poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 46

"Usiądź spokojnie.
 Dopal papierosa.
 Kiedyś o tym zapomnisz.
 Zapomnisz jak się kocha".


Wstałam rano pełna energii. Wreszcie czułam, że wszystko się ułoży. Nie wiem nawet dlaczego. Po prostu tak czułam, a było to wspaniałe uczucie. Pierwszy raz tego doświadczyłam od półtora tygodnia. Teraz będzie już dobrze. Poszłam do łazienki w celu umycia się. Potem zjadłam śniadanie. Na dziś wybrałam omleta z ziołami i warzywami, a do tego herbatka. Następnie wzięłam się za sprzątanie. Nie miałam wiele do roboty, ale jednak chciałam pościerać kurze i odkurzyć. Skończyłam po ponad godzinie. Poszłam się wtedy się ubrać, ponieważ za chwilę mieli przyjść pierwsi zainteresowani domem. Zeszłam z powrotem na dół i wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je z wielkim uśmiechem. I tak dwa razy. W końcu ostatni potencjalni klienci stwierdzili, że kupują od razu. Dom im się bardzo spodobał. Widoki, okolica, sąsiedztwo i wystrój zrobił na nich wrażenie. Umówiliśmy się, że dzisiaj do nich zadzwonię i powiem, kiedy mogą się wprowadzić, ponieważ dziś sama idę obejrzeć swoje nowe cztery kąty. Młoda para była bardzo miła i im to nie przeszkadzało. Po ich wyjściu skierowałam się do domu Antonelli. Akurat miałam szczęście. Autobus, który do niej jechał, zatrzymał się na przystanku. Wsiadłam do niego pospiesznie i włożyłam w uszy słuchawki. Po około dziesięciu lub piętnastu minutach byłam na miejscu. Schowałam telefon do torebki i doszłam kawałeczek do posiadłości Messich. Wpisałam kod i bez pukania weszłam do środka.
-Cześć!- zawołałam w wejściu.
-Vicki! Hej kochana- przywitała się ze mną Argentynka i rzuciła mi się w ręce. Długo się przytulałyśmy.
-Nie mogłam się doczekać. Napisałaś tylko, że wczoraj albo dzisiaj wracasz- powiedziała.
-Wróciliśmy wczoraj. Przepraszam, że od razu do ciebie nie zadzwoniłam, ale trochę się działo- oznajmiłam.
-To wchodź i opowiadaj- zachęciła mnie z uśmiechem.
-Jest Thiago?- zapytałam.
-Nie, jest w przedszkolu- odpowiedziała mi przyjaciółka.
-To zbieraj się. Chcę kupić nowe mieszkanie i potrzebna mi siostra do wybrzydzania- stwierdziłam z uśmiechem.
-Wyprowadzasz się? Marc też to robi- poinformowała mnie.
-Wiem. Rozmawiałam z nim wczoraj. Opowiem ci wszystko po drodze- rzuciłam i się wyszczerzyłam.
-One second. Idę się przebrać i zaraz mi się tu spowiadasz- zarządziła i pobiegła na górę. Ja w tym czasie nalałam sobie soku. Po dziesięciu minutach Anto była już z powrotem. Udałyśmy na się do umówionych miejsc. Po drodze opowiadałam jej o wyjeździe, o tym, że Sergi pobił Marca, o naszym spotkaniu, o mojej liście rzeczy, które chcę zrobić i o tym jak się dzisiaj czuję. Argentynka stwierdziła, że kilka punktów z mojej listy są po prostu głupie i niedorzeczne. Przez cały czas, gdy nie rozmawiałyśmy o mieszkaniu próbowała mnie odwieść od mojego pomysły. W końcu stwierdziła, że jej się nie uda i mam ją o wszystkim informować bo chcę być ze mną i mnie pilnować. Niechętnie, ale się zgodziłam. Co miałam do stracenia? Rozumiałam ją, że się o mnie martwiła. Sergi zareagował podobnie. Po obejrzeniu trzech mieszkań zdecydowałam, że drugie było najlepsze, a Anto podzielała moje zdanie. Zadzwoniłam do tego mężczyzny i zapytałam, kiedy mogę się wprowadzać. Stwierdził, że możemy się dzisiaj spotkać i sprzeda mi mieszkanie. Zgodziłam się. Zadzwoniłam do pary, która chciała kupić mój dom. Mieliśmy się spotkać u adwokata, aby wszystko załatwić. Chcieli zapłacić gotówką. Do jutra mam czas, aby się wyprowadzić. Zgodziłam się. Potem popędziłyśmy z Anto do mężczyzny, od którego chciałam wykupić mieszkanie. Szybko załatwiliśmy wszystkie formalności i dzisiaj mogłam się wprowadzić. Meble zostawiam, a i ja w swoim nowym domku mam już meble. Wystarczy, że dokupię takie rzeczy jak garnki, naczynia, sztućce i tym podobne. Anto stwierdziła, że nie ma na co czekać i pomoże mi w przeprowadzce. Poszłyśmy do mnie, a stamtąd do Sergiego, aby zapytać czy pożyczy nam, a raczej Argentynce samochód.
-A po co?- zapytał wesoło.
-Pakujemy Vicki. Kupiła dom i musi spakować wszystko, co tam zabierze- odpowiedziała mu dziewczyna.
-Siostra! Czemu nic nie mówiłaś?- był oburzony, ale jak to Sergi.
-Bo przed chwilą kupiłam dom? Anto była ze mną, więc jesteś pierwszy, który wie- powiedziałam i się wyszczerzyłam. On popatrzył na mnie ze smutkiem.
-Będę za tobą cholernie tęsknił- wyznał i mnie do siebie przygarnął. Miałam wrażenie, że zaraz oboje będziemy płakać. Mnie też będzie go brakować. Dokładnie pamiętam jego niezapowiedziane wizyty. Niespodziewane pobudki o niemiłosiernie wczesnej porze w wakacje wprawiały mnie w obłęd. Wyjadanie zawartości mojej lodówki było tradycją. Będzie mi tego wszystkiego brakować.
-Wciąż będziemy się widywać małpo. I będę cię nawiedzać, a swoich kluczy nie oddam- zapewniłam. Tak, miałam klucze do jego domu. On miał moje, a ja jego. Taka nasza wymiana.
-Jeszcze dzisiaj chcę nowy komplet do twojego domu- oznajmił. Oczywiście, że będzie pierwszą osobą, która dostanie klucze do mojego domu. Ufam mu bezgranicznie.
-Rozumiem, że adresu nie chcesz- zażartowałam.
-Sam zobaczę, gdzie mieszkasz. Pomogę wam i zawiozę mośki- wszyscy wszystko pakowaliśmy. Oczywiście byle jak byleby było. Anto i Sergi pojechali wywieźć już niektóre rzeczy, które spakowaliśmy. Zostały jeszcze kartony z piwnicy i te ze zdjęciami i książkami. Te z piwnicy to pamiątki po babci. Nie otwierałam ich przez cały pobyt w Barcelonie i na razie nie miałam zamiaru tego robić. Zbyt wiele wspomnień jak dla mnie. Może kiedyś to zrobię... Na pewno nie dzisiaj. Nie teraz. Po chwili przyjechał Sergi. Anto została w moim nowym lokum. Zapakowaliśmy wszystko do samochodu. Objął mnie i popatrzyliśmy na dom. Jakby nie patrzeć trochę w nim przeżyłam. Z tym domem związane są zarówno dobre jak i złe wspomnienia. Jednak to moja część życia. Wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się do mojego nowego domu. Tam poukładaliśmy wszystkie rzeczy. Muszę jeszcze kupić jakieś kolorowe kartony na rzeczy do piwnicy. Zapisałam to na karteczce, którą przyczepiłam do lodówki taśmą, ponieważ nie mam żadnych magnesów. Sergi zobowiązał się je kupić. Już się boję jego zakupów. Nie mogę się nadziwić. Jest po siedemnastej, a my wszystko ogarnęliśmy. Kocham ich. Bez nich na pewno nie dałabym rady wszystkiego zrobić. Nagle zadzwonił telefon Sergiego, a Anto dostała sms-a.
-To Marc- powiedział cicho i przełknął ślinę. Było mi go szkoda. Dobrze wiem ile znaczy dla niego rodzina. Mimo iż się z nim pokłócił to nadal wskoczyłby za nim w ogień. Widziałam po nim, że nadal jest na niego zły, ale jednocześnie chce się dowiedzieć czy z nim wszystko okej.
-Odbierz i dowiedz się czego chce- rozkazałam. Wahał się przez chwilę, ale w końcu nacisnął zieloną słuchawkę i rozpoczął połączenie.
...
-Hej
...
-To chyba nienajlepszy pomysł.
...
-Poradzisz sobie...
...
-Nie czaruj.
...
-Baw się dobrze.
...
-Pa- tymi oto słowami również zakończył rozmowę z bratem.
-Co chciał?- zapytała ciekawa Anto.
-Mam zrelacjonować całą rozmowę?- spytał.
-Tak- odpowiedziałyśmy razem.
-Cześć. Hej. Organizuję parapetówkę, wpadniesz? To chyba nienajlepszy pomysł. Zawsze imprezowaliśmy razem, tym bardziej jeśli to któryś z nas organizował melanż. Wiesz, że zawsze jesteś najważniejszym gościem. Poradzisz sobie. Nie daj się prosić. Impreza bez ciebie to nie to samo. Nie czaruj. Nie czaruję. Proszę, żebyś przyszedł. Chcę z tobą porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Baw się dobrze. Czyli nie przyjdziesz? Pa- chciałam go jakoś wesprzeć, ale wtedy zadzwonił mój telefon. Pobiegłam do kuchni, ponieważ tam leżał i odebrałam.
-Tak?- odezwałam się zanim sprawdziłam kto widnieje na wyświetlaczu.
-Cześć. Nie sprawdziłaś kto dzwoni- odezwał się i zaśmiał Marc. Zdarzało mi się to dość często. Najczęściej wtedy, gdy byłam zajęta lub czymś przejęta.
-Zapomniałam. Znowu- powiedziałam i także cicho się zaśmiałam.
-Organizuję parapetówkę o 20. Wpadniesz?- czyli ja też dostałam zaproszenie.
-Jasne, wyślij mi adres sms-em- zarządziłam. Raz się żyje, a impreza w gronie znajomych dobrze mi zrobi. Dość już izolowania. Teraz żyję pełnią życia, nie zważając na mojego byłego. Jak to głupio brzmi... Byłego... Tak prawdziwie.
-Już się robi- powiedział.
-Przyjdę z Coral i Sergim- oznajmiłam i się wyszczerzyłam. Nie wiem czemu. Chyba dlatego, że wiedziałam, że brat jest dla niego wszystkim co ma. A i Sergiemu dobrze zrobi spotkanie z bratem.
-Sergi...- zaczął, ale mu przerwałam.
-Wiem, jest u mnie. Przyjdzie. Do zobaczenie. Musimy się szykować- powiedziałam i się rozłączyłam.
-Kto to?- zapytał tym razem Sergi.
-Marc- odpowiedziałam.
-Idziesz?- dopytywał.
-Z tobą i Coral- oznajmiłam.
-Ja nie idę-  stwierdził i założył ręce na klatkę piersiową. Wyglądał jak małe obrażone dziecko, które nie dostało lizaka.
-Idziesz- zarządziłam.
-My z Leo też idziemy. Lio wysłał mi sms-a- powiadomiła nas Anto. Nic dziwnego. Będzie pewnie cała drużyna.
-Zrób to dla mnie. Wiem jacy jesteście dla siebie ważni. Marc zrobił pewnie coś głupiego, ale dostał za to w twarz. Pogódź się z nim. Nie wiem o co się pokłóciliście, ale nic ani nikt nie może stanąć między braćmi. Wystarczy rozmowa. On chce to wyjaśnić. Daj mu szansę- poprosiłam. Sergiemu brakowało już brata. Widziałam to po nim. Na jakąkolwiek wzmiankę o Marcu smutniał. Telefonu nie chciał odebrać nie tylko, że był na niego zły i obrażony, ale również dlatego, że chcąc czy nie, źle się czuł z faktem, iż podniósł na niego rękę.
-Dla ciebie- wyszeptał ledwie słyszalnie. Przytuliłam go mocno i dałam całusa w policzek. Na ten gest chłopak się szeroko uśmiechnął i pokręcił głową.
-A teraz wypad mili państwo. Szykujemy się- zarządziłam, a moja kochana dwójka się ze mną zgodziła.
-Przyjadę o... Na którą to?- zapytał.
-Na 20- odpowiedziałam.
-Słuchajcie Leo się pyta, co mu kupić bo jest w sklepie- powiedziała Argentynka.
-Ode mnie wino- stwierdził Sergi.
-To od nas kieliszki- zaklepała Anto.
-Są tam kaktusy?- zapytałam, a przyjaciele zamilkli i na mnie spojrzeli, a po chwili wybuchli śmiechem.
-Boże... Powiedziałaś to z taką konsternacją- zaśmiała się Antonella.
-Jakby od tego zależało twoje życie- dodał Sergi.
-Ale serio. Ludziom się kupuje kwiatki, ale jego by zaraz zwiędły z braku wody, a sztuczne będą miały na sobie kilo kurzu- powiedziałam i już cała trójka się śmiała.
-Leo napisał, że wszystko jest i już kupuje- powiadomiła nas. Pożegnaliśmy się i zostałam sama. Szybko wzięłam prysznic. Wysuszyłam włosy i podkręciłam.  Następnie się umalowałam. Szybko przebrałam się w odpowiednie ubranie na tę okazję. Okazało się, że zgromadzenie uznało, że pojedziemy jednym samochodem. Leo kierował, a jego żona siedziała obok. Sergi siedział z tyłu z Coral, a ja usiadłam obok nich. Przywitałam się z parą, której nie widziałam. Lio kupił i tak każdemu jeszcze butelkę wina, a Sergiemu i Coral dodał do tego książkę. Akurat Messi przechodził obok księgarni i zobaczył ją na wystawie, a przypomniał sobie, że Marc zbierał się, żeby ją kupić. Sam na pewno by tego nie zrobił albo zrobiłby to za rok. Kaktusik "ode mnie" był mega. Chyba sama sobie kupię kaktusa do domu. Zamiast sprzątać w nowym domu to ja się po imprezach włóczę. Ładnie tu się bawię, nie ma co. Chcieliśmy się od razu rozliczyć z Argentyńczykami, ale stanęło na dobitnym później czyli nigdy. Jak zawsze Lio i Anto nie chcieli nic słyszeć o oddawaniu pieniędzy. Uparci są jak osły. Wreszcie dojechaliśmy. W dobrych humorach wpisaliśmy kod do bramy i weszliśmy do środka. Jego dom robił wrażenie. Był ogromny. Dziwiłam się trochę, ponieważ wcześniej miał dużo mniejszy i mówił, że czuje się w nim źle i samotnie. Może ma jakąś nową dziewczynę i to wszystko dla niej. Nie wiem. Ważne, żeby był szczęśliwy. Ja już nie mam siły na pogoń za jego miłością. Zrozumiałam, że jej nigdy nie złapię. Nie ma co się oszukiwać. Życie to nie koncert życzeń. Wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Widocznie tak było mi pisane. Weszliśmy do środka bez pukania. Gospodarz właśnie przechodził obok drzwi. Wrócił się i nas przywitał. Najpierw Leo i Anto. Dziewczyna była do niego sceptycznie nastawiona, gdy ze mną zerwał, ale dwie rozmowy wystarczyły, aby znów traktowała go jak swojego przyjaciela, którym zresztą był. Nie mogłam pozwolić, aby nasze rozstanie ich podzieliło. Ja i Sergi staliśmy z tyłu, aż do momentu, gdy Coral pociągnęła za rękaw mojego towarzysza. Roberto był zdystansowany, ale chyba powoli wszystkie emocje, które się w nim kotłowały, opadały. Powoli. Marc chciał go przytulić po przyjacielsku, ale Sergi podał mu tylko rękę i zbili piątkę. Przyszła kolej na mnie.
