niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 32

"Sam widok uśmiechu na jej twarzy wystarcza, 
żebym był zadowolony przez resztę życia. 
Świadomość, że ona znowu jest szczęśliwa, 
to najwspanialsze uczucie na świecie. 
Za nic nie chciałbym zobaczyć, że jest smutna."


-Powiedziałam, że już mam kogoś- powiedziałam. Jego mina wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Było mu smutno. Ale nie powiem mu przecież, że to jego miałam na myśli. 
-A co on na to? -Zapytał się czy to ten chłopak za mną. 
-To byłem ja- oznajmił. 
-Wiem- powiedziałam ze słabym uśmiechem.
 -I co mu odpowiedziałaś?- zapytał. 
-A jak myślisz?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Uśmiechałam się słabo. Nie wiedziałam już co mam robić. Wyznać mu prawdę czy nie? 
-Pytanie powinno brzmieć: co chciałbym, żebyś mu powiedziała- stwierdził. 
-Co chciałbyś, żebym mu powiedziała?- zapytałam z cichą nadzieją, że jednak coś do mnie czuje. Ale czy to możliwe? On jest światowej klasy piłkarzem, a ja zwykłą dziewczyną, która uciekła przed problemami do miasta, gdzie gra jej ulubiona drużyna piłkarska. 
-Chciałbym, żebyś mu powiedziała, że to ja jestem dla ciebie ważny, że to mnie kochasz i że nigdy w życiu nie zamienisz mnie na niego bo jestem twój... Problem tylko w tym, że z tym ostatnim nigdy byś nie skłamała bo już dawno należę tylko do ciebie i nie chcę nawet tego zmieniać- wyznał, a mi zaparło dech w piersiach. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Patrzyłam na niego nie wierząc, że to powiedział. On. Osoba, która nie za często mówi o swoich uczuciach. Osoba, która ufa tylko nielicznym. Osoba, która tyle przeżyła. Osoba, którą kocham.
-Dokładnie to chciałam mu powiedzieć, a potem cię pocałować- powiedziałam to na głos zanim zdążyłam pomyśleć. Nie wiem czemu to powiedziałam. To miało zostać tylko dla mnie. Co jeśli on tylko żartował? Co jeśli będę tylko zabawką? Co jeśli zniszczę tym naszą przyjaźń?
-Życzenia się spełniają- szepnął i wpił się w moje usta. Pocałunek cały czas rósł na sile. Chłopak podniósł mnie jedną ręką i oparł o jakiś budynek. Jednak to się nie liczyło. Poczułam smak jego ust i chciałam coraz więcej. On chyba też. Łapczywie pragnęliśmy siebie. Wodziłam jedną ręką po jego policzku, a drugą po karku. On trzymał mnie za tyłek zdrową ręką. Chciał zrobić coś drugą, ale cicho syknął w moje usta. Nie chciał, żebym tego zauważyła. Wszystko działo się bardzo szybko. Nawet nie spostrzegłam, gdy siedzieliśmy w samochodzie. Marc pocałował mnie namiętnie po raz ostatni i ruszył w drogę. Co chwila na mnie zerkał. Ja tymczasem patrzyłam na niego cały czas. Pociągał mnie jak nikt w życiu. Ale to nie było tylko to. Ja go kochałam. Naprawdę się zakochałam i to nie był jakiś tam Adrian, przy którym nie czułam się bezpiecznie, udawałam kogoś kim nie byłam. Po miesiącu odkryłam, że Adrian to było tylko głupie zauroczenie. Jednak Marc to zupełnie co innego. Przy nim nie muszę nikogo udawać. Wiem, że lubi mnie taką jaką jestem. Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. Marc nachylił się w moim kierunku i mocno wpił się w moje usta. Oczywiście odwzajemniłam pocałunek. Oboje byliśmy w małym amoku. Jego źrenice były nienaturalnie powiększone. Ktoś zaczął trąbić. Zrozumiałam, że to na nas. Spojrzałam kątem oka na sygnalizację świetlną. Paliło się zielone.
-Marc... Zielone- wyszeptałam w jego usta. On jednak zachowywał się jakby tego w ogóle nie słyszał. Odsunęłam go lekko od siebie- Zielone. Trąbią na ciebie- wyjaśniłam. On jedynie cmoknął mnie w usta i uśmiechnął się zabójczo, po czym ruszył na przód. Po chwili byliśmy pod jego domem. Tylko wysiedliśmy, a ja stanęłam na palcach i objęłam jego kark, tak aby się schylił. Szybko złączyłam nasze usta w jedno. Oparł mnie o swoje auto i całował jakby jutra miało nie być. Tak się przynajmniej czułam. Jakby jutra miało nie być. Jakby dziś było ostatnim dniem, kiedy się widzimy. W końcu oderwał