poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 11

"Dziś będę po prostu szczęśliwa.
 Dziś problemy nie istnieją".

Obudziły mnie promienie słoneczne, które oświetlały moją twarz. Chciałam jeszcze trochę pospać, ponieważ siedziałam do późna z Marciem. Teraz tego żałuję bo przecież ma dzisiaj trening, a o 20:20 jest mecz z Sevillą. To już ich ostatni mecz w sezonie. Mam nadzieję, że to wygrają. Dzisiaj będę chciała dostać autograf Grzegorza Krychowiaka. Uwielbiam go po prostu. Jest naprawdę wspaniałym piłkarzem, a jeszcze lepszym człowiekiem. Dobra, trzeba się w końcu ogarnąć. Chwyciłam telefon, który leżał na stoliku. W tym samym czasie ktoś wszedł, a raczej wparował do mojego domu. Odwróciłam się zdezorientowana w tamtym kierunku i zobaczyłam Daniego z Sergim. Posłałam im pytające spojrzenie. Musiałam wyglądać jak widmo. Nie odpowiadam za koszmary nocne. Powinnam sobie wywiesić tabliczkę na ogrodzeniu z napisem "wchodzisz na własną odpowiedzialność".
-Czemu zawdzięczam tą wizytę?- zapytałam jeszcze nieźle zaspana. Oni popatrzyli na mnie, a potem przenieśli wzrok na śpiącego Bartre. Swoją drogą pokój wyglądał jakby przeszło tu tornado.
-Bilet ci przywieźliśmy- odpowiedział Sergi- Ale chyba ci już ktoś go wczoraj dał- dodał rozbawiony i poruszył brwiami. Wstałam z podłogi, poprawiłam spodenki i ruszyłam w jego kierunku. Wyrwałam mu bilecik z ręki i ładnie się uśmiechnęłam.
-Przyszedł i zrobił tylko bałagan, a biletu brak. Dziękuję braciszku- powiedziałam i pocałowałam Hiszpana w policzek.
-A ja?- dał o sobie znać Alves. Roześmiałam się na to i również dałam mu całusa w policzek.
-O kurde!- wydarł się nagle Roberto. Popatrzyliśmy na niego jak na idiotę.
-Fuck!- wykrzyczał Dani.
-O co chodzi?- zapytałam zdziwiona. To nie było normalne.
-Jest dokładnie- zaczął Brazylijczyk i spojrzał na zegarek- 11:55, a Marc jeszcze śpi. Spóźnimy się wszyscy- wyjaśnił. No to ładnie.
-Kretynie wstawaj!- krzyczał do ucha Marcowi jego brat. Ale tamten odwrócił się tylko na drugi bok. Coś czuję, że będzie tego żałował.
-Dani idź po jego torbę- rozkazałam i rzuciłam mu kluczyki do mieszkania Hiszpana. On uśmiechnął się i bez słowa wybiegł z domu- A ty idź mu zrób śniadanie- zwróciłam się do Sergiego. Ten popatrzył na mnie jakby zobaczył ducha. Fakt, kazałam mu właśnie przyrządzić jakiś posiłek- W lodówce jest jakiś jogurt, wyjmij coś na szybko mistrzu- wyjaśniłam.
-Tak jest szefie!- zasalutował i zniknął w kuchni. Postanowiłam sama obudzić tego śpiocha. Zaczęłam go szturchać.
-Kochanie twój syn spóźnił się na mecz Ligi Mistrzów- wypowiedziałam te słowa,udając, że jestem przerażona. Piłkarz z prędkością światła poderwał się z poduszek.
-Co?! Jak to się spóźnił?- dopytywał, a ja zaczęłam się z niego śmiać. Nie mogłam się powstrzymać- Nie mam syna- powiedział jakby chciał sam siebie uświadomić w tym fakcie.
-Ale masz trening za 2 minuty- oznajmił mu Dani i rzucił w jego kierunku torbę treningową. Piłkarz natychmiast stanął wyprostowany.
-Lecimy!- zawołał i chciał wybiec z domu.
-A ja to co? Masz tu pyszny serek, zjesz w samochodzie- wyjaśnił mu Sergi.
