wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 38

"Nie wymażę niczego z mojego życia. 
Każda rzecz, nawet najmniejsza rzecz doprowadziła mnie do tego, 
kim jestem teraz. Rzeczy piękne nauczyły mnie kochać życie. 
Rzeczy złe nauczyły mnie jak żyć."



Minęły już dwa tygodnie od pierwszej randki z Marciem. W tym czasie zaczęłam pracę w klubie oraz zapisałam się na studia dziennikarskie. Na razie miałam prowadzić stronę internetową Fc Barcelony. Moim zadaniem było przeprowadzanie wywiadów i ich redagowanie. Podoba mi się to, choć muszę przyznać, że znajomość ze mną bardzo ośmiela chłopaków, co niekiedy jest nawet przeszkodą. Jednak po jakimś czasie każdy z nich potrafi się uspokoić i odpowiedzieć mi na zadane pytania bez podtekstów, żartów lub opowiadania o tym jak to pięknie wpadła im dzisiaj piłka do bramki podczas treningu. Przynajmniej zawsze jest zabawnie. Punktem pierwszym w moim dzisiejszym planie dnia są wykłady. Następnie ruszam na Camp Nou, gdzie przeprowadzę wywiad, z którymś z piłkarzy. Potem muszę ten tekst skleić w spójną całość. Po tym wysyłam wywiad do naczelnego, który daje mi zielone światło, a ja wstawiam to na oficjalną stronę klubu. Gdy skończę swoją pracę Marc obiecał mi, że pokaże mi, gdzie w Barcelonie jest dobra biblioteka, ponieważ wykładowca kazał nam przeczytać pewną książkę. Dlatego trzeba wreszcie wstać i się przyszykować. Najpierw się oczywiście umyłam, a później uczesałam. Włosy związałam w luźnego warkocza. Musiałam się także ubrać. Do tego zestawu chwyciłam jeszcze swoją torebkę, do której spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy zarówno na wykłady jak i do klubu. Chwyciłam swój telefon i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie kawę, którą od razu wypiłam oraz spakowałam sałatkę do pojemnika. Chwyciłam jeszcze butelkę wody z lodówki i już wychodziłam. W drzwiach zderzyłam się z Marciem.
-Cześć mała- przywitał się i mnie pocałował. I ja wtedy przestałam się gdziekolwiek śpieszyć. Ostatnio układało nam się bardzo dobrze. Chociaż to tylko dwa tygodnie naszego związku. Mimo moich studiów, pracy oraz treningów Marca, po których jest wykończony, znajdujemy czas dla siebie. Podobno przygotowanie przed sezonem jest najgorsze, a potem już jest z górki. Przynajmniej tak twierdzi Antonella i Marcuś.
-Witam pana- powiedziałam z wielkim uśmiechem na ustach, gdy tylko się od siebie oderwaliśmy.
-Chciałem zaoferować pięknej pani podwózkę- oznajmił, a ja przewróciłam oczami. Rozmawiałam z nim o tym i wcale nie była to najprzyjemniejsza rozmowa w moim życiu. Owszem, nie pokłóciliśmy się, ale jednak Marc chce postawić na swoim.
-Kochanie...- zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć.
-Wiesz, że jestem uparty i będę przychodził codziennie, aż się zgodzisz?- zapytał dla upewnienia.
-Tłumaczyłam ci, dlacze...- i znowu mi przerwał! Jezu Chryste!
-Bo nie chcesz wzbudzać sensacji- po tych słowach tylko westchnął. Zrobiło mi się go trochę żal. Jednak jeśli zacząłby mnie podwozić to zaraz zwróciłabym na siebie uwagę innych. Co nie oznacza, że teraz jestem całkowicie anonimowa. Oczywiście, że nie, ale połowa osób nie wierzy, że to ja albo mnie nie poznaje. Co innego widzieć kogoś w gazecie, a co innego na żywo. Inni naprawdę nie wiedzą kim jestem. Cóż, a pozostali? Omijam ich szerokim łukiem, ale spławiam jednym słowem. Często w takich sytuacjach pomaga mi Fabio. Studiujemy ten sam kierunek, ale on jest o rok starszy i na drugim roku. Dobrze się rozumiemy i ma kompletnie w tyłku z kim chodzę, a przynajmniej czy jest to ktoś sławny. Chwała mu za to! Jednak było mi szkoda Marca. Nie pierwszy raz próbował mnie namówić. To fakt, że nie chcę wzbudzać sensacji, ale chyba muszę się poświęcić. Nic takiego mi się nie stanie, a jeśli on ma być z tego powodu szczęśliwy to czemu nie. Pożrą mnie żywcem w tej uczelni, ale to się nie liczy.
