niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 10

"Czasami czuję jakby w moim sercu deszcz padał.
 Jakbym całe życie biegł, biegł i nie stawał".


Obudziły mnie jakieś dziwne dźwięki. Przewróciłam się na drugi bok, ale jak to u mnie bywa po prostu nie mogłam już usnąć. Położyłam się na plecach i wreszcie otworzyłam oczy, a jednocześnie głośno westchnęłam. Był to protest przeciwko wczesnemu wstawaniu. W tym momencie przeżyłam szok. W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Znajdowałam się w obcym pomieszczeniu. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że jestem w pokoju gościnnym obrońcy z numerem 15. Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo cieszyłam się, że nic głupiego wczoraj nie zrobiłam. Kamień z serca spadł mi kiedy z pewnością mogłam stwierdzić, że nie porwał mnie jakiś psychopata, a tylko nocuję u Bartry. Wygodnie mi się leży, ale nie jestem u siebie i powinnam wstać. Spojrzałam na zegarek, który wyświetlał godzinę ósmą rano. Gdy miałam już wychodzić z pokoju, zobaczyłam mój telefon na komodzie. Chwyciłam swoją własność i w ubraniach Marca zeszłam na dół. Piłkarz robił sobie chyba śniadanie. Jak się okazało miałam rację.
-Cześć, siadaj i jemy- przywitał się. Nie mogłam rozszyfrować dzisiaj jego nastroju. Chociaż jak już zdążyłam się przekonać jego humor zmienia się jak u kobiety w ciąży. Może wytłumaczeniem na to będzie to, iż jest jeszcze dzieciakiem. W końcu to u nastolatków buzują hormony.
-Hej, dzięki za transport na górę- powiedziałam. Przede mną stały kanapki z sałatą, serem żółtym, wędliną, pomidorem, ogórkiem, rzodkiewką i kiełkami oraz sok. Czego innego mogłam się u niego spodziewać? Nie żeby mi nie pasowało. Wręcz przeciwnie. Ja również staram się jeść zdrowo, ale te kanapeczki były ogromne.
-To Ney- poinformował mnie. Miał dość obojętny ton głosu. Czyli dzisiaj będzie po prostu sobą. Myślałam, że to jego maska, ale chyba najwidoczniej to jest jego prawdziwe "ja". Zjadłam tylko jedną kanapkę, ponieważ więcej nie dałabym rady. Podziękowałam, zabrałam swoje rzeczy i poszłam do domku. Zamknęłam drzwi i można rzec, że odetchnęłam pełną piersią. Muszę iść dzisiaj poszukać jakiejś pracy. Nie mogę przecież cały czas nic nie robić. Wieczorem jednak wyciągnę chłopców na małą imprezkę w klubie. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam chłodny prysznic dla orzeźwienia. Potem wysuszyłam i wyprostowałam włosy. Pomalowałam jeszcze rzęsy i usta szminką w odcieniu pudrowego różu. Z racji tego, iż idę na spotkanie z potencjalnym pracodawcą. Ubrałam się więc trochę inaczej. Lubię sukienki tego typu, ponieważ pasują do nich zarówno trampki jak i szpilki lub koturny. Przejrzałam się jeszcze w dużym lustrze i postanowiłam wyjść z domu. Dziwnie było patrzeć na swoje odbicie, gdy wygląda się inaczej, niż zwykle. Tak teraz sobie myślę, że mogłam odpuścić sobie tą szminkę. Dobra, trudno. Gdybym to zmieniła to nigdy bym się nie wyszykowała bo zawsze coś by się znalazło do poprawienia. Cóż, jestem nieidealna i nie ma w tym chyba nic złego. Wzięłam swojego tableta, telefon oraz słuchawki i wyszłam z domu. Postanowiłam wejść do Starbucksa, aby tam na spokojnie poszukać ofert pracy przy mrożonej kawie. Wybrałam trzy oferty, które jak dla mnie mogą okazać się dobrym rozwiązaniem. Poszłam więc w podanym kierunku, gdy nagle ktoś zaczął dzwonić na mój numer. Nie patrząc na ekran telefonu, odebrałam. Dziwne było tylko, że miałam ustawiony inny dzwonek, ale pomyślałam, że Sergi coś zmienił. To całkiem w jego stylu.
~Rozmowa telefoniczna~
-Cześć moja piękna pani. Co tam u ciebie?- usłyszałam głos po drugiej stronie słuchawki. Nie miałam już żadnych wątpliwości kto dzwoni.
-Witaj Sergi, ok a ty nie na treningu?- zapytałam. On się tylko nerwowo roześmiał
- Już idę trenerze!- zawołał.
-To do mnie?- zaczęłam się śmiać z chłopaka jak opętana. Musiałam nieźle wyglądać idąc ulicą i śmiejąc się wniebogłosy. Współczuję tym wszystkim ludziom. Składam najszczersze kondolencje z powodu szerzenia się polskiego wariactwa wśród rodowitych Katalończyków.
-Do nas to ty przyjdź- odpowiedział wesoło.
-Nie mogę. Idę na spotkanie w sprawie pracy- poinformowałam go.
-Ale Marcowi potrzebny jest raczej telefon- stwierdził, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
-A co ja mam z tym wspólnego?- spytałam.
-A patrzyłaś na ekran kto dzwoni?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Nie, ale zgaduję, że ty- oznajmiłam niepewnie. Nie wiedziałam czy robi sobie żarty czy naprawdę coś zrobiłam.
-No nie, ty- powiedział.
-Co?- nie rozumiałam go nic, a nic. Wiem, że on jest pozytywnie zwariowany, ale bez przesady. Chyba muszę cofnać się jakieś dziesięć, może piętnaście lat, żeby go ogarnąć.
-Daj to blondyno- usłyszałam czyiś głos. To był chyba Marc, ale nie jestem pewna. Do moich uszu dobiegło jeszcze marudzenie mojego przyjaciela.
