niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 25

"Podziwiać należy wielkie czyny,
 a nie wielkie słowa".

-Ooo... Maluszek myślał, że jej powiem- gadał jak do małego dziecka. Dostał oczywiście za to "cios" w ramię- Uważaj bo umrę zabijako- nabijał się ze mnie. Próbowałam pozostać poważna, ale jak w większości przypadków to bywa- nie udało się. Ciekawe dokąd jedziemy...
Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przy jakimś lesie. Marc wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo i rzuciłam mu pytające spojrzenie.
-Ty, ja, las zaczynam się ciebie bać Marcuś- powiedziałam rozbawiona. Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem głupia, że nie powinnam się śmiać, a być potwornie przerażona. Jednak nie byłam. Nie wiem jak to wytłumaczyć bo nigdy tego nie doświadczyłam, ale... Ale przy Marcu czuję się bezpiecznie... To dziwne uczucie... Jakby nic nie mogło mi się stać. Po prostu wiem, że mogę na niego liczyć w każdej chwili.
-Tak zaraz cię zgwałcę tutaj maluchu- odpowiedział również rozbawiony. Podszedł do mnie i chwycił za dłoń. Szybkim i zwinnym ruchem pociągnął mnie za sobą- Chciałem ci coś pokazać- wyjaśnił. Dorównałam mu kroku i wtedy puścił moją rękę.
-Co takiego?- zapytałam zaciekawiona.
-Coś wartego uwagi- odpowiedział tajemniczo. Znaleźliśmy się na jakieś polanie. Muszę przyznać, że było tu pięknie. Wokół rosły wysokie drzewa oraz krzewy z owocami. Słońce oświetlało "pustkę" miedzy drzewami. Trawa wydawała się tu bardziej zielona i bardziej soczysta, niż gdziekolwiek indziej.
-Jak tu ładnie- powiedziałam zachwycona.
-To jeszcze nic malutka- stwierdził z dużym uśmiechem na ustach- Patrz tam! Szybko!- zawołał. Chwycił mnie za ramię, aby mnie odwrócić, a drugą ręką wskazał na krzak. Stała tam malutka wiewiórka z czymś w łapkach i gryzła to coś. Wniebowzięta wyjęłam migiem telefon i zrobiłam jej zdjęcie. Po chwili jednak zwierzątko uciekło.
-Skąd ty znasz takie miejsca?- zapytałam zdumiona. Nie podejrzewałabym go o takie coś. Jednak bardzo mi się to podobało.
-Chodź dalej- rozkazał uśmiechając się. Zrobiłam to co kazał- Często tu przychodziliśmy z Sergim na wagary, pomyśleć, pogadać, odpocząć- wyjaśnił.
-Który z was znalazł tą miejscówkę?- spytałam jak zwykle ciekawa.
-Byliśmy na wagarach. Mieliśmy wtedy 15 lat. Postanowiliśmy się przejść po lesie i jakoś tu dotarliśmy- opowiedział mi trochę. Znaleźliśmy się obok jakiegoś strumyczka i małego mostku. Wyglądało to nieziemsko. Czułam się jakbym była w innym świecie- Potem okazało się, że znaleźliśmy tamtego dnia miejsce z legend. Mama Sergiego usłyszała kiedyś o pewnej parze, która kochała się na zabój. Ona mieszkała w Hiszpanii, on we Francji. Poznali się przez internet. Aby się spotkać musieli pokonać wiele kilometrów. Ustalili więc, że będą się spotykać równo w połowie drogi. Nikt nie wiedział, gdzie to dokładnie było. Wiedziano tyle, że tu gdzieś w Walencji przy jakimś strumieniu. Na mostku mięli napisać
"Issabelle i Jean ❤ Miłość, która zaczęła się w połowie drogi, nie tylko do dorosłości". Chodź tu teraz i zobacz- weszłam za nim do wody, która była bardzo zimna, ale przyjemna. Weszliśmy pod most, a tam przeczytałam ten sam napis, o którym mówił Marc. Nigdy nie wierzyłam w takie opowieści. Jednak dzisiaj przekonałam się, że niektóre z nich są prawdziwe. Ta para musiała się naprawdę kochać. To takie romantyczne. Chciałabym kiedyś przeżyć coś takiego.
-A gdzie ten bad boy?- zapytałam go z uśmieszkiem na ustach. Zgrywa takiego twardego, ale dobrze wiem, że jemu też się to miejsce niezmiernie podoba. 
-Nadal tu jestem i nadal zły- odpowiedział z cwaniackim uśmiechem.
-Na razie widzę tu grzecznego chłopca, któremu podoba się to miejsce- stwierdziłam pewna siebie. Chciałam, aby przyznał w końcu, że udaje tego złego. W rzeczywistości jest miłym, wrażliwym, utalentowanym, upartym, przyjacielskim, kochanym i lojalnym chłopakiem, który został skrzywdzony. Mimo jego wybuchów złości, temperamentu, skłonności do obrażania się, zawziętości, ciągłego zakładania maski czy nieufności jest wspaniałym facetem. Podziwiam go za wszystko, co robi. Podniósł się, gdy był na samym dnie. Jest zawsze gdy go potrzebuję. Jest niesamowitym piłkarzem, ale i człowiekiem. Bo mówcie, co chcecie, ale piłkarz to nie tylko zawód. To osobowość, to człowiek.