-Czy to takie dziwne, że twój własny chłopak chce cię podwieźć do szkoły?- zapytał jakby już nic nie rozumiał ani nie miał pomysłów, co ma dalej mówić, abym się wreszcie zgodziła.
-Nie, nie jest dziwne. To kochane- odpowiedziałam- Jedziemy?- spytałam tym razem ja. Ominęłam go i ruszyłam w stronę jego domu, gdzie zapewne na podjeździe stoi zaparkowany któryś z samochodów piłkarza. Chwycił mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie.
-Co się stało, że zmieniłaś zdanie?- zapytał radosny. Gdybym wiedziała, że aż tak bardzo mu na tym zależy... Był szczęśliwy jak małe dziecko.
-Pomyślałam, że i tak ludzie mnie kojarzą i będzie tak dopóki będziemy razem i że Fabio pomoże spławić mi kilka natrętnych lasek w razie czego... No i że tobie zależy- odpowiedziałam. Pocałował mnie delikatnie i krótko, ale i tak to odwzajemniłam.
-Kocham cię, skoczę tylko po torbę i możemy jechać- powiedział i wziął mnie za rękę.
-Ja ciebie też, otwórz mi to poczekam w samochodzie- kiedy doszliśmy do jego domu, a droga zajęła nam całą minutę! Wtedy wręczył mi kluczyk do auta. Dałam mu jeszcze buziaka w policzek i zajęłam miejsca pasażera. Marc udał się do domu po rzeczy na trening. W tym czasie sprawdzałam różne portale społecznościowe. Nic nowego. Skrzętnie omijałam "nowinki" o mnie i o moim chłopaku, kiedy dostałam sms-a od "Przyszły ojciec moich dzieci <3". Tak, sam się tak zapisał. A raczej zmienił swoją nazwę.

"Wziąć ci jogurt?"
"Tak :)"

Jak proponuje to biorę. Zresztą znając jego to nawet gdybym zaprzeczyła to i tak wziąłby mi ten jogurt i stwierdził, że wypiję najwyżej później. Po chwili wyszedł z domu, torbę wrzucił na tylne siedzenie, a sam zasiadł za kierownicą. Podał mi jogurt o smaku pomarańczowo-mangowym.
-Nie piłam jeszcze takiego- oznajmiłam zadowolona, a on się uśmiechnął.
-Niesamowite jest to jak bardzo je lubisz- powiedział rozbawiony.
-To prawdziwy cud- stwierdziłam i oboje się roześmialiśmy.
-Mógłbym podyskutować- zabrzmiał jakby miał naprawdę jakieś mocne argumenty.
-Tak?- byłam ciekawa co zaraz usłyszę.
-Cudem to jestem ja. Tylko popatrz na tą mordkę. Czyż jej można nie kochać?- jak to dobrze, że postanowiłam wypić ten jogurt na uczelni, a nie teraz. Śmiałam się jak głupia, a on razem ze mną.
-Oprócz mnie? Nie, nie można jej kochać- wyjaśniłam krótko, a on pogładził kciukiem moje udo. Zawsze jak jedziemy samochodem to kładzie rękę na moim udzie. Sergi ostatnio się śmiał, że szybko sobie nawyk wyrobił. Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce. Odpięłam pasy.
-To co? Widzimy się na stadionie maluszku- usłyszałam. Posłałam mu promienny uśmiech.
-Jedź ostrożnie- powiedziałam.
-Zawsze to mówisz, gdy jadę sam samochodem- zauważył. Byłam zdziwiona. Nawet ja na to nie zwróciłam większej uwagi. Te słowa same mi się nasuwały.
