pewnie Leo. Marc zastanowił się chwile nad tymi słowami i spuścił głowę. Wiedział, że po części przyjaciel ma rację.
-To też, ale te siedem lat to naprawdę dużo- bronił swojego zdania. Po raz pierwszy w życiu poczuł się stary. Pragnął być chociaż o kilka lat młodszy. Mężczyźni jeszcze długo rozmawiali, sącząc przy tym piwo. Potem zaczęli pić również inne, mocniejsze trunki. Hiszpan chciał zapomnieć o tym, że ona się martwiła, że ją zawiódł, że złamał obietnicę, że ją pocałował, że zdał sobie sprawę z tego, że nie jest dla niego tylko koleżanką. Jednak pragnął również przestać pamiętać o jej niebieskich jak ocean oczach... Ciemnych włosach, które tak uwielbiał dotykać... Ustach, które idealnie pasowały do jego ust... Dłoniach tak delikatnych, nadzwyczajnie gładkich, jakby ktoś zmył z nich linie papilarne... Jej rysy twarzy, które zachwyciły go już pierwszego dnia... Jej ciało, które niewątpliwie było dla niego niesamowite. Miała wszystko, co kobieta mieć powinna. Chociaż uważał, że powinna trochę przytyć. Powinna mieć prawidłową wagę. Tymczasem ona ma niedowagę. Chciał to zmienić, ale Polka nie jest chętna do jedzenia. Nie mógł wyrzucić jej z głowy ani przez moment. Pili kieliszek za kieliszkiem, on mówił chłopakom za co piją.
-Za jej oczy, przez które nie mogę w nocy spać!
-Za jej uśmiech, który sprawia, że jestem szczęśliwy!
-Za jej usta, które są... Nie powiem wam jakie, ale pijemy!
-Za jej ciało, przez które wariuję!
-Za to, że jest taka kochana!
-Za to, że jest bezbronna, a ja i tak ją ranię!
-Za to, że każdemu pomaga!
-Za to, że jest beze mnie szczęśliwa!
-Za to, że ją pocałowałem!
-Za to, że mnie odepchnęła!
-Za to, że nigdy nie będzie moja!
-Za to, że jestem idiotą!
-Za to, że się zakochałem!
-Jej zdrowie- krzyczał tak raz po raz, gdy sięgał po kieliszek. Ostatnie zdanie jednak wyszeptał. Jego przyjaciele trochę oszukiwali. Nie pili za wszystko. Chłopak nawet tego nie zauważył. Był zbyt zajęty myśleniem o swojej miłości. Chciał jej tu i teraz. Nagle wyszedł z domu. 
-Co ty robisz?- zapytał go Leo.
-Dzięki za wszystko, ale idę do domu- stwierdził. Piłkarze nie mogli go zrozumieć. Postanowili jednak iść z nim. Nie mogli go zostawić...


Jest nareszcie nowy rozdział :) Jak wam się podoba? Co wy na takie coś? Czy Marc położy się grzecznie do łóżka? Co teraz chce zrobić?






























wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział 27

"Gdzieś pomiędzy tkankami i słowami jest dusza, 
która zmusza nas do pokonywania kolejnych granic."


*Narrator*
Usnęła. Owładnął go błogi spokój o nią. Jednak wściekłość nie zniknęła. Złość nadal pulsowała w jego żyłach. Miał ochotę zacząć krzyczeć, ale nie chciał jej obudzić. Nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie zareagował wcześniej. Pytał co się dzieje, ale mógł być bardziej stanowczy. Mógł zmusić ją do wyznania prawdy. Ale jak? Jak zmusić kogoś do czegoś? I teraz zaczął rozumieć, że to nie jest tylko przyjaciółką jego brata. To nie jest tylko jego koleżanka. To nie jest tylko przyszywana siostra Antonelli. To nie jest tylko zwykła dziewczyna z Polski Ale czy to możliwe? Czy możliwe jest to, że chłopak, który nigdy nie kochał właśnie zdał sobie sprawę, że to nigdy trwało dopóki w jego życiu nie pojawiła się dziewczyna metr sześćdziesiąt dwa z niebieskimi jak morze oczami i uśmiechem, który mógłby wygrywać wojny i leczyć raka? Usiadł na łóżku i popatrzył na nią z czułością. Przymknął na chwilę powieki, a wtedy przypomniały mu się wszystkie sytuacje, gdy szybciej biło mu serce. Kiedy ją widział czuł się jakby miał zaraz zagrać mecz przeciwko Realowi Madryt. Denerwował się, że palnie jakąś głupotę, ale... Ale chciał być obok niej. Uzależniła go od siebie jak narkotyk. A jemu? Jemu to się chyba podobało. Wiedział, że ona go nie skrzywdzi. Ufał jej jak nikomu innemu. Doceniał każdą pomoc. Pokazywał miejsca, o których nie mówił własnemu bratu. Opowiadał o rzeczach, o których nikt nie wiedział. Przy niej zdejmował swoją