wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział 42

"Kochać to niszczyć.
Być kochanym to zostać zniszczonym"


-Może nigdy cię nie kochałem?- zapytał. Wtedy już wiedziałam, że... Że mnie kocha. Jakkolwiek niedorzecznie to brzmi jest to prawda. Znam go i wiem jak zachowuje się w danej sytuacji. Chciał, a bym odpuściła, ale ja nie mogę się poddać. Za bardzo mi na nim zależy, żebym to teraz zrobiła.
-Nie wierzę- odpowiedziałam pewna siebie. Choć w środku cała się trzęsłam. Miałam ogromną nadzieję, że mam rację i że on mnie jednak kocha.
-Tylko udawałem zakochanego- starał się mnie nadal przekonać. Pokręciłam głową. Płakałam bezustannie od początku naszej kłótni. Nawet nie wiem czy można to tak nazwać.
-Nie można tak udawać- akurat tego byłam tego pewna.
-Nie utrudniaj tego, proszę- jęknął. Zrobiłam krok w jego stronę, ponieważ od jakiegoś czasu staliśmy na przeciwko siebie i prowadziliśmy tę głupią dyskusję.
-Nie kłam- upomniałam go. Chciałam wierzyć w to, że mam rację... W to, że Marc mnie kocha, a jedynie chce... No właśnie... Czego chce? Kocha mnie, ale chce odejść? Swoim odejściem może mnie zabić. Nie umiem i nie chcę żyć bez niego.
-Nie kłamię- zaprzeczył. Wtedy wpadłam na pewien może głupi i ryzykowny pomysł, ale byłam zrozpaczona i chwytałam się wszystkiego. Położyłam rękę na jego policzku, a on przymknął oczy. I w tym małym ułamku sekundy nagle wszystko było tak jak dawniej. Jakbyśmy właśnie nie kłócili się o nasze być albo nie być.
-Przysięgnij na twoich rodziców- rzuciłam.
-Co mam przysiąc?- zapytał jakby w transie. Moja ręka spoczywała na jego dłoni. Czułam to niesamowite ciepło, które zawsze mi towarzyszyło, gdy tylko on był obok. Nigdy nie czułam niczego podobnego przy kimś. Poznałam to uczucie dopiero, gdy zakochałam się w Marcu. A może to było nawet przed tym? Nawet nie wiem kiedy stał się dla mnie kimś więcej, niż tylko kolegą czy przyjacielem. To wszystko zaczęło się dużo wcześniej, niż każdy z nas myśli. 
-Że mnie nie kochasz- na te słowa cały zesztywniał. Był jak robot. Przeszedł go dreszcz. Jednak z jego ust nie wydostało się żaden wyraz- Dlaczego myślisz, że nie jesteś dla mnie? Kto ci to powiedział?- zapytałam.
-Spotkałem się na meczu wyjazdowym z dawnym kumplem z gangu- zamarłam. Teraz to ja czułam się jak robot. Gang? Jak to? Opowiadał mi, że kiedyś był w takiej grupie, ale to było tak odległe i niedorzeczne, że wyparłam ten fakt ze swojej świadomości. No bo jak to? Marc? Mój Marc? Ten cudowny chłopak, który za przyjaciół oddałby życie...
-Po co?- zapytałam przerażona. Bałam się co mogło mu wpaść do głowy. Oby nie zrobił nic głupiego.
-Nie planowałem tego. Spotkaliśmy się przez przypadek. Chciał, żebym do nich wrócił. Rzucił luźną propozycję- wyjaśnił. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Luźna propozycja? Moje serce podeszło do gardła.
-I się zgodziłeś, a ja byłam przeszkodą, więc chciałeś się mnie pozbyć- dopowiedziałam z ogromnym żalem. Łamał mi się głos, gdy to mówiłam. Nie byłam dla niego taka ważna jak sądziłam. To rozrywało mi serce.
-Nie! Nie zgodziłem się. Powiedziałem, że gang nie jest mi potrzebny. Cris mówił, że to przecież moi przyjaciele, prawie jak rodzina, a rodzina i kumple są najważniejsi... A ja mu powiedziałem, że mam coś dużo ważniejszego, niż gang- opowiadał, a ja byłam bardzo ciekawa dalszego ciągu tej historii.
-I co dalej?- zapytałam.
-Cris powiedział, że Manuela i kumple z drużyny to nie to samo. A ja odpowiedziałem, że faktycznie Manuela i chłopaki są dla mnie bardzo ważni, ale to nie o nich myślałem. On zapytał czy z tobą to na poważnie. Odpowiedź była prosta. Jak najbardziej poważnie. Wtedy on zaczął zadawać te pytania, których ja sam sobie nigdy nie zadałem. O rodziców, o wykształcenie, różnicę wieku, gang, poprawczak i o to jaka czeka cię przyszłość ze mną. Powiedziałem mu, że kocham cię i jestem pieprzonym egoistą i chcę cię mieć przy sobie mimo wszystko... Odszedłem... Ale cały czas o tym myślałem- wytłumaczył, a mnie ścisnęło się serce. Zabiłabym tego chłopaka, gdybym go spotkała. Nie żartuję.
-Wiesz co przez cały czas myślałam, gdy się kłóciliśmy?- zapytałam.
-Co takiego?
-Że jestem beznadziejną dziewczyną skoro nie potrafię sprawić, abyś czuł się kochany bo że byłeś to było pewne...- nie dane było mi dokończyć.
-To nie prawda! Nie chciałem, abyś miała pretensje do siebie. To nie twoja wina. Tak dla nas będzie lepiej- powiedział.
-Lepiej? Dla kogo? Dla mnie nie będzie lepiej- moja rozpacz teraz wymieszała się ze złością. On w ogóle mnie nie słuchał. Był pochłonięty swoją ideologią doskonałego związku, którego jego zdaniem my nie tworzyliśmy i nie mogliśmy stworzyć. Bolało. Bolało jak cholera. Jak mogłam to zaakceptować? 
-Posłuchaj...
