niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 22

"Mama mówiła chuligani to zła sztuka, 
dziś każda z nas w chuliganie miłości szuka"

Chłopaki dokończyli grę i Leo pojechał z Anto do mieszkania. Czeka mnie teraz rozmowa z braciszkiem i przyjacielem. Ciekawe o co chodzi...
Poszliśmy do domu Marca. Nie wiem po co. Chłopaki po prostu tak chcieli. Nie pytałam już o nic. Rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie. Sergi siadł obok mnie. Zostałam przez niego objęta ramieniem. W sumie nawet ładne ma perfumy. Nie powiem, że nie. Marc usiadł na fotelu. 
-Co tam chłopaczki chcieliście mi powiedzieć?- zapytałam wesoło. Nie wiem czemu, ale dzisiaj byłam jakaś taka radosna. To coś odmiennego w ostatnich dniach. Mam nadzieję, że taki humor będę miała jeszcze długo.
-To będzie coś strasznego- zaczął Roberto, a Bartra spiorunował go wzrokiem. 
-Już jej powiedziałem, że to nic z tych rzeczy- poinformował go braciszek. 
-Musiałeś? Boże widzisz i nie grzmisz! Zawsze psuje mi zabawę- lamentował tamten. Oczywiście na żarty. Długo też nie pozostał poważny i zaczął się śmiać sam z siebie, a my z niego. Kocham tego pozytywnego człowieka.
-Nadal tu jestem mośku- powiedziałam i dałam mu kuksańca w bok. On za to zmierzwił mi włosy. Trochę się poszturchaliśmy, a potem znowu zaczęłam się zastanawiać co chcą mi przekazać.
-Więc Coral pojechała do rodziców- zaczął Sergi.
-Nie wiem czy wiesz, ale codziennie rozmawiam z twoją dziewczyną- poinformowałam go. Wiecie tak na wszelki wypadek.
-Jestem zazdrosny! Ale to nie o tym... Więc Coral pojechała do rodziców i my też jedziemy- wyznał. Ciekawie, ciekawie. Co mam z tym wspólnego?
-Potrzebujecie mojego błogosławieństwa? Krzyżyk na drogę- powiedziałam i zrobiłam znak krzyża jak ksiądz w kościele. 
-Ale sobie też dałaś błogosławieństwo?- spytał lokowaty. Coś dzisiaj milczący ten nasz Marc. Cały czas to Sergi mówi. 
-Ja nie ruszam się z Barcelony. Moi rodzice niezbyt mnie teraz lubią- zdobyłam się na mały żarcik. Widziałam wtedy to spojrzenie Bartry. Jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymywał. Było mu mnie żal? A może uważa, że się mylę? Być może jest mu to zupełnie obojętne...
-Ale jedziesz z nami- zakomunikował mi pomocnik. W pierwszym momencie zaczęłam się śmiać. Musiało to wyglądać komicznie. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to nie był żart.
-Nie, nie, nie- zaczęłam, gdy tylko zorientowałam się, że on mówi to na poważnie.
-Lubisz mnie?- spytał Sergi.
-No tak, ale...- nie dane było mi skończyć. Kto by się spodziewał.
-A kochasz?
-Kocham.
-A chcesz dla mnie jak najlepiej?
-No chce.
-A wiesz, że bardzo stęskniłem się za mamą i chcę się z nią spotkać?
-Teraz już wiem.
-A wiesz, że nie wpuści mnie do domu bez ciebie?- zapytał po raz kolejny, a ja zgłupiałam. Dlaczego zawsze głupieję jak rozmawiam z Sergim? On zawsze wybiera drogę na około. Jakby czasem poszedł na skróty to byłoby fajnie. On nawet nie idzie normalna trasą tylko ją wydłuża. Moje metafory są... Dziwne. Tak, to chyba bardzo dobre słowo. 
-Powiedz mi proszę ile wynosi twoje IQ?- zaczęłam się trochę z niego nabijać.
-Serio, mama powiedziała, że nie chce nas widzieć bez ciebie- powiedział uśmiechnięty Marc. Odezwał się w końcu. Ten uśmiech był taki szczery. Lubię go takiego. Jak nikogo nie udaje jest taki nie do opisania. Po prostu zaufałam mu właśnie za jego prawdziwy charakter. 