-W torbie jest pasta i szczoteczka do zębów- dodał Alves. Nie mogłam się z nich nie śmiać. Poszłam do kuchni wzięłam łyżeczkę i telefon Marca.
-Trzymaj i na trening- powiedziałam i podałam mu owe rzeczy, posyłając mu przy tym szczery uśmiech. Wyglądał wręcz komicznie. Widać było, że jest trochę zaspany i nie wie jeszcze do końca co się dzieje.
-Dzięki mała- podziękował, pomachał mi ręką, w której trzymał większość rzeczy i wybiegli niczym torpeda. Zamknęłam za nimi drzwi i postanowiłam posprzątać cały ten bałagan. Skończyłam dopiero po godzinie, ale efekt był zadowalający. Następnie zjadłam śniadanko,oglądając mój ulubiony serial "Pamiętniki wampirów". W końcu musiałam się ubrać, więc poszłam na górę. Wzięłam długą kąpiel z dużą ilością piany. Po umyciu zębów i wysuszeniu włosów trzeba było się ubrać. Postanowiłam, że pójdę dzisiaj na miasto albo odwiedzę jakąś dziewczynę. Miałam już wychodzić, gdy zadzwonił mój telefon. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Anto. Uśmiechnęłam się i przeciągnęłam zieloną słuchawkę na wyświetlaczu.
-Cześć piękna- przywitałam się. Miałam dzisiaj naprawdę dobry humor. Chyba wczorajsza rozmowa z Marciem dobrze mi zrobiła. Każdy potrzebuje czasem wyrzucić z siebie negatywne emocje.
-Cześć mała, masz może czas?- zapytała trochę zdenerwowana.
-Stało się coś?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Zaniepokoiła mnie tym telefonem.
-Muszę pojechać do Mataró w sprawie sesji zdjęciowej. Zgodziłam się wziąć udział,ponieważ to akcja charytatywna, a nie mam z kim zostawić Thiago. Przepraszam, że dzwonię. Wiem, że jesteś młoda i chcesz szaleć, a nie zajmować się cudzym dzieckiem, ale naprawdę nie mam ich z kim zostawić- tłumaczyła Argentynka, a ja byłam w drodze do domu państwa Messich.
-To jest dziecko moich przyjaciół i chętnie się nim zajmę. Powiedz mi tylko czy zdążysz na mecz- powiedziałam i wsiadłam do autobusu, który podwiezie mnie kilka ulic dalej. Takim oto sposobem będzie dużo szybciej. Odkąd jestem w Barcelonie ogarniam tylko jak jeżdżą trzy autobusy i to nie do końca. Wiem, że jeden jedzie do centrum, a gdzie dalej to nie wiem. Drugi kieruje się na Camp Nou, a trzecim dostanę się w miejsce, gdzie niedaleko jest park, a stamtąd spokojnie dojdę do większości posiadłości chłopaków.
-Zrobię wszystko, żebyś poszła- zakomunikowała przejęta.
-Nie o to mi chodzi. Naszykuj Thiago ubranka i jak coś to spotkamy się już na stadionie albo odbierze go po meczu Leo- przedstawiłam swój plan działania.
-Jezu kocham cię Vic! Nawet nie wiem jak ci dziękować- zawołała do słuchawki, a ja się roześmiałam.
-Zaraz będę kochana- poinformowałam przyjaciółkę.
-Czekam- odpowiedziała, a ja się rozłączyłam. Opieka nad dzieckiem to wyzwanie. Jednak dam radę. Wiem, że gdybym ja była w takiej sytuacji to każda dziewczyna chciałaby mi pomóc, a na pewno Anto. Wysiadłam z autobusu i wstąpiłam do sklepu, gdzie kupiłam chłopcu coś słodkiego. Ja jak byłam dzieckiem zawsze lubiłam takie przekupstwa. Trzeba sobie przygotować grunt. Po około piętnastu minutach byłam już przed domem argentyńskiej rodzinki. Weszłam oczywiście bez pukania. Zastałam tam Antonellę, która tłumaczyła synkowi, że ma być grzeczny.
-Cześć łobuziaku- przywitałam się z dzieciakami i wręczyłam Thiago czekoladę. Widziałam ten uśmiech na jego ustach. Od razu się przytulił do mnie, a ja wzięłam go na ręce.