-Hej, tu Marc. Wczoraj zamieniliśmy się etui, a Ney potem znowu je zamienił. Dzisiaj podczas śniadania pomyliliśmy telefony- wyjaśnił. W tym momencie słychać było głośne"buuu" w wykonaniu chłopaków. No tak... Banda nie wyżytych facetów właśnie dowiedziała się, że spędziłam wieczór, noc i ranek w towarzystwie ich klubowego kolegi. W sumie to się zgadza, ale ich wyobraźnia jest aż nadto rozwinięta, więc będą upierali się przy swoim. Coś czuję, że nie pomoże mi to, że Marc ostatnio założył koszulkę na lewą stronę. Ta papla Ney na pewno już wszystkim opowiedziała. Walnęłam się w czoło na znak, że oboje z Marciem jesteśmy mało rozgarnięci. Jakaś staruszka uśmiechnęła się na ten gest i pokręciła rozbawiona głową. Przepraszam bardzo, dlaczego pani śmieje się z moich odruchów bezwarunkowych?
-Okej, zaraz będę na Camp Nou- odpowiedziałam i się rozłączyłam. Telefon w tym momencie się zablokował. Swoją drogą ciekawe jak on się pokazuje z moim etui. Ja przynajmniej miałam dość normalne zabezpieczenie jakże pięknego telefoniku. Udałam się, więc do świątyni piłki nożnej. Jednak ochroniarz nie chciał mnie wpuścić. Jakie miałam szczęście, że właśnie szedł rehabilitant chłopaków. Na szczęście on mnie kojarzył i mogłam wejść do środka.
-Dziękuję za pomoc- podziękowałam miłemu mężczyźnie.
-Nie ma za co, czekam na ciebie- powiedział i popędził do swojego gabinetu. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale stwierdziłam, że coś mu się pomyliło. Cóż, muszę przyznać, że przyzwyczaiłam się do takich sytuacji. Wyrobiłam się przy chłopakach. Weszłam tylko na murawę, która jak zwykle zachwycała, a już musiałam się schylić. Ktoś ma szczęście, że mam dobry refleks bo dostałabym w głowę. Spojrzałam w kierunku chłopaków i zobaczyłam Bartre, który odwrócił się w drugą stronę i udawał, że mnie nie widzi. Wszystko byłoby dobrze, ale ma kochanych kolegów z drużyny. Każdy z nich patrzył się na niego i się śmiali, że będzie miał przerąbane. Podeszłam do tych kochanych mośków i przywitałam się ze wszystkimi.
-Wiesz, że cię kocham?- dopytywał Sergi, gdy już wyrwałam się z jego niedźwiedziego przytulaska. Pokiwałam jedynie głową- I wiesz, że jestem dość cenny dla Barcelony?- zapytał ostrożnie. Coś mi mówi, że nasza panda zmajstrowała cosik.
-Podyskutowałabym, ale mów dalej- odpowiedziałam, a cała drużyna zaczęła się śmiać.
-Ale wiesz, że jakby coś to moje fanki zrobią ci krzywdę jak ty mi ją zrobisz?- ponownie zadał pytanie, a ja nie wiedziałam czy mam się bać.
-Co zrobiłeś?- zapytałam prosto z mostu.
-Zniszczyłaś moje dramatyczne przemówienie!- zawołał, a po chwili walnął się z liścia w twarz- Bądź miły bo cię zabije- powiedział sam do siebie i zaczął swój monolog. Wyłączyłam się na chwilkę, a Ney się do mnie przytulił.
-Cześć- wyszczerzył się.
-Siemaneczko, wiesz, że to zamieszanie z telefonami to przez ciebie?- zapytałam rozbawiona.
-A wiesz, że ładnie wyglądasz?- powiedział również wesoło. Nie ma co, kochany z niego chłopak. Wszyscy są tu ode mnie starsi, ale w ogóle tego nie odczuwam.
-Wiem- odpowiedziałam i wystawiłam mu język- Dzięki za transport do łóżka- podziękowałam kolejny raz dzisiejszego dnia. Komuś w końcu musiałam.
-Ale to Marc- stwierdził, a ja popatrzyłam na niego jak na durnia. Kolejny? Im się chyba dzisiaj coś stało w głowę.
-On mi powiedział, że to ty- oznajmiłam, a on wyglądał na naprawdę zdziwionego moimi słowami. Nie wiem o co tu chodzi, ale się dowiem. Tak wiem, zabrzmiało groźnie.
-Wczoraj Marc nas obudził i powiedział, żebyśmy zajęli pokoje, ale stwierdziliśmy, że pojedziemy do siebie. Wtedy ty jeszcze spałaś na dole- opowiedział mi wszystko dokładnie, a ja nie wiedziałam już co myśleć.
-Whatever- popisałam się swoim angielskim- Powiedz mi lepiej o co chodzi tej gadule- rozkazałam. Sergi nadal gadał, gadał i gadał, ale nie wiem o czym. Rozmowa z Brazylijczykiem mnie trochę wciągnęła, a przynajmniej na tyle, aby przestać słuchać Roberto.
-Znalazł ci pracę na Camp Nou- odpowiedział spokojnie. Że co on zrobił? Przecież ja go zabiję na miejscu. Poćwiartuję go, potem złożę, urwę głowę i znowu poćwiartuję. Co za człowiek...
-Co?!- wykrzyczałam nie dowierzając, że był zdolny do czegoś takiego. Mówiłam mu, że chcę zacząć żyć na własny rachunek. Nie chcę żadnych przywilejów. Sama potrafię znaleźć sobie pracę. To, że mam dość zamożnych rodziców i bardzo bogatych przyjaciół nie znaczy, że będę na nich żerować. Wreszcie jestem dorosła i nikt nie ma prawa za mnie decydować. Jak widać chyba niektórzy nabyli takie prawo. Zdenerwowałam się bo Sergi dobrze wiedział, że nie chcę, aby ktoś mi załatwił pracę. Chciałam zacząć żyć jak każdy normalny człowiek. Nie jestem nikim sławnym. Jestem zwykłą dziewczyną z Polski, która przyjechała do Barcelona, aby spełniać marzenia. W tym mieście miałam nadzieję zacząć żyć inaczej, żyć pełną piersią. Chciałam tutaj dojrzeć psychicznie. Chciałam mieć hiszpańskich przyjaciół. Chciałam żyć jak każdy inny mieszkaniec tego jakże pięknego zakątka ziemi. Marzyłam, aby usamodzielnić się w tym mieście, ale jak mam to zrobić, jeśli każdy tu na mnie chucha i dmucha jakbym była małym dzieckiem. Potrafię o siebie zadbać.