-Cześć. To dla ciebie- powiedziałam.
-Cześć- chłopak z uśmiechem od razu zajrzał do torebki.
-Skoro nie podlewasz kwiatków to masz roślinę, która nie potrzebuje wody- oznajmiłam z uśmiechem. On roześmiał się wesoło i mnie przytulił.
-Zaraz go postawię w jakimś zaszczytnym, honorowym miejscu. Dziękuję. I dziękuję, że Sergi jest tutaj- powiedział. Wydawało mi się, że jego uścisk trwa za długo, więc z bólem, ale się z niego wyswobodziłam.
-Ooo zakochana para. Witam moją ulubioną panią dziennikarz- przywitał się Neymar. Cała zesztywniałam na jego pierwsze słowa. Kompletnie zapomniałam, że nikomu jeszcze nie powiedzieliśmy o naszym rozstaniu.
-Cześć Ney. Stęskniłam się za tobą i twoimi głupimi żartami- przytuliłam się z piłkarzem, który potem gdzieś zniknął. Marc pomógł mi zdjąć płaszcz.
-Chcesz im teraz powiedzieć? Są wszyscy- to był dobry pomysł. W końcu nie jesteśmy razem już prawie dwa tygodnie. Nie ma na co czekać. To w końcu nasi przyjaciele.
-Powinni wiedzieć- stwierdziłam- A zmieniając temat. Masz kogoś?- spytałam prosto z mostu.
-Nie. Czemu pytasz?- był naprawdę zdziwiony, chociaż ja tego nie rozumiałam. To było normalne pytanie. Nie jest ze mną, więc może być z kimś innym.
-Co ty taki zdziwiony?- zapytałam ze śmiechem- A czy w tamtym mniejszym domu nie czułeś się samotny?- podpytałam roześmiana.
-Długa historia- wymigał się.
-W takim razie chodźmy do reszty gospodarzu- zarządziłam z uśmiechem. Trochę mnie to kosztowało. Tak dokładnie? Dwie lampki wina w domu na rozluźnienie. Nadal jest to dla mnie dość trudne, ale co mogę zrobić? Muszę z tym żyć. Weszliśmy do salonu, gdzie zebrali się wszyscy. To była idealna okazja. Drugiej takiej nie znajdziemy.
-Ej! Cisza!- ryknął Marc, aby ich uciszyć. Wszyscy na nas spojrzeli- Musimy wam o czymś powiedzieć- dodał, gdy już słuchali.
-Jesteś w ciąży?!- wydarł się nie kto inny jak Gerard Pique. Uwielbiam go. Geri już taki jest. Zawsze wszędzie pierwszy i musi wtrącić swoje przysłowiowe trzy grosze. Za to go kocham. Ma swoje zdanie i nie boi się mówić głośno co myśli. Jednak w tym momencie był to niezły paradoks. Na stole stały kieliszki z wódką. Wzięłam jednego i przechyliłam. Poczułam w ustach gorzką i ostrą ciecz. Skrzywiłam się lekko, ale zaraz potem było już dobrze.
-Uwielbiam jak mówisz coś w porę- zaśmiałam się cicho- Zerwaliśmy- oznajmiłam. Wszystkie pary oczu były zwrócone na nas. Chyba nikt nie dowierzał.
-Żartujeci... Nie żartujecie- powiedział zdumiony Neymar.
-Ale jesteśmy przyjaciółmi- dodałam- A teraz o tym nie myślcie i bawimy się na najlepszej parapetówie w Barcelonie!- krzyknęłam. Bóg jeden wie ile mnie to wszystko dzisiaj kosztuje. Wszyscy byli zakłopotani. Nie wiedzieli czy coś powiedzieć, a jeśli tak to co. Jednak po jakimś czasie widząc nas zadowolonych i szczęśliwych, wyluzowali się. Było nawet spoko. Co ja gadam. Jeśli odliczyć tę nieprzyjemną kwestię o związku to było super. Zresztą jak zawsze z tymi ludźmi. Nic dodać, nic ująć. Gdy dziewczyny ode mnie odeszły, podszedł Neymar.
-Przepraszam Vicki- powiedział skruszony. Nie mogłam pojąć za co.
-Za co?- spytałam ze śmiechem.
-Za to, że tak wypaliłem jak was zauważyłem- wyznał, a ja się do niego ciepło uśmiechnęłam.
-Nie wiedziałeś. Nie masz za co przepraszać- stwierdziłam pewnie. Taka była prawda.
-Dawno zerwaliście?- zadał pytanie, którego trochę się bałam.
-Prawie dwa tygodnie temu- odpowiedziałam. Widziałam po nim, że był bardzo, ale to bardzo zdziwiony.
-I nic nie powiedzieliście... Jeszcze rozumiem, że ty nie mówiłaś bo ciebie nie było, ale Marc codziennie się z nami widział. Sergi wiedział od początku, prawda? Dlatego z tobą wyjechał- to było dużo bardziej skomplikowane, niż mu się wydawało. Myślałam, że moi przyjaciele też mnie zostawią. Bałam się zostać sama, a mimo to dążyłam do tego. To było naprawdę popaprane.
-Powiedziałam mu chyba trzy dni po- oznajmiłam- Nie rozmawiajmy o tym. To temat zamknięty. Po prostu do siebie nie pasowaliśmy. Jesteśmy przyjaciółmi i to się liczy- powiedziałam z uśmiechem. Czuję, że gdyby nie trochę alkoholu takie słowa nawet nie przeszłyby mi przez gardło.
-Ostatnie pytanie, ok?- pokiwałam tylko głową wciąż się uśmiechając wesoło do niego- Ty czy on?- od razu zrozumiałam o co mu chodzi. Pytał kto z kim zerwał.
-On- odpowiedziałam. Brazylijczyk mocno mnie przytulił. Wtuliłam się w niego i przymknęłam oczy. Taki mały gest, a już wiedziałam, że jest ze mną. Wiem, że mogę na niego liczyć.
-Jest idiotą- wyszeptał- A teraz proszę pani zapraszam na parkiet- dodał wesoło i zaczął mną kręcić. Jest niesamowicie dobrym tancerzem. Gdyby nie był piłkarzem, mógłby zostać profesjonalnym tancerzem. Przetańczyliśmy chyba pięć lub sześć piosenek. Było fantastycznie. Dużo się śmialiśmy i wygłupialiśmy. Poszliśmy się napić. Ney zrobił mi drinka, a sam wypił trochę wódki. Rozmawialiśmy o tym, że byłam na kilku lekcjach tańca. Okazało się, że Neymar też. Znaliśmy ten sam układ.
-Zatańczmy to!- wymyślił Brazylijczyk.
-Co?!- byłam zdziwiona, ale śmiałam się jak nigdy.
-Choć, Rafa robi właśnie jako dj, więc puści coś fajnego- powiedział i podbiegł do Rafinhy. Chłopak był zdziwiony, ale po chwili się roześmiał i pokazał mi kciuka w górę, a potem serduszko. Posłał mu niewidocznego całusa, a on udał, że go złapał. Poszliśmy z Neyem na sam środek "parkietu".
-Piosenka ta sama co w studio- wyszeptał. I wtedy się zaczęło. Szczerzyliśmy się do siebie jak głupi. Muzyka rozbrzmiała i kilka par zaczęło tańczyć. Wtedy my wkroczyliśmy do akcji. Oczywiście, że nasz taniec nie był mistrzostwem świata. Popełnialiśmy kilka błędów, a pewnie jeszcze więcej, o których nie wiedzieliśmy, ale świetnie się przy tym bawiliśmy. Nasi przyjaciele przestali tańczyć i zrobili wokół nas kółeczko. Klaskali, piszczeli i gwizdali. Na koniec wskoczyłam na Neya. Objęłam jego biodra swoimi nogami i odchyliłam się do tyłu tak, że głowę miałam przy ziemi. On szybko mnie podniósł z uśmiechem, a potem dostałam od niego całusa w policzek. Zeskoczyłam z powrotem na ziemię z wielkim uśmiechem na twarzy. Poszliśmy znowu się napić.
-No, no, no! Lepsza, niż nie jedna Brazylijka!- skomentował Rafinha, chwycił mnie za rękę i okręcił. Zaśmialiśmy się głośno. Byłam szczęśliwa. Nie wiem czy to za sprawą alkoholu czy tego tańca, a może jednego i drugiego, ale miałam świetny humor.
-Chyba wrócę do szkoły tańca- powiedziałam do Neya, gdy popijaliśmy nasze drinki.
-Powinnaś. Masz talent- stwierdził i posłał mi ogromny uśmiech. Ta impreza jest jedną z lepszych. Oby więcej takich dni.
-Powiedział najlepszy tancerz w Barcelonie- oznajmiłam ze śmiechem.
-Mam pomysł!- wyskoczył nagle, jakby nad czymś bardzo intensywnie myślał. Popatrzyłam na niego nieprzytomnie- Pójdziemy razem i możemy razem tańczyć. Zostaniesz moją ulubioną i najukochańszą partnerką?- zapytał jakby się miał zaraz oświadczyć.
-No nie wiem, nie wiem. A gdzie pierścionek z diamentem?- zapytałam, udając smutną.
-Pierścionka nie mam, ale jestem ja- stwierdził rozbawiony i uklęknął na jedno kolano.
-Wstań wariacie- poprosiłam rozbawiona- Takiemu tancerzowi się nie odmawia- dodałam wesoło.
-Już ci nie odpuszczę tych lekcji, a teraz idziemy po wódkę!- krzyknął Brazylijczyk. W kuchni Marca wypiliśmy trzy shoty. Tak nam się przyjemnie rozmawiało i piło, że straciliśmy poczucie czasu. W końcu Neya zawołał Dani, a ja poszłam do Anto, Rafy i Coral. Padłam, dosłownie padłam obok nich na kanapę.
-Co tam dziewuszki?- zapytałam z nieschodzącym uśmiechem na twarzy.
-Gdybym wiedziała, że potrzebujesz tylko imprezy, żeby być taką szczęśliwą to byś już dawno na niej była ze mną- oznajmiła Argentynka.
-Dajesz malutka dzisiaj czadu- stwierdziła Rafaella, a ja się nadal szczerzyłam.
-Vicki, Marc nie widział nigdy jak tańczysz?- zapytała ni stąd ni zowąd Coral. Zamyśliłam się chwilę.
-Chodzi ci o latino?- dopytałam, aby mieć pewność.
-Tak- potwierdziła modelka.
-Nie. Był na pierwszym treningu, gdzie nic jeszcze nie umiałam. Potem trochę jeszcze chodziłam, ale on miał to w dupie, a ja w końcu przestałam. Wiesz studia, praca i tak dalej- odpowiedziałam- Ale idziemy z Neyem znowu do szkoły tańca i będziemy razem tańczyć- pochwaliłam się im.
-To wspaniale!- wykrzyczała Rafa- Tańczyliście bosko. Jestem rodowitą Brazylijką i w życiu bym nie zatańczyła lepiej. Kurde, stara robię się zazdrosna- powiedziała z uśmiechem.
-Masz faceta. Pociesz się tym, że ze mną mój zerwał- oznajmiłam i zaczęłam się śmiać. Dziewczyny były trochę zmieszane- No co jest?! Jezu! To tylko żart- dopowiedziałam. Z niezręcznej sytuacji wyplątał mnie ter Stegen, który wszedł na stół i podniósł ręce z butelkami alkoholu w górę.
-Ejj! Ludzie! Gramy w butelkę!- zarządził, przekrzykując cały harmider. Nie mam pojęcia jak mu się to udało, ale byłam pierwsza do tej gry. No... Może druga. Pierwszy był Niemiec. Zasiedliśmy z połową w kółku. Druga połowa zmyła się do domu, ale ja kompletnie tego nie zauważyłam.
-Kto kręci?- zapytałam, ale to było głupie.
-Jaaa!- wydarł się najgłośniej blond Marc. Zaśmiałam się i rzuciłam mu butelkę. On z wielkim uśmiechem po prostu zakręcił. Wypadło na mnie. Czy to jakieś żarty? Czemu akurat na początku na mnie?
-Stop! Zasady gry!- zawołał Sergi- Zadajemy pytanie i wyzwanie!- zarządził mój braciszek. Wszyscy się zgodzili.
-A więc moja kochana sąsiadko znad Wisły- o widzę, że komuś się tu włączyły jakieś sentymenty na temat swojej i mojej ojczyzny- Więc najpierw pytanie czy wyzwanie?- zapytał.
-Pytanie. Nie wiem czy po wyzwaniu będę jeszcze w stanie mówić- zdecydowałam rozbawiona. Oczywiście wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ok. A więc... Czy Marc dobrze całuje?- wypalił. Przełknęłam ślinę. Wszyscy upomnieli Niemca, ale niepotrzebnie. To było dość niezręczne, ale w końcu bramkarz był pijany. 
-Normalnie- odpowiedziałam z uśmiechem- Teraz wyzwanie- powiedziałam już pewna siebie. Byłam ciekawa co wymyśli.
-Kto dłużej wytrzyma pijąc wódkę. Ty czy ja- w sumie był to dobry pomysł. Mogłam zalać się w trupa i wykreślić kolejną rzecz z mojej listy.
-Nie masz szans. Jestem Polką. Pijemy tylko wódkę- zarządziłam. Neymar przyniósł nam wódkę. 
-Nie sądzisz, że może już wystarczy alkoholu?- zapytał mnie Sergi. 
-Alkoholu nigdy dość- zaśmiał się Ney.
-Nie podpuszczaj jej. Sergi ma rację- zabrał głos Bartra. Postanowiłam go zignorować. Dobrze się bawię i nie zamierzam przestać.
-Mats! Pierwsza szklanka start!- krzyknęłam. Tak, piliśmy wódkę w wysokich szklankach do soku. Szybko wypiliśmy pierwszą "kolejkę". Marc popił to sokiem, a ja piwem. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Jeszcze jedna- tym razem zabrał głos blondyn. I następna szklanka została pusta. 
-Nie musisz tego robić- wyszeptała mi do ucha Antonella.
-Muszę- odpowiedziałam cicho. Słyszała mnie tylko ona.
-Jeszcze raz- powiedział pijacko mój partner do picia. Ponownie przechyliliśmy szklanki.
-Wódka nie pomoże zapomnieć- znowu wyszeptała mi wprost do ucha. Nie chciała, aby ktoś nas słyszał. Ja też tego nie chciałam.
-Woda też nie- powiedziałam. Anto pokręciła głową.
-Dobra! Pa... Pasu... Pasuje- stwierdził Mats i pobiegł do toalety. Chyba każdy domyśla się w jakim celu. Jeszcze chwilę graliśmy w butelkę, a potem znów wróciliśmy do imprezowania. Wszyscy się tak naprawdę już pokładali. W sensie ci, którzy pili. Antonella, Sergi, Coral, Rafa i sam Marc byli trzeźwi. Nie można było tego powiedzieć na pewno o mnie. Nawet nie wiem, w którym momencie urwał mi się film. Czarna dziura. Koniec. Cel zrealizowany.