-Ale to jest wasza mama, nie moja- zaprotestowałam. Nie chciałam im psuć wyjazdu. To oni będą w u siebie w domu. Ja nie mam prawa tam jechać. Nie jestem ich rodziną. W sensie... Echh... Traktuję ich jak rodzinę. Wskoczyłabym za nimi w ogień, ale nie łączą nas więzy krwi. Poznałam ich nie tak dawno. Chyba każdy mnie teraz rozumie. 
-To twoja ciocia- wypalił Sergi. Ten jak się na coś uprze to nie ma zmiłuj.
-Ja się bardzo cieszę, że chcecie tam ze mną jechać, że wasza mama mnie tam zaprosiła, ale myślę, że powinniście spędzić ten czas rodzinnie- wyjaśniłam. To cała prawda. Właśnie takie miałam zdanie na ten temat. Rodzina to rodzina.
-Ktoś tu mówił, że jesteśmy rodziną- stwierdził Marc. Tu mnie miał. Zależało im i to cholernie. Te ich spojrzenia wypalały mi dziurę w oczach. 
-To tylko tydzień- dodał Roberto i znów zrobił tą słodką minkę. Przewróciłam oczami, a oni zaczęli się cieszyć. Dobrze wiedzieli jaka będzie moja odpowiedź.
-Kiedy jedziemy?- zapytałam. Sergi zaczął zbierać się ostrożnie do wyjścia. To nie znaczyło nic dobrego. 
-Dokładnie to jutro o 7, cześć!- wykrzyczał, trzasnął drzwiami i tyle go widziano. Wyjęłam telefon i poprzez szybkie wybieranie zadzwoniłam do niego. Natychmiast odebrał.
-I tak cię zabije piłkarzyno- zakomunikowałam i się rozłączyłam. Usłyszałam wtedy głośny śmiech Bartry.
-Kocham te wasze rozmowy- powiedział, śmiejąc się. Rzuciłam go poduszką, ale ten złapał. Ten jego pieprzony refleks. Tak samo było z czapką. Co ten chłopak ma w głowie? Pewnie więcej od ciebie Vic, he he he... Moja podświadomość wpędza mnie w kompleksy. Piłkarz stanął na równe nogi i odłożył telefon na półkę, cały czas na mnie patrząc.
-Czy to jest czas, kiedy mogę zacząć uciekać?- spytałam jak małe dziecko. 
-5, 4, 3...- zaczął odliczać z miną seryjnego zabójcy. W sumie kto go tam wie. Wychował się z Sergim. Nie ma opcji, że jest normalny. Dlatego też zaczęłam uciekać. Chciałam się gdzieś schować, więc pobiegłam do ogrodu. Tam mam dużo możliwości. On chwilę potem ruszył za mną. Jednak zdążyłam się ukryć za ścianą. Zaczęłam iść tyłem, gdyż patrzyłam czy on tu nie idzie. Wtedy na kogoś wpadłam. Okazało się, że on zrobił to samo. Szedł tyłem tak jak ja. Zapiszczałam i podskoczyłam, a on wtedy roześmiał się i mnie złapał w pasie. Chwycił mnie w połowie ud i uniósł jedną ręką do góry.
-Nie, błagam Marc, proszę. Puść mnie albo daj drugą rękę- prosiłam przerażona. Nie wiem dlaczego. Bałam się trochę. Dobra. Bałam się bardzo, ale to bardzo. 
-Przecież już cię nosiłem jedną ręką- stwierdził roześmiany.
-Ale nie tak- odpowiedziałam przerażona. 
-Mała, spokojnie siedzisz mi na ręce, a ja trzymam cię za kolana- zakomunikował. Jakbym tego nie wiedziała. 
-Proszę- spróbowałam po raz kolejny. On nadal rozbawiony przewrócił oczami jak to ja miałam w zwyczaju. Podrzucił mnie do góry, a ja zaczęłam krzyczeć. Normalnie arytmia serca. Z kim ja żyję? Jednak mnie złapał i teraz trzymał mnie w inny sposób. Ten był dużo bezpieczniejszy.
-Już się nie boisz?- zapytał, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Oj zbiera mu się, zbiera. 
-Jakbyś mnie jeszcze postawił na ziemię to byłoby idealnie- stwierdziłam, ukazując rząd swoich białych ząbków. 
-Nie ma opcji mała- stwierdził i nadal mnie gdzieś niósł. 
-Gdzie idziemy? Tylko nie prysznic ani basen- modliłam się tylko, żeby to nie była żadna z tych rzeczy. 
-Mam lepszy pomysł- powiedział. wtedy postawił mnie na ziemi i kopnął w moją stronę piłkę.