-Gdybyś wiedziała jakim bad boyem byłem jak Sergi przyprowadził tu jakiegoś pustaka- stwierdził z nutką irytacji, ale także z pewnym rozbawieniem.
-A co ty bratu dziewczyn zabraniasz tu przyprowadzać- powiedziałam ze śmiechem.
-Dziewczynę tak, a nie jakieś pustaki. Gdyby przyprowadził tu Coral to w sumie nie miałbym nic przeciwko, ale od tamtego zdarzenia już nie przyprowadził tutaj ani jednej laski- ostatnie słowa mówił wręcz z dumą. Z kim ja żyję? Usiedliśmy sobie przy wodzie, tak aby moczyć w niej nogi. 
-A ty nie przyprowadziłeś tu nigdy nikogo?- spytałam trochę przestraszona, że będę pierwsza. Nie wiem czemu się bałam. 
-A co chciałabyś być pierwsza?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Szczerze powiedziawszy to mnie zamurowało. Nie znałam odpowiedzi. Chciałam? A może jednak nie? Wzruszyłam tylko ramionami- Sergi urwałby mi łeb, gdybym ci tego nie pokazał. Będzie się pewnie cieszył bo jesteś pierwszą osobą, którą tutaj przyprowadziłem- oznajmił, a na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Poczułam takie ciepło w środku... No i trochę się chyba zarumieniłam. Proszę, niech on tego nie zauważy. Zakryłam twarz we włosach.
-Maluszek się zawstydził- powiedział, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Chwycił mnie w talii tak, że położyłam się na jego kolanach, a twarz miałam zwróconą ku niemu- Powiem ci, że nawet, nawet ci w tych rumieńcach- nabijał się dalej, a po chwili zaczął mnie łaskotać. Śmiałam się tak głośno, że musiały mnie chyba słyszeć w samej Barcelonie. W końcu się uspokoiliśmy i postanowiliśmy, że poczekamy, aż wyschną nam nogi. Położyliśmy się na trawie i odpoczywaliśmy.
-Dziękuję, miałaś rację- powiedział nagle Marc. Spojrzałam na niego zdziwiona- Miałaś rację, że chciałem zobaczyć, spotkać się, odwiedzić... Nie wiem jak to nazwać... Chciałem pojechać do rodziców. Dziękuję, że byłaś wtedy przy mnie. Przepraszam. Wcale nie myślałem tak jak powiedziałem, że byłaś upierdliwa- wyznał, a mnie to zszokowało. Niech mi teraz ktoś powie, że on nie jest kochany. Nadal patrzyłam mu w oczy i delikatnie się uśmiechałam.
-Myślałeś, że jestem o to zła?- zapytałam.
-Nie tyle, co zła, ale mogło ci to sprawić przykrość, a tego nie chciałem- wyjaśnił, a ja pocałowałam go w policzek. Tym razem to on miał oczy jak pięć złoty i ewidentnie mnie nie rozumiał. 
-Wiedziałam, że tylko tak mówisz i było to nawet śmieszne. Dobrze wiem, że byś mnie nie skrzywdził- powiedziałam rozanielona.
-Skrzywdzić cię skrzywdziłem i pewnie jeszcze to zrobię, ale nigdy tego nie chciałem, nie chcę i nie będę chciał- zapewnił. 
-Wiem, dlatego też ci ufam- oznajmiłam spokojnie. Przytuliłam go, a on mnie mocniej objął. 
-Też ci ufam- usłyszałam po chwili.
-Mam nadzieję- powiedziałam ze śmiechem.
-Wątpiłaś kiedyś we mnie?- zapytał niczym Sherlock Holmes. 
-W ciebie? Nigdy- odpowiedziałam. 
-Gdyby działo się coś złego to byś mi powiedziała prawda?- spytał.
-Jasne, że tak- nawet nie myślałam nad tym co mówię. Odpowiedź była oczywista. Nie musiałam się nad tym zastanawiać.
-Obiecujesz?- dopytywał.
-Obiecuję- dałam mu moje słowo- Ale to działa w dwie strony. Obiecujesz to samo?- dodałam.
-Obiecuję malutka- po tych słowach pocałował mnie w głowę. Poleżeliśmy jeszcze kilkanaście minut i rozkoszowaliśmy się swoim towarzystwem oraz wszystkim wokół nas. W pewnym momencie postanowiliśmy się już zbierać, ponieważ zaczynało robić się ciemno. Marc spojrzał na zegarek w telefonie i wtedy okazało się, że jest już 22. Mój niestety się rozładował. Spędziliśmy tu tyle godzin. To było aż niewiarygodne. Poszliśmy w stronę samochodu. Ruszyliśmy w stronę domu cioci Manueli.
-Dziękuję za ten dzień- odezwałam się. On uśmiechnął się szeroko.
-Nie ma za co malutka. Ja tobie też dziękuję- powiedział i pogładził mnie po włosach. Zaczął dzwonić mu telefon.
-Odbierzesz?- zapytał i próbował wyciągnąć komórkę z kieszeni spodni. Jednak nie zbyt sobie z tym radził. Popatrzył na mnie błagalnie, a ja przewróciłam oczami i wyjęłam mu ten telefon, po czym nie patrząc kto dzwoni,odebrałam.