-Nie to ty posłuchaj... Każdy ma wady i jakąś przeszłość. Naprawdę mam gdzieś twój wiek i twoje wady. Co z tego, że nie jesteś prawnikiem czy lekarzem? Robisz to co kochasz, a to jest najważniejsze. Masz do tego talent, chociaż ja nie jestem obiektywna. Przestałam być, gdy cię poznałam. Dla mnie zawsze będziesz najlepszym piłkarzem. A randki, na które mnie zabierasz są najlepsze na całym świecie. Nie raz byłeś zmęczony po treningu tak, że jedyne o czym marzyłeś to łóżko, a i tak zabierałeś mnie na wycieczki. Nie raz mówiłam ci, że chcę zostać w domu, a ty zmieniałeś plany, żeby posiedzieć ze mną na kanapie. W większości to ja nie miałam na nic ochoty, ale zdarzało się, że chciałam, abyś to ty odpoczął. Ale dla mnie leżenie z tobą na kanapie to coś, co mogłabym robić do końca świata. Pokazałeś mi miejsca, gdzie nikogo nie przyprowadziłeś. Każda randka z tobą była wspaniała bo była z tobą. Zrozum, że nie liczy się dla mnie gdzie, ale z kim. A jeśli z tobą to mogę iść na turniej szachowy i będę się cieszyć z tego powodu. A tego pieprzonego 17 lipca nigdy nie będę kazała ci się śmiać. Właśnie wtedy zabiorę cię na cmentarz do rodziców, zrobię ulubione jedzenie, włączę ulubiony film, rozpuszczę włosy bo ty tak lubisz, usiądę ci na kolanach i będę się tuliła. A jeśli będziesz chciał być sam to cię zostawię. I nigdy nie będzie mi przeszkadzało, że pamiętasz o swoich rodzicach. Każdy popełnia błędy. Ok, wyrzucali cię ze szkół, byłeś w gangu i poprawczaku, ale czy to ma znaczyć, że jesteś złym człowiekiem? Nie! Jak na takiego dzieciaka i tak zniosłeś to bardzo dobrze. Nikt nie ma prawa cię osądzać. Myślisz, że nie da się z tobą założyć rodziny? Da się. Jesteś jedyną osobą, z którą chciałabym to zrobić. Byłbyś wspaniałym ojcem i nie zaprzeczaj. Każdy to mówi. Masz świetny kontakt z dziećmi. To jak bawiłeś się dzisiaj z Thiago... Uwielbiam na was patrzeć. I jesteś wszystkim, tym co mam. Zdaję sobie sprawę z tego jak żałośnie teraz zabrzmię, ale proszę cię nie odchodź- zakończyłam, a ostatnie zdanie wymówiłam błagalnym tonem głosu. Kocham go ponad wszystko i nie wyobrażam sobie, aby nie było go w moim życiu. Mogę się z nim kłócić, drażnić, boczyć się na niego, ale kiedy jest taka potrzeba to pójdę za nim w ogień bez zastanowienia. To człowiek, z którym mogę przenosić góry. Z nim nie ma czegoś takiego jak "nie da się".
-Nie brzmisz żałośnie. To jest chyba to, co chciałem usłyszeć. I dziękuję ci za każdy dzień.  Nie potrafiłem ci powiedzieć co mnie męczy. Nie obiecam ci, że zaakceptuje siebie w jedną noc, ale obiecam ci, że będę próbował. Nigdzie nie znajdę takiej kobiety jak ty. Bo jesteś jedyną, którą pokochałem, kocham i będę kochać, ale...- znowu urwał w pół zdania. Ktoś kiedyś powiedział, że pierwsza część zdania przed tym cholernym słowem "ale" wcale nie jest ważna, a ta po nim.
-Ale?- zapytałam przerażona, ciekawa i przejęta. Bałam się tego, co zaraz mogę usłyszeć. Chciałabym, aby to był zwykły koszmar. Jeden z najstraszniejszych w moim życiu, ale jednak tylko zły sen.
-Ale myślę, że musimy zrobić sobie przerwę. Muszę sobie to wszystko ułożyć w głowie. Nie możemy na razie być razem. Nie będziesz szczęśliwa ze mną. Może kiedyś- tysiące małych szpileczek po kolei wbijało się w moje serce. Wyjechałam z Polski do Barcelony. Poznałam wspaniałych ludzi... Przyjaciół, którzy będę ze mną do końca i jego. Miłość mojego życia, z którą także miałam nadzieję nigdy się nie rozstać. Jednak coś się zepsuło. Może to moja wina? Nie byłam typową dziewczyną. Może powinnam poświęcić mu więcej uwagi? Musiałam coś zrobić źle. Teraz nie jestem już pewna niczego. Ani tego, że wróci do mnie ani tego, że moi przyjaciele będą ze mną do końca. Jego przecież też byłam pewna- Muszę iść- powiedział szybko i wyszedł. Położyłam się na kanapie i płakałam. Nie mogłam znieść tego wszystkiego. Świadomość, że więcej mogę go nie pocałować sprawia, że nie chcę mi się żyć. Dla mnie to zbyt wiele. Kocham go. Kocham go jak wariatka, ale chyba nie zawsze ma to jakiekolwiek znaczenie. Byłam z nim bardzo szczęśliwa tylko dlatego, że mogłam go nazwać swoim chłopakiem, mężczyzną mojego życia. A może on mnie nigdy nie kochał? Może myślał, że to robi, ale zrozumiał, że to nie to. Zerwał ze mną i powiedział, że wciąż mnie kocha bo nie chciał, żebym cierpiała. Analizując wszystko doszłam do wniosku, że to najprawdopodobniej jest przyczyna naszego zerwania. Czułam się okropnie. Ubrałam jego bluzę i wyszłam na balkon, z którego nie było widać jego domu. Płakałam i płakałam. Bardzo chciałam przestać, ale nie mogłam. Ostatni raz czułam się tak, gdy umarła babcia. Było mi źle. Tak źle, że gdyby nie rozpoczęte studia spakowałabym się i wyjechała. Może do Polski, a może do Meksyku albo do Madrytu. Wszędzie widziałam drogę ucieczki, a jednocześnie nie mogłam z niej skorzystać. Studia wcale mnie tu nie trzymały tak bardzo, ale były dobrą wymówką, aby zostać i być obok niego, choć nie z nim. 