-Co? Uważasz, że nie jestem przystojny?- zapytał mój braciszek, a ja nie mogłam uwierzyć, że nadal robi sobie żarty. Popatrzyłam na nich wszystkich pytająco.
-Zapytał się właśnie czy jest przystojny, a ty wtedy krzyknęłaś- poinformował mnie cicho Leo, który stał obok mnie. Posłałam mu wdzięczne spojrzenie, a on obdarowałam mnie uśmiechem przepełnionym nadzieją.
-Ty!- podeszłam do Sergiego i uderzyłam palcem o jego klatkę piersiową- Czy ty jesteś normalny?!- krzyczałam. Nie mogłam uwierzyć, że on to zrobił.
-Nie- odpowiedział z uśmiechem. Nie wierzyłam, że nadal potrafi się z tego śmiać.
-To jest dla ciebie śmieszne? Nara- powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i skierowałam do wyjścia. Pierwszy raz w życiu miałam go dość.
-Zaczekaj!- zawołał, ale ja nie miałam zamiaru stanąć ani na chwilę. Jednak on także jest uparty. Złapał mnie za nadgarstek i odwrócił przodem do siebie. Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam w nich smutek. Nie wiem dlaczego, ale moja złość automatycznie się zmniejszyła. Nienawidzę, gdy jest taki. Sergi to jedna z niewielu osób, które cały czas są wesolutkie. Kiedy widzi się taką osobę przygnębioną, pęka serce. Jest moim przyjacielem. Baa... Traktuję go jak starszego brata, którego nigdy nie miałam. Jest członkiem mojej rodziny. Nie potrafię się na niego długo gniewać, ale dzisiaj przesadził. Dlaczego nie można cofnąć czasu? Zrobilibyśmy wszystko, aby to odwrócić. On nie mieszałby się w moją przyszłość, a ja nie miałabym ochoty go zabić.
-Vic, wiem, że źle zrobiłem. Tym bardziej, że wyraziłaś się jasno, że nie chcesz pomocy, jeśli chodzi o takie sprawy, ale...- przerwał na chwile, aby przeczesać ręką swoje włosy i wziąć głęboki oddech- Chciałem, abyś miała nadal dla nas dużo czasu. Jestem egoistą, ale ty jesteś moją siostrą i chcę cię mieć obok. Gdybyś dostała pracę jako kelnerka czy coś takiego to musiałabyś pracować osiem godzin, potem byłabyś zmęczona i nic by ci się nie chciało. Potem dojdą studia i będziesz kombinować jak się tylko da, aby tylko pogodzić pracę z uczelnią. Nie chciałem, aby było ci ciężko. Przyjechałaś do Barcelony, żeby się bawić, nawiązywać nowe przyjaźnie, przeżyć przygodę swojego życia, zakochać się. Praca i nauka to ma być do tego dodatek, a nie całe twoje życie. Poza tym dla takiego klubu to nie jest problem znaleźć jakąś małą, dodatkową posadę. Później mogą przedłużyć z tobą umowę i będziesz pracowała pod barwami swojego ukochanego klubu. Poza tym ja tylko zapytałem czy nie szukają kogoś takiego jak ty. Jeśli się nie sprawdzisz, zerwą lub nie przedłużą z tobą umowy. Wszystko zależy od ciebie, a ja tylko pomogłem ci w starcie. Nie chcę cię stracić... To dlatego to wszystko. Mógłbym cię też przeprosić, ale tego nie żałuję. Gdybym miał wybór postąpiłbym tak samo mała- wyjaśnił mi krok po kroku. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie wrażenie. To nie były tylko puste słowa wypowiedziane, abym dała sobie spokój. Pod tym monologiem kryła się troska, miłość, przyjaźń, przywiązanie. To były wszystkie te emocje, którymi obdarowuje się rodzeństwo. Nie musiał nic więcej mówić. Zrozumiałam, że chce dla mnie jak najlepiej. Troszczy się o mnie jak nikt inny i muszę to docenić. Pokazał, że jestem dla niego bardzo ważna. Popatrzyłam na niego i nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Widziałam jego wyczekujące spojrzenie.
-Powiedz coś, proszę- jęknął. Nie lubił ciszy. Wolał, żebym go nawet porządnie ochrzaniła, ale nie żebym milczała. Przez ten krótki czas bardzo dobrze go poznałam. To jest niesamowite. W końcu zdecydowałam się przytulić do mojego najlepszego przyjaciela. On odwzajemnił uścisk.
-Więcej nie rób nic za moimi plecami- wyszeptałam, a on jeszcze mocniej mnie przytulił.
-Obiecuję- wypowiedział te słowa także szepcząc. Oderwaliśmy się od siebie, ale Sergi nadal mnie obejmował.
-To co to za praca?- zapytałam wesoło, a oni się zaśmiali. Jakoś musiałam wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
-Idź do Pedro to się dowiesz karzełku- odpowiedział mi Geri.
-Dobra wielkoludzie- zaświergotałam i poszłam do rehabilitanta chłopaków. Czyżby moja praca była związana ze zdrowiem chłopaków? Oczywiście ja zawsze muszę coś odstawić. Gdy znalazłam się przed drzwiami prowadzącymi do jego biura po prostu weszłam. Zapomniałam zapukać! Jestem idiotką. Naprawdę... Takie sytuacje to tylko ze mną w roli głównej.
-Jejku przepraszam, zapomniałam zapukać, prze...- nie dane było mi jednak dokończyć. Pan Pedro zaśmiał się jedynie z całej tej sytuacji. Po chwili dołączyli do niego inni. Inni? Dopiero teraz zauważyłam, że siedzi tam również Ignacio Mestre Juncosa. Jest to prezes zarządu. Obok niego podśmiewał się również dobrze mi znany Luis Enrique oraz jego asystent Joan Barbarà. Albo grubo albo wcale.