-Marc, nareszcie! Gdzie ty jesteś? I gdzie jest Vic? Czyś ty zgłupiał kompletnie? Jesteście razem? Czemu ona nie odbiera? Jest już ciemno, późno, a ona nie zna miasta- mówiła zdenerwowana.
-Ciociu spokojnie,jestem z Marciem. Rozładował mi się telefon, dlatego nie odbierałam, ale już jedziemy do domu- zakomunikowałam. Słyszałam jak kobieta głośno wypuszcza powietrze z ust.
-Całe szczęście. Denerwowałam się, ale z Marciem nic ci nie będzie. Jedźcie ostrożnie. Jesteście głodni?- dopytywała. Cała ciocia. Jak zwykle dba o wszystkich tylko nie o siebie.
-Ciociu połóż się już spać bo jutro idziesz do pracy. Odpocznij, a my jak będziemy głodni to zrobimy sobie coś na szybko- poinformowałam Hiszpankę.
-Dobrze to tylko mi jeszcze powiedz za ile będziecie- poprosiła.
-Marc za ile będziemy w domu?- zwróciłam się do piłkarza.
-Ale w którym? Na Camp Nou, u nas, że u nas, na...- nie dane było mu skończyć. Piłkarz był widocznie rozbawiony.
-Twoja mama pyta głupku- poinformowałam go wesoło.
-Mamo ona mnie wyzywa!- krzyczał i się śmiał.
-Błagam cię Vic, jak wysiądziecie to go walnij, ale tak porządnie- powiedziała Manuela, a ja wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Spojrzałam znacząco na Marca.
-Za pół godzinki będziemy- szepnął.
-Dobrze, za pół godziny będziemy w domu- poinformowałam ciocię.
-Ok, to ja idę spać, jedźcie ostrożnie- pouczyła nas jeszcze.
-Jedziemy, dobranoc- powiedziałam i się rozłączyłam. 
-Masz jechać ostrożnie i mam cię walnąć jak wysiądziemy- oznajmiłam wesolutko. On tylko się uśmiechnął i przyśpieszył. Typowy facet. Zawsze na odwrót. Jeszcze chciał żebym włożyła mu z powrotem telefon do kieszeni. Jego niedoczekanie! Położyłam mu jego własność na desce rozdzielczej. Zatrzymaliśmy się jeszcze na małej stacji benzynowej, aby zatankować samochód. Marc chciał iść zapłacić, ale wtedy i ja wysiadłam.
-Idę z tobą- zakomunikowałam. Piłkarz spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Ktoś tu się boi. Ja cię obronię, jestem twoim bohaterem- wręcz wyśpiewał i zablokował samochód. Jak on to jeszcze pamięta? Przeważnie mężczyźni nie pamiętają takich "głupot". Podszedł do mnie i zarzucił mi swoją rękę na ramiona. Oczywiście przepuścił mnie również w drzwiach. Czasami mu się zdarza pobawić w dżentelmena. 
-Bierzemy jeszcze coś słodkiego- zarządził.
-Czekoladę do picia- oznajmiłam, a on przybił mi piątkę. Obsługiwał nas miły, starszy pan. Marcuś objął mnie od tyłu jak to miał nieraz w zwyczaju. Zarzucał swoje ramiona na moje i opierał swoją głowę o moją. Nasz napój właśnie się robił, a sprzedawca do nas zagaił.
-Pasujecie do siebie. Widać, że się kochacie. Szanuj ją chłopaku- powiedział i podał nam czekoladę w kubku. 
-Będę. Dziękujemy i do widzenia- zapłacił i wyszliśmy. Spojrzałam na niego kątem oka, ale jednak to zauważył. Wsiedliśmy znowu do auta.
-No co?- zapytał w końcu. Wiedziałam, że to zrobi. 
-Nie wiedziałam, że jesteśmy razem- odpowiedziałam ze śmiechem.
-Powiedziałem tylko, że będę cię szanować- powiedział dumny.
-Aaa to przepraszam pana- po tych słowach upiłam łyk napoju, który smakował nieziemsko.
-Poczekaj nic nie rób!- nakazał mi w jednej chwili. 
-A oddychać mogę?- spytałam.
-Skoro musisz- odpowiedział i chwycił swój telefon. Napił się także swojej czekolady i przybliżył się do mnie. Zrobił nam zdjęcie. Okazało się, że mamy "wąsy" z czekoladki. Fotografia wyszła naprawdę fajnie. Marc dodał je na różne portale społecznościowe i podpisał: "23:10? Czekolada? Tylko z nią ;*". 
-Jaki kochany- powiedziałam i go przytuliłam. Gdy się już od siebie odkleiliśmy, Bartra jednym zwinnym ruchem starł z mojej twarzy resztki napoju. Ja zrobiłam to samo z jego buzią. Następnie ruszyliśmy do domku. Po ponad dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Chłopak zaparkował samochód w garażu i weszliśmy do mieszkania. Zdjęliśmy po cichu buty i poszliśmy do kuchni. Postanowiliśmy odgrzać sobie pizzę, która leżała w zamrażarce. Po kilku minutach siedzieliśmy z sokiem pomarańczowym i włoskim daniem na kanapie przed telewizorem. Przykryliśmy się kocykiem i przyciszyliśmy odbiornik tak, aby nie obudzić domowników. Akurat lecieli "Szybcy i Wściekli". Oboje uwielbiamy ten film, więc obowiązkowo musieliśmy obejrzeć 5 część. 