***

Następnego dnia Antonella przyjechała po swojego synka. Była bardzo szczęśliwa, ponieważ doszli z Leo do porozumienia. Cieszyłam się ich szczęściem i to bardzo, ale jednocześnie im zazdrościłam. Argentynka chyba wyczuła, że coś jest nie tak albo po prostu było to po mnie aż tak widać, ale skłamałam... Pierwszy raz w życiu ją okłamałam. Powiedziałam, że to dlatego, iż w nocy nie mogłam spać. Uwierzyła. Jutro jest mecz Barcelony na Camp Nou. Grają z Realem Betis. W zwyczaju miałyśmy, że z Anto spotykałyśmy się przed meczem, a potem razem an niego szłyśmy. Kolejny raz musiałam skłamać. Tym razem miałam ważny egzamin na studiach. Nie prawda. Nie prawda. Nie prawda. Potem zadzwonił Fabio, aby wyciągnąć mnie do kina. Tym razem byłam już umówiona z przyjaciółką. Ciekawe z którą, zakpiła moja podświadomość. Znowu płakałam. Przeglądałam nasze zdjęcia. Czytałam stare wiadomości. Chodziłam w jego bluzie. Nic mi się nie chciało. Wiedziałam jednak, że muszę jutro wstać i iść na uczelnię. Sama myśl mnie przerażała. Jednak postanowiłam sobie, że nikt ode mnie się nie dowie, że Marc ze mną zerwał. Będę żyła tak jak dawniej. Jeśli on będzie chciał to oznajmić całemu światu, niech to robi. Ja nie chcę o tym mówić bo nie chcę cierpieć. Każdy by pytał dlaczego, jak się czuję, czy czegoś potrzebuję. Zaczęliby mnie wyciągać na zakupy, mecze, kina, kawiarni. A ja? Ja tego nie potrzebowałam. Muszę skupić się na studiach. To jedyne co chcę teraz robić. Umiem sobie radzić sama. 