maskę. Pozwalał sobie na bycie sobą. Ukazywał swoje uczucia. Tyle radości sprawiała mu nauka gry w piłkę pięknej Polki. Starał się bardziej, gdy wiedział, że ona siedzi na trybunach i dopinguje go z całego serca. Spotkał kogoś, kto także kocha Barcelonę. Nie tylko jako klub, ale także jako miasto, jako swój dom, miejsce na ziemi. Uwielbiał prawić jej komplementy, ale jeszcze bardziej uwielbiał, gdy po miłym słówku nieśmiało się uśmiechała, a na jej policzki wkradały się rumieńce, które według niego dodawały jej jeszcze więcej uroku. Tyle raz powtarzał sobie, że nie może jej skrzywdzić. Wydawała mu się taka delikatna, bezbronna. Czasami mu się to nie udawało, ale naprawdę się starał. Pamiętał te wszystkie akcje z nią i pijanymi, agresywnymi mężczyznami w roli głównej. Nie zapomniał tego uczucia, które mu wtedy towarzyszyło. Była to nie tylko wściekłość, ale i troska oraz bezsilność. Na początku pomyślał, że może się z nią zabawić, ale... No właśnie, co się zmieniło? On. Ona go zmieniła. Odkąd ją poznał nie poszedł do łóżka z żadną dziewczyną. Skupił się tylko na niej, a nawet tego nie zauważał. To było dla niego czymś naturalnym. Dbał o nią jak tylko umiał, choć nie miał w tym żadnego doświadczenia. Spał z nią w jednym łóżku, nie dotykając jej. Chociaż nie raz miał ochotę chociaż złapać ją za rękę. Czasami to robił. Przytulał ją, gdy spała lub dotykał jej dłoni. Lubił na nią patrzeć. Uwielbiał spoglądać na nią, gdy się wygłupiała. Chciał obronić ją przed całym światem. Pragnął, aby czuła się przy nim bezpieczna. Nie wiedział tylko, że tak już było. Tylko przy nim się nie bała. Jednym słowem potrafił ją uspokoić. Ona również miała taką moc. Pod jej wpływem piłkarz robił się potulny jak baranek. W szatni nie brakowało śmiechów. Mówili: "Marc stał się pieskiem naszej Vic". A jego nie denerwowało to, że nazwali go pieskiem, ale fakt, że uważają ją za swoją, a przecież... Przecież ona jest jego. Tak chłopak myślał, ale na głos nigdy tego nie wypowiedział. Wszystkie swoje uczucia tłumił w sobie od zawsze i... Do niedawna powiedziałby, że od zawsze i na zawsze, ale dziś wszystko jest inne. Pewna czarnulka zawróciła mu w głowie. Wywołała w niej huragan,który narobił niemało bałaganu. Jednak wiedział, że kocha, gdy ona się uśmiecha. Publicznie robił z siebie głupka, aby usłyszeć tylko jej śmiech. Jej oczy wydawały mu się takie szczere, prawdziwe. Odzwierciedlały jej uczucia. Gdy tylko w nie spojrzał, od razu wiedział jaki ma nastrój. Lubił bawić się jej włosami. Były czarne i takie miękkie. Nauczyła go robić warkoczyka, który niezbyt mu wychodził, ale ona zawsze go chwaliła ze śmiechem. Uważał, że dziewczyna nie potrzebuje makijażu. Nie raz mówił jej: "Brzydkie dziewczyny potrzebują makijażu, więc niech one się malują, a ty zmyj to". Pociągała go jej figura, ciało. Jednak charakter pociągał go jeszcze bardziej. Była zawsze gotowa pomóc, skromna, miła, zadziorna kiedy trzeba, miała swoje zdanie i je broniła, gdy trzeba było, uśmiechnięta, przyjacielska, ma świetny kontakt z dziećmi, troskliwa, bezbronna, uczciwa, cieszą ją małe gesty i docenia je wszystkie, nieśmiała gdy kogoś nie zna, wysportowana. Prawdziwa altruistka. Dobro innych przekładała ponad własne. Urzekła go, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Rozmyślałby tak pewnie jeszcze długo, gdyby nie fakt, że jej komórka znów zawibrowała. Znał jej hasło doskonale. Sam jej ustawił kod. Jego urodziny: 1501. Mogła go zmienić, ale nie zrobiła tego. Na ekranie ukazała się nowa wiadomość.
"Za 15 minut pod mostem przy wyjeździe z Barcelony. Nie waż się tego komukolwiek pokazać i załóż coś seksi kotuś"
Zagotowało się nim, gdy to przeczytał. Ręce zaczęły mu się trząść ze złości. Jego oczy pociemniały. Kości policzkowe stały się jeszcze bardziej widoczne. Żyłka na jego szyi pulsowała. Serce biło jak szalone. Był gotów zabić. Zadzwonił po chichu do Sergiego.
-Jesteś w domu?- zapytał szeptem. Starał się nie dać po sobie poznać, że jest zdenerwowany.