-Ciocia jest najlepsza- powiedział, a my się zaśmiałyśmy. Chyba nie będzie tak trudno jak myślałam. Może być nawet ciekawie. Wpiszę sobie w CV "Opieka nad dzieckiem najlepszego i najbardziej popularnego piłkarza na tej planecie- Thiago Messim". Zbiłabym wtedy fortunę. Nie,dobra. Więcej nie myśl. To było takie bezsensu. Zaśmiałam się sama z siebie w duchu.
-Kochana ubranko jest w pokoju Thiago. Chyba cię tam jeszcze nie było, ale on ci pokaże wszystko. Jadł obiad, więc nic nie musisz gotować. Postaram się dotrzeć na mecz. I dziękuję kochana- przekazała mi wszystkie istotne informacje i mogła zacząć się martwić. Nie no to tylko taki żarcik.
-Spokojnie Anto, załatw wszystko, a my sobie damy tutaj radę co nie książę?- zwróciłam się do małego brzdąca, którego trzymałam na rękach.
-Jasne, że tak ciociu- zakomunikował i przybiliśmy sobie piątkę. Jego mama uśmiechnęła się na ten gest.
-Trzymajcie się skarbeczki- powiedziała i pocałowała najpierw Thiago, a potem mnie w czoło. Jaka kochana.
-Papa mamo!- zawołał za nią jeszcze mały Messi.
-Papa pani Messi!- także zawołałam na co głośno roześmiała się partnerka piłkarza. Drzwi się zamknęły, a my zostaliśmy sami.
-To co chcesz robić robaczku?- zapytałam malca, a ten nad czymś myślał.
-Pójdziemy na spacer?- odpowiedział pytaniem na pytanie nieśmiało.
-Ty tu rządzisz szefie. Bierzemy piłkę?- dopytałam. On tylko pokiwał głową na znak, że jest za. Wzięłam wózek i zapięłam w nim małego. Do koszyka włożyłam piłkę oraz chusteczki nawilżające. Do swojej torebki wrzuciłam klucze do domu Leo i Anto oraz sok owocowy dla ich synka. Ustawiłam sobie alarm w telefonie, aby wrócić na czas do domu. W końcu musieliśmy zdążyć na mecz. Kierowaliśmy się w stronę parku cały czas rozmawiając. Mały jest bardzo ciekawy świata i o wszystko pyta. Opowiedział mi także kilka zabawnych sytuacji z życia swoich rodziców. Zatrzymaliśmy się na placu zabaw, na którym obydwoje się świetnie bawiliśmy. Jednak malec wolał coś innego. Dużo większą frajdę sprawiało mu kopanie piłki. Nie miałam innego wyjścia jak grać z małym mistrzem futbolu. Widać, że naśladuje tatusia. Dla mnie to była sama przyjemność poodbijać z nim futbolówkę. Jego radość była niesamowita. Potem pobawiliśmy się w berka, więc również było przy tym dużo śmiechu. Kupiłam mu balona ze Spongebob'em, którego przywiązaliśmy do wózeczka.
-Ciociu, możemy odwiedzić tatusia i wujków?- zapytał, a ja uznałam, że to dobry pomysł.
-Pewnie, ale najpierw lody dla księcia bo gorąco dzisiaj- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Ale dla ciebie też- powiedział maluch, a ja mu przytaknęłam. To było słodkie. Nie tylko na te oczy polecą kiedyś dziewczyny. Jeśli będzie taki kochany, gdy dorośnie to każda będzie go chciała mieć tylko dla siebie. Dlaczego ja nie jestem w jego wieku? Stanęliśmy przy budce z lodami. Ja wybrałam smak miętowo-cytrynowy, a Thiago czekoladowy. Razem z naszymi zdobyczami skierowaliśmy się na Camp Nou. Z tego co wiem to chłopcy mieli ostatni trening przed meczem. Była już 18, więc nie ma się co dziwić. Ochroniarz wpuścił nas bez problemu. Zostawiliśmy wózek w biurze Pedro, który uwielbia synka Lio. W dobrych humorach wyszliśmy z jego gabinetu i poszliśmy w stronę wejścia na murawę.
-Ciocia lubisz wujków?- spytała. Czyżby to jakiś test?
