czwartek, 5 maja 2016

Rozdział 30

"Wystarczy jedna osoba, by ożyło pustkowie
 i wystarczy jej brak, aby wielkie miasto wydało się puste."

Musiałam usnąć na kanapie, ponieważ poczułam jak ktoś przykrywa mnie kocem. Otworzyłam oczy i ujrzałam Marca. Chłopak widocznie się speszył. Nie wiedział, gdzie ma podziać wzrok.
-Chciałem cię tylko przykryć- powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy. Szybko się odwrócił i wyłączył telewizor. Następnie skierował się do kuchni. Westchnęłam cicho i na bosaka podreptałam za nim. Piłkarz chciał przenieść siatkę, którą widocznie wczoraj musiałam zapomnieć rozpakować. Szybko podbiegłam do niego i nie pozwoliłam mu jej podnieść.
-Co ty robisz?- zapytał zdziwiony- Daj mi tą siatkę i nie dźwigaj kobieto- dodał lekko poirytowany.
-Siadaj- rozkazałam zła. Jego zachowanie wpędzi mnie do grobu. Słowo daję, że z nim zwariuję.
-O co się tak złościsz i co w ogóle u mnie robisz?- spytał ciskając piorunami z oczu.
-Jak chcesz może tu siedzieć zamiast mnie Sergi. Powiedz mi tylko kto tu ma być. Zadzwonię, ta osoba przyjdzie, a ja sobie pójdę- powiedziałam. Zraniły mnie jego słowa. Niby nie powiedział nic szczególnego, ale to w jaki sposób to powiedział.
-A czy ja coś takiego powiedziałem? Okres masz czy coś? Zachowujesz się jak małe dziecko- stwierdził wściekły. Zaszkliły mi się oczy, a serce  rozleciało się na jeszcze mniejsze kawałeczki. Zanim pomyślałam, dałam mu z liścia w twarz. 
-Czy ty coś w ogóle z wczoraj pamiętasz? Najpierw pojechałeś do Adriana, który chciał cię... Zabić... Gdyby nie chłopaki... Dostałeś nożem w rękę. Pojechałeś do szpitala i to jeszcze na siłę. Lekarz dokładnie powiedział tobie i chłopakom co ci wolno, a czego nie. Przepisał ci leki, których nie wziąłeś. Potem się upiłeś. W szpitalu podali ci silne leki, ale przecież ty byś się nie napił? Zalałeś się w trupa i stwierdziłeś, że wyprowadzisz sobie motor, którym pojedziesz daleko ode mnie. Bo przecież to tylko jakiś głupi idiota zwany lekarzem powiedział, że nie możesz pić i dźwigać ciężkich rzeczy. Chciałeś pijany jechać na motorze. Potem spędziliśmy noc w szpitalu. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy. Lekarz powiedział, że się im zatrzymałeś na sali. Mogłeś umrzeć, ale co ci zależy na życiu, nie? Chciałeś, żebym przy tobie była, więc byłam. Lekarz powiedział, że ktoś musi się tobą opiekować. Nie możesz nawet podnieść butelki z wodą. Ale to przecież ja jestem małym dzieckiem- powiedziałam, a z moich oczu popłynęły łzy. Szybko je starłam i odwróciłam się w stronę szafek, aby przygotować dla Marca śniadanie. Najchętniej bym stąd wyszła, ale nie mogę. Nie zostawię go. Piłkarz gdzieś zniknął, a ja stwierdziłam, że przygotuję mu naleśniki. Złość szybko mi na niego przechodzi. Teraz było tak samo. Jednak ból pozostaje. Usmażyłam naleśniki i dodałam do nich jego ulubione owoce, które wczoraj kupiłam. Odwróciłam się z zamiarem postawienia jedzenia na stole i zawołania chłopaka. Jednak zetknęłam się z jego torsem. W ręce trzymał piękne kwiaty.