***

Minęły trzy dni od naszego zerwania. Wczoraj byłam na uczelni. Muszę przyznać, że udawanie bardzo dobrze mi wychodzi. Nawet zaczęłam się zastanawiać czy nie zmienić przypadkiem kierunku studiów. Może aktorstwo byłoby dla mnie lepsze? W końcu swoją rolę gram idealnie. W każdym razie przeżyłam wczorajszy dzień. Dzwonił Sergi, Anto i Rafa, ale szybko się wykręciłam z jakichkolwiek spotkań studiami. Nie ma co pilna ze mnie studentka. Przez telefon byłam radosna. Żartowałam, śmiałam się i droczyłam, ale w środku czułam cholerną pustkę. Dzisiaj nadszedł kolejny dzień, kiedy muszę zmierzyć się z szarą codziennością. Niechętnie wstałam z łóżka i się umyłam. Następnie zrobiłam sobie makijaż.. Od jakiegoś czasu nie ograniczam się tylko do tuszu do rzęs i błyszczyka. Muszę jakoś zakryć wory pod oczami. Niby wszystko wygląda delikatnie, ale podkład, fluid i puder mam nałożony. Gram swoja rolę jak profesjonalistka. Ubrałam się  we wcześniej przygotowane ubrania. Założyłam jeszcze moje złote kolczyki koła. Do torebki wrzuciłam potrzebne rzeczy typu telefon, powerbank, teczka z dokumentami, które mam oddać dzisiaj na Camp Nou, zeszyt na uczelnię i tak dalej. Wyszłam z domu i skierowałam się  na autobus, który na moje nieszczęście mi uciekł. Już widzę, że ten dzień nie będzie jednym z najlepszych. Mam nadzieję, że na stadionie nie spotkam żadnego z chłopaków. Nagle ktoś zatrąbił i zatrzymał samochód na przystanku.
-Wsiadaj mała!- zawołał nie kto inny jak Sergi. Przez chwilę zastanawiałam się co mam zrobić. Jeśli wsiądę może po mnie coś poznać lub zacząć wypytywać, ale jeżeli tego nie zrobię to może zacząć podejrzewać, że go unikam. I słusznie. Unikam każdego z otoczenia Marca, a tym samym z mojego. Okej... Unikam każdego. Po prostu nie mam ochoty z nikim rozmawiać.
-Cześć wybawco- przywitałam się ponownie udając najszczęśliwszą osobę na świecie.
-Chciałem z tobą pogadać, ale nie miałaś ostatnio dla mnie czasu- zaczął rozmowę. 
-Wiem, przepraszam. Ostatnio dużo się dzieje. Studia, praca, dużo nauki...- zaczęłam wymieniać, choć nic z tego nie było już prawdą.
-Zerwanie z Marciem i unikanie przyjaciół- usłyszałam i o mało się nie udusiłam. 
-Tak będzie lepiej- powtórzyłam słowa Bartry, choć wcale, a wcale w nie wierzyłam. Ale co miałam powiedzieć? Że cholernie mnie to boli? Że chciałabym, aby mnie kochał, ale przecież nikogo nie można zmusić do miłości? Może mogłam tak powiedzieć, ale nie chciałam. Nie chcę się nad sobą użalać przy kimś. Wolę to robić sama w domu i mimo mojej woli bo łzy wtedy same płyną. 
-Wyglądasz jakby cię to w ogóle nie obchodziło- zauważył. Mówiłam, że nadaję się na aktorkę.
-Marc miał po prostu rację. Pewnie ci wszystko opowiedział. Przemyślałam to i faktycznie lepiej, aby każde z nas znalazło sobie kogoś innego i zaczęło żyć swoim własnym życiem- widziałam, że moją wypowiedzią wprawiłam Sergiego w nie małe osłupienie. Będę się smażyć w piekle za te słowa.
-Dlaczego nie powiedziałaś o tym Anto?- zapytał zdziwiony- Ani nie przyszłaś ze mną o tym porozmawiać?- dodał. Zrobiło mi się go cholernie żal. Wiem, że uważa się za mojego przyjaciela, ale ja nie umiem o tym rozmawiać. Poza tym myślę, że przyjaźń jest przereklamowana. Nikt nie może mi obiecać, że będzie ze mną do końca. Sergi w każdej chwili może przenieść się do innego klubu lub po prostu zapomnieć o mnie tak jak zrobił to jego brat. Wolę się sama usunąć, nim ktoś to zrobi.
