piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 29

W każdym detalu, akordzie i dźwięku, 
bez Ciebie życie nie miałoby sensu.


-Dzięki za wszystko, ale idę do domu- stwierdził. Piłkarze nie mogli go zrozumieć. Postanowili jednak iść z nim. Nie mogli go zostawić...

*Victoria*
Oglądałyśmy film, ale niezbyt długo. Rozkleiłam się jak mała dziewczynka, a Anto próbowała mnie pocieszać. 
-On nie widzi poza tobą świata- mówiła, a ja zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
-Ale ja nie chcę, żeby tak było- załkałam żałośnie. 
-Ale dlaczego? Nie kochasz go?- spytała, a ja pociągnęłam żałośnie nosem. 
-Poczekaj, przyniosę wino- powiedziałam i poszłam do kuchni. Po chwili wróciłam do przyjaciółki z butelką czerwonego wina i dwoma kieliszkami. Anto nalała nam po lampce.
-A teraz opowiadaj- zarządziła. Wzięłam głęboki wdech.
-Bardzo mi na nim zależy. Jest dla mnie jedną z najważniejszych osób na świecie. Wydaję mi się, że traktuję go lepiej, niż rodziców. Wiem, że ja też jestem dla niego ważna. Może nie tak jak on dla mnie, ale jednak... Tylko, że to go do niczego dobrego nie doprowadziło. Adrian mógł go zabić. On nawet o tym nie pomyślał- wyznałam szczerze. Ona mocno mnie przytuliła, gdyż nie mogłam przestać płakać. Może jestem histeryczką, ale nic na to nie poradzę. Po chwili trochę się uspokoiła, choć nadal byłam roztrzęsiona. Gdy tylko pomyślałam sobie, ze mogłam go stracić...
-Nie myślał o sobie tylko o tobie. Chciał, abyś była bezpieczna- wytłumaczyła mi ze współczuciem wymalowanym na twarzy.
-Jestem bezpieczna przy nim- stwierdziłam pewna siebie. Tak się przecież czułam. Gdy był obok, wiedziałam, że nie mogło mi się nic stać. Antonella uśmiechnęła się słodko do mnie.
-A wiesz czemu czujesz się przy nim bezpieczna? Bo mu cholernie ufasz. On nie pozwoliłby ci zrobić krzywdy. Myśli najpierw o tobie, a dopiero potem o sobie. Zmienił się dla ciebie- powiedziała. 
-To nie jest dla niego dobre. Powinien myśleć najpierw o sobie, przecież mógł zginąć- odpowiedziałam. 
-Co ty byś zrobiła na jego miejscu? Dobrze wiem, że byłabyś pierwszą osobą, która by mu pomogła. Nie zastanawiałabyś się nad niebezpieczeństwem. Zrobiłabyś wszystko, aby on był szczęśliwy- tutaj miała rację. Dobrze o tym wiedziałam. 
-Okłamał mnie- przypomniałam jej. 
-Kochanie, a ty co byś zrobiła? Marc źle zrobił, ale wyobraź sobie jak to w nim musiało siedzieć. Zaczekał, aż zaśniesz. Najpierw się zaopiekował tobą, a dopiero potem wziął sprawę w swoje ręce. Mówiłaś, że udawał, że nie jest zdenerwowany. Chciał ci dodać otuchy, wesprzeć cię. To i tak jest jakiś cud, że tak długo to w sobie tłumił. Dobrze wiesz, że Marc najpierw robi, potem myśli. Nigdy nie należał do cierpliwych osób. Szybko puszczają mu nerwy, ale przy tobie próbuje się hamować. Najpierw jesteś ty, dopiero potem cokolwiek innego- powiedziała, a ja spuściłam wzrok. Jeśli tak jest... To... To w jakimś stopniu się cieszę, że też jestem dla niego ważna- Pozwala ci na naprawdę wiele rzeczy. Przecież mówił ci, że żadna kobieta go nie dotykała tak jak ty. Nie widzieliśmy nigdy, żeby szedł z kimś za rękę. Nikogo nie przytulał. Podrywał dziewczynę i szedł z nią do łóżka. Po wszystkim kazał jej spadać. A z tobą? Z tobą jest zupełnie inaczej. Zrobi dla ciebie wszystko. Pozwala ci się dotykać tak jak nikt go nie dotykał. Sam kładzie cię w swoim łóżku. A na wakacjach robił wszystko, żebyś spała na łóżku mimo że się pokłóciliście. Dla niego istniejesz tylko ty- dodała, a ja upiłam łyk alkoholu. Ona zrobiła to samo. Chciałam już coś powiedzieć, gdy zadzwonił mój telefon.