-Przepraszam- wyznał skruszony. Odstawiłam talerze na blat- Wszystko sobie przypomniałem. Masz rację. Jedyną osobą, która zachowuje się jak dziecko jestem ja. Dziękuję, że chcesz się mną zajmować. Przepraszam za dzisiaj i za wczoraj. Pojechałem do Adriana bo chciałem, abyś była bezpieczna. Potem nie pomyślałem i się upiłem. Za pocałunek też przepraszam. Nie powinienem był... Wybacz mi. Proszę nie bądź na mnie zła- jego przeprosiny były szczere. Bardzo dobrze o tym wiedziałam.
-Czuję się bezpiecznie przy tobie- wyznałam tak jak poradziła mi przyjaciółka. Widziałam ten zaskoczony wyraz twarzy chłopaka. Jednak dostrzegłam również w jego oczach pewien błysk.
-Nie mógłbym cię obronić. Kiedyś bym zawiódł- powiedział.
-Wystarczy, że będziesz, a ja będę bezpieczna- stwierdziłam. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, a ja bałam się tego co myślę. Bałam się tego, co powiedziałam. Przyjeżdżając tutaj, obiecałam sobie, że żaden mężczyzna nie stanie się dla mnie ważny, że będę zimną suka bez uczuć. Ale ja tak chyba nie potrafię. Przerażające jest to w jak krótkim czasie tyle osób stało się dla mnie najważniejszymi. Za tyle osób mogłabym oddać życie.
-Będę, jeśli mi na to pozwolisz i jeśli nie będziesz na mnie zła- przerwał tę ciszę piłkarz, dla którego zrobiłabym wszystko. I to bez wahania.
-Nie jestem na ciebie zła. Dobrze wiesz, że nie umiem się na ciebie złościć- powiedziałam. On spuścił wzrok. Nie wiedziałam dlaczego.
-Miałem nadzieję, że tym razem będzie inaczej- spojrzałam na niego zdziwiona. O co mu chodzi?- Nie jesteś zła, więc jesteś smutna. Przepraszam- dodał. Jak on mnie dobrze zna.
-Po prostu więcej tego nie rób- powiedziałam, mocno się w niego wtulając. Z moich oczu pociekły słone łzy. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że moczę jego koszulkę.
-Maleńka... Nie płacz. To co wczoraj mówiłem było prawdziwe. Ranisz mnie, gdy płaczesz-po tych słowach kciukiem starł z moich policzków łzy. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Wciąż pamiętałam o jego pocałunku, który chcąc nie chcąc wywołał u mnie emocje, o których nie miałam pojęcia. Jego usta tak idealnie pasowały do moich. Całował mnie z taką pasją. Jednak moja podświadomość podpowiadała mi, że całował tak każdą. Czy to możliwe, że bolą mnie własne myśli?
-Co do pocałunku... Zapomnijmy o tym. To był błąd- oznajmił uśmiechnięty i mnie przytulił. Wrócił do tej sprawy jakby czytał mi w myślach.
-Ok- przytaknęłam. Jego słowa odbijały się w mojej głowie jak echo. To był błąd. To był błąd. To był błąd. Ale czy nie tego właśnie chciałam? Żeby zapomniał? Tak to już jest jak się okłamuje samą siebie. Tak naprawdę ten pocałunek... Podobało mi się to. On mi się podoba. Nie jako piłkarz czy przyjaciel, ale jako mężczyzna. Coś mnie do niego ciągnie, choć do końca nie wiem co. Może to te oczy. Albo ten piękny, szczery uśmiech. A może to, że jest opiekuńczy. I męski. Naprawdę męski. Może to, że jest cierpliwy w stosunku do mnie. Chyba wszystko na raz. To jaki jest. To sprawia, że jest wyjątkowy.
-Jedz- powiedziałam i pociągnęłam piłkarza za rękę, aby usiadł na krześle. Tak tez zrobił.
-A ty?- zapytał zdziwiony, widząc tylko jeden talerz dla siebie.
-Nie jestem glodna- skłamałam. Nie zrobiłam nic dla siebie bo byłam na niego cholernie zła. Nie miałam zamiaru nic od niego brać. Wiem, że tak głupie, ale taka już jestem. Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Znam cię mała- powiedział i pociągnął mnie tak, że siedziałam teraz na jego kolanach. Marc zaczął mnie karmić, a ja jego. Jak zawsze dużo się śmialiśmy. Przy nim zapominam o wszystkim. Dosłownie. Nagle do kuchni wparował uśmiechnięty od ucha do ucha Sergi wraz z Coral.