-Uwielbiam cię- po wypowiedzeniu tych słów, wpiłam się w jego usta. Odpiął sobie pasy, a potem już całował mnie jakby miało nie być jutra.
-Teraz też mnie tylko uwielbiasz?- zapytał, gdy skończyliśmy się całować.
-Jesteś bardzo przekonywujący- stwierdziłam uśmiechnięta.
-Dzwoń jak coś albo pisz. Jak będę mógł to odbiorę- zapewnił. Dobrze o tym wiedziałam, ale i tak było to kochane. Zawsze mnie o czymś zapewnia.
-Tak jest- zameldowałam jak żołnierz. Wtedy zobaczyłam znajomą postać- Ooo... Fabio idzie- powiedziałam.
-Poznaj mnie z nim- wypalił. Wahałam się trochę czy to aby na pewno dobry pomysł. Co innego podwózka pod szkołę, a... Nie mogłam nawet spokojnie przemyśleć sprawy. W sumie nawet nie miałam czasu, aby jakoś dłużej nad tym myśleć- Ludzie i tak będę gadać, a my nie musimy się ukrywać. Gdyby nie fakt, że te hieny już wiedzą, gdzie chodzisz do szkoły to bym cię nawet nie podwoził, ale nie da się inaczej. Żyjmy normalnie i nie myślmy o innych. Dobrze?- jego propozycja była, aż nadto kusząca. Po prostu miał rację. Jesteśmy razem i mamy prawo zachowywać się jak każda inna para zakochanych.
-Masz rację kochanie- powiedziałam- Chodź- wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się w stronę Fabio, który opierał się o murek. Zawsze w tym miejscu na mnie czekał. Marc mocniej ścisnął mnie za rękę, gdy się do niego zbliżyliśmy.
-Witam najlepszą dziennikarkę- przywitał się ze mną i jak zwykle przytulił. Marc objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.
-Fabio to jest Marc, kochanie to Fabio- przedstawiłam sobie chłopaków.
-Cześć- odezwał się pierwszy mój kolega z uczelni. Piłkarz skinął głową i wymamrotał po cichu coś w rodzaju przywitania. Student podał mu rękę, ale Marc udawał, że tego nie zauważył. Dosłownie porozmawialiśmy pięć minut, a potem Fabio musiał już iść. Mimo to dało się zauważyć, że obrońca Barcelony nie pała entuzjazmem do nowo poznanego chłopaka. Był starszy, a zachowywał się jak dzieciak. Jednak podejrzewałam co może być tego przyczyną.  Gdy tylko zniknął z pola widzenia odwróciłam się do Marca.
-Czy to nie był twój pomysł, aby go poznać?- spytałam zdziwiona. Zazwyczaj się nie zachowuje w ten sposób. Fabio wystawia do niego rękę, a on nic.
-Bo nie wiedziałem jak wygląda- odpowiedział.
-Czekaj... Co?- byłam tak zdziwiona jego słowami, że przez chwilę nie wiedziałam czy mówimy o tym samym.
-Jak zobaczyłem jak on wygląda to... Spodziewałem się niskiego, grubego chłopaka w okularach i niezbyt ciekawą osobowością, a tymczasem on wygląda jak ci goście z okładek gazet i w dodatku jest strasznie miły... Nawet dla mnie, a próbowałem mu trochę zrobić na złość, gdy rozmawialiśmy- wyjaśnił, a ja wtedy wszystko zrozumiałam.
-Jesteś zazdrosny- powiedziałam ze śmiechem- Kochanie po pierwsze to ja na razie ciebie widziałam na okładkach gazet i niejedna do ciebie wzdycha, a po drugie wiesz, że cię kocham i to się nigdy nie zmieni- oznajmiłam.
-Tobie ufam, ale jemu nie- zaznaczył. Pocałował go w policzek.
-Ja tobie też ufam, ale twoim fanką już nie. Zachowałeś się jak burak, ale i tak cię kocham- powiedziałam i poszłam w stronę budynku.