-O nie, nie, nie. Ja nie gram- stwierdziłam pewnie. Wszystko tylko nie to. Lubię, ale naprawdę się stresuję tym bo nie umiem grać. To jest aż żałosne- Ten basen lub prysznic to nadal aktualny?- zapytałam z nadzieją w głosie. Chyba jeszcze nie było na ziemi takiego fana futbolu. Kocham ich oglądać, żyję Barceloną. To mnie trzymało przy życiu. Wszystkie mecze oglądałam. Znałam wszystkie daty na pamięć, piłkarzy. To było coś jak obsesja, która mi nie przeszkadzała. Lubiłam grać, ale żebym to robiłam jakoś dobrze to bym nie powiedziała. Wiecie jak to jest. Naoglądasz się czegoś i chcesz tak samo, a talentu brak. 
-Nigdy nie był. Szkoda mi wody na ciebie- wypalił, a ja kopnęłam w niego piłką.
-Jaki głupek!- wykrzyczałam ze śmiechem. On również zaczął się chichrać.
-Gramy bo inaczej ogłoszę oficjalnie całemu światu, że jestem z tobą w związku- zaszantażował mnie. O nie, panie Bartra to cios poniżej pasa.
-Dobra, jeszcze twoje fanki mnie zjedzą- jak z nimi jest wesoło. Jak oni to robią? Cała barcelońska rodzinka taka jest. 
-Już chcą to zrobić kochanie- znowu włączył mu się ten upierdliwy tryb. Co on ma z tym kochaniem? Mimo to już się chyba do tego przyzwyczaiłam. Co innego, jeśli któryś z chłopaków tak do mnie powiedział. Wtedy to by było dziwne, ale z ust Marca brzmi to wręcz naturalnie. Po kilku naszych spotkaniach zaczął mnie tym denerwować, a teraz już na to uwagi czasem nawet nie zwracam. 
-Nie możesz powiedzieć, że chcesz ze mną zagrać, a nie wymyślać?- spytałam z uśmiechem pod nosem. Byłam niezmiernie ciekawa co teraz zrobi. Mógł się obrazić, rzucić jakiś chamski tekst i tak dalej. To w końcu nasz nieprzewidywalny Marc.
-Tak, chcę z tobą zagrać kochanie- odpowiedziała i uśmiechnął się szeroko. To mnie trochę zaskoczył. Spodziewałam się nieco innej odpowiedzi, ale ta mnie w pełni usatysfakcjonowała. W końcu postanowiłam z nim zagrać. Nie będę tak chłopaka w niepewności trzymać. Niech zna moje miłosierne serce. Powiedzmy, że się trochę pokiwaliśmy. To znaczy Marc to robił, a ja próbowałam mu zabrać piłkę. Co kończyło się postawianiem mu nóg, lekkimi kopnięciami w kostkę lub wkładaniem mu nogi między jego. Jakkolwiek ostatnia czynność nie brzmi to miała  miejsce. Czasem udało mi się nawet trafić w piłkę i potrzymać ją chwilkę pod własnymi nogami. Oczywiste było to, że Bartra dawał mi fory. Gdyby grał tak jak na meczu to bym tej piłeczki nawet nie dotknęła. 
-Koniec!- zarządziłam- Muszę się iść spakować- zakomunikowałam. 
-Pomogę ci- stwierdził wesoły. Dać facetowi piłkę i już jest szczęśliwy. To jest wręcz niesamowite. Poszliśmy, więc do mnie. Od razu udaliśmy się do mojej sypialni. Marc rozsiadł się na łóżku, a ja podłączyłam telefon do ładowarki. Wzięłam krzesło, aby zdjąć z górnej, zamykanej półki w garderobie walizkę.
-Daj ja to zrobię bo jeszcze spadniesz- powiedział Marc. Stanął na palcach i jednym zwinnym ruchem zdjął mój bagaż.
-Uważasz, że jestem fajtłapą?- zapytałam ze śmiechem. Wymierzyłam w jego stronę palec, który zaraz znalazł się na jego umiesnionej klatce piersiowej.
-Przecież wiesz, że tak- drażnił się ze mną. Skąd wiem, że to tylko wygłupy? Prawie dusił się ze śmiechu. On i to jego poczucie humoru. Zaczęłam się pakować, a piłkarz tylko mi się przyglądał. Kocham jego pomoc. Chociaż gdyby się zabrał do pomocy to mógłby wyrządzić jeszcze więcej szkody. Przynajmniej przyda się do zniesienia walizki. Trzeba umieć się w życiu ustawić. Wreszcie skończyłam. Zostało mi tylko dosunięcie walizki. Wtedy z jak mniemam wygodnego łóżka wstał pan Bartra. Podszedł do mnie i jedna ręką przytrzymał klapę walizki, a drugą ją zasunął. Jeszcze miał na twarzy wymalowany ten swój triumfalny uśmieszek.
