sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 41

"Weź mocno mnie obejmij, 
jakby świat miał dziś się skończyć…"



Jakim ja jestem idiotą. Uświadomiłem to sobie dopiero, gdy zakończyłem połączenie. Antonella mogła mieć kłopoty. Vicki mi mówiła, że Argentynka martwi się o Leo. Moja dziewczyna jak przystało na prawdziwą przyjaciółkę pewnie chciała jej pomóc. A ja? Ja na nią jeszcze naskoczyłem. Uznałem, że mnie olała. Zachowałem się jak egoista. Dobrze wiem jaką osobą jest Polka. Gdy ktoś potrzebuje pomocy ona zawsze jej udzieli. Zrobiłaby wszystko dla bliskich osób i nie raz to udowodniła. Co ja narobiłem? Dopiero teraz to do mnie dociera. Leo przeżywał jak my to nazywamy "kryzys piłkarski". Dało się zauważyć jego spadek formy, ale nie grał najgorzej. Jednak on sam był innego zdania. Myślał o odejściu z reprezentacji, ale oficjalnie nie podjął żadnej decyzji. Próbowaliśmy z nim rozmawiać, ale stwierdził, że sam musi sobie z tym poradzić. I niechętnie, ale musieliśmy mu przyznać rację. Każdy z nas kiedyś to przeżył. Wtedy chce się zostać samemu, ale jednocześnie mieć obok siebie kogoś, kto ci pomoże. My od razu wzięliśmy się za poprawianie jego nastroju, a powinniśmy zapytać dlaczego tak się dzieje. Jestem do dupy przyjacielem. Porozmawiałbym z nim o tym teraz, ale wyszedł z szatni jako pierwszy. Jutro to zrobię, a dzisiaj muszę przeprosić Vicki.
-Co jest?- moje rozmyślenia przerwał głos, który znam od małego. Oczywiście to Sergi. Spojrzałem na niego zdezorientowany.
-Nie mów, że nic bo widzę. Siedzisz tu i się nie odzywasz. Gapisz się w buty i tyle. Widziałem jak rozmawiałeś z kimś przez telefon. Potem wszedłeś zły do szatni, a teraz siedzisz tu przybity- dodał, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Nie mogę mu wprost powiedzieć, że chodzi o Leo i Anto bo przecież nawet nie wiem o co dokładnie chodzi, a poza tym oni mogą sobie tego nie życzyć.
-Zachowałem się jak kretyn. Naskoczyłem na Vicki i to niesłusznie. Chciała pomóc przyjaciółce i odwołała ze mną spotkanie, a ja na nią nawrzeszczałem. Przecież zachowałbym się tak samo, gdybyś na przykład ty miał kłopoty- wyjaśniłem.
-Skoro to wiesz to czemu to zrobiłeś?- zapytał zdziwiony. Nie dziwię się jego reakcji. Sam siebie nie potrafiłem zrozumieć. Co
ja sobie myślałem?
-Bo dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Nie pomyślałem o... Boże! Ja w ogóle nie myślałem- odpowiedziałem. Taka była prawda. Wyrzuty sumienia mnie zjadały.
-Dobrze, że to zrozumiałeś, ale nie martw się tak. Vicki cię kocha i da się przeprosić- stwierdził radośnie.
-Muszę to jak najszybciej odkręcić- oznajmiłem i zacząłem się przebierać. Na pożegnanie przytuliłem mojego brata- Dziękuję- powiedziałem na pożegnanie.
-Nie ma za co. Już sam wiedziałeś, co masz zrobić i dobrze bo jak ją skrzywdzisz to ci nogi z dupy powyrywam- zagroził ze śmiechem.
-Zapamiętam i pozwolę. Ale dziękuję za to, że zawsze mogę na ciebie liczyć- nawet nie wiecie jakie to wspaniałe uczucie wiedzieć, że masz kogoś, kto zawsze ci pomoże, a kiedy trzeba potrafi także dać kopa w tyłek, żebyś się ogarnął. To nie tylko przyjaciel, ale i brat. Nie mówię tego ze względu, że razem mieszkaliśmy. Mówię to bo nim jest. Nawet gdyby nie połączyłoby nas tak dzieciństwo i tak by nim był. Bo tak zachowują się bracia. Bo jest dla mnie kimś więcej niż zwykły przykaciel.