-Ja ciebie też- usłyszałam. Odwróciłam się, aby zobaczył, że śmieję się i kręcę głową. On także zaczął się cicho śmiać, włożył ręce w kieszenie i wzruszył ramionami. Stał tam, aż nie weszłam do środka. W pewnych ilościach zazdrość jest dobra w związku. Trzeba być choć trochę zazdrosnym o drugą osobę. Wtedy wiemy, że komuś na nas zależy. Ja się tak poczułam. Kochana i ważna. Chociaż Marc udowadnia mi swoją miłość na każdym kroku. Nie będę w stanie nigdy mu się za to odwdzięczyć. Jedyne co mogę mu dać to moja miłość do niego.
Na wykładach było nawet okej. Przeprosiłam Fabio za zachowanie mojego chłopaka, ale kumpel nie okazał się być zły. Stwierdził, że rozumie Marca i że piłkarz musi mnie bardzo kochać. Na jednej z przerw zadzwoniłam do mojego zazdrośnika. Chwilę porozmawialiśmy, ale zaraz potem musiał wracać do treningu. Po godzinie czternastej udałam się na stadion. Wsiadłam w autobus linii 112 i po piętnastu minutach wsiadłam na przeciwko pięknego Camp Nou. Wyjęłam swój identyfikator i pokazałam go ochroniarzom, ponieważ byli jacyś inni, niż przez ostatnie dwa tygodnie. Weszłam na murawę i przywitałam się z trenerem.
-Dzień dobry trenerze- byłam dość zmęczona na uczelni, ale tutaj od razu nabrałam nowych sił. To miejsce, aż emanuje energią. Poza tym moja praca sprawia mi wiele radości.
-Cześć Vicki. Jak na uczelni?- zapytał. Jak zwykle miły i towarzyski. Luis z każdym zamieni chociaż kilka słów.
-Dziękuję, dobrze. A co u Pana... Znaczy co u ciebie?- zapytałam. Musiałam się poprawić, ponieważ Luis już jakiś czas temu poprosił, abym zwracała się do niego na "ty". Czasami jednak o tym zapominam.
-Bardzo dobrze. Jutro mecz. Będziesz?- zapytał uśmiechnięty. To kolejna jego zaleta. Zawsze jest zadowolony. Oczywiście opieprza zawodników, każe im poprawiać najdrobniejsze błędy, ale generalnie jest bardzo pozytywnym człowiekiem.
-Oczywiście, że tak- wyszczerzyłam się. Od dziecka byłam Cule i teraz też nią jestem. Od kołyski, aż po grób, Barcelona to mój klub! Zarówno kilka lat temu jak i dzisiaj kibicowanie Dumie Katalonii sprawia mi bardzo wiele radości i satysfakcji.
-Dzisiaj przeprowadzasz wywiad z Sergim- zaśmiał się trener.
-Będzie ciekawie- stwierdziłam.
-To na pewno. Dlatego się śmieję. Sergi to straszna gaduła, a w szczególności, gdy kogoś polubi. Traktuje cię jak siostrę- powiedział. Dobrze o tym wiedziałam i byłam szczęśliwa, że mam kogoś takiego obok. Był dla mnie bardzo miły od samego początku. To taka pozytywna duszyczka, która jest bardzo ufna wobec innych ludzi. 
-A ja go jak brata- odpowiedziałam z uśmiechem. Taka była prawda. Kochałam go jak starszego brata. Jest zabawny i wiecznie uśmiechnięty, ale kiedy trzeba potrafi być również poważny i pomóc przyjaciołom. W ogóle to taki typ człowieka, który chętnie pomaga wszystkim wokół i to jest piękne. Wierzy w ludzi, a oni w niego- Pójdę przygotować się do wywiadu- powiedziałam i poszłam na trybuny. Wyjęłam zeszyt A4, w którym miałam zapisane różne pytania. Skleiłam listę, która pomoże mi przeprowadzić wywiad z Sergim. W międzyczasie piłam jogurt, którego nie zdążyłam wypić. Musiałam wyglądać komicznie z tymi zakreślaczami, długopisami i kartkami, a w dodatku z jedzeniem. Po kilku minutach byłam już gotowa.
-Vicki! Sergi już jest gotów!- zawołał mnie trener.
-Już idę!- odkrzyknęłam i popędziłam na dół. Luis poszedł do pozostałych chłopaków i zaczął im coś tłumaczyć i pokazywać.