-Rozumiem, chłopaki. Nam też się to już zdarza- powiedział, a mi ulżyło. Roześmiałam się z całej tej sytuacji i bardziej pewna siebie weszłam do środka gabinetu- Siadaj- dodał wesoło pan Pedro. Tak też zaczęła się nasza rozmowa. Okazało się, że Sergi wspomniał, iż zastanawiam się jeszcze nad rodzajem studiów. Waham się między medycyną, a dziennikarstwem. Miałam więc dwie oferty. Zaproponowano mi abym albo pomagała przy konferencjach prasowych albo przy rehabilitowani chłopaków. Szczerze mówić dużo bardziej zachwycała mnie praca dziennikarki sportowej. Mogło być naprawdę ciekawie z chłopakami. Panowie chcieli mi dać czas do namysłu, ale bez wahania zgodziłam się na pierwszą propozycję. Zamęczę chłopaków moimi pytaniami. Pożegnałam się z mężczyznami i w dobrych nastrojach wyszliśmy z pomieszczenia. Tam czekała na mnie kolejna niespodzianka. Przed drzwiami stała cała drużyna.
-A wy nie skończyliście treningu godzinę temu?- zapytał Pedro. Tak, jestem już z nim na tak.
-Długo kazała na siebie czekać- powiedział radośnie Ivan.
-I jak? Co będziesz robić?- dopytywał Andres.
-Będę męczyć was pytaniami- odpowiedziałam z dumą. W końcu praca w najlepszym klubie na całym okrągłym świecie jest czymś wspaniałym, wyjątkowym. Wiele osób o tym marzy, a ja dzięki chłopakom mogłam dostać szansę, o której nawet nie śniłam. Nie wiem nawet kiedy, ale znalazłam się na rękach chłopaków, którzy zaczęli mnie podrzucać. Uśmiałam się jak nie wiem co. To są jednak kochani wariaci. Wreszcie postawili mnie na ziemię. Nie ma to jak stały grunt pod nogami.
-To co impreza bo Vic ma super prace!- zawołał Neymar. W tym momencie spotkał się z groźnymi spojrzeniami sztabu- W sensie... Bezalkoholowe spotkanie towarzyskie w malutkim gronie?- zapytał zakłopotany. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Zawstydzić Brazylijczyka bez słów! Muszę się jeszcze trochę nauczyć od tych szanownych panów.
-Idźcie już an tą imprezę tylko nie przesadźcie. Jutro trening o 12- zakomunikował im rozbawiony Luis. Wszyscy go wyściskali i podziękowali. W znakomitych humorach skierowaliśmy się na parking. Do klubu umówiliśmy się na 19. Oczywiście miejsce to samo co zwykle. Sergi i Marc oczywiście przyjechali jednym samochodem. Blondyn zaproponował mi podwózkę, z której chętnie skorzystałam. Stanęliśmy jeszcze przed sklepem, aby zrobić małe zakupy. Potem każde z nas rozeszło się do domów. Jest już godzina czternasta. Nie wiem co my tak długo robiliśmy. Nasze rozmowy na parkingu nie kończą się zbyt dobrze. Po chwili odebrałam telefon. Dzwoniła Anto. Miała wpaść do mnie z Raquel, aby przygotować się na imprezkę. Nie miałam nic przeciwko temu. Wręcz przeciwko. Po pół godzinie otworzyłam drzwi dziewczynom. Przywitałyśmy się i poszłyśmy na górę do mojej sypialni. Raquel po zrobieniu makijażu, ubrała się w piękną sukienkę. Anto także nie wyglądała gorzej. Argentynka miała tylko pomalowane rzęsy i cienką kreskę. Wyglądały obłędnie. Ja postawiłam dzisiaj na trochę mocniejszy makijaż. Raquel zrobiła mi także przepiękne paznokcie. Chyba pierwszy raz w życiu wyglądałam tak ładnie. Wszystkie miałyśmy dzisiaj zrobione loki. Sama sobie się podobałam, a to nie zdarza się zbyt często. Oczywiście zdjęcie w moim dużym lustrze to był wręcz obowiązek. Każda z nas wstawiła trochę inną fotografię na portale społecznościowe. Ja dodałam do niej opis, który napisałam z uśmiechem na ustach. Byłam bardzo szczęśliwa, że je mam. W Polsce brakowało mi takich rzeczy. One wsiadły w taksówkę i pojechały z ubraniami do mnie. Każda dziewczyna którąś umalowała i zrobiła jej włosy. Pomogłyśmy sobie z wyborem dzisiejszych stylizacji. Takie chwile w damskich gronie są po prostu magiczne.
"RAV- chłopaki macie konkurencję :)".
W końcu Leo wysłał sms-a swojej ukochanej z informacją, że na nas czekają. Zamówiłyśmy taksówkę i w dobrych humorach wyszłyśmy z domu. Czekając na nasz środek transportu dużo się wygłupiałyśmy. Zrobiłyśmy sobie tysiące snapów. Każdy uważa, że to puste dziewczyny, które są z piłkarzami tylko dla pieniędzy. To nie prawda. Jeśli się je pozna to ma się zupełnie inne zdanie. To wartościowe kobiety, które są w związku z osobami, które kochają. Gdybyście widzieli jak oni na siebie patrzą. Nie ma tu mowy o braku miłości. Tu jest jej aż za dużo. Szczerze mówiąc to nawet trochę im zazdroszczę. Znalazły swoje połówki i się kochają. To nie jest miłość na pokaz. Oni się nawzajem wspierają, pomagają, troszczą, przyjaźnią, kochają, zakładają rodziny. Dziewczyny opowiadały mi jak jest ciężko, gdy chłopcy jadą na zgrupowanie lub jakiś obóz. Czekanie jest dla nich najgorsze. Piłkarz nie ma tyle czasu co inni. Owszem nie pracuje cały czas, ale ma męczące treningi, stałą dietę, muszą prowadzić aktywny tryb życia oraz latają nawet tysiące kilometrów, aby zagrać 90 minut ku uciesze kibiców. To się nazywa poświęcenie. One ich wspierają jak tylko mogą i jak dla mnie to jest niesamowite.
-A ty co o tym myślisz?- zapytała Raquel, jednocześnie wyrywając mnie z moich przemyśleń. Popatrzyłam na nie przepraszająco.