-Lubię, a ty?- odpowiedziałam mu szczerze.
-A którego najbardziej?- dopytywał.
-Wszystkich tak samo- powiedziałam dyplomatycznie. trzeba trzymać fason.
-A nie wujka Marca?- pytał dalej. Coś czuję, że jego rodzice coś tu namieszali- Ale wujka Bartre- dodał. Nie ma co, mądry z niego chłopiec.
-A czemu tak myślisz?- tym razem to ja zadałam pytanie. Miałam nadzieję, że mały zdradzi powód swojej ciekawości.
-Bo tata mówił, że wujek wczoraj cię obronił przed panem,który źle się zachowywał- wyjaśnił, a mi trochę ulżyło.
-Tata powiedział ci prawdę- oznajmiłam i wzięłam malca na ręce. On objął mnie za szyję tymi swoimi drobnymi rączkami.
-To wujek Marc jest bohaterem- stwierdził- Ja cię też obronię ciocia- dopowiedział, a moje serduszko właśnie tańczyło kankana. Thiago to cudowne dziecko. Nagle ktoś zabrał mi go z rąk. Okazało się, że to osoba,o której rozmawialiśmy.
-Nie zabieraj mi pracy mały- powiedział obrońca, grający z numerem 15 na koszulce. Zaśmiałam się na te słowa, a mały do mnie dołączył, gdy tylko piłkarz zaczął go łaskotać. W końcu wszyscy się uspokoiliśmy i mogliśmy iść dalej.
-Wujek czemu nie przywitałeś się z ciocią?- no tak. Nie mogliśmy się spodziewać niczego innego po dociekliwym księciu.
-Masz rację mały- przyznał Marc. Po tych słowach postawił go na ziemi i podszedł do mnie. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Bartra dał mi całusa w policzek i przerzucił mnie przez ramię, a następnie wziął na ręce, a raczej na rękę trzylatka- Więc rozumiem, że ciocia robi dzisiaj za nianię Thiago- zaczął z nim rozmawiać.
-Pewnie, nie przejmujcie się mną- moje słowa spotkały się z ich śmiechem.
-Nie mamy zamiaru maluchu- odpowiedział mi Hiszpan. Chłopcy nadal rozmawiali. Tak też weszliśmy, a raczej Marc wkroczył na murawę.
-Tata!- zawołał malec i pobiegł do swojego rodzica.
-Sergi!- zrobiłam to samo co mój poprzednik i wyciągnęłam ku pomocnikowi ręce, co spotkało się z salwą śmiechu wszystkich zgromadzonych, również moją. Trzeba się czasem pośmiać. W końcu zostałam postawiona na ziemi.
-Dzięki za opiekę nad nim Vic. Jest grzeczny?- zagadał Leoś.
-Oczywiście, że tak- odpowiedziałam zgodnie z prawdą- Chyba wam go ukradnę- dodałam i się zaśmialiśmy. Dołączył do nas Luis Enrique.
-Cześć Vicki, co tam?- przywitał się.
-Wszystko dobrze, a u ciebie?- na początku mówiłam mu na "pan", ale uznał, że staro się wtedy czuje, więc nie miałam innego wyjścia jak zwracać się do niego na "ty". Już mi to nie -przeszkadzało, ale wcześniej miałam z tym mały kłopot.
-U mnie tak samo- powiedział uśmiechnięty. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, aż zarządził chłopakom koniec treningu bo i tak nic nie robią. Chyba im go trochę rozwaliłam. Zaczęłam grać z chłopakami w koszykówkę. Gdy rzuciłam za trzy byli pod niemałym wrażeniem.
-Gdzie ty się tego nauczyłaś?- zapytał Ivan.
-Blondyno grało się kiedyś w kosza- odpowiedziałam mu z uśmiechem, a następnie ominęłam jednym prostym, ale efektownym zwodem, podałam do Sergiego, a on zrobił dwutakt i "profesjonalnie" rzucił. Wiadomo, że nasza panda także trochę grywała w tą dyscyplinę sportu.
-Vicki, Anto nie wyrobi się na mecz- powiadomił mnie Lionel. Nie przeszkadzało mi to. Wiadomo, że lepiej bym się czuła w towarzystwie mojej przyjaciółki, ale nie mogę na to nic poradzić.