-To Leo? Odbiorę, może to coś ważnego- powiedziałam i przeciągnęłam zieloną słuchawkę.
-Vic?- zapytał od razu.
-Tak?
-Chodzi o Marca, ale nie odkładaj słuchawki, proszę- mówił bardzo szybko. Ledwo go zrozumiałam.
-Nie chcę o nim dzisiaj rozmawiać- stwierdziłam. Anto do takiej rozmowy mi w zupełności wystarczy.
-Jesteście w domu?- zapytał nagle.
-Tak- odpowiedziałam niepewnie. Nie wiedziałam do czego zmierza. 
-Błagam cię wyjdź przed dom. Z Marciem jest naprawdę źle- powiedział i się rozłączył. byłam przerażona. Nawet się nie zastanawiałam nad tym, co mam zrobić. Ja to wiedziałam.
-Leo powiedział, że z Marciem jest źle i że mam wyjść przed dom!- wykrzyczałam w biegu. 
-Idę z tobą!- usłyszałam Anto. Po chwili byłam już na zewnątrz. Zobaczyłam Marca na motorze. Przed nim stał Sergi i Rafinha. Oboje trzymali motor. Leo próbował jakoś zdjąć Hiszpana z maszyny.
-Jesteś pijany! Nie możesz nigdzie jechać idioto!- krzyczał Sergi. 
-A właśnie, że mogę!- odkrzyknął pewny siebie.
-Pomyśl o Vic- poprosił go łagodnie Lio. 
-Myślę! Chcę jechać! Wyjadę i więcej nie będę sprawiał jej problemów!- krzyczał. Podbiegłam do niego najszybciej jak tylko umiałam. Stanęłam przed nim zapłakana. Patrzyłam na niego, a on na mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że jego bandaż cały przesiąkł krwią. Zresztą stróżka krwi wydostała się spod bandaża i spływała mu po ręce. 
-Marc- szepnęłam na tyle głośno, aby mnie usłyszał- Nie jedź nigdzie, proszę- powiedziałam błagalnie. Po moich policzkach nadal spływały łzy, ale to nie było teraz ważne. 
-Chcę jechać- teraz również i on szeptał. Widziałam w jego oczach cierpienie. 
-Błagam, zostań ze mną- poprosiłam po raz kolejny. Podeszłam do niego i popatrzyłam prosto w oczy. Chłopak przełknął głośno ślinę.
-Nie płacz... Nie rań mnie tym, proszę- po tych słowach zszedł z motoru, a ja mocno się w niego wtuliłam. 
-Nie zostawiaj mnie nigdy- wyszeptałam i zalałam się łzami.
-Nie zostawię, obiecuję- powiedział i pocałował mnie w czoło. Odsunął się trochę ode mnie i położył swoje dłonie na moich policzkach- Skarbie miałaś nie płakać- dodał, po czym kciukiem starł moje łzy.
-Zadzwoniłem po taksówkę, zaraz pojedziemy do szpitala- przerwał nam Rafael. 
-Nigdzie nie jadę- zaprotestował Marc.
-Musisz, pojedziemy razem- stwierdziłam i dotknęłam jego policzka. Pod wpływem mojego dotyku Marc przymknął oczy, a jego mięśnie się napięły. 
-Będziesz przy mnie?- zapytał zdziwiony.
-Zawsze- odpowiedziałam- Pójdę tylko ubrać buty- powiedziałam. Wyszłam na bosaka. Nawet nie myślałam o tym, aby ubrać coś na stopy. Pocałowałam go w policzek i poszłam do domu. Ubrałam buty, wzięłam torebkę, do której spakowałam potrzebne rzeczy. Zamknęłam drzwi i wróciłam do Marca.