mnie od maski swojego cacka i podniósł mnie od góry. Objęłam nogami jego biodra, trzymając się jednocześnie jego szyi. Przeszedł ze mną pod drzwi, cały czas mnie całując. W międzyczasie otwierał dom. Gdy mu się to udało, wszedł do środka i kopniakiem zamknął drzwi. Klucze rzucił chyba gdzieś na podłogę. W tym momencie całą swoją uwagę skupił na mnie. Ja zrobiłam to samo. Byliśmy tylko my i nasze usta. Zrzucił wszystko z komody i posadził mnie na niej. Wszedł między moje nogi i pozwalał mi oraz obie zatracić się w pocałunkach. Pieścił moją szyję. Gryzł ją i ssał na zmianę, a mi sprawiało to niezwykłą przyjemność.  Odchyliłam głowę do tyłu, dając mu tym samym większy dostęp. Byłam w niebie. Liczył się już tylko on. Wszystkie inne obawy zniknęły. Wyłączyłam całe swoje myślenie. Jego ręce powędrowały pod moją sukienkę. Zeszłam z mebla i pokierowałam się w stronę schodów. On nie puszczając mojej dłoni, zrobił to samo. Przycisnął mnie do ściany całym swoim ciałem i pocałował w usta tak namiętnie, a zarazem delikatnie jak jeszcze nigdy. Chciał zdjąć sobie temblaka niepostrzeżenie, ale nie zbyt dawał sobie z tym radę. Odsunęłam się od niego i pomogłam mu z tym. On tylko zalotnie się do mnie uśmiechnął , gdy temblak wylądował na podłodze. Chwycił mocno moją sukienkę na końcach ramiączek, przy dekolcie i jednym ruchem ją rozerwał. Spojrzałam na jego rękę. Bałam się czy sobie czegoś w nią nie zrobił. Marc szybko chwycił moja brodę w swoją rękę i delikatnie odwrócił mi głowę w swoją stronę. Zszedł stopień niżej i zaczął całować mnie po szyi. Zdjął mi jedno ramiączko od stanika i wycałował mnie po każdym milimetrze mojego nagiego ramienia. 
-Nie przejmuj się ręką. Zaopiekuj się lepiej sercem- wyszeptał rozpalony. 
-Nie wiem czy mogę. To była moja ulubiona sukienka- powiedziałam z uśmiechem na ustach. 
-O wiele lepiej mi się podobasz w takiej wersji- stwierdził i znowu mnie pocałował. Chciał mnie wziąć na ręce, ale mu na to nie pozwoliłam. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do góry. Odwrócił mnie jednym zwinnym ruchem i wpił się w moje usta. Zdjęłam mu w międzyczasie koszulkę, która wyleciała za barierkę. Weszliśmy już na górę. Na korytarzu rozpięłam mu rozporek przy spodniach. Zrzucił je szybko i stał już przede mną w samych bokserkach. Tym razem to on pociągnął mnie za rękę w stronę jego sypialni, w której aktualnie i ja śpię. Popchnął mnie delikatnie na łóżku. Po chwili położył się na mnie i całował każdy milimetr mojego ciała. Po chwili przekręciłam się tak, że to ja byłam na górze. Siedziałam na nim okrakiem i postanowiłam, że to ja teraz wycałuję jego ciało. Szkoda, że nie można zrobić tego samego z charakterem. Mogłabym wtedy zacałować go na śmierć. Podobało mu się to, a najlepszym potwierdzeniem mojej tezy były jego tłumione jęki. Specjalnie lekko przejechałam paznokciem przy gumce jego bokserek. Szybkim ruchem przerzucił mnie na materac, a sam znów zaczął górować. Popatrzył mi głęboko w oczy.
-Kocham cię- powiedział. Moje serce właśnie fikało koziołki. 
-Ja ciebie też- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Kochałam go jak wariatka. On uśmiechnął się szczerze i wróciliśmy do pocałunków. Oboje zostaliśmy już bez bielizny. Marc się jednak zawahał.
-Na pewno tego chcesz?- zapytał. I za to go kocham. Martwi się o mnie zawsze i wszędzie. Chce, abym była szczęśliwa.
-Na pewno- odpowiedziałam.
-Ale jestem pierwszym facetem.
-Pierwszym i ostatnim- rzekłam, a wtedy Marc już nie miał wątpliwości. Widziałam w jego oczach całą tą miłość. Tą ulgę. Radość. Szczęście. Wszystkie te emocje wyczytałam z jego oczu. To niesamowite jak możesz poznać niektórych ludzi. Teraz możecie się tylko dowiedzieć co było dalej. Kochaliśmy się całą noc. Jeździłam paznokciami po jego plecach, ale jemu to nie przeszkadzało. Poszliśmy spać dopiero nad ranem. Usnęliśmy wtuleni w siebie. Przed snem usłyszałam jeszcze, że mnie kocha. On ode mnie usłyszał to samo. 