Koniec. Właśnie :) Jak wam się podoba? Co myślicie? Dziękuję za komentarze <3 Jest ich coraz więcej. Dziękuję również za PRAWIE 43 000 wyświetleń. Jesteście wspaniali. Jak myślicie co zrobi Vicki? Czy coś jeszcze się wydarzy na imprezie? Co będzie dalej z jej życiem? Wpakuje się w coś? Co na to jej przyjaciele? 


*DOM VICKI*




Salon: klik
Kuchnia: klik
Łazienka na parterze: klik
Łazienka na piętrze: klik
Sypialnia Vicki: klik
Garderoba: klik
Gabinet: klik
Przedpokój: klik
Schody na piętro: klik
Ogród: klik
Piwnica: klik
Dom z zewnątrz: klik





































sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 45

"Aby wyrosły nam skrzydła
każdego dnia musimy rzucać się w przepaść".



-Cześć- przywitał się nieśmiało z własnym bratem. Nie wiedział co myśleć. W końcu to on "nawalił". Sergi wyjechał z Vicki. Nawet nie wiedział dokładnie gdzie.
-Cześć brat- przywitał go i od razu przytulił. Marc był trochę zdziwiony i zdezorientowany, ale jednocześnie mu ulżyło.
-O co chodziło z tą kłótnią?- zapytał ciekawy. Sergi tylko westchnął.
-Nie zaprosisz brata do domu?- na te słowa obrońca podrapał się nerwowo po karku- Ok, rozumiem. U mnie sprzątała Coral, więc jest pewnie czyściutko brudasie- powiedział wesoło i skierowali się do domu Roberto. Rozsiedli się na kanapie.
-No to opowiadaj, gdzie byliście i ja było? I o co chodzi z tą kłótnią?- dopytywał ciekawy chłopak.
-Najpierw w Paryżu, potem w Amsterdamie, Mediolanie i Wenecji. Pomyślałem, że Vicki przyda się trochę wypoczynku. Nie dzwoniłem bo nawet do Coral nie dzwoniłem codziennie, a tylko dwa razy. Oboje zrobiliśmy sobie reset- wyjaśnił.
-Przeze mnie... Rozumiem, a co chodzi z tą kłótnią? Darliście się na całą ulicę- Marc nie chciał tego odpuścić. Ale dlaczego? Czy to powinno go nadal interesować? Oczywiście, że tak. Chciał pozostać przyjacielem Polki. Poza tym zżerała go ciekawość jak każdego człowieka.
-Stary nie przez ciebie. Miałeś prawo z nią zerwać. Chociaż... Dobra o tym zaraz. Wszystko było dobrze. Naprawdę odpoczęła na tym wyjeździe. Pięknie się ubierała, choć dziwię się, że nie jest jeszcze chora. Śmiała się. Nawet w Mediolanie puszczała oczko do kelnera, któremu bardzo się spodobała. Gościu w Wenecji też był nią zachwycony. Płynęliśmy gondolą, a on do niej z tekstem "Wyglądasz jak Polka, ale ubierasz się jak Włoszka. Za to hiszpańskim posługujesz się jak prawdziwa Hiszpanka". Odpowiedziała, że jest Polką, ale mieszka w Barcelonie. A on, że widać bo Polki są najpiękniejsze. Dużo zwiedzaliśmy. Wygłupialiśmy się i robiliśmy sobie zdjęcia. Byliśmy nawet w operze. Wszystko było super, ale gdy lecieliśmy do domu to wpadła na jej zdaniem bardzo fajny pomysł, który według wszystkich innych jest beznadziejny- zaczął się rozgadywać.
-Wszystkich innych czyli dla ciebie?- spytał rozbawiony Marc.
-I dla Coral, ale zaraz ci powiem co wymyśliła i wtedy nie będziesz się tak naśmiewał ze mnie- powiedział poważnie Sergi.
-Czekam- zachęcił go Marc.
-Uznała, że zrobi sobie listę rzeczy, którą wykona za wszelką cenę
-Przed nowym rokiem?- zapytał Bartra.
-Oby nie!- krzyknął jego brat- Inaczej przed nowym rokiem będzie miała wyroki na koncie i zrujnowaną reputację- dodał.
-Co?!
-To co słyszysz. Chce kupić sobie motor, ale nie będzie miała prawka. Bo i po co? Ktoś ją nauczy jeździć i po sprawie. Chce pocałować nieznajomego chłopaka bo nigdy tego nie zrobiła. Chce wziąć udział w sesji, chociaż nie wiem w jakiej dokładnie, a zważając na jej pomysły to może być różnie. Chce wziąć narkotyki. Człowieku! Ona chce poderwać wykładowcę i piłkarza z Realu. A i jeszcze chce, aby ją policja złapała. Rozumiem, że chce się upić do nieprzytomności. Poszliśmy na kompromis. Ona się upije, ale ja będę obok niej. Rozumiem, że chce odwiedzić babcię na święta. Rozumiem, że chce chodzić  na imprezy. Ogarniam, że chce poznawać ludzi z uczelni. Albo że chce znaleźć lepsze mieszkanie. Ale bez przesady. Nie wiem co jej odbiło- wyżalił się i westchnął. Czuł się odpowiedzialny za Victorię. W końcu była jego młodszą siostrzyczką, którą kochał ponad życie. Bardzo się z nią zżył i chciał dla niej jak najlepiej. W tej sytuacji nie miał pojęcia co robić. Nie wiedział jak dotrzeć do swojej siostry. Bolało go to.
-Żartujesz prawda? Co ona sobie w ogóle myśli?!- Marc również był zły. Widział jak jego brat martwił się o Vicki.
-A ty co sobie myślałeś, gdy mówiłeś jej, że jest jedyną kobietą, którą kochasz, a po dwóch minutach usłyszała, że z nią zrywasz?- Sergi miał dość. Rozumiał Victorię. Wyjazd jej trochę pomógł, ale nie na tyle, aby zapomniała od razu. Nic dziwnego. Marca jednak zrozumieć nie umiał. Po co jej to mówił? Piłkarz wstał.
-Powiedz Vicki, że mój dom jest już sprzedany. Jutro się wyprowadzam. Będzie miała spokój- powiedział i chciał wyjść, ale brat chwycił ją za rękę.
-A skąd wiesz, że jej to przeszkadza!- krzyknął pomocnik.
-Bo nie można przestać kogoś kochać z dnia na dzień?- warknął jego brat.
-Chyba, że nigdy się tej osoby nie kochało. Ty coś o tym wiesz- i już oboje warczeli. Kiedyś, gdy byli jeszcze nastolatkami złożyli obietnice, że żadna dziewczyna ich nie poróżni. Jednak to się stało. Dla Sergiego była jak młodsza siostra, którą zawsze chciał mieć. Pragnął ją chronić. Pokochał tę dziewczynę. Zastanawiał się jak można było ją skrzywdzić. Zrobił to ktoś kogo również kocha. Jedne z najważniejszych osób nagle przestały być dla samych siebie najważniejsze. Nie mógł tego pojąć. Miał wrażenie, że Marc jest pewien, iż dziewczyna po rozstaniu za nim płakała. Wziął to za chamstwo. Bo skąd mógł o tym wiedzieć? Może wcale nie było jej żal tego związku. On znał prawdę, ale nie znał jej Bartra.
-Gówno wiesz- odparł wkurzony brunet.
-W szatni udawałeś przejętego. Jej powiedziałeś, że ją kochasz. A potem zerwałeś. Zachowałeś się jak jakiś...- urwał w pół zdania. Jeszcze się hamował, choć bardzo ciężko mu to przychodziło.
-No jak to? Wykrztuś to z siebie!
-Jak skurwiel!- wykrzyczał mu prosto w twarz. Rzadko się kłócili, a jeśli już to o pierdoły. Czasami na poważniej, gdy któryś robił głupotę, a drugi chciał dla niego dobrze. Dzisiaj było inaczej.
-No i dobrze! I nim jestem i co z tego?!
-Gówno! Myślisz, że jesteś taki zajebisty? Sprzedałem dom bo przecież ona ma problem. Ja jej nigdy nie kochałem, a głupia laska się zakochała?!- emocje targały obojgiem. Żaden z nich już się nie kontrolował. Mówili to, co ślina przyniesie im na język lub... To co naprawdę myślą.
-Przestań! Kurwa przestań!- wrzeszczał Marc. Nie mógł już tego słuchać.
-A co powiesz mi, że ją kurwa kochałeś? Że była tą jedyną?! Znowu będziesz kłamał?!
-Nie! Nic nie rozumiesz! Zachowujesz się jak pajac! Posłuchaj mnie chociaż raz, a potem pieprz głupoty!
-Chciałem cię słuchać! Chciałem, ale ty kurwa nie chciałeś mówić! Zabić cię mam za to?!
-Czemu nie?! Myślisz, że wszystko jest takie proste, a nie jest! Nigdy nie było i nie będzie! Ale co ty wiesz...- Sergi mu przerwał. Był na niego cholernie zły. Opanowany, zawsze miły i uśmiechnięty chłopak, ale temperament ma jak typowy Hiszpan.
-Tak bo ja nie mam problemów! Co ja wiem? To, że mi jest łatwiej z Coral i nigdy tego nie spieprzę! Wiem, że to ta kobieta będzie matką moich dzieci i moją żoną! Aa... I nigdy jej nie okłamię- z jego wypowiedzi, aż tryskał jad. Marc w jednej chwili skoczył do niego i chciał go uderzyć, ale w porę się zatrzymał. Jednak Sergiemu nerwy puściły. Zamachnął się i z całej siły uderzył swojego brata. Pierwszy raz w życiu. Wtedy o tym nie myślał. Jego dłonie same zaciskały się w pięści, a żyłki pulsowały.
-A to za Vicki!- dodał i jeszcze raz go walnął. Marc zatoczył się do tyłu i upadł. Popatrzył na brata wzrokiem pełnym zrozumienia.
-Obydwa były za Vicki- zaśmiał się i starł krew z wargi. Prowokował. Sergi usiadł na nim wściekły i walnął po raz trzeci tego dnia. Marc nawet się nie bronił. Piłkarz znowu uderzył brata i zamachnął się po raz kolejny. Wtedy do niego coś dotarło. Coś, co było jak grom z jasnego nieba. Coś przez co zrozumiał swojego brata. Jednak nie był w stanie teraz z nim rozmawiać.
-Idź już!- ryknął i z niego zszedł. Marc wyszedł bez słowa, a Roberto walnął pięścią w stół.