-Co? Przepraszam, zamyśliłam się- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Rozmawiałyśmy o Barcie- powiedziała Antonella.
-Ma czasami te swoje humorki i może dzisiaj kogoś wyrwie bo ostatnio tego nie robił. To okropne jak on się czasem zachowuje. Idzie z dziewczyną do łóżka, a rano albo w nocy każe jej spadać- wyjaśniła mi żona Ivana. Wiem o tym doskonale. Tylko, że wiem też dlaczego to robi. Nie mówię, że to popieram, ale w pewnym stopniu rozumiem. Ja na jego miejscu też bym się załamała. Doznał zbyt dużo cierpienia, aby ot tak o tym zapomnieć i zacząć żyć jak inni ludzie. Poza tym nie można nikogo zmienić.
-Ma swoje powody- stwierdziłam.
-Popierasz to?- zapytała zdziwiona Raquel.
-Oczywiście, że nie, ale dużo przeżył. To jego życie i jeśli chce je niszczyć to proszę bardzo. Nie możemy na to nic poradzić. Mam dość tych jego humorków- wyjaśniłam. Taka była prawda. Taksówka podjechała. Podałyśmy kierowcy adres i kontynuowałyśmy naszą rozmowę.
-Jakie humorki?- dopytywała Argentynka.
-Raz jest miły, a raz obojętny, innym razem chamski. Wczoraj u niego usnęłam bo z Neyem i Rafą oglądaliśmy filmy. Rano podziękowałam mu za to, że przyniósł mnie do łóżka bo obudziłam się w pokoju gościnnym, a on powiedział, że to Ney. Dlatego podziękowałam dzisiaj jeszcze Neymarowi, a on stwierdził, że to Marc bo jak on i Rafa wychodzili to ja jeszcze spałam w salonie- opowiedziałam wszystko dziewczynom. One były widocznie zdziwione moimi słowami- Poza tym jak z nim rozmawiałam kiedyś i się o niego oparłam to powiedział, że z żadną dziewczyną nie był w takiej sytuacji- dodałam. Czekałam teraz na ich reakcję.
-Może mu się podobasz- zaczęła ostrożnie Mauri. To było dobre. Roześmiałam się na jej słowa. To było niedorzeczne.
-Przepraszam, że się wtrącę, ale muszę zapytać. Dlaczego się śmiejesz dziecko? Może on coś do ciebie czuje- zagadał taksówkarz. Byłam bardzo zdziwiona.
-Nie sądzę, abym mu się mogła podobać- odpowiedziałam grzecznie z uśmiechem na ustach.
-Niczego ci nie brakuje. Jestem już stary, ale wzrok mam dobry i widzę, że niejedna może zazdrościć ci urody- powiedział, a ja się zarumieniłam. Nikt mi tego wcześniej nie mówił. W domu zawsze słyszałam, że jestem gruba. Tak właśnie mówiła o mnie rodzina. Miałam prawidłową wagę. Mówili, że wręcz idealną, ale potem wzięłam sobie ich słowa do serca. Przez to prawie popadłam w anoreksję. Dlatego dzisiaj mam niedowagę. Nie jest to już tak groźne jak dwa lata temu. Wtedy było ze mną naprawdę źle. W dodatku rodzice mówili mi, że nie jestem ładna. Niby nic, ale gdy nastolatka usłyszy takie słowa to wszystko staje się inne. Miałam wtedy te naście lat i potrzebowałam zrozumienia, miłości i pomocy, a nie dobijania. Pamiętam jak nie chciałam nic jeść. Wracałam do domu i mówiłam, że jadłam na mieście, a potem ćwiczyłam. Omdlenia zdarzały się często. Wcale mnie to nie dziwi. Nic nie jadłam, a dużo ćwiczyłam. Piłam jedynie wodę. To nie było normalne. Dobra, koniec, dość. Nie chcę już o tym myśleć. Dzisiaj chcę się dobrze bawić.
-To typ podrywacza- zakomunikowałam starszemu mężczyźnie. Zapłaciłyśmy i wysiadłyśmy, ponieważ byłyśmy już na miejscu.
-Jeszcze do tego wrócimy- szepnęła mi an ucho Anto i pociągnęła mnie w stronę wejścia do klubu. Muzyka dudniła, a kolorowe światełka migotały po całym pomieszczeniu. Szłyśmy przez środek parkietu, a wszystkie spojrzenia były skupione tylko na nas. Czułam się jak wystawa w muzeum. Nie lubiłam być w centrum zainteresowania, ale nie mogłam tego chyba uniknąć. W końcu obok mnie szły dwie popularne partnerki jednych z najlepszych piłkarzy na świecie. Wreszcie dotarłyśmy do reszty naszych znajomych. Przywitałam się ze wszystkimi i usiadłam oczywiście obok Sergiego i Antonelli. Miałam miejsce idealne. Na początek wypiłam drinka. Nie mam mocnej głowy, ale dziś chciałam zapomnieć. Miałam przecież zacząć żyć. Kiedy mam się bawić jak nie teraz? Wyciągnęłam Roberto na parkiet. Tańczyliśmy tam nasze szalone wygibasy przy szybkich piosenkach. Dołączyli do nas inni i w taki oto sposób wszyscy ze sobą tańczyli. Ja od czasu do czasu piłam jakiegoś shota. Po kilku godzinach byłam troszeczkę pijana. Podeszłam po raz kolejny do baru, aby znów zamówić kieliszek wódki. Nie byłam jakoś bardzo pod wpływem alkoholu, ale byłam dobrej drodze, aby zaliczyć dzisiaj zgon.
-Ja stawiam dla tej pięknej pani- odezwał się jakiś blondyn siedzący przy barze. Szczerze mówić nie miałam nic przeciwko temu. Jak dają to trzeba brać, a jak nie dają to trzeba brać i uciekać. Nie wiem, ile musiałabym wypić, żeby szpilki wydawały mi się wygodne. Uśmiechnęłam się do chłopaka, który był dla mnie miły. Nagle obok mnie znalazł się Sergi. Wziął mój trunek i wylał na podłogę.