Pukali, ale nikt im nie otwierał. Czwórka przyjaciół stała pod drzwiami i niecierpliwili się, aż właściciel domu otworzy im drzwi. Rafaela postanowiła oprzeć się o klamkę. Ku zaskoczeniu jej i pozostałej trójki, drzwi były otwarte. Zaskoczona Brazylijka popatrzyła pytająco na swojego ukochanego, na Leo i Antonelle. Lio wzruszył ramionami i wszedł do środka, a za nim cała reszta. Ich miny były warte sfotografowania. Ubrania były porozrzucane po całym domu. Klucze rzucone niechlujnie na podłogę obok lampy. Każdy but w innym miejscu. Ktoś z komody zrzucił wszystko na ziemię. 
-Nie wierzę, że zaliczył jakąś laskę- powiedział zrezygnowany Rafael. Chłopak bardzo kibicował Victorii i Marcowi. Wyzywał przyjaciela w myślach od idiotów i debili. Nie mógł zrozumieć dlaczego przespał się z jakąś dziewczyną.
-Kogo zaliczył mój braciszek?-do domu wparował uśmiechnięty Sergi. Chciał iść do kuchni, jak to miał w zwyczaju, ale raptownie stanął obok swoich przyjaciół- Chwila, chwila. Powiedzcie mi, że tą laską jest Vicki bo inaczej dam mu w mordę- dodał.
-Nie sądzę, żeby mała się z nim przespała- zaczął Rafinha.
-To nie byłoby do niej podobne- poparł przyjaciela Leo.
-Zabiję go- wysyczał przez zęby Roberto.
-Chyba będziesz musiał z tym poczekać- stwierdziła Anto.
-Niby dlaczego?- zapytał trochę zirytowany Sergi.
-Popatrz co Anto trzyma w rękach- podpowiedziała mu Rafa.
-No sukienkę tej...- nie dane było mu skończyć.
-Nie obrażaj siostry- skarciła go szybko Argentynka. 
-Co?- jak jeden maż cała trójka piłkarzy zadała pytanie. Nie wiedzieli o co chodzi.
-To sukienka Vicki- wyjaśniła Antonella.
-Kochanie takich sukienek jest setki milionów- stwierdził beznamiętnie Leo.
-Przecież Vicki nawet nie dała się pocałować temu idiocie- zauważył Rafinha.
-Nie dała mu się pocałować bo była wtedy na niego zła- broniła przyjaciółki Rafa.
-To chodźmy na górę się przekonać- stwierdził z uśmiechem Sergi. Za nim poszedł Leo i Rafinha.
-Nie idźc...- jednak dziewczyn nikt nie słuchał. Postanowiły iść za swoimi mężczyznami, aby ci nie zrobili nic głupiego. Oni, niczym detektywi, którzy realizowali właśnie arcyważną misję, szli na paluszkach, dając sobie różne sygnały rękami. Rafa i Anto wiedziały, że to przypadkowe znaki, ale nic nie mówiły tylko obydwie wywróciły oczami. Zawsze tak robi Vicki. Niektóre zachowania naszych przyjaciół przechodzą i na nas. Loczek ostrożnie otworzył drzwi od sypialni brata i długo stał w progu. Chłopaki w końcu się przepchnęli do środka pokoju. Oczywiście narobili przy tym trochę hałasu. Załamane dziewczyny weszły za nimi z gracją i zobaczyły, że Marc obejmuje Vicki, a ta jest w niego wtulona. Nic nadzwyczajnego w ich przypadku, gdyby nie fakt, że byli nadzy i przykryci tylko kołdrą. Marc zaczął się budzić, a zaraz po nim Vicki. Piłkarz zobaczył swoich przyjaciół z klubu i zaraz naciągnął na swoją... No właśnie. Znajomi nie wiedzieli jak mogli nazwać teraz Vicki. W każdym razie naciągnął na nią kołdrę i mocniej przytulił. Polka po chwili również otworzyła oczy i ujrzała piątkę przyjaciół. Była jednak nieco zawstydzona, ponieważ była naga, a po drugie to nigdy w życiu nie była w takiej sytuacji. 
-Chłopaki chodźcie, dajmy się im ogarnąć- poprosiła ich Rafaela i wyszła z sypialni razem z Anto. 
-Nie no stary gratuluję- zaczął Rafinha.
-Ja im pierwszy pogratuluję- stwierdził Sergi i chciał już skoczyć na łóżko.