-Tak jak ja na ciebie. Leć do niej- rozstaliśmy się i udaliśmy do swoich samochodów. Czasami jeździmy razem, ale dzisiaj Sergi spał u Coral. Postanowiłem zadzwonić do Vicki, ale nie odbierała. Odpaliłem auto i już miałem ruszać, kiedy przez głowę przeszła mi myśl, że może wcale nie ma jej w domu Argentynki. Mogły przecież gdzieś wyjść. Wybrałem więc numer do Antonelli. Odebrała po chwili.
-Cześć Marc- przywitała się ze mną.
-Cześć Anto. Jest może u ciebie Vicki?- zapytałem. Przez chwilę po drugiej stronie było słychać jedynie ciszę.
-Nie, wyszła do domu. Stało się coś?- dopytywała.
-Nie, nie- zaprzeczyłem szybko- Pokłóciłem się z nią trochę i ode mnie nie odbiera- wytłumaczyłem szybko.
-To coś poważnego?- i ja się dziwiłem, że Polka chciała pomóc Anto. Ta kobieta pyta o wszystko bo martwi się o moją dziewczynę. Cieszę się, że nawzajem się tak o siebie troszczą. Antozrobić krzywdy Vicki i na odwrót.
-Nie. To błahostka, ale ja się nie potrzebnie uniosłem i chcę ją przeprosić- odpowiedziałem.
-Powinna być u siebie w domu- powiedziała kobieta.
-Dziękuję- podziękowałem i chciałem się już rozłączyć, ale usłyszałem jeszcze głos Argentynki.
-Nie ma za co i... Powodzenia.
-Cieszę się, że Vicki ma taką przyjaciółkę jak ty- wyznałem zgodnie z prawdą, to co leżało mi na sercu.
-Siostrę Marc... Siostrę. Jedź już do niej- powiedziała i sama się rozłączyła. Uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem w drogę. Po drodze zatrzymałem się  w kwiaciarni. Wszedłem do pomieszczenia i patrzyłem na kwiaty. Kompletnie nie wiedziałem, które wybrać. Nagle na  ścianie zauważyłem ogromnych rozmiarów plakat pod tytułem "Znaczenie Kwiatów". Byłem uratowany! Zagłębiłem się w lekturę. Postanowiłem, że poproszę starszą panią, która tutaj pracuje, aby sprzedała mi bukiet chryzantem i wsadziła w niego kilka bratków. Mam nadzieję, że da się tym przeprosić.
-Przeskrobałeś coś chłopcze?- zapytała kwiaciarka, gdy przygotowała kwiaty dla mojej kobiety.
-Skąd pani wie?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Byłem tym naprawdę zaciekawiony.
-Po twojej minie- powiedziała i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-Po mojej minie?- powtórzyłem jak papuga.
-Tak. Stałeś i czytałeś ten plakat z takim skupieniem, że nie zauważyłeś chyba, że dwie osoby przyszły kupić kwiaty, a potem wyszły. Jestem stara i widzę to też w twoich oczach. Dobry z ciebie chłopak i musisz ją bardzo kochać, ale założę się, że zrobiłeś coś głupiego. Nie trudnego do wybaczenia, ale głupiego- wyjaśniła, a mnie zatkało. Wiedziała o mnie wszystko. Miała około siedemdziesięciu lat, a bukiety kwiatów układała jak nikt! Były piękne. Miałem nadzieję, że spodobają się mojej Vicki.
-Ma pani rację. Piękny bukiet. Dziękuję bardzo- kobieta odpowiedziała mi tylko uśmiechem. Podałem jej banknot i chciałem już wyjść.
-Chwileczkę!- zawołała za mną- Jeszcze 35 euro reszty!- posłałem jej wdzięczny uśmiech.
-Reszta dla pani. Do widzenia!- tym razem ja zawołałem i wyszedłem. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do domu Polki.