-Skąd wiesz, że nie rozmawiałam o tym z Anto?- zapytałam, aby trochę zyskać na czasie.
-Bo słyszałem jak mówiła innym dziewczynom, że jesteście idealną parą, a one się z nią zgodziły. Wiem tylko ja i Coral. Marc nie chciał, żebym miał jakieś tajemnicze przed Cor- wyjaśnił.
-I bardzo dobrze zrobił- oznajmiłam i posłałam mu uśmiech.
-Odpowiedz na moje wcześniejsze pytanie. Dlaczego?- wciąż drążył temat, a mnie powoli kończyły się kłamstwa. 
-Nie wiem w sumie. Chyba nie ma o czym gadać. Powiem im przy okazji. Nie czuję potrzeby, aby do kogoś zadzwonić i o tym mówić bo tak naprawdę nic się takiego nie stało. Miliony ludzi się rozstaje i to normalne. Właśnie w ciągu tej minuty rozstała się jakaś para- odpowiedziałam. Swoimi słowami nawet samą siebie wprawiłam w osłupienie, a co dopiero biednego Sergiego. Dojechaliśmy na miejsce. Miałam już wysiadać, gdy Roberto chwycił mnie za rękę i zatrzymał.
-Wiem, że chcesz unikać jego przyjaciół, ale nie zapomnij o tym, że ja i Anto nie jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale i twoim rodzeństwem. Możemy się spotykać bez niego, a to co mi powiesz zostanie tylko między nami. Nawet gdyby Marc mnie torturował to i tak bym mu nic nie powiedział. Kocham cię i pamiętaj o tym- po tych słowach mocno go przytuliłam. Zaczęłam wątpić w swoją teorię, że muszę sama się usunąć. Nie wiem czy można żyć bez przyjaciół, a właściwie bez rodziny.
-Moglibyśmy dzisiaj porozmawiać?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Jasne, siostrzyczko. Przyjechać po ciebie?
-Nie, muszę jeszcze wpaść na Camp Nou z dokumentami. Zadzwonię do ciebie, dobrze?- zaproponowałam. Chciałam mu wszystko wyjaśnić. Znaczy prawie wszystko. Miałam mu zamiar powiedzieć, dlaczego unikam jego i Anto oraz pozostałych znajomych. Nic więcej. Reszta pozostanie moją tajemnicą. 
-Będę czekał- pocałował mnie w czoło, a ja się uśmiechnęłam szczerze pierwszy raz od zerwania z Marciem. 
-Do zobaczenia braciszku!- zawołałam i udałam się w stronę drzwi uczelni. Wyznanie Sergiego bardzo mnie uszczęśliwiło. Może gdybym spotykała się z przyjaciółmi bez Marca to pomogłoby mi to w pozbieraniu się po rozstaniu. 
Dzień na uczelni minął mi jak z bicza strzelić. Nim się obejrzałam, a już szłam na stadion. Miałam nadzieję, że go tam nie spotkam. Nie dzisiaj. Przez cały czas spędzony na wykładach zastanawiałam się czy to dobry pomysł, aby spotkać się z Sergim. Miałam zamiar mu powiedzieć tylko o tym, że unikałam go bo bałam się, że sam mnie zostawi pierwszy i dlatego, że zna się dłużej z Marciem, ale... Bałam się nawet tego. Nie miałam pojęcia czy to dobry pomysł. Trzy razy miałam napisać do Hiszpana sms-a z wiadomością, że coś mi wypadło, ale ostatecznie zrezygnowałam. Udałam się do biura, ale ochroniarz powiedział mi, że ludzie z zarządu wyszli, a dokumenty mam zostawić trenerowi, a jest on na murawie. Modliłam się, aby Luisowi odbiło i by sam siedział na boisku. Nie chciałam wpaść akurat na trening. Jak widać ten Ktoś u góry nie bardzo mnie dzisiaj lubi. Trening właśnie trwał. Chłopaki grali mecz. Byli podzieleni na trzy drużyny. Akurat Marc i Sergi siedzieli na ławce. Mój braciszek w błyskawicznym tempie się podniósł i do mnie podbiegł. Wziął mnie na ręce i okręcił wokół własnej osi. Przytulił mnie mocno.