***

Coral próbowała przekonać mnie do zmiany decyzji, ale nie mogła nic zrobić. Próbowała, ale ja byłam zdecydowana, aby wykonać wszystkie punkty z listy. Byłam zdeterminowana. Wierzyłam, że to mi pomoże. Być może słono za to zapłacę, ale wtedy skupię się na czymś innym. Teraz szukamy z Coral mieszkania dla mnie. Po co mi jakiś duży dom? Wystarczy kuchnia, łazienka, salon i sypialnia. Nie chcę tu mieszkać. Zbyt wiele wspomnień. Muszę mu oddać bluzę. Robiłam nam właśnie kakao. Wspomnienie z Marciem w roli głównej. Kakao było naszym rytuałem, gdy omawialiśmy jakieś problemy. Stop. Musisz przestać o nim myśleć! Popatrzyłam w okno i zamarłam. Natychmiast wybiegłam z domu. Byłam tylko w kapciach. Podbiegłam do Marca i chwyciłam go za rękę, aby się zatrzymał.
-Co się stało?- zapytałam przerażona- Gdzie Sergi?- dopytywałam. Cor mówiła, że zostali razem. Co się w takim razie wydarzyło? Ktoś ich napadł?
-Pokłóciliśmy się- odpowiedział po chwili namysłu. Pewnie się zastanawiał czy powinien mi o tym powiedzieć. Wybiegłam z domu jak głupia.
-Pobiliście się?- byłam naprawdę zdziwiona. Oni się nawet rzadko kłócili, a co dopiero bili. Tym bardziej, że jeden za drugiego wskoczyłby w ogień.
-Powiedziałem kilka słów za dużo i tak wyszło. Spokojnie jemu nic nie jest. Nawet go nie dotknąłem. Fajne kapcie. Chciałbym pogadać. Wpadniesz dzisiaj?- po dwóch ostatnich zdaniach nie wiedziałam co powiedzieć. Nie byłam na to przygotowana. Przygryzłam policzki od środka.
-Ymm... Jasne. Jakaś konkretna godzina?- spytałam. Starałam się brzmieć jak najbardziej normalnie, ale doskonale wiedziałam, że mi to nie wyszło. Byłam na siebie zła.
-Cały czas jestem w domu. Do zobaczenia... O ile przyjdziesz- powiedział, a ja bez słowa odwróciłam się i wróciłam do domu. Tam był już Sergi. Opowiadał Coral o całej sytuacji.
-Nie teraz. Błagam. Wyjaśniłem tylko Cor czemu Marc tak wygląda. Jutro. Jutro wam mogę wszystko wyjaśnić dokładnie. Ok?- pierwszy raz pomocnik nie chciał rozmawiać. Musiała go zaboleć ta sytuacja. Swoją drogą co takiego zrobił Bartra, że tak wygląda? Nieważne.
-Szukamy mieszkania dla Vicki- zmieniła temat jego dziewczyna. On tylko się uśmiechnął i zaczął zacierać ręce.
-Fuck! Zapomniałem. Marc się wyprowadza- oznajmił, a mnie zamurowało. Jak to?
-Kiedy?- spytała zdziwiona modelka.
-Jutro- odpowiedział jej chłopak.
-I tak chcę się wyprowadzić. Chcę zacząć żyć od nowa- stwierdziłam. Wzięliśmy się za szukanie odpowiedniego lokum. Było ciekawie. Było po dwudziestej, gdy moi goście zaczęli się zbierać.
-Właśnie, zapomniałam- zaczęłam.
-O czym?- Sergi musiał o wszystkim wiedzieć,
-Marc chce żebym do niego dzisiaj przyszła- powiedziałam- Powinnam iść?- zapytałam. Nie miałam pojęcia co mam zrobić w tej sytuacji.
-Po co?- Coral była naprawdę zdziwiona. Zresztą Sergi też. W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami. A skąd ja miałam wiedzieć? Nie miałam bladego pojęcia.
-Powinnaś iść. Dowiesz się co chce- wyraził swoje zdanie piłkarz.
-I oddasz mu bluzę- uśmiechnęła się Coral.
-Macie rację. Dzięki- powiedziałam z uśmiechem.
-Nie ma za co- odparli chórkiem.
-Cóż za zgranie- wybuchnęłam śmiechem, a po mnie moja kochana para.
-Do zobaczenia- powiedzieli znowu w tym samym czasie. Wyściskali mnie i wycałowali, a potem wyszli. Musiałam iść się przebrać. Nawet się nie zorientowałam, że wciąż jestem w eleganckich ubraniach, w których tutaj przyjechaliśmy. Poszłam wziąć jeszcze prysznic, ponieważ gdy wrócę od razu kładę się spać. Jestem padnięta. Tym bardziej, że jutro mam kilka rozmów w sprawie mieszkania. Dodaliśmy dzisiaj zdjęcia mojego. Dostałam dwa telefony. Umówiłam się także na jutro. Najpierw oni przyjadą zobaczyć mój dom, a potem ja będę oglądać miejsca, w których może zamieszkam. Wysuszyłam włosy. Przebrałam się w byle jakie ubrania. Wzięłam tylko klucze oraz jego bluzę i poszłam do niego. Nie interesowało mnie jak wyglądam. Bo po co? Nie mam zamiaru się dla niego stroić. Wygodnie mi w tym, a poza tym zawsze wieczorem siedziałam w takich ubraniach. Nie będę się zmieniała. Nie będę żebrać o jego miłość. Już nie. Potrafię zrozumieć, że ktoś mnie nie chce. Trudno. Będą inni. Tak myślę, ale z drugiej strony go nadal kocham. Wiem, że muszę zrobić wszystko, aby przestać. W końcu o nim zapomnę. Pojawi się ktoś nowy i będzie idealnie. Na tym jednym facecie świat się nie kończy. Weszłam do niego bez pukania. To był pierwszy błąd. On od razu pojawił się w korytarzu.
-Przepraszam, nie zapukałam- odezwałam się.
-Żadne z nas nie puka- skwitował z uśmiechem, ale nie był to taki wesoły uśmiech jak kiedyś. Musi być zakłopotany tak samo jak ja- Wchodź. Chcesz coś do picia? Jedzenia?- zapytał.
-Nie, nie. Dzięki, jedliśmy z Coral i Sergim- zamówiliśmy sobie pizzę, którą oczywiście każde z ans skomentowało. Taaa... Zasmakowali włoskiej pizzy to się teraz hiszpańska nie podoba.
-Zapomniałam! Proszę, twoja bluza. Znalazłam w szafie- podałam mu jego własność.
-Dzięki. I jak było na wyjeździe?- zapytał. Czułam się dość niezręcznie, ale muszę się nauczyć z nim ponownie swobodnie rozmawiać. 
-Dobrze. Zrobiliśmy tysiące zdjęć. Jestem pewna, że taką dwójkę idiotów zapamiętają na długo- powiedziałam ze śmiechem. 
-Nic dziwnego. Wasza dwójka to zabójczy duet- stwierdził i oboje zaczęliśmy się śmiać. 
-Zmieniając temat. O czym chciałeś porozmawiać?- spytałam.
-O nas... W sensie myślę, że możemy zostać przyjaciółmi. Nie wiem jak to wygląda z twojej strony, ale mamy wspólnych przyjaciół, znajomych, mieszkamy w tym samym mieście, pracujemy w tym samym miejscu. Poza tym przed związkiem dobrze się dogadywaliśmy. Chciałbym z tobą normalnie rozmawiać, iść na kawę, zatańczyć na jakiejś domówce- miał rację. Nie możemy się unikać.
-Myślałam o tym samym- powiedziałam i się uśmiechnęłam- Ale uważam, że powinniśmy poinformować resztę, że nie jesteśmy już razem- dodałam. 
-Jasne- odparł i się uśmiechnął- To co? Przyjaciele?- po tych słowach wystawił ręce, a ja go przytuliłam. Ten jeden raz. Nie chcę tego więcej robić. Po co? Będę się niezręcznie czuła.
-Przyjaciele- powiedziałam- Muszę iść. Jestem mega zmęczona- dopowiedziałam, a Marc odprowadził mnie do drzwi.
-Nadal chcesz się wyprowadzić? Sergi ci przekazał, że ja już to robię?- spytał, a ja pokiwałam głową.
-Chyba kupię coś mniejszego. Kto to będzie sprzątał?- zapytałam ze śmiechem- Na razie- pożegnałam się i wyszłam.
-Do zobaczenia- usłyszałam. Poszłam do swojego domu i zamknęłam drzwi. Skierowałam się do sypialni. Przebrałam się w piżamkę, a następnie poszłam spać.



Krótki 45 rozdział :) Może nie zabija twórczością i weną, ale jest :D 




























Rozdział 44

Celem każdej przyjaźni jest dawanie drugiej osobie siły,
 gdy tylko tego potrzebuje.


Od mojego wyjazdu z Sergim minęły już cztery dni. Coral w dniu wylotu pomogła mi się spakować. Wyprzytulała mnie i wycałowała. Zapewniła, że mam u niej pełne wsparcie. Byłam jej za to wdzięczna. Szybko mnie wtedy rozśmieszyła. Jest naprawdę kochaną osobą, a ja dziękuję Bogu, że mam takich wspaniałych przyjaciół. W samolocie, który lądował w Paryżu mój kochany braciszek wręczył mi list od Antonelli. Wzruszyłam się, ponieważ to było coś pięknego. Zresztą Sergiemu również byłam bardzo wdzięczna. Pojechał do Messich i mnie wytłumaczył, a oni zrozumieli. Mogłam od razu przyjść do Anto. Sergi na szczęście pozwolił mi używać tableta bo na telefon miałam zakaz. Zgodził się tylko na jednego sms-a do Anto. Po tych czterech dniach zrozumiałam, że nie powinnam wszystkich od siebie odtrącać. To również moi przyjaciele i nie ma opcji, żeby mnie zostawili. Nigdy mnie nie zawiedli... Ale o tym zaraz. Pamiętam, gdy otworzyłam kopertę i wyjęłam zgiętą na pół kartkę. Pismo poznałam od razu.

"W sumie nie wiem co mam dokładnie napisać. Sergi był u nas i wszystko wyjaśnił. Wiem jak bardzo go kochałaś... Kochasz. Jednak czasami to nie wystarcza. Może to lepiej, że tak się stało. Mogę z nim porozmawiać, jeśli chcesz, ale nie będę nic robiła bez twojej zgody. Po prostu nie mogę uwierzyć, że z tobą zerwał. Ale to nie może się równać z szokiem jakiego doznałam, gdy dowiedziałam się, że nikomu o tym nie powiedziałaś. Trzymałaś to w sobie. Uśmiechałaś się. Odbierałaś telefony i udawałaś szczęśliwą. Chodziłaś na studia i do pracy. Malowałaś się i żyłaś niby jak dawniej, kiedy w środku... Sama wiesz... Wiem co musiałaś czuć. Wiem i nie mogę znieść myśli, że mnie wtedy przy tobie nie było. Czasami trzeba się komuś wyżalić. Nigdy nawet bym nie pomyślała, że niepotrzebnie obarczasz mnie swoimi problemami. Na tym polega przyjaźń i miłość. Musisz mi mówić wszystko. Musisz mi to obiecać. Nie wiem co tobą jeszcze kierowało. Dlaczego nikomu nie powiedziałaś? Dlaczego do nikogo nie zadzwoniłaś? Mam kilka odpowiedzi na te pytania, ale nie wiem, która lub które będą prawdziwe.
1.Uważałaś, że to twój problem i nie chciałaś nikogo zasmucać.
2.Nie chciałaś litości, której nikt by ci nie okazał. Jedynie współczucie i pomoc.
3.Stwierdziłaś, że Marc zna nas dłużej i ty przestajesz być naszą przyjaciółką z miejsca. To nieprawda! To tak nie działa. Zawsze będziesz naszą przyjaciółką, moją siostrą.
4.Bałaś się, że też cię zostawimy. Wspominałaś mi kiedyś o tym jak to było z Adrianem. Jeśli historia powtórzyła się po raz kolejny to wiedz, że PRZEPRASZAM. Musisz również wiedzieć, że nigdy bym tego nie zrobiła. Ani ja. Ani Sergi. Ani Leo. Ani Coral. Ani Rafinha. Ani Rafa. Ani ter Stegen. Ani Daniella. I mogłabym tak wymieniać cały skład. Nikt! Powtarzam! Nikt nigdy by cię nie zostawił. Przyjaciele są na zawsze. Jeśli któryś z przyjaciół odszedł to nie był nigdy twoim przyjacielem.
5.Nie chciałaś, aby ktoś uznał cię za słabą. Jednak pamiętaj, że słabość to nie wyznawanie uczuć. To cholerna odwaga. Nic dziwnego, że byłaś smutna. Kochasz go i to jak najbardziej zrozumiałe.