-Cześć siostra- przywitał się Sergi i mnie przytulił, jednocześnie podnosząc do góry.
-Cześć brat- powiedziałam i pocałowałam go w policzek. 
-Jak tam moja studentka?- zapytał wesoło.
-Studentka dobrze- wyszczerzyłam się- A mój piłkarz?
-Ja chce wakacje- zajęczał, a ja zaczęłam się śmiać. Cały Sergi. Kocha piłkę i wszystko z nią związane. Także treningi, ale zdecydowanie woli grać w nogę bez obowiązków. Wiecie... Przyjść na mecz, pograć, wygrać oczywiście i do domu, a może nawet na Seszele. Ale kto tak nie ma? Przeszliśmy do pokoju, gdzie przeprowadzane są wywiady. Przywitałam się tam z fotografem- Javierem. Chłopak robi zdjęcia podczas wywiady, wybiera kilka i pomaga mi je wstawić na stronkę. Takie urozmaicenie tekstu. Osobiście lubię, gdy są jakieś fotki, więc jestem zadowolona. 

-Sergi, jak oceniasz przygotowanie do jutrzejszego meczu?
-Vickuś... Wiesz, że cię kocham- zaczął, a ja miałam ochotę go już udusić. 
-Ja ciebie też, ale wiesz, że ty sobie pójdziesz do domku, a ja będę musiała to jeszcze napisać i wrzucić na stronę?- zapytałam, aby był tego świadomy. Lojalnie go uprzedziłam. 
-Kocham cię- powtórzył i posłał mi buziaka w powietrzu, a ja udałam, że go złapałam- Nasze przygotowanie uważam za bardzo dobre, ale Villareal jest dobrą drużyną.
-Powroty po wakacjach bywają ciężkie. Damy radę?
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, abyś ty i inni kibice Barcelony mogli świętować- uśmiechnęłam się na te słowa i pokręciłam głową. 
-Krążą plotki o twoim domniemanym transferze. Fani są ciekawi twojego stanowiska w tej sprawie.
-Wiedziałabyś o tym. Nie, nie przenoszę się nigdzie. Mój dom jest w Barcelonie. Odejdę wtedy, gdy klub będzie tego chciał. Mam nadzieję, że nigdy to nie nastąpi.
-Nie tylko kibic, ale i fan.
-Od dziecka i już na zawsze.
-Ciężko o pierwszy skład w takiej drużynie jak Barcelona. Myślisz, że będziemy oglądać cię coraz częściej.
-Tego nie wiem, ale zrobię wszystko, aby tak było. Dlaczego twierdzisz, że ciężko o pierwszy skład?
-Mamy świetnych zawodników na każdej pozycji- odpowiedziałam i tym samym poczułam się jkaby to on przeprowadzał ze mną wywiad.
-Podoba mi się to.
-Co takiego?
-Zawsze jak mówisz o Barcelonie to słyszę mamy, będziemy, damy i tak dalej. Nie jesteś tylko dziennikarką, ale i prawdziwą Cule z krwi i kości.
-Od dziecka i już na zawsze- powtórzyłam jego słowa- Nie odczuwasz presji ze strony kibiców?
-Nie wiem czy mogę nazwać to presją. Chyba nie. Wiem, że liczą na nas i żaden z nas nie chce ich zawieść.
-Kibice są dla ciebie ważni?
-Bardzo. Najważniejsza w futbolu jest według mnie pasja i kibice. Bez jednego i drugiego nie ma po co wychodzić na boisko.
-Barcelona ma szczęście. stadion zawsze jest pełny.
-I za to chciałbym podziękować każdemu kto chociaż raz podziwiał nas na Camp Nou. Dziekuję również kibicom, którzy oglądają nasze zmagania w tv. Tobie też Vicki.
-Myślisz, że wsparcie bliskich osób jest dla piłkarza ważne?
-Szalenie! Bez tego byłoby każdemu z nas bardzo ciężko. Dlatego chciałbym skorzystać z okazji i podziękować. Mogę?
-Oczywiście.
-Dziękuję mojej mamie, która zawsze wspiera mnie i mojego brata. Marc tobie też dziękuję. Mojej dziewczynie, Coral, dzięki której się nie poddaję. Tobie Vicki także. I całej drużynie oraz trenerowi.