-Tak, a co?- odpowiedział mu pytaniem na pytanie- W ogóle czemu szepczesz?- dodał.
-Vic śpi. Przyjdziesz i jej popilnujesz. Po cichu- powiedział stanowczo. Odpowiedział mu tylko dźwięk przerwanego połączenia. Sergi zaraz zjawił się w jego domu.
-Czemu mam jej pilnować? Mieszkania ci nie okradnie- zażartował.
-Bo cię o to proszę- odpowiedział.
-Ok, a gdzie ty jedziesz?- zapytał, widząc, że brat trzyma kluczyki w ręce.
-Dać komuś coś do zrozumienia- powiedział tajemniczo i wyszedł. Wsiadł do samochodu i zacisnął mocno pięści. Miał zamiar dać temu całemu Adrianowi nauczkę. Zrobi wszystko, aby ten bydlak się od niej odczepił. Gdy przeczytał ostatnie słowa myślał, że eksploduje. Załóż coś seksi kotuś. Załóż coś seksi kotuś. Załóż coś seksi kotuś. To jedno zdanie krążyło po jego głowie. Przekraczał prędkość na każdym odcinku trasy. Ona tyle razy prosiła go, aby jeździł wolniej. Jednak jej słowa przysłaniał sms od tego idioty. W myślach zwyzywał go jak tylko potrafił. Dojechał na miejsce i zobaczył jego. Nie mógł uwierzyć, że tak kochanej osóbce można wyrządzić tyle krzywdy. Wysiadł z samochodu i zmierzał w kierunku oprawcy. 

*W tym samym czasie*
Obudziła się wystraszona. Miała jakieś złe przeczucia, ale nie tylko ona. Sergi chodził nerwowo po pokoju. Żałował, że nie powstrzymał brata. Vic rozejrzała się po pomieszczeniu i dostrzegła Roberto.
-Gdzie Marc?-zapytała zaspana.
-Ooo... Obudziłaś się- powiedział z uśmiechem- Właśnie nie wiem. Był jakiś zdenerwowany i powiedział tylko,że musi dać komuś coś do zrozumienia. Nie wiesz o co chodzi? Był naprawdę wściekły- wyjaśnił, a ona zamarła. Piłkarz od razu poznał to przerażenie wymalowane na jej twarzy. Omiotła wzrokiem pokój. Jej telefon leżał na stoliku. Chwyciła go i ujrzała wiadomość od jej byłego chłopaka. Była pewna, że piłkarz złamał dane jej słowo.
-Sergi musisz mu pomóc. On pojechał spotkać się z groźnym chłopakiem. On mi groził. To mój były. Proszę cię, on jest niebezpieczny. Ma wyroki na koncie. Lata z nożem, pistoletem. Błagam cię zrób coś- prosiła, płacząc. Zanosiła się wręcz płaczem. 
-Gdzie się spotkali?- zapytał również wystraszony chłopak. 
-Pod mostem przy wyjeździe z Barcelony- odpowiedziała. Piłkarz gwałtownie się podniósł i chciał już wychodzić. Ona poderwała się za nim. Sergi odwrócił się do niej i pokręcił głową.
-Ty zostajesz. Zadzwonię po chłopaków i tam pojedziemy, ale ty zostań, gdyby się pojawił- rozkazał, a ona przytaknęła. Pocałował ją w czoło.
-Znajdźcie go, proszę- wyszeptała. Piłkarz wsiadł do samochodu i połączył się z Leo i Rafinhą. Chłopaki natychmiast zgodzili się mu pomóc. Sergi poprosił także Messiego, aby Anto pojechała do domu Marca. Wszystko ustalone.

*Pod mostem*
Najpierw się wyzywali. Każdy z nich był wściekły. Marc chciał dać mu do zrozumienia, że Vic jest nietykalna. 
-I co bronisz tak tą sukę? Puszczała się na prawo i lewo jak dziwka! Leci na twoją kasę. Jeśli nie chciała się ze mną spotkać to ja spotkam się z nią. Tym razem to ze mną się puści- mówił pewny siebie. Wiedział jak sprowokować piłkarza. Bartra rzucił się na niego z pięściami. Oboje dostawali raz za razem. żaden nie chciał odpuścić. Walczyli o swoje racje. Jednak dla Marca to nie była walka tylko o swoje zdanie. To była walka o dziewczynę, która jest dla niego naprawdę ważna, o jej honor, bezpieczeństwo i szczęście. Dla niej był gotów zrobić wszystko. Dlaczego? Chyba sam jeszcze tego nie wiedział albo nie chciał wiedzieć. Hiszpan zaczął mieć przewagę nad swój rywalem. Treningi nie poszły na marne. Okładał go pięściami, gdy ten leżał.