-To nawet lepiej, wykorzystam waszego syna- zakomunikowałam, a wszyscy popatrzyli na mnie zdezorientowani.
-To znaczy?- dopytał Lio.
-Jego ładne oczka załatwią mi autograf od Krychy- wyjaśniłam, a on nadal nie wiedział o czym mówię. Zresztą jak reszta piłkarzy- Od Grześka Krychowika- powtórzyłam poprawną formę i usłyszałam jedno głośne "aaa". Mogłam się tego spodziewać. Nagle usłyszałam piosenkę Shakiry, którą ustawiłam sobie, gdy dzwoni alarm.
-Dobra my się z Thiago zbieramy bo musimy się przyszykować- powiadomiłam ich i życzyłam im szczęścia Po pożegnaniu ruszyliśmy z księciem do mojego domu. Założyłam tam moją koszulkę klubową, którą podarował mi braciszek. Potem udaliśmy się do Messich. Gdy się tam znaleźliśmy, zrobiłam kolację dla maluszka. Mianowicie razem przyrządziliśmy kanapkowe biedronki. Do tego wypiliśmy po szklance soku pomarańczowego. Najedzeni udaliśmy się do pokoju chłopca. Tam czekał na nas trykot Fc Barcelony. Tatuś będzie dumny, nie ma co. Zrobiłam nam jeszcze zdjęcie, które wstawiłam na portale społecznościowe z dopiskiem: "Mały aniołek ♥ Visca el Barca!". Małego podobało się robienie fotografii, więc troszkę powygłupialiśmy się przed kamerką telefonu. Zamówiłam taksówkę, ponieważ inaczej nie zdążylibyśmy na mecz. W między czasie do torebki wsadziłam sok dla małego, chrupki kukurydziane oraz chusteczki nawilżające. Po dwudziestu minutach byliśmy już na stadionie. Poszłam z małym na nasze miejsca, a tam spotkałam inne dziewczyny i żony piłkarzy. Przywitałam się z nimi i zaczęłam rozmawiać z Sofią, ponieważ Thiago i Benjamin bardzo się lubią. Fajna z niej kobieta. Jest ode mnie trochę starsza, ale jednak można z nią porozmawiać. Chyba przyzwyczaiłam się już, że między mną, a moimi znajomymi z Barcelony jest dość spora różnica wieku. Do naszych ploteczek przyłączyła się także Coral. Jak ja ją uwielbiam. To jest dziewczyna idealna. Kilka minut przed rozpoczęciem meczu przyszła także Raquel z córeczką, więc dzieci wariowały. Nie przeszkadzało nam to. Widok ich roześmianych twarzyczek wywoływał uśmiech na naszych. W końcu spotkanie się zaczęło, a piłkarze wyszli na murawę. Synek Leo krzyczał "tata" i skakał mi na kolanach, gdy go tylko zobaczył. Argentyńczyk pomachał nam, a dzieciaczek był zachwycony. Rozpoczynała drużyna gości. Od pierwszych minut widać było, że mecz będzie bardzo zacięty. Każdy chciał wygrać. Jednak pierwszą bramkę zdobył Luis Suarez z asysty Leo Messiego. Trybuny oszalały, a my razem z nimi. Gol był przepiękny z przewrotki w samo okienko. To było perfekcyjne zagranie. Nie mogliśmy spocząć na laurach. Sevilla nie poddaje się tak łatwo. Szybko wznowili grę i wydawało się to niemożliwe, ale grali na jeszcze większych obrotach. Swoimi umiejętnościami popisał się Grzegorz Krychowiak. Bałam się tylko, aby nie zapakował nam piłki w siatkę, ale został sfaulowany. Sędzia odgwizdał karnego. Na bramce stoi jedyny Niemiec w naszych szeregach. Oby dał radę. Tak! Marc broni! Widziałam już tą piłkę w bramce, ale jednak. To napędziło tylko nasz chłopaków. Kiwali obrońców przeciwników jak tylko mogli. Czyżby Sevilla zwątpiła w swoją siłę? Wszystko jeszcze przed nimi. Dani biegnie wręcz przez całe boisko z futbolówką u nogi, a żaden z piłkarzy wrogiej drużyny nie jest w stanie mu jej odebrać. Wykopuje piłkę, która dociera do Neymara. Bramkę z główki zdobył Brazylijczyk. Oczywiście taniec strzelca i asystenta tej brameczki został wykonany. Minutę przed końcem pierwszej połowy gola strzelił Leo. To był dopiero popis. Bramkarz nie wiedział co się dzieje. Mistrz futbolu pokazał na co go stać! Gwizdek sędziego zakończył tą połowę. Na prośbę Thiago udaliśmy się do szatni naszego ukochanego klubu. Gdy tam weszliśmy, zobaczyliśmy zmęczonych chłopaków. Na kolanach Leosia zaraz znalazł się jego synek. 