Nie wiem czy trafiłam, ale myślę, że chociaż jeden z powodów wyżej kierował tobą, gdy milczałaś. Nie wiem co mam ci jeszcze napisać. Naprawdę nie wiem. Nie spodziewałam się tego. Tym bardziej, że opiekowaliście się razem Thiago, a to się stało tego samego dnia. To dla mnie niezrozumiałe. Jak można przestać kogoś kochać z dnia na dzień? Nie da się. Nie rozumiem co się stało i co nim kierowało. Jezu! Jestem beznadziejna. Zamiast cię wspierać i pocieszać ja paplam jak głupia. Ja nie mogę zrozumieć? A co dopiero ty... Myślę, że powinnaś zacząć uczyć się żyć bez niego. Obok niego, ale jednak bez. Na nim świat się nie kończy. Wiem jak to teraz dla ciebie niedorzecznie musi brzmieć, ale taka jest prawda. Może kiedyś to zrozumiesz. Zdaję sobie sprawę z tego jak to musi boleć. Znam cię i wiem, że masz zapewne sto myśli na minutę i nie wiesz co o nim myśleć. Zadajesz sobie te głupie pytania. Przestań. Naprawdę. Dla twojego dobra przestań. To trudne, ale wykonalne. Jesteś teraz na wspaniałym wyjazdem ze swoim bratem, przyjacielem, który NIGDY cię nie opuści. Ciesz się tym. Poznawaj nową kulturę, tradycje. Zwiedzaj zabytki. Smakuj lokalnych potraw. Wyślij mi pocztówkę :) I uśmiechaj się szczerze. Ale jeśli będziesz miała ochotę płakać to płacz i nie wstydź się tego. Jesteś silna. Wierzę w ciebie. Sergi mówił, że będziesz miała zakaz używania telefonu. Uważaj! Widzimy się, gdy wrócicie :) Wszystko będziesz mi musiała opowiedzieć. 


P.S tak dla jasności :) Nie mam ci za złe tego na stadionie. Teraz cię rozumiem. Jeśli mam być szczera pewnie też bym chciała uniknąć durnych pytań i bym się odcięła.


P.S.2! Kocham cię!


P.S.3!Leo też!


P.S.4!Thiago tym bardziej!


P.S.5!Już tęsknię!


Twoja siostra <3"



Ten list niesamowicie mnie poruszył. Znała mnie jak nikt inny. Choć całkowicie nie zmieniłam wtedy swojego myślenia to wiele mi ten list pomógł. Sergi zgodził się, abym wysłała sms-a do Anto.


"Wszystkie odpowiedzi są poprawne. Nie będę kłamać. Jeszcze nie do końca we wszystko wierzę, ale list mi bardzo pomógł. Zmienił trochę moje myślenie. Mam nadzieję, że zmienię je całkowicie na wyjeździe :) Obiecuję, że będę mówić ci o wszystkim. Zawsze i na zawsze siostro. Kocham cię i dziękuję. Ja również tęsknię. Kocham ciebie i Lio i Thiago. Kocham was po prostu. Pozdrów ich i sama się trzymaj siostrzyczko <3"