Mamy i 25 rozdział:) Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam :/ Nie mam na to usprawiedliwienia :/ Jak Wam się podoba? Jak widzicie relacje Marca i Vicki? Jaki jest Marc dla innych, a jaki dla Vic? A może nie widać różnicy? A Vicki? Coś Wam utkwiło w głowie? Co się Wam najbardziej podobało?


























15 komentarzy:

  1. Sztos💟💟💟Niech oni będą w końcu razem no😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  2. *Aww* popłakałam się ! To takie słodkie! Czekam na ten pocałunek a doczekam się? Marc dla Vicki jest zupełnie inny !!! Ona chyba coś do niego czuje, te rumieńce ! Kiedy next? Powiedz że niedługo ! / wierna czytelniczka !

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli mam być szczera to uważam , że za długo przeciągasz etap przyjazni to było fajne i świetnie to ułożyłaś ale kilka rozdziałów do tyłu. Drugie to niezbyt podoba mi się ,że Marc mówi do niej maluszek , maluch to sprawia wrażenie że traktuje ją jak dziecko a przecież wiadomo że tak nie jest. Mam nadzieje ,że nie uraziłam Cię tym co napisałam nie miałam takiego zamiaru. Naprawdę bardzo, bardzo lubie to opowiadanie , ale uważam że w komentarzach powinna być szczera opinia :) Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznaję tylko szczere KL komentarze :) nie uraziłaś mnie, ponieważ każdy ma prawo do swojego zdania :) Z tym maluszkiem, maluchem to chodziło mi bardziej o to, że Vic jest niska, mlodsza od Marca o 6 lat, a on sam o nią dba i opiekuje się nią :) Ale dziękuję za opinię ❤

      Usuń
  4. Już myślałam, że przy tej czekoladzie się pocałują. Ale gdzie! :D mam nadzieję, że w natepnym rozdziale będzie więcej pikanterii. :* życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już myślałam, że przy tej czekoladzie się pocałują. Ale gdzie! :D mam nadzieję, że w natepnym rozdziale będzie więcej pikanterii. :* życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Marcuś jest taki słodki. <3 A to na stacji? Awww... Kocham ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero znalazłam twoje opowiadanie i dlatego piszę dopiero teraz. Kocham twojego bloga.
    ~Ana

    OdpowiedzUsuń
  8. O mój Boziu to jest takie ckpalckdllckvoapspvkosv i słodkie i kochane i clslskwlc i kfpspcoodsl i ogpspkdkc ❤❤❤❤ i wgl Marc omg cospkcksk ❤❤ nie mogę sie doczekać następnego ;**

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)