-Świetny mecz, oby tak do końca chłopaczki moje- powiedziałam, a oni posłali mi szeroki uśmiech. Porozmawialiśmy krótką chwilkę i wtedy przyszedł Marc. Nawet nie zauważyłam jego nieobecności.
-Chodź Vic- nakazał Bartra i pociągnął mnie za rękę.
-Ale Thiago...- nie dane było mi dokończyć swojej myśli.
-Idź mała i zaraz po niego wrócisz- przerwał mi Leo i się wyszczerzył. Co oni kombinują? Poszłam za piłkarzem.
-Gdzie idziemy?- zapytałam, mając nadzieję, że zaraz mi powie.
-Jestem bohaterem, więc chcę utrzymać swoją posadę- odpowiedział ze śmiechem. Nie wiedziałam do czego on zmierza. Ale muszę przyznać, tekst był dość zabawny.
-Pomyliło ci się z kim rozmawiasz- powiedziałam ze śmiechem. On odwrócił się do mnie i popatrzył na mnie badawczo.
-Fakt, ale jesteś taka mała, że łatwo was pomylić maluchu- stwierdził i dostał za to w ramię. 
-Nie zabijaj maluchu- wypowiedział te słowa, udając, że bardzo go to bolało- A teraz zamknij oczy i nie podglądaj- rozkazał. Oczy zamknęłam, ale natychmiast je otworzyłam. On westchnął i ze śmiechem pokręcił głową. Zaszedł mnie od tyłu i zakrył swoimi dłońmi moje oczy. Szliśmy wolno i prawie weszłabym w ścianę, ale co tam. Stanęliśmy.
-Nędzna piłkarzyno czy mogę już otworzyć swe zacne oczęta?- zapytałam, udając poważną. 
-Będziesz żałować tych słów maluchu- ostrzegł mnie, ale jak to ja, nie posłuchałam go. Zaśmiałam się z jego słów. W tym momencie odsłonił mi oczy. To co tam zobaczyłam to... Wow. Zazdroszczę sama sobie. Stwierdzam wszech i wobec, że mam najlepszych przyjaciół na świecie. 



Jest 11. Nie jestem zbytnio zadowolona z tego rozdziału :/ Jest tak naprawdę o niczym... Przepraszam, że w ogóle dodaję coś takiego. Miejmy nadzieję, że następny będzie dużo lepszy. Jak myślcie, kogo lub co zobaczyła Vicki? 































16 komentarzy:

  1. Jest świetny! Rządam więcej ;* / wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mozesz nie byc zadowolona ??? mi sie bardzo podoba :) jestem ciekawa co zobaczyla , chociaz mam pewne podejrzenia :) lubie jak robisz takie niespodzianki ze dwa rozdzialy jednego dnia :) dawaj szybo next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *chcialam napisac dzien po dniu, ale tak to juz jest jak sie buja w oblokach :) hehe

      Usuń
  3. Czm to musi być takie zajebiste? *.* Wszech i wobec mówie kłaniam się królowo :* <3 KC ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Super :*
    Pisz szybko kolejny <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Zobaczyła... Krychę? ;D Już się nie mogę doczekać nexta. Buźka! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę przewidywalne, ale kiedyś trzeba było skończyć XD

      Usuń
  6. Cudo a zobaczy Kryche

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny! ;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny ❤ czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie przerywaj! Nie w takim momencie! xD Czekam niecierpliwie na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)