-Nie ma za co- posłałam mu ogromny uśmiech- Z twojej wypowiedzi można wywnioskować, że zarówno zawodnicy jak i trener pozostają w świetnych relacjach.
-Bo tak jest. Każdy z nas wzajemnie się wspiera. Starsi zawodnicy pomagają młodszym. Trenera mamy wspaniałego. Potrafi nie tylko kogoś porządnie zbesztać, ale i pocieszyć, jeśli jest to konieczne. W tym klubie czujesz się jak w domu. To fantastyczne, że mogę tu grać oraz, że mogę ich nazwać moją drugą rodziną.
-Jak myślisz, co znaczy dla innych Camp Nou?
-Dla kibiców Realu to znienawidzony stadion, na którym ich drużyna od czasu do czasu przegrywa. Dla kibiców Barcelony to świątynia. Mimo to trzeba przyznać, że Camp Nou jest piękne. Nie ważne komu kibicujesz, ten stadion i tak robi wrażenie. 
-A dla ciebie co on znaczy?
-Jest moim drugim domem. Uwielbiam go. Nie. Teraz skłamałem. Ja go kocham. Ta atmosfera jest nie do podrobienia. Żaden inny stadion nie ma tego czegoś, co ma Camp Nou. Tam wyczuwa się jakąś magię. Murawa jest tam inna, bramka, światło... Wszystko wydaje ci się znajome, takie samo jak na każdym innym stadionie, ale nie jest. To magiczne miejsce. Odkąd pamiętam marzyłem, aby tu grać.
-Jak widać marzenia się spełniają. Musiałeś ciężko na to zapracować.
-Każdy z nas na to ciężko pracował. Na treningach dajemy z siebie wszystko.
-Wymagania rosną z wiekiem?
-Hmm... Myślę, że raczej nie. Stają się większe to prawda, ale nie odczuwasz tak tego, ponieważ im jesteś starsza, tym więcej potrafisz wziąć na swoje barki. Poza tym Barcelona od zawsze była wymagającym klubem.
-Masz jakieś przeczucia co do tego sezonu?
-Że będzie niezapomniany. A ty?
-Będzie jednym z najlepszych. Przynajmniej taką mam nadzieję.
-Ja również.
-Chciałbyś dodać coś na koniec?
-Tak, przecież mnie znasz. 
-Dlatego pytam- roześmiałam się, a on ze mną.
-A więc chciałbym powiedzieć, że to był mój najlepszy wywiad w życiu i liczę na więcej z tobą w roli dziennikarki- zakończył, a ja wyłączyłam dyktafon i uściskałam Sergiego.

-Kocham cię, ale i tak jesteś niemożliwy- powiedziałam rozbawiona.
-Ja ciebie też dziennikareczko. Serio podobały mi się pytania- przyznał.
-Victoria, mogę cię prosić?- usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam redaktora naczelnego. Czyżbym miała kłopoty? Coś źle zrobiłam? Nie mówcie, że on tu stał. 
-Przepraszam- zwróciłam się do Roberto i podeszłam do mojego szefa- Tak?
-Nie bój się- roześmiał się, gdy zobaczył moją minę- Chciałem ci tylko powiedzieć, że dobrze by było, gdybyś podesłała mi tekst bez pomijania pytań Sergiego. Myślę, że dobrze by było, gdybyśmy pokazali waszą relację. Wywiad będzie ciekawy- powiedział. Byłam zaskoczona, ale nawet nie miałam nic do powiedzenia. To mój szef.
-Oczywiście- potwierdziłam i się uśmiechnęłam- A teraz przepraszam, ale wrócę do pracy- dodałam.
-Powodzenia- stwierdził i już go nie było. Czyli był podczas wywiadu.
-Czego chciał?- zapytał od razu Sergi.
-Żebym nie pomijała twoich pytań ani wypowiedzi typu "tobie też dziękuję"- wyjaśniłam.
-A chciałaś to pominąć?- udawał obrażonego.
-A nie?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie ze śmiechem.