Z Sergim odbyłam kilka rozmów. Właściwie to rozmawialiśmy o wszystkim.  Wciąż miewałam fatalne nastroje, a raczej humory. Dużo o nim myślałam. Byłam gotowa nawet wejść na pokład samolotu i polecieć z powrotem do Barcelony. Miałam zamiar walczyć o naszą miłość, ale wtedy coś sobie uświadamiałam. On mnie nie kochał. Więc jaką naszą miłość? Jedynie moją. Powinnam pozwolić mu odejść bo go kocham, ale to jest bardzo trudne. Staram się ze wszystkich sił, ale nie umiem go wymazać ze swojej pamięci w tak krótkim czasie. Mam nadzieję, że może jednak zadzwoni i zapyta się chociaż jak u mnie. Ale dość o moim nieszczęśliwym zakochaniu. W Paryżu wylądowaliśmy z Sergim dokładnie po dwóch godzinach. W tym czasie dużo rozmawialiśmy. Wieczorem zameldowaliśmy się w pięknym hotelu, który był oddalony dosłownie pięć minut spacerkiem od wieży Eiffla. Spaliśmy w tym samym pokoju, ale na osobnych łóżkach. O ile można nazwać to spaniem. W hotelu byliśmy o godzinie dwudziestej pierwszej. Gdy tylko się wykąpaliśmy, zaczęliśmy rozmowy. Gadaliśmy do piątej nad ranem. Nie obyło się oczywiście bez mojego płaczu, ale tego właśnie potrzebowałam. Musiałam się wreszcie wygadać, wyżalić i wypłakać. Sergi rozumiał mnie jak nikt. Pomagał mi nie tylko rozmową, ale i szczerym uśmiechem, ciepłymi słowami, całusami, łaskotkami i przytulaniem, ale przede wszystkim swoją obecnością. Wyjaśniłam mu dlaczego się izolowałam. Zrozumiał mnie, ale zapewnił, że nigdy mnie nie opuści i ma gdzieś co Marc o tym pomyśli.
"Choć jestem pewien, że nie będzie miał nic przeciwko".
Wstaliśmy wtedy jakoś po trzynastej. Zjedliśmy lunch i poszliśmy zwiedzać. Pogoda nas nie rozpieszczała. Był już koniec listopada i robiło się zimno. Jednak wjazd na wieżę Eiffla okazał się niesamowitym przeżyciem. Nigdy jakoś za specjalnie nie jarałam się Paryżem. Większość osób twierdziło, że to miasto zakochanych i tak dalej, ale dla mnie zawsze było jedynie stolicą Francji. Teraz mam inne zdanie. Uważam, że Paryż jest naprawdę pięknym miastem i nie kojarzy mi się tylko z Paris Saint-Germain. Ale symbol tej stolicy jakim niewątpliwie jest ta wysoka konstrukcja nie była jedynym co postanowiliśmy zwiedzić.  Luwr i katedra Notre-Dame okazały się równie wspaniałe.  Oczywiście Disney Land był przystankiem obowiązkowym. Wybawiliśmy się jak małe dzieci. Byliśmy także w kilku parkach. Mimo jesiennej pory zachwycały swoim pięknem. Było super. Robiliśmy sobie setki tysięcy zdjęć. Poprosiliśmy, aby pewien pan zrobił nam zdjęcie, ale on przez przypadek nagrał nasze wygłupy. Powstał z tego przepiękny gif. Wrzuciłam go na Instagrama z dopiskiem: "Rodzina <3". Sergi, gdy to zobaczył wyściskał mnie za wszystkie czasy. Następnego dnia udaliśmy się na małe zakupy. Wstąpiliśmy też do prawdziwie paryskiej kawiarenki. Zakupiliśmy po drodze pocztówki, które wysłaliśmy na najbliższej poczcie do Anto, Leo, Thiago oraz do Cor. Potem wróciliśmy do hotelu i udaliśmy się z bagażami na lotnisko.
Tym razem lecieliśmy do Amsterdamu. Szczerze mówiąc zawsze chciałam go zobaczyć. Byłam bardzo podekscytowana tym wyjazdem. W Holandii znaleźliśmy się po półtorej godzinie lotu. Oczywiście spędziliśmy go na wygłupianiu się. W hotelu zostawiliśmy tylko nasze walizki i od razu ruszyliśmy w miasto. Najpierw poszliśmy na obiad. Wybraliśmy holenderskie dania, które muszę przyznać nawet mi smakowały, ale zdecydowanie wolę kuchnię hiszpańską. Najedzeni udaliśmy się do Lunaparku. Oboje jesteśmy uzależnieni od takich atrakcji. Podobało mi się tam, ale chcieliśmy jeszcze pozwiedzać, więc musieliśmy w końcu stamtąd wyjść. Udaliśmy się do ogrodu zoologicznego, który zachwycił zarówno mnie jak i Sergiego. Choć wtedy przypomniało mi się, gdy byliśmy z Rafinhą, Rafą, Sergim, Coral i oczywiście z Marciem w zoo. To był piękny czas. Choć wiedziałam, że muszę się pogodzić z faktem, że co było to minęło i już się nie odstanie. Zwierzątka niewątpliwie poprawiły mi humor. Następnym przystankiem był Plac Dam. Potem Amsterdam Dungeon. To tak jakby ogromny dom strachów. Niesamowicie dużo efektów. Bałam się jak nigdy. Krzyczałam, wrzeszczałam, piszczałam i tuliłam się do mojego towarzysza. Rzecz jasna ani razu nie puściłam jego ręki. Chłopak miał niezły ubaw ze mnie. Przystankiem obowiązkowym było Muzeum Piwa "Heineken Experience". Było ekstra! Świetnie wyglądał również Pałac królewski. Jednak to kanał wodny podbił nasze serca. Kolejne zdjęcie zostało wrzucone na portale społecznościowe. Tym razem to Sergi je zamieścił. Podpisał je: "Amsterdam i rodzeństwo :) Jest super :D". Kupiliśmy dla Messich i Coral kartki pocztowe i ponownie je wysłaliśmy z pozdrowieniami. Wróciliśmy do hotelu i położyliśmy się spać. O godzinie dziewiątej mieliśmy kolejny samolot. Bardzo mi się podobała ta wycieczka.
Do Mediolanu dotarliśmy na drugie śniadanie, a dokładnie na jedenastą. Pierwszym przystankiem podczas naszej włoskiej przygody była najsłynniejsza mediolańska katedra. Była ogromna i zaprojektowana w naprawdę świetnym stylu. Zamek "Sforzesco" również był fajną atrakcją, ale wtedy nadal żyłam tą katedrą. Bardzo mi się podobała. Brera i jej ogród botaniczny oraz galeria sztuki wręcz mnie zachwyciła. Kanał wodny był równie piękny co ten w Amsterdamie. Byliśmy także w Planetarium, gdzie oboje doświadczyliśmy takich przeżyć po raz pierwszy w życiu. Potem przyszedł czas na pizze. To było to na co czekaliśmy cały czas. Okazała się bardzo pyszna. Naprawdę włoska. Następnie zamówiliśmy jedną porcję spaghetti i raviolo. Musieliśmy spróbować także włoskiego espresso. Wszystko było wyśmienite. Pałac był czymś niesamowitym jak dla mnie. Wstąpiliśmy do wielu bazylik i kościołów, a naszym wygłupom nie było końca. Oczywiście pamiątkowe pocztówki dla naszych bliskich zostały wysłane. Zdjęcie również było obowiązkowe. Moje było oczywiście bardzo artystyczne rzecz jasna. Przynajmniej tam mogłam poszaleć ze strojem. W końcu to Mediolan!
W nocy lecieliśmy do Wenecji. Po dwóch i półgodzinie byliśmy na miejscu. Znowu dopadła nas gehenna. Widziałam, że Sergi tęskni za Coral. Siedzieliśmy na hotelowych łóżkach i patrzyliśmy w telewizor. Myślę, że żadne z nas nie oglądało.
-Tęsknisz za nią- odezwałam się nagle. Pamiętam jego zaskoczoną minę, gdy to powiedziałam.
-Co?- zapytał zdziwiony.
-No za Coral- podpowiedziałam.
-Aaa... Tęsknię za nią bo ją kocham, ale właściwie myślałem o czymś innym- wyznał.
-O czym?- zapytałam. Tym razem to ja byłam iście zdziwiona.
-Pamiętasz co mi powiedziałaś wtedy w samochodzie?- wciąż mówił zagadkami. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi i czemu tak owija w bawełnę. Wiem jedno. Od pewnego czasu stał się dla mnie bardzo opiekuńczy. Co prawda zawsze był, ale teraz się to nasiliło. Zajmuje się mną, potrafi być poważny jeśli trzeba i rozśmieszyć, gdy nic na mnie nie działa. Obchodzi się ze mną jak z jajkiem. Wiem, że chce dobrze. Może to i lepiej. Obawiam się, że jedno niewłaściwe słowo mogłoby mnie załamać. Ostatnimi czasy jestem jak zaprogramowany robot. Jestem chwilami szczęśliwa. Kiedy zwiedzamy z Sergim o wszystkim zapominam. Jednak zdarzają się momenty, gdy idziemy do zoo, a właśnie w takim byłam z Marciem albo mijamy jakąś zakochaną parę. Jemy spaghetti, a mnie się przypomina jak razem je gotowaliśmy. Robiliśmy nawet razem makaron kiedyś. Byliśmy cali w mące. Wtedy, w takich chwilach tracę humor w jednej minucie. Potem znów się szczerze uśmiecham, ale przychodzi czas, aby wrócić do hotelowego pokoju. Tam, mimo usilnych starań mojego brata mój mózg jakby sam wiedział co jest dla mnie dobre, analizuje wszystko od nowa. Najgorsza jest chyba ta niewiedza. Dlaczego zerwał? Czy mnie kochał? Czy kogoś ma? Czy jestem dla niego za głupia? Za młoda? Za brzydka? Za gruba? I dlaczego udawał? Podczas naszej kłótni byłam niemalże pewna, iż mnie kocha. Dotknęłam policzka i przymknął oczy. Drgnął, gdy moja ręka spoczęła na jego. Teraz zaczynam rozumieć. On tak reagował bo nie chciał, abym go dotykała. Ale dlaczego? Dlaczego wtedy, gdy się kłóciliśmy powiedział, że mnie kocha? Dlaczego kłamał nawet wtedy?
-Mówiłam dużo rzeczy- stwierdziłam z lekkim uśmiechem, który zgasł, gdy tylko zobaczyłam jego minę. Był bardzo poważny.
-O wyjeździe i o tym, że można kogoś przestać kochać z dnia na dzień- powiedział- Naprawdę chcesz wyjechać?- zapytał. Był smutny i bał się odpowiedzi, ale nie mogłam go okłamywać. Muszę być z nim szczera bo jest dla mnie jedną z najważniejszych osób, a ich się nie okłamuje.
-Myślałam o tym. Nie wiem na razie co zrobię. Jeśli mam być szczera to nie chcę wyjeżdżać. Wmawiam sobie, że to przez studia i tak dalej, ale nie. Ja po prostu chcę być blisko niego. Nie wiem dlaczego i nie wiem po co skoro on mnie nie kocha, ale chcę. Poza tym nie wiem czy bym poradziła sobie bez ciebie, Coral, Anto i Leo. Nie wiem czy dałabym radę- wyjaśniłam.
-Dałabyś. Jesteś cholernie silna. Rozumiem cię, że chcesz być obok niego. Kochasz go i to zrozumiałe. Ale dlaczego powiedziałaś, że można przestać kochać z dnia na dzień? Nie daje mi to spokoju- chciał wiedzieć. Powinien znać prawdę. Wiedziałam o tym doskonale.