-Myślałem, że nie przyjdziesz i nie zadzwonisz- wyszeptał szczęśliwy.
-Wahałam się, ale nie mogłam zostawić brata- również wyszeptałam. Nie chciałam go nawet puścić. Chciało mi się płakać, gdy zauważyłam Marca. Przez cały ten czas nie widziałam go ani razu. Chyba nie byłam na to gotowa. Najlepszym argumentem, aby się nie rozpłakać był mój makijaż. 
-Sergi bo mi ją udusisz!- zawołał wesoło trener, a chłopak mnie puścił, ale po chwili objął swoim ramieniem i wyszczerzył się jak małe dziecko.
-Dzień dobry trenerze- przywitałam się i wyjęłam z torby bordową teczkę- Proszę- powiedział, gdy mu ją podałam.
-Cześć i dziękuję- odpowiedział- Trochę cię u nas nie było. Tydzień chyba prawda? I na ostatnim meczu również cię nie widziałem- przed nim nic się nie ukryje.
-Tak, ale niestety sporo nauki- powiedziałam, a Sergi mocniej mnie przytulił. Byłam mu za to wdzięczna. 
-Rozumiem. Munir podaj mu, podaj!- zaczął krzyczeć i zajął się na szczęście treningiem. Zaśmialiśmy się oboje z Sergim ze względu na tę sytuację. 
-Dziewczyny są na trybunach- powiedział Sergi, gdy staliśmy odwróceni do nich tyłem.
-Nie zauważyłam ich nawet, ale teraz chcę udawać, że ich tam nie ma- powiedziałam szybko.
-Dlaczego?- zapytał poważnie.
-Po prostu nie chcę ich widzieć...- zaczęłam, ale nie skończyłam, ponieważ mi przerwał.
-A konkretnie to Anto?- dopytał. Trafił w samo sedno.
-Tak. Dokładnie to Anto- przyznałam mu rację.
-Dzięki. Dobrze wiedzieć... Siostrzyczko- oboje usłyszeliśmy za plecami głos Anto. Odwróciłam się i faktycznie przede mną stała Argentynka- Nie spodziewałam się tego po tobie. Uważałam cię za siostrę...- podniosła głos, a kilka par oczy na nas spojrzało- Co zrobiłam źle?- zapytała rozżalona. Rozumiałam ją. Rozumiałam i nie mogłam znieść widoku, gdy jest smutna, a teraz niewątpliwie była. Potrafię ranić ludzi jak nikt inny. Nic dziwnego, że Marc mnie nie chce. Milczałam. Nie wiedziałam co mam mówić. 
-Ty nic. To po prostu moja wina. Nie obwi...- mówiłam cichutko, ale znowu tego dnia ktoś mi przerwał. Tym razem była to płacząca Argentynka. 
-Mam się nie obwiniać? Jak? Powiedz mi jak bo nie potrafię- wyszeptała. Stałyśmy tak przez chwilę, aż w końcu Argentynka wybiegła. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale to wszystko było tylko i wyłącznie moją winą.
-Co się stało?- zapytał zdyszany Leo.
-Biegnij za nią- tylko tyle powiedziałam. On spojrzał na mnie nieprzytomnie, a po chwili wybiegł za swoja ukochaną. 
-Dobra, koniec treningu- zarządził trener. Tylko ja, Anto i Sergi wiedzieliśmy o co chodzi, ale napiętą atmosferę odczuł chyba każdy. 
-Idę się szybko przebrać i jedziemy. Chcesz kluczyki do samochodu?- zapytał Sergi, a ja pokiwałam jedynie głową. Chłopak chciał mnie przytulić, ale mu na to nie pozwoliłam.
-Nie teraz Sergi... Proszę- powiedziałam z bólem.
-Dlaczego?- spytał zdziwiony.
-Bo nie chcę teraz płakać- odpowiedziałam, a on mnie pocałował i dał mi kluczyki.
-Pięć minut i jestem- powiedział.
-Spokojnie, wykąp się, przebierz. Nie ucieknę- oznajmiłam i udałam się do auta.