-Tobie już wystarczy mała- stwierdził. Co dziwne był nadzwyczaj poważny. To nie był zbyt codzienny widok. Czyżby postanowił zabawić się dobrego starszego brata?
-Gościu ona jest dorosła- powiedział ostro blondyn, którego w ogóle nie znałam. Lepiej dla niego, gdyby się nie odzywał.
-Zajmij się sobą- odpowiedział mu spokojnie mój braciszek. Ja uznałam, że nie mam zamiaru słuchać ich kłótni. Zaczęłam tańczyć z jakimś chłopakiem, którego poprosiłam, aby pomógł mi wejść na bar. Ten bardzo chętnie się zgodził. Tańczyłam w rytm muzyki, gdy znowu ujrzałam chłopaka od drinka. Podał mi shota, a ja wypiłam to jednym duszkiem. Blondyn wspiął się na bar i zaczął ze mną tańczyć. Przynajmniej tak mu się wydawało. Ja nie miałam na to ochoty. Koniec z mężczyznami. Nie chcę więcej cierpieć. Odepchnęłam go lekko i tańczyłam dalej. On nie dawał za wygraną i się do mnie przysuwał. Zeszłam z mojego "parkietu". Nawet nie wiem jak to zrobiłam. Byłam na dziesięciocentymetrowych szpilkach. To jakiś cud, że nic sobie nie zrobiłam. Facet był taki upierdliwy, że zszedł za mną. W tym momencie ucieszyłam się na widok Sergiego.
-Odwal się od niej!- krzyknął loczek. Jakie ja mam szczęście, że on tutaj był. Chyba trochę dzisiaj daję mu popalić. On także ma prawo do zabawy, a chodzi za mną i mnie pilnuje. Jestem mu za to bardzo wdzięczna, ale powinien pomyśleć trochę o sobie.
-Bo co frajerze?- takimi słowami rozpoczął kłótnie. W dodatku popchnął jeszcze mojego braciszka, a ten zrobił jemu to samo. Nie wiedziałam co mam zrobić, więc weszłam między nich i próbowałam ich rozdzielić. Nieznajomy odepchnął mnie tak mocno, że na kogoś upadłam. Okazało się, że to Marc. Podniósł się z podłogi, pomógł mi wstać i natychmiast dał w twarz chłopakowi, który nie wiedział co się dzieje.
-To za mojego brata- wysyczał i sprzedał mu prawego sierpowego- A to za uderzenie kobiety- kolejny raz oddał cios. Tamten, aż się zataczał.
-Była chętna na seks- prychnął i się zaśmiał- Poza tym uderzę ją kolejny raz jak będę chciał- te słowa przelały szalę goryczy. Bartra wręcz rzucił się na niego. Sam Sergi próbował go odciągnąć, ale było naprawdę ciężko. Odciągnąć złego chłopaka pomógł Sergiemu Geri i Dani. Trzech chłopaków musiało trzymać wściekłego piłkarza. Był piekielnie silny. Wyszłam z nimi z klubu. Reszta naszych przyjaciół zajęła się tamtym pijaczyną. Usiedliśmy na ławce ze gniewnym obrońcą. Oddychał głośno i ciężko. Nie był zmęczony. Był zły, cholernie zły. Na jego szyi można była dostrzec żyłkę, a ręce były zaciśnięte w piąstki tak, że zbielały mu kłykcie. Stałam tak na przeciwko niego i nie wiedziałam jak mam się zachować. Możecie uwierzyć, że wytrzeźwiałam w jednej chwili. A przynajmniej włączyłam myślenie. Powinnam zrobić to wcześniej. Dopiero teraz dotarły do mnie słowa tego chłopaka. Wyszłam na tanią dziewczynkę, którą można się pobawić i rzucić jak zabawkę, gdy już się znudzi. Gdy mnie szarpnął, wspomnienia wróciły. Nie uwolnię się od tego nigdy. To zawsze będzie ze mną. Starałam się o tym zapomnieć. Ale jak? Z reguły, jeśli chcę przestać o czymś pamiętać to nie mogę o niczym innym myśleć. Zraziłam się. Zaufałam komuś, a ta osoba mnie biła. Może i przemoc w domu bym jeszcze przeżyła, ale nie bicie mnie przez własnego chłopaka. Pamiętam te szpitale. Pamiętam te siniaki. Pamiętam ten ból. Pamiętam jak kłamałam, aby tylko go chronić. A potem? Potem było już na cokolwiek za późno. Nie każdą historię da się odwrócić. Nie każde piekło da się zapomnieć. Niektóre rzeczy będą towarzyszyły nam już zawsze. Nie ważne, że tego już nie ma. To jest moja przeszłość. Nie mogę jej wymazać. Muszę z nią żyć, a ona mnie niszczy. Próbowałam z tym walczyć, ale nie umiem. Jestem zbyt słaba. Poczułam jak łza spływa po moim policzku. Nie chciałam, aby którykolwiek chłopak to zauważył, więc odwróciłam się do nich plecami. Nie minęły dwie sekundy, a czułam, że ktoś mnie przytula. Odwróciłam się i zobaczyłam Marca. Nie spodziewałam się akurat jego. Popatrzyłam mu w oczy i mocno się w niego wtuliłam. Nie kontrolowałam swojego ciała. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Chyba po prostu tego potrzebowałam.
-Dlaczego zawsze przyciągam takich facetów?- zapytałam szeptem, mocząc łzami klatkę ramię piłkarza. Miałam na sobie szpilki, a i tak byłam od niego dużo niższa. Jednak był tego plus. Mogłam się schować w jego ramionach tak, aby nikt mnie nie widział.
-Nie myśl teraz o tym- powiedział cicho i pocałował mnie w głowę.
-Dziękuję- dodałam, a on tylko się smutno uśmiechnął.
-Wolałbym, żebyś nie musiała tego robić- odpowiedział i przejechał ręką po moich włosach. Kiedy trochę się od niego oderwałam byłam w dużym szoku. Jego biała koszulka była teraz czarna z dodatkiem złotego brokatu. Ładnie go urządziłam, nie ma co.
-Przepraszam, pobrudziłam ci całą koszulę- przeprosiłam chłopaka, a on zmierzwił moje włosy.