***

Wróciliśmy z Thiago niedawno do domu. Podczas naszej drogi cały czas rozmawialiśmy, a raczej się wygłupialiśmy. Przyjemnie wrócić w taki sposób do dzieciństwa. Właśnie skończyłam zabawę z małym pod tytułem "wywiad". Tak nazwał to chłopiec. Poprosił mnie po prostu, abym przeprowadziła z nim wywiad jak z tatusiem i wujkami. Był bardzo szczęśliwy, gdy to zrobiłam. Następnie włączyłam mu epokę lodowcową, a sama zajęłam się przygotowaniem kolorowych kanapek dla nas. Chciałam, aby zjadł coś bardziej pożywnego, ale uparł się na kanapki. Na szczęście miałam ciemne pieczywo i wiele warzyw. Zdziwi się, gdy nie dostanie kanapki z serem i szynką, a ze stosem zdrowych warzywek, ale na bank zje. Właśnie sprzątałam kuchnię i miałam zanieść chłopcu jedzenie orz sok pomarańczowy, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a wtedy usłyszałam, że Thiago już mnie uprzedził. Wycierałam mokre ręce w ściereczkę.
-Thiago! Nie wolno otwierać samemu drzwi. Nie wiesz kto...- nie dokończyłam swojego przemówienia, ponieważ ujrzałam w progu Marca.
-Ale to wujek- powiedział maluch. Ukucnęłam przed nim i złapałam go za rączki.
-Wejdź- rzuciłam do Marca- Teraz to był wujek, ale następnym razem może być to kto inny. Nie można samemu otwierać drzwi- chciałam mu to jakoś wyjaśnić, ale również nie miałam zamiaru go wystraszyć. Będę fatalną matką. Nawet tego nie potrafię.
-Wiem ciociu. Przepraszam. Mama mówiła mi z tatą, że ktoś mógłby mnie zabrać albo coś mi zrobić. Więcej nie będę. Nie bądź smutna ciociu. Jesteś moją najulubieńszą ciocią na całej ziemi- wyznał, a ja uśmiechnęłam się do niego.
-Skoro najulubieńszą to nie jestem- powiedziałam- Ale teraz musisz zjeść kanapeczki. Ok?- dodałam. 
-Dla ciebie ciociu- powiedział i dał mi całusa w policzek. Marc odchrząknął.
-Bo będę zazdrosny- oznajmił wesoło.
-Cześć wujek!- krzyknął mały i przytulił się do jego nóg. 
-Cześć brzdącu- przywitał się z nim Marc.
-Wujku, a dlaczego masz takie kolorowe kwiatki?- spytał Messi. Dopiero teraz zauważyłam bardzo, ale to bardzo ładny bukiet chryzantem i kilka bratków. Jedno trzeba mu przyznać, a mianowicie były oryginalne. Przeważnie kobiety dostają róże, a tutaj taka niespodzianka.
-Dla cioci- odpowiedział mu z uśmiechem. Zawsze był szczęśliwy, gdy przebywał z małymi dziećmi. Kiedyś naprawdę będzie dobrym ojcem.
-Thiago zjesz kanapeczki?- zapytałam chłopca.
-A mogę przed telewizorem?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Właśnie tam ci zostawiłam kanapki i soczek- oznajmiłam.
-Jesteś najlepszą ciocią na świecie!- zawołał i pobiegł do salonu, a ja na niego patrzyłam i mimowolnie się uśmiechałam. Uwielbiam go.
-Chciałem cię przeprosić- z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojego ukochanego. Nie gniewałam się na niego. Wiedziałam, że w końcu dałby mi to wytłumaczyć. I wiedziałam, że sam by się tak zachował. Jednak byłam rozczarowana, a także zmartwiona tym, że w ogóle mógł pomyśleć, iż go zlewam. Nie ma takiej opcji.
-Nie musiałeś kupować kwiatów- powiedziałam łagodnie.
-Ale chciałem... Bardzo- szybko odpowiedział- Chryzantemy oznaczają wieczność, a bratki, że jesteś królową moich myśli- dodał z takim przejęciem jakby właśnie zdawał najważniejszy egzamin w jego życiu. Uśmiechnęłam się szczerze. Podeszłam do niego i go przytuliłam. Kochałam to robić. Według mnie to wyraża czasem więcej, niż słowa. On objął mnie mocno i głaskał mnie po włosach.
-Rozmawiałeś z Antonellą?- zapytałam, gdy nadal trwaliśmy w uścisku.