-Nigdy więcej jej nie wyzwiesz gnoju!- krzyczał wściekły- Znikniesz stąd i dasz jej spokój! Masz się tu nie pojawiać bo cię zabije sukinsynu!- wrzeszczał jak opętany. Był jak w jakimś amoku. Wtedy stało się coś, co nie było do przewidzenia. Adrian zrzucił z siebie sportowca. Trzy czarne samochody podjechały, ale oni tego nie widzieli. Byli zbyt zajęci sobą. Polak wyjął nóż i chciał ugodzić chłopaka. Nie wiadomo co by się stało, gdyby nie Sergi, który nie wiele myśląc, kopnął w nadgarstek oprawcę brata. Nóż wypadł z jego ręki, a on sam był zaskoczony tym wydarzeniem. Nie chciał jednak przestać. Rzucił się po raz kolejny na Marca. Jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że z Marciem jest cała trójka, która nie da mu zrobić krzywdy. Co więcej, daliby się za niego pokroić. Leo zadzwonił na policję. Reszta trzymała Polaka. Messi trzymał Marca, który nadal uważał, że jeszcze nie skończył. Dopiero teraz Lio zauważył, że klubowy kolega ma rozcięte ramię, z którego sączy się krew. Policja przyjechała, a Marc wszystko opowiedział. Będą konieczne zeznania Vic, ale to sprawa przesądzona. Adrian przyznał się do wszystkiego przed funkcjonariuszami. Przyjaciele na siłę zaciągnęli go do lekarza.

*Victoria*
Boję się o niego. Nie ma ich od ponad dwóch godzin. Anto cały czas próbuje mnie uspokoić, ale ja nie umiem przestać się denerwować. Jest z nami Thiago, ale na szczęście poszedł spać. Uwielbiam tego malca, ale dzisiaj nie jestem w stanie robić czegokolwiek. Oby tylko im się nic nie stało. Nie mogłam uwierzyć, że złamał dane mi słowo. Obiecał przecież, że zostawi tą sprawę. Nie okłamywał mnie. Dlaczego zrobił to teraz? Drzwi do domu się otworzyły, a w drzwiach zobaczyłam najpierw Leo, a potem Rafinhe. Gdzie Marc? Wszedł też Sergi i zamknął drzwi. Nie rozumiałam. Gdzie on jest? Bałam się jak jeszcze nigdy. Ktoś złapał mnie w talii od tyłu. Podskoczyłam ze strachu.
-Szukałaś mnie skarbie?- zapytał. ten głos poznam wszędzie. 
-Ty idioto! Jeszcze sobie żarty robisz? Co ci odbiło? Obiecałeś, że to zostawisz! Okłamałeś mnie! Jak mogłam ci zaufać? Co ty sobie wyobrażasz? Nienawidzę cię!- krzyczałam, a z moich oczu ciekły łzy. Waliłam pięściami o jego klatkę piersiową, a on je złapał i jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie. Wpił się w moje usta niczym pijawka. Byłam zdziwiona jego zachowaniem. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie myślałam nad tym wiele. Odwzajemniłam pocałunek. Wydawało mi się, że jego usta idealnie pasują do moich. Całował mnie tak delikatnie, ale z taką pasją i namiętnością. Na całym ciele poczułam przyjemny dreszcz. Położył swoje ręce na mojej twarzy, a ja wtedy się ocknęłam. Co ja robię? Nie mogę tak! On mnie okłamał. Nie chcę go całować. Nie chcę się w nic angażować. Odsunęłam się od niego i wymierzyłam mu siarczysty policzek. On popatrzył mi prosto w oczy z takim bólem. Niestety, ale byłam na niego wściekła. Nie myślałam o niczym. Bałam się o niego jak cholera tylko dlatego, że zawsze to do niego musi należeć ostatnie słowo. Dlatego, że mnie okłamał. Bo jest dla mnie ważny... 
-Nigdy więcej tego nie rób!- wykrzyczałam i wyszłam z jego domu. Wybiegła za mną Antonella. Z moich oczu płynęły łzy. Jestem beznadziejna. Nie powinnam go w ogóle poznać. Jak mogłam być taka głupia? Jak mogłam narazić go na takie niebezpieczeństwo?

Jest i 27 :) Co myślicie? Jak Wam się podoba zachowanie Marca? O co chodzi Vicki?  




























piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 26

"Liczy się poświęcenie, więc gdy ktoś bliski tonie, 
Ty się nie wahaj i podaj mu swe dłonie."

Od naszego wyjazdu do Walencji minęło już kilka dni. Wróciliśmy do Barcelony w dobrych nastrojach. Mogło się wydawać, że wszystko jest jak w najlepszym porządku, ale nie było tak do końca. Od powrotu do stolicy Katalonii dostaję dziwne sms-y. To niektóre z nich:
"Witam z powrotem :)"
"Zapomniałaś o mnie?"