-Sergi!- ryknął Marc- Nie waż się tu nawet skakać, a teraz wypad na dół- powiedział surowo.
-Ktoś tu jest zazdrosny- zaświergotał Lio, ale widząc wzrok Marca, podniósł ręce do góry w geście obronnym i wyszedł.
-A już miałem ci w mordę dać- dodał Rafa i także wyszedł.
-Ja tak samo- rzucił Sergi i para została sama w łóżku.
Chłopaki wyszli, a Vick wtuliła twarz jeszcze bardziej w klatkę Marca. Była naprawdę zestresowana i zawstydzona.
-Kochanie, przepraszam- Marcowi było naprawdę przykro. Miał już plan na ten poranek. Chciał wstać, iść do kwiaciarni po kwiatki, zrobić śniadanie kobiecie swojego życia, przynieść je jej do łóżka, pocałować i popatrzeć na swoje szczęście.
-Za co? Przecież to nie twoja wina- powiedziała z uśmiechem. Pogładziła go po policzku z oczami przepełnionymi miłością. 
-Kocham cię skarbie... Mój skarbie- wyznał i mocno ją przytulił.
-Kocham cię moje szczęście- powiedziała cicho. Mógłby słuchać jej głosu godzinami. Była dla niego portem. Można wypłynąć w daleką podróż. Wyjechać gdzieś. Zapomnieć się. Można przegrać ciężki mecz. Można pokłócić się z najlepszym przyjacielem. Jednak cokolwiek by się nie działo, zawsze wraca się do portu. A dla niego port był domem. A dom był oazą spokoju, którą tworzył on i bliscy ludzie. Ona tworzyła jego port. Gdyby nie ona już dawno jego port pochłonęłoby słone morze. Ona dawała mu szczęście. Już nie jest taki pewny, że w Barcelonie jest jego miejsce na ziemi. Kiedyś tak twierdził, ale dzisiaj wie znacznie więcej. Teraz jego miejsce na ziemi jest tam, gdzie jest ona. Mała Polka, która odmieniła jego życie. Nauczyła go ufać i kochać. Nauczyła go być dla kogoś zawsze i wszędzie. Kochał ją jak wariat. Był dla niej gotów zabić. I wiedział, że ona zabiłaby za niego. Pocałowała go w usta. Miał to być niewinny całus, ale on zamienił go w pełen namiętności, ale przede wszystkim miłości, długi pocałunek. W końcu oderwali się od siebie. Sięgnęła po kołdrę i się nie owinęła.
-Ej! A ja?- jęknął, a Vicki wzruszyła tylko ramionami z uśmiechem. Piłkarz szybko wyskoczył z łóżka. Chwycił Polkę za nadgarstki i rozchylił jej ręce. Przycisnął swoje ciało do jej i chwycił za końce kołdry tak, że to on teraz opatulał ich ciepłym materiałem.



Jest i 32 :) Myślę, że to miłe zaskoczenie :) Jak wam się to podoba? Komentujcie! Dokończę resztę kiedy indziej. Dodaję niedokończony rozdział, ponieważ nie mogę go dzisiaj nie dodać. Nieźle się między nimi porobiło. Ciekawe jak będzie teraz :) 






























6 komentarzy:

  1. Bosko:) wogole sie tego nie spodziewalam cudnie :) swietnie to opisalas , czekam juz jak to sie dalej potoczy :) wiecej takich rozdzialow :) czekam na szybki next :)

    NY

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest...boski!!! Tyle w temacie - nic dodać, nic ująć. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. BOSKI ❤❤❤ nie mogę sie doczekac następnego ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział ❤ z niecierpliwością czekam na następny ��

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały ! Niespodziewałam się tego ale miłezaskoczenie. Msm nadzieję że uda ci sie szybko go dokończyć ✌❤

    OdpowiedzUsuń
  6. O yeah*wyobraż sobie mój zaciesz w tej chwili💕💕💕💕💕 BOSKI MAGICZNY MISTRZYNI💕💕💕💓💓💓

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)