-Cześć gołąbeczki. Czy ja o czymś nie wiem?- przywitał się z nami nasz śmieszek.
-Hej kochani. Jak się czujesz Marc?- zapytała Cora. Przynajmniej ona zachowuje się jak każdy normalny człowiek.
-Dobrze, dziękuję- odpowiedział. Chciałam wstać z kolan Marca, ale poczułam ucisk w talii.
-Proszę siedź i już się nie wierć- wyszeptał mi do ucha Marc. Patrzyłam na niego jak na idiotę. Trochę się wierciłam, gdy przyszli nasi zakochani, ale czemu nadal mam tu siedzieć. To będzie, już wygląda dwuznacznie. On tylko przewrócił oczami i znacząco spojrzał na swoje spodnie. O Boże! Nie! Jestem idiotką! Skończoną kretynką. Na jego spodniach widoczne było wybrzuszenie i to na kroczu. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Postanowiłam jednak udawać szczęśliwą i nie dać po sobie nic poznać. W kuchni zniknęli nasi goście, a raczej goście Marca.
-Przepraszam- wyszeptałam odwracając się do niego i przytulając.
-Ślicznie się rumienisz skarbie- wypowiedział te słowa cichutko wprost to mojego ucha.
-Ohhh... Jesteś beznadziejny- westchnęłam zawstydzona, a piłkarz zaczął się śmiać. Zachowywał się jakby nic się nie stało. Bo może nic się nie stało? Nie, tylko podnieciłaś swojego przyjaciela. Zabijcie ten głupi głos w mojej głowie. Jeszcze z nikim nie spałam, a tu takie rzeczy. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Niech ten dzień się już skończy.
-Ogólnie to ja nie wnikam. Nie, skądże znowu- zaczął swój wywód Sergi, który zaszczycił nas swoją obecnością wraz ze swoją dziewczyną.
-Bo wiecie Sergi nie wtrąca się do czyjegoś życia- przekomarzać zaczęła się z nim Coral, a my cicho zachichotaliśmy. Dalej czułam się nieswojo, ale nie mogłam nic zrobić.
-Oj cicho kochanie. Wracając. Ja naprawdę nie wnikam, ale wczoraj Vic bardzo, ale to bardzo- widocznie kładł nacisk na słowo "bardzo", choć nie wiem dlaczego- Bardzo, bardzo przejęła się zdrowiem takiego cudownego kretyna jakim jesteś ty kochany braciszku- w tym momencie posłał Marcowi buziaka w powietrzu- Dzisiaj o tak wczesnej... A nie sorki... Dzisiaj o trzynastej przychodzę do ciebie. Sprawdzić jak czuje się moja głupsza i brzydsza kopia, a tu Vic. I nie żeby coś bo nie, ale wiecie. Czemu ty jesteś nieumalowana, nieuczesana i we wczorajszych ubraniach? Bo może ja się mylę, choć w to wątpię, ale kobiety robią takie rzeczy rano- wreszcie zakończył swoją wypowiedź. Nie mam pojęcia czemu, ale wciąż mnie śmieszą jego wywody. Otwierałam już buzię, aby mu odpowiedzieć, ale uprzedził mnie Marc.
-Ty też się martwiłeś, a poza tym Vicki się mną opiekuje na zlecenie tego doktorka- odpowiedział bratu.
-A te kwiaty?- zapytał ucieszony jakby właśnie przyłapał nas na czymś, co faktycznie miało znaczenie dla całego wszechświata. Zadziwiający jest fakt, że nadal kocham tego wariata, mimo iż czasem potrafi doprowadzić ludzi do szału. To samo odczuwa Marc i Coral.
-Na przeprosiny- wybąkał piłkarz.
-A za co przepraszałeś?- dopytywał.
-Sergi!- skarciła go modelka jak małe dziecko.