"Zostaw tych piłkarzy skarbie"
"Zawsze będziesz moja"
"Jeśli nie będziesz ze mną to z nikim"
"Będziesz ze mną czy ci się to podoba czy nie"
Na początku myślałam, że to jakieś żarty, ale to chyba jednak nie to. Wstałam dzisiaj o piątej rano, gdyż nie mogłam spać. Zrobiłam sobie kakao i myślałam nad tą całą sytuacją. Od kilku dni słabo sypiam, jestem trochę nerwowa, czuję się źle psychicznie. Męczy mnie to. Chwilę po siódmej dostałam kolejnego SMS-a o treści: "Wracasz ze mną. Pamiętaj, że jesteś moją własnością". Coraz bardziej przerażały mnie te wiadomości. Nie miałam pojęcia co mam zrobić. Po moich policzka pociekły łzy, których nie mogłam w żaden sposób zahamować. Bałam się. Postanowiłam iść pod prysznic. Po kąpieli, ubrałam się i związałam włosy w luźnego koczka. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Położyłam się na łóżku, a z moich oczu pociekło kilka łez. Zmęczona zasnęłam. Śnił mi się jakiś chłopak, którego twarzy nie widziałam. Miał na sobie kaptur. Ubrany był cały na czarno. Bił jakąś dziewczynę. Ona skulona siedziała w kącie i czekała na kolejny jego cios. Ale chwila, chwila. Tą tajemniczą dziewczyną byłam ja. Znów powracają koszmary. Za nim byli wszyscy moi przyjaciele. Lewitowali w powietrzu. Głowy mieli spuszczone w dół. Wyglądali jakby byli martwi. Oni byli martwi! To niemożliwe! Chłopak z całej siły uderzył kobietę, a ja poczułam wtedy czyiś dotyk na ramieniu. Poderwałam się z łóżka jak poparzona. Spojrzałam przed siebie przerażona i zobaczyłam Marca i Sergiego.
-Spokojnie skarb, to tylko sen- powiedział Bartra i mnie przytulił. W jednej chwili Sergi popchnął swojego brata tak, że ten stracił równowagę, ponieważ kucał i teraz leży na ziemi. Sam Roberto mnie przytulił.
-Wreszcie się do ciebie dopchałem. Ostatnio ta przylepa nikomu na to nie pozwala- stwierdził rozbawiony. Sama zaczęłam się z tego śmiać, chociaż nadal myślałam o tym śnie. Przeraził mnie. Właśnie dostałam kolejnego sms-a. Na całym ciele poczułam zimne dreszcze. Sięgnęłam po telefon.
-Idę do kuchni!- zawołał wesoło Sergi. Pokazałam mu kciuka w górę i odczytałam wiadomość.
"Zabiję każdego, kto się do ciebie zbliży. Każdego!"
Przełknęłam głośno ślinę. Zablokowałam urządzenie i spojrzałam na Marca. Patrzył na mnie z taką troską.
-Powiesz mi co się dzieje?- zapytał. Tego się akurat nie spodziewałam. Bezpośrednio, prosto z mostu to w jego stylu. Mam go okłamać? Jak? On zna mnie już na wylot. Wie kiedy mówię prawdę, a kiedy nie. Jednak nie mogę mu o tym powiedzieć. To nie jest takie proste. Ta osoba może być zdolna do wszystkiego. A co jeśli? Jeśli to Adrian... Nie. Na pewno to nie on. Muszę myśleć logicznie. 
-Nic, czemu pytasz?- spytałam, udając głupią. Sama dobrze wiem, że moje zachowanie nie jest takie jak zawsze, ale nie mogę go narażać. On będzie chciał mi pomóc, a to się może źle skończyć.
-Widać, że mi ufasz- powiedział ironicznie- Zresztą powiesz jak będziesz chciała- dodał, machnął ręką i poszedł chyba do kuchni. Wtedy przyszedł zdziwiony Sergi.
-A on co taki wkurzony? Nie ważne! Zbieraj się idziemy na plażę- zaświergotał wesoło.
Ale...- chciałam zaprotestować, jednak nie mogłam.
-To był rozkaz, nie pytanie- stwierdził i zrobił te swoje słodkie oczka- Będzie Anto i Cor- prosił dalej.
-Idę założyć kostium- oznajmiłam i udałam się do mojej garderoby. Wszystko będzie dobrze. Będę z moimi przyjaciółmi. Porozmawiam z Antonellą. Jeszcze Marc się na mnie obraził... Nie chciałam, aby tak to wszystko wyglądało. Jak widać nawet barcelońskie szczęście kiedyś się kończy. Ubrałam strój kąpielowy, wzięłam torebkę i zeszłam na dół. 
-Idziemy?- zapytałam chłopaków. Marc bez słowa wyszedł i skierował się do samochodu.
-Pokłóciliście się?- zapytał Sergi, gdy zamykałam drzwi. Musiał widzieć moją minę. Oczy zdradzały wszystko. Bolało mnie to, że tak pomyślał. Jest przecież najważniejszą osobą w moim życiu. Zżyłam się z nim jak jeszcze z nikim. On jednak uważa, że mu nie ufam. Wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie... Ufam mu jak jeszcze nikomu. Gdy mówi, że będzie dobrze to wiem, że tak będzie. Jeśli zapewnia mnie, że jestem przy nim bezpieczna to tak się też czuję.