-Nie- powiedział spokojnie. Chciałam go już dopytać o to i o owo, ale chyba sam to wyczuł- skończyłem z tobą rozmawiać przez telefon i wszedłem do szatni. Dopiero wtedy zrozumiałem, że kolejny raz zachowałem się jak palant. Mówiłaś mi, że chcesz pomóc, a ja nie myśląc od razu na ciebie naskoczyłem. Kupiłem kwiaty i przyjechałem- dopowiedział, a ja jeszcze mocniej go objęłam. Był taki kochany. I tak wiem, że to była jego wina, ale każdy popełnia błędy. Brzmię jak idiotka, którą facet zdradza, a ta wciska kit całemu światu, że on nie jest wcale taki zły jak się wydaje. Jednak... Kocham go i nie mam serca nawet robić mu jakiś fochów. Przeprosił i to tak naprawdę od razu. Wydaję mi się, że coś się z nim dzieje. Odkleiłam się od niego i spojrzałam mu głęboko w oczy, a następnie dotknęłam jego policzka.
-Nigdy bym cię nie zlała. Nawet gdybym chciała to bym nie umiała. Kocham cię- wyznałam.
-Ja ciebie też skarbie- po tych słowach jak nietrudno się domyślić, pocałował mnie. Odwzajemniłam go oczywiście.
-Fuujj!- usłyszeliśmy po chwili i oboje się zaśmialiśmy. Odwróciliśmy się do małego Messiego i zaczęliśmy się z nim bawić. Przed tym wstawiłam kwiaty do wazonu. Układaliśmy z Thiago puzzle, graliśmy w chińczyka, w którego grałam pierwszy raz w życiu. Oczywiście potem chłopaki poszli grać w piłkę, a mnie zostawili, abym posprzątała. Po skończonej czynności wyszłam, aby dać Marcowi bluzę, ponieważ poszedł bez do ogrodu, a robiło się już chłodno. A jak wiadomo z małym chłopcem się nie zmęczy. Oparłam się o framugę i patrzyłam na nich z ogromnym uśmiechem. Tarzali się po ziemi rozbawieni.
-Thiago! Patrz ciocia przyszła!- zawołał i do mnie podbiegł, a potem wziął mnie na ręce- Ciocia ma mega łaskotki- powiedział uradowany.
-Nie, nie, nie! Ja tylko przyniosłam ci bluzę- oznajmiłam szybko i chciałam zeskoczyć z ramion mojego chłopaka, ale czego ja się spodziewałam? Wiadomo, że on jest za silny. Trzymał mnie tak mocno, że nie dałam rady uciec.
-Wujek, ale teraz nie możemy- czy ja właśnie zostałam uratowana?
-No właśnie wiem. W końcu księżniczka przyniosła mi bluzę, żebym nie zmarzł- Marc zwrócił się do chłopca, a mnie postawił na ziemi. Zarzuciłam mu ubranie na ramiona, a on mnie pocałował w czoło z uśmiechem na ustach.
-Dziękuję- wyszeptał i założył ją normalnie.
-No ciocia dba o ciebie wujek jak o maluszka- stwierdził Thiago, a na ostatnie swoje słowa sam się zaśmiał.
-Maluszka? Ja ci pokażę- po tych słowach Marc zaczął go ganiać. Usłyszałam domofon.
-Pójdę otworzyć- oznajmiłam nadal rozbawiona. Przebiegłam szybko do drzwi, które natychmiast otworzyłam.
-Cześć- przede mną stał Fabio.
-Hej, wchodź- zaprosiłam go do środka.
-Nie przeszkadzam?- zapytał.
-Nie, nie. Co tam?
-Byłem właśnie w pobliżu i pomyślałem, że może wyciągnę cię na jakąś kolację albo do kina- odpowiedział z tym swoim uśmiechem, na który leciały wszystkie laski z roku. Wszystkie oprócz mnie. Bo ja już mam swój uśmiech, który kocham. Bo mam kogoś kogo kocham. Bo ten ktoś kocha mnie. Bo jestem tego kogoś bardziej pewna, niż siebie. Bo nie interesuje mnie nikt poza nim.
-Dzisiaj raczej nie bo zajmujemy się synem przyjaciół, ale chodź do salonu- i to wcale nie ja powiedziałam. Tym kimś był Marc. Spojrzałam na niego zdziwiona. Chciał naprawić ich relację czy zrobić scenę zazdrości?
-Nie chcę przeszkadzać- wyjaśnił Fabio.