-Skończyłeś się podpisywać Marcuś?- spytałam, specjalnie naciskając na ostatnie słowo. Przez chwilę na jego twarzy można było ujrzeć grymas, ale trwało to tylko przez ułamek sekundy. Zaraz znowu się uśmiechał. Czyżby pomylił swoje leki z lekami Sergiego?
-Już tak kochanie- odpowiedział pewny siebie. Obserwował moją reakcję, ale nie zdał sobie sprawy z tego, że już się do tego słowa przyzwyczaiłam. Niestety, ale 1:0 dla mnie. To się nazywa dopiero mieć chorą psychikę.
-To mógłbyś znieś tą walizkę na dół Marcuś?- ponownie zapytałam z miną niewiniątka. Wstał z podłogi i na mnie patrzył. Dobrze wiem, że nie podoba mu się, gdy tak do niego mówię. Co oczywiście oznacza, że nie przestanę go tym dręczyć. Wiem, wiem, jestem zła. Otworzył buzię, aby coś powiedzieć, ale zaraz ją zamknął. Czyżby zrezygnował?
-Oczywiście skarbie- odpowiedział, a teraz to ja miałam ochotę mu coś zrobić. Jednak to ja wymyśliłam tą taktykę. On mnie tylko naśladuję. Jaka jest taktyka? A no taka, że ignoruję jego słowa i udaję, że wcale nie mam ochoty rzucić w niego jakimś bliżej niezidentyfikowanym przedmiotem. Na razie chyba mi dobrze idzie. Piłkarz spełnił moją prośbę, a ja zeszłam na dół, aby przygotować nam coś na kolację. Stwierdziłam, że tosty z Nutellą będą idealnym rozwiązaniem. Wiem, że Marc nie powinien jeść takich rzeczy, ale chyba jak raz zje to nic mu się nie stanie. Do kuchni wszedł chłopak i usiadł na krześle przy wyspie kuchennej na przeciwko mnie. Popatrzyłam na niego spod rzęs, ale on nie reagował. Albo mi się zdaje albo o czymś intensywnie myślał. Włożyłam w końcu kanapeczki do tostera i chciałam wziąć talerze, ale w tej samej chwili oderwałam się od ziemi. Myślałam, że zawału dostanę. Możecie się domyślić, że Bartra podniósł mnie tak, e znowu siedziałam mu na jednej ręce. Jak ja się tego bałam. Poszedł w stronę salonu z uśmiechem na twarzy, a ja cały czas piszczałam. Prawie ze mną biegł. Kto go spłodził? A no tak, to nie jest takie ważne, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt kogo ma za brata. Kocham się nabijać z Roberto. Moja kochana panda. Piłkarz rzucił mnie na łóżko i usiadł na mnie, podpierając się kolanami, aby mnie nie zgnieść. Chwała mu za to. W jednej chwili byłam już łaskotana. Płakałam ze śmiechu.
-Tosty- przypomniałam mu, gdy udało mi się cokolwiek wypowiedzieć. Wtedy mnie puścił, a ja pobiegłam do kuchni. W ostatniej chwili wyjęłam naszą kolację. Włożyłam kolejną porcję, a wtedy Marc znów zaczął się do mnie zbliżać. Szłam do tyłu z rękami uniesionymi na wysokości klatki piersiowej.
-Nie, nie, nie- mówiłam jak w amoku, ale byłam roześmiana jak nigdy. Śmieszyła mnie ta cała sytuacja. Jego również. W końcu natknęłam się na blat. Kiedyś to musiało się stać. Stanął na przeciwko mnie i się śmiał.
-Wiesz, że nie lubię jak ktoś tak do mnie mówi?- zapytał już trochę uspokojony. Próbował być poważny. Dobra, może nawet był.
-Ale nikt do ciebie nie mówi Marcuś- powiedziałam, kolejny raz dając nacisk na zdrobnienie jego imienia. Oj grabię sobie, grabię.
-Oprócz ciebie- zauważył. Trafne spostrzeżenia panie Bartra.
-Ale ja jestem twoją ukochaną psiapsi i ja mogę- stwierdziłam i się wyszczerzyłam. on zareagował na to tylko śmiechem.