-Przejdzie mu- odpowiedziałam trochę wymijająco. Wsiedliśmy do samochodu. Marc dzisiaj prowadził. Loczek próbował wciągnąć naszą dwójkę do rozmowy. Gadał o wszystkim, abyśmy tylko zaczęli mówić. Żadne z nas się jednak nie odezwało. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Szłam z przodu, a chłopaki za mną. Nie wiem o czym rozmawiali, ale od razu poszli do morza. Bartra zły rzucił swoje rzeczy obok moich i wszedł do wody, a za nim pobiegł Sergi. Na ręczniku leżała tylko Antonella. Przywitałam się z przyjaciółką buziakiem w policzek. Rozebrałam się z sukienki i zostałam w samym kostiumie. Wtedy dostałam kolejnego sms-a. 
"Pociągasz mnie jeszcze bardziej bez tej koszulki"
Od razu przerażona założyłam tunikę, którą miałam wcześniej na sobie.
-To się jeszcze nie skończyło?- zapytała zaniepokojona Antonella. Pokręciłam przecząco głową- A powiedziałaś Marcowi o co chodzi?- zadała kolejne pytanie. Popatrzyłam na nią zdziwiona.
-Był u ciebie?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Tak. Bardzo się o ciebie martwi. Unikasz go, nie patrzysz mu w oczy, gdy pyta co się dzieje. Zauważył też, że dziwnie się zachowujesz, gdy weźmiesz telefon do ręki. Nie mówisz do niego Marcuś. Zapomniałaś ostatnio jakiś bransoletek założyć. Jesteś niewyspana. Mniej się śmiejesz. Nie jesz tostów z Nutellą. On zauważa nawet najdrobniejsze szczegóły. Zna cię na wylot i się o ciebie zamartwia- wyznała wszystko, a mi było tak bardzo przykro. Faktycznie od kilku dni go unikam. Tak jak większość osób oprócz Anto. Tyle, że Marc jest dla mnie naprawdę ważną osobą.
-Dzisiaj mi powiedział, że mu nie ufam- powiedziałam smutna.
-A powiedziałaś mu, że tak nie jest?- zapytała, a ja spuściłam głowę w dół- On czuje, że nie mówisz mu wszystkiego- stwierdziła. Dobrze o tym wiedziałam. 
-Wiem, ale przeczytaj co ostatnio mi pisze ten kretyn. Chce zabić moich przyjaciół, każdego, kto się do mnie zbliży. Nie wiem już co mam robić- byłam w kompletnej rozsypce. Nie dawałam sobie rady. Chciałam się wtulić w Marca i myśleć o tym czy coś mu może przeze mnie grozić. Argentynka wzięła mój telefon i zaczęła czytać. 
-Przyszedł nowy- poinformowała mnie przyjaciółka. Spojrzałam smutno na ekran telefonu.
"Potnę tego nędznego piłkarza, który cały czas się na ciebie gapi. Jak on tam ma? Bartra? To będzie dowód mojej miłości do ciebie"
Rozpłakałam się. Po prostu siedziałam i płakałam. Wszystkie emocje się we mnie skumulowały. Anto mocno mnie przytuliła i gładziła po włosach. 
-Musisz to zgłosić na policję. On ci grozi! Pójdziemy teraz- powiedziała. Chciałam już zaprotestować, ale ktoś mi to uniemożliwił. 
-Jaka policja i jakie groźby?!- zapytał zdziwiony, zdenerwowany oraz zmartwiony. Spojrzałyśmy na siebie z przyjaciółką z przerażeniem. Nie spodziewałam się, że to usłyszy. Myślałam, że bawi się z resztą.
-Usiądź na ręczniku jak gdyby nigdy nic i słuchaj spokojnie. On gdzieś tu jest i wie wszystko, co ci robi- poinstruowała go Argentynka. Chłopak wykonał jej polecenie. 
-Odkąd wróciliśmy do Barcelony dostaję dziwne sms-y, ale nie ma się czym martwić. Wracaj do reszty i się baw, zaraz zaczyna się sezon...- chciałam jeszcze tyle powiedzieć, ale on aż poczerwieniał ze złości.
-Słyszysz samą siebie? Ktoś ci grozi, a ty mi każesz iść do przyjaciół i się bawić? W dupie mam ten sezon i cały klub. Jeśli mam wybrać pomoc tobie, a piłkę to wybieram ciebie. W tym momencie mów mi co się dzieje- zganiał mnie szeptem. Próbował krzyczeć szeptem. Nieźle go wkurzyłam, a przecież nie chciałam. 
-Na początku myślałam, że to głupie sms-y, ale nie ustały, a tylko są coraz gorsze- wyznałam przygnębiona. On chciał mnie przytulić, ale szybko się odsunęłam- Nie tutaj, proszę- poprosiłam, chociaż potrzebowałam tego jak chyba jeszcze nigdy dotąd. 
-Podaj mu telefon i niech sam przeczyta- zaproponowała Anto. 
-Nie bo ten facet się dowie- stwierdziłam.