-Za swoją głupotę- powiedział, a wtedy patrzył cały czas na mnie. Posłałam mu ciepły uśmiech, ponieważ nie chciałam, aby miał sobie za złe swoje zachowanie.
-Dobra zakochańce my będziemy lecieć bo mnie ktoś zaraz tu zabije- po tych słowach znacząco popatrzył na swoją ukochaną. Pożegnali się z nami szybciutko i już ich nie było. Po tym zajściu trochę bałam się zostać z Marciem sam na sam. Strasznie się wstydzę tego co zrobiłam, ale nawet nie pomyślałam, że coś takiego może się stać. Naprawdę jestem idiotką. Stwierdziłam, że wykorzystam ten czas i pójdę do domu się przebrać i umyć. Wstałam z jego kolan, a raczej próbowałam. Chłopak kolejny raz tego dnia jednym zwinnym ruchem ręki pociągnął mnie w dół.
-Co ci się tak ode mnie dzisiaj śpieszy?- zapytał rozbawiony. Jego ostatnio wszystko bawi.
-Muszę dać ci leki, zmienić opatrunek i iść do domu się ubrać i wykąpać bo muszę wyglądać okropnie- wytłumaczyłam i westchnęłam niechętnie.
-Jak dla mnie wyglądasz ślicznie bez makijażu, w rozczochranych włosach i brudnych ubraniach- powiedział i się do mnie uśmiechnął.
-I z brudnymi zębami- dopowiedziałam i zaczęliśmy się śmiać.
-Nawet bez zębów- chichotał dalej, a ja z nim.
-Ale leki ci muszę dać- powiedziałam, ale znowu nie mogłam się podnieść. Spojrzałam na niego pytająco- Przecież Sergi i Coral już poszli- zauważyłam.
-To nie zmienia faktu, że możesz tu jeszcze przez kilka minutek posiedzieć- stwierdził i przytulił mnie od tyłu. Jego ręce ciasno oplatały moją talię. Broda spoczywała na moim ramieniu. Czułam jego oddech na szyi. Było to nawet przyjemne, ale zarazem krępujące. Przez moje ciało przebiegały dreszcze. Trwaliśmy w takiej pozycji przez dłuższą chwilę. W końcu odwróciłam się do niego.
-Dam ci te leki, poczekaj- powiedziałam i wreszcie mnie puścił. Jednak podreptał za mną do kuchni. Otworzyłam szafkę z lekami i wyjęłam z niej te, które powinien dzisiaj wziąć. Podałam mu je wraz ze szklanką wody.
-Nie musisz się tak mną zajmować. Wystarczy, że pokażesz mi gdzie są leki- oznajmił.
-Nie muszę, ale chcę. Poza tym i tak byś o nich zapomniał- odpowiedziałam, a on się uśmiechnął pod nosem. Tym razem poszłam do łazienki, gdzie znajdowało się wszystko, co jest potrzebne do zmiany opatrunku. Następnie pociągnęłam za rękę za sobą Marca, tak aby usiadł na kanapie w salonie. Zmieniając opatrunek, widziałam w jego oczach ten ból. Czasami cicho syknął, ale starał się tego nie okazywać. Cały Marc. Zaczęłam cicho śmiać się pod nosem. Zakładałam mu właśnie temblaka.
-Co cię tak śmieszy?- zapytał zdezorientowany.
-Nic, nic- odpowiedziałam nadal chichocząc. Rozbawił mnie swoim zachowaniem. Nie chce się nawet przyznać, że go to bolało. Każdy odczuwałby ból. Nikt z nas nie jest robotem. Jednak Marc ślepo wierzy, że jeśli to przyzna to ujmie to jego męskości. Poznałam go już na tyle, że wiem, co mówię.
-No powiedz- poprosił.
-Bo udajesz, że cię to nie boli- odpowiedziałam.
-Nie udaję- zaprzeczył szybko, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Nie okłamuj mnie kotku- powiedziałam zanim zdążyłam pomyśleć. Teraz to piłkarz zaczął się śmiać jak głupi do sera.