-Powiedziałam tak wtedy bo myślałam o Marcu... Że to on odkochał się we mnie z dnia na dzień, ale to nie jest możliwe. Chyba, że... Chyba, że nigdy się tej osoby nie kochało. On mnie nie kochał. Może nie chciał mnie skrzywdzić. Może pomylił zakochanie z przyjaźnią. Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale wiem jedno. On mnie nie kochał. Nauczył się mówić "kocham cię" z taką łatwością i z udawaną miłością, że wierzyłam mu jak w nic innego. Kłóciliśmy się, gdy chciał ze mną zerwać. Powiedział mi wtedy, że byłam, jestem i będę jedyną kobietą, którą kocha. Kłamał nawet wtedy- wyżaliłam się i zalałam się łzami. Bolało mnie to. Myślę, że mniej bym to przeżyła, gdyby od razu powiedział mi, że mnie nie kocha i że chce się rozstać. Tylko pomyśl... W jednej chwili słyszysz, że jesteś tą jedyną, a dwie minuty później z tobą zrywa. Nie rozumiałam go i nie wiedziałam czy kiedykolwiek zrozumiem.
-Co?!- Roberto był widocznie zszokowany. Rzadko go można było widzieć, aż w takim stanie. Byłam przekonana, że Marc mu wszystko dokładnie opowiedział, ale widocznie się myliłam.
-Przez jakiś czas nawet myślałam, że nie wiem... Chce mnie przed czymś chronić i dlatego tak się zachował, ale... Teraz wiem, że nigdy mnie nie kochał- powiedziałam. Serce bolało, ale nie mogłam nic na to poradzić. Rozmawialiśmy znów do rana. Nawet nie wiem kiedy usnęliśmy wtuleni w siebie. Chyba potrzebowałam czyjeś bliskości. Kolejny dzień był cudowny. Wenecja to niesamowite miasto. Ubrałam się, a Sergi narzekał i kręcił głową, że zmarznę. Po zjedzonym włoskim śniadaniu znów szliśmy zwiedzać. Na pierwszy ogień poszedł Plac świętego Marka. Znajdował się tam pałac, bazylika, muzeum i kościół. Jednak szczególną uwagę przykuwały gołębie. Były dosłownie wszędzie. Kupiliśmy od jednej ze starszych pań ziarna dla ptaków i im rzucaliśmy. Następnie przyszedł czas na Pałac Dożów. Powtórzę się, ale muszę to powiedzieć: kocham włoską architekturę. Na moście Rialto zdjęcia były obowiązkowe. Zwiedziliśmy wtedy naprawdę wiele. Popołudniu udaliśmy się na przejażdżkę gondolą. Zdjęcia wychodziły cudowne. Było pięknie! Wróciliśmy do hotelu, a tam mój przyjaciel oznajmił mi, że idziemy do opery.
-Ale my nawet włoskiego nie znamy- powiedziałam ze śmiechem.
-I o to chodzi. Można się trochę ponabijać. Będzie świetnie- zachęcał. Pokręciłam głową ze śmiechem i poszłam się szykować. Musiałam jakoś wyglądać. Nie dość, że jesteśmy we Włoszech, gdzie każdy chodzi modnie i stylowo ubrany to jeszcze idziemy do opery, gdzie muszę się odpowiednio ubrać. Po wykąpaniu się wysuszyłam włosy i je trochę podkręciłam. Następnie pomalowałam oczy i usta cielistą szminką. Potem przyszedł czas na ubranie się. Sergio prezentował się obłędnie w swoim granatowym garniturze i białej koszuli.
-Wow. Wyglądasz obłędnie- usłyszałam miły komplement. Uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam z wdzięcznością.
-Ty też wyglądasz jak milion dolców- powiedziałam.
-Tylko milion?- zażartował. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Zeszliśmy na dół, a tam poprosiliśmy miłą recepcjonistkę, aby zrobiła nam zdjęcie. Jedno wrzucił Sergi, a drugie ja. Zamówiliśmy taksówkę i udaliśmy się w stronę opery. Wieczór byłby udany, gdyby nie fakt, że niestety, ale kilka osób rozpoznało nie tylko piłkarza, ale i na moje nieszczęście mnie. Odpadały wygłupy, śmianie się lub wyjście, gdy nam się nie spodoba. Jednak nie było tak źle. Oczywiście przed wyjściem z opery czekała na nas chmara fotoreporterów, którzy czekali na nasz chociażby najmniejszy błąd. Dyrektor mediolańskiej opery był bardzo miły i pokazał nam tylne wyjście, dzięki czemu wyszliśmy stamtąd bez zdjęć. Poszliśmy jeszcze na kolację, gdzie założę się, że byliśmy obserwowani. Oficjalna wersja dlaczego Sergi nie trenuje to "fakt", iż ma problem z mięśniem u lewej ręki i musi odpocząć. Taaak... On i problem z mięśniem... Jasne. Enrique jest kochany, ponieważ o wszystko zadbał. Nie robił żadnych problemów. Po prostu się zgodził. Wróciliśmy do naszego pokoju. Byliśmy padnięci. Od razu położyliśmy się do łóżek. Nawet się nie myliśmy. Zdjęliśmy tylko wczorajsze ubrania i tyle.
Kilka godzin później obudził mnie mój przyjaciel. Pamiętam, że spojrzałam na zegarek. Wskazywał on piętnastą. Wyspałam się za wszystkie czasy. Wtedy wróciliśmy z Sergim grubo po trzeciej, więc nic dziwnego. Włóczyliśmy się po mieście i podziwialiśmy.
-Leć pod prysznic bo ja już byłem- zarządził pomocnik. Miał wielki uśmiech przyklejony do tej swojej ślicznej buźki, którym zarażał wszystkich wokół.
-Znęcasz się nade mną- jęknęłam, ale wstałam. Wzięłam chłodny prysznic, po którym czułam się jak nowo narodzona. Ubrałam się we wcześniej przygotowaną odzież. Włosy wyprostowałam. Wyszłam z łazienki i okręciłam się wokół własnej osi.
-I jak?- zapytałam mojego ulubionego brata.
-Wspaniale bella- powiedział i zaczął ze mną tańczyć, ponieważ właśnie leciała jakaś żywiołowa włoska piosenka. Tego dnia poszliśmy do restauracji. To był nasz ostatni dzień. Dzisiaj już wracamy. Było pięknie, ale wszystko, co piękne szybko się kończy. Spacerowaliśmy po parku, gdy się zatrzymałam.
-Sergi?
-Tak?- odwrócił się zdziwiony.
-Dziękuję- powiedziałam ledwie słyszalnie, ale on usłyszał. Uśmiechnął się i szybko mnie przytulił.
-Nie masz za co. Od tego są przyjaciele i... Brat- stwierdził.
-Dziękuję za ten wyjazd, za to, że byłeś i jesteś. Za to, że nigdy mnie jeszcze nie zostawiłeś i nie zawiodłeś. Za to, że mogę na ciebie zawsze liczyć. Za to, że próbujesz jak możesz, abym wróciła do normalnego życia. Dziękuję ci za wszystko braciszku- wyznałam i mocniej go przytuliłam.
-Zaraz będę płakać- powiedział ze śmiechem, ale zauważyłam, że moje słowa go wzruszyły- Też cię kocham siostrzyczko i nie masz za co dziękować. Wiem, że zrobiłabyś dla mnie to samo, a nawet więcej- wyszeptał i podarował mi całusa w policzek. Poszliśmy na zakupy. Kupiliśmy kilka prezentów i ubrań. Następnie pojechaliśmy do naszego tymczasowego domu, a stamtąd na lotnisko. Lecieliśmy do prawdziwego domu. Do naszej Barcelony. Tam, gdzie już nie chcę się niczego bać. Tam, gdzie moje marzenia się spełniły. Tam, gdzie także prysły. Tam, gdzie spotkało mnie szczęście. Tam, gdzie znalazł mnie smutek. Przede wszystkim tam, gdzie jest moja rodzina. Kocham to miasto i się z niego nie ruszam. Bo po co? Takie jest życie. Chyba każdy człowiek kiedyś się z kimś rozstał. Muszę żyć dalej. Wciąż go kocham, ale nie mogę stać ciągle w tym samym miejscu. Już nie. Nasz samolot się opóźnił, więc siedzieliśmy na ławce z gorącą kawą w kubku i rozmawialiśmy.
-Myślę, że powinnaś przyjść na mecz- powiedział Sergi. Spojrzałam na niego spod rzęs- Musisz go zacząć widywać- dodał, a ja tylko głośno westchnęłam.
-Wiem, wiem o tym. Jeśli go nie będę widywała to każde nasze przypadkowe spotkanie będzie się kończyć moim płaczem, histerią i depresją na kolejny tydzień- oznajmiłam niechętnie.
-Ochh... Przesadzasz mała. To ci dobrze zrobi. Spotkasz się z dziewczynami. Porozmawiasz z chłopakami. Założysz koszulkę z nazwiskiem swojego brata. Będziesz dobrze się bawić- zachęcał, ale nie musiał tego robić. Ja sama wiedziałam, że muszę to zrobić. Inaczej nie ruszę z miejsca.
-I tak bym go spotkała. Nie mogę unikać przyjaciół, pracy i w ogóle całe swoje dotychczasowe życie przekreślić jedną kreską. Ale... Boję się. Boję się, że nie dam rady- stwierdziłam.
-Wiem o tym. Jeśli coś pójdzie nie tak to będę przy tobie. Będziesz mogła przyjść do mnie albo do Anto albo do Lio albo do Cor. My zawsze ci pomożemy. Pamiętaj o tym. Zawsze- wyszeptał, a wtedy usłyszeliśmy, że możemy wsiadać na pokład. Tak więc coś zrozumiałam. Musi być gorzej, aby było lepiej. Potem znów jest lepiej, aby mogło być gorzej. Choć ciężko jest się nam pogodzić z niektórymi decyzjami to trzeba stawić czoło przeciwnością losu. Patrzę w kolorowe niebo, które jest na wyciągnięcie ręki i chcę widzieć przyszłość. Na razie wszędzie widzę jego. Muszę dać sobie trochę czasu. Przede wszystkim muszę zacząć żyć. Chcę umawiać się z przyjaciółmi i innymi chłopaki. Poznawać nowych ludzi i... Właśnie wpadłam na świetny pomysł. Wyjęłam tableta i otworzyłam notatki. Sergi zaglądał mi przez ramię.
-Co robisz?- zapytał.
-Listę rzeczy- odpowiedziałam. Napisałam pierwszy punkt.
-Listę rzeczy? Co to za lista rzeczy, gdzie jest punkt pod tytułem pocałować nieznajomego chłopaka?!- był zdziwiony i oburzony, ale ja wiedziałam co robię. A przynajmniej taką miałam nadzieję.
-Zrealizuje wszystko z tej listy...- nie dane było mi skończyć.
-Ale po co?
-Żeby zapomnieć, żeby zacząć żyć normalnie jak każda inna dziewczyna w moim wieku, żeby mieć trochę rozrywki- wymieniałam, a on kręcił z niezadowoleniem głową.
-Oszalałaś- skomentował.
-Być może, ale będzie ciekawie- powiedziałam, a chłopak przymknął oczy i westchnął w ramach swojej dezaprobaty.
1.Pocałować nieznajomego chłopaka.
2.Upić się do nieprzytomności.
3.Zapalić...
-Co zapalić? Papierosy już palisz- Sergi był naprawdę zbulwersowany.
-Na pewno nie papierosy- odparłam.
-Słyszysz siebie? Narkotyki?! Vicki! Obudź się! Czy na ciebie trzeba wylać kubeł zimnej wody, żeby zaczęło do ciebie docierać?- starał się mi pomóc, ale w tamtej chwili tego nie rozumiałam. Chęć szybszego zapomnienia była dużo silniejsza, niż zdrowy rozsądek.
-Poproś o to Marca. Jemu świetnie to wychodzi- odparłam i wróciłam do listy.