-W takim razie lubię tego gościa- wyznał ze śmiechem- Powiem Marcowi, że już skończyliśmy- oznajmił i pocałował mnie w policzek. Ja natomiast zasiadłam obok Javiera, który wrzucał zdjęcia na swojego laptopa i miał zamiar je obrobić. Ja musiałam napisać ten tekst i wysłać naczelnemu. Zajęło mi to dwadzieścia minut. Teraz tylko czekałam na odpowiedź od szefa. Javier miał dużo większą swobodę i sam wybierał zdjęcia.
-Skończyłem- wyznał zadowolony.
-Mogę spojrzeć?- zapytałam.
-Pewnie- odpowiedział i odwrócił lapka w moją stronę. Muszę przyznać, że fotki wyszły naprawdę ładnie. Uśmiechnięci, roześmiani, kontakt wzrokowy. Jest super- A na koniec to- pokazał mi zdjęcie, na którym przytulam się z piłkarzem.
-Świetna robota mistrzu- pochwaliłam go. Musiałam się przyzwyczaić do tych wszystkich zdjęć.
-Dziękuję. Tobie też wywiad wyszedł. Będzie mega. Mało który dziennikarz może pochwalić się takimi relacjami, a kibice to cenią. Wiem po sobie. To chwyta. Coś ci powiem tylko nie krzycz, ok?- zapytał.
-Zaczynam się bać.
-Po prostu znam twój stosunek do takich rzeczy.
-No dawaj, może oboje przeżyjemy to pytanie- po tych słowach oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Nadawałabyś się na modelkę. Jesteś bardzo fotogeniczna. Zaangażowałem się w pewien projekt czysto charytatywny. Robimy zdjęcia ze znanymi kobietami i nie mów mi, że nie jesteś znana. Czasami mam wrażenie, że WAG's wyskoczą mi z lodówki- zażartował- Malujemy modelki tak, aby wyglądały na pobite i promujemy akcję "stop przemocy wobec kobiet". Co ty na to? Myślałem również o Antonelli, Shakirze, Raquel, Romarey, Joanie, Rafelli, Sofii,  Coral, Aslihan, Danielli i Elenie. Wszystkie WAG's. Do mnie należy wybranie modelek. Co o tym myślisz? Oczywiście dam ci czas na zastanowienie się- wyjaśnił. Nie powiem, zaskoczyła mnie jego propozycja. Nie wiem czy bym się w tym odnalazła. Nie jestem modelką. 
-Myślę, że powinnaś wziąć w tym udział- usłyszałam głos mojego ukochanego. Odwróciłam się do niego zdziwiona. Nie słyszałam jak tu wchodził. Co się dzisiaj ze mną dzieje?
-Cześc Marc- przywitał się z nim uśmiechnięty Javier.
-Siemka Javi- widać, że miał dobry humor.
-Ja się do takich rzeczy nie nadaję. Nie wiedziałabym co mam robić. Zdecydowanie lepiej się czuję w innej roli. Nie wiem... Mogę ci pomóc nagłośnić całą akcję- zaproponowałam. 
-Vicki ja robię wam zdjęcia. Znasz mnie i chętnie ci pomogę podczas sesji. Nie będę was wszystkich traktował jak Joany czy Shakiry. Spokojnie. Po prostu się zastanów i daj mi znać. Stoi?- zapytał i wyciągnął do mnie rękę.
-Stoi- podałam mu dłoń, choć byłam pełna obaw. Marc pociągnął mnie do góry, a sam usiadł na krześle, po czym posadził mnie sobie na kolanach. Porozmawialiśmy trochę na różne tematy. Po jakimś czasie dostałam wiadomość od szefa.

"O to mi chodziło :) Wrzucajcie tekst i zdjęcia! Miłego dnia dla ciebie i Javiera."

-I co wrzucamy?- zapytał Javier.
-Tak. Szef życzy nam miłego dnia- powiedziałam. Zanim cokolwiek zrobiliśmy Marc musiał przeczytać wywiad, ponieważ Sergi mnie pochwalił. Chłopak pocałował mnie w czoło.
-Moja zdolniacha- wyszeptał i nadal mnie obejmował. Nawet nie chciało mi się schodzić z jego kolan. Szybko skończyliśmy pracę z fotografem i mogliśmy iść do domu. Rozstaliśmy się przed Camp Nou. Pożegnaliśmy się, a Javier jeszcze się odwrócił.