-Wchodź, nie gadaj. Nie przeszkadzasz. Mały właśnie ogląda bajki na tablecie- oznajmił i cała nasza trójka udała się do salonu.
-Napijesz się czegoś?- zapytałam mojego gościa.
-Nie, ale dzięki- odpowiedział z ogromnym uśmiechem.
-Fabio mogę zadać ci kilka pytań?- zapytał go mój chłopak. Chociaż nie wiem po co pytał. Jeśli chce to zrobić to i tak zrobi.
-Jasne, pytaj- Fabio chyba nie wie na co się pisze. Już wiedziałam, że Marc nie chce zakopać toporu wojennego. O ile można to tak nazwać. Przecież tylko jedna ze stron jest negatywnie nastawiona do drugiej.
-Co chcesz robić po studiach?- oboje spojrzeliśmy na piłkarza jak na idiotę. Po co mu to wiedzieć? Jeśli go to ciekawiło to mógł mnie zapytać.
-Mam staż w jednej z najlepszych gazet w Barcelonie, więc chciałbym tam pozostać. Dziennikarstwo to jest coś co sprawia mi przyjemność- odpowiedział z uśmiechem.
-A twoi rodzice czym się zajmują?- to pytanie było niedorzeczne. Czego on chciał? Do czego zmierzał? W co on się bawi? W detektywa czy policjanta?
-Marc przestań- upomniałam go. Było mi za niego wstyd. Niby nic takiego nie robi. Tylko pyta... Tylko... Zachowuje się jakby prowadził przesłuchanie.
-Spoko Vicki. Nareszcie to ja siedzę po drugiej stronie- a Fabio jak zwykle wszystko przyjmuje z humorem. Cały on.
-No widzisz. Koledze to nie przeszkadza. Chcę tylko wiedzieć z kim się przyjaźnisz- zarówno ja jak i on doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że nie o to mu chodzi. Nie wiem o co, ale na pewno nie o lepsze poznanie Hiszpana.
-Mama jest lekarzem, a tata prawnikiem- odpowiedział w końcu Fabio.
-A czym ty się interesujesz? Oprócz dziennikarstwa?- zabije tego gamonia. Co on sobie ubzdurał w tej swojej głowie? Ewidentnie o coś mu chodzi.
-Lubię biegać. Ogólnie dyscypliny sportowe, gdzie mogę robić coś sam. Nie wiem... Narty, Snowboard, siłownia.
-Chciałbyś mieć dzieci?
-Wow. Stary trochę mnie zaskoczyłeś. Na razie na pewno nie. Najpierw postawiłem karierę zawodową, a dopiero potem rodzinę- Marc pokiwał ze zrozumieniem głową.
-A jak tam Vicki na uczelni?- zapytał ni stąd ni zowąd. Przecież doskonale wie jak! O wszystkim mu mówię. Co z nim nie tak?
-Zależy o co pytasz- zaśmiał się Fabio, a ja spiorunowałam go wzrokiem, ale zdawał się tego nie zauważyć.
-Na pewno nie o naukę- Bartra się zaśmiał, ale był to śmiech sztuczny i wymuszony. Nie rozumiał o co chodzi.
-Faceci się za nią oglądają. Może nie powinienem tego mówić, ale ciśnie mi się. Każdy na uczelni zwraca na nią uwagę. Faceci bo niezła z niej sztuka. Jedna z najlepszych w całej uczelni, a dziewuchy bo ich faceci na nią patrzą. Tylko, że ona tego nie zauważa, a jak ktoś do niej rzuci jakiś tekst na podryw to zbywa go jednym słowem- gadał i gadał, a ja miałam już dość ich obu. Fabio opowiada głupoty.
-Znacząco przesadzasz i nasza trójka o tym wie- powiedziałam dobitnie.
-Ja nie przesadzam. Po prostu ty na nich nie zwracasz uwagi i nie widzisz tyle ile ja.
-Może powinna- odezwał się Marc.
-Co powinna?
-Zwracać na nich uwagę.
-Co?- jeszcze nigdy nie widziałam tak zdziwionego Fabia.
-No serio. Wtedy miałabyś wybór. Może ktoś jest lepszy dla ciebie- i teraz zrozumiałam o co mu chodziło. Znowu. Znowu myślał, że nie jest mnie wart.