-Upierzesz- powiedział ze śmiechem. Na te słowa nawet ja się roześmiałam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wszyscy na nas patrzą. Marc też wyglądał na zaskoczonego, gdy zobaczył wszystkich naszych przyjaciół. Przetarłam oczy, aby nie wyglądać jak potwór. Widziałam, że wszyscy chcą coś powiedzieć i wiedziałam, że tyczy się to mnie.
-Pogadamy jutro. Jadę do domu, pa- pożegnałam się i poszłam w kierunku postoju taksówek.
-Odwiozę ją- usłyszałam jeszcze deklarację klubowej 15. Dogonił mnie i bez słowa poszliśmy do jego samochodu.
-A ty nie piłeś?- zapytałam, gdy mieliśmy wsiadać do jego Audi.
-Nie jestem idiotą. Jutro mecz, więc nic nie piłem- odpowiedział, a ja pokiwałam głową i wreszcie usiadłam na miejscu pasażera. Zapięłam pasy i oparłam głowę o zimną szybę. Barcelona nocą jest naprawdę niesamowita. Staliśmy na światłach, a ja myślałam o mojej decyzji co do wyjazdu do tego miasta. Dopiero teraz to zrozumiałam. W Polsce zawsze chciałam uciec, ale nie tu. Mimo iż powinnam się teraz zastanawiać czy to był dobry wybór, nie robiłam tego. Zrozumiałam, że to tu jest mój prawdziwy dom. Wróciły wspomnienia, ale tutaj jestem szczęśliwa. Nie chciałabym stąd wyjeżdżać. Nawet jeśli miałabym nigdy nie zapomnieć o zdarzeniach z mojej ojczyzny to wiem, że tu jest moje miejsce na ziemi. W stolicy Katalonii mam ukochany klub, przyjaciół, pracę, chcę tu studiować i żyć. Nie mam zamiaru zostawić tego wszystkiego tylko dlatego, że przyciągam nieodpowiednich mężczyzn. Dojechaliśmy na naszą ulicę. Siedzieliśmy w samochodzie i patrzyliśmy przed siebie. W końcu stwierdziłam, że czas iść do domu.
-Dzięki za podwózkę i za to w klubie, pa- powiedziałam i wyszłam z samochodu, a piłkarz nadal w nim siedział. Weszłam do domu i osunęłam się po drzwiach. Płakałam. Nie chciałam, ale robiłam to. Nie mogłam inaczej. To było dla mnie zbyt wiele. Po dziesięciu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie chciałam nikomu otwierać. Udawałam, że mnie nie ma, ale ktoś był bardzo uparty i cały czas się dobijał. Wstałam z podłogi, potykając się o buty, które przed chwilą zdjęłam. Otworzyłam drzwi i ujrzałam w nich Bartre. Byłam trochę zdziwiona. Potem dostrzegłam, że w jednej ręce trzyma jakieś ubrania, a w drugiej lody czekoladowe. Nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. Zdjął buty i postawił opakowanie lodów na stoliku w salonie.
-Przebieraj się i będziemy gadać... Albo milczeć. Na pewno będziemy jeść lody, szybko- poinformował mnie, a ja zdziwiona poszłam na górę. Może i to nie było do końca normalne, ale kochane. Przebrałam się w coś wygodniejszego, zmyłam makijaż i związałam włosy w luźnego koczka. Wzięłam jeszcze kocyk z logiem Fc Barcelony i zeszłam na dół. W kuchni krzątał się Marc. Piłkarz także zdążył się przebrać. Zamiast koszuli miał teraz na sobie czarny t-shirt z Nike i tej samej firmy szare dresowe spodenki. Weszłam do pomieszczenia, gdzie przyrządza się jedzenie i z zaciekawieniem przyglądałam się Hiszpanowi. Okazało się, że oprócz lodów, znalazł Nutelle, żelki, chipsy i soki. Zrobił także kakao. Pomogłam mu wszystko zabrać do salonu. W domu panowała cisza. Nie włączyliśmy radia ani telewizora, a telefony wyciszyliśmy. Marc przesunął stolik w salonie, a potem razem ustawiliśmy na podłodze poduszki, na których potem siedzieliśmy. Przykryliśmy się jeszcze moim ulubionym kocykiem.
-Fajny koc- zaśmiał się chłopak i upił łyk napoju bogów. Uśmiechnęłam się i także się napiłam. 
-Uwielbiam go- odpowiedziałam. Niby kawałek materiału, ale z logiem ukochanego klubu. To nadawało mu bezcenną wartość. 
-Jak się czujesz?- zapytał po chwili ciszy piłkarz. Bałam się, że o to zapyta. Przygotowałam sobie już wersję, że wszystko jest ok- Ale szczerze- dodał, jakby czytał mi w myślach. Nie musiałam mówić mu prawdy, ale.. Ale co? Chyba nie chciałam go okłamywać. Westchnęłam głośniej, niż zamierzałam i chwilę pomyślałam o tym co mam powiedzieć.
-Czuję się jak szmata. Faktycznie chyba zachowywałam się jak łatwa dziewczyna, ale w życiu nie poszłabym do łóżka z kimś kogo nie znam. Chciałam tylko dobrze się bawić. Przed imprezą wróciły do mnie wspomnienia o... Kiedyś... Kiedyś groziła mi anoreksja. Miałam prawidłową wagę, idealną. Jednak rodzina uważała inaczej. Na początku nic sobie z tego nie robiłam, ale potem było coraz gorzej. Gdy ktoś cały czas ci coś powtarza to zaczynasz w to wierzyć. Zaczęłam się odchudzać. Mówiłam, że już jadłam, a w rzeczywistości się głodziłam, wymiotowałam gdy coś zjadłam. Ćwiczyłam aż nie miałam sił. Często traciłam przytomność. Ogarnęłam się w odpowiednim momencie i walczyłam. Do tej pory nie potrafię uzyskać prawidłowej wagi. Mam niedowagę i nie umiem, a nawet chyba nie chcę tego zmienić. Na imprezie chciałam o tym zapomnieć. Dobrze się sama bawiłam, ale on najpierw postawił mi drinka, a potem wskoczył na bar i zaczął ze mną tańczyć. Odepchnęłam go, ale nie dawał za wygraną. Potem mnie szarpnął i kolejne wspomnienia wróciły. Chyba będą ze mną zawsze. Nie pozbędę się ich bo nie umiem. Czuję się okropnie, jakby cały ten koszmar miał powtórzyć się kolejny raz. Nie wiem ile dam tak jeszcze radę. Te wspomnienia mnie niszczą. Złe wspomnienia zasłaniają te dobre. Czuję, że jestem beznadziejna. Zawsze trafiam na idiotów. Za każdym razem, gdy to wraca, czuję jakbym umierała od nowa- wyznałam ze łzami w oczach. Powiedziałam całą prawdę. To nie był mój dzień. 