-Mamy takie same telefony. Powoli przesuń swój telefon w moją stronę, a ja zrobię to samo z moim. Nie skapnie się,ale zdejmij etui- powiedział i delikatnie dotknął swoją dłonią mojej ręki. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i zrobiliśmy to. On w jednej chwili czytał moje sms-y, a ja przeglądałam jego zdjęcia. Na tapecie miał nasze zdjęcie z Sergim, a na wygaszaczu nasze wspólne. Słodko... Spojrzałam na Marca. Jego kości policzkowe stały się jeszcze bardziej widoczne. Musiał zaciskać zęby. Jedną rękę ścisnął w pięść.  Na szyi piłkarza można było zobaczyć pulsującą żyłkę. Tym razem to ja położyłam na jego zaciśniętej dłoni moją. 
-Myślałam, że to może być Adrian- wyznałam. 
-Ktokolwiek to jest to zabiję tą osobę. Zaraz się dowiemy kto to- powiedział.
-Co zrobiłeś?- zapytała zaciekawiona, ale i trochę chyba wystraszona zachowaniem Marca Argentynka.
-Wysłałem do niego wiadomość- odpowiedział.
-O treści?- dopytywała.
-Myślisz, że nie wiem, że to ty Adrian? Czego ode mnie chcesz?- zacytował- Dobra, udawaj, że czytasz sms-a bo coś wysłał, więc trochę sobie z nim popiszę- zwrócił się do mnie piłkarz. Zrobiłam tak jak kazał.
-Co napisał?- zapytałam po chwili.
-Już myślałem, że o mnie zapomniałaś skarbie. Chce się spotkać dzisiaj o 21 przy Camp Nou- powtórzył słowo w słowo.
-Nie ma takiej opcji- zaprzeczyłam szybko.
-Kto powiedział, że to ty pójdziesz na to spotkanie?- zapytał jakby to była najbardziej oczywista rzecz na całym świecie. 
-Oo nie, nie, nie. ty tam na pewno nie pójdziesz- stwierdziłam.
-A co boisz się o mnie?- spytał niczym Sherlock Holmes. 
-A jak myślisz?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Prawdą było, że umarłabym, gdyby coś mu się stało. Nawet nie brałam tego pod uwagę. To nie jest możliwe.
-To ja idę do wody- powiedziała z uśmiechem Rafa i już jej nie było. Marc złapał za skrawek mojej koszulki i chciał mi ją chyba zdjąć.
-Co ty robisz?- spytałam zdezorientowana. 
-Zdejmuję ci koszulkę- odpowiedział jakby nigdy nic- Jest gorąco, a ten kretyn nie będzie decydował o tym co będziesz robiła. Dzisiaj cię nawet na chwilę nie spuszczę z oka- zapewnił mnie, a po chwili moja koszulka leżała na ręczniku obok. Marc położył się na mnie i podparł się tylko rękami, aby mnie nie zmiażdżyć. 
-Odbiło ci kompletnie- stwierdziłam.
-Nie myślałaś chyba, że pozwolę mu na ciebie patrzeć. To ja sobie popatrzę- powiedział pewny siebie, a na jego twarzy wymalował się mały uśmiech. Nadal był wściekły, ale próbował udawać, że wcale tak nie jest.
-Idiota- wyzwałam go i walnęłam w ramię. 
-Jesteś śliczna, więc mi się nie dziw- po jego słowach byłam cała czerwona- I pięknie się zawstydzasz- słodził mi dalej. Nie wiem czemu, ale cieszyły mnie jego słowa. Wszyscy mnie tutaj przekonują, że jestem ładna i w ogóle, ale nie biorę ich słów na poważnie. Jednak to, co powiedział Marc... To trafiło w moje serce. Poczułam się naprawdę atrakcyjna, wyjątkowa. Tym bardziej, że on nie mówi takich rzeczy każdej napotkanej dziewczynie.
-A pan ma bardzo ładną tapetę, ale wygaszacz jeszcze lepszy- odgryzłam się w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
-Zgadzam się, ale czemu pan? Nie jestem taki stary- zaprotestował.
-Nie żeby coś, ale jednak jesteś ode mnie o 6 lat starszy- zauważyłam i zaczęłam się śmiać.
-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem zobaczyć ten uśmiech- powiedział cicho. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy i nic już nie mówiliśmy. Marc nadal nade mną wisiał. Spojrzałam na jego usta i zaczęłam się zastanawiać jak smakują jego warg. On także popatrzył na moje usta. Nasze twarze były coraz bliżej siebie. Dosłownie nasze usta dzielił milimetr, gdy zobaczyliśmy, że jakiś fotoreporter robi nam zdjęcia. Flesz błysnął nam w oczy, a tamten uciekł. Marc chciał go gonić, ale wiedziałam jak to może się skończyć.
-Daj spokój, dostaniesz zawieszenie w klubie, będziesz się musiał tłumaczyć, a znając ciebie to jeszcze dasz mu w twarz, a tego ci media nie zapomną- wytłumaczyłam mu jak małemu dziecku. On uśmiechnął się lekko.