-Jestem twoim kotkiem- zaczął się nabijać i zabawnie poruszać brwiami.
-Nie jesteś- tym razem to ja zaprzeczyłam.
-Nie okłamuj mnie myszko- powtórzył prawie to samo.
-Jak ja cię nie lubię- stwierdziłam, a on przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
-No teraz to okłamujesz samą siebie- powiedział rozbawiony. Śmialiśmy się jakby właśnie opowiedziano nam najlepszy kawał na świecie. A my? My po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem.
-Dobra, idę do siebie bo muszę coś ze sobą w końcu zrobić- stwierdziłam.
-To idę z tobą, a potem pójdziemy na spacerek- oznajmił.
-Mnie pasuje- powiedziałam z uśmiechem. Udaliśmy się do mojego domu. Poszłam na górę do sypialni, a za mną Marc. Wybrałam ubrania, które miałam zamiar zaraz założyć.
-Ale pamiętaj o mnie i nie siedź w łazience za długo- powiedział wesoło piłkarz, gdy miałam wejść do łazienki. Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam rozbawiona.
-Zastanowię się- rzuciłam i w końcu weszłam do pomieszczenia. Po szybkim prysznicu wysuszyłam włosy, które potem rozczesałam. Postanowiłam, że zostawię je rozpuszczone. Przyjrzałam się sobie dokładnie. Kiedyś nie lubiłam swoich czarnych włosów, ale teraz cieszę się, że nigdy ich nie przefarbowałam. Podobają mi się. Kiedyś wszystko było inne. Zaczęłam powoli siebie akceptować, chociaż nadal twierdzę, że mam wiele miejsc, które trzeba zmienić. Nie chodzi mi o to, że od razu położę się na stole i podpiszę zgodę na operację plastyczną, ale... Mam po prostu kompleksy, ale kto ich nie ma. Umyłam zęby i pomalowałam sobie rzęsy. Następnie ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania. Wyszłam z łazienki gotowa do wyjścia. Na moim łóżku zastałam piłkarza z laptopem na kolanach, który był odwrócony do mnie tyłem.
-Uważaj bo nie będziesz miał dzieci- wyszeptałam mu to prosto do ucha, a on aż podskoczył ze strachu. Zaczęłam się głośno śmiać, a on na początku udawał obrażonego. Jednak nie minęła nawet minuta, a już chichotał razem ze mną. Mieliśmy już wychodzić, kiedy Marc stwierdził, że nie mogę tak bez przerwy chodzić bez żadnego nakrycia głowy.
-Chodźmy już- jęczałam, nie chcąc nic założyć na głowę.
-No to załóż jakąś czapkę, kapelusz cokolwiek i możemy iść- stwierdził obojętnie. 
-Ale ja nie chcę- powiedziałam i chciałam już wyjść z domu. Miałam nadzieję, że takie zachowanie mnie uratuje. Chłopak przyciągnął mnie jedną ręką, łapiąc za talię. W jednej chwili znalazłam się obok niego. 
-Dla mnie malutka- poprosił i zrobił tą swoją minę. Przewróciłam tylko oczami i poszłam na górę. Po chwili wróciłam z kapeluszem na głowie. Dziwnie się czułam, ponieważ niczego takiego nie noszę. Mam chyba dwa kapelusze, które leżą w szafie i się tylko kurzą.
-Zadowolony?- zapytałam.
-Cholernie- wyszeptał do mojego ucha. Wyjął telefon i zrobił nam zdjęcie. Wyszliśmy z domu i udaliśmy się na miasto. Kupiliśmy sobie lody, które zjedliśmy ze smakiem. Marc nie miał jednak najlepszego humoru. Wydawało mu się, że wszyscy patrzą na jego rękę. W tym przekonaniu utwierdzili go tylko fani, którzy chcieli być mili i zapytali co mu się stało. Oczywiście odpowiedział, ale widziałam jego wyraz twarzy. Gdyby wzrok mógłby zabijać to kilkoro ludzi leżałoby już martwych. Chciałam chwycić go za rękę. Robię tak zawsze, gdy piłkarz się denerwuje, ale nie miałam na tyle odwagi. Wszędzie roiło się od fanów. Nasze zdjęcia będą pewnie jutro w większości gazet i na stronach internetowych. Leo tłumaczył mi, że powinnam się do takich sytuacji przyzwyczaić bo w końcu przyjaźnię się ze światowej klasy piłkarzami i ich partnerkami, ale to chyba nie dla mnie. Ciężko będzie mi to zaakceptować. O ile to w ogóle możliwe. 