-Zastanów się!- krzyknął i wsiadł do samochodu. Uniosłam kciuka w górę, aby pokazać mu, że zrozumiałam. Marc mnie objął. 
-Naprawdę powinnaś wziąć w tym udział- oznajmił.
-Nie wiem. Popatrz jak inne dziewczyny wyglądają. To super laski, takie 11/10, a ja...- nie zdążyłam nawet dokończyć, a już mi przerwał.
-Jesteś najpiękniejsza. Musisz bardziej uwierzyć w siebie. Możesz komuś pomóc w ten sposób- powiedział.
-Tylko dlatego się nad tym zastanawiam- wyznałam i westchnęłam.
-Nie wiem czemu tak marudzisz. Jesteś śliczna, więc nie ma czego się bać. Zdjęcia wyjdą wspaniale.
-A wiesz, że nie jesteś obiektywny? Jesteś moim chłopakiem. To normalne, że tak mówisz- wyjaśniłam. 
-Javier też tak powiedział. inaczej nie zaproponowałby ci sesji- zauważył. 
-Ochh... Wsiadajmy już i jedźmy- poprosiłam i wsiadłam do auta.
-Do biblioteki piękna?- zapytał, a ja się uśmiechnęłam.
-Oczywiście brzydalu- odpowiedziałam i go pocałował. Po kilku minutach byliśmy już przy budynku. Weszłam sama, ponieważ piłkarza od razu by rozpoznali. Po chwili wyszłam z książką w ręce.
-Sprawdziłem czym możesz tu dojechać. Najlepiej gdybyś wzięła taksówkę, jeśli ja nie będę mógł, ale wiem, że tego nie zrobisz, więc autobus nr 202, 103 i 03- powiedział.
-Kochany jesteś i tak dobrze mnie znasz- uśmiechnęłam się. To naprawdę słodkie, że tak się o mnie troszczy. Przecież mogłam sama sobie sprawdzić, ale i tak mnie wyręczył. 
-Może coś zamówimy na kolację?- zapytał, gdy już jechaliśmy do domu.
-Jasne, na co masz ochotę?- spytałam. 
-Kochanie, pytanie na co ja nie mam ochoty- stwierdził ze śmiechem.
-Trzeba było mówić, że jesteś głodny to byśmy od razu gdzieś poszli i zjedli- stwierdziłam.
-Właśnie dlatego ci nie mówiłem- wyszczerzył się- Fajniej się je, gdy jesteśmy sami. Nikt się na mnie nie gapi, nie robi nam zdjęć, mogę zamówić chińszczyznę i nikt nie będzie opisywał, że nie zbyt umiem jeść pałeczkami i mogę cię pocałować- wymieniał.
-Kuszące, nie powiem, że nie- oznajmiłam- To co zamawiamy?
-Chińszczyzna?
-Chińszczyzna- zgodziłam się. Tak też minął nam dzisiejszy wieczór. Obejrzeliśmy film, zjedliśmy i poprzytulaliśmy się. Marc namówił mnie, żebym dzisiaj u niego spała. Usnęłam dość wcześnie. Nie wiem co mnie tak zmęczyło, ale jednak poczułam się jakbym pracowała od wczesnego ranka, aż do północy. Przyjemnie było zasnąć w jego ramionach.


Taki o niczym, ale jest. Przepraszam za małe opóźnienie. Co o tym myślcie? I jak Wam się podoba długość? Czy Fabio namiesza? A może to Marc coś zepsuje? A może Vicki, która nadal jest bardzo młoda? 



































5 komentarzy:

  1. No wytrwałam!�������� Ale ten rozdział taki awww������ Zazdroszczę Vick takiego Marca�������������� Niech nic się nie psuje xd������������ Bogini wszech i wobec������������������������

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :) ma zostać jak jest :)

    NY

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak coś zepsujesz, to nie ręczę za siebie!! :p Nie no, podoba mi się ten rozdział, ale czekam jednocześnie na następny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodasz zdjęcie Fabio do bohaterów opowiadania? Proszeeee :) :) :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)