-Co ty ze mną robisz?- zapytał ze śmiechem i położył swoją głowę na moim brzuchu- Kościście tu masz- stwierdził i zaczął się wiercić.
-Ale z ciebie śmieszek- powiedziałam z udawanym śmiechem, ale zaraz potem wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Wtedy dostałam kolejnego sms-a. 
"Szykuj dla niego trumnę"
Przełknęłam głośno ślinę, a ręce zaczęły mi się trząść. 
-Proszę chodźmy już do domu- poprosiłam go przerażona. Miałam łzy w oczach. 
-Co napisał?- zapytał.
-Żebym szykowała dla ciebie trumnę- odpowiedziałam łamiącym się głosem. Z moich oczu poleciały słone łzy. Widziałam jak Marc cały się napina. Wziął moją twarz w swoje dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Posłuchaj skarb... Nie masz się czego bać. Wiesz, że jak szedłem się bić to Manuela zawsze martwiła się o tamtych chłopaków, a nie o mnie? Nie zostawię cię. Nie ma takiej opcji. Obiecuję. Ktoś musi o ciebie dbać- obiecał, a ja go przytuliłam. Rzuciłam mu się wręcz na szyję. 
-Sergi! Idziemy z Vic!- zawołał do brata. Ten zaraz do nas przyszedł.
-Czemu? Nawet się nie przywitałaś ze wszystkimi? Ty też 5 minut w wodzie i pływanie samemu, a teraz jedziecie- był wyraźnie zawiedziony, że już idziemy.
-Skarbuś się źle czuje- powiedział za mnie Marc.
-Ja się chyba nigdy nie przyzwyczaję, że ty ją tak nazywasz- stwierdził Sergi- A co cię boli?- zwrócił się tym razem do mnie.
-Głowa- odpowiedziałam bez namysłu. 
-Bo nie nosisz czapki- stwierdził doktor habilitowany Sergi Roberto. W tym momencie Marc rozpuścił mi włosy i założył na moją głowę swojego full capa, który spadł mi na oczy. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, a ja wyregulowałam czapkę. Pożegnaliśmy się i podbiegła do nas Antonella. 
-Zadzwoń jak dojedziecie- wyszeptała mi na ucho, a ja obiecałam, że wyślę sms-a. 
-A ty się nią opiekuj- tym razem głośno rozkazała Marcusiowi.
-Czemu ma się nią opiekować?- zapytał Sergi, a Anto zrobiła oczy jak pięć złoty.
-Bo boli mnie głowa- odpowiedziałam szybko. Poszliśmy wreszcie do samochodu. Następna wiadomość...
"Będziesz moja tak jak jeszcze nie byłaś nikogo" 
Ciarki mnie przeszły po przeczytaniu tego obrzydliwego sms-a. Adrian przegina, ale jest niebezpieczny. Przeczytałam Marcowi to, co napisał. Ten tylko przyśpieszył i gdzieś pojechał, ale na pewno nie do domu. Łzy płynęły po moim policzku. Piłkarz położył rękę na moim kolanie, ale nie protestowałam. 
-Gdzie jedziemy?- zapytałam.
-Do mnie- odpowiedział. Był wściekły. 
-Tędy?- zadałam kolejne pytanie.
-Dłuższą drogą, żeby go zgubić- wyjaśnił. Jechaliśmy 200km na godzinę przez cały czas. W końcu dojechaliśmy do jego posiadłości. Z garażu weszliśmy prosto do domu. Nie mogłam przestać płakać. Usiadłam na łóżku w salonie i ryczałam. Marc uklęknął przede mną. Chwycił moje dłonie w swoje.
-Proszę, nie płacz. Nie mogę znieść tego widoku. Krzycz, przeklinaj, bij mnie, ale nie płacz- powiedział błagalnym głosem. Spojrzałam mu w oczy. Zobaczyłam w nich złość, ból, ale i nadzieję. 
-A przytulić cię mogę?- zapytałam jak małe dziecko. On tylko się uśmiechnął i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. 
-Ty nie musisz nawet o to pytać- zapewnił mnie i siedzieliśmy tak przez kilkadziesiąt minut.
-Obiecasz mi, że nie będziesz nic robił na własną rękę? Nie spotkasz się z nim? Obiecaj mi to- musiałam mieć jego słowo.
-Obiecuję- zapewnił mnie i pocałował w czoło. Potem Marc zrobił nam jedzenie, ale większość wciskał mi bo przecież nic nie jadłam ostatnio. Następnie położył się ze mną, abym usnęła. Udało się. Mam nadzieję, że nie będę miała żadnego koszmaru.


Jest i 26 :) Jak myślicie Marc tak to zostawi? Co może zrobić? Dotrzyma danego słowa? Czy Adrian jest naprawdę tak niebezpieczny? Co myślicie o chwili zapomnienia bohaterów i przerwaniu im tego? Które słowa Marca wam się dzisiaj najbardziej spodobały?