-Marc- cicho wypowiedziałam jego imię, kiedy wracaliśmy już do domu. Chłopak przymknął oczy i głośno przełknął ślinę. Robił tak zawsze, gdy próbował się uspokoić.
-Tak?
-Nie bądź już zły- powiedziałam jak małe dziecko. Nie chciałam, aby się złościł. Zabrzmiało to dziecinnie, ale co ja na to poradzę. 
-Nie...- chciał zaprzeczyć, ale wziął oddech i zaczął mówić dalej- Po prostu każdy gapi się na moją rękę. Nie mogę cię wziąć na ręce, zagrać w siatkę, zabrać cię w jakieś fajne miejsce tylko łazimy...- nie dane było mu skończyć. To co usłyszałam było tak kochane. Może nawet sobie nie zdawał z tego sprawy, ale dla mnie takie słowa były niesamowite. Wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia.
-A to za co?- zapytał zdziwiony moim zachowaniem.
-Za te słowa- odpowiedziałam, a on mnie jeszcze bardziej przytulił.
-Muszę chyba częściej tak narzekać i się denerwować skoro takie są tego skutki-  stwierdził i pocałował mnie w policzek. Potem wróciliśmy do domu. Marc był już w dobrym humorze. Chociaż czuję, że jeszcze nie raz ta ręka popsuje mu nastrój. Mimo to postaram się zrobić wszystko, aby tak się nie stało. Wieczorem Marc gdzieś wyszedł i powiedział, że za chwilę wróci. Zrobiłam w tym czasie obiad, a chłopak wrócił jak obiecał, ale z moimi rzeczami.
-Przyniosłem ci szczoteczkę do zębów, szczotkę do włosów, ubrania i ładowarkę do telefonu- oznajmił. Spojrzałam na niego pytająco.
-Mieszkam jakąś minutę drogi od ciebie ciołku- powiedziałam rozbawiona jego zachowaniem.
-Wiem, ale nie powinnaś opuszczać chorego nawet na pół minuty. Co jeśli dostałbym wtedy z tęsknoty za tobą arytmii serca?- zapytał niczym Sherlock Holmes. 
-Idę czegoś poszukać- stwierdziłam i chciałam wyjść z kuchni, ale powstrzymał mnie obrońca Barcelony.
-Czego?- spytał.
-Twojego mózgu bo chyba ci wypadł po drodze- odpowiedziałam. 
-Strzelam focha- oznajmił i odwrócił się do mnie plecami. 
-Lepiej nie bo kolacji nie dostaniesz- zażartowałam.
-No i dobrze. Nie będę jadł- stwierdził pewny siebie.
-Zrobiłam Paelle, ale jak chcesz- rzuciłam niby obojętnie. 
-Myślę, że mogę ci wybaczyć wcześniejszą zniewagę- po tych słowach zaczęliśmy się głośno śmiać. O tak... Marc bardzo lubi to hiszpańskie danie. Zjedliśmy wspólnie kolację, a potem poszłam się przebrać. Przynajmniej taki miałam zamiar. Po chwili wyszłam jednak z łazienki i skierowałam się do sypialni Marca.
-Ja się pytam czemu to grzebałeś mi w bieliźnie?- zapytałam trochę zła. Co jak co, ale takie zachowanie mnie trochę skrępowało, ale i zawstydziło. 
-Mała luzuj. Chciałem ci wszystko przynieść, więc musiałem wziąć też bieliznę- wyjaśniał.
-Szkoda, że piżamę zapomniałeś mi przynieść, a nie bieliznę- powiedziałam z ironią.
