wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział 43

Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, 
kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać.


Chwilę czekałam na Sergiego w samochodzie, ale niezbyt długo. W sumie nawet nie wiem ile minęło. Nie wiedziałam jak to wszystko mam sobie poukładać. Co zrobić? Co powiedzieć? A przede wszystkim jak dalej żyć? Nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Patrzyłam w szybę, ale nic nie widziałam. Mój wzrok skierowany był w asfalt. Było mi cholernie żal Anto, ale byłam również niesamowicie zła na siebie. Jak ja tak mogłam? Dlaczego izoluję się od przyjaciół? Dzieje się to po raz drugi. Już kiedyś odepchnęłam znajomych. To było, gdy spotykałam się z Adrianem. Po naszym rozstaniu również to robiłam. Jestem nienormalna. Nie umiem żyć wśród ludzi. Wyjęłam paczkę papierosów z torby i wyszłam przed samochód, aby zapalić. Zaczęłam po zerwaniu z Marciem. To dawało mi ulgę. Bzdura! Pieprzona bzdura! Okłamuję już samą siebie! To po prostu przez chwilę zajmuje moje myśli... Czasami... Przez te kilka dni moje życie wyglądało tak samo. Rano niechętnie szłam na uczelnię. Uśmiechałam się i udawałam tryskającą szczęściem dziewczynę. Makijaż bardzo mi w tym pomagał, gdyż zakrywał zmęczone płaczem oczy. Po wykładach szłam najdłuższą drogą przez park do domu. Wchodziłam i zamykałam drzwi, a za nimi maska szczęśliwej dziewczyny znikała. Pojawiała się prawdziwa, smutna Victoria. W butach i kurtce, płaszczu lub w grubym swetrze kładłam się na kanapie i płakałam. Makijaż rozmazywał się pod wpływem słonej cieczy. Wyglądałam jak zombie, ale dużo lepiej, niż w środku. Tam był istny armagedon. Godzinami pytałam samą siebie dlaczego mnie nie kocha. Zawsze dochodziłam do jednej i tej samej odpowiedzi. Jak można mnie kochać? Moi właśni rodzice mnie nie kochają. Dlaczego on by miał? Nie kochał mnie Adrian. Nie kochała mnie mama. Nie kochał mnie tata. Jedyną osobą, która to robiła była babcia. A może i ona udawała? Tak jak robił to Marc? Po użalaniu się nad sobą szłam na górę zdejmując po drodze okrycie wierzchnie i buty. Zakładałam bluzę Marca i włączałam muzykę. Polski rap był najlepszym lekarstwem... A na pewno by był, gdybym słuchała mniej dołujących tekstów. Do smutnego rapu dodawałam papierosy i wino. Wszystkie telefony odrzucałam lub odbierałam i mówiłam, że nie mam czasu. Wciskałam każdemu bajki, by nikt się nie domyślił, że właśnie wołam o pomoc. Nie chciałam kogoś obarczać moimi problemami, więc nim nie mówiłam. Jednak milczenie wcale mi nie pomagało. Tak naprawdę przynosiło odwrotny skutek. Zasypiałam w salonie ze zmęczenia, a rano znów się budziłam z rozmazanym makijażem i pękniętym sercem. Mało jadłam. Nie spotykałam się z ludźmi. Unikałam nawet tych z uczelni. A dzisiaj zraniłam moją siostrę. Jak ja tak mogłam? Jestem potworem. Wsiadłam z powrotem do auta. Posiedziałam tam jeszcze chwilę, a z moich oczu zaczęły powoli płynąć łzy. Powoli, ponieważ starałam się to hamować na tyle na ile tylko mogłam. Nagle ktoś dotknął mojego przedramienia. Krzyknęłam, ponieważ nie słyszałam, aby ktoś tu wchodził. Spojrzałam w lewo i zauważyłam Sergiego. Rzuciłam mu się na szyję, a wtedy płakałam już jak nigdy. Wszystkie emocje się skumulowały. Przyjaciel... Tfu... Brat tulił mnie bardzo mocno. Gładził moje włosy, całował w głowę i szeptał, że tu jest i będzie już zawsze. 
-Zabierz mnie stąd, proszę... Z tej całej Barcelony... Zabierz mnie od niego... Błagam. Kup mi tylko bilet, a ja się spakuję... Obiecuję, że będę dzwonić. Pomóż mi... Proszę- szlochałam w jego ramię jednocześnie je ściskając. Wbijałam mu paznokcie w bicepsy, ale wcale tego wtedy nie zauważałam. 
-Wszystko załatwiłem- powiedział. Oderwałam się od niego na chwilę. 
-Co?- zapytałam zdziwiona.
-Byłem u Luisa. Domyślił się, że chodzi o ciebie, chociaż ściemniałem, że mama jest chora. Dał anm wolne. Dzwoniłem do Coral. Już mnie pakuje. Zarezerwuje nam również lot. Na uczelni też wszystko załatwione. Wyjedziemy razem. Odpoczniesz, a ja ci w tym pomogę- wyjaśnił, a mnie zatkało. Jeszcze mnie nie wysłuchał. Nie zdążyłam mu nic wytłumaczyć, a on już się mną zajmuje. 
-Pojadę sama. Masz dziewczynę, klub, przy...- nie dane było mi dokończyć.
-I rodzinę, którą jesteś również ty. Kocham cię siostrzyczko i cię nie zostawię. Widziałem jak na niego spojrzałaś, gdy weszłaś. Miałaś łzy w oczach. Gadałem z Fabio. Mówił, że się śmiejesz na uczelni, ale unikasz innych. Kurde! Widziałem jak na niego patrzysz i pękało mi serce. Wciąż go kochasz. Unikasz każdego, ale nie wiem dlaczego. Wiem tylko, że cierpisz bo jego nie ma przy tobie, a cholernie go potrzebujesz. Potrzebujesz go by się pozbierać. Przynajmniej tak myślisz bo to nie jest do końca prawda. Sama byś sobie świetnie poradziła. Widziałem jak paliłaś. Nie lubisz tego! Pamiętasz... Ja nadal mam klucze do twojego domu. Byłem tam dzisiaj. Pełno kieliszków, butelki po winie, papierosy, ciuchy na podłodze, a na łóżku jego bluza. Musisz mi powiedzieć dlaczego tak udawałaś bo ja nie potrafię na razie zrozumieć. Przecież to cię z dnia na dzień zabijało!- to co powiedział sprawiło, że jeszcze bardziej płakałam. Miał cholerną rację. Zabijało mnie to już, ale nie umiałam się z tego wyplątać.
-Skąd...?- znów nie pozwolił mi skończyć.
-Skąd wiedziałem, że z tobą nie najlepiej? Może i makijaż jet dobrą maską, ale znam cię. Miałaś takie smutne oczy, że aż szkoda było patrzeć. Poza tym wiem jak mocno go kochałaś. Nie da się przestać kogoś kochać z dnia na dzień- wyjaśnił, a ja pomyślałam o Marcu.
-Można- stwierdziłam. Widziałam, że Sergi chce zaprzeczyć- Wyjaśnię ci potem- dopowiedziałam. 
-Dobrze, ale nie zapomnę o tym. Jedziemy bo musisz się spakować- stwierdził.
-A ty to nie- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. 
-Jest jeden warunek. Nie udawaj przede mną i nie wymuszaj uśmiechów. Te fałszywe są najgorsze. Chcę byś się śmiała, ale szczerze. A odpowiadając na pytanie to ja mam Coral- powiedział i wystawił mi język, a ja tym razem naprawdę szczerze się zaśmiałam. Rozśmieszył mnie choć było to niewątpliwie prawdziwe- O to właśnie chodzi mała- dodał. Rozstaliśmy się przed moim domem, ponieważ Sergi musiał gdzieś jechać. Powiedział tylko, żebym spakowała ubrania na każdą porę roku. 