-My pojedziemy drugą taksówką- poinformowała mnie Antonella i posłała pokrzepiający uśmiech. Przytuliłam ją i wsiadłam do samochodu z obrońcą Barcelony. Poprosiłam kierowcę, aby zawiózł nas do szpitala. Marc objął mnie zdrową ręką, a ja wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia. On co chwila całował mnie w głowę. 
-Nie boli cię ta ręka?- zapytałam zmartwiona.
-Nie- odpowiedział szczerze. Wtedy wystraszyłam się jeszcze bardziej. Powinien coś czuć. Krew mu leci w końcu. Jest jej już dość sporo. Zapłaciłam taksówkarzowi i wyszliśmy. Wtedy Marcowi zaczęło robić się słabo. Nic nie mówił, ale widziałam to po nim. Oddychał coraz szybciej, walczył z opadającymi powiekami... Podbiegli do nas piłkarze, którzy wcale nie byli tak bardzo pijani jak on. Pomogli mi zanieść go do środka. Lekarz, widząc jego stan, natychmiast chciał go zbadać. Był to podobno ten sam doktor, który zajmował się wcześniej jego ręką. Czekaliśmy na niego przed salą. Wszyscy się o niego baliśmy. Po około godzinie pojawił się lekarz. 
-Zapraszam państwa do gabinetu- powiedział surowo i ruszył, a my za nim. Ja i Anto zajęłyśmy miejsca siedzące, a chłopaki stali za nami. 
-Któraś z pań to Vic?- zapytał.
-To ja- odpowiedziałam. Mężczyzna pokiwał tylko głową ze zrozumieniem.
-To teraz mam inne pytanie. Wiedzieliście państwo, że pan Marc przyjmuje leki?- zapytał, ale czułam, że to było pytanie retoryczne.
-Tylko my. Dziewczyny nie wiedziały- wyjaśnił Leo.
-Jakie leki?- zapytałam przerażona.
-Spokojnie. Pan Marc musi przyjmować leki z powodu urazu ręki. Ponadto miał unieruchomioną tą rękę i miał nic ni dźwigać. Nie wolno mu nawet wziął butelki z wodą. Panowie jak mniemam pili z panem Bartrą- odpowiedział lekarz.
-Tak- potwierdził Sergi.
-W takim razie gratuluję głupoty. Mogliście panowie zabić waszego przyjaciela. Szwy popękały, co oznacza, że musiał coś dźwigać. Poza tym alkohol w połączeniu z lekami mógł być dla niego zabójczy. Szczęście w nieszczęściu, że nie wziął kolejnej dawki lekarstw. Chociaż to, że ich nie wziął wcale nie poprawiło jego sytuacji. Musieliśmy go reanimować. Całe szczęście, że trwało to naprawdę krótko- opowiedział o wszystkim, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Mógł umrzeć dwa razy w ciągu jednego dnia. Mogłam go stracić...
-Nie pomyśleliśmy o lekarstwach... Wyprowadzał motor z garażu- wyznał widocznie przybity Rafael. Widziałam, że Sergi miał świeczki w oczach.
-Panowie to nauczka na przyszłość. Wasz przyjaciel jest już bezpieczny, nic mu nie zagraża. Dzisiaj jeszcze wyjdzie do domu, ale najpierw musi mu się skończyć kroplówka- oznajmił- Poza tym uważam, że waszym przyjacielem powinien się ktoś zaopiekować. Nie może nic dźwigać, więc będzie mu dość trudno. Trzeba go pilnować, żeby zażywał leki. Należy również zmieniać opatrunki- stwierdził.
-Ja się nim zajmę- powiedziałam natychmiast.
-Miałem nadzieję, że zaoferuje się któraś z pań. Wyglądacie panie na odpowiedzialne osoby- powiedział i wymownie spojrzał na piłkarzy, którzy i tak stali ze skruszonymi minami- Pani Victorio. Proszę wejść do pacjenta. Cały czas pytał o panią- dodał, gdy już wychodziliśmy.