-Nie jestem ekspertem w pocieszaniu, ale wiem, że to nie jest twoja wina. Dużo przeżyłaś, przeszłości nie da się wymazać, ale można nauczyć się z nią żyć. Nigdy, ale to nigdy nie mów, nawet nie myśl, że jesteś szmatą albo beznadziejna. Ludzie chcą, abyśmy się czuli jak śmieci, ale trzeba im pokazać, że nimi nie jesteśmy. Nie rozumiem jak można uderzyć kobietę. Mógł zmierzyć się z kimś równym sobie, a nie. To nie był facet mała. To była przegrana pizda. Jak on cię bił to wtedy miałaś problemy z wagą?- dopytał, a ja pokiwałam jedynie w odpowiedzi głową- Prawdziwy facet by ci pomógł. Nie zostawiłby cię samej z problemami, a na pewno nie stwarzałby nowych. Musisz zacząć żyć od nowa. Zasługujesz na więcej. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej- kontynuował. Nikt oprócz  babci nigdy nie powiedział mi tak wiele. Przytuliłam się do chłopaka, a on mnie objął ramieniem. 
-Okłamałeś mnie-zaczęłam po jakimś czasie.
-Z czym?- spytał, nie wiedząc o czym teraz mówię.
-To ty mnie zaniosłeś do łóżka- wyjaśniłam, a on patrzył się przed siebie- Czemu mi nie powiedziałeś?- ciągnęłam temat, który widocznie chciał ominąć. Usiedliśmy na przeciwko siebie i rozmawialiśmy dalej.
-Nie wiem. Nie chciałem, żebyś przyzwyczaiła się do tego. Nie chciałem, żebyś się potem rozczarowała bo w tak naprawdę nie jestem taki miły- odpowiedział, a ja się chytrze uśmiechnęłam.
-Jesteś taki naprawdę. Właśnie taki jest naprawdę Marc Bartra. Marc Bartra piłkarz Fc Barcelony, ale przede wszytskimMarc Bartra to spoko koleś- stwierdziłam pewnie.
-Nie znasz mnie- zauważył.
-Znam na tyle, żeby wiedzieć, kiedy udajesz. Czego się boisz?- zapytałam. 
-Niczego- powiedział dumnie.
-A szczerze?- dopytywałam. 
-Że będę cierpieć- odpowiedział, uciekając wzrokiem. 
-To nic złego- oznajmiłam- A dlaczego nie chcesz rozmawiać na temat założenia rodziny?- zadałam kolejne pytanie. Ryzykowałam, że może mnie znienawidzić. Mógł przestać się do mnie odzywać, ale chyba lubię życie na krawędzi. Musiałam to wiedzieć.
-Nie odpuścisz?- odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja pokręciłam przecząco głową- Nie jestem dobrym facetem. Raczej dupkiem, który wykorzystuje wszystkich. Nie potrafiłbym myśleć o kimś innym, niż o sobie- odparł. Nie wierzyłam w to co mówi. To znaczy wiedziałam, że mówi prawdę, ale wcale tak nie było.
-Jesteś dobry, inaczej by cię tu nie było. Myślisz o mamie, o Sergim, o klubie, o kibicach, o chłopakach... Jedyną osobą, dla której nie jesteś dobry to ty. Bądź dobry sam dla siebie- pouczyłam go. Skąd ja biorę takie rady? Sama nie potrafię swojego życia poskładać w całość, a mówię takie rzeczy. Bywa i tak. On tylko się uśmiechnął i zaczął mnie łaskotać. Śmiałam się jak wariatka. Bowiem mam łaskotki wszędzie. Potem urządziliśmy bitwę na poduszki. Nie sądziłam, że to możliwe, ale pierze sypały się jak w filmach. Potem włączyliśmy sobie "Kac Vegas". Uśmialiśmy się jak wariaci. Nawet nie pamiętam kiedy odpłynęłam w krainę Morfeusza. 


Jest i rozdział 10 :) Przepraszam Was, że tak długo musieliście czekać. Postaram się poprawić. Mam nadzieję, że rozdział będzie się podobał. Proszę Was o komentarze bo to one dają mi motywację do dalszego pisania. Dziękuję za to, że mimo tej przerwy nadal to czytacie, komentujecie i odwiedzacie mojego bloga. 

























10 komentarzy:

  1. Cuuudo! Czytałam z zapartym tchem ^^
    Czekam na więcej ;**/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny :) mozna plakac i smiac sie na zmiane :) ja tak wlasnie mialam :) Czekam z niecierpliwoscia na next :) masz dziewczyno talent :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) A tam talent... Następny już jest :)

      Usuń
  3. Kochana jesteś niesamowita ! To opowiadanie uzależnia, est lepsze niż wszystkie książki jakie czytałam ( a czytam wiele) domagam sie pubblikacji tego dzieła i nie żartuje! Mam nadzieję że next już niedługo życze weny i chce popłakać więc daj coś smutnego! / wierna czytelniczka! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie cały czas nie będzie kolorowo! Nie przesadzajmy :) Ale bardzo dziękuję za tak miły komentarz. Dałaś mi sporo energii! ♥

      Usuń
  4. Ten rozdział jest wspaniały!!! I ten słodki, kochany Marc. <3 Chcę więcej!! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Chciałam go wykreować trochę na niegrzecznego chłopca, ale nie potrafię napisać o nim nic złego XD

      Usuń
  5. Wspaniały rozdział ❤ czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)