***

Było mi strasznie żal Vicki. Marc z nią zerwał bo według niego nie spełnia jej oczekiwań, jest dla niej za stary, za głupi. Starałbym się ten związek jakoś uratować, gdyby nie słowa Bartry.

"Ona jest za młoda i ma inne poglądy. Nie mogę żyć z osobą, od której tak się różnię. Od jakiegoś czasu się nie dogadujemy. Chciałem znaleźć odpowiednią chwilę. Szczerze mówiąc myślałem od tym od jakiegoś czasu".

Myślę, że trochę kłamał, ale jeśli nie to nie mogę robić Polce nadziei na cokolwiek. To byłoby nie fair. Czasami trzeba odpuścić, choć ściska cię od środka. Chciałbym pomóc, ale nie chcę także pogarszać sprawy. Postanowiłem jednak pojechać do Anto i jej wszystko wyjaśnić, aby nie była zła na Polkę. Sam jeszcze za wiele nie wiem, ale to wszystko na tysiąc procent ma związek z Marciem. Wszedłem bez pukania do domu Messich.
-Sergi?- powitał mnie zdziwiony Leo- Cześć, co tu robisz?- zapytał.
-Cześć. Muszę porozmawiać z Anto- odpowiedziałem.
-Nie wiem czy to dobry pomysł- powiedział smutno i spojrzał w stronę salonu. Zauważyłem na kanapie leżącą Antonellę. Obok niej stało pudełko po lodach, a w ręce trzymała telefon. To był smutny widok.
-Właśnie dlatego muszę z nią porozmawiać- oznajmiłem. Lio westchnął.
-Dobrze, porozmawiaj z nią- zgodził się.
-Chodź też. Myślę, że także powinieneś znać prawdę- stwierdziłem pewny siebie. Tak wtedy myślałem. Może i nie powinienem o tym im mówić, ale czułem, że oni zrozumieją. Znają Polkę bardzo dobrze i ją uwielbiają. Przyjaciele powinni wiedzieć o takich rzeczach. Mogą pomóc. Vicki sama sobie nie poradzi i to jest pewne. Widziałem w jakiej była rozsypce. To do niej niepodobne. 
-Cześć Anto- przywitałem się z dziewczyną. Skinęła mi głową. Usiadłem na przeciwko niej i dopiero teraz kobieta się podniosła i na mnie spojrzała.
-Przyszedłeś do mnie?- zapytała zdziwiona.
-Tak- odpowiedziałem z uśmiechem- Wiem o co chodziło Vicki- dodałem szybko. Jej oczy wypełniły się łzami. 
-Ja nie wiem czy zrobiłam coś źle czy ona o czymś mi nie mówi i ma jakiś problem- powiedziała.
-To drugie.
-Jak to?
-Marc z nią zerwał- wyznałem.
-Co? Jak to? Dlaczego? Kiedy? Muszę do niej jechać- zadawała po kolei pytania.
-Usiądź Anto- poprosiłem.
-Ale...- musiałem jej przerwać.
-Marc z nią zerwał trzy dni temu. Przyszedł do mnie i mi o tym opowiedział. Stwierdził, że zbyt wiele go dzieli z Vicki. Jego zdaniem jest za młoda, dlatego ma inne poglądy. Powiedział również, że myślał o tym od dawna, ale czekał na dobrą okazję. Nie mam pojęcia czy mówi prawdę czy nie. Nie mówiłem Vicki co mi powiedział bo nie chcę jej ranić. Zresztą nie wiem co on tak dokładnie jej powiedział, gdy zerwali. Ona nikomu nie chciała o tym mówić. Nie mam pojęcia dlaczego. Udawała szczęśliwą. Śmiała się, żartowała, chodziła na uczelnię, do pracy. Wszystko to było na pokaz. Byłem dzisiaj u niej w domu. Wydała mi się smutna mimo tego wielkiego uśmiechu. Makijaż zakrył wory pod oczami, ale... Jezu! Ona miała takie smutne oczy... To co zastałem u niej w domu to istny chaos. Ona zawsze dbała o porządek. Może nie jakoś przesadnie, ale jednak w domu miała czysto. Nie poznałem jej własnego