1.Pocałować nieznajomego chłopaka.
2.Upić się do nieprzytomności.
3.Zapalić zioło.
4.Poderwać wykładowce.
5.Kupić motor.
6.Dać się złapać policji.
7.Wziąć udział w dooobreeej sesji zdjęciowej.
8.Chodzić na więcej imprez.
9.Poznać ludzi z uczelni.
10.Odwiedzić grób babci na święta.
11.Poderwać piłkarza z Realu.
12.Znaleźć lepsze mieszkanie.


Wylądowaliśmy, więc nie mogłam skończyć mojej listy, chociaż mam przeczucie, że zdołam wymyślić jeszcze więcej fajnych punktów. Przyjechała po nas Coral. Sergi mimo iż był na mnie zły to i tak wziął moje bagaże, choć usilnie protestowałam. Wsiedliśmy do samochodu modelki, ponieważ nie chcieliśmy robić zamieszania na lotnisku. Zakochani się ze sobą przywitali, a potem ja z przyjaciółką. Oczywiście nie obyło się bez inspekcji. Dziewczyna od razu zorientowała się, że mamy ze sobą dwie dodatkowe walizki.
-Wypoczęłaś Vicki? W ogóle jak się udał wyjazd?- spytała.
-Tak, było super- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Byłoby super, gdyby nie twój debilny pomysł- stwierdził pochmurno Sergi.
-Sergi to nic złego. Chcę po prostu zacząć żyć- tłumaczyłam mu żałośnie.
-Stop! Jaki pomysł?- uciszyła nas Coral, gdy oboje już chcieliśmy coś powiedzieć.
-Daj mi tableta- powiedział piłkarz, a ja podałam mu moją własność- Po pierwsze pocałować się z nieznajomym chłopakiem. Serio? Malicka to nawet nie będzie pocałunek! Pocałować to się mogłaś z Marciem, a nie z byle jakim debilem,który poleci tylko na twój wygląd. Po drugie upić się do nieprzytomności. Po co? Jak tak bardzo tego chcesz to zrób to raz, gdy razem będziemy na imprezie i będę mógł cię pilnować. Po trzecie zapalić zioło. Dobrze się czujesz? Chcesz się wpakować w jakiś syf? Zastanów się! Narkotyki? Serio? Zawsze byłaś przeciwko. Po czwarte poderwać wykładowce. Zlituj się! Jezu czytam to i coraz to głupsze te punkty! Ile ty masz lat? Chcesz komuś rozbić rodzinę? Po piąte kupić motor. Nie chcę ci nic mówić, ale na to trzeba mieć prawko, a ty nawet samochodem nie jeździsz. Zastanówmy się dlaczego? A no tak... Nie masz prawka! Zrobisz to sam ci kupie taki jaki będziesz chciała, ale na razie zapomnij! Po szóste dać się złapać policji? Za co? No pytam się za co? Na motor wsiądziesz po pijaku czy naćpana? Po siódme wziąć udział w dobrej sesji zdjęciowej. Biorąc pod uwagę poprzednie punkty nie mam pojęcia co w twoim dzisiejszym słowniku znaczy słowo "dobra". Zresztą nigdy nie chciałaś brać udziału w sesjach. Po ósme chodzić na więcej imprez. Okej, jesteś młoda. Baw się, ale bez używek. Po dziewiąte poznać ludzi z uczelni. Wreszcie coś normalnego! Po dziesiąte odwiedzić grób babci na święta. To jest akurat wspaniały pomysł. Potrzebujesz tego. Po jedenaste poderwać piłkarza z Realu. Ja mam chociaż nadzieję, że mówisz o Realu Betis. Błagam cię Vicki! Po dwunaste znaleźć lepsze mieszkanie. Bingo! Pomogę jak tylko będę mógł- skończył swoją wypowiedź, gdy już wysiadaliśmy. Stanęliśmy przy samochodzie.
-Właśnie dlatego, że ten chłopak poleci tylko na mój wygląd to go pocałuję. Chcę spróbować. Do tej pory całowałam się tylko z kimś, z kim byłam na poważnie. Popatrz jak to się zawsze kończyło. Bez zobowiązań. Tak jest lepiej. Co do picia okej, możemy tak zrobić. Skoro nie chcesz, żebym paliła to wciągnę! Jeśli ma cię to tylko uspokoić! Nie chcę poderwać gościa, który ma żonę i dzieci tylko wykładowce. Myślisz, że każdy z nich ma rodzinę? Po co mi prawko? Mogę iść na nielegalne wyścigi i poprosić, aby któryś z nich mnie nauczył jeździć. Dobra sesja znaczy dobra. Nie martw się nie będę się rozbierać, a przynajmniej nie całkiem. Impreza bez używek? Proszę cię Sergi. I nie, nie chodzi mi o piłkarza z Betisu. Poderwę piłkarza z Realu Madryt. Nie wiem może Rodrigueza, Morate albo Ramosa. A za mieszkanie dziękuję. Chodźmy już bo zdania nie zmienię!- powiedziałam ostro.
-Nie możesz chociaż raz mnie posłuchać?!- krzyknął Sergi i oboje odwróciliśmy się w stronę bagażnika, aby wyjąć nasze walizki. Wtedy cała nasza trójka stanęła jak wryta. Coral próbowała nas uspokoić. Co chwila otwierała usta, a potem je zamykała, gdy któreś z nas głośniej krzyknęło.
-Hej- przywitał się Marc.
-Hej- odpowiedziałam cicho nawet na niego nie patrząc.
-Vicki!- zawołał Sergi.
-Cześć Marc. Sergi... Zostań tu. Ja z nią porozmawiam- zaoferowała Coral.
-Cześć Coral- odpowiedział Marc.
-Błagam cię kochanie wymyśl coś bo ja nie mam pomysłów- powiedział zrezygnowany, zatroskany i smutny. Cor smutno się uśmiechnęła i pobiegła do domu przyjaciółki, która już w nim była.


I jak wam się podoba? Trochę sobie podróżowali :) Co myślicie o pomyśle Victorii? I jak to wpłynie na jej przyszłość? Czy to całkiem bezpieczne? Co się może wydarzyć?
Tak poza tym muszę się Wam pochwalić- pierwszy raz przeczytałam dokładnie rozdział przed dodaniem xd