-Dziękuję bardzo- po tych słowach wyszłam z gabinetu, a za mną cała reszta. Antonella zaraz po tym zaczęła krzyczeć na chłopaków. 
-Jesteście tak nieodpowiedzialni!- złościła się Argentynka.
-Anto daj spokój. Zobacz jacy są przerażeni. Nie pomyśleli. Też jestem na nich zła, ale nawet Marc o tym nie pomyślał. Chcieli dla niego jak najlepiej- powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.
-Masz rację- stwierdziła i westchnęła. Zdaje się, że zaczęła przepraszać chłopaków, a ja poszłam do mojego piłkarza. Usiadłam na krześle i złapałam go za rękę. 
-Usiądź obok mnie- poprosił i posunął się na łóżku. Zrobiłam tak jak chciał. Był jeszcze pijany, więc nie podejmowałam żadnych prób rozmowy z nim. Po prostu się w niego wtuliłam. On także nic nie mówił. Był zmęczony. Wcale mu się nie dziwię. Po godzinie przyszedł lekarz z wypisem, rozpiską leków i wszystkimi zaleceniami. Za tydzień Marc ma się zgłosić na kontrolę. Pożegnaliśmy się z naszymi przyjaciółmi i pojechaliśmy do niego. Piłkarz położył się do łóżka. Pomogłam mu się przebrać. Oczywiście bokserki zostały na jego ciele. Położyłam się obok niego, ponieważ stwierdził, że inaczej nie zaśnie. Jednak po jakimś czasie wstałam i udałam się do sklepu. Jego lodówka świeciła pustkami, więc trzeba było zrobić jakieś zakupy. Po niecałej godzince byłam już w domu. A raczej w domu Hiszpana. Rozpakowałam zakupy, a potem trochę posprzątałam. Marc zrobił ogromny bałagan. Większość rzeczy leżała na podłodze. Musiał być wściekły i to zapewne moja wina. Byłam już zmęczona, ale postanowiłam jeszcze do niego zajrzeć. Zaniosłam mu wodę i tabletki, które niewątpliwie mu pomogą. Leki, które przepisał mu lekarz musi wziąć jutro po śniadaniu. Pocałowałam go w policzek i przykryłam dokładnie kołdrą. Zeszłam na dół i włączyłam sobie telewizor. Musiałam się jakoś odmóżdżyć. 


Jak Wam się podoba 29? Co myślicie o zachowaniu Marca? A Vic? Czy między nimi będzie już wszystko dobrze? 































9 komentarzy:

  1. No cóż... To było skrajnie nieodpowiedzialne ze strony chłopaków. Marc wykazał się totalną głupotą, ale... Ale poniekąd go rozumiem. Vic się nim zajmie, a ja już się nie mogę doczekać, co wymyślisz. ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. *Aww* i to "poszłam do MOJEGO piłkarza" mam nadzieję że bedzje tylko lepiej chociaż nie wiadomo co wykombinujesz/ wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosko :) mam nadzieję , że między nimi zaiskrzy jeszcze bardziej :) przydałaby im się taka szczera rozmowa o tym co do siebie czują :) czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty coś wymyślisz czuje to👌❤🙈🙈😹😀 Będzie dobrze ❤ musi byc no ale ty i twoja wyobraźnia nie zna granic❤🙈

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg genialne ❤ czekam na następny ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Juz nie mogę doczekać się kolejnego ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest świetny ❤ kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy następny rozdział ???

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy kolejny??? Już nie mogę się doczekać ����

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)