mieszkania. Kilka kieliszków, butelek po winie, paczek papierosów... Tak, zaczęła palić... Wszędzie porozrzucane buty, ubrania. Na stole i blacie zaschnięte plamy po winie i jakimś sosie. Na podłodze aż roiło się od papierów z uczelni, wywiadów i oczywiście śmieci. W łazience rozsypane kosmetyki. Ubrania brudne od makijażu. No i bluza Marca na łóżku. Myślę, że niewiele jadła bo wydaję mi się, że trochę schudła. Z nikim się nie spotykała. Siedziała w domu i każdego unikała. Dzisiaj nie było inaczej. Chciała mi coś powiedzieć i się spotkać bo podwiozłem ją dzisiaj na uczelnie i porozmawiałem. Chciała wyjaśnić o co chodzi z unikaniem każdego. Dlaczego to robi. To ją doprowadza do obłędu. Nie miała nawet z kim pogadać, zwierzyć się, wyżalić. To nie na dłuższą metę. Dzisiaj zobaczyła go pierwszy raz. Miała łzy w oczach. Od razu ją przytuliłem, zmieniłem temat. Gdy wybiegłaś Luis skończył trening. Dałem jej kluczyki od samochodu, a sam poszedłem się przebrać. Potem zajrzałem do Luisa i poprosiłem o wolne bo muszę zająć się chorą mamą. Od razu wyczuł, że chodzi o Vicki. Stwierdził, że moim obowiązkiem jest się nią zaopiekować i dał nam wolne. Coral zrozumiała i zarezerwowała nam bilety na samolot. Wyłączymy telefony i będziemy tylko we dwoje. Postaram się, aby zaczęła się uśmiechać. Do Cor będę dzwonił wieczorami- opowiedziałem o wszystkim.
-Jak mogliśmy nic nie zauważyć? Fatalni z nas przyjaciele- powiedziała Anto.
-Też o tym myślałem- wyznałem i westchnąłem. 
-Nie możemy teraz się nad sobą użalać. Nawaliliśmy, ale musimy się wziąć w garść. Musimy pomóc Vicki. Musimy być dla niej wsparciem- głos zabrał Leo. Miał rację.
-Masz rację kochanie... Sergi... Czy do mnie też mógłbyś dzwonić i mówić jak się czuje Vicki?- zapytała nieśmiało.
-Jasne, że tak- odpowiedziałem.
-A możesz chwilkę poczekać? Napiszę do niej krótki list, aby jej nie dokładać zmartwień- wyjaśniła.
-Poczekam. Ona naprawdę przeżyła nie tylko rozstanie z Marciem, ale i kłótnię z tobą- oznajmiłem. Anto poszła pisać, a my zostaliśmy z Leo.
-Gdzie właściwie lecicie?- zapytał Lionel.
-Sam nie wiem. Coral miała coś zarezerwować. Wiem, że w kilka miejsc z przesiadkami. Będę dzwonił i wam wszystko mówił- odpowiedziałem. Porozmawiałem chwilę z kumplem. Nim się obejrzałem wróciła już Argentynka. Wręczyła mi list, a ja pożegnałem się z przyjaciółmi. Pojechałem do domu. Zaraz musimy być na lotnisku. Mam nadzieję, że to trochę pomoże Polce. Taki wyjazd powinien jej dobrze zrobić. Jednak nie mam żadnej pewności jak będzie. Wiem jedno. Zrobię wszystko, aby była szczęśliwa. Wolałbym, aby była szczęśliwa z Marciem, ale bez też musi. Ma dla kogo żyć i dla kogo się uśmiechać. Ma rodzinę i przyjaciół. To wystarczający powód. Czasem ktoś musi ci pomóc. To żaden wstyd wołać "help me!". To nieraz najodważniejsza rzecz jaką można zrobić. Trzeba pamiętać, że w życiu bywa różnie. Niekiedy inni ludzie nas ranią, ale to nie jest nasza wina. Każdy z nas kogoś kiedyś zranił. Czasem nawet nieświadomie, ale jednak. Przyjaciele są od tego, aby w najgorszych chwilach naszego życia pocieszyć lub kopnąć w dupę i nakazać iść naprzód.