-Nie zapomniałem myszko- powiedział i przyciągnął mnie do siebie. Byliśmy zdecydowanie zbyt blisko siebie. Chociaż nie mogę powiedzieć, że mi się to nie podobało. Gdzieś w głębi duszy nawet mnie to cieszyło. Spojrzałam na niego pytająco- Po prostu chciałem dać ci swoją koszulkę- stwierdził i podał mi swoją koszulkę. 
-Masz wybaczone bo Barcelona- stwierdziłam, pocałowałam go w policzek i wróciłam do łazienki. Potem chciałam zejść na dół, ale stanął przede mną właściciel domu.
-Co ty robisz?- spytałam rozbawiona, ponieważ nie chciał mnie przepuścić. Ja w prawo, on w prawo. Ja w lewo, on w lewo. On bez słowa wziął mnie na ręce, a raczej an jedną rękę i zaniósł do swojej sypialni. Położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Sam poszedł zgasić światło, a potem wślizgnął się pod kołdrę. 
-Dobranoc kochanie- po tych słowach pocałował mnie w głowę i mocno przytulił. 
-Dobranoc... Kotku- powiedziałam. Mogłam dać sobie uciąć rękę, że właśnie się uśmiecha. Szczerzy się jak głupi do sera, ale to własnie jego uśmiech jest czymś za co wiele bym oddała. Usnęłam z głową pełną myśli. W sumie to wspomnień. Bo dzisiaj to już historia. Dzisiaj było i minęło. Jednak w głowie pewne sytuacje zostaną na zawsze. Był to bowiem dzień pełen wrażeń.

No i mamy 30 :) Nawet długi ten rozdział. Teraz tylko pytanie: Jak wam się podoba? Liczę na długie komentarze kochani ♥




























11 komentarzy:

  1. O boszzz to jest takie cudowne *-* kocham cie dziewczyno i twój talent i to opowiadanie <3 Marc jaki kochany :) najlepsze z tymi odwiedzinami xD Oni już zachowują się jak para ale czemu Marc albo Vicki nie zrobią w końcu tego kroku czemu przecież oboje coś do siebie czują ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Osz ja cię pierdzielę!! :o Widzę, że akcja między tą dwójką nabiera tempa. I baaaardzo mnie to cieszy! ;D Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg tej historii.
    Weny, kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejciu taki słodki �� Czekam na jakiś rozwój i na szybcutki next ��/wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  4. Super :) taka miła odmiana po maturze :) tylko dlaczego jeszcze nie zrobili tego kroku do przodu ??? Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudeńko, meega romantyczny według mnie ;3 No i tak niby nie świadomie kwitnie w nich miłość ahh <3
    Czekam aż wyznają sobie uczucia :)
    Do następnego ;**/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg nie dość że Ela i Ania są w finale tzg to jeszcze ten rozdział ❤❤ mam cały czas motyle w gardle (dosłownie jakkolwiek głupio beznadziejnie i śmiesznie to brzmi xd) tak bardzo kocham to ff i ciebie za to że go piszesz ❤ i Marc i Vic ❤ o jaaa marzenie *_* tak bardzo kfksoofkoc ❤❤ nke mogę się doczekać następnego myszko ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Co tu dużo mówić💗💗🔫🔫🔫🔫🔫 Najlelszy po prostu dobrze że się pogodzili i te momenty gdy są blisko....och...jdjdjddkdj Marc zrób coś💗👑💓💕💕🌸 Sergi też mistrz👑😹🌸💕 No kurde kocham to opowiadanie ale to już wiesz od samego początku💕💗💗💗💕 ja w lewo to on też w lewo 😹😹😹👍 Zakochalam się w takim Marcu i chcę by taką Vic choć wiem że królowa jest tylko jedna i ty nią jesteś💕💕💗💗👑

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudnie :) już nie mogę się doczekać ciągu dalszego :) a tak wogóle to co z tą pracą Vick w klubie ???

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy coś dodasz? Czekamy już 2 tygodnie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy następny? Już nie mogę się doczekać ��

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)