-Od kiedy ukochana psiapsi kopie mnie po kostkach?- spytał. Od dzisiaj jak widać.
-Od kiedy dajesz mi fory- odpowiedziałam, a on popatrzył na mnie miną, która mówiła "miałaś o tym nie wiedzieć".
-Nie chciałem cię zabić- bronił się. W sumie mi to nawet nie przeszkadzało.
-I bardzo dobrze- powiedziałam uśmiechnięta i wyłożyłam na talerze tosty. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy się zajadać posiłkiem.
-Wiesz, że Sergi cię wymęczy na tym wyjeździe?- zapytał z mądrą miną.
-Będzie miał do wyboru mnie albo ciebie- stwierdziłam z mądrą miną.
-Wybierze ciebie- oznajmił szczęśliwy. Wcale mu się nie dziwię. Już widzę te pobudki o siódmej. Jeśli ktoś ucierpi to nie będzie moja wina.
-Na pewno ma to w planach, ale młodsza, kochana i najlepsza siostrzyczka może go namówić, żeby podręczył trochę swojego brata- wyjaśniłam mu. Ja i moje szatańskie plany.
-Mam większą siłę przebicia mała- zakomunikował wesoło.
-Mam większą siłę przekupstwa duży- powiedziałam wesoło. Chwilę tak jeszcze rozmawialiśmy, aż stwierdziliśmy, że oboje będziemy starać się nie paść ofiarą numer 1 Sergiego.  Takie rozwiązanie jest dobre, dopóki nasza blondynka nie zacznie jeszcze bardziej myśleć, co by tu zrobić. Wtedy to będzie tak poplątane, że ja się na pewno nie połapię. Dobra, koniec tych rozmyślań. Marc poszedł do siebie do domu, a ja na górę. Wzięłam prysznic, umyłam zęby, rozczesałam włosy i przebrałam się w piżamkę. Szybko odpłynęłam w krainę Morfeusza. Chyba dzisiejsze zakupy mnie tak wykończyły. Jutro za to będzie ciekawie.


Jest i 22 :) Jak wam się podoba? Wiem, że nadal jest o niczym tak naprawdę, ale mam już pewien plan. W ogóle zdałam sobie sprawę, że w opowiadaniu o Marice i Neymarze w 22 rozdziale bohaterka wróciła po 2 latach do Barcelony, była już po zerwaniu z Neymarem XD A tu nawet pocałunku nie było XD Szczerze to zastanawiałam się czy Marc ma jej nie pocałować jak rzucił ją na łóżko, ale stwierdziłam, że nie będzie tak łatwo :) Ja zła ;') Jak myślicie co będzie dalej? Czy Sergi i Marc zabierają Vicki do swojej mamy tylko ze względu na odwiedziny? A może jest jeszcze jakiś inny, ważniejszy powód? Dlaczego Marc jest taki miły dla dziewczyny? Zmienił się? Jeśli tak to dlaczego?




















7 komentarzy:

  1. Jemu jesteś najlepsza ! Nie mogę no kiedy next ? Błagam jeszcze dziś ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny <3
    A co to wyjazdu to może zaręczyny od razu ? Hahahahah XD
    Myślę że zaiskrzy między nimi tak konkretnie wreszcie ;*
    Czekam na kolejny ;**/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskie :) bo co innego można tu napisać...szczerze to jak czytałam moment z rzuceniem na ,łóżko to właśnie liczyłam na to że ją w końcu pocałuje , będę musiała na to jeszcze poczekać :( co do wyjazdu to napewno chłopcy chcą ją chronić przed spotkaniem z byłym chłopakiem, a zwłaszcza Marc myśle że tam będzie się dużo działo :) czekam na szybki next :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest tak słodki! Czekam na ten pocałunek i mam nadzieję że w końcu się pojawi! Kiedy next ? ;*/ wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  5. Marc się zmienił. A dlaczego? Wydaje mi się, że Vicki nie jest już dla niego tylko "siostrą". Coś chciałby z tym zrobić, ale nie wie jak... XD Dobra, kończę bredzić i czekam na next. ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurczę :o dlugo mnie tu nie było :/
    Nie wiem co powiedzieć. To jest.. no genialne i wgl <3 hahah

    OdpowiedzUsuń
  7. O jaaa i oni pojadą tam do rodziców i wtedy Marc pocałuje Vicki *o* plan genialny :") ❤ genialny rozdział ❤ czekam na następny misiu ;**

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)