I jak wam się podoba? Trochę namieszałam :) Trzeba by jeszcze wmieszać w to jakąś dziewczynę XD




























7 komentarzy:

  1. Płacząca Anto...no gorzej nie mogłam trafić 😭😭😭 Szkoda mi Marca i Anto naprawdę😭😭😭 Niech to wszystko sie jakos ułoży😭😭 Rozdział jak zawsze sprawia że trafiasz nim mnie prosto w serce👌😭 Talent kobieto💕

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie nie nie nie nie nieeee !!! Ne zgadzam się na wmieszanie w to żadnej loszki! Nie ma mowy!
    Poza tym,.... Oni się mają pogodzić ;( Nie chcę ryczeć, chce czytać jacy są szczęśliwi ;C ;C ;C /nat

    OdpowiedzUsuń
  3. Płacząca Anto...no gorzej nie mogłam trafić 😭😭😭 Szkoda mi Marca i Anto naprawdę😭😭😭 Niech to wszystko sie jakos ułoży😭😭 Rozdział jak zawsze sprawia że trafiasz nim mnie prosto w serce👌😭 Talent kobieto💕

    OdpowiedzUsuń
  4. Vicki nie chce płakać. A ja się poryczałam. Znowu!! Dziewczyno, napraw to! Napraw przyjaźń Vicki i Anto, napraw związek Vicki i Marca! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem szczerze, że zachowanie Vicki trochę mnie tu zdenerwowało...Skoro Sergi i Anto są jej najlepszymi przyjaciółmi i przyszywanym rodzeństwem to w pierwszej kolejności powinna im powiedzieć o swoich problemach. Oboje zrobiliby dla niej wszystko, a ona co?! Jeśli tak ma zamiar się zachowywać to faktycznie nie jest warta Marcia, ale i tak chciałbym, żeby byli razem *-* Cudowny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem szczerze, że zachowanie Vicki trochę mnie tu zdenerwowało...Skoro Sergi i Anto są jej najlepszymi przyjaciółmi i przyszywanym rodzeństwem to w pierwszej kolejności powinna im powiedzieć o swoich problemach. Oboje zrobiliby dla niej wszystko, a ona co?! Jeśli tak ma zamiar się zachowywać to faktycznie nie jest warta Marcia, ale i tak chciałbym, żeby byli razem *-* Cudowny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej.. ;( zatkało mnie nie wiem jak Vici mogła zrobić coś takiego. I marc ! Jak mógł ją zostawić skoro ją kocha. Przez niego się załamała. Jezuu niech to się ułoży nooo ;*
    Weny

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)