I co? Namieszane. Może Vicki wcale nie będzie chciała wracać bo gdzieś jej się spodoba. Wtedy zakończymy opowiadanie. Może wyjazd będzie najgorszą z możliwych rozwiązań? Może po nim będzie jeszcze gorzej? A może właśnie powrót do rzeczywistości będzie zbyt bolesny? Co myślicie o rozdziale?






























8 komentarzy:

  1. Namieszałaś ale dałaś dobrego kopa!💖😂😻👌👌👌💖💖💖💖 Sergi taki kochany😣😻💖 Moja Panda💖 Czuje ze tym wyjeździe coś się wydarzy💖💖💖 I będzie mega jak zakończy to sie wszystk HAPPY ENDEM💖

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie kończ opowiadania!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ryczałam cały rozdział brak słów jest idealny :* Ale..ale czemu oni nie są razem już myślałam że się pogodza ;( nie możesz kończyć tak kończyć opowiadania oni muszą być razem jeszcze chce dużo rozdziałów bo co ja bd czytać xD czekam z niecierpliwością na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje mi się, że wyjazd i tak nie może już pogorszyć istniejącej sytuacji. Teraz może już być tylko lepiej :D czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham Sergiego a Marc to ciota -.- zamiast walczyć odstawia coś takiego ;-; mam nadzieję że im się jakoś poukłada ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja myśle ,że Marc zatęskni za Vicky gdy jej nie będzie i zrozumie jak bardzo ją kocha :)

    NY

    OdpowiedzUsuń
  7. No to mnie Marc teraz wkurzył! Myślałam, że sobie to przemyśli, zrozumie, że popełnił największy błąd swojego życia, a tutaj takie rozczarowanie jego postępowaniem... Tylko ciekawi mnie, jak on to przeżywa, bo przecież nie możliwe jest, aby przez ten cały czas nie kochał Vic. To jest po prostu nie realne! Dobrze,że chociaż z Sergim, Anto i Leo jakoś się poukładało... Cudowny rozdział i oczywiście życzę weny na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)