-Fabio możemy zgadać się jutro? Muszę...- nie dane było mi nawet dokończyć.
-Rozumiem. Do zobaczenie miśki- zawołał i już go nie było. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na zegarek. Muszę położyć Thiago spać. Stanęłam przed Marciem i prawie płakałam. Nie potrafię go przekonać, że jest dla mnie ważny. Jestem beznadziejną dziewczyną.
-Pogadamy zaraz tylko uśpię Thiago ok?- on tylko westchnął i pokiwał głową. Nagle naszym oczom ukazał się mały.
-Ciociu chcę mi się już spać- powiedział.
-Wiem kochanie. Właśnie miałam cię wołać. Opowiem ci bajeczkę i idziemy spać dobrze?- po tych słowach wzięłam go na ręce, a on się we mnie wtulił.
-Ale wujek niech się położy obok nas- postawił warunek.
-Musisz chyba go o to poprosić- podpowiedziałam.
-Wujku- jedno słowo i od razu maślane oczy.
-Dla ciebie wszystko piłkarzu- powiedział Marc. Przygotowałam piżamkę dla małego i nalałam wody do wanny. Wtedy zadzwonił telefon.
-Kto to ciociu?- zapytał.
-Twoja mamusia- odpowiedziałam.
-Idź, odbierz, a my się wykąpiemy. Co nie piłkarzu?- zaproponował Marc. Pokiwałam głową i wyszłam z łazienki.
-Tak!- zawołał Messi i wskoczył do wanny, tłumacząc swojemu wujkowi zasady jakiejś nowej zabawy.


-Tak?- odezwałam się jako pierwsza.
-Nie odbierałaś i trochę się martwiłam- wyjaśniła Argentynka.
-Tak? Przepraszam, ale musiałam nie słyszeć telefonu. Jak się bawicie?- spytałam.
-Tak też myślałam- powiedziała ze śmiechem- Jest wspaniale. Dziękuję. Ty zawsze wiesz jak pomóc- dodała. Wiem jak pomóc innym. Daje innym rady. Pomagam innym. Tymczasem nie mogę zapewnić mojego własnego chłopaka o tym, że kocham go ponad życie.
-Jak się spotkamy to musisz mi wszystko opowiedzieć- powiedziałam wesoło.
-Koniecznie. A Thiago jak? Nie broi? Nie daje ci zbyt w kość?- dopytywała.
-Spokojnie. Wiesz, że go kocham jak własnego synka, więc nie ma problemu. Poza tym Marc przyjechał i miał frajdę- wyjaśniłam.
-Ulubiony wujek i ulubiona ciocia to wszystko czego mu trzeba- zaśmiała się Anto.
-Chyba ci go nie oddam- zażartowałam.
-Dziękuję. Gdyby nie ty... Nie wiem co bym zrobiła. Kocham cię mała- uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
-Nie dziękuj bo nie masz za co głupku. Też cię kocham, ale rozłączam się. Synek do odebrania jutro od godziny 15, a teraz sio do Lio i go pozdrów- po tych słowach tak jak powiedziałam, zakończyłam połączenie i wróciłam do chłopaków. Mały już leżał przebrany w łóżku. Nie wspominałam o tym, ale chciał spać ze mną w moim pokoju, więc tu też leży.
-Chodź ciociu. Trzymam dla ciebie miejsce- powiedział, a ja je zajęłam. Thiago leżał między mną,  a Marciem. Czytałam mu bajkę, ale po czwartym zdaniu spał jak zabity.
-Chcesz ze mną pogadać?- wyszeptałam do piłkarza. Ten spojrzał na mnie wielkimi oczami. Wstał z łóżka, a ja zrobiłam to samo. Zamknęliśmy drzwi od mojego pokoju i schodziliśmy po schodach.
-Dlaczego miałbym nie chcieć?- spytał zdziwiony. Wzruszyłam tylko ramionami.
-Nie wiem. Nie chciałeś wcześniej mi powiedzieć co cię męczy, więc nie wiem czy teraz chcesz- powiedziałam. Usiedliśmy na kanapie w salonie.
-Ale ty już wiesz co jest nie tak.
-I nie mogę zrozumieć- nie mogłam nie tylko zrozumieć, ale wytrzymać i pohamować łez, które zaczęły płynąć po mojej twarzy. Nie kontrolowałam tego. Czułam się jakby ktoś wbił w moje serce szpilki. Jedna po drugiej, powoli, bez pośpiechu.
-Nie płacz. Wiesz, że nie mogę tego znieść- w jego oczach widziałam ból, cierpienie, ale i zmęczenie.
-Nie mogę... Kocham cię i chcę żebyś i ty mnie tak kochał. Chcę żebyś w nas uwierzył- powiedziałam.
-Kocham cię i to najmocniej na świecie, ale...- urwał w pół zdania.
-Ale?
-Ale uważam, że powinnaś znaleźć sobie kogoś lepszego- dokończył, a ja zamarłam. Proszę... Niech on ze mną nie zrywa. Nie przeżyję bez niego.
-Nie chcę nikogo innego- wyszeptałam.
-Ja nie potrafię być jak każdy inny facet. Nie umiem cię uszczęśliwić tak jak zrobiłby to ktoś inny. Jestem chamskim, zazdrosnym na każdym kroku, beznadziejnym piłkarzem.
-Co ty mówisz? Jesteś dla mnie wszystkim- zdaję sobie sprawę z tego jak żałośnie to musi brzmieć. Jednak mam to gdzieś. Jedyne co mnie teraz interesuje to on.
-Zasługujesz na kogoś lepszego. Kogoś kto będzie mógł zabrać cię na obiad do rodziny, na rodzinną imprezę. Kogoś kto będzie wykształcony. Kogoś kto będzie zabierał cię na wspaniałe, filmowe randki, a nie na motor, siłownie czy na głupi spacer! Zrozum, że nie jestem ciebie wart. Nie potrafię śmiać się z tego co inni, nigdy nie będę mógł być szczęśliwy tego pieprzonego 17 lipca, kiedy zginęli moi rodzice i nigdy nie będziesz mogła narzekać na swoją teściową bo nigdy nie będziesz jej miała. Nigdy nie powiesz, że twój chłopak zawsze był i będzie spokojny, że nie jest nerwowy, że jest cierpliwy. Nie powiesz, że on nie wie co to znaczy poprawczak albo gang. Bo on wie! Zawsze będę cholernie zazdrosnym dupkiem. Zawsze... Tak jak dzisiaj. Od razu na ciebie nawrzeszczałem. Nie czekałem na wyjaśnienia. Nie pomyślałem dlaczego. Nie próbowałem cię zrozumieć. Od razu założyłem, że mnie olewasz. Kolejny raz tego samego dnia doprowadzam cię do płaczu. Nie jestem typem, z którym można założyć rodzinę, mieć dzieci bo nie jesteś pewna każdego dnia ze mną. Zrozum, że byłem, jestem i będę osiedlowym chuliganem, którego wywalali ze szkół za wszystko za co tylko mogli. Ludzie się nie zmieniają- to co powiedział wprawiło mnie w osłupienie. Dlaczego on aż tak źle o sobie myślał. 
-W takim razie to ty zasługujesz na kogoś lepszego. Bo nigdy nie napijesz się ze swoim teściem wódki czy wina, on nigdy ci nie zagrozi, że powyrywa ci nogi z tyłka jak skrzywdzisz jego córeczkę. Nigdy nie dasz kwiatów mojej mamie. I nigdy nie będziesz na rodzinnym obiadku. Nie potrafię patrzeć jak facet bije kobietę. Mogę podlecieć do niego, nie zważając na to czy będę bezpieczna. Bo inaczej nie umiem. Nigdy nie powiesz, że twoja dziewczyna nie boi się facetów bo się boi! Bo nie boję się chłopaków z klubu i ciebie. Nawet Fabio nie ufam do końca. Kilka razy w ciągu dnia potrafię cię doprowadzić do szewskiej pasji, a ty nadal jesteś ze mną! Jesteś piłkarzem i możesz mieć każdą kobietę, a ty chciałeś mnie... I nie wiem czy chcesz dalej, ale ja bez ciebie nie mogę już żyć. I zrozum, że ty może i byłeś chuliganem, ale ja byłam dziewczyną, która pozwalała, aby ją bito. I to przeze mnie ten... Mógł cię zabić. A ja nie mogłam wtedy nic zrobić! Nic! I jestem rozhisteryzowaną idiotką bo wystarczy, aby ktoś cię tylko kopnął na boisku, a ja już chciałabym być przy tobie. Jestem od ciebie uzależniona i nic tego nie zmieni, ale idąc twoim tokiem rozumowania po prostu nie jestem ciebie warta- zakończyłam swoją przemowę i płakałam. Płakałam z żalu, bólu, cierpienia i bezradności. 
-Czemu za wszelką cenę chcesz mnie przy sobie zatrzymać? Pozwól mi odejść i nie utrudniaj tego!- wykrzyczał. 
-Bo cię kocham! Bo mam w dupie twoje wady! Bo nie znajdę sobie kogoś lepszego bo nie ma takiej osoby na całym świecie. Bo ty jesteś najlepszy! Bo jesteś moją miłością i nie wierzę, że przestałeś mnie kochać z dnia na dzień bo tak się nie da- wyjaśniłam. On głośno przełknął ślinę i przymknął oczy.
-Może nigdy cię nie kochałem?- zapytał. Wtedy już wiedziałam, że...



I jak Wam się podoba rozdział 41? To już chyba koniec Marca i Vicki. Bo jak można żyć razem bez akceptacji własnej osoby? Czy ktoś może nas w ogóle pokochać, gdy sami siebie nie kochamy? Chyba nie w tym wypadku.


































9 komentarzy:

  1. Jeszcze mam mokre od łez oczy. Oni są sobie przeznaczeni! Jak ten idiota Marc może tego nie widzieć?! Ja rozumiem, że chce dla niej jak najlepiej, ale tylko ją skrzywdzi! A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Najgorsze jest to, że od pewnego czasu kibicuje Vic i... FABIO! Tylko i wyłącznie przez to przeklęte imię... Jakiś miesiąc temu poznałam właśnie pewnego Włocha o imieniu Fabio i pomimo tego, że pewnie do końca życia go już nie spotkam, to teraz czuję, że strasznie mi na nim zależy... Life is brutal ;)
    Proszę, NIE, BŁAGAM o kolejny rozdział w jak najszybszym tempie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Umiesz mnie doprowadzić mnie do płaczu wiesz? :( Płaczę i nie mogę przestać...:( Nie wierzę jak można tak siebie nawzajem krzywdzić...Marc i Vick to osoby idealne!:( Nie przeżyję jeśli oni się rozstaną :( Oboje muszą zaakceptować fakt takim jakim są! Kochają się jak nikt inny a to nic złego! Nie mogą przestać się kochać z dnia na dzień!. Umiesz sprawić że od środka dochodzą mnie pewne sprawy..tylko teraz nie wiem czy zdołam bez płaczu przeczytać następny rozdział :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Rycze ;( wspaniały poruszający rozdział ale ta końcówka mnie załamała oni muszą być razem to ostatnie zdanie Marca pewnie zabolało i to bardzo jak mógł powiedzieć coś takiego :( Muszą być razem ten Fabio mnie denerwuje mógł by gdzieś wyjechać i tyle xD czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Next... Proszę ����

    OdpowiedzUsuń
  5. Cholera, popłakałam się! Dlaczego? Nie, nie dlatego, że jestem rozhisteryzowaną idiotką, ale dlatego, że borykam się z tym samym problemem co Marc i Vicki. :/ Boże, jak ja bym chciała, żeby oni byli szczęśliwi..

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wierzę nie wierzę.. Naprawdę nie miałam pojęcia że jego przyjazd do niej tak się skończy. Oni muszą się jak najszybciej pogodzić i zrozumieć że ich wcześniejsze doświadczeni ukształtowały to kim są i sprawiły że się tak kochają. Czekam na nowy naprawdę ten jest pięknie napisany mam nadzieję że następny też taki będzie. Weny weny i jeszcze raz weny

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Matko.. Dziewczyno doprowadzasz do płaczu.. Oby się pogodzili, przecież oni nie mogą żyć bez siebie... Czekam na next i weny ��/ wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  9. Zabolały mnie słowa Marca na końcu :( popłakałam się naprawdę, zarwałam całą noc, żeby przeczytać to opowiadanie do końca, bo tak